1695

Szczegóły
Tytuł 1695
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

1695 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 1695 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1695 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

1695 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

tytu�: "Stan terminalny" autor: Robin Cook Prze�o�y�a MARTA LEWANDOWSKA Wszelk� korespondencj� do Wydawnictwa PRIMA prosimy kierowa� pod adres: skr. pocztowa 55, 02-792 Warszawa 78; tel./fax (22) -406-184 Tytu� orygina�u: TERMINAL Copyright (c) 1993 by Robin Cook Copyright (c) for the Polish edition by Wydawnictwo PRIMA 1994 Copyright (c) for the Polish translation by Marta Lewandowska 1994 Cover illustration used by arrangement with G J*. Putnam's Sons Inc. & Artists Associates, New York Ilustracja na ok�adce: Don Brautigam Opracowanie graficzne ok�adki: Studio PRIMA Redakcja: Helena Klimek Redakcja techniczna: Janusz Festur ISBN 83-85855-29-7 Wydawnictwo PRIMA. Warszawa 1994 Obj�to�� 19,0 ark. wyd., 21,0 ark. druk. Sk�ad: Zak�ad "KotoneT w �omiankach Druk i oprawa: Drukarnia Wojskowa w �odzi Dla Jean z mi�o�ci� i podziwem Podzi�kowania Pragn� podzi�kowa� doktorowi Matthewowi Bankowskiemu za cierp- liwo�� i wielkoduszno��, z jak� znosi� moje pytania dotycz�ce jego dzie- dziny, oraz za to, �e zechcia� przeczyta� i skomentowa� r�kopis "Stanu terminalnego". Chcia�bym tak�e podzi�kowa� za jej nieoceniony wk�ad mojej przyjaci�- ce i wydawcy, Phyllis Grann. Przepraszam za moje sp�nialstwo, kt�re by� mo�e skr�ci jej �ycie. Wreszcie chcia�bym podzi�kowa� pracownikom wydzia��w nauk pod- stawowych College of Physicians and Surgeons w Columbia University, kt�rzy wyposa�yli mnie w wiedz� pozwalaj�c� zrozumie� i doceni� b�ys- kawiczny rozw�j biologii molekularnej. Wiedza bez sumienia to upadek duszy Francois Rabelais Prolog 4 stycznia, poniedzia�ek godzina 7.05 Helen Cabot powoli budzi�a si� ze snu, gdy �wit wynurza� si� z zimowego mroku otulaj�cego Boston w stanie Massachusetts. Palce bladego, anemicznego �wiat�a rozgarnia�y ciemno�� sypialni na drugim pi�trze domu jej rodzic�w przy Louisburg Square. Nie od razu otworzy�a oczy, rozkoszuj�c si� puchowym okryciem �o�a pod baldachimem. W swej b�ogo�ci szcz�liwie nie by�a �wiadoma straszliwych zjawisk zachodz�cych g��boko we wn�trzu jej m�zgu. Te ferie nie nale�a�y do najbardziej udanych. Aby nie straci� �adnych zaj�� w Princeton, gdzie niedawno rozpocz�a studia, Helen zaplanowa�a zabieg abrazji na okres mi�dzy Bo�ym Naro- dzeniem a Nowym Rokiem. Lekarze twierdzili, �e usuni�cie pa- tologicznie rozro�ni�tego endometrium wy�cie�aj�cego jam� macicy po�o�y kres gwa�townym atakom kurczowych b�l�w, kt�re obez- w�adnia�y j� podczas ka�dej miesi�czki. Zapewniali tak�e, �e jest to zabieg rutynowy. Ale ten nie by�. Odwr�ciwszy g�ow�, Helen spojrza�a w �agodne �wiat�o poranka s�cz�ce si� przez koronkowe firanki. Nie przeczuwa�a, �e zawis�a nad ni� zguba. Prawd� powiedziawszy, po raz pierwszy od wielu dni czu�a si� dzi� lepiej. Mimo �e sam zabieg przebieg� g�adko, z niewielkim tylko pooperacyjnym dyskomfortem, trzeciego dnia wyst�pi�y niezno�ny b�l i zawroty g�owy, gor�czka, i, co najbar- dziej niepokoj�ce - be�kotliwa mowa. Dzi�ki Bogu objawy te ust�pi�y r�wnie szybko, jak si� pojawi�y, ale rodzice nalegali, by posz�a na um�wion� wizyt� u neurologa w Massachusetts General Hospital. Pogr��aj�c� si� znowu w sen dziewczyn� dobieg�o ledwo s�yszal- ne klikanie klawiatury komputera ojca. Jego gabinet s�siadowa� z sypialni� Helen. Otworzy�a oczy, tylko by spojrze� na zegarek, 9 i stwierdzi�a, �e w�a�nie min�a si�dma. Zdumiewaj�ce, jak ci�ko ojciec pracuje. Jako za�o�yciel i dyrektor generalny jednej z naj- pot�niejszych firm software'owych na �wiecie, m�g� sobie po- zwoli�, by spocz�� na laurach. Ale nie zrobi� tego. Mia� powo�anie, kt�re przynios�o rodzinie niewiarygodne bogactwo i wp�ywy. W radosnym poczuciu bezpiecze�stwa, jakie dawa�y jej te wa- runki, Helen nie bra�a pod uwag�, �e przyroda nie ma wzgl�d�w dla chwilowego bogactwa czy w�adzy. Przyroda dzia�a wed�ug w�asnego kalendarza. W m�zgu Helen bez jej wiedzy zasz�o zjawi- sko zaprogramowane przez cz�steczki DNA, z kt�rych sk�ada�y si� jej geny. Tego w�a�nie dnia, na pocz�tku stycznia, cztery geny w kilku neuronach jej m�zgu przerzuci�y si� na produkcj� pewnych zakodowanych bia�ek. Neurony te nie dzieli�y si� od czas�w nie- mowl�ctwa Helen i tak powinno by� nadal. Tymczasem teraz te cztery geny i ich bia�kowe produkty zmusi�y neurony, by si� podzieli�y i by dzieli�y si� dalej i dalej. Wyj�tkowo z�o�liwy nowo- tw�r zagrozi� jej �yciu. W wieku dwudziestu jeden lat Helen Cabot by�a nieuleczalnie chora i nie mia�a o tym poj�cia. 4 stycznia, godzina 10.45 Przy akompaniamencie cichego warkotu Howard Price wysun�� si� z brzuszyska nowiutkiego tomografu rezonansu magnetycznego University Hospital w Saint Louis. Nigdy w �yciu nie by� tak przera�ony. Szpitale i lekarze zawsze budzili w nim lekki niepok�j, ale teraz, gdy by� chory, ten l�k rozwin�� si� w pe�ni i dos�ownie go obezw�adnia�. Przez czterdzie�ci siedem lat swego �ycia Howard cieszy� si� doskona�ym zdrowiem a� do tego feralnego dnia w po�owie pa�- dziernika, kiedy to w p�finale dorocznego turnieju tenisowego Belvedere Country Club rzuci� si� na siatk�. Da� si� s�ysze� cichy trzask i Howard run�� sromotnie, a nie odebrana pi�ka przeszy- bowa�a nad jego g�ow�. P�k�o mu wi�zad�o krzy�owe przednie w prawym kolanie. Tak si� zacz�o. Leczenie kolana okaza�o si� �atwe. Mimo drob- nych problem�w, kt�re lekarze okre�lili jako nast�pstwa og�lnego znieczulenia, Howard po zaledwie kilku dniach wr�ci� do pracy. By�o to dla niego bardzo wa�ne. Prowadzi� jedn� z najwi�kszych w kraju firm produkuj�cych samoloty, co nie jest �atwe w czasach ostrych ci�� w bud�ecie obronnym. 