10821

Szczegóły
Tytuł 10821
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

10821 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 10821 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10821 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

10821 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

KAROL MAY SKARBY I KROKODYLE DAS WALDR�SCHEN ODER DIE VERFOLGUNG RUND UM DIE ERDE III SKARB W JASKINI Nieprzerwany i dziwnie ze sob� powi�zany �a�cuch wypadk�w, zmusza Czytelnika do przeniesienia si� za Ocean Atlantycki, do �rodkowoameryka�skiego kraju, o kt�rym w Rodrigandzie wspominano tyle razy, bo tam w�a�nie le�a�y znaczne posiad�o�ci rodu Rodriganda de Sevilla. Meksyk to pi�kny kraj, w kt�rym cz�owiek jest zale�ny od ziemi, na kt�rej �yje, a jego powierzchnia posiada w znacznej cz�ci charakter wulkaniczny. Tak te�, we wn�trzu jego mieszka�c�w pali si� ogie�, kt�ry cz�sto p�onie. Na wybrze�ach panuje zab�jcza febra � takie te� s� polityczne stosunki tego kraju, chorobliwe i nie wzbudzaj�ce zaufania. Ca�e �ycie narodu jest mocno fantastyczne i zmienne, i mo�na tam w jednym tygodniu daleko wi�cej prze�y� przyg�d, ni� gdziekolwiek indziej. Granic� z Teksasem, kt�ry nale�y do Stan�w Zjednoczonych, stanowi� rzeki Rio Grande del Norte, Rio Bravo del Norte, do kt�rej wlewaj� si� rzeki Konchos, Salados, Sabinas i San Juan. Mi�dzy t� rzek� a Kordylierami Coahuila le�a�o kilka rozsianych posiad�o�ci hrabiego Ferdynanda de Rodriganda. By� on bratem hrabiego Emanuela, �y� wy��cznie w swoich posiad�o�ciach meksyka�skich i zapragn�� mie� u siebie syna swego brata, Alfonsa, kt�ry mia� odziedziczy� po nim te ogromne bogactwa. Mo�e na dwa lata przed owymi nieszcz�liwymi wypadkami w Rodrigandzie, rzek� p�yn�a wolno lekka ��d�. Siedzia�o w niej dw�ch m�czyzn. Jeden kierowa� sterem, drugi zaj�ty by� przygotowaniem �adunku z papieru, prochu i kul. Cz�owiek przy sterze mia� ostre rysy, a przenikliwe, bystre oczy zdradza�y Indianina. Ubrany by� w sk�rzan� kurtk� i sk�rzane spodnie ze zwisaj�cymi z boku skalpami zamordowanych wrog�w. Na nogach mia� mokasyny o podw�jnych podeszwach, na szyi sznur z�b�w nied�wiedzich, a z przepaski na czarnych w�osach starcza�y trzy orle pi�ra. Z tych ozd�b mo�na si� by�o domy�la�, �e to nie byle kto, lecz sam w�dz. Obok niego le�a�a w ��dce wspania�a sk�ra bawola, s�u��ca za p�aszcz, a na niej d�uga dubelt�wka, u pasa �wieci� tomahawk. Na szyi mia� jeszcze kalumet, a z kieszeni kurtki wystawa�y kolby dw�ch rewolwer�w. Sprawia� wra�enie cz�owieka zupe�nie poch�oni�tego sw� prac�, ale nie usz�oby z pewno�ci� uwagi badawczego obserwatora, �e spod opuszczonych powiek uwa�nie �ledzi� brzeg rzeki. Towarzysz jego natomiast by� ros�ym, wysokim, dobrze zbudowanym bia�ym, z twarz� przyozdobion� d�ug�, jasn� brod�. On te� mia� na sobie sk�rzane spodnie wpuszczone w wysokie buty. Ubrany by� ponadto w niebiesk� kamizelk� i my�liwsk� kurtk�, a na g�owie mia�, tak cz�sto spotykany na Dalekim Zachodzie, kapelusz filcowy o szerokim rondzie, kt�ry dawno ju� straci� sw� pierwotn� form�. M�czy�ni wygl�dali na nieca�e trzydzie�ci lat. Obydwaj nosili ostrogi, co �wiadczy�o, �e do �odzi zeszli prosto z koni. Gdy tak p�yn�li wzd�u� rzeki niesieni jej pr�dem, us�yszeli nagle r�enie konia. B�yskawicznie le�eli na dnie �odzi, aby z brzegu nikt ich nie dojrza�. � Shli! � wyszepta� w narzeczu Apacz�w Jicarilla, Indianin. � Stoi gdzie� niedaleko � dopowiedzia� bia�y. � Zwietrzy� nas! Tylko kto na nim jedzie? � Nie jest to ani Indianin, ani bia�y � zauwa�y� my�liwy. � Cz�owiek do�wiadczony, nie pozwoli nigdy, by ko� jego r�a� tak g�o�no. Dop�y�my do brzegu i podkradnijmy si� do niego. � Porzucaj�c ��d�? � zapyta� Indianin � A je�eli to wrogowie, kt�rzy chc� zwabi� nas na brzeg i pozabija�? � Przecie� mamy bro�! � Niech lepiej m�j bia�y brat zostanie w �odzi, a ja przeszukam okolic�. � Zgoda. ��d� przybi�a do brzegu. Indianin wyszed�, a bia�y pozosta� trzymaj�c bro� w pogotowiu. Po kilku minutach Apacz wr�ci�. � No i co? � Jaki� bia�y cz�owiek �pi tam, pod krzakiem. � Czy to my�liwy? � Ma przy sobie tylko n�. � W pobli�u nie ma nikogo? � Nie widzia�em. M�czyzna wyskoczy� z cz�na i przywi�za� je do drzewa. Wzi�� swoj� strzelb�, oba rewolwery i poszed� za Indianinem. Droga by�a kr�tka. Do drzewa sta� przywi�zany ko�, a �pi�cy ubrany by� jak typowy Meksykanin w spodnie rozszerzaj�ce si� ku do�owi, bia�� koszul� i kurtk� przerzucon� przez plecy. Przy pasie, opr�cz no�a, nie by�o �adnej broni. Na g�owie mia� ��te sombrero. Spa� tak twardo, �e nawet si� nie poruszy�, gdy podeszli do niego. � Halo, ch�opcze, wstawaj! � zawo�a� my�liwy, klepi�c �pi�cego po ramieniu. Ch�opiec obudzi� si�, skoczy� na r�wne nogi i wyci�gn�� n�. � Do diab�a, czego chcecie? � zapyta�, mru��c powieki. � Przede wszystkim musimy wiedzie�, kim jeste�? � A kim wy jeste�cie? � Mam wra�enie �e si� nas boisz. Niepotrzebnie, m�j drogi. Jestem Europejczykiem, nazywam si� Helmer, a m�j towarzysz to Shosh�in�lit, czyli Nied�wiedzie Serce, w�dz Apacz�w Jicarilla. � Shosh�in�lit? W takim razie nie mam powodu do obaw, bo wielki wojownik Apacz�w jest przyjacielem bia�ych. � A wi�c kim jeste�? � Jestem vaquero, pasterz bawo��w. � U kogo s�u�ysz? � Po tamtej stronie rzeki, u hrabiego Rodrigandy. � W jaki spos�b dosta�e� si� tutaj? � To wy raczej odpowiedzcie na to. Mnie goni� Komanczowie. � Czy�by? �cigaj� ci� Komanczowie, a ty tymczasem najspokojniej spisz? � A co mam robi�, skoro padam ze zm�czenia? � Gdzie ich spotka�e�? � St�d na p�noc, niedaleko Rio Pecos. By�o nas pi�tnastu i dwie kobiety, ich sze��dziesi�ciu. � Walczyli�cie? � Tak. Napadli na nas niespodzianie. Wi�kszo�� m�czyzn pomordowali, kobiety wzi�li z sob�. Nie wiem, ilu naszych opr�cz mnie usz�o z �yciem. � Sk�d przybywasz i dok�d jedziesz? Vaquero nie by� rozmowny, trzeba by�o wyci�ga� od niego s�owo po s�owie. � Jechali�my konno do fortu Guadalupe po dwie damy, kt�re tam by�y z wizyt�. � Ale Rio Pecos nie le�y na tej trasie. � Zanim wyruszyli�my w drog� powrotn�, urz�dzili�my sobie ma�� wycieczk� do Rio Pecos. Tam nas napadni�to. � Co to by�y za damy? � Seniorita Arbellez i Indianka, Karia. � Kim jest