12050

Szczegóły
Tytuł 12050
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

12050 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 12050 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12050 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

12050 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Rollo May O ISTOCIE CZŁOWIEKA Szkice z psychologii egzystencjalnej W serii PsychologiaDom Wydawniczy REBISwydał już następujące tytuły: Roiło May KarenHorney Neurotyczna osobowość naszych czasówNerwica a rozwój człowiekaNasze wewnętrzne konflikty Roiło MayMiłość i wolaOdwaga tworzenia O ISTOCIECZŁOWIEKA SZKICE Z PSYCHOLOGII EGZYSTENCJALNEJ FrancoisJ. Paul-CayallierWizualizacja Demitri F. Papolos, Janice Papolos Przezwyciężyć depresję PrzełożyliMariusz Moryń, Zdzisław Wiese Erich FrommKryzyspsychoanalizy W przygotowaniu: Erich FrommRewolucja nadziei Dom Wydawniczy REBISPoznań 1995. Tytuł oryginałuThe Discovery ofBeing. Writings in Existentw,l Psychologa Copyright1983 by Roiło MayAli rights reserved Copyright for the Polish edition byREBIS Publishing House Ltd. ,Poznań 1995Copyright for the cover illustration byEwa Nemoudry Opracowanie graficzneLucyna Talejko-Kwiatkowska iW ^"ss-^ Wydanie IISBN 83-7120-182-6 Dom Wydawniczy REBISul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznańtel. 67-47-08, teL/fiuc 67-37-74 Dla Laury,towarzyszki badań - DRUK l OPRAWA Zakłady Graficzne w Gdańsku' fax (058) 32-58-43 ^(a0K- im[^g BWP? WPROWADZENIE Współcześnie przyszło nam stawić czoło dziwnemuparadoksowi. Nigdy wcześniej nie docierało do nasprzez radio, telewizję i satelity tyle bitów i strzępówinformacji, a zarazem nigdy przedtem nie mieliśmy takmało wewnętrznej pewności co do własnej istoty. Wrazze wzrostemobiektywnej prawdy zanikłopoczucie subiektywnej pewności. Fantastycznie rozwinięta potęgatechniczna wymknęła się spod naszej kontroli. Każdypostęp wtechnologiioznacza pojawienie się nowychsposobów unicestwiania. Potwierdziły się więc proroczesłowa Nietzschego: "Żyjemy w czasie zatomizowanegochaosu [. ] okropnej zjawy [. ]Narodów Zjednoczonych[. ] a pogoń za szczęściem nigdy nie będzie większa,bowiem musi ono zostać uchwycone pomiędzy dniemdzisiejszym i jutrzejszym, gdyż pojutrze czaswszelkiej pogoni może dobiec ostatecznego końca". Doświadczając tego, oraz rozpaczliwie poszukującznaczenia w życiu, człowiek współczesny dokonujewyborów osłabiających jegoświadomość bycia przezapatię, zastój psychicznylub hedonizm. Niektórzy,szczególnie ludzie młodzi,wybierają ucieczkę od własnego istnienia przez samobójstwo. Ich liczba rośnieciągle w sposób alarmujący. Nic więc dziwnego, że ludzie dręczeni pytaniem,czy życie wogóle ma jakikolwiek sens, zwrócili się do. terapeutów. Niestety, sama terapia jest bardziej wyrazem rozdarcia naszych czasów niż przedsięwzięciem mogącym temu zaradzić. Często takie osobyposzukująuwolnienia od uczucia otaczającej je pustkilub, siedząc w gabinecie, zrzucają ciężar swego istnienia na terapeutę. Może to prowadzić tylko dopogrążenia sięw rozpaczy, rozpamiętywania urazówi w końcu wybuchnie autodestrukcją. Dlategohistoria nieustannie wskazuje, że indywidualna potrzebawolności wcześniej czy później musi zostać zaspokojona. Wierzę, że tylkopoprzez odkrycie i afirmację istnieniaw nas samych stanie się możliwyjakiś rodzajwewnętrznej pewności. W opozycji do nurtów psychologii,które poprzestają na teoriach uwarunkowań, mechanizmów behawioralnych i reakcji instynktownych, twierdzę, że musimy pójść głębiej i odkryćosobę, istnienie, którego wszystko to dotyczy. Toprawda, że wnaszej kulturze mówienie o istnieniu wywołuje pewne zakłopotanie. Może jest tozbyt obnażające,zbyt osobiste, zbyt głębokie? Ukrywającbycie, tracimy wszystkoto, co najbardziej cenimy w życiu. Dzieje się tak,gdyż sens bycia związanyjest z najgłębszymi i najbardziej fundamentalnymipytaniami pytaniami dotyczącymi miłości, lęku,niepokoju, troski, śmierci. Pisma zebrane w tej książce wyrosły z mojej pasjiodnajdywaniabycia w innych osobach i we mniesamym. Zawsze sprowadza się to doposzukiwaniacelów i wartości. To tak, jak z doświadczeniem lęku: jeśli ktoś go nie odczuł, niedoświadczy równieżwolności. Lęk wskazuje, żewartościniezależnie odtego jak niejasne istniejąw osobie. Bezwartościpozostałaby tylko jałowabeznadzieja. Ponieważ stoimy obecnie wobec najpoważniejszej groźby whistorii ludzkiegotrwaniapoprzez kontrast z możliwościąnaszego unicestwieniawidzę wyraźniej możliwościbycia. Pojedynczy człowiek niezmienniebowiem pozostaje stworzeniem, które możesię dziwić, możezostać oczarowane przez piękną sonatę, może zestawiać symbole, by tworzyć poezję radującą naszeserca;stworzeniem, które oglądając wschód słońca,odczuwa podziw i wzniosłość. Wszystko tocharakteryzuje jednostkowe bycie,a ono rodzi problemy, którym poświęconebędą następne strony tej książki. CZĘŚĆ PIERWSZA ZASADY. I. PODSTAWY PSYCHOTERAPII Mimo iż prądy egzystencjalne były bardzo znaczącew europejskiej psychiatrii i psychoanalizie już oddwudziestu lat, to w Ameryce pozostawały do 1960roku praktycznie nieznane. Od tego czasu niektórzysympatycytego ruchu zaczęli wyrażać obawy, żemogą onestać się "zbyt"popularne w niektórychdziedzinach. Uspokajali się, cytując słowa Nietzschego,że "pierwsi zwolennicy ruchu nie są argumentemprzeciwko niemu". W Stanach Zjednoczonych znajdujemy więc, paradoksalnie, zarówno sympatię, jak i awersję do terapiiegzystencjalnej. Z jednejstrony, w nurcie tym zawiera się głęboko ukryte powinowactwo z amerykańskim charakterem i sposobem myślenia. Jest on bardzo bliski naprzykład Williamowi Jamesowi, podkreślającemu bezpośredniość doświadczenia, jednośćmyślenia i działania, wagę decyzjii zobowiązań. Z drugiej strony, niektórzy psychologowie i psychoanalitycy amerykańscy żywią wielką wrogość wobecegzystencjalizmu. Później postaramsię wyjaśnić powody tegoparadoksu. Powszechność idei egzystencjalizmu prowadzi bowiem do zaprzeczenia jego natury. Kierunek tenodwoływał się do doświadczenia nieprzekazywalnego, jednostkowego i dokonywanegow samotności (przyp. tłum. ). 