2801

Szczegóły
Tytuł 2801
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

2801 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 2801 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2801 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

2801 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Autor: Stanis�aw Ignacy Witkiewicz Tytul: Matka Niesmaczna sztuka w dw�ch aktach z epilogiem Po�wi�cona Mieczys�awowi Szpakiewiczowi TEKST NA PODSTAWIE: STANIS�AW IGNACY WITKIEWICZ: DRAMATY. OPRACOWA� I WST�PEM POPRZEDZI� K. PUZYNA, T. 2, WARSZAWA 1972, S. 389-449 PRZYGOTOWANIE TEKSTU: ZYGMUNT MOCZULSKI +OSOBY: JANINA W�GORZEWSKA - matrona lat 54. Chuda, wysoka. Siwe w�osy. Ma dwa sposoby m�wienia: pospolitawy i istotny - i wi�cej dystyngowany i powierzchowny. Pierwszy (1), drugi (2). LEON W�GORZEWSKI - jej syn. Przystojny brunet, lat 30. Ogolony zupe�nie. ZOFIA PLEJTUS - panna, lat 24. Bardzo �adna brunetka. J�ZEFA BARON�WNA OBROCK - siostra Janiny. Chuda stara panna, lat 65. JOACHIM CIEL�CIEWICZ- dyrektor teatru. Siwy. T�usty i czerwony. Broda i w�sy. Lat 60. APOLINARY PLEJTUS- ojciec Zofii. Siwy. Sumiaste w�sy. Lat 75. ANTONI MURDEL - B�SKI- podejrzane indywiduum. W�siki. Bez brody. Brunet lat 35. LUCYNA BEER - bardzo du�a i bardzo pi�kna dama, lat oko�o 40. Typ semicki. NIEZNAJOMA M�ODA OSOBA - lat 23. Bardzo pi�kna i uderzaj�co podobna do Janiny. NIEZNAJOMY M�ODY MʯCZYZNA - brunet bardzo przystojny z czarnymi w�sami. G�os - bardzo pi�kny baryton. G�OS ZZA SCENY - podobny do g�osu Nieznajomego. ALFRED HR. DE LA TR�FOUILLE - arystokratyczny bubek, lat 30. WOJCIECH DE POKORYA - P�CHERZEWICZ - typ bogatego ziemianina i �uisera. Lat 32. SZE�CIU ROBOTNIK�W - zawzi�te g�by, brodate i ogolone. DOROTA - s�u��ca, lat 40. +AKT PIERWSZY W I akcie wszyscy s� absolutnie trupio bladzi, bez cienia koloru. Usta czarne, rumie�ce czarniawe. Ubrania i dekoracje tylko i jedynie w tonach czarno-bia�ych. Jedn� rzecz� kolorowa jest rob�tka w��czkowa, kt�r� robi Matka - mog� by� kolory: niebieski, r�owy, ��ty i jasnopomara�czowy. W razie pojawienia si� kolor�w dodawane b�d� osobne obja�nienia. Scena przedstawia salonik skombinowany z pokojem jadalnym. Urz�dzenie do�� n�dzne. Kanapa ceratowa pod �cian� wprost. Przy kanapie st�, pokryty cerat� w desenie. Za sto�em siedzi Matka, sama, i robi rob�tk� w kolorach: niebieskim, r�owym, ��tym i jasnopomara�czowym. Okno na lewo, drzwi na prawo. MATKA odk�adaj�c na chwil� rob�tk� i wpatruj�c si� przed siebie. Wolno, z jadem (1) Pod�y wampir. Wda� si� w ojca. A mo�e jestem niesprawiedliwa w stosunku do nich obu - mo�e to moja wina, �e on jest taki? Czym�e ja zas�u�y�am na inn� egzystencj� ni� t�, kt�r� mam? Czy dokona�am czego� nadzwyczajnego? Nic, nic... Jestem pospolita kwoka i nic wi�cej. Ale za co znowu mam tak strasznie cierpie�? O, Bo�e! �ycie moje przemyka jak sen okropny obok mego drugiego, prawdziwego