10 Z g�ow� wci�� unieruchomion� w przypominaj�cym imad�o urz�dzeniu tomografu, Howard nie by� �wiadom obecno�ci tech- nika, dop�ki ten nie przem�wi�. � Wszystko w porz�dku? - spyta� zabieraj�c si� do uwolnienia g�owy Howarda. � W porz�dku - zdo�a� odpowiedzie� Howard. K�ama�. Serce wali�o mu ze strachu. Ba� si� wyniku badania. Za szklan� prze- grod� dostrzega� grupk� osobnik�w w bia�ych fartuchach, kt�rzy wpatrywali si� w monitor. Jednym z nich by� jego lekarz, Tom Folger. Wszyscy co� sobie pokazywali, gestykulowali i, co by�o najbardziej niepokoj�ce, kr�cili g�owami. K�opoty zacz�y si� poprzedniego dnia. Howard obudzi� si� z b�lem g�owy, co mu si� rzadko zdarza�o, je�li nie "zatankowa�", a nic podobnego si� nie zdarzy�o. W�a�ciwie nie pi� w og�le od sylwestra. Wzi�� aspiryn� i zjad� lekkie �niadanie, po czym b�l ucich�. Ale p�niej tego samego rana, w samym �rodku zebrania zarz�du, bez �adnych sygna��w ostrzegawczych nagle zwymioto- wa�. Atak by� tak gwa�towny i tak nieoczekiwany, nie poprzedzony nudno�ciami, �e nawet nie zd��y� odchyli� si� w bok. Ku jego najwy�szemu wstydowi nie strawione �niadanie rozprys�o si� po stole konferencyjnym. Oswobodzony, Howard spr�bowa� usi���, ale ruch sprawi�, �e b�l g�owy powr�ci� z pe�n� si��. Opad� z powrotem na st� i le�a� z zamkni�tymi oczami, a� lekarz �agodnie dotkn�� jego ramienia. Tom by� jego lekarzem rodzinnym od ponad dwudziestu lat. Przez te lata stali si� dobrymi przyjaci�mi i doskonale si� poznali. Howardowi nie spodoba�o si� to, co wyczyta� z twarzy Toma. � Niedobrze, prawda? - spyta�. � Zawsze by�em z tob� szczery, Howardzie... � Wi�c nie zmieniaj si� teraz - wyszepta� Howard. Nie chcia� us�ysze� reszty, ale musia�. � To nie wygl�da dobrze - przyzna� Tom. Nadal trzyma� d�o� na ramieniu Howarda. - S� mnogie guzy. �ci�le m�wi�c trzy. Przynajmniej tyle uda�o nam si� zobaczy�. � O Bo�e! - j�kn�� Howard. - To nieuleczalne, prawda? � Na tym etapie nie powinni�my wypowiada� si� w taki spo- s�b - odpowiedzia� Tom. � Diab�a tam, nie powinni�my - warkn�� Howard. - Przed chwil� powiedzia�e�, �e zawsze by�e� ze mn� szczery. Zada�em ci proste pytanie. Mam prawo wiedzie�. - Skoro nalegasz, musz� odpowiedzie�: Tak, to mo�e by� nieuleczalne. Ale nie wiemy na pewno. Na razie mamy przed sob� 11 mn�stwo pracy. Po pierwsze musimy si� dowiedzie�, sk�d to wysz�o. Wieloogniskowo�� zmian sugeruje, �e pochodz� z jakiego� innego narz�du. - A wi�c bierzmy si� za to - rzek� Howard. - Je�li jest jakakolwiek szansa, chc� pokona� to paskudztwo. 4 stycznia, godzina 13.25 Gdy Louis Martin obudzi� si� w sali pooperacyjnej, czu� si� tak, jakby gard�o mia� przypalone palnikiem acetylenowym. Nieraz miewa� b�le gard�a, ale �aden nawet nie przypomina� tego, co odczuwa� teraz, po zabiegu, ilekro� pr�bowa� prze�kn�� �lin�. Co gorsza, usta mia� suche jak serce Sahary. Piel�gniarka, kt�ra zmaterializowa�a si� przy jego ��ku naj- wyra�niej znik�d, wyja�ni�a mu, �e to przykre uczucie spowodo- wa�a rurka dotchawicza, kt�r� anestezjolog za�o�y� mu przed operacj�. Da�a mu do possania wilgotny gazik i b�l si� zmniejszy�. Zanim Louis zosta� przewieziony z powrotem do swojego po- koju, pojawi� si� inny b�l, umiejscowiony gdzie� mi�dzy nogami i promieniuj�cy do krzy�a. Zna� jego �r�d�o. To by�o miejsce jego zabiegu, cz�ciowego usuni�cia przero�ni�tego gruczo�u krokowe- go. To dra�stwo zmusza�o go do wstawania, �eby odda� mocz, cztery albo i pi�� razy w ci�gu nocy. Um�wi� si� na operacj� na dzie� po Nowym Roku. By� to tradycyjnie okres zastoju w in- teresach komputerowego olbrzyma na p�noc od Bostonu, kt�rym zarz�dza�. W�a�nie w chwili gdy b�l zacz�� go obezw�adnia�, inna piel�g- niarka poda�a mu Demerol przez wenflon wci�� tkwi�cy w jego lewej r�ce. Na stercz�cym w g�owie jego ��ka stojaku w kszta�cie litery T wisia�a butelka z p�ynem do�ylnym. Demerol pogr��y� go z powrotem w narkotycznym �nie. Nie bardzo wiedzia�, ile czasu min�o, gdy zn�w wyczu� czyj�� obecno�� u wezg�owia. �eby otworzy� oczy, musia� u�y� ca�ej si�y, jak� dysponowa�; powieki ci��y�y mu jak o��w. Piel�gniarka majst- rowa�a przy plastikowym drenie biegn�cym od butelki z p�ynem infuzyjnym. W prawej r�ce mia�a strzykawk�. - Co to jest? - wymamrota� Louis. G�os mia� jak pijany. Piel�gniarka u�miechn�a si� do niego. - Wygl�da na to, �e wypi� pan o jednego za du�o- powie- dzia�a. Louis zamruga� powiekami, pr�buj�c skupi� wzrok na �niadej 12 twarzy kobiety. Pod wp�ywem narkotyk�w posta� piel�gniarki rozmazywa�a mu si� przed oczami. Ale co do jego g�osu, mia�a racj�. - Nie potrzebuj� wi�cej lek�w przeciwb�lowych - zdo�a� powiedzie�. Wspieraj�c si� na �okciu wyd�wign�� si� do pozycji p�siedz�cej. � To nie jest lek przeciwb�lowy - odpowiedzia�a piel�gniarka. � Och - rzek� Louis. Gdy piel�gniarka szykowa�a zastrzyk, z wolna uprzytomni� sobie, �e nadal nie wie, co ma dosta�. - Co to za lekarstwo? - spyta�. � O, to cudowne lekarstwo - odpar�a, szybko zakrywaj�c strzykawk�. - Obni�a poziom ciekawo�ci we krwi. Louis za�mia� si� mimo woli. Ju� mia� zada� nast�pne pytanie, ale piel�gniarka, uspokajaj�cym gestem �ciskaj�c go za rami�, powiedzia�a: - To antybiotyk. Teraz niech pan zamknie oczy i odpoczywa. Louis opad� z powrotem na ��ko. Zachichota�. Lubi� ludzi z poczuciem humoru. Powtarza� sobie w my�li s�owa piel�gniarki: Obni�a poziom ciekawo�ci... cudowne lekarstwo. No c�, anty- biotyki s� bez w�tpienia cudownymi lekarstwami. Przypomnia� sobie, jak doktor Handlin m�wi� mu, �e po operacji mo�e profilak- tycznie dosta� antybiotyk. Louis leniwie pomy�la�, jak te� mog�o wygl�da� leczenie szpitalne, zanim wynaleziono antybiotyki. By� wdzi�czny losowi, �e �yje w�a�nie teraz. Louis poszed� za rad� piel�gniarki i zamkn�wszy oczy rozlu�ni� cia�o. B�l jeszcze trwa�, ale narkotyk sprawi�, �e nie by� dokucz- liwy. Narkotyki te� by�y cudownymi lekami, podobnie jak �rodki znieczulaj�ce. Louis bez oporu przyznawa�, �e je�li chodzi o b�l, jest tch�rzem. Nie m�g�by znie�� zabiegu chirurgicznego w cza- sach, gdy nie by�o "cudownych lekarstw". Zapadaj�c w sen rozmy�la�, jakie jeszcze leki przyniesie przy- sz�o��. Postanowi� spyta� doktora Handlina, co o tym my�li. 4 stycznia, godzina 14.53 Norma Taylor obserwowa�a krople spadaj�ce do male�kiej ko- mory aparatu kropl�wkowego zwisaj�cego z butelki z p�ynem do- �ylnym. Przez cewnik o szerokiej �rednicy p�yn sp�ywa� do jej lewej r�ki. Lekarstwo, kt�re w ten spos�b otrzymywa�a, budzi�o w niej mieszane uczucia. Mia�a nadziej�, �e pot�ne chemioterapeutyki wylecz� j� z raka piersi, kt�ry, jak jej powiedziano, rozprzestrzeni� 