seniorita Arbellez? � C�rk� naszego dzier�awcy, Pedra Arbelleza. � A Karia? � To siostra Tecalty, wodza Mistek�w. Shosh�in�lit s�ucha� uwa�nie. � Siostra Tecalty? � zapyta�. � Tecalto jest moim przyjacielem. Wypalili�my razem fajk� pokoju. Siostra jego nie mo�e pozostawa� w niewoli. Czy m�j bia�y przyjaciel pojedzie ze mn�, by j� uwolni�? � Przecie� nie macie koni � wtr�ci� vaquero. Indianin obrzuci� go lekcewa��cym spojrzeniem. � Nied�wiedzie Serce ma konia, gdy go potrzebuje. W ci�gu godziny ukradn� konia tym psom, Komanczom. � Kiedy was napadni�to? � zapyta� Helmer. � Wczoraj wieczorem. � Jak d�ugo tutaj spa�e�? � Nie d�u�ej ni� kwadrans. � W takim razie Komanczowie przyb�d� wkr�tce. Jeste� vaquerem, a nie znasz obyczaj�w wojownik�w india�skich? Jakie maj� twoim zdaniem zamiary wobec kobiet? Czy porwali je dla okupu? � Nie, na pewno nie! Porwali, by poj�� je za �ony. Obie s� bardzo pi�kne. � S�ysza�em, �e kobiety Mistek�w s�yn� z urody. Komanczowie b�d� wi�c starali si� zatrze� za sob� �lady. Wszyscy mieli konie? � Tak jest. � W takim razie zaraz tu b�d�. Zdaje si�, �e nie grzeszysz rozumem. Czy nie pomy�la�e� o tym, �e b�d� ci� �ciga�? Dlaczego po�o�y�e� si� spa�? � By�em zm�czony, ju� m�wi�em. � Dlaczego nie uciek�e� przynajmniej na drugi brzeg rzeki? � Woda g��boka. Ko� by uton��� � Dzi�kuj Bogu, �e nie jeste�my Komanczami. Zbudzi�by� si� w raju, ale bez skalpu. Jeste� g�odny? � I to bardzo! � No to chod� z nami! Ale najpierw zaprowad� konia w krzaki, by go nikt nie m�g� zobaczy�. Vaquero dosta� porcj� mi�sa, wody napi� si� z rzeki. Gdy najad� si� do syta, Helmer podj�� przerwan� rozmow�. Dowiedzia� si�, �e vaquero pracowa� w jednej z posiad�o�ci hrabiego Fernanda Rodrigandy, po�o�onej mi�dzy Kordylierami Coahuila a Rio Grande del Norte, rzek�, kt�ra oddziela Meksyk od Teksasu. Po jakim� czasie Helmer opu�ci� ��d� i wdrapa� si� na g�rzysty brzeg, aby zlustrowa� okolic�. Zaledwie tam si� dosta�, zawo�a�: � Oho, ju� s�! Omal nie by�o za p�no! Indianin zjawi� si� natychmiast u jego boku. � Sze�ciu je�d�c�w � zauwa�y�. � Na ka�dego z nas przypada po trzech � doda� Helmer, nie pomy�lawszy nawet ani przez chwil�, aby vaquero r�wnie� stan�� do walki. � Kto bierze konia? � zapyta� Indianin. � Ja � brzmia�a odpowied�. � Nikt z nich nie mo�e uj�� z �yciem! � doda� Nied�wiedzie Serce. � Poniewa� masz przy sobie tylko n�, na nic si� nam nie przydasz, zosta� wi�c w �odzi, a ja wezm� twego konia. � A je�eli go zabij�? � wyj�ka� przera�ony ch�opak. � Dostaniesz w zamian sze�� innych. Vaquero zosta� w �odzi, a tamci udali si� na miejsce, gdzie nie tak dawno znale�li �pi�cego parobka. Stan�li obok ukrytego w zaro�lach konia i czekali. Je�d�cy zbli�ali si� szybko. � Tak, to psy Komancze! � powiedzia� Nied�wiedzie Serce. � Nosz� barwy wojenne, wi�c nie mo�emy mie� dla nich lito�ci! Komanczowie znajdowali si� w odleg�o�ci p� kilometra i jechali galopem. Minuta, dwie dzieli�y ich od zaro�li. � Te psy nie maj� rozumu, nie umiej� my�le�. � Nie przypuszczaj� nawet, �e vaquero si� schowa�. S� pewni, �e przep�yn�� rzek�. Indianin podni�s� strzelb�. To samo uczyni� Helmer. Po chwili rozleg�y si� dwa strza�y, po nich nast�pne dwa i czterech Komancz�w le�a�o na ziemi. Helmer wskoczy� na konia i pop�dzi� przez zaro�la. Pozostali dwaj Komanczowie nie zd��yli nawet pomy�le� o ucieczce, gdy traper by� przy nich i dwoma strza�ami z rewolweru po�o�y� ich trupem. Ca�a walka trwa�a zaledwie kilka minut. Konie zabitych uda�o si� schwyta� bez trudu. Po chwili przybieg� na brzeg vaquero. � Do licha, ale� to zwyci�stwo! � cieszy� si�. � Drobiazg. Co to dla nas sze�ciu Komancz�w � bagatelizowa� Helmer. � W�a�ciwie nale�a�oby oszcz�dza� krwi ludzkiej, gdy� najcenniejszy to p�yn na �wiecie, ale c� robi�? Zabrano bro� zabitych, a Indianin oskalpowa� swoje dwie ofiary. Wszystkie trupy wrzucono do rzeki. � Co teraz? � zapyta� Helmer. � Trzeba ratowa� siostr� mojego przyjaciela. � We�miemy ze sob� ch�opca? Nied�wiedzie Serce obrzuci� Meksykanina lekcewa��cym spojrzeniem, po czym rzek�: � Jak uwa�asz. � Chc� i�� z wami � prosi� pastuch. � Nie s�dz�, aby� nam by� potrzebny, bohaterem nie jeste� � powiedzia� Helmer. � Przecie� nie mia�em broni. � Ale wczoraj tak�e uciek�e�. � Tylko dlatego, �eby sprowadzi� pomoc. � Czy potrafisz odnale�� miejsce, gdzie was napadni�to? � Tak. � No to ci� zabierzemy. � Czy mog� wzi�� bro�? � Naturalnie. We� tak�e konia, ale nie swojego jest zbyt zm�czony. Wybrali trzy najlepsze konie i wyruszyli w drog�. Jechali na p�noc, ku Rio Pecos. Droga wiod�a z pocz�tku przez preri�, p�niej przez lesiste wy�yny. Wieczorem dotar�szy do jakiego� pag�rka, ujrzeli gromad� ludzi. � Uff! � zawo�a� Nied�wiedzie Serce jad�cy na czele. � Indianie! Helmer wyci�gn�� lunet� i patrzy� przez ni� uwa�nie. � Co widzi m�j bia�y brat? � zapyta� Indianin. � Czterdziestu dziewi�ciu Komancz�w i sze�ciu je�c�w. � Czy s� w�r�d nich kobiety? � Tak, dwie. Uwolnimy je noc�. Indianin skin�� g�ow�. � Trzeba si� ukry� � rzek� Helmer. � Indianie na pewno szukaj� zbiega. Ci, kt�rzy b�d� wraca� z po�cigu, mogliby nas �atwo odkry�. Zosta� przy koniach! � zwr�ci� si� do ch�opca. � My musimy zatrze� �lady. Powr�ci� z Apaczem t� sam� drog�, kt�r� przybyli. Po zatarciu �lad�w wyszukali wzg�rze pokryte g�stym lasem i tam ukryli si� wraz z ko�mi. Nadesz�a noc. Ca�a tr�jka cierpliwie oczekiwa�a p�nocy, najlepszej pory dla zwiadu. � Czy pomy�la�e� ju�, jak powinni�my post�pi�? � zapyta� bia�y Indianina. � Tak. M�j bia�y brat umie zabija� tak, �e ofiara nie wydaje nawet d�wi�ku. Podkradniemy si� wi�c do nich, zabijemy stra�nik�w, poprzecinamy wi�zy, kt�rymi s� skr�powani je�cy i uprowadzimy ich. Howgh! � Trzeba zaczyna�. Podkradanie si� zajmie nam du�o czasu. � Ale vaquero zostawimy, prawda? � Tak. B�dzie pilnowa� koni. � Wi�c zaczynajmy! Noc by�a ciemna. Dolin� rozja�nia�o jedynie s�abe �wiate�ko obozowego ogniska. Wok� niego spali Komanczowie i skr�powani powrozami je�cy. Indianin szepn��: � Ty p�jdziesz na prawo, ja na lewo. � Dobrze. Najpierw uwolnimy kobiety. Po tych s�owach rozstali si�. Helmer podczo�ga� si� ku obozowi. Musia� uwa�a�, aby go nikt nie us�ysza�, nikt nie zobaczy�, �eby