istnienia, kt�re umar�o. Musz� sobie u�wiadomi� wszystko. Mo�e to da mi si�� do przetrzymania jeszcze gorszych rzeczy, kt�re mnie czekaj�, (nagle zaczyna wy� dzikim g�osem nast�puj�c� piosenk�) Ja by�am kiedy� pi�kna, m�oda, Ja mia�am dusz�, a nawet cia�o, Wszystkiego dla mnie by�o ma�o. A teraz nic nie zosta�o! Co za szkoda! Co za szkoda! (liczy) D�ug u ksi�garza - 150, za ksi��ki z biblioteki - 50, pok�j - 200. I to wszystko dla tego tak zwanego kszta�cenia si�. Kiedy ja to wszystko wyrobi� tymi rob�tkami? Idiota! Dure�! Niedo��ga �yciowy! �eby przynajmniej zabra� si� do jakiej� po�yteczniejszej pracy! On nic porz�dnego nigdy nie napisze. A ja? Malowa�am, mia�am du�y talent do muzyki, pisa�am wcale niez�e nowele... To, co m�wi�, to nie �aden psychiczny ekshibicjonizm - tu nikogo nie ma - na pewno. Ach - ta wieczna samotno��. I znik�d s�owa pociechy. G�OS Cha, cha, cha, cha! Matka nie zwraca uwagi na G�os. MATKA Nie wiem, czemu przypomnia� mi si� jego �miech. Leon ma �miech podobny, tylko gorszy. Co u tamtego by�o otwart� zbrodni�, u tego jest ma�� pod�ostk�, czym� obrzydliwym, przydeptanym b�yszcz�cym butem - tylko ogonek tego wida�, ale dla mnie to dosy�... Och - jaki on marny jest, ten m�j syn! Czemu go nie karmi�am w�dk� od dziecka? By�by przynajmniej taki ma�y jak te pieski japo�skie, co od szczeniaka w�dk� ��opi� - nie by�by tym wstr�tnym doros�ym niczym. Jako karze�ka, kretyna mog�abym go po prostu kocha�. Schamia�am zupe�nie - ja, baron�wna von Obrock. Ale J�zia schamia�a tak�e. Mo�e to blaga z tym Obrockami przez ck - mo�e my jeste�my po prostu zwyk�e obroki, przez ma�e o i k? A m�wi�, �e dobre rasy nie chamiej� nawet w najgorszych warunkach, (wyje znowu) Nade mn� zwisa przepi�kna maska, Diabe� bez cia�a ci�gnie mnie w grzech, Wszystko od ��dzy utajonej trzaska. Mia�am kochank�w, mia�am a� trzech. Czy mu si� przyzna�? czy nie? (Wchodzi Dorota.) (2) Moja Doroto, prosz� nastawi� makaron na zimnej wodzie, po w�osku, tak jak panicz lubi. Tak dobrze jest by� matk� i m�c dogodzi� synkowi. Prawda? DOROTA S�ucham ja�nie pani�. Ja by�am te� matk�. Ale ja jestem szcz�liwsza - m�j syn zgin�� na wojnie. MATKA (2) Precz! Precz! Do makaronu! Ja mego syna uratowa�am od wojny, bo on musi zbawi� ludzko�� ca��. On jest wielki my�liciel, a przy tym taki s�abowity. Tacy nie mog� gin�� - powinna by� specjalna komisja... DOROTA przerywa jej Znowu ja�nie pani pi�a za du�o, a pewnie na czczo do tego! Nie mog�a to ja�nie pani dotrzyma� cho� do kolacji? MATKA (1) Ach... Macha r�k� ze zniech�ceniem. DOROTA Ja nie m�wi� przeciw paniczowi. Ale czasem lepiej mie� dobr� pami�� o synu jak mie� go �ywym i zdrowym, a nie takim, jakim go si� widzie� chcia�o. Czy ja wiem, jaki by by� m�j Ferdek teraz - w tej ca�ej maltretacji dzisiejszej? �obuz by� okrutny, a tak wiem przynajmniej, �e jest bohater, i tyle. MATKA (2) b�agalnie Moja Doroto, czy� Dorota nie widzi, nie