13 si� do w�troby i p�uc. Zarazem wiedzia�a, �e te lekarstwa s� truciz- nami dla kom�rek, zdolnymi sia� spustoszenie w ca�ym jej or- ganizmie tak samo jak w guzie. Doktor Clarence uprzedza� j� o tylu okropnych dzia�aniach ubocznych, �e musia�a si� si�� po- wstrzymywa�, by nie zas�oni� sobie uszu przed jego g�osem. Us�y- sza�a ju� do��. Z uczuciem oboj�tnego odr�twienia podpisa�a zgod� na leczenie. Odwr�ciwszy si�, Norma spojrza�a przez okno na intensywnie b��kitne niebo nad Miami, pe�ne ogromnych k��b�w bia�ych cu- mulus�w. Od czasu gdy rozpoznano u niej raka, ze wszystkich si� stara�a si� nie zadawa� sobie pytania, dlaczego ja? Gdy po raz pierwszy wyczu�a guzek, mia�a nadziej�, �e to po prostu samo zniknie, jak wiele podobnych guzk�w przedtem. Dopiero kiedy min�o kilka miesi�cy i sk�ra nad guzkiem nagle si� pomarszczy�a, zmusi�a si�, �eby p�j�� do lekarza i dowiedzie� si�, �e jej l�k by� ca�kiem uzasadniony: guz by� z�o�liwy. Tak wi�c tu� przed swymi trzydziestymi trzecimi urodzinami zosta�a poddana radykalnej mastektomii. Jeszcze nie ca�kiem dosz�a do siebie po operacji, kiedy rozpocz�to chemioterapi�. Postanowi�a sko�czy� z u�alaniem si� nad sob� i si�gn�a po ksi��k�, gdy otworzy�y si� drzwi jej prywatnego pokoju. Nie podnios�a nawet wzroku. Pracownicy Forbes Cancer Center stale wchodzili i wychodzili, pod��czali jej kropl�wki, podawali lekar- stwa. Tak ju� przywyk�a do tego ci�g�ego wchodzenia i wycho- dzenia, �e w�a�ciwie zupe�nie jej to nie przeszkadza�o w czytaniu. Dopiero kiedy drzwi zn�w si� zamkn�y, u�wiadomi�a sobie, �e dosta�a jaki� nowy lek. Efekt by� niezwyk�y, jakby ca�a si�a nagle wyciek�a z jej cia�a. Ksi��ka, kt�r� trzyma�a, wypad�a jej z r�ki. Ale jeszcze bardziej przera�aj�ce by�o to, co si� sta�o z jej od- dechem; jakby kto� j� dusi�. W m�ce usi�owa�a zaczerpn�� powie- trza, ale by�o to coraz trudniejsze i wkr�tce parali� ogarn�� j� ca�� pr�cz oczu. Obraz drzwi jej pokoju by� ostatnim wra�eniem �wiata zewn�trznego, jakie dotar�o do jej �wiadomo�ci. ROZDZIA� 1 26 lutego, pi�tek, godzina 9.15 - O Bo�e, idzie! - powiedzia� Sean Murphy. Gwa�townym ruchem porwa� le��ce przed nim historie choroby i da� nura do pokoju na zapleczu dy�urki piel�gniarek na sz�stym pi�trze gma- chu Webera bosto�skiego Memorial Hospital. Zaskoczony tym nag�ym przerywnikiem Peter Colbert, kolega Seana z trzeciego roku medycyny na Uniwersytecie Harvarda, rozejrza� si� po otoczeniu. Nic nie odbiega�o od normy. Oddzia� wygl�da� jak ka�da ruchliwa szpitalna interna. Centrum tej ak- tywno�ci by�a dy�urka piel�gniarek, gdzie niczym w ulu sekretarka i cztery piel�gniarki zwija�y si� przy pracy. W pobli�u kilku sani- tariuszy popycha�o w�zki z pacjentami. Ze �wietlicy s�czy�y si� d�wi�ki organ�w: podk�adu muzycznego dziennego serialu telewi- zyjnego. Jedynym elementem, kt�ry wyr�nia� si� z t�a, by�a zbli- �aj�ca si� do dy�urki m�oda, atrakcyjna piel�gniarka, w odczuciu Petera zas�uguj�ca na osiem czy dziewi�� punkt�w z> dziesi�ciu mo�liwych. Nazywa�a si� Janet Reardon. Peter wiedzia� o niej co� nieco�. Pochodzi�a z jednej z najstarszych rodzin bosto�skich bramin�w, wynios�ej i nietykalnej. Peter odepchn�� krzes�o od biurka obok p�ki z historiami chor�b i otworzy� na o�cie� drzwi pokoju. By�o to uniwersalne pomieszczenie, z lad� wysoko�ci sto�u, terminalem komputera i ma�� lod�wk�. Piel�gniarki zbiera�y si� w nim na odprawy pod koniec zmiany, a ci, kt�rzy przynosili sobie drugie �niadania, u�ywali go jako sto��wki. Z ty�u znajdowa�a si� toaleta. � Co tu si� dzieje, do cholery? - zapyta� Peter. By� co najmniej zaintrygowany. Sean sta� pod �cian� z plikiem historii chor�b przyci�ni�tym do piersi. � Zamknij drzwi! - poleci�. 15 Peter wszed� do pokoju. � Robi�e� to z Reardon? - By�o to cz�ciowo pytanie, cz�- ciowo pe�ne zdumienia stwierdzenie. Min�y prawie dwa miesi�ce, odk�d, na pocz�tku tego bloku ich zaj��, Sean zauwa�y� Janet i zagadn�� o ni� Petera. � Kt� to jest, u diab�a? - spyta�. Szcz�ka mu opad�a. Mia� przed sob� jedn� z najpi�kniejszych kobiet, jakie w �yciu widzia�. Schodzi�a w�a�nie ze sto�u zdj�wszy co� z trudno dost�pnej, naj- wy�szej p�ki szafki �ciennej. Rzuca�o si� w oczy, �e jej figura mog�aby by� ozdob� ka�dego magazynu ilustrowanego. � Nie twoja sfera - odpowiedzia� Peter - wi�c zamknij dzi�b. W por�wnaniu z tob� to kr�lewna. Znam paru facet�w, kt�rzy pr�bowali si� z ni� um�wi�. To niemo�liwe. � Nie ma rzeczy niemo�liwych - odpar� Sean przygl�daj�c si� Janet w os�upieniu i z podziwem. � Takiemu ulicznikowi jak ty nie uda si� nawet wej�� na bois- ko - rzek� Peter - a co dopiero strzeli� gola. � Za�o�ysz si�? - rzuci� mu wyzwanie Sean. - Stawiam pi�� dolc�w, �e si� mylisz. Oszaleje na punkcie mojego cia�a, zanim sko�czymy medycyn�. Wtedy Peter po prostu si� roze�mia�. Teraz spojrza� na swego koleg� z nieznanym dot�d szacunkiem. By� przekonany, �e przez dwa miesi�ce wyczerpuj�cej pracy dobrze pozna� Seana, a oto on ostatniego dnia zaj�� tak go zadziwia. � Uchyl troszk� drzwi i zobacz, czy sobie posz�a - poprosi� Sean. � To niepowa�ne - powiedzia� Peter, ale jednak otworzy� drzwi na kilka centymetr�w. Janet sta�a przy biurku rozmawiaj�c z oddzia�ow�, Carl� Valentine. Peter zamkn�� drzwi. � Jest tu� obok - rzek�. � Cholera! -j�kn�� Sean. - Nie chc� z ni� teraz rozmawia�. Mam mn�stwo roboty i nie jestem w nastroju do scen. Ona jeszcze nie wie, �e jad� do Miami na praktyk� w Forbes Cancer Center. Nie chc�, �eby si� dowiedzia�a przed sobot�. Wiem, �e szlag j� trafi. � Wi�c ty naprawd� z ni� chodzi�e�? � Pewnie, i ostro sobie poczynali�my - odpar� Sean. - To mi przypomina, �e jeste� mi winien pi�� dolc�w. I musz� ci po- wiedzie�, �e to nie by�o �atwe. Na pocz�tku w og�le nie chcia�a ze mn� gada�. Ale z czasem m�j zniewalaj�cy wdzi�k i m�j up�r zrobi�y swoje. Mam wra�enie, �e jednak przede wszystkim up�r. � Dyma�e� j�? - spyta� Peter. , 16 � Nie b�d� wulgarny - odrzek� Sean. Peter za�mia� si�. � Ja wulgarny? W �yciu nie s�ysza�em, �eby kocio� tak przy- gania� garnkowi. � S�k w tym, �e ona zaczyna to traktowa� powa�nie - po- wiedzia� Sean. - Wydaje jej si�, �e skoro przespali�my si� ze sob� par� razy, to zaraz musi to by� co� na sta�e. � Czy�by