13. Chciałbym w tej książce być raczej egzystencjalistąi mówić bezpośrednio na podstawie własnego doświadczenia jako osoby i jako praktykującego psychoanalizę psychoterapeuty. Pracowałemnad TheMeaning ofAnxiety, spędzając półtora roku w łóżku,w sanatorium dlachorych na gruźlicę. Miałem wtedydużo czasu, aby rozważać znaczenie lęku i bardzodużo danych z bezpośredniej obserwacji samegosiebie i innych lękowych pacjentów. Podczas mojegopobytu w sanatorium studiowałem dwie,wciąż aktualne, książkipoświęcone lękowi. Jedną znich byłoZagadnienie lęku,dzieło Freuda; druga, autorstwaKierkegaarda, nosiłatytuł Pojęcie lęku. Wysoko ceniłem koncepcje Freuda na przykład jego pierwsząteorię, w której twierdził, że lęk jestponownympojawieniem się wypartegolibido, i drugą, zgodniez którą lęk jest reakcją ego na groźbę utraty obiektumiłości. Jednakciągle były to tylko teorie. Na przeciwnym biegunie znajdował się Kierkegaard,opisujący lęk jakozmaganie się żywejegzystencji z nicością. Zmagania tego mogłem bezpośredniodoświadczyćw czasie, gdy walczyłem ze śmiercią,i później, świadom groźby trwałego kalectwa. Kierkegaard wyszedłz założenia, że rzeczywistą groząlękunie jest samaśmierć, lecz fakt, że każdy z nas wewnątrz siebieznajduje się po obuwalczących stronach, że jak tookreśla "lęk jestpragnieniem tego, co wywołujetrwogę", jest jak "obca potęga, która powala i trzymajednostkę, a ta nie może się wyrwać". Wywarło na mnie wówczas wielkie wrażenie, żeKierkegaard pisał dokładnie o tym, przez co ja i pozostali pacjenci przechodziliśmy. Freud zaśsytuował sięna zupełnie innym poziomie, analizując mechanizmypsychiczne, przez które wyraża się lęk. Kierkegaardopisywał to,co jest bezpośrednio doświadczane przez 14 osobę przeżywającą kryzys specyficzny kryzysżycia walczącego ze śmiercią, który był całkowicierealny dla nas, pacjentów. Nie jest on jak sądzę odmienny w swej istocie od załamań wielu ludzi,którzy podejmują terapię, lubod przeżyć, jakichwszyscy doświadczamy w różnej formie wielokrotniew ciągu dnia; nawet wtedy, gdyodsuwamy od siebieostateczną perspektywę śmierci. Freud pisałna poziomietechnicznym, gdzie jego geniusz niema równych sobie. Być może żaden człowiek przed nim niewiedziałtyle o lęku. Kierkegaard był genialny w innym sensie pisał onnaegzystencjalnym,ontologicznym poziomie. Znał lęk. Nie wprowadzam tu sztucznejdychotomii wartości,gdyż oba poziomy są niezbędne. Prawdziwy problemzwiązany jest raczej z naszą kulturowo-historycznąsytuacją. Żyjąc w świecie zachodniej cywilizacji,jesteśmy spadkobiercami czterech wieków osiągnięć technicznych, służących pokonywaniunatury, któreteraz naszdominowały. To stanowi o naszej wielkościi jest zarazem naszym największymzagrożeniem. Problem nietkwi w przeciwstawianiu się naporowitechniki (czego dowodem mogłaby być ogromna popularność Freuda w Stanach Zjednoczonych, jeżelijakikolwiek dowód byłby potrzebny). Leży onw czymśzupełnie odmiennym. Jeśli wolno mi tuużywać terminów, które będę później wyjaśniał, topowiedziałbym owypieraniu sensu bycia, sensuontologicznego. Jednąz jegokonsekwencjijest rozpad współczesnego wyobrażenia człowieka o sobie,jego doświadczaniasiebie jako odpowiedzialnej jednostki, przeżycia własnego człowieczeństwa. Ruch egzystencjalny nie zmierza do przekreśleniatechnicznych odkryć Freuda ani do odrzucenia dokonań innych dziedzin nauki czy samej psychologii. 15. Chce on znaleźć nowe podstawy dla wcześniejszychodkryć, pragnie zrozumieć na nowo albo ponownieodkryć naturę i obraz człowieka. Z powagą traktuję niebezpieczeństwa dehumanizacji, tkwiące w skłonności współczesnej nauki do wpisywania człowieka wobraz maszyny, w obraz technik, przez które go poznajemy. Winy zatę tendencjęnie ponoszą ani,,błędne" systemy teoretyczne, ani"wywrotowy", pojedynczy człowiek. Kryzys ten spowodowanyjest naszą, szczególnie trudną sytuacjąhistoryczną. Karl Jaspers, psychiatra ifilozofegzystencjalny, uważał, że zachodni świat przechodzi proces utraty samoświadomości, i że to nasze pokoleniemoże stanowić ostatnią epokę w historii człowieka. William Whyte w swojej pracy Organizacja cztowieka zauważył,że współczesnymi wrogami jednostkiokazują się ,,łagodnie wyglądające grupy terapeutów,którzy [. ] będą robilito, co robili dotychczas, aby cipomóc". Odwoływał się do tendencji, aby traktowaćnauki społeczne jakopodstawy etykinaszych czasów. Wyrosła naich gruncie psychoterapia mogła uczynićz człowieka konformistę i prowadzić prosto do destrukcjiindywidualności. Taka tendencja, jak sądzę,wzrasta radykalnie wrazz rozszerzaniem się modyfikacji zachowań,formy psychoterapii, która otwarcieprzyznaje, iż jej koncepcji nie jest potrzebny człowiek, z wyjątkiem terapeuty, przekonanego, iż cel,który on i jego grupa obrali, jest najlepszy z możliwych dla wszystkich ludzi. Nie możemy więcodrzucać ostrzeżeńtakich łudzi, jakJaspers i Whyte,zarzucając ichsłowom antyintelektualizm i antynaukowość. Czynią takwyłącznie ignoranci. Wielu psychologów podziela moje sympatie, leczoponują przeciw terminom ,,bycie" i,,nicość". Utrzymują, że ruch egzystencjalny w psychologii jestmgli16 sty i pełenniejasności. Jauważam, że bez kategorii,. bycia" i ,,nicości" nie możemy zrozumieć nawetnajbardziej elementarnych, powszechnie występujących mechanizmów psychologicznych. Weźmynaprzykład "wypieranie" i "przeniesienie". Zwykledyskusje o tych terminach zawieszone są w próżni,pojęcia te są nieprzekonujące i pozbawionerealnościpsychologicznej, ponieważ niemamy żadnej struktury, na której można by je oprzeć. Sam termin"wypieranie" odsyła do fenomenu,którystale obserwujemy,do dynamizmu, któregowiele postaci jasnoopisał Freud. Przeważnie wyjaśniamy ten mechanizm, mówiąc, że dziecko spycha do nieświadomościpewne