czuje, �e ja si� m�cz�, okropnie m�cz�. Ja nie mog� ju� pracowa�, a on - on ci�gle zaj�ty i taki daleki ode mnie, na tyle wy�szy ponad wszystko, �e ja nie mog� mu przypomnie�, �e ja ju� nie mog�... tymi rob�tkami - o Bo�e! Ca�y dom... Och, moje oczy... ja ju� �lepn�, mnie doktor zabroni� do ko�ca �ycia rob�tki... Ach, Doroto, Doroto... DOROTA Trzeba by�o bi�, p�ki by� m�ody. Teraz, w naszych ci�kich czasach, taki si� tak zak�amie, tak wyk�amie wszystko od samego �rodka, tak ok�amie siebie i rodzon� matk�, tak si� wk�amie w siebie i w innych, �e go nikt, �adna si�a, nie odk�amie. Dok�ama� si� musi do ko�ca. A pojeden to si� jeszcze przek�amie na wylot - i to bywa. G�OS To tak jak ja. Ale ja by�em konsekwentny - ja si� stryczka nie ba�em. (�piewa) I pami�� W�gorzewskiego jest �wi�ta po�r�d zbrodniarzy, I ka�dy ma�oletni przest�pca o W�gorzewskim tylko marzy. MATKA (2) Znowu mi si� przypomnia� m�j m��. Straszny to by� wprost mezalians. I B�g mnie za to pokara�. B�g mezalians�w nie lubi. Czy Dorota wie, �e m�j m�� zgin�� na szubienicy w Castel del Assucar, w Brazylii, jako bandyta rzeczny. Robi� nies�ychanie ryzykowne wyprawy... ale mniejsza z tym. Jedno trzeba mu przyzna�: mia� cudowny baryton, by� pi�kny i odwa�ny, mia� fantazj�. A nade wszystko nigdy nie mia� wyrzut�w sumienia. By� prawdziwym rycerzem fortuny - un vrai chevalier de fortune. DOROTA No, to p�jd� ju� do kuchni, bo potem b�dzie si� ja�nie pani wstydzi�, �e si� ja�nie pani za wiele zwierza�a. Tylko jedno: czy ja�nie pani nie przesta�aby tak pi�? MATKA (2) Nie - pi� b�d� - to jedyna rzecz, kt�ra mi jeszcze zosta�a. Ale on o tym nie wie. Morfinuj� si� te�, ale stosunkowo rzadko. To procent od zarobku, kt�ry wzi�am na siebie. To ostatnie m�wi� Dorocie w naj�ci�lejszej dyskrecji. I w�a�ciwie, gdzie� na dnie, w zachwyt mnie wprowadza to �ycie bez �adnego sensu - to po�wi�cenie bez granic w tej pospolito�ci bez dna, kt�r� tak kocham jednak bez miary. Kocham ka�dy k�cik, ka�d� drobink� kurzu, ka�d� niteczk�. Ja siebie w tym kocham, moja Doroto. Ja siebie goni� jak w�asn� ma�� siostrzyczk� w�r�d klombik�w rezedy i heliotropu - to nie jest normalna mi�o�� do �wiata - to ten okropny odwr�cony egoizm. On to ma, ale tego nie odwraca. On w g��bi duszy nienawidzi wszystkiego, i mnie te�. Ja go odkarmi�am, bo z g�odu chcia� umrze�, biedaczek. Do si�dmego roku �ycia - cieniutki by� jak tyczka. O - tak� mia� szyjk�, (pokazuje r�k� robi�c k�ko z tzw. kciuka i palca wskazuj�cego) Ja siebie kocham w nim i mo�e wi�cej go kocham, �e jest taka ma�a �winka - ja go za to �a�uj� tak, �e mi serce p�ka. To s� sprzeczno�ci uczu� ponad miar�, ponad si�y cz�owieka. On czuje to samo - ja go znam. A od sprzeczno�ci uczu� gorszym jest tylko ich ci�ar - jak kto� na kim� swoim uczuciem zaci�y i zegnie go, i zmia�d�y w ko�cu. To jest jego m�ka - mego syna. Ja to wszystko rozumiem, ale nic ul�y� mu nie jestem w stanie - przeciwnie, mimo woli robi� wszystko, aby mu by�o jeszcze ci�ej. I wiem, �e mojej �mierci on nie przetrzyma. A mo�e mi si� zdaje? Mo�e nic nie czuje to wyrodne dziecko i ja si� m�cz� na pr�no? Ale co to kogo obchodzi? Bo ta ca�a jego uczono�� to blaga, czysty "bajc", jak Dorota m�wi. Tego nie rozumie nikt ani, zdaje si�, on sam. On jest takie zero z troszk� jakiego� spryciku... A mo�e go nie rozumiem? Mo�e to wielki m�drzec? Bo�e jedyny! Jak�e pi�knie urz�dzone jest najpodlejsze nawet �ycie, jak wsz�dzie wida� t� dba�o�� Tw� o Twoj� w�asn� chwa��! P�acze. DOROTA Ee - ur�n�a si� dzi� ja�nie pani jak nieboskie stworzenie. Dzwonek, Dorota idzie otworzy�. Wchodzi Leon. LEON Co to? Mateczka p�acze? Znowu ataczek nerwowy? (siada przy niej i obejmuje j�) Moja najdro�sza, a tak w�a�nie dzi� chcia�em, aby mateczka by�a zupe�nie spokojna i normalna, bez �adnego przeczulenia. MATKA chlipie, ale si� opanowuje Dobrze, dobrze, Leoneczku. Zaraz si� uspokoj�. Ty wiesz przecie, �e ja dla ciebie wszystko, wszystko... �eby� nie ty, tobym ani chwilki jednej nie �y�a... Jestem ju� u ko�ca moich si�... LEON Tak, tak. Ale po co przygniata� mnie zaraz ca�ym ogromem po�wi�cenia? Zastan�w si� lepiej, co by� robi�a, gdyby� nie by�a moj� matk�, gdyby� nie musia�a robi� tych ci�g�ych rob�tek, gdyby� ca�y dzie� mog�a robi�, co by� chcia�a. Czy nie robi�aby� tego samego w�a�nie i z tak� [sam�] zawzi�to�ci�? Zamiast tej rob�tki do sprzedania by�by jaki� ornat, jakie� po�czochy dla biednych - czy ja wiem co? No, czy� nieprawda? MATKA Prawda, prawda, m�j najdro�szy. Powiedz mi teraz, czemu chcia�e�, abym dzi� by�a spokojna? Czy mam si� przygotowa� na jak�� z�� wiadomo��? LEON Przypuszczam, �e nie. Wiesz, jak okropnie rozpraszaj�co dzia�aj� na m�j umys� te wszystkie tak zwane "moje kobiety". Postanowi�em zerwa� te ostatnie pi�� romans�w, kt�re mi si� tak dziwnie spl�ta�y, i o�eni� si� z kim� zupe�nie z innej sfery psychicznej. W�gorzewski, syn nieudanego stolarza i �piewaka, mo�e sobie pozwoli� na pewien mezalians - cho�by psychiczny. Inny mezalians trudno by mi by�o zreszt� pope�ni�. A nawet - je�li we�miemy pod uwag� tak zwan� k�dziel, a nie tylko miecz - to od biedy i z punktu widzenia Almanachu de Gotha jest to... MATKA Leoneczku! LEON Ale� ja �artowa�em. Nie wiem, czy Obrockowie, przez ck, s� tam notowani, i nic mnie to nie obchodzi... MATKA Ale� na pewno. Szkoda, �e sprzeda�am t� pi�kn� ksi��k�, kiedy� by� jeszcze ma�y. Cze�� dla przodk�w... LEON z ironi� Tak - szczeg�lnie ojciec m�j czczony jest w tym domu. Ale wszystko jedno: my�l�, �e nie b�dziesz robi� niepotrzebnych trudno�ci. Niech si� tombak ��czy z alia�em tombaku i z�ota. Ona czeka tu, w tej cukierence na lewo. No, mateczko? MATKA po kr�tkiej pauzie Jeste� niesmaczny. Czy... czy jest bogata? LEON z wahaniem Przede wszystkim jeste�my niesmaczni wszyscy, i ty te�, mamo. Nie, nie jest bogata - w�a�ciwie nie ma