nie zwietrzy�y go konie, kt�re niespokojnym parskaniem cz�sto zdradzaj� zbli�aj�cego si� nieprzyjaciela. Po drugim skradaniu si� dotar� wreszcie do stra�nika. B�d�c o pi�� krok�w od niego, Helmer zerwa� si� raptownie, chwyci� go lew� r�ka za gard�o, tak �e ofiara nie mog�a wyda� g�osu, a praw� zada� mu cios no�em w piersi. Indianin pad� na ziemi� jak k�oda, a po chwili drugi. � A teraz do kobiet � szepn�� Nied�wiedzie Serce, kt�ry r�wnie� zabi� dw�ch stra�nik�w. � Tylko ostro�nie! Zacz�li si� skrada� przez wysok� traw� w kierunku ogniska. Kobiety le�a�y skr�powane obok siebie. Helmer zbli�y� si� do jednej i szepn��. Mimo ciemno�ci zauwa�y�, �e otworzy�a oczy i przygl�da mu si� uwa�nie. � Nie b�jcie si� i b�d�cie spokojne � wyszepta�. Zrozumia�a go. Helmer porozcina� jednej i drugiej rzemienie, a Indianin zaj�� si� tymczasem pozosta�ymi je�cami. By�o ich czterech. Nied�wiedzie Serce zacz�� przecina� im wi�zy. W pewnej chwili, gdy przyst�powa� do uwolnienia czwartego, stan�� przed nim jeden z Komancz�w, obudzony szmerem. Chocia� Nied�wiedzie Serce natychmiast przebi� go no�em, mia� on jeszcze tyle si�y, �eby wyda� ostrzegawczy okrzyk. � Dalej, do koni, za mn�! � krzykn�� Apacz. M�czy�ni zerwali si� na r�wne nogi, podskoczyli do koni. � Na mi�o�� bosk�, pr�dzej � zawo�a� Helmer do jednej z kobiet, kt�ra tak by�a os�abiona, �e prawie nie mog�a si� rusza�. � Nied�wiedzie Serce! Chod� tu! Pr�dzej, pr�dzej! Indianin chwyci� kobiet� na r�ce i wsadzi� na konia. Helmer uczyni� to samo z drug�. Poprzecinawszy lassa, kt�rymi by�y uwi�zane konie, rzucili si� do ucieczki. Wszystko to odby�o si� b�yskawicznie. Komanczowie zaskoczeni napadem, biegali tam i z powrotem, nie mog�c zorientowa� si�, co zasz�o. Po�cig rozpocz�li dopiero wtedy, gdy zbieg�w unosi�y ju� konie. Helmer i Indianin, kt�rzy znali drog�, jechali przodem. Na wzg�rzu czeka� vaquero z dwoma ko�mi. � P�d� za nami! � krzykn�� Helmer. Dopiero po wydostaniu si� z doliny, na szerok� preri�, Helmer pomy�la� o obronie. � Czy seniorita je�dzi konno? � zapyta� bia�� kobiet�, kt�r� trzyma� przed sob�. � Tak. � Oto wodze. Niech pani p�dzi naprz�d! Sam wskoczy� na konia, prowadzonego przez vaquero. Nied�wiedzie Serce uczyni� to samo. Helmer i Indianin tworzyli teraz tyln� stra�, powstrzymuj�c nieprzyjaci� strza�ami ze swych strzelb. Szalona ucieczka trwa�a do rana, Komanczowie zostali daleko w tyle. � Mo�e zwolnimy nieco? � zapyta� vaquero. � Nie � odpar� Helmer. � Musimy mie� za sob� rzek�, wtedy dopiero b�dziemy bezpieczni. Teraz przypatrzy� si� uwa�niej swym towarzyszkom. Jedna by�a Hiszpank�, druga Indiank�. Obydwie odznacza�y si� niezwyk�� urod�. � Czy ma pani jeszcze si�y do tej szalonej jazdy? � spyta� Hiszpank�. � Ale� nie czuj� wcale zm�czenia. � Jak mam pani� nazywa�? � Nazywam si� Emma Arbellez. A pan? � Helmer. Musimy przeprawi� si� przez rzek�. Nie mamy dostatecznej ilo�ci broni, a nad Rio Grande zosta�a reszta tej, kt�r� wczoraj odebrali�my Komanczom. � Walczyli�cie wczoraj? � Tak. Po�o�yli�my trupem wszystkich, kt�rzy �cigali vaquero. To on nam powiedzia�, �e panie s� w niewoli. � Co za odwaga! � przy tych s�owach obrzuci�a Helmera ciep�ym spojrzeniem swych ciemnych oczu. Gdy dotarli do Rio Grande, Helmer rozdzieli� mi�dzy wszystkich bro�. Po�r�d je�c�w trzech by�o vaquerami, jeden majordomem. � Co robi�? � zapyta� jeden z nich. � Czy czeka� na Indian? Mamy osiem strzelb, mo�na by im da� nauczk�. � Czy nie szkoda niepotrzebnie przelewa� krwi? � Niepotrzebnie? Je�li nie rozprawimy si� z nimi, b�d� nas ustawicznie �ciga�. � Ale za tych zabitych m�ciliby si� inni. Lepiej jecha� dalej � odpar� Helmer. Po przeprawieniu si� przez rzek� galopowali jeszcze przez kilka godzin, a� w ko�cu ca�a kawalkada zwolni�a szalone tempo. � Podr�ujemy obok siebie od paru godzin, a w�a�ciwie prawie si� nie znamy � rzek� Helmer do Ammy Arbellez. � Przeciwnie, pozna�am pana doskonale � odpowiedzia�a weso�o. � Wiem, �e pan szcz�dzi swego �ycia, by pom�c innym i �e jest wielkim my�liwym. � No tak, ale to niewiele. Mam na imi� Antonio. Mam jeszcze starszego brata. Chcieli�my dalej studiowa�, ale umar� ojciec i zabrak�o pieni�dzy na dalsz� nauk�, m�j brat zacz�� �eglowa�, a ja wyemigrowa�em do Ameryki, gdzie nadal �yj� na prerii. � Brat pana jest sternikiem? � Tak. � Znam go. Podr�owali�my z ojcem statkiem i z powodu burzy musieli�my l�dowa� na Helenie, by naprawi� okr�t, kt�ry znacznie ucierpia�. Tam w�a�nie na kotwicy sta� Jefrouw Mietje. � Tak, to jego okr�t. � Kapitan Dangerlahn zabra� nas ze sob� do Hult, to dawne dzieje. Ale w jaki spos�b dosta� si� pan tutaj, nad Rio Grande? � To sprawa, kt�rej nie chcia�bym porusza�. � Wi�c tajemnica? � Mo�e tajemnica, mo�e zwyk�a dziecinada� � Jestem bardzo ciekawa. � Nie chc� pani zanudza� � odpowiedzia� Helmer z u�miechem. � Chodzi tu ni mniej, ni wi�cej tylko o niezwyk�y skarb. � Co to za skarb? � Skarb prawdziwy, drogocenne kamienie i szlachetne metale, pochodz�cy z dawnych, zamierzch�ych czas�w. � Gdzie on jest? � Tego jeszcze nie wiem. � A kto panu m�wi� o nim? � Daleko na p�nocy wy�wiadczy�em pewnemu staremu i choremu Indianinowi przys�ug�. Przed �mierci� wyzna� mi tajemnic�. � Ale nie powiedzia� najwa�niejszej rzeczy, gdzie skarb jest ukryty? � Wiem tylko, �e znajduje si� w Meksyku, w prowincji Coahuila. Stary da� mi map�, wed�ug kt�rej mam si� zorientowa�. � Do jakiej okolicy odnosi si� ta mapa? � Tego nie wiem. Na mapie s� wzg�rza, doliny, rzeki, ani jednej nazwy. � To ciekawe. Czy pa�ski towarzysz wie o skarbie? � Nie. � Ten cz�owiek jest przecie� pa�skim przyjacielem, prawda? � Tak, serdecznym przyjacielem. � To dlaczego to mnie; osobie nie znanej, zwierzy� senior tajemnic� skarbu, a nie jemu? Helmer obrzuci� pi�kna Hiszpank� spojrzeniem i odpar�: � S� ludzie, przed kt�rymi nie wiadomo nawet dlaczego cz�owiek spowiada si� z najstaranniej ukrywanych tajemnic� � Do tych ludzi zalicza pan mnie? � Tak. Zarumieni�a si� i podaj�c mu r�k� rzek�a: � B�d� z panem szczera. Wyjawi� co�, co ma zwi�zek z tajemnic�. Czy mam m�wi�? � Ale� bardzo prosz� � odpowiedzia� zaskoczony. � Znam mianowicie kogo�, kto r�wnie� my�li o tym skarbie� � Kt� to taki? � Nasz