impulsy, takie jak seks iagresja, ponieważkultura w formie ikształcie reprezentowanym przezrodziców nie akceptuje ich,a dziecko musidbaćo swoje bezpieczeństwo. A przecieżta kultura,którazakłada potępienie, jest budowana właśnie przez osoby, które dokonują tłumienia. Dlatego pytam, czy niejest złudnei upraszczające przeciwstawianie kulturyjednostce i robienie zniej "chłopca do bicia"? Cowięcej, nie wiadomo, skąd wzięłosię przekonanie,jakoby dziecko czy dorosły byli tak zajęci swymbezpieczeństwem i zaspokojeniem libido. Czyż niezostało ono przeniesione z naszych prac dotyczącychnerwic, lęków u dziecii dorosłych? Na przykład jestczymś oczywistym,żelękowei nerwicowe dziecko w sposób kompulsywny zabiegao własne bezpieczeństwo,neurotyczny zaś dorosłyi my, terapeuci, doszukujemy się w jego nieskażonymumyśle naszych własnych teorii. Aczyż nie jest tonaturalne i zrozumiałe udziecka, że tak jak prawdziwie interesuje się poznaniemświata zewnętrznego, badaniem go, ti1nririi^i"i własną ciekawościąipotrzebą przygod^yiRore^cpwadzą do poznania l;, "i. 3;!:^ ? B 17. otoczenia i opanowania strachu? Jeśli zablokuje się tewszystkie potrzeby dziecka, wywoła się u niego traumatyczną reakcję, podobną do reakcji na utratę bezpieczeństwa. Jestem przekonany, ze znacznie przesadziliśmy, akcentując zainteresowania człowieka bezpieczeństwem ichęcią przetrwania, tylko dlatego, żepasowało do naszego przyczynowo-skutkowego sposobu myślenia. Sądzę,że Nietzschei Kierkegaardmieli więcej racji, gdy opisywali człowieka jako strukturę ustanawiającą pewne wartości godność, moc,czułość ważniejsze od przyjemności, a nawet ważniejszeniż własne przetrwanie. Stawiam tu następującą tezę: możemy zrozumiećwypieraniewyłącznie na głębszym poziomie rozumienia człowieka napodstawiejego możliwości. W takimujęciu "bycie" osoby musi być zdefiniowanejako indywidualny "zespół możliwości". Możliwościtesą częściowo dzielone zinnymi osobami, ale zawszew każdej jednostce stanowią unikatowy układ. Musimy zatem postawić pytanie: Jaka jest relacja osobydojej własnych możliwości? Co zachodzi,kiedy samablokuje lub jest zmuszona zablokować dostęp doswejświadomości czemuś, co zna, a na innym poziomiewie, że zna? Moja psychoterapeutyczna praktykawskazuje corazbardziej wyraźnie,że w naszych czasach lęk nie rodzisię aż tak często na tlebrakusatysfakcji seksualnej czy poczucia bezpieczeństwa,lecz wynika raczej z obawy przed utratą własnej siłyi z konfliktów, które powstają na tej bazie. Jesttocharakterystyczne dla szczególnej "neurotycznej osobowości naszych czasów" neurotycznego wzorcawspółczesnego,,,skierowanego na zewnątrz" człowieka. Wobec tego "nieświadomość" nie może być traktowana jako rezerwuarimpulsów, myśli ipragnień, 18 któresą kulturowo nieakceptowane. Definiuję ją jakote możliwości poznania i doświadczenia, których jednostka nie może, lub nie chce, zaktualizować. Na tympoziomie powinniśmy zauważyć, że prosty mechanizm wypierania jest dalekobardziej skomplikowany, niż mogłoby się zdawać: że ogarnia on całościowezmagania jednostkowego "bycia" przeciwkomożliwości "nicości";że terminy "ego" i "nie-ego", czynawet "trwanie" i"nietrwanie jaźni" nie są wystarczające do jego zrozumienia; oraz że związane sąz tym nieodłącznie pytania o margines wolności człowieka, respektujący jego możliwości, o margines,w którym mieści się także odpowiedzialność osoby zasamą siebie, czego nawet terapeuta nie może na siebieprzejąć. Należy tutaj skomentować jeszcze jedno obokwypierania pojęcie z klasycznej analizy. Myślętuo przeniesieniu,o relacji między dwiema osobami pacjentem i terapeutą w gabinecie lekarskim. Pojęcie iopis przeniesienia stanowiły wielkie osiągnięcie Freuda i zaważyły na wielu koncepcjach. Istnieją rozliczne wskazania dla terapii, wynikające z fenomenu, że pacjent przynosi do gabinetu swoje wcześniejsze lub teraźniejsze związki z ojcem, matką,kochanką, dzieckiem, oraz zdaje się postrzegać terapeutę jako te znane sobie osoby ipróbuje według tegoschematu razem z nimbudowaćswój świat. Przeniesienie, takjak i inneFreudowskie pojęcia, nieskończenie rozszerza zakres i wpływosobowości: my żyjemy w innych, a inni żyją wnas. Zwróćmy uwagę naFreudowską ideę, że w każdym akcie płciowym obecne są cztery osoby: mężczyzna, kochanka i dwojerodziców. Ja sam zawszezajmowałem niejednoznaczną postawę wobec tej idei wszakże akt miłościzasługuje na pewną prywatność. Tkankęludzkiego 19. życia tworzą jednak głębsze powiązania czyiś przodkowie, jak ojciec Hamleta, zawsze będą zgłaszaćróżne wymagania i będą złorzeczyć. Potwierdza totezę Freuda ogłębi i wadze związków, w które jesteśmy uwikłani,i pozbawia współczesnego człowiekazłudzeń co do miłości i relacji interpersonalnych. Staniemy przed niekończącymi siętrudnościami,jeślipojęcie przeniesienia potraktujemy abstrakcyjnie, to jest w oderwaniu od zakorzenionych w naturzeczłowieka norm międzyludzkich zachowań. Najważniejszejednak jest to, że owo pojęcie może służyćterapeucie jakopodręczna i zawsze użytecznaobrona. Jak mówi Thomas Szasz, terapeutamożesię za nimukryć, aby bronić się przed lękiembezpośredniegospotkania. Z koleipojęcieprzeniesienia może podważyćcale doświadczenie i sensrzeczywistości w terapii. Dwie osoby w gabinecie lekarskimstają sięwówczas ,, cieniami", podobnie jak wszyscy inni naświecie. Możeto spowodować destrukcję poczuciaodpowiedzialności pacjenta, a także pozbawić terapięznacznej części tejdynamiki, dzięki której pacjentmoże się zmienić. Obecniewprowadzimykategorię ,,spotkania",w którym i tylko w nim przeniesienie uzyskujeswoje właściwe znaczenie. Przeniesienie musi byćrozumiane jako zniekształcenie spotkania. Psychoanalizanie ustaliła żadnych norm ludzkiego spotkania, nie było w niej również odpowiedniego miejscadla opisu stosunku ja-ty, dlatego spotkanie zostałookreślone przez upraszczającą i zacierającą jego sensrelację miłości. Freud istotnie wniósł