Średnia Ocena:
Więcej niż możesz zjeść. Felietony parakulinarne
Zestaw publikowanych przez Dorotę Masłowską w magazynie "Zwierciadło" w latach 2011-2013 tekstów o jedzeniu. Tekstów, które jednak mocno odbiegają od tradycyjnego pojęcia rubryki kulinarnej, jeśli go wręcz jawnie nie przedrzeźniają. Zilustrowane przez wybitnego rysownika Macieja Sieńczyka, przewrotne w formie i treści, nie uchylają się od szerszej refleksji socjo - antropologicznej. "Wszyscy wiedzą, że piszę książki, że nagrywam płyty, a mało kto domyśla się, że w wolnym okresie też trochę jem. O tym nieujawnianym do tej pory fakcie pisałam do magazynu »Zwierciadło« felietony; przez 2 lata prowadziłam tam rodzaj rubryki spożywczej, w którym z właściwą sobie swadą opisywałam jedzone jedzenie. Te grubymi nićmi szyte refleksje kulinarne stanowiły jednak wyłącznie pretekst dla rozważań szerszych: chwalenia się zagranicznymi podróżami, opisywania potknięć moralnych znajomych, czy ujawniania drastycznych szczegółów ze własnych operacji plastycznych. Dzisiaj opatrzone mądrymi ilustracjami Macieja Sieńczyka ze wzruszeniem kieruję do rąk czytelnika". Dorota Masłowska
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Więcej niż możesz zjeść. Felietony parakulinarne |
Autor: | Masłowska Dorota |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo Literackie |
Rok wydania: | 2015 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
Więcej niż możesz zjeść. Felietony parakulinarne PDF Ebook podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Wgraj PDF
To Twoja książka? Dodaj kilka pierwszych stronswojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu!
Recenzje
Dorota Masłowska mając zaledwie 22 lata została laureatką Nagrody Literackiej Nike. To jeden z powodów, dla których od dłuższego czasu pragnęłam poznać jej twórczość. Początkowo próbowałam zmierzyć się z jej debiutancką powieścią "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", lecz niestety musiałam się poddać. Dałam za wygraną. Myślałam wtedy, że jeszcze nie jestem wystarczająco dojrzała, żeby zrozumieć przekaz zawarty w jej prozie. Minęło kilka lat i znów stanęłam oko w oko z kolejnym utworem tejże autorki. Była to opowieść "Kochanie, zamordowałam nasze koty". Musiałam znowu skapitulować. Nie mogłam jednak na tym poprzestać. Jakiś czas temu postanowiłam dać twórczości Masłowskiej trzecią szansę. Ostatnią. Tym razem wybrałam zestaw felietonów...Mamy tu 23 felietony. Autorka pod pretekstem podzielenia się z czytelnikiem swymi doświadczeniami w kwestii kucharzenia zawarła tu dość prześmiewczy obraz otaczającego ją świata. Nie tylko nam współczesnego. Ciekawie czytało mi się elementy oparte na wspomnieniach z jej lat dorastania, bo przełom lat 80. i 90. to był też czas gdy ja miałam naście lat. Pamiętam własny pokój obklejony plakatami zespołu Roxette, gumę Hubbe Bubbe, kogel-mogel, filmy na kasetach VHS. Ciekawe wydały mi się także felietony, w których Masłowska wytyka wady nie tylko obcokrajowcom, wyśmiewa "swojskie" reklamy chipsów czy wspomina jakby mimochodem o różnorakich książkach. Jak pewnie już się zorientowaliście każdy z felietonów porusza inny temat a jednak autorka bardzo zgrabnie wszystko zdołała połączyć w całość.Gdy przeczytałam na tylnej okładce, że pokazywane tu felietony były w latach 2011-2013 publikowane w "Zwierciadle" aż mi ulżyło. Na szczęście nie czytam tego czasopisma. Nie pragnęlibyście zobaczyć mojej reakcji, gdybym już wcześniej znała ich treść. Wielbiciele pisarki otrzymawszy ten egzemplarz jako upominek będą chyba ukontentowani. Nie można zaprzeczyć, że wydawnictwo nie dopilnowało detali. Wynik końcowy zasługuje na pochwałę. Mamy twardą oprawę, projekt okładki nawiązuje do tematyki, tekst jest wzbogacony ilustracjami autorstwa Macieja Sieńczyka. Tylko, że każdy z felietonów jest bardzo krótki. Jeszcze nieźle nie zaczniemy a już kończymy lekturę tegoż zbioru. Najdłuższy z nich zajmuje 3 strony (mam tu na myśli lity tekst) przy użyciu dość znacznej czcionki. Na oko oceniłabym ją na 14-15 pt. Dodatkowo naliczyłam tu aż 23 ilustracje - całostronicowe. Trzeba także podkreślić, że zostawiono dużo pustych stron (około 20), bo każdy felieton zaczyna się od nowej, parzystej strony. Wszystkie te fragmenty spowodowały, że odniosłam wrażenie sztucznego "poszerzania" zawartości. Jednak finalnie całość liczy tylko 128 stron...
Idealny zestaw feleitonów. Brawo dla autorki, która z tak niebanalnego tematu jakim jest jedzenie potrafiła zrobić takie dzieło sztuki, do tego genialne rysunki, które urozmaicają całość. Napradę ksiażka jest godna polecenia, literacko i merytorycznie npisana jest bardzo dobrze. Zalecam
Długo czekałam na kolejną książkę Doroty Masłowskiej, lecz nie spodziewałam się, że będą to felietony. Kiedy zobaczyłam, że język w nich będzie o kuchni, poczułam się zaskoczona. Jeszcze bardziej, kiedy zaczęłam je czytać. Autorka w sposób prześmiewczy, przezabawny pisze o nas. Jej uwagi o kuchni są jedynie pretekstem do tego, by wyruszyć w podróż do różnorakich miejsc, kultur, a nawet przemieścić się w czasie. Przyznam, że dawno nie czytałam równie interesujących uwag natury socjologicznej. Wszystko okraszone idealnym mową i doskonałymi rysunkami Macieja Sieńczyka.