m�ody hrabia Alfonso de Rodriganda � Sevilla, bratanek i spadkobierca, bezdzietnego hrabiego Fernanda. W poszukiwaniu skarbu bawi obecnie u mojego ojca. � Co on wie o skarbie? � Wszyscy wiemy, �e poprzedni w�adcy tego kraju ukryli swe skarby, gdy Hiszpanie zdobywali Meksyk. Poza tym s� miejsca, gdzie zakopano masy z�ota i srebra. Indianie znaj� te kryj�wki, woleliby jednak umrze�, ni� bia�ym powierzy� swoj� tajemnic�. � Kto rozmawia� o skarbie z hrabi� Alfonso? � Nikt. Przecie� mieszkamy w hacjendzie del Erina, a tam chodz� s�uchy, �e gdzie� w pobliskiej grocie w�adcy Mistek�w ukryli swe skarby. Szuka�o groty wielu, mi�dzy innymi hrabia Alfonso, ale na pr�no. � Gdzie le�y ta hacjenda? � Mniej wi�cej o dzie� drogi st�d; u stoku g�r Coahuila. Mam, nadziej�, �e pan j� pozna, odprowadziwszy nas do domu. � Nie opuszcz� pani, p�ki nie b�d� pewien, �e �adne niebezpiecze�stwo ju� jej nie grozi. � A gdy niebezpiecze�stwo minie, czy zechce pan by� naszym go�ciem? � Bezpiecze�stwo pani wymaga, bym j� niestety wcze�niej opu�ci�. Zamordowali�my wielu Komancz�w. Jestem przekonany, �e zwiadowcy depcz� nam po pi�tach. Musz� zawr�ci� z Nied�wiedzim Sercem przed hacjenda, aby zmyli� czujno�� wrog�w. � A nie obawia si� pan, �e napadn� na nas, zanim zd��ymy dojecha�? � To wykluczone. Czerwoni orientuj� si� tylko po �ladach, a my przecie� jedziemy r�wnie� noc�, wi�c wyprzedzamy ich o dobre par� godzin. Ale wr��my do skarbu. Czy istotnie nikt nie wie, gdzie le�y ta grota? � Przynajmniej nikt z bia�ych. � A z Indian? � Przypuszczam, �e jeden spo�r�d nich, mo�e dw�ch, wie dok�adnie, gdzie zosta� ukryty kr�lewski skarb. Tajemnic� t� dziedziczy zapewne Tecalto, jedyny potomek dawnych w�adc�w Mistek�w. Karia, kt�ra jedzie obok Nied�wiedziego Serca, jest jego siostr�. Mo�e Tecalto powierzy� jej sekrety przodk�w. Helmer zacz�� przypatrywa� si� Indiance z wi�ksz� ni� dotychczas uwag�. � Czy jest bardzo skryta? � Tak! � potwierdzi�a Hiszpanka, a potem doda�a z u�miechem: � Chocia� powiadaj�, �e kobieta bywa niedost�pna tylko do pewnej granicy. � Co jest t� granic�? � Mi�o��. � Czy s�dzi pani, �e Karia zbli�y�a si� do tej granicy? � Uwa�am to za bardzo prawdopodobne. � Kt� jest tym szcz�liwcem? � Niech pan zgadnie, to nie takie trudne. � Przypuszczam, �e hrabia Alfonso, kt�ry t� drog� chce zdoby� tajemnic�. � Zgad� pan. � Sadzi pani, �e jego wysi�ki mog� odnie�� skutek? � Ona go kocha. � C� na to jej brat? � Nie wie o niczym. Jest to najs�awniejszy cibolero, poskramiaczem bawo��w, rzadko bywa w domu. � Najs�awniejszy cibolero? Powinienem zna� jego imi�. Nie przypominam sobie jednak, bym si� spotka� z imieniem Tecalto. � My�liwi nazywaj� go Mokashi�tayiss. � Bawole Czo�o? � zdumia� si� Helmer. � Znam go doskonale ze s�yszenia. Ch�tnie bym nawi�za� z nim kontakt. Wi�c Karia jest siostr� tego s�awnego cz�owieka? To zmienia posta� rzeczy. � Czy chce pan i jej pokaza�, jak umie by� szarmancki? U�miechn�� si� melancholijnie. � Czy traper potrafi by� szarmancki? Jak�e m�g�bym wsp�zawodniczy� z hrabi� Rodriganda? A zreszt�, gdybym umia� by� szarmancki, wola�bym okaza� si� takim wobec kogo� innego. � Kt� to taki? � Pani, seniorito! Oczy jej zab�ys�y rado�nie. � Ale� ode mnie nie dowie si� pan o skarbie! � �askawa pani, s� skarby stokro� cenniejsze od z�ota. Taki skarb znale��, to dopiero by�oby szcz�cie! � Niech pan szuka. Mo�e go znajdzie. Poda�a mu r�k�, kt�r� Helmer u�cisn�� serdecznie. W dalszej drodze dowiedzia� si�, �e obie kobiety pojecha�y do Rio Grande del Norte, aby odwiedzi� chor� ciotk� Karii. Mimo troskliwej opieki biedna staruszka zmar�a. Gdy wraca�y zosta�y napadni�te przez Komancz�w. Kiedy Helmer rozmawia� z pann� Arbellez, Nied�wiedzie Serce jecha� obok Indianki. Wzrok jego raz po pada� na s�siadk�, kt�ra tak pewnie siedzia�a na p�dzikim rumaku, jak gdyby przez ca�e �ycie u�ywa�a tylko india�skiego, m�skiego siod�a. Ma�om�wny Apacz nie zwyk� u�ywa� pi�knych s��w ani prawi� komplement�w, wola� wi�c nic nie m�wi�. Karia zna�a doskonale zwyczaje Indian, dlatego te� nie dziwi�o jej milczenie towarzysza. Wr�cz przeciwnie, odczu�a l�k, gdy Nied�wiedzie Serce zwr�ci� si� do niej: � Do jakiego plemienia nale�y moja m�oda siostra � Do plemienia Mistek�w � odpar�a. � By�o to kiedy� wielkie plemi� i jeszcze dzisiaj s�ynie z pi�kno�ci swych kobiet. Czy moja siostra jest zam�na? � Nie mam m�a. � Czy serce mojej siostry jest ci�gle jeszcze tylko jej w�asno�ci�? Po tym pytaniu, na kt�re tak szybko nie zdoby�by si� �aden bia�y, rumieniec obla� policzki Indianki. Mimo to odpowiedzia�a pewnym g�osem. � Nie. Twarz Indianina nawet nie drgn�a. Zapyta� tylko: � Czy to cz�owiek z plemienia mojej siostry? � Nie; to bia�y. � Nied�wiedzie Serce zaklina swoj� siostr�, �eby zwr�ci�a si� do niego, gdyby bia�y cz�owiek j� oszukiwa�. � On mnie nigdy nie oszuka � odpowiedzia�a z dum�. Indianin u�miechn�� si� nieznacznie. � Kolor bia�y pr�dko si� brudzi. Niechaj moja siostra b�dzie ostro�na. Jechali ci�gle na po�udnie. Zanim nasta� zmierzch, zarz�dzono post�j. Po p�godzinnej przerwie ruszono w dalsz� drog�. Helmer dziwi� si�, �e jego towarzyszka tak dzielnie wytrzymuje trudy podr�y. Emma powiedzia�a na to z u�miechem: � �yj� w tym kraju od dzieci�stwa, przywyk�am do niewyg�d. � Czy nigdy nie t�skni pani za cywilizacj�? � Nigdy. Mam w domu wszystko, czego mi potrzeba, mo�e nawet wi�cej. A obcowanie z natur� daje mi wi�ksz� satysfakcj� ni� prowadzenie pustych rozm�w salonowych. Czy nie mam racji? � Podzielam pani zdanie. I ja znalaz�em w�r�d tak zwanych dzikich, znacznie wi�cej serca ni� w�r�d ludzi cywilizowanych. Niech pani tylko spojrzy na mego przyjaciela. Nie zamieni�bym go za stu bia�ych, maj� wprawdzie jasn� sk�r�, ale serca ciemne. � A pan? Czy� i panu nie mo�na ufa� bezgranicznie? � Tak pani uwa�a? � Ale� tak! R�cz�, �e i pan ma jaki� szlachetny przydomek, nadany przez Indian lub traper�w. Potwierdzi� skinieniem g�owy. � Jaki to przydomek? � Niech seniorita nazywa mnie Antonio albo po prostu Helmer. � Wi�c nie chce pan powiedzie�? � Nie teraz. Mo�e kiedy�� � Chce pan zachowa� incognito niby jaki� ksi���? � Tak � odpar� z u�miechem � dobry my�liwy jest przecie� tak�e wielkim