duży wkład donaszego rozumienia różnorodnych, potężnych i wszechobecnych form, w których do głosu dochodzi erotyka. Lecz Eros (zamiast powrócićdo siebie samego, w coFreudszczerze wierzył) oscylujeteraz pomiędzy ja20 kas absurdalną biologią, która potrzebuje ujścia,a względnie nieważną przeszłością dla mężczyznyi kobiety, którychpewnego dnia znudziło wspólneoglądanie telewizji. Niemamy również żadnych norm określającychagape (tę formę nieegoistycznej miłości,której zależynapowodzeniu innej istoty)w jejwłasnych prawach. Agape nie może być rozumianajako pochodna tendencjikanibalistycznych lub jako to, co pozostało poich przeanalizowaniu i odrzuceniu. Agape nie jestsublimacją Erosa,lecz przekroczeniem go w cierpliwej czułości niezmiennie dotyczącej drugiego. Tojest właśnie ta transcendencja, która daje samemuErosowi pełnię i bardziej trwałe znaczenie. Egzystencjalizmpomaga nam w odpowiedzi napytania: Jak to możliwe, żeczłowiek jest związany z drugimczłowiekiem? Jaka jest natura jednostki, skoro dwie osoby mogą się komunikować,mogą pojmować się nawzajem jako istnienia, szczerzezabiegać o dobroi powodzenie drugiego i doświadczać prawdziwego zaufania? Odpowiedźna te pytania wskaże nam, co w przeniesieniujest zniekształceniem. Teraz, gdy pozostaję w relacjiz moim pacjentem,zauważam, że ten człowiek, jak każda inna żyjącaistota, musi wyzwolić się z koncentracjina sobiesamym, aby nawiązać kontakt z innymi ludźmi. Długoprzedtem, zanim podjął ciągle odkładaną decyzjęi zatelefonował wreszcie, by umówićsię na spotkanieze mną, wytworzył się w jego wyobraźni jakiś rodzajwięzi między nami. Później czekał, paląc nerwowo Agape wjęzyku greckimznaczy międzyinnymi "uczta","miłość". RoiłoMay myśli o zniekształceniu spotkania w postaćzawłaszczenia, "pożerania"innej osoby (przyp. tłum. ). 21. papierosa w poczekalni, a teraz patrzy na mnie i jegopodejrzenia mieszają się z nadzieją. Wysiłek,aby sięotworzyć,walczyw nim przeciwkostaremu przyzwyczajeniu, aby wycofać się za barykadę i trzymaćmnie na dystans. To zmaganiejest zrozumiałe, ponieważ "udział zawsze zakłada ryzyko". Jeśli ktoś posuwa się za daleko, traci swojątożsamość. Jeślijednakbardzosię obawia utraty swojego własnego, pełnegokonfliktów, wnętrza które ostatecznie uczyniłomożliwąjakąś częściową integrację i było znaczącew jego doświadczeniu to odrzuca możliwość przełamania kryzysu i trzyma się sztywno dawnego życia,wytyczonej i skurczonej przestrzeni świata, a jegowzrost i rozwój są zablokowane. To miał na myśliFreud, gdy mówił owypieraniu i zahamowaniu. W relacji zahamowania wobec świata jednostkamamożliwość otwarcia, ale czuje sięzbyt zagrożona, by touczynić. Obawia się, że utracizbyt wiele. Pacjencibędę mówili o tymnastępująco: "Jeśli kocham kogoś,to czuję jakby wszystko wypływało zemnie jak wodaz rzeki i jakby nie zostawało nicdla mnie samego". Myślę, że zdanie to trafnie opisuje przeniesienie. Pojawia się ono,jeżeli czyjaś miłość nie wypływaz jego własnej konstytucji, wtedy oczywiściebędzieona czynić spustoszenie. Fenomen miłości jak mówi Freud jestoparty na ekonomicznej równowadze. Jednak współcześnie, wczasach konformizmui ekstrawertyzmu, najczęściej spotykany przypadeknerwic przybiera przeciwną formę. Człowiek wychodzi poza siebie zbyt daleko, rozpraszając się w łączności i identyfikacji z innymi dopóty, dopóki jego własnebycie nie stanie siępuste. To jest właśnie psychokulturowy fenomen organizacji człowieka. Dlategoniekastracja, ale ostracyzmjest współcześniejedną z głó22 wnych przyczyn lęku mężczyzn czy kobiet. Pacjenci,których przyjmowałem, stwierdzali kolejno (szczególnie ci z Madison Avenue), że woleliby być wykastrowani to znaczy utracić swojąsiłę niż odrzuceni. Prawdziwa obawa dotyczy więc braku akceptacji, wykluczenia z grupy, pozostawienia samemusobie. W tej ogólnej przynależnościczyjaśtożsamość przestaje być tożsamością, ponieważ polegana dostosowaniusię do innegoczłowieka. Jego znaczenie zostaje pozbawione treści, ponieważ jest "pożyczone" odznaczeniainnego. Mówiąc bardziejkonkretnie o pojęciu spotkania,sądzę, iż jego naturę określa fakt, że w czasie godzinyterapiipomiędzy dwojgiem ludzi zachodzi nawieluróżnych poziomach całościowarelacja. Jednymz nich jest poziomrealnej osoby: cieszę się, że spotykam sięz moim pacjentem (każdego dnia odmiennie,zależnieod tego, jak długo spałempoprzedniej nocy). Nasze spotkanie łagodzi fizycznąsamotność, którądziedziczą wszyscy ludzie. Następną warstwę stanowipoziom "przyjaciół": ufamy ponieważ dużowiemyo sobie że ten drugiautentycznie koncentruje sięna słuchaniu irozumieniu. Na kolejnym poziomiesytuuje się szacunek czyteż agape, zdolność (którazawierasię w pojęciu Mitwelf) do samotranscendencji, skierowania na dobro innego. Następny poziommożna określić mianem poziomu erotycznego. Kilkalattemu, gdy kierowałem badaniami ClaryThompson, powiedziała mi ona coś, coczęsto później rozważałem jeśli jakaś osoba w relacji terapeutycznej Niemieckie słowo Mitwett znaczy dosłownie ,,ze światem",światem stosunków interpersonalnych. Pełne wyjaśnienie tegopojęcia, zgodne z dwoma innymi niemieckimi słowami:Umwelt ,,świat otaczający" lub środowisko i Eigenwelt "świat wewnątrz kogoś", znajduje się wrozdziale dziewiątym. 