zanosi�o si� na ma��e�stwo? - zauwa�y� Peter. � Nie z mojej strony - odpar� Sean. - Ale podejrzewam, �e ona tak sobie to wyobra�a. Idiotyczne, zw�aszcza �e jej rodzice utopiliby mnie w �y�ce wody. I, do cholery, ja mam dopiero dwadzie�cia sze�� lat. Peter jeszcze raz uchyli� drzwi. � Ona ci�gle tam jest, rozmawia z inn� piel�gniark�. Chyba ma przerw� albo co� w tym rodzaju. � Bomba! - rzuci� sarkastycznie Sean. - Rozumiem, �e mog� si� bra� do roboty tutaj. Musz� napisa� te epikryzy, zanim b�d� mia� nowe przyj�cie. - Dotrzymam ci towarzystwa - powiedzia� Peter. Wyszed� z pokoju i wr�ci� z plikiem swoich historii chor�b. Pracowali w milczeniu pomagaj�c sobie podr�cznymi kartami o wymiarach osiem na trzyna�cie centymetr�w, kt�re nosili w kie- szeni, zawieraj�cymi najnowsze wyniki bada� laboratoryjnych przydzielonych im pacjent�w. Chodzi�o o to, by stre�ci� histori� ka�dego przypadku na u�ytek student�w, kt�rzy mieli zacz�� blok pierwszego marca. � To jest m�j najciekawszy przypadek - powiedzia� Sean po oko�o p�godzinie. Podni�s� grub� histori� choroby. - Gdyby nie ona, nawet bym nie us�ysza� o Forbes Cancer Center. � M�wisz o Helen Cabot? - spyta� Peter. � O kim by innym. � Dostajesz wszystkie najlepsze przypadki, ty �winio. Ta Helen to te� niez�a laska. Bo�e, wszyscy konsultanci b�agali, �eby ich do niej wezwa�. � Tak, tylko okaza�o si�, �e ta laska ma mnogie guzy m�z- gu - powiedzia� Sean. Otworzy� histori� choroby i rzuci� okiem na kilka spo�r�d oko�o dwustu jej stron. - Smutna sprawa. Dopiero dwadzie�cia jeden lat i nieuleczalnie chora. Jedyna na- dzieja, �e przyjmie j� Forbes. Oni maj� niebywa�e sukcesy w le- czeniu tego typu guz�w. � Czy s� ju� ostateczne wyniki bada� histopatologicznych? - Przysz�y wczoraj. Medulloblastoma. To dosy� rzadkie; tylko 17 2 - Stan terminalny oko�o dw�ch procent wszystkich guz�w m�zgu. Czyta�em troch� na ten temat, �eby zab�ysn�� dzi� na obchodzie. Zwykle spotyka si� go u ma�ych dzieci. � Wi�c ona jest fatalnym wyj�tkiem - zauwa�y� Peter. � Nie takim zn�w wyj�tkiem. Dwadzie�cia procent przypad- k�w medulloblastoma wyst�puje u pacjent�w powy�ej dwudzies- tego roku �ycia. Dla wszystkich by�o to niespodziank� i nikt nie wpad� na trop budowy histologicznej, bo zmiany s� wieloognis- kowe. Jej prowadz�cy z pocz�tku my�la�, �e to przerzuty, naj- prawdopodobniej z jajnika. Ale si� pomyli�. Teraz chce o tym napisa� do New England Journal of Medicine. � S�ysza�em, �e jest nie tylko pi�kna, ale i bogata - powiedzia� Peter znowu �a�uj�c, �e to nie on dosta� j� za pacjentk�. � Jej ojciec jest dyrektorem generalnym Software Incorpora- ted - odpar� Sean. - Jasne, �e na biednego nie trafi�o. Z ich fors� na pewno mog� sobie pozwoli� na takie miejsce jak Forbes. Mam nadziej�, �e ci w Miami b�d� w stanie co� dla niej zrobi�. Ta ma�a jest nie tylko �adna, ale i mi�a. Sp�dzi�em z ni� sporo czasu. � Pami�taj, �e lekarze nie powinni zakochiwa� si� w swoich pacjentkach. � Helen Cabot skusi�aby nawet �wi�tego. Janet Reardon ruszy�a po schodach prowadz�cych z powrotem na oddzia� pediatryczny na czwartym pi�trze. Ca�� swoj� pi�tnas- tominutow� przerw� sp�dzi�a szukaj�c Seana. Piel�gniarki na sz�stce powiedzia�y, �e przed chwil� widzia�y go, jak pisa� epikryzy, ale nie mia�y poj�cia, gdzie si� podzia�. Janet by�a zaniepokojona. Od kilku tygodni �le sypia�a, budzi�a si� o czwartej, pi�tej nad ranem, na d�ugo przed budzikiem. Mar- twi�a si� Seanem i ich zwi�zkiem. Kiedy si� poznali, jego nieo- krzesane, che�pliwe zachowanie wyda�o jej si� odpychaj�ce, mimo �e podoba�y jej si� jego poci�gaj�ce �r�dziemnomorskie rysy, czarne w�osy i uderzaj�co niebieskie oczy. Zanim pozna�a Seana, nie wiedzia�a, co oznacza okre�lenie "czarny Irlandczyk". Gdy Sean zacz�� j� podrywa�, pocz�tkowo si� opiera�a. Zdawa�o jej si�, �e nie maj� ze sob� nic wsp�lnego, ale on nie przyjmowa� jej odmowy do wiadomo�ci. A jego b�yskotliwa inteligencja po- budza�a jej ciekawo��. W ko�cu um�wi�a si� z nim my�l�c, �e jedna randka rozwieje urok. Ale tak si� nie sta�o. Wkr�tce odkry�a, �e jego buntowniczy 18 spos�b bycia jest pot�nym afrodyzjakiem. Ku swemu zdumieniu Janet poczu�a, �e wszyscy jej poprzedni partnerzy byli zbyt szab- lonowi, zbyt w stylu towarzystwa z Myopia Hunt Club. Nagle zda�a sobie spraw�, �e jej dotychczasowa �wiadomo�� samej siebie zwi�zana by�a z oczekiwaniem na ma��e�stwo podobne do ma�- �e�stwa rodzic�w, z kim� odpowiadaj�cym przyj�tym w jej �ro- dowisku konwencjom. Wtedy w�a�nie szorstkie maniery Seana rodem z Charlestown chwyci�y j� za serce �elaznym u�ciskiem. Janet by�a zakochana. Dotar�szy do dy�urki piel�gniarek na pediatrii Janet spostrzeg�a, �e zosta�o jej jeszcze kilka minut przerwy. Pchn�a drzwi do pokoju na zapleczu i skierowa�a si� w stron� automatu z kaw�. Potrze- bowa�a zastrzyku energii na reszt� dnia. - Wygl�dasz, jakby ci kto� umar� - us�ysza�a g�os. Janet odwr�ci�a si� i ujrza�a Dorothy MacPherson, piel�gniark� odcinkow�, z kt�r� si� przyja�ni�a, wyci�gni�t� na metalowym krze�le, z nogami w samych po�czochach opartymi na ladzie. - Kto wie, czy to nie co� r�wnie okropnego - odpar�a Janet bior�c swoj� kaw�. Pozwoli�a sobie tylko na p� kubka. Podesz�a do Dorothy i ci�ko osun�a si� na s�siednie krzes�o. � M�czy�ni! - dorzuci�a z westchnieniem zawodu. � Sk�d my to znamy - rzek�a Dorothy. � Moja znajomo�� z Seanem Murphym zmierza donik�d - zwierzy�a si� jej po chwili Janet. - To mi naprawd� nie daje spokoju i musz� co� z tym zrobi�. Poza tym - doda�a �miej�c si� - ostatnia rzecz, na jak� mam ochot�, to by� zmuszona przyzna� mojej matce, �e od pocz�tku mia�a co do niego racj�. Dorothy u�miechn�a si�. � W to nie w�tpi�. � Dosz�o do tego, �e on mnie chyba po prostu unika - powiedzia�a Janet. � A rozmawia�a� z nim o tym? - spyta�a Dorothy. � Pr�bowa�am - odpar�a Janet. - Ale m�wienie o uczuciach nie jest jego mocn� stron�. � Nie szkodzi. My�l�, �e jednak powinna� spotka� si� z nim dzi� i powiedzie� mu to, co w�a�nie powiedzia�a� mnie. - Ha! - za�mia�a si� pogardliwie Janet. - Dzi� pi�tek. Nic z tego. � Ma dy�ur? - spyta�a Dorothy. � Nie - powiedzia�a Janet. - W ka�dy pi�tek on i jego kumple z Charlestown spotykaj� si� w okolicznej knajpie. Dziew- czyny