panem. To ksi��� las�w i prerii. � Ma pan racj�. � � po chwili doda�au � � przypomnia�o mi si� g�o�ne imi� Matava� se. � To s�awny cz�owiek. Co pani s�ysza�a o nim? � Podobno by� nawet w naszych niedost�pnych g�rach. � Oczywi�cie. Dlatego te� Indianie nazywaj� go Matava�se, angielscy westmani i traperzy � Ksi�ciem Rocky, Francuzi � Prince du Roc. Ka�de z tych imion znaczy to samo: Ksi��� Ska�. � Czy to bia�y? � Tak. � Widzia� go pan kiedy�? � Nie, ale s�ysza�em, �e pochodzi z mojej ojczyzny. Nazywa si� podobno Karol Sternau i jest lekarzem. Objecha� Ameryk� w towarzystwie Nied�wiedziego Serca; ca�e miesi�ce w�drowa� w�r�d ska�. Teraz jest ju� w Europie. � Czy i pan wr�ci do ojczyzny? Po tych s�owach zapanowa�o milczenie. Oboje pomy�leli o roz��ce. Wreszcie Helmer odezwa� si�: � Czy nigdy nie przychodzi�a pani ochota aby pojecha� do Europy? � Nigdy! Moja hacjenda jest moj� ojczyzn�. Nie chc� jej opuszcza�. � Czy nie obawia si� seniorita, �e kiedy� czerwoni mogliby napa�� na jej dom? � Ale� hacjenda to istna warownia! � Znam ten rodzaj folwark�w. Zbudowane s� zwykle z kamienia i otoczone murem. To jednak za s�aba obrona przed nieprzyjacielem. � B�dziemy czuwa�, a pan z nami. Chc� wierzy�, �e b�dziesz senior naszym go�ciem! � To zale�y od Nied�wiedziego Serca. Nie mog� si� z nim rozsta�. � Zgodzi si�. � To cz�owiek, kt�ry nade wszystko kocha wolno��. W�r�d mur�w d�ugo nie wytrzyma. � Mam jednak wra�enie, �e tym razem� � Z czego pani to wnosi? � Ze spojrze�, kt�rymi obrzuca Kari�. � I ja to zauwa�y�em. Ale przecie� Indianka kocha hrabiego. � I dlatego �al mi Nied�wiedziego Serca. � Niech go pani nie �a�uje. To cz�owiek ze stali. Nie potrafi�by b�aga� o mi�o��. � A pan, czy tak�e jest ze stali? � Mo�e� te�. � I nie rozpacza�by senior? � Nigdy! � Czy to nie zbytnia pewno�� siebie? � C� robi�, tak czuj�. Kobieta, kt�r� pokocham, b�dzie musia�a uszanowa�, moje uczucia. Jestem westmanem i nigdy nie zni�� si� do b�agania. Wkr�tce zapad�a noc. Mimo to podr� trwa�a jeszcze dwie godziny, zanim dotarli do jakiej� rzeczu�ki, gdzie urz�dzono post�j. Helmer przygotowa� dla Emmy pos�anie z ga��zi i li�ci. Nied�wiedzie Serce zaj�� si� Kari�. By�o to, jak na Indianina czym� niezwyk�ym; czerwoni tylko w wyj�tkowych przypadkach wykonuj� czynno�ci, kt�re nale�� do kobiet. U�o�ono si� do snu. Co trzy kwadranse nast�powa�a zmiana warty. Noc przesz�a spokojnie. Rankiem ruszyli w dalsz� drog�. Po po�udniu dotarli do celu. Hacjenda to niby zwyk�y folwark, ale meksyka�skie hacjendy to co� w rodzaju zamk�w warownych z czas�w �redniowiecza. Taka by�a del Erina. Olbrzymi budynek zbudowano z kamieni, otoczono murem. Wn�trze uderza�o przepychem i ogromem, mog�o pomie�ci� setki ludzi. Obok zabudowa� rozci�ga� si� park, w kt�rym ros�y wielobarwne, cudownie pachn�ce ro�liny tropikalne. Po drugiej stronie by� dziewiczy las, dalej pola, pastwiska, na kt�rych pas�y si� wielotysi�czne stada. W�a�nie gdy nasi podr�ni przeje�d�ali przez pastwiska, powitali ich vaquerowie g�o�nymi okrzykami. Rado�� jednak wkr�tce przesz�a w gniew, gdy si� dowiedzieli, �e tylu ich towarzyszy zgin�o z r�ki wroga. Przysi�gali zemst� i chcieli natychmiast wyruszy�, aby ich pom�ci�. Na ganku sta� s�dziwy Pedro Arbellez, zawiadomiony przez majordoma o przybyciu go�ci. Stary ojciec rozp�aka� si�, zsadzaj�c c�rk� z konia. � Witaj, moje dziecko! Musia�a� wiele wycierpie� w czasie podr�y, wygl�dasz na bardzo zm�czon�. Dziewczyna obj�a go, uca�owa�a mocno i powiedzia�a: � Ojcze, by�am w wielkim niebezpiecze�stwie. Komanczowie wzi�li mnie do niewoli. � Matko Boska! Czy znowu pokazali si� nad Rio Grande? � Nie. Napadli na nas nad Rio Pecos, dok�d pojechali�my na wycieczk�. Ci dwaj panowie uratowali nam �ycie. Po tych s�owach Emma, uj�wszy Helmera i Indianina za r�ce, poprowadzi�a ich do ojca. � Oto senior Antonio Helmer, a to w�dz Apacz�w Shosh�in�lit. Gdyby nie ich pomoc, by�yby�my zmuszone zosta� �onami Komancz�w, a wszystkich naszych towarzyszy spotka�aby niechybna �mier�. � Szcz�cie w nieszcz�ciu! � wymamrota� don Pedro, ocieraj�c pot z czo�a. � Witajcie panowie, witajcie z ca�ego serca! B�d�cie go��mi tego domu. Weszli do wn�trza, oddawszy konie s�u�bie. Gospodarz zaprowadzi� ich do salonu, gdzie Emma szczeg�owo opowiedzia�a ca�� przygod�. � Na rany Chrystusa, co�cie musia�y prze�y�! � biada� don Pedro. � B�g zes�a� wam wybawc�w. Jemu i im niechaj b�d� dzi�ki. Co powiedz� na to hrabia i Tecalto? � Tecalto? � zapyta�a Indianka. � Czy m�j brat jest tutaj? � Tak, przyby� wczoraj. � A hrabia Alfonso? � Bawi od tygodnia. Ale oto i on. Wszed� hrabia. Mia� na sobie czerwony szlafrok z jedwabiu, suto przetykany z�otem, bia�e spodnie z najdelikatniejszego francuskiego p��tna, niebieskie aksamitne pantofle. G�ow� zdobi� mu turecki fez. Naperfumowa� si� czym� o niezmiernie mocnym zapachu. � Kto� wym�wi� tu moje imi�. Ach, to nasze pi�kne panie! Na widok hrabiego rumieniec pokry� twarz Indianki, co nie usz�o uwagi Nied�wiedziego Serca. Emma odpowiedzia�a grzecznie, ale ch�odno: � Jak hrabia widzi. Ma�o brakowa�o, aby�my wcale nie wr�ci�y. Wzi�to nas do niewoli. Komancze� � Do diab�a! � krzykn�� Alfonso! � Musz� poskromi� tych przekl�tych czerwonych! � Nie b�dzie to takie �atwe � w g�osie Emmy mo�na by�o wyczu� ironi�. � Zreszt� jeste�my wolne. Oto nasi wybawcy. Hrabia, obrzuciwszy go�ci zdumionym spojrzeniem spyta�: � C� to za ludzie? � Senior Helmer i Nied�wiedzie Serce, w�dz Apacz�w. � Doskona�e po��czenie. Przypuszczam, �e panowie ci zaraz udadz� si� w powrotn� drog�? � Ci panowie s� moimi go��mi i zostan� tutaj, jak d�ugo zechc� � odpar� don Pedro. � Co pan m�wi, senior Arbellez?! � wykrzykn�� hrabia. � Prosz� przypatrzy� si� tym ludziom. Wykluczone, abym zosta� z nimi pod jednym dachem! Cuchn� lasem i mu�em. Musia�bym natychmiast wyjecha�! Hacjendero wsta�, oczy zab�ys�y mu gniewem. � Nie b�d� hrabiego zatrzymywa� � rzek�. � Ci panowie uratowali mi c�rk� i jej przyjaci�k�, dlatego s� najmilszymi go��mi. � Wi�c nie jestem tu panem? � Nic mi o tym nie wiadomo! � Nie? � zasycza� Alfonso. � Kt� wi�c jest tu panem? � Hrabia Fernando. A senior jeste� tylko go�ciem. Zreszt� nawet hrabia Fernando nie mia�by