23. odczuwa aktywne erotyczne zauroczenie, druga odczuwa je również. Terapeuta musijawnie stawić czołoswymuczuciom erotycznym, inaczej będzie w ostateczności w fantazjach realizował swoje własnepragnienia, angażując w to pacjenta. Jednak ważniejsze chyba jest to, że gdy terapeuta przyjmuje erotykęjako jedną z dróg porozumienia, możenie słyszećodpacjenta tego, co powinien, i w efekcie utraci jedno z najbardziej dynamicznych źródełprowadzących doprzemian. Tak więc całościowe spotkanie, które może byćdlaterapeuty najbardziej użytecznymśrodkiem zrozumienia pacjenta, jak również najbardziejefektywnyminstrumentempomagającym mu otworzyć się na możliwości przemiany, wydaje się rozbrzmiewać dźwiękiem dwóch instrumentów. Jeżeli pociągnieszza strunę skrzypiec, odpowie jej z odpowiednim natężeniemta sama struna skrzypiecznajdujących się w tymsamym pokoju. Jest to oczywiście tylko analogia dotego, co dzieje się w człowieku, a co jest dalekobardziej złożone. Spotkanie zawsze kreuje w osobiewróżnym natężeniu zarównolęk, jak i radość. Myślę,iż wynika to z faktu, że autentyczne spotkanie z innąosobą zawsze wstrząsa światem naszych relacji: wygodną, bezpieczną teraźniejszością momentu przedpojawieniem się pytania o naszą otwartość, gotowośćdo zmian. Czy powinniśmy zaryzykować nassamych,chwytać szansę wzbogacenia się przez tę nową relację(i nawet jeśli jest to stary przyjaciel lub kochanka,tenszczególny moment relacji pozostaje ciąglenowy),czy powinniśmy zamknąć się, wznieść barykadę, zatrzymać drugą osobę i stracić odcienie jej spostrzeżeń,uczuć, intencji? Spotkanie jestzawsze potencjalnietwórczym doświadczeniem, powinno się onoobjawiaćrozszerzeniem świadomości, wzbogaceniem siebie. 24 (Nie mówiętutaj o ,,ilości" oczywiście krótkiespotkanie może wpłynąć na nas nieznacznie. W rzeczywistościnie odsyłamtu do ilości w ogóle, ale dojakości doświadczenia. ) W autentycznym spotkaniuzmieniają się obie osoby, choćby tylko na chwilę. C. G. Jung wykazał, że w efektywnej terapii zmianazachodzi w obu, terapeucie i pacjencie, chyba żeterapeuta musi zmienić pacjenta, sam pozostając niezmieniony. Fenomen spotkaniawymaga wielu przemyśleń,wydaje się bowiem oczywiste, że dzieje się w nimdużo więcej, niż myślimy. Stawiamhipotezę, że w terapiiw trakcie udzielania przez terapeutę wyjaśnień niemożliwe jest,abyjednaz osób przeżywała jakieśuczucia i aby druga niedoświadczała ich w tym samym stopniu. Zdaję sobiesprawę z tego, że reguła ta nie będzie wolna odwyjątków, ale dlatego właśnie chciałbym zaproponować tę hipotezę do rozważenia i opracowania. Płyniez niej wniosek, iż w Mitwelt konieczny jestrezonans,a jeśli go nie odczuwamy, to z powodu wewnętrznychzahamowań. Frieda Fromm-Reichmann często powtarzała, żenajlepszym sposobem dotarciado uczućpacjentana przykład do niepokoju, strachu,miłości czy gniewu, których on, pacjent, nie maodwagiwyrazić jest mówienie o tym, coterapeuta czujew danym momencie. Takie używanie siebie jakoinstrumentu, wymaga oczywiście niezwykłej samodyscypliny ze strony terapeuty. Nie znaczy to wcale,że zawsze dotrze się do pacjenta, mówiąc mu o tym, cosię w danym momencie czuje. Uczucia terapeutymogą być chore na wieleróżnych sposobów, a pacjentma wystarczająco dużo własnych problemów i niemapowodu wciągaćgo wproblemyterapeuty. Myślęraczej, że samodyscyplina czyraczej samooczysz25. ożenię, czyli wyłączenie przez terapeutę własnychskrzywień i neurotycznych tendencji, pozwoli w efekcie, w większym lub mniejszym stopniu, doświadczyćspotkania w jego istocie jako sposobu udziału w uczuciach i świecie pacjenta. Wszystko to wymaga analizi wierzę, że może być zbadane nawiele więcej sposobów, niż sobie z tego zdajemy sprawę. Zachodziwięccoś ważnego w relacji między jednąistotą ludzkąa drugą, zawiera sięto wsłowieMitwelt. Jest too wiele bardziejzłożone, azarazemsubtelne i bogate,i pełne mocy, niżdotychczas uświadamialiśmy sobie. Główną przyczyną powodującą brakopracowaniatego tematu jest,jak misię wydaje, nieznajomość ideispotkania, ponieważ zostało ono ukryte za Freudowskim pojęciem przeniesienia. W konsekwencji otrzymaliśmy wiele prac analizujących przeniesienie, które powiedziały namwszystko z wyjątkiem tego, conaprawdę dzieje się pomiędzy dwiema osobami. Konieczne będzie szukanie pomocy w fenomenologii,która oferuje koncepcję umożliwiającą nam źródłowepostrzeganie spotkania tam,gdzie dotądwidzieliśmytylkojego zniekształcenie, czyli przeniesienie. Jest toszczególnie ważne,ponieważ nie chcemy poddawaćsię tendencji do uchylania się i rozmywania spotkaniaprzezczynienie z niego pochodnej przeniesienia lubkontrprzeniesienia. H. PRZYPADEK PANI HUTCt^ENS Jako praktykującyterapeuta i wychowawca terapeutów zauważyłem, że często nasze próbyzrozumienia pacjenta w kategoriach mechanizmów zachowańhamują możliwość uchwycenia tego, cze^o pnnaprawdę doświadcza. Pacjentka, której będą dotyczyły poniż gżę uwagipani Hutchens,przyszła do mojego gabinetu po razpierwszy, gdy miała około trzydziestu lat. Próbowałaformułować zrównoważone i wyrafinowana sądy. Jednak w jej oczachmożna było dostrzec przestrachniczym u zaszczutegozwierzęcialub zgubionegodziecka. Dowiedziałemsię wcześniej od jej Neurologa,że cierpi ona na histeryczne napięcie krtafi^ w efekcieczego możemówić tylko zachrypniętych głosem. Otrzymałem również wynik testu Rorsctiacha, którypotwierdziłsłowa pani Hutchens, iż "gdyby wyraziłato, co naprawdęczuje,zostałaby odrzucona; dlategowolała nie mówić wogóle". W czasie Rierwszegospotkania zebrałem również trochę wskazówek dotyczących genezy jej dolegliwości. Opowiedziała mio autorytarnych relacjach pomiędzy nią a matkąibabką oraz otym, jak nauczyła się bard^g uważać,aby nie zdradzać im żadnych sekretów. Jeśli pozwoliłbym, aby moje myśli zostamyzaprzątnięte tymi wszystkimi "jak? " i "dlaczego? '',dotyczą27. siąca pół tuzina sesji z innym terapeutą. Mój poprze. dnikpowiedział jej, pragnąc jąuspokoić, że jest zbytsztywna i ma silną samokontrolę. Zareagowała na towielkim niezadowoleniem i natychmiast przerwałaterapię. Technicznieów terapeuta nie zrobił nic złegoegzystencjalnie jednak był w błędzie. Nie zauważył onbowiem, iż sztywność i opanowanie, które pani Hutchens chciała przezwyciężyć (nie znając wszakże ichprawdziwej istoty), były zarazem częścią jej desperackiej obrony przed utratą swego cennego wnętrza. Dlatego pozostawała w zgodzie z sobą, gdy mówiła: "Jeśli się otworzę i zacznę mówić, toutracę nawet tęmałąprzestrzeń, którą teraz posiadam". Zauważmy na marginesie, jaknieadekwatna jestdefinicja nerwicy jako niepowodzenia w