i �ony nie s� zaproszone. To jest przys�owiowy kawalerski 19 wiecz�r. I, dla niego, to co� w rodzaju irlandzkiej tradycji, z bi- jatykami do kompletu. � To brzmi obrzydliwie - stwierdzi�a Dorothy. � My�la�by kto, �e po czterech latach na Harvardzie, roku biologii molekularnej w MIT i trzech latach medycyny powinien z tego wyrosn��. Tymczasem wygl�da na to, �e te pi�tkowe wie- czory s� dla niego wa�niejsze ni� kiedykolwiek. � Ju� ja bym si� na co� takiego nie zgodzi�a - o�wiadczy�a Dorothy. - Nieraz my�la�am sobie, �e kult golfa u mojego m�a jest okropny, ale to jeszcze nic w por�wnaniu z tym, co ty tu opowia- dasz. Czy w te pi�tkowe eskapady s� te� zamieszane jakie� kobiety? � Czasami id� do Revere. To taka knajpa ze striptizem. Ale na og� to po prostu Sean z ch�opakami pij� piwo, opowiadaj� sobie kawa�y i ogl�daj� mecze w telewizji. Przynajmniej on tak o tym m�wi. Ja oczywi�cie nigdy tam nie by�am. � Mo�e powinna� zada� sobie pytanie, dlaczego zwi�za�a� si� z tym facetem - powiedzia�a Dorothy. � My�la�am o tym - odpar�a Janet. - Szczeg�lnie ostatnio, odk�d tak ma�o mamy ze sob� kontaktu. Trudno nawet znale�� czas na rozmow�. On nie tylko ma na g�owie wszystkie sprawy zwi�zane ze studiami, ale tak�e swoje w�asne badania. Robi dok- torat na Harvardzie. � Musi by� inteligentny - zauwa�y�a Dorothy. - To jego jedyny plus - stwierdzi�a Janet. - To i jego cia�o. Dorothy roze�mia�a si�. � Przynajmniej masz co� na wyt�umaczenie swoich m�czarni. Ale ja nie pozwoli�abym swojemu m�owi na �adn� dziecinad� w stylu tych pi�tkowych wieczor�w. Jak Boga kocham, wparo- wa�abym w sam �rodek towarzystwa i narobi�abym mu takiego wstydu, �e by si� nie pozbiera�. Faceci s� du�ymi dzie�mi, ale wszystko ma swoje granice. � Nie wiem, czy ja bym mog�a zrobi� co� takiego - powie- dzia�a Janet. Ale poci�gn�wszy �yk kawy zastanowi�a si� nad tym przez chwil�. Bieda w tym, �e zawsze by�a taka bierna, pozwala�a, �eby wszystko dzia�o si� poza ni� i potem dopiero reagowa�a na fakty. Mo�e to w�a�nie by�o przyczyn� jej obecnych k�opot�w. Mo�e powinna wykrzesa� z siebie wi�cej stanowczo�ci. - Do jasnej cholery, Marcie! - wrzasn�� Louis Martin. - Gdzie u diab�a s� te notatki? M�wi�em ci, �e maj� by� na moim biurku - dla podkre�lenia swego niezadowolenia Louis trzasn�� 20 d�oni� w oprawn� w sk�r� ksi�g� wzbijaj�c w powietrze lu�ne kartki papieru. Czu� rozdra�nienie od chwili, kiedy obudzi� si� o wp� do pi�tej nad ranem z t�pym b�lem g�owy. Gdy w �azience szuka� aspiryny, nagle zwymiotowa� do umywalki. Ten wypadek go zaszokowa�. Wymioty chwyci�y go bez �adnych sygna��w ostrzegawczych, bez poprzedzaj�cych nudno�ci. Marcie Delgado wbieg�a do gabinetu szefa. Ca�y dzie� wrzesz- cza� na ni� i czepia� si�. Potulnie si�gn�a na biurko i popchn�a w jego stron� le��c� przed samym jego nosem stert� papier�w spi�tych metalowym zaciskiem. Drukowane litery na ok�adce g�o- si�y: NOTATKI NA ZEBRANIE ZARZ�DU 26 LUTEGO. Bez s�owa podzi�kowania, a tym bardziej przeprosin Louis porwa� dokumenty i jak burza wypad� z gabinetu. Ale nie dotar� daleko. Zrobi� sze�� krok�w i naraz wylecia�o mu z g�owy, dok�d w�a�ciwie idzie. Gdy wreszcie przypomnia� sobie, �e wybiera� si� do sali konferencyjnej, nie m�g� sobie uprzytomni�, kt�re to drzwi. - Dzie� dobry, Louis - powiedzia� jeden z dyrektor�w prze- chodz�c obok niego i otwieraj�c drzwi z prawej strony. Louis wszed� do pomieszczenia kompletnie zdezorientowany. Spr�bowa� ukradkiem przyjrze� si� ludziom siedz�cym przy d�u- gim stole konferencyjnym. Ku swej konsternacji nie m�g� rozpoz- na� ani jednej twarzy. Opu�ci� wzrok i utkwi� go w papierach, kt�re trzyma� przed sob�, ale wypad�y mu z trz�s�cych si� r�k. Louis Martin sta� tak jeszcze chwil�, gdy gwar g�os�w w sali ucich�. Wszystkie oczy zwr�ci�y si� ku jego trupio bladej twarzy. Nagle ga�ki oczne Louisa przekr�ci�y si� w g�r� i znik�y w oczo- do�ach, a plecy wygi�y si� w �uk. Upad� do ty�u, a jego g�owa stukn�a g�ucho o pokryt� dywanem pod�og�. W tej samej chwili cia�o Louisa zacz�o dr�e�, po czym ow�adn�y nim gwa�towne tonicznokloniczne kurcze mi�ni. �aden z cz�onk�w zarz�du nie widzia� nigdy napadu grand mal i na chwil� wszyscy os�upieli. Wreszcie kto� przezwyci�y� szok i podbieg� do powalonego prezesa. Dopiero wtedy inni rzucili si� do telefon�w, by wezwa� pomoc. Zanim zesp� pogotowia dotar� na miejsce, napad ust�pi�. Po- mijaj�c utrzymuj�cy si� b�l g�owy i senno��, Louis czu� si� wzgl�d- nie normalnie. Oszo�omienie min�o. Gdy powiedziano mu, �e mia� napad padaczkowy, by� w najwy�szym stopniu zdumiony. S�dzi�, �e tylko zemdla�. Pierwsz� osob�, kt�ra powita�a Louisa w izbie przyj�� bos- to�skiego Memorial Hospital, by� asystent, kt�ry przedstawi� si� jako George Carver. George sprawia� wra�enie zagonionego, 21 ale dok�adnego. Po wst�pnym badaniu powiedzia� Louisowi, �e musi go zostawi� w szpitalu, nawet bez konsultacji z jego osobis- tym lekarzem, Clarence'em Handlinem. � Czy to powa�na sprawa? - spyta� Louis. Po operacji pro- staty, zaledwie dwa miesi�ce temu, nie by� zachwycony perspek- tyw� ponownej hospitalizacji. � Skonsultujemy si� z neurologiem - odpar� George. � Ale co pan o tym my�li? - nalega� Louis. � Napady padaczkowe o nag�ym pocz�tku u doros�ego suge- ruj� zmiany organiczne w m�zgu - odpowiedzia� George. � A mo�e by tak po angielsku? - zaproponowa� Louis. Nie cierpia� medycznego �argonu. Asystent objawi� pewn� nerwowo��. � "Organiczny" dok�adnie oddaje sens - rzek� wymijaj�- co. - Oznacza jak�� patologi� dotycz�c� organu jako takiego, w tym przypadku m�zgu, nie po prostu jego funkcji. � Ma pan na my�li guza m�zgu? - spyta� Louis. � To mo�e by� guz - przyzna� oci�gaj�c si� George. � Bo�e �wi�ty! - powiedzia� Louis. Poczu�, �e zalewa go zimny pot. Uspokoiwszy pacjenta najlepiej jak umia�, George poszed� do "pakamery", jak nazywali g��wne pomieszczenie izby przyj�� pracownicy. Najpierw sprawdzi�, czy prywatny lekarz Louisa zo- sta� ju� zawiadomiony. Nie zosta�. Potem wezwa� neurologa. Po- leci� te� rejestratorce izby przyj��, �eby wezwa�a studenta, kt�ry mia� pomaga� przy przyj�ciach. � A propos - powiedzia� George do rejestratorki, kieruj�c si� ju� do gabinetu, w kt�rym czeka� Louis Martin. - Jak