g�osu w tej sprawie. Jestem do�ywotnim dzier�awc� folwarku. Kt� zabroni przyjmowa� mi u siebie kogo zechc�? � Do licha, co za bezczelno��! � Nieprawda. To hrabia jest niegrzeczny wobec moich go�ci. Je�eli hrabiemu nie odpowiada zapach las�w i moczar�w, kt�rego zreszt� wcale nie czuj�, to zapewne tym panom nie podoba si� zapach perfum hrabiego, kt�ry niestety, czuje si� nazbyt wyra�nie. Poprosz� teraz moich go�ci do jadalni. Pan hrabio, mo�e i�� z nami albo nie, wolna wola! Po tych s�owach don Pedro otworzy� drzwi do jadalni i nisko uk�oniwszy si� zaprasza� go�ci do �rodka. Indianin sta� przez ca�y czas bez ruchu, jakby wykuty z kamienia, nie spojrza� nawet na hrabiego. Sprawia� wra�enie, �e nie rozumie rozmowy. Wszed� do jadalni wynios�y i milcz�cy. Helmer natomiast zwr�ci� si� do Alfonso: � Czy pan jest hrabi� Alfonso de Rodriganda? � Tak � potwierdzi�. � Senior Arbellez zapomnia� seniora przedstawi�. Wyzywam pana! Prosz� wybiera�: szpady, pistolety, czy strzelby? � Mam si� bi�? � zapyta� hrabia z najwy�szym zdumieniem. � Oczywi�cie! Gdybym zosta� obra�ony przed wej�ciem do tego domu, zabi�bym pana jak psa. Poniewa� sta�o si� to tutaj, musz� mie� wzgl�d na panie i na gospodarza. Prosz� wybra� rodzaj broni! � Mam si� bi�? � powt�rzy� hrabia z niedowierzaniem. � Z panem? Na Boga, cz�owieku? Jeste� zwyk�ym my�liwym, w��cz�g�! � Wi�c nie chce senior? W takim razie powiem panu, �e jeste� �ajdakiem, tch�rzem godnym pogardy! Helmer wszed� do jadalni. Na progu zosta� os�upia�ego Alfonso. Po chwili rzek� do Arbelleza: � I pan to toleruje? � Ha, je�eli hrabia znie�� mo�e� No chod� Emmo, chod�, Kario! Nasze miejsce jest przy ludziach honoru! � Co za nikczemno��! Zapami�tam to sobie! � krzykn�� hrabia. � Doskonale! Emma przechodz�c obok Alfonso obrzuci�a go pogardliwym spojrzeniem. � Pod�y! � szepn�a. Indianka pod��y�a za ni� ze spuszczonymi oczami. Nie mog�a si� zdoby� na pogard� ukochanego, ale w twarz mu spojrze� tak�e nie mog�a. Hrabia pozosta� sam. Rzuci� serwetk� na pod�og� i tupi�c nogami zakl��: � Zap�ac� wam za to, zobaczycie! Oczy jego b�yszcza�y niewypowiedzianym gniewem. Hrabia Alfonso nie by� brzydki czy odpychaj�cy. Przeciwnie, mia� nawet �adne rysy twarzy, ale teraz w tej w�ciek�o�ci budzi� wstr�t. Reszta towarzystwa zasiad�a tymczasem do sto�u. Posi�ek sk�ada� si� z wielkich �wiartek melona, na p� otwartych granat�w, pomara�cz, s�odkich cytryn oraz tych wszystkich potraw mi�snych i legumin, w kt�re obfituje kuchnia meksyka�ska. Gdy spo�yto kolacj�, gospodarz odprowadzi go�ci do przeznaczonego dla nich pokoju. Obaj przyjaciele mieli mieszka� razem. Helmer nie m�g� wytrzyma� w pomieszczeniu, wyszed� wi�c do ogrodu, aby odetchn�� �wie�ym powietrzem. Z ogrodu skierowa� swe kroki ku prerii. Nagle stan�a przed nim dziwna posta�. By� to bardzo wysoki cz�owiek, ros�y, ca�y spowity w garbowan� sk�r� bawol�. Na g�owie mia� co� w rodzaju �ba nied�wiedzia, z kt�rego pasma futra zwisa�y niemal do ziemi. Z szerokiego sk�rzanego pasa wystawa�y r�koje�ci no�y, a od prawego ramienia do lewego biodra zwisa�o pi�ciokrotnie zwini�te lassem. � Kim jeste�? � zapyta� Helmer. � Bawole Czo�o � brzmia�a odpowied�. � Tecalto? Mokashi�tayiss, s�awny cibolero! � Tak jest. Znasz mnie? � Nie widzia�em ci� nigdy, lecz s�ysza�em o tobie. � Jak si� nazywasz? � Helmer. Jestem Europejczykiem. Ponura twarz Indianina rozpogodzi�a si�. Tecalto wygl�da� na dwadzie�cia pi�� lat, by� pi�knym m�czyzn�. � Wi�c to ty uratowa�e� moj� siostr� Kari�? � Los mi sprzyja�. � Nie, to nie los, nie przypadek. To twoja odwaga! Bawole Czo�o jest ci dozgonnie wdzi�czny. Jeste� waleczny jak Matava�se, Ksi��� Ska�, kt�ry r�wnie� jest Europejczykiem. � Znasz Europejczyk�w? � Tak. S� mocni i odwa�ni m�wi� prawd� i umiej� dochowa� wierno�ci. Jak ten, kt�rego Indianie nazywaj� Itinti�ka, Piorunowy Grot, bo jest szybki jak strza�a i mocny jak grom. Nigdy nie chybia, gdy strzela oko ma nieomylne. � Nie widzia�e� go nigdy? � S�ysza�em o nim wiele, nie widzia�em go jednak do dnia dzisiejszego. � Co takiego? � zapyta� zaskoczony Helmer. � Tak, do dnia dzisiejszego. Bo oto teraz stoi przede mn�! � O mnie m�wisz? Po czym mnie pozna�e�? � Popatrz na sw�j policzek. Piorunowy Grot ma na policzku ci�cie od no�a. O tym wie ka�dy, kto o nim s�ysza�. Czy zgad�em? Helmer skin�� g�ow�. � Tak, nazywaj� mnie Itinti�ka. � Niechaj b�d� dzi�ki Wielkiemu Wakondzie, �e mi pozwoli� m�wi� z tob�. Jeste� dzielnym cz�owiekiem, daj mi swoj� r�k� i b�d� mi bratem. Helmer u�cisn�wszy wyci�gni�t� d�o�, rzek�: � Niech przyja�� nasza b�dzie wieczna! Indianin doda�: � Niechaj moja r�ka b�dzie twoj� r�k�, moja noga twoj� nog�. Biada twojemu wrogowi, bo jest tak�e moim, biada mojemu, bo jest i twoim wrogiem. Ja to ty, ty to ja, jeste�my jedno! Bawole Czo�o nie by� Indianinem z P�nocy. By� wylewny i rozmowny, ale nie mniej gro�ny od tych milcz�cych czerwonosk�rych, kt�rzy uwa�aj� za ha�bi�ce wypowiada� s�owami, co czuj�. � Czy mieszkasz w hacjendzie? � Nie � odpowiedzia� Tecalto. � Nie mog� �y� i spa� w miejscu otoczonym murami. Mieszkam tutaj � przy tych s�owach wskaza� na ��k�, na kt�rej stali. � Masz najlepsze �o�e w ca�ej hacjendzie. Mnie tak�e m�cz� mury. � Przyjaciel tw�j, Nied�wiedzie Serce, te� wyszed� na preri�. M�wi�em ju� z nim. Jeste�my bra�mi, jak ja i ty. � Gdzie on jest? � Siedzi w�r�d vaquer�w. � Chod�my tam. Daleko, po�r�d pas�cych si� p�dzikich koni obozowali vaquerowie. Opowiadali o przygodach swej m�odej pani. Nied�wiedzie Serce siedzia� w milczeniu, cho� ca�e wydarzenie zna� przecie� najlepiej. Helmer wmiesza� si� do rozmowy i po jakim� czasie wszyscy gaw�dzili jak starzy znajomi. Nagle rozleg�o si� g�o�ne r�enie i parskanie. � Co to? � zapyta� Helmer obracaj�c si� w kierunku g�osu. � To kary ogier � odpowiedzia� jeden z pastuch�w. � Niech zdechnie z g�odu, je�eli nie chce s�ucha�! � Dlaczego? � Nie mo�na go ujarzmi�. � Co takiego? � No tak, nie mo�na go ujarzmi�! To istny diabe�, jeste�my wobec niego bezradni. Jeste�my dobrymi je�d�cami, ale pozrzuca� nas z wyj�tkiem jednego. � Kto jest tym jedynym? � Bawole Czo�o, w�dz Mistek�w. Jego jednego nie zrzuci� ale i on nie potrafi� go uje�dzi�. � To