nic. Jest bardzo �le wychowana, ma fatalne formy towarzyskie i nic nie chce si� jej robi�. Nawet nie jest w moim typie. Pami�tasz, co m�wi� nieboszczyk wuj: "Nie �e� si� nigdy ze swoim typem - ka�da �adniejsza dziewczynka na ulicy w tym rodzaju zdystansuje ci �on�." Ale Zosia jest pi�kna i, mimo �e nie powinno tak by�, podoba mi si� szalenie. Podobno takie kombinacje s� najistotniejsze. MATKA I najniebezpieczniejsze... LEON Ee - nie m�wmy o niebezpiecze�stwach tego rodzaju - s� gorsze na horyzoncie. Poza tym ona cierpi na zupe�ne zniech�cenie do �ycia - dziwne u osoby tak pierwotnej. Wspaniale skombinowa�em te w�a�ciwo�ci - prawda? Op�ac� si� w innej sferze. Jest do doskona�y antydot na moje intelektualne przem�czenie. Ty my�lisz, �e ja nic nie robi�? Jestem przepracowany - dochodz� do wniosk�w ostatecznych w mojej pracy. A moja narzeczona ma jedn� zalet�: rozumie wszystko, cokolwiek jej m�wi� lub czytam. Znamy si� od kilku dni zaledwie - jeszcze nie eksponowa�em przed ni� moich idei zasadniczych. MATKA Ot� to w�a�nie: to jest zasadnicze - ja ci� nie rozumiem - wiem. Wi�c jeszcze jeden ci�ar zwala si� na mnie. Czy� ty nie widzisz, �e ja ju� naprawd� nie mog� ostatkami si�... LEON Tylko na rok, a najwy�ej na dwa. Wiesz, mamo, �e mam jak�� nienormaln� ambicj� na punkcie pieni�dzy. Jednej rzeczy nie m�g�bym zrobi�, to jest o�eni� si� bogato. By�bym w stanie o byle g�upstwo zerwa� z moj� �on� na zawsze w takich warunkach. MATKA Tak - tej ambicji nie masz tylko w stosunku do mnie. Ze mn� o byle co nie zerwiesz. LEON Czy� nie jeste� moj� matk�? MATKA Chwilami nie wiem ju� naprawd�, kim jestem: jestem matk� od kuchni, rob�tek, wycierania kurzu i poprawiania bielizny, ale... LEON Ach! Tak chcia�em cho� raz unikn�� tych przykrych rozm�w - jeden wiecz�r... Tu trzeba by� anio�em, �eby si� nie w�ciec! MATKA Dla ciebie to tylko przykra rozmowa, a dla mnie ca�e moje �ycie, kt�rego ci�ary... LEON Ach, dosy�, na Boga! Jeden jedyny wiecz�r w spokoju!! (zagaduje) My�l�, �e za rok, mo�e za dziewi�� miesi�cy b�d� ju� profesorem we w�asnej szkole, kt�r� mam zamiar za�o�y�... MATKA I tak bez doktoratu, bez docentury, a nade wszystko bez stosunk�w? Czy ty czasem nie przesadzasz, m�j drogi? LEON Znowu mi mama chce odebra� odwag�, jak wtedy z tym odkryciem zasady logizacji ka�dej wiedzy, nie tylko podstaw matematyki. A teraz ju� x ludzi pisze o tym samym i zastosowuje moj� metod�. A ile� fakt�w podobnych by�o w dzieci�stwie. MATKA Ja wiem - ja psuj� wszystko. A w zamian za to zniech�canie do wszystkiego daj� ci tylko marne utrzymanie. Ale c� to mo�e mie� dla ciebie za warto��? LEON Czy mo�e mama woli, �ebym zosta� od razu alfonsem lub szpiegiem? To s� zawody, kt�re nie wymagaj� przygotowania i nie wyczerpuj� intelektualnie. MATKA A ty nie m�wisz niepotrzebnie przykrych rzeczy? Czy� ty nie rozumiesz, �e ja ci chc� otworzy� oczy na to, co jest? Czy ty pomy�la�e� kiedy nad