si� ten student nazywa? � Sean Murphy - odpowiedzia�a rejestratorka. - Szlag by to trafi�! - zakl�� Sean, gdy beeper zamilk�. By� pewien, �e Janet ju� dawno znik�a, ale na wszelki wypadek ostro�nie otworzy� drzwi i zlustrowa� okolic�. Nigdzie nie by�o jej wida�, wi�c wyszed�. Musia� skorzysta� z telefonu w dy�urce piel�gniarek, poniewa� na aparacie w pokoiku wisia� Peter, pr�buj�c si� dowiedzie� o najnowsze wyniki bada� laborato- ryjnych. Zanim gdziekolwiek zadzwoni�, podszed� do oddzia�owej, Carli Valentine. - Szuka�y�cie mnie, dziewczyny? - spyta� z nadziej� w g�osie. 22 Gdyby tak, oznacza�oby to jak�� �atw� i szybk� robot�. Najbar- dziej obawia� si�, �e by� to nag�y przypadek albo przyj�cie. - Jak na razie, jeste� wolny - powiedzia�a Carla. W�wczas Sean wykr�ci� numer operatora i us�ysza� z�� wiado- mo��. To by� nag�y przypadek do przyj�cia. Wiedz�c, �e im szybciej upora si� z zebraniem wywiadu i bada- niem przedmiotowym, tym lepiej dla niego, Sean po�egna� Petera, wci�� uwieszonego na telefonie, i zszed� na d�. Na og� lubi� izb� przyj�� z jej atmosfer� ci�g�ego podniecenia i po�piechu. Ale ostatniego dnia bloku po po�udniu nie mia� ochoty na nowego pacjenta. Opracowanie przeci�tnego przypadku zajmowa�o studentowi medycyny ca�e godziny i od czterech do dziesi�ciu szczelnie zapisanych stron. � Ciekawy pacjent - powiedzia� George, gdy Sean dotar� na miejsce. Czeka� w�a�nie na po��czenie z radiologi�. � Zawsze to m�wisz - odpar� Sean. � Naprawd� ciekawy - rzek� George. - Widzia�e� kiedy� obrz�k tarczy nerwu wzrokowego? Sean pokr�ci� g�ow�. � �ap oftalmoskop i przyjrzyj si� tarczom w obu oczach tego faceta. Wygl�daj� jak miniaturowe g�ry. To oznacza wzrost ci�- nienia wewn�trzczaszkowego. - George posun�� instrument po blacie w kierunku Seana. � Co mu jest? - spyta� Sean. � Stawiam na guza m�zgu - odpowiedzia� George. - Mia� napad padaczkowy w pracy. W tym momencie w telefonie zg�osi� si� kto� z radiologii i George skupi� ca�� uwag� na um�wieniu citowej tomografii komputerowej m�zgu. Sean wzi�� oftalmoskop i poszed� zbada� pana Martina. Da- leko mu by�o do bieg�o�ci w pos�ugiwaniu si� tym instrumentem, ale dzi�ki w�asnej wytrwa�o�ci i cierpliwo�ci ze strony Louisa zdo�a� uchwyci� przelotny obraz wyg�rowanych tarcz nerw�w wzrokowych. Opracowywanie studenckiej historii choroby i badanie przed- miotowe by�y �mudn� prac� nawet w najdogodniejszych okolicz- no�ciach, a w izbie przyj�� i potem na radiologii, w czasie ocze- kiwania na tomografi�, stawa�y si� dziesi�� razy trudniejsze. Sean dr��y� zadaj�c wszystkie pytania, jakie tylko m�g� wymy�li�, szcze- g�lnie na temat obecnej choroby. Us�ysza� co�, czego nie dowie- dzia� si� nikt przed nim: �e w tydzie� po operacji prostaty na pocz�tku stycznia Louis Martin mia� przemijaj�ce b�le g�owy, 23 gor�czk�, nudno�ci i wymioty. Na tej informacji utkn��, bo w�a�nie mia�a zacz�� si� CT. Na chwil� przed rozpocz�ciem badania tech- nik musia� wyprosi� Seana z pomieszczenia, w kt�rym znajdowa� si� tomograf, do konsoli. Opr�cz technika obs�uguj�cego tomograf by�o tam kilka innych os�b, w�r�d nich lekarz domowy Louisa, doktor Clarence Han- dlin, George Carver, dy�urny internista, i Harry O'Brian, dy�urny neurolog. Wszyscy skupili si� wok� monitora czekaj�c na pierwsze "warstwy". Sean odci�gn�� George'a na bok i powiedzia� mu o wcze�niej- szych b�lach g�owy, gor�czce i md�o�ciach. � Dobry strza� - powiedzia� George w zamy�leniu skubi�c sk�r� na brodzie. Najwyra�niej pr�bowa� powi�za� te poprzednie objawy z obecn� sytuacj�. - Ciekawa sprawa z t� gor�czk�. Czy by�a wysoka? � Niezbyt - odpowiedzia� Sean. - Od trzydziestu o�miu i pi�� do trzydziestu dziewi�ciu i pi��. M�wi�, �e to wygl�da�o jak przezi�bienie albo lekka grypa. Cokolwiek to by�o, ust�pi�o ca�- kowicie. � To mo�e mie� jaki� zwi�zek. W ka�dym razie facet jest "ci�- ki". Wst�pne badanie ujawni�o dwa guzy. Pami�tasz Helen Cabot? � Jak mog� nie pami�ta�? Jest nadal moj� pacjentk�. � To, co ma ten go��, bardzo przypomina jej guzy. Grupa lekarzy wok� ekranu zacz�a rozmawia� z o�ywieniem. Pojawi�y si� pierwsze warstwy. Sean i George stan�li za innymi i zagl�dali im przez plecy. - To znowu one - rzek� Harry wskazuj�c miejsce ko�cem m�otka neurologicznego. - Z ca�� pewno�ci� guzy. Nie ma cienia w�tpliwo�ci. A tu jest jeszcze jeden, ma�y. Sean wspi�� si� na palce, �eby zobaczy�. � Najprawdopodobniej przerzuty - powiedzia� Harry. - Mnogie guzy, takie jak te, musz� pochodzi� z jakiego� innego miejsca. Czy ten gruczolak prostaty by� �agodny? � Absolutnie - odpowiedzia� doktor Handlin. - I w og�le dot�d by� w �wietnej formie. � Pali? - spyta� Harry. � Nie - powiedzia� Sean. Stoj�cy przed nim rozsun�li si�, �eby m�g� lepiej zobaczy� ekran. � B�dziemy musieli zrobi� pe�n� diagnostyk� w poszukiwaniu punktu wyj�cia - stwierdzi� Harry. Sean pochyli� si� tu� nad monitorem tomografu. Ogniska ob- ni�onego wysycenia by�y wyra�nie widoczne nawet dla jego niedo- 24 �wiadczonych oczu. Ale naprawd� jego uwag� zajmowa�o to, o czym m�wi� George: w jakim stopniu przypomina�y one guzy Helen Cabot. Tak samo jak u niej wszystkie znajdowa�y si� w kre- som�zgowiu. W jej przypadku by�o to szczeg�lnie interesuj�ce zjawisko, jako �e medulloblastoma wyst�puje zazwyczaj nie w kre- som�zgowiu, ale w m�d�ku. - Wiem, �e statystycznie rzecz bior�c trzeba my�le� o prze- rzutach z p�uc, jelita grubego, albo prostaty - powiedzia� George. - Ale jakie jest prawdopodobie�stwo, �e mamy do czy- nienia z guzem identycznym jak u Helen Cabot? Inaczej m�wi�c, wieloogniskowym pierwotnym guzem m�zgu, jak medulloblastoma? Harry pokr�ci� g�ow�. � Pami�taj, �e je�li s�yszysz t�tent, powiniene� my�le� o koniach, nie o zebrach. Przypadek Helen Cabot jest wyj�tkowy, nawet je�li w skali kraju opisano ostatnio kilka podobnych. Mimo wszystko got�w by�bym za�o�y� si�, �e to, co tutaj widzimy, to przerzuty. � Jak my�lisz, na jakim oddziale powinien le�e�? - spyta� George. - Pi��dziesi�t procent za jednym, po�owa za drugim - od- powiedzia� Harry. - Je�li p�jdzie na neurologi�, b�dziemy po- trzebowa� konsultacji internisty, �eby szuka� punktu wyj�cia. Je�li p�jdzie na intern�, b�dzie mu potrzebny neurolog. � Wiecie co, ch�opaki, skoro