Felietony Masłowskiej choć zjadliwe, prześmiewcze, zbierają również doświadczenia naszej codzienności w zbitą masę zjadliwej (samo) krytyki. To zestaw różnorodnych obserwacji, wspomnień, zestawień kulturowych związanych z odwiedzanym (nawiedzanym?) właśnie krajem, miastem, a przy okazji wstawki okołojedzeniowe. Ponieważ nie rady kulinarne przecież. Choć dla chcącego nic trudnego i pewnie takie wyłowi na własne potrzeby. Moim ulubionym jest przepis na wieczór z nieważną książką i na kakao na sucho. Mniam.Czytanie tych felietonów wywoła zapewne różnorodne odczucia. Na przykład oburzenia, ponieważ nikt się do mięsnej hipokryzji nie przyzna, lub przyzna, lecz stwierdzi, że no nie przesadzajmy tak?, lub rozbawienia i poszukiwań poradnika żywienia rezolutnych dziewczynek (Polskie Wydawnictwa Spożywcze, 2013). Obrażeni pewnie również się znajdą, a jakże, lecz każdy podejrzewam i tak będzie się uśmiechać pod nosem. A później nie przyzna się do tego publicznie.Absolutnie się nie przyznam, że mi się podobało. Obraziłam się, sparskałam ze śmiechu i zjadłam ze wstydu. Na pocieszenie oczywiście.
Zestaw tekstów o jedzeniu w wykonaniu Doroty Masłowskiej, z jedzeniem ma w gruncie rzeczy niewiele wspólnego. Mianownikiem każdego eseju, jest co prawda kuchnia, lecz dynamicznie dzięki dygresją przechodzimy do wątków zupełnie innych, związanych bardziej z obyczajowością i przemijającym czasem niż kulinarnymi tradycjami.Publikacje przygotowane dla magazynu Zwierciadło, ukażą się wkrótce pod wspólnym tytułem: Więcej niż możesz zjeść. Są to refleksje o wszelkiej maści zachciankach i potrzebach. Przypomnienie o tym, żeby zaklinać szczęście i ponad talerzem dzielić jego okruchy z bliskimi. Śmieszne i przede wszystkim trafne, obserwacje nas samych szalejących na wakacjach, a także sentymentalne podróże do czasów kogla-mogla i chleba sypanego waniliowym cukrem.Zazdroszczę Masłowskiej doświadczonych podróży. Tych Chin, Stanów i Słowenii. Sopotu, Warszawy, a nawet "Koziej Wólki", ponieważ okazuję się, że wenę do pisania tekstów można znaleźć absolutnie wszędzie. Chciałabym, tak jak ona, mieć cięty i dzielny język, a wystrzelonymi słowami trafiać wprost do obranego celu. Wywołujące dyskusje, eseje o różnicach kulturowych i relatywności naszych kulinarnych gustów. Idealne do serwowania na co dzień i z samego rana.
Nazwisko Doroty Masłowskiej znają prawdopodobnie wszyscy, głównie za sprawą jej debiutanckiej, kontrowersyjnej, nietuzinkowej powieści, "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". Niektórych szokowała, innych oczarowała błyskotliwa i nowa chłopczykowi na temat polskiego społeczeństwa. Nie wszyscy jednak zrozumieli, co chciała przekazać autorka za sprawą tej książki. W każdym razie sprzedawała się doskonale, została przetłumaczona na dużo języków obcych, a za jej sprawą nazwisko Masłowskiej stało się popularne.Felietony, o których chciałabym Wam dziś opowiedzieć tylko pozornie związane są ze sztuką kulinarną. To teksty, które tworzyła pisarka dla magazynu "Zwierciadło" przez dwa lata, od 2011 do 2013 roku. Ilustracje Macieja Sieńczyka doskonale współgrają z pełnymi ironii wspomnieniami z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, które doskonale włączyła Masłowska w równie przewrotnie przedstawioną teraźniejszość. Czy jej przepisy przemówią do naszych kubków smakowych? Czy zrezygnujemy za jej sprawą z tak zwanego śmieciowego, papierkowego jedzenia? Czy okaże się mistrzynią sztuki kulinarnej na miarę Magdy Gessler czy innego Okrasy?Bawiłam się przednio i choć dalej nie mam pojęcia, co ugotować na dzisiejszy obiad, nie żałuję. Może tylko tego, że musiałam się z owymi felietonami pożegnać.Całość czyta się niebywale szybko, z dużym zaciekawieniem i zaintrygowaniem. Jest zabawnie, nietuzinkowo, błyskotliwie, jak to u Masłowskiej. W sposób wyjątkowo inteligentny i bezpretensjonalny opowiada nie tylko o jakże swojskich, typowo polskich, lecz i zagranicznych przygodach związanych z branżą spożywczą, wpadkach kulinarnych jednych i smacznych daniach zjadanych u innych. Nawet gdy chwali przepyszną sałatkę serwowaną na wiejskim grillu, robi to w swoim własnym, niepowtarzalnym stylu, opowiada w tonie lekko kpiarskim i specyficznym, tak charakterystycznym dla jej publikacji. Będzie oryginalnie, zaskakująco, ciekawie.