przecie� nieprawdopodobne. Kto utrzyma si� na grzbiecie, ten zostaje zwyci�zc�. � I my�my tak s�dzili. Ale ten czort rzuci� si� z je�d�cem do wody, by go utopi�, a gdy to nie pomog�o poni�s� w najwi�kszy g�szcz le�ny i tam zmusi� do zeskoczenia z siod�a. � Do licha! � zawo�a� Helmer. � To prawda � potwierdzi� Tecalto. � Przykra, zawstydzaj�ca prawda. A przecie� poskromi�em ju� niejednego konia! � Wielu ju� pr�bowa�o swych si� i zr�czno�ci na tym czarnym diable, ale wszyscy na pr�no. Powiadaj�, �e tylko jeden cz�owiek zdo�a�by go poskromi� doda� vaquero. � Kto taki? � To obcy traper z Red River, kt�ry nie l�ka si� samego diab�a! � Jak si� nazywa � Nikt nie zna jego prawdziwego nazwiska, ale czerwoni nazywaj� go Itinti�ka i wiele o nim opowiadaj�. Nied�wiedzie Serce i Bawole Czo�o nie zdradzili ani jednym ruchem, �e chodzi tu o Helmera, on za� z najniewinniejsz� min� zapyta�: � Gdzie jest ten czarny diabe�? � Za wzg�rzem. Le�y skr�powany. � To �le! � Senior Arbellez dba bardzo o swoje zwierz�ta, ale tym razem uzna�, �e ko� zginie z g�odu, je�eli nie b�dzie pos�uszny. � Czy�cie mu zawi�zali pysk? � Tak. � Poka�cie mi go. � Dobrze, senior; chod�my! Gdy si� podnosili z ziemi, ujrzeli Arbelleza, kt�ry cwa�owa� z c�rk� i Kari�. By�a to zwyk�a inspekcyjna przeja�d�ka, jak� stary odbywa� co wiecz�r przed spoczynkiem. Vaquerowie doszli wraz z Helmerem do konia. Zwierz� le�a�o skr�powane grubymi powrozami, ze zwi�zanym pyskiem. Oczy mia�o nabieg�e krwi�. Ka�da �y�a by�a nabrzmia�a, z pyska s�czy�a si� piana. Ale� to grzech tak dr�czy� konia! � zawo�a� Helmer. � Co robi�? � odpowiedzia� vaquero wzruszaj�c ramionami. � Tak nie wolno! W ten spos�b mo�na zmarnowa� najbardziej rasowego konia! W tym momencie stan�� przed Helmerem don Pedro wraz z dziewcz�tami. � Sk�d to uniesienie? � zapyta�. � �al mi konia, kt�rego zam�czacie! � Niech zginie, je�li nie chce by� pos�uszny. � Nauczy si� s�ucha�, ale nie w ten spos�b. � Wyczerpa�em ju� wszystkie �rodki. � Dajcie mu dobrego je�d�ca. � Nie poskutkuje! � Czy mog� spr�bowa�? � Nie! � Dlaczeg� to? � Dlatego, �e zbyt ceni� pa�skie �ycie. � Bez obaw! Prosz� pozwoli�, bym dosiad� tego konia? Emma zwr�ci�a si� do ojca: � Tatku, nie pozw�l. Ten ko� jest bardzo niebezpieczny! Helmer obrzuci� j� ciep�ym spojrzeniem. Ta jej obawa, by�a najlepszym znakiem, �e nie by� jej oboj�tny. Powiedzia� jednak powa�nie: � Niech mnie pani nie obra�a, seniorito. Zapewniam pani�, �e si� nie boj� tego czarnego diab�a. � Przecie� senior nie zna go jeszcze � rzek� Arbellez � Powiadaj� ludzie, �e mo�e tylko Itinti�ka da�by mu rad�. � Czy zna pan tego Itinti�k�? � Nie, ale jest to podobno jeden z najlepszych je�d�c�w. � Senior, obstaj� przy swojej pro�bie. � C� robi�, musz� si� zgodzi�, bo jest pan moim go�ciem, ale �al mi pana. Emma zeskoczy�a z konia, podesz�a do Helmera i wyci�gaj�c do niego r�k� rzek�a: � Senior Helmer, czy dla mnie nie zrezygnowa�by pan ze swego szalonego zamiaru? Tak si� obawiam o pana! � Niech mi pani powie szczerze, czy nie by�oby to dla mnie ha�b� teraz ust�pi�? S�dzono by, �e si� przestraszy�em. Pochyli�a g�ow�, wiedzia�a bowiem, �e Helmer ma racj� i powiedzia�a cichutko: � A wi�c powodzenia! Helmer podszed� do ogiera, odsun�wszy pastuch�w, kt�rzy chcieli mu pomoc w zdejmowaniu wi�z�w. Zwierz� le�a�o ci�gle na ziemi parskaj�c. Helmer �ci�gn�� mu kaganiec i no�em przeci�� wi�zy kr�puj�ce nogi � najpierw z tylnych, p�niej z przednich. Kiedy rumak wsta�, szybko wskoczy� mu na grzbiet. Rozpocz�a si� walka mi�dzy je�d�cem a koniem, jakiej nikt z obecnych dot�d jeszcze nie widzia�. Ogier stan�� d�ba, skoczy� w bok, parska� i wierzga� na wszystkie strony, rzuci� si� w ko�cu na ziemi�, tarza� si� po niej przez chwil� i znowu podni�s� si� na r�wne nogi. Je�dziec siedzia� ca�y czas jak przykuty. By� to pokaz zr�czno�ci cz�owieka walcz�cego z niesamowitym, dzikim zwierz�ciem. Ko� oblany by� potem; nie parska� ju�, tylko prycha�, boryka� si� ze swym pogromc�, ale �elazny je�dziec nie ust�powa�. Trzyma� karosza w u�cisku swych stalowych n�g, tak �e ko� nie m�g� wprost odetchn��. Jeszcze wspi�� si�, stan�� d�ba, wreszcie ruszy� galopem przez kamienie, rowy i krzaki. Po kilku sekundach je�dziec wraz z koniem znikn�li z oczu zdumionych widz�w. � Do kro�set, czego� podobnego w �yciu nie widzia�em! � rzek� Arbellez. � Z pewno�ci� z�amie kark � wtr�ci� kt�ry� z pastuch�w. � Co te� m�wisz! Ju� zwyci�y�! � A tak si� ba�am � wyzna�a Emma. � Ale teraz wierz�, �e niebezpiecze�stwo min�o. Prawda ojcze? � Mo�esz by� zupe�nie spokojna. Kto tak siedzi w siodle i tak� ma si��, teraz ju� nie da si� zrzuci�! Mia�em wra�enie, �e to diabe� walczy przeciw diab�u. Sam Itinti�ka nie pojecha�by lepiej. Wtedy zbli�y� si� Bawole Czo�o i powiedzia�: � Tak jest, sam Itinti�ka nie pojecha�by lepiej, cho�by dlatego, �e Helmer w�a�nie nim jest! � Co takiego? Wi�c to on jest Grzmi�c� Strza��? Tak. Zapytajcie wodza Apacz�w. Arbellez obrzuci� Indianina pytaj�cym spojrzeniem. To prawda � potwierdzi� Apacz. � No, gdybym o tym wiedzia�, nie ba�bym si� tak o niego � rzek� don Pedro. � Mia�em wra�enie, �e ja sam dosiadam tej bestii. W oczach Emmy zap�on�y ogniki szcz�cia. Wszyscy czekali w skupieniu. Po up�ywie jakiego� kwadransa Helmer wr�ci�. Ko� szed� potulnie, je�dziec siedzia� w siodle jak gdyby nic si� nie sta�o. Emma podesz�a do nich. � Dzi�kuj�, senior! Inny zdziwi�by si� mo�e i spyta� za co, on jednak zrozumia� i u�miechn�� si� tylko. � No, senior Arbellez � zwr�ci� si� do starca, � czy istotnie nie mo�na by�o sobie poradzi� bez Itinti�ki? � Oczywi�cie, �e nie mo�na by�o! Przecie� pan nim jest. � A wi�c wyda�a si� tajemnica! � rzek� Helmer weso�o. Otaczaj�cy ich wydawali okrzyki uznania, ale on poprosi� o cisz� i powiedzia�: � Czy mog� jecha� razem z panem, don Pedro? � A ko� nie zanadto wyczerpany? � Nie. � To dobrze. Jechali przez pastwiska na kt�rych pas�y si� setki byd�a. Kiedy przybyli przed dom, Helmer uwi�za� poskromionego konia przy p�ocie. Karia id�c do siebie, mija�a drzwi pokoju hrabiego, gdy te nagle otworzy�y si� i stan�� w nich Alfonso. � Karia, czy b�d� m�g� dzi� pom�wi� a tob�? � Kiedy? � zapyta�a. � Dwie godziny przed