my ju� wzi�li�my Cabot, to wy we�cie jego - zaproponowa� George. - Poza tym wam si� �atwiej dogada� z neurochirurgami. � Jak dla mnie, w porz�dku - odpar� Harry. Sean j�kn�� w duchu. Ca�a jego praca nad histori� choroby i badaniem przedmiotowym posz�a na marne. Poniewa� pacjent idzie na neurologi�, zas�uga przypadnie studentowi z neurologii. Ale przynajmniej znaczy�o to, �e jest wolny. Da� znak George'owi, �e spotkaj� si� p�niej na obchodzie, i wy�lizn�� si� z pracowni CT. Chocia� by� w tyle z epikryzami, postanowi� po�wieci� troch� czasu na wizyt�. Tak du�o my�la� i m�wi� o Helen Cabot, �e zapragn�� j� odwiedzi�. Wysiad� z windy na sz�stym pi�trze, skierowa� si� prosto do pokoju siedemset osiem i zapuka� do wp�otwartych drzwi. Mimo ogolonej g�owy i niebieskich znak�w na czaszce Helen Cabot ci�gle jakim� cudem wygl�da�a �adnie. Jej delikatne rysy podkre�la�y ogromne jasnozielone oczy. Sk�r� mia�a idealnie prze- jrzyst�, jak modelka. By�a jednak blada i trudno by�oby nie zau- wa�y�, �e jest chora. Lecz jej twarz rozja�ni�a si� na widok Seana. - M�j ulubiony doktor - powiedzia�a. 25 � Przysz�y doktor - poprawi� j� Sean. W przeciwie�stwie do wielu innych student�w nie bawi�o go udawanie lekarza. Odk�d sko�czy� szko��, ci�gle czu� si� jak oszust, odgrywaj�c rol� najpierw studenta Harvardu, potem stypendysty Massachusetts Institute of Technology, a teraz studenta Harvardzkiej Szko�y Medycznej. � S�ysza�e� ju� dobr� nowin�? - spyta�a Helen. Usiad�a na ��ku pomimo wyczerpania wielokrotnymi napadami drgawek. � M�w. � Przyj�li mnie do Forbes Cancer Center - oznajmi�a Helen. � Fantastycznie! - powiedzia� Sean. - Teraz mog� ci zdra- dzi�, �e ja te� si� tam wybieram. Nie chcia�em ci o tym m�wi�, dop�ki nie by�em pewien, �e i ty jedziesz. � Co za nadzwyczajny zbieg okoliczno�ci! B�d� wi�c mia�a tam przyjazn� dusz�. Pewnie wiesz, �e w moim typie guza uda�o im si� osi�gn�� sto procent remisji. � Wiem - odpar� Sean. - Maj� niesamowite wyniki. Ale to nie jest zbieg okoliczno�ci, �e b�dziemy tam razem. W�a�nie dzi�ki tobie dowiedzia�em si� o Forbes. A, jak ju� ci m�wi�em, moje badania dotycz� molekularnych podstaw rozwoju nowotwor�w. Wi�c odkrycie, �e istnieje klinika, kt�ra w leczeniu okre�lonego rodzaju nowotworu ma sto procent sukces�w, strasznie mnie podekscytowa�o. Jestem zdumiony, �e niczego na ten temat nie widzia�em w �adnym pi�mie medycznym. Tak czy owak, chc� tam pojecha� i przekona� si�, co oni naprawd� robi�. � To jest jeszcze ci�gle leczenie eksperymentalne - powie- dzia�a Helen. - Ojciec specjalnie to podkre�la�. Wydaje nam si�, �e unikaj� rozg�osu, poniewa� najpierw chc� by� absolutnie pewni swoich rezultat�w. Ale czy co� publikuj�, czy nie, nie mog� si� doczeka�, �eby ju� tam by� i zacz�� kuracj�. To pierwszy promyk nadziei od pocz�tku tego ca�ego koszmaru. � Kiedy jedziesz? � Jako� w przysz�ym tygodniu. A ty? � Ruszam w drog� w niedziel� o �wicie. Powinienem dotrze� na miejsce we wtorek wcze�nie rano. B�d� na ciebie czeka�. - Sean wyci�gn�� r�k� i u�cisn�� rami� Helen. U�miechaj�c si�, Helen przykry�a jego d�o� swoj�. Po raporcie Janet wr�ci�a na sz�ste pi�tro, �eby poszuka� Seana. I znowu piel�gniarki powiedzia�y jej, �e by� tu zaledwie kilka chwil temu, ale najwyra�niej znikn��. Zaproponowa�y, �e wywo�aj� go pagerem, ale Janet chcia�a go przy�apa� bez ostrze�enia. Poniewa� 26 min�a ju� czwarta, pomy�la�a, �e naj�atwiej b�dzie go znale�� w laboratorium doktora Clifforda Walsha. Doktor Walsh by� jego promotorem. Aby tam dotrze�, Janet musia�a wyj�� ze szpitala, wystawi� si� na zimowy wiatr, przej�� kawa�ek Longfellow Avenue, przeci�� dziedziniec Szko�y Medycznej i wspi�� si� na drugie pi�tro. Zanim jeszcze otworzy�a drzwi laboratorium, wiedzia�a, �e dobrze trafi�a. Przez matow� szyb� rozpozna�a sylwetk� Seana. Zw�aszcza w jego sposobie poruszania si� by�o co� tak bardzo jej bliskiego. Krzepkie, muskularne cia�o mia�o zdumiewaj�co du�o wdzi�ku. Nie robi� �adnych zb�dnych ruch�w. Wykonywa� swoje zadania szybko i efektywnie. Janet wesz�a do pokoju zamykaj�c za sob� drzwi i zawaha�a si�. Przez chwil� z przyjemno�ci� obserwowa�a Seana. Poza nim w pomieszczeniu by�y trzy inne pilnie pracuj�ce osoby. Z radia p�yn�a muzyka klasyczna. Nikt nie rozmawia�. Laboratorium by�o przestarza�e i zagracone, sto�y mia�y blaty wy�o�one steatytem. Najnowocze�niejszymi w nim urz�dzeniami by�y komputery i kilka analizator�w. Sean przy r�nych oka- zjach obja�nia� jej przedmiot swojej pracy doktorskiej, ale Janet ci�gle nie by�a w stu procentach pewna, �e naprawd� go rozu- mie. Poszukiwa� wyspecjalizowanych gen�w zwanych onkogena- mi, maj�cych zdolno�� wywo�ywania w kom�rkach przemiany nowotworowej. T�umaczy�, �e onkogeny pochodz� prawdopodo- bnie od normalnych kontroluj�cych podzia�y kom�rkowe ge- n�w, kt�re mog� by� przenoszone z jednej kom�rki do drugiej za po�rednictwem specjalnego typu wirus�w, tak zwanych retro- wirus�w. W nowej kom�rce gospodarza ulegaj� one anormalnej ekspresji. Janet w odpowiednich momentach potakuj�co kiwa�a g�ow�, ale zawsze bardziej j� poci�ga� entuzjazm Seana ni� sam temat. Poza tym zdawa�a sobie spraw�, �e je�li ma zrozumie� przedmiot jego bada�, musi zapozna� si� z podstawami genetyki molekular- nej. Sean mia� sk�onno�ci do przypisywania jej wi�kszej wiedzy, ni� w istocie mia�a w tej dziedzinie, w kt�rej post�p dokonywa� si� w tak zawrotnym tempie. Gdy tak sta�a tu� przy drzwiach podziwiaj�c tr�jk�t, kt�ry tworzy�y jego szerokie ramiona i w�ska talia, naraz zaciekawi�o j� to, co robi�. W wyra�nym przeciwie�stwie do tego, co widzia�a podczas wielu poprzednich wizyt w ostatnich dwu miesi�cach, nie przygotowywa� do pracy �adnego z analizator�w. Wygl�da�o na to, �e chowa rozmaite rzeczy i sprz�ta. 27 Janet przygl�da�a mu si� przez kilka minut, z nadziej� �e j� zauwa�y, po czym ruszy�a naprz�d i stan�a tu� obok niego. �e swoimi stu sze��dziesi�cioma o�mioma centymetrami wzrostu by�a stosunkowo wysoka, a �e Sean mia� tylko sto siedemdziesi�t pi��, mogli nieomal spogl�da� na siebie oko w oko, zw�aszcza gdy Janet by�a na obcasach. - Mog� spyta�, co robisz? - zagadn�a znienacka. Sean podskoczy�. By� tak skupiony na swojej pracy, �e nie