procesieprzystosowania. Samo przystosowanie jest bowiemdokładnie tym, czym jest nerwica; i tu właśnie tkwijej problem. Nerwica jest koniecznością przystosowania się, przez comoże być chroniona nienaruszalnośćjednostki jest więc formą akceptacjiniebycia poto,aby uchronić małą cząstkę bycia. Dla większościludzi przełamanie takiego przystosowania się jestdobrodziejstwem. Wyłącznie takie założenie możemyprzyjąćwobec pani Hutchensi wobec każdego innegopacjenta przekraczającego próg gabinetu psychoterapeuty. Ona także, jak wszystkie żyjące istoty, chroninienaruszalność swej egzystencji, która właśnie została zachwiana. Mimo głębokiego zawstydzenia, zrobiła pierwszy krok zwróciłasię po pomoc. Wiąże sięto z drugą zasadą, zgodnie zktórą każda egzystującaosoba ma charakter samoafirmacyjny, a tymsamympotrzebę zachowania swej nienaruszalności. Szczególną postaciątej samoafirmacji, jakąspotykamy u człowieka, jest "odwaga". Esej PaulaTillicha o "odwadzebycia" jest bardzo przekonujący i płodnydla psycho30 30 "y Tillich podkreśla,że bycie nie jest dane czło"Ckowi automatycznie, alezależy od indywidualnej -jbuaai be2 której jednostka traci swebycie. Odwagaioetwięc koniecznością ontologiczną. Dlatego ja, jako"aoeuta, przywiązuję wielką wagę do wypowiedzinaaentów, które odnoszą się do problemu woli, decyi-wyborów. Nigdy nie pozwalam, aby takie słowajA,. może mogę", "być może spróbuję" umknęły mejuwJgi ł zawsze upewniam pacjenta, że słyszałem je. ajg^e wola wynika z pragnienia,jest tylko połowąaaiaBy; podkreślałbym raczej, że pragnienie nie mojasisigdy stać się realną silą bez naszej woli. Terazpani Hutchens mówi zachrypniętym głosem,spoglądając na mnie z nadzieją izarazem lękiem. Jestdla^wnie jasne, żepewien typ relacji pojawił sięmiędzynami nie tylko wtrakcie jej oczekiwaniawpoczekalni, ale znaczniewcześniej, w momenciegSSf pomyślała o tym,by przyjść do mnie. PaniHutchenszmagałasię bowiem z możliwością uczestnictwa w spotkaniu ze mną. Zgodnie jednak z trzeciąwadą:wszystkie osoby w swej egzystencji odczuwają potrzebę, imają odpowiednie ku temumożliwości,aby wyjść pozanakierowanie na siebie i uczestniczyćw byciu innych. Sytuacja ta zawsze zakłada pewienstopień ryzyka. Jeśli jakiekolwiekstworzenie wychodzi nazewnątrz zbyt daleko, traci poczucie integralności swoją tożsamość. Fenomen ów łatwo możnazaobserwować w świecie biologicznym. Na przykładmotylcygański rośnie doniezwykłych rozmiarówprzez kilka lat, pożerając wielkie ilości liści z drzew,by w końcu, z braku pożywienia, zjadaćsiebieiumrzeć. Jeśli osoba neurotyczna tak bardzo obawia się utraty swej nienaruszalności, że odrzuca wyjście nazewnątrz, trzymającsię sztywno ciasnych ograniczeń 31. i skurczonej przestrzeni swego świata, to jej wzrosti rozwój są zahamowane, jak podkreślałem to w ro? dziale pierwszym. Jest to zespól nerwicowego wypie. raniąi hamowana, często spotykana w czasach Freudaforma nerwicy. Może ona również występować współcześnie, w czasach konformizmu i ekstrawertyzmu. Jednak najbardziej powszechna nerwica przybiera postać dokładnieprzeciwną, mianowicie jednostkazatraca się w uczestnictwie w innych i identyfikuje sięz nimi dopóty, dopóki nie poczuje się pusta wewnętrznie. Tak jak motyl cygański niszczymy nasze własnebycie. W tym momencie dostrzegamy słuszność stwierdzenia Martina Bubera z jednej, a Harry'ego StackaSulliyana z drugiej strony, żeczłowiek nie może byćrozumiany jako jaźń, jeślipominięty zostałudziałw jaźniach innych. Wistocie, jeśli nasze poszukiwaniaontologicznych zasad egzystencjiosoby powiodą się, toniespełnienie jakiejkolwiek z tych zasad będzie znaczyło, że nie mamy do czynienia z osobą. Czwarta zasada jest następująca: subiektywną stroną nakierowania na siebie jest świadomość (awareness). PierreTeilhard de Chardin wspaniale ją opisał,obecną na rozmaite sposoby we wszystkich formachżycia, począwszy od ameby, a skończywszyna człowieku. Świadomość ta istnieje również u zwierząt. Dla przykładu przytoczmy uwagę Howarda Liddella,któryzaobserwowałnaturalny ufok zwyczajpodnoszenia gtowy co dziesięć sekundpodczas snu. Pozwala to zwierzęciu upewnićsię, że na horyzoncie niepojawił się żaden eskimoski myśliwy, z łukiem i zatrutą strzałą, który by mu zagrażał. Tę świadomośćzagrożenia istnienia, jakąmają zwierzęta, Liddellnazywa czujnością (yigilance) i utożsamia ją z prymitywnym, zwierzęcym odpowiednikiem tego, cou ludzi nazywa się niepokojem. 32 "SSatery pierwsze zasadyprzedstawianej tu charakł rystyki egzystującyludzie dzielą ze wszystkimi żyjącymi istotami. Zasady te sytuują się na poziomiebiologicznym, wktórym uczestniczą także ludzie. piąta zasada odsyła nas do specyficznie ludzkiej cechy do samoświadomości(sel/-coTisciousłiess). Samoriadomość jestwłaściwą tylko człowiekowi formą^wiadomości. Nie identyfikujemy świadomości (awarssess)zeświadomością jej posiadania (conscioMsroess). Łączymy ją raczej, jak to wcześniej wskazał Liddell,^esnynością. Terminowitemu towarzyszyinny, któryjest derywatem anglosaksońskiego gewaer, waer,czyli wiedzą o zewnętrznym niebezpieczeństwie i zagrożeniach. Od nich pochodzą takie słowa jak beware("mieć sięna baczności",,,strzec się") i wary ("ostrożny"). Świadomość na tym poziomie jest więc, jakwidzimy, neurotyczną reakcją jednostkina zagrożenie. f3dy pani Hutchenszjawiła się u mnie po raz pierwszy,potraktowała mnierównież jak kogoś, kto jej zagraża. )Samoświadomość natomiastdefiniujemyniejakoprostą świadomość zagrożenia ze stronyświata,ale jakowłasną zdolność poznania samegosiebie jako kogoś,ktojest zagrożony, jako własnedoświadczenie samegosiebie jako podmiotu, który posiada swój własny świat. Samoświadomość,jak twierdzi Kurt Goldstein, jestzdolnością człowieka dowykraczania poza bezpośrednią sytuację iżycia w kategoriach możliwości. Stanowiona podłoże ludzkiej możliwości używania abstrakcjii uniwersaliów, posiadania języka i symboli. Ta zdolność samoświadomościleży u podstaw szerokiej gamymożliwości relacji człowiekaz jego światem i ustanawia fundament ludzkiejwolności. Poprzez samoświadomość ludzka wolność osadzona jestna ontologicznej bazie i jestem otym głęboko przekonany musi być uwzględniana w całej psychoterapii. 