p�noc�. � Gdzie? � Na dole, przy drzewach oliwnych, nad �r�d�em. � Dobrze, przyjd�! Gdy nadszed� wiecz�r wszyscy zgromadzili si� w jadali. Tak�e obaj wodzowie india�scy byli obecni, nie zjawi� si� tylko hrabia, kt�ry uda� si� na um�wione spotkanie. Par� minut po nim nadesz�a Karia. By�a bardziej milcz�ca ni� zazwyczaj. � Co ci jest moje z�otko? Czy mnie ju� nie kochasz? � Ale� kocham ci�, cho� w�a�ciwie nie powinnam! Czy nie cieszysz si� wcale, �e zosta�am uratowana? � Ach, c� znowu? � Dlaczego w takim razie obrazi�e� moich wybawc�w? � Miejsce ich jest na pastwiskach, na preriach, nie tutaj! Indianka odezwa�a si� na to z wym�wk� w g�osie: � Nie jeste� szlachetny, don Alfonso. � Nienawidz� tylko wszystkiego, co wstr�tne! � Czy Piorunowy Grot jest wstr�tny? � Piorunowy Grot, ten wspania�y je�dziec i my�liwy? Przecie� nie widzia�em go nigdy w �yciu. � Ale� owszem! Piorunowy Grot to Helmer. � Do diab�a! Teraz rozumiem jego wyzwanie. � Czy b�dziesz si� z nim bi�? � Ani mi si� �ni! To przeciwnik niegodny mnie, nie jest mi r�wny urodzeniem. Indianka w obawie o �ycie hrabiego rzek�a: � Mo�e post�pujesz s�usznie. By�by� zgubiony. Nie jest przyjemnie us�ysze� z ust ukochanej, �e innego uwa�a za dzielniejszego. Hrabia odpowiedzia� wi�c: � Jeste� w b��dzie. Czy widzia�a� kiedy�, jak strzelam, jak si� fechtuj�? � Nie. � W takim razie nie wolno ci wydawa� wyrok�w. Rycerz czy hrabia musi by� w tym lepszy od zwyk�ego westmana! Poznasz mnie dok�adnie dopiero wtedy, gdy zostaniesz moj� �on�. � Boj� si�, �e to nigdy nie nast�pi. A tak chcia�abym ci wierzy�. Kocham ci�! � Nie b�j si�, kochana. Wszystko zale�y tylko od ciebie. Pami�tasz o warunku, kt�ry ci postawi�em? � Twardy i nieub�agany. ��dasz, abym z�ama�a przysi�g�, abym zdradzi�a sw�j nar�d. Przysi�ga nie powinna ci� wi�za�, przecie� da�a� j� jako dziecko. Nar�d tw�j ju� nie istnieje. Je�eli mnie kochasz, je�eli chcesz zosta� moj� �on�, m�j nar�d powinien sta� si� twoim. Przyjecha�em, by si� przekona� o twojej mi�o�ci. Je�eli tym razem nie zdecydujesz si�, powr�c� do Hiszpanii i nigdy si� ju� nie zobaczymy. � Jeste� okrutny! � Nie, jestem tylko ostro�ny. Serce bowiem, kt�re nie umie zdoby� si� na ofiar�, nie zna prawdziwej mi�o�ci! Karia rzuci�a mu si� na szyj�. � Kocham ci� ponad �ycie, wierz mi! � Daj mi dow�d! Potrzebujemy skarb�w z groty kr�lewskiej, aby da� ojczy�nie nowego w�adc�. Pierwszym jego czynem b�dzie podniesienie ciebie do stanu szlacheckiego, by� mog�a zosta� hrabin� de Rodriganda. � Wierz� ci. Nigdy nie powiesz memu bratu, �e zdradzi�am tajemnic� skarbu? � Nigdy! Nie dowie si� nawet, kto wzi�� skarb. Alfonso czu�, �e Indianka zaczyna ulega�. Przepe�nia�a go rado��. By� w stanie przyrzec Karii wszystko, byle zmusi� j� do m�wienia. � Dobrze. Dowiesz si�, gdzie jest kr�lewski skarb, ale pod warunkiem, �e zdradz� ci to dopiero w dniu naszych zar�czyn. � To niemo�liwe � z trudem ukrywa� niezadowolenie. � Szlachectwo mo�esz otrzyma� po ujawnieniu skarbu, wcze�niej wed�ug ustaw naszego kraju nie mog� nast�pi� nasze zar�czyny. � Dlaczego? Obj�� j� ramieniem i poca�owa�. � Jeste� wprawdzie c�rk� ksi���c�, ale wed�ug praw hiszpa�skich, nie wystarczy to do szlachectwa. Sercu memu jeste� droga i godna herbu, ale �wiat inaczej na to patrzy. Mo�esz mi zaufa�, najdro�sza. � Dobrze, dowiesz si� o wszystkim! Ale na jeden m�j warunek musisz si� zgodzi�. Daj mi pismo, w kt�rym przyrzekniesz, �e po wyjawieniu tajemnicy, pojmiesz mnie za �on�. Warunek by� hrabiemu bardzo nie na r�k�, ale czy warto teraz, gdy cel tak bliski, odmawia� takiej drobnostki? Dlatego odrzek� szybko: � Ch�tnie uczyni� to, moja droga Kario. Wi�c powiedz, gdzie s� skarby? � Najpierw pismo, Alfonso. � Dobrze! Przygotuj� je na jutro, na po�udnie. � I opatrzysz swoj� piecz�ci�? � Tak. � W takim razie wieczorem powiem ci, w kt�rym miejscu skarb jest ukryty. � Dlaczego dopiero wieczorem? � Musz� uwa�a�, aby Emma lub kt�ry� ze s�u��cych nie domy�li� si� czego�. � Wi�c przyjdziesz do mnie? � Ja do ciebie? � zapyta�a z wahaniem. � L�kasz si�? � Nie! Przyjd�. Jeszcze raz poca�owa� dziewczyn�, cho� nie mia� na to najmniejszej ochoty. By� wprawdzie, jak to si� m�wi, wielkiego serca, ale nie poci�ga�y go Indianki. Podczas, gdy Alfonso rozmawia� z Kari�, Helmer odprowadza� wodza Tecalta w kierunku prerii. Po�egnawszy si� z nim, nie mia� ochoty wraca� do domu. Spragniony ciszy, wszed� do ogrodu i usiad� u st�p fontanny, przygl�daj�c si� migotliwej wodzie. Po chwili us�ysza� kroki. Przed fontann� stan�a kobieca posta�, w kt�rej pozna� Emm�. � Je�eli przeszkadzam, zaraz odejd� � powiedzia�. � My�la�am, �e pan ju� �pi � odpar�a. � W pokoju jest mi za ciasno, za duszno. Trzeba si� d�ugo przyzwyczaja�, by zasn�� w zamkni�tym pomieszczeniu. � I ja odczuwam to samo, dlatego te� przysz�am tutaj. � Niech wi�c pani do woli rozkoszuje si� woni� ogrodu. Dobranoc, seniorita! Chcia� odej��, ale uj�a go za r�k� i zatrzyma�a. � Niech pan zostanie. B�g da� nam dosy� powietrza, zapach�w i gwiazd, aby�my oboje mogli z nich korzysta�. Pos�ucha� i usiad� obok. W�dz Mistek�w, Bawole Czo�o, le�a� tymczasem przy ogrodowym parkanie. Patrzy� w gwiazdy, my�la� o wiecznych �wiatach, w kt�rych kr��� setki s�o�c, czczonych niegdy� przez jego kr�lewskich przodk�w. Zatopiony w marzeniach, mia� jednak ucho wyczulone na ka�dy szmer. Po chwili us�ysza� w ogrodzie ciche kroki, rozmow� prowadzon� przyt�umionym g�osem. Wiedzia�, �e Rodriganda widuje si� z Kari�, wiedzia�, �e Hiszpan nie jest jej oboj�tny. Obudzi�a si� w nim niech�� do hrabiego. Od godziny nie ma w domu ani Karii, ani Rodrigandy. Czy�by mieli schadzk� w ogrodzie? Musi to sprawdzi� dla dobra jej i swego. Podni�s� si� bezszelestnie i ze zwinno�ci� pantery przesadzi� p�ot. W ogrodzie po�o�y� si� na ziemi i czo�ga� tak cicho, �e nawet Helmer nic nie s�ysza�. W ko�cu dotar� w okolic� fontanny, tak �e m�g� rozumie� ka�de s�owo. � Powinnam w�a�ciwie gniewa� si� na pana � m�wi�a Emma. � Tak si� niepokoi�am o pana! � Zupe�nie niepotrzebnie. Nie takie konie zdarza�o mi si� ujarzmia�. Zreszt� czarny diabe� uspokoi� si�, mo�e go dosi��� nawet kobieta. � Jeden plus mia

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!