wyczu� jej obecno�ci. - Po prostu sprz�tam - odpowiedzia� tonem winowajcy. Janet pochyli�a si� ku niemu i zajrza�a w jego niebywale b��kitne oczy. Przez chwil� wytrzymywa� jej wzrok, ale potem umkn�� spojrzeniem w bok. � Sprz�tasz? - spyta�a Janet. Jej oczy omiot�y st� laborato- ryjny, przywr�cony do swego pierwotnego wygl�du. - Co za niespodzianka! - Zn�w skierowa�a wzrok na jego twarz. - Co tu si� dzieje? Twoje stanowisko pracy jeszcze nigdy nie by�o tak nieskazitelne. Czy jest co�, o czym nie wiem? � Nie - odpar� Sean. Zamilk� na chwil�, po czym doda�: - No dobrze, tak. Wyje�d�am na dwumiesi�czn� praktyk�. � Dok�d? � Do Miami, na Floryd�. � Nie mia�e� zamiaru mi o tym powiedzie�? � Oczywi�cie �e mia�em. Postanowi�em powiedzie� ci jutro wieczorem. � Kiedy wyje�d�asz? � W niedziel�. Oczy Janet gniewnie b��dzi�y po pokoju. Bezmy�lnie zab�b- ni�a palcami po blacie. Sama siebie zapytywa�a, czym sobie za- s�u�y�a na takie traktowanie. Spogl�daj�c ponownie na Seana, spyta�a: � Mia�e� zamiar czeka� do ostatniego wieczoru, �eby mi o tym powiedzie�? � To wynik�o nagle, dopiero w tym tygodniu. Do przedwczo- raj nie by�em niczego pewny. Chcia�em zaczeka� na odpowiedni moment. � Bior�c pod uwag� charakter naszej znajomo�ci, odpowiedni moment by�by w�a�nie wtedy, kiedy to wynik�o. Miami? Dlaczego teraz? � Pami�tasz t� pacjentk�, o kt�rej ci m�wi�em? T� dziewczyn� z medulloblastoma? � Helen Cabot? Ta �adna studentka? 28 � Tak, w�a�nie ta - powiedzia� Sean. - Kiedy czyta�em o jej rodzaju nowotworu, odkry�em... - przerwa�. � Co odkry�e�? - nie ust�powa�a Janet. � W�a�ciwie o tym nie czyta�em - poprawi� si� Sean. - Jeden z asystent�w powiedzia� mi, �e jej ojciec s�ysza� o jakim� leczeniu, kt�re najwyra�niej daje sto procent remisji. Stosuje je wy��cznie Forbes Cancer Center w Miami. � Wi�c postanowi�e� tam pojecha�. Tak po prostu. � Niezupe�nie - odpar� Sean. - Rozmawia�em z doktorem Walshem, kt�ry, tak si� sk�ada, zna dyrektora, faceta nazwiskiem Randolph Mason. Kilka lat temu pracowali razem w Narodowym Instytucie Zdrowia. Doktor Walsh powiedzia� mu o mnie i po- prosi�, �eby mnie przyj�li. � To nie jest odpowiedni moment - powiedzia�a Janet. - Wiesz, �e niepokoj� si� o nas. Sean wzruszy� ramionami. - Przykro mi. Ale w�a�nie teraz mam czas, a to mo�e mie� wa�ne nast�pstwa. Moja praca dotyczy molekularnych podstaw rozwoju nowotwor�w. Je�li oni osi�gaj� sto procent remisji w okre�lonym typie nowotworu, to musi to mie� znaczenie dla wszystkich innych. Impet Janet os�ab�. Targa�y ni� burzliwe emocje. Bior�c pod uwag� jej stan psychiczny, wyjazd Seana na dwa miesi�ce wydawa� si� najgorsz� z mo�liwych sytuacji. Lecz jego intencje by�y szlachet- ne. Nie wybiera� si� wszak do Klubu Medyka. Jak wi�c mog�a z�o�ci� si� czy pr�bowa� mu tego zabroni�? W g�owie mia�a ogrom- ny zam�t. � S� przecie� telefony - powiedzia� Sean. - Nie jad� na Ksi�yc. To tylko dwa miesi�ce. I chyba rozumiesz, �e to mo�e by� bardzo wa�ne. � Wa�niejsze ni� nasz zwi�zek? - wybuchn�a Janet. - Wa- �niejsze ni� ca�e nasze �ycie? - Niemal natychmiast zrobi�o jej si� g�upio. To zabrzmia�o tak infantylnie. � Tylko nie zaczynajmy dyskusji o wy�szo�ci jab�ek nad po- mara�czami - odpowiedzia� Sean. Janet westchn�a g��boko usi�uj�c powstrzyma� �zy. � Mo�e porozmawiamy o tym p�niej - zdo�a�a wykrztu- si�. - To nie jest odpowiednie miejsce na rozstrzyganie pro- blem�w emocjonalnych. � Dzi� nie mog�. Jest pi�tek, wi�c... � Wi�c idziesz do tego idiotycznego baru - warkn�a Janet. 29 Zauwa�y�a, �e niekt�rzy spo�r�d obecnych odwr�cili si�, �eby si� im przyjrze�. � Troch� ciszej, Janet! - sykn�� Sean. - Spotkamy si� w sobot� wieczorem, tak jak si� umawiali�my. Wtedy poroz- mawiamy. � Nie potrafi� zrozumie�, dlaczego skoro wiesz, jak bardzo martwi mnie tw�j wyjazd, nie mo�esz jeden jedyny raz zrezyg- nowa� z picia z t� ho�ot�. � Uwa�aj, co m�wisz, Janet - ostrzeg� j� Sean. - Moi przy- jaciele s� dla mnie bardzo wa�ni. To moje korzenie. Przez chwil� ich spojrzenia krzy�owa�y si� z wyczuwaln� wro- go�ci�. Potem Janet odwr�ci�a si� i gwa�townie wybieg�a z labo- ratorium. Za�enowany, Sean zerkn�� na koleg�w. Wi�kszo�� unika�a jego wzroku. Ale nie doktor Clifford Walsh. By� to pot�ny m�czyzna z g�st� brod�, ubrany w bia�y fartuch z r�kawami podwini�tymi do �okci. � Zam�t nie sprzyja tw�rczej pracy - zauwa�y�. - Mam nadziej�, �e ten przykry akcent po�egnalny nie wp�ynie na twoje zachowanie tam, w Miami. � Nie ma mowy - odpar� Sean. � Pami�taj, �e ja za ciebie zar�czy�em - powiedzia� doktor Walsh. - Zapewni�em doktora Masona, �e b�dziesz dla jego instytucji cennym nabytkiem. By� bardzo zadowolony, �e masz tak du�e do�wiadczenie z przeciwcia�ami monoklonalnymi. � To pan mu to powiedzia�? - spyta� przera�ony Sean. � Z naszej rozmowy domy�li�em si�, �e to go zainteresuje - wyja�ni� doktor Walsh. - Nie denerwuj si� tak. � Ale� ja si� tym zajmowa�em trzy lata temu, w MIT - rzek� Sean. - Biochemia bia�ek i ja dawno si� rozstali�my. � Wiem, �e teraz zajmujesz si� onkogenami - odpowiedzia� doktor Walsh. - Ale chcia�e� si� tam dosta�, a ja zrobi�em to, co uwa�a�em za najlepsze, �eby uzyska� dla ciebie zapro- szenie. Jak ju� tam b�dziesz, mo�esz im wyja�ni�, �e wola�by� genetyk�. Znaj�c ci�, nie w�tpi�, �e nie b�dziesz mia� trudno�ci z ujawnieniem swoich uczu�. Postaraj si� tylko zachowywa� taktownie. � Czyta�em kilka prac ich kierownika naukowego. Wed�ug mnie znakomite. Ona w�a�nie pracowa�a nad retrowirusami i on- kogenami. � A, doktor Deborah Levy. Mo�e uda ci si� z ni� popracowa�. 30 Ale czy si� uda, czy nie, powiniene� by� im wdzi�czny, �e w og�le ci� zaprosili, i to w ostatniej chwili. � Po prostu nie mam ochoty t�uc si� taki kawa� drogi, �eby potem ugrz�zn�� w czarnej robocie. � Przyrzeknij mi, �e nie narobisz k�opot�w - poprosi� doktor Walsh. � Ja? - spyta� Sean unosz�c brwi. - Przecie� pan mnie zna. � A� za dobrze - odpar� doktor Walsh. - W tym ca�y k�opot. Twoja, ogl�dnie m�wi�c, �mia�o�� mo�e by� irytuj�ca, ale przynaj- mniej dzi�ki Bogu za twoj� inteligencj�. ROZDZIA� 2 26 lutego, pi�tek, godzina 16.45 - Zaczekaj sekund�, Corissa - poprosi�a Kathleen Sharen- burg zatrzy

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!