33. W książce Fenomen człowieka Pierre Teilhard deChardin, jak już o tym wspominaliśmy, opisuje świadomość (awareness) we wszystkich formach życia, naprzestrzeni całego procesu ewolucji. Jednak wprzypadku człowieka pojawia się nowa możliwość tąmożliwością jest samoświadomość. Teilhard de Chardin udowadnia dalejcoś,w co zawsze wierzyłem. Mianowicie, gdy pojawia się nowa funkcja,cały wcześniejszy wzorzec, całościowy Gestalt organizmu zmienia się. Dlatego układ może byćzrozumiany wyłącznie zjej uwzględnieniem. Innymi słowy,organizmmożna opisać wyłącznie z uwzględnieniem każdejnowej funkcji, która tworzy nową jakość i warunkujewszystkieprostszeelementy, leżące niżej w drabinieewolucji. W takim sensie to co proste, możebyćuchwyconetylko w kategoriach większej złożoności. Takie zadanie pełni wczłowieku samoświadomość. Wszystkie prostsze funkcje biologiczne muszą byćterazokreślane w kontekście nowych funkcji. Nienegujemy przy tym starych funkcji ani biologiczności,którączłowiek dzieli ze stworzeniami mniej złożonymi. Weźmy chociażby płciowość jako przykład cechywspólnej ze wszystkimi ssakami. Jednak piciowośćwzbogacona o samoświadomość zyskuje nowyGestalt, jak okazuje się to zawsze wkażdejterapii. Impulsyseksualne są warunkowane przez osobę partnera. Nie da się bowiem zignorować naszychodczuć,sądów i marzeń o drugiej osobie, nawet jeśli uległyone wyparciu. Fakt, że partner,z którym jesteśmyzwiązani płciowo, postrzega choćby najdrobniejsząodmienność, wynikającą z nerwicy seksualnej, w kategoriach powiedzmy przymusu seksualnegoczy prostytucji potwierdza tylko, że nasza samoświadomość jest zablokowana, zahamowana i zniekształcona. Dlatego,mówiąc o płci w kategoriach obiek34 '!3K . ^guplnych. jak to zrobił Kinsey,możemy ze'^ać interesujące i użyteczne statystyki, lecz nieSmykamy ludzkiej seksualności. przedstawione tu stanowisko nie powinno być traktowane jako antybiologizm. Wydaje mi się jednak, żetylko w określony sposób możemy zrozumieć ludzkąbiologię bez W zniekształcania. Przytoczętu słowaffierkegaarda,który zwykł był mawiać:,,Prawo naturalne jest taktrwale, jak wieczność". Zdecydowaniesię nie zgadzam z bezkrytycznąakceptacją tezy, żearganizm można zrozumieć wyłącznie poprzez funkei^jegoprostszych elementów, z niższych szczebli drabiny ewolucji. Takie twierdzenia sprawiły,żeprzeoczona została, oczywistaskądinąd, prawda,że konianie czynią koniem funkcje, które dzieli onze stworzeniami niżej zorganizowanymi, ale te, którego odinnych odróżniają. Tak więc: te cechy i działania,którymi przejawiają się nerwice, są specyficzne wyłącznie dla człowieka. W naszychlękowych pacjentach zniekształceniu uległa cecha specyficznie ludzka. To samoświadomośćwarunkuje pewne funkcjei jest odpowiedzialna za to (co zresztą odkrył jużFreud), że zespól nerwicowy charakteryzuje się tłumieniem i hamowaniem świadomości. Celem terapeuty jest nie tylko pomóc pacjentowistać się świadomym, ważniejsza jest pomoc w przemianieświadomości (awareness) w samoświadomość(consciousness). Świadomość jest wiedzą,że cośz zewnątrz zagraża człowiekowi w jego świecie wiedzata, na przykład w paranoi i jej nerwicowychodpowiednikach, skłania do bezpośredniego działania. Dzięki samoświadomości świadomość sytuuje się najakościowo innym poziomie. Pacjent zaś może zrozumieć, że to właśnie onjest osobą, która jest zagrożona,że jest on byciem, które znajduje się w zagrażającym 35. mu świecie, że jest zarazem podmiotem, który posiada świat. Daje mu tomożliwość wglądu, intuicyjnegowewnętrznego widzenia (in-sight) świata i jego problemów w relacji do siebie samego. Tym samym umożliwia mu uporządkowanie dręczących go problemów. Wróćmy jednak do naszej milczącej już od pewnegoczasupacjentki. Po około dwudziestu pięciu sesjachterapeutycznych pani Hutchens opowiedziała minastępujący sen. Śniło jej się, że wjakimś domu nalotnisku przeszukiwała pokój po pokoju, usiłując znaleźć dziecko. Wiedziała, że dziecko nienależy do niej,lecz do kogoś innego,alesądziła,że ta osoba możezgodzi sieje wypożyczyć. Później wydawało się jej, żewłożyła dziecko do kieszeni swego szlafroka (lubszlafroka swej matki) i wtedy ogarnął jąniepokój, żemoże się ono udusić. Jednak po sprawdzeniu, okazałosię, ku jej wielkiej radości, że dziecko żyje. Wtedypojawiła się dziwna myśl: "Czy powinnam je zabić? " Budynek na lotnisku przypominałjej miejsce,w którym w wieku dwudziestu lat uczyła się samodzielnielatać. Był todlaniej bardzo ważny aktsamopotwierdzenia i uniezależnienia sięod rodziców. Dziecko zaś było kojarzone z jej najmłodszym synem,którego identyfikowała z kolei z sobą. Pozwolę sobietutaj pominąć rozległy dowód, który ją i mnie utwierdził w przekonaniu, że dziecko symbolizowało jąsamą. Sen byłwyrazem wyłonienia się i wzrostusamoświadomości; tej świadomości, której posiadanianawetpacjentka nie była jeszcze pewna; świadomości, której zabicie rozważała we śnie. Mniej więcej przed sześciulatypani Hutchens porzuciła wiarę rodziców, z którą była związana jedyniepoprzez ich autorytet. Wtedy też wybrałareligię zgodnie z własnymprzekonaniem. Nigdyjednak nie od36 36 srszfta się powiedzieć o tym rodzicom. Zamiast tego,mły tylko ją odwiedzali, uczęszczała do ich kościoła. dtty czas pozostawała wwielkim napięciu, dopókijedno z jej dzieci niewyjawiłotej tajemnicy. Po okołongydziestu pięciu sesjach, w czasie którychrozważahtJistowne poinformowanie swoich rodziców o zmiamg wyznania, przeszła przez ponad dwutygodniowyokfes napadówomdlenia w moim gabinecie. Naglestawała się słaba, jej twarz bladła, doznawała uczuciaWewnętrznej pustki" i musiała położyć się choć naIdlka chwil na kozetce. Dużo późniejnazywała tenapady "tłumieniempamięci". ^o tych wydarzeniach napisała do rodziców, informując ich o zmianie wiary, zapewniając jednocześnie,zęjpróby wpłynięcia na jej decyzjęnie doprowadzą doniczego dobrego. Na kolejnej sesji zapytała mniezestrachem, czy sądzę, żegrozi jej psychoza. Odpowiedziałem, że każdy znas mógł przeżyćcoś podobnego,(Batego nie widzę podstaw, aby bardziej niż ktokolwiek inny miała się tego obawiać. Zapytałem ją,ayjejobawa przedpopadnięciem w psychozę nie jestraczejlękiemwyrosłym ze sprzeciwu wobecrodziców, lękiemwobec swegoautentycznego bycia,któreodczuwała jako równoznaczne zpopadnięciemw obłęd. Zauważyłem chciałbym to szczególniepodkreślić również w kilku innych przypadkach,że podobny lęk pacjenci doświadczali jako groźbępsychozy. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważuświadomienie sobie swoich pragnieńi ich akceptacjazakładaafirmację swej oryginalności i niepowtarzalności. To zaśoznacza, że dana osoba musi być przygotowana na bycie samodzielną, nie tylko względemwzorców rodzicielskich, od których kiedyś zależała,ale także musi umieć od razu stawić czoło całemuświatu. 37. W trzech różnych faktach dotyczących pani Hutchens widzimy głębokie konflikty wyłaniającej się samoświadomości. Ich głównym symptomem była negacja tej specyficznie ludzkiej zdolności, opartej naświadomości, mianowicie mowy; zaś sygnałami: l sen o pokusie zabicia dziecka; 2tłumieniepamięci przez omdlenia (zgodne zresztą z tym, cosama mówiła: "Jeśli tylko mogłabym nie posiadaćświadomości tego, uciekłabym od okropnego problemu mówienia o tej sprawie moim rodzicom"); 3 lękprzed psychozą. Wtym właśnie miejscu dochodzimy do szósteji ostatniej zasady ontologicznejdo lęku. Jest onstanem, w jakim znajduje się człowiek, który zmagasię z tym, co zagraża jegobyciu. Jestto, mówiącsłowami Tillicha,bycie w niezgodzie znicością. Konflikt ten Freud przedstawił za pomocą potężnegoi ważnego symboluinstynktu śmierci. Z jednejstrony, zmaganie to jest zawsze walką przeciwkozagrożeniu z zewnątrz. Jednak bardziejzłowieszczyiznaczący dlapsychoterapii jest wewnętrzny aspektkonfliktu. Obserwowaliśmy go na przykładzie paniHutchens. Dramat wewnętrznyosoby polega nastanięciu wobec wyboru, czy chce ona, czy też nie,realizować swe własnebycie, swoją potęncjalność. Pokusy zabicia własnej samoświadomości czyjak tosię symbolicznie wyraziło u pani Hutchens pokusy zabicia dziecka traktujemy jako istotne z egzystencjalnego punktu widzenia. Nie zamierzamyprzechodzić nad nimi doporządku, przypinając imetykietkę ,,neurotycznego" efektu chorobowego, czypodsumowywać, mówiąc: "OK,ale przecież nie musisz tego robić". Jeśli tak postąpimy, będziemypomagać pacjentcedostosować się, za cenę wyrzeczenia się38 raWt "4 części jej egzystencji. To znaczy za cenę"ygnacji z możliwości pełniejszej wolności. Konftontacjaz samym sobą,która jest częścią akceptacjijdlBioświadomości, polega na prostym identyfikowaWniektórych elementów, zaakceptowaniuzniena;łJa2onej przeszłości, w przypadku pani HutchensaSjejmatki oraz babki;akceptacji obecnych źródeł"Sleaawiści i destrukcji; na ujrzeniu faktów i złudzeńitotycZĄcych zachowania i jego motywów. Jest to więc kceptacja odpowiedzialności i samotności, porzuceitte dziecinnych wyobrażeń o wszechmocy i przyjęcieiaktu, że chociaż nigdy nie możemy być absolutniepewni swoich wyborów, to przecież musimy wybierać. Jednak wszystkie te konkretne rzeczy, wystarczająco proste, by zrozumieć je w pewnym wyizolowaniu, muszą byćwidzianew świetle faktu, że samoświadomość zawsze implikuje możliwość obróceniasię przeciwko sobie, zanegowania osoby. Tragicznanatura ludzkiej egzystencji polega na tym,że w samoświadomości zawiera się pokusa zabiciasamej siebie. Dostojewski i inni poprzednicy egzystencjalizmunietworzyli wyłącznie poetyckich hiperbol czy opisównastępstw nieumiarkowanego picia alkoholu, gdymówilio śmiertelnym ciężarze wolności. Fakt, iż psychoterapia egzystencjalna kładzie nacisk na tragiczne aspekty życia, nie oznacza, że w całości jest ona pesymistyczna. Wręcz przeciwnie. Konfrontacja z autentyczną tragedią pozwala przeżyćpsychiczne katharsis,o czym przypominali Arystoteles iinni myśliciele. Tragedia jest nierozerwalniezwiązana z wielkością i godnościąosoby oraz towarzyszy człowiekowi w momentach najgłębszych wglądów w siebie, jak to ilustrują dramaty o Edypie czyOrestesie; Hamlecie czy Makbecie. 39 y ial,-:. i ^ PRZYPISY ^ iii',,' Relacja na podstawie "American Journal of Orthopsychiatry"';)'! 1960, nr 30, ss. 685-695. ^ j ' Z filozoficznego punktu widzeniamówilibyśmytu o "zasadach(Mitologicznych". CZĘŚĆDRUGA PODŁOŻE KULTUROWE. m. POCZĄTKI I ZNACZENIEPSYCHOLOGII EGZYSTENCJALNEJ W ciągu ostatnich lat u części psychologów i psychiatrów wzrastała świadomość istnienia poważnychłuk w naszym rozumieniu istoty człowieka. Bardzomożliwe, że toona wywołała zainteresowanie psychoterapią. Przypadki kliniczne i te z gabinetu lekarskiego wykazały, że rzeczywistości osoby ogarniętejlękiem nie da się zamknąć wdefinicjach i teoretycznych formułach. Owe brakispowodowały pewnenieprzezwyciężalne w badaniach naukowych trudności. Dlatego wielu psychiatrów i psychologów w Europiei Ameryce ciągle stawiało pytaniao człowieka. Innizaś byliświadomi wątpliwości, które wynikały z częściowo stłumionych i nie zadanych pytań. Czy możemy być pewni,pytano, że widzimy pacjenta takim, jakimon naprawdę jest; może widzimytylko projekcjęnaszych własnych teorii, które jegodotyczą? Każdy terapeuta, jestem tego pewien, posiada własną wiedzę o wzorcach imechanizmach zachowań oraz opanował do perfekcji system pojęćrozwiniętych w jego modelu terapeutycznym. Systempojęciowy jest oczywiście konieczny, jeśli chcemyprowadzić obserwację naukową. Jednak zawsze decydującą sprawąjest relacja pomiędzy terapeutą apacjentem. Jak myterapeuci możemy być pewnitego

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!