tym, czym b�dziesz, kiedy mnie nagle zabraknie? LEON My�la�em. I tylko jedna Zosia mo�e mnie wstrzyma� od samob�jstwa w tym wypadku. Bo ty jednego tylko nie rozumiesz, �e ja ciebie naprawd� kocham i �e dot�d nie widzia�em �ycia przed sob� bez ciebie. Nawet moje koncepcje... MATKA Zostaw na chwil� te twoje koncepcje. Tobie si� zdaje, �e ty masz uczucia - ty jeste� tylko sentymentalny. Ty na przypomnienie mojej mo�liwej �mierci widzisz jedn� rzecz tylko: twoje samob�jstwo, kt�re nigdy zreszt� nie nast�pi, bo w�a�ciwie jeste� tch�rzem. LEON Je�li tak jest, to twoja wina, �e mnie na takiego wychowa�a�. MATKA By�e� tak s�abowity... Ach, co ja m�wi�. Jak my w og�le m�wimy - przecie� to jest wstr�tne. LEON Ot� to, kr�cimy si� w k�ko. Czy nie lepiej porzuci� te rozmowy i bra� �ycie takim, jakim jest? MATKA No tak - to znaczy wysysa� t� nieszcz�sn� matk�, a� p�ki nie zdechnie jak spracowane bydl�. Ja wiem, ja wiem - to nazywasz tragizacj�. Logizacja - tragizacja. Ty logizujesz wiedz� o przysz�o�ci ludzkiej, ja tragizuj� wiedz� o mnie samej i o tobie. LEON I c� zostaje po takiej rozmowie? Jedyny wniosek jest ten: �ebym porzuci� moj� istotn� prac� i zacz�� zarabia� w zupe�nie bezmy�lny spos�b. MATKA Ach, Leoneczku, czy� ty my�lisz, �e ja jestem taka naprawd� jak teraz, gdy z tob� m�wi�? LEON obejmuj�c j� Ja wiem, ja wiem wszystko - ja nie jestem tak� �wini�, za jak� mnie masz. I wszystko b�dzie jeszcze tak dobrze! MATKA Ja tylko jednej rzeczy chc�: �eby� ty nie �udzi� si� co do siebie. Mo�e nie pojmuj� tej twojej pracy, ale nie wierz� w ni�. Ty nie rozumiesz �ycia zupe�nie. Ja ci� przed nim os�aniam jak pancerz. I boj� si�, �eby� nie do�y� tej chwili, w kt�rej poznasz, �e ca�e twoje �ycie to ja i nikt, i nic wi�cej. LEON Czy ty my�lisz, �e ja tego nie wiem? Dlatego m�wi�em o samob�jstwie. MATKA Gdyby� to wiedzia�, to by� nie tylko nie m�wi� mi o tym samob�jstwie - ty by� tego nie pomy�la�. LEON Tak - i wtedy nie pos�ysza�bym od ciebie tej okropnej prawdy, �e jestem tch�rzem - o ile to w og�le jest prawd�. MATKA Nie - ty wleziesz na jaki� szczyt, ty nawet mo�esz mie� pojedynek - �eby mnie tylko niepokoju nabawi� - ale to jest nie to, nie to... LEON Ja wiem: ja nie mam odwagi zosta� robotnikiem czy urz�dnikiem na poczcie - o to chodzi. Oto s� te nasze rozmowy - nawet nie s� tragiczne w swej otwarto�ci. Czy nie lepiej zawo�a� Zosi�? MATKA Tak si� boj�, tak si� strasznie boj�, �e ja j� b�d� musia�a nienawidzi�. LEON Boj� si� czego� innego - oto, �e ty przestaniesz mnie do reszty uznawa�, a nawet kocha�, jak poznasz j�. Poza tym swoim lenistwem i bezwzgl�dno�ci� to jest cudowna istota. Zaraz j� sprowadz�. Wychodzi. MATKA do siebie Bo�e jedyny! Znowu to samo. Przysi�g�am sobie, �e nigdy mu ju� tego wszystkiego m�wi� nie b�d� - i nic: musia�am, musia�am... O m�ko straszliwa wymuszonych od wewn�trz czyn�w, przed kt�rymi skr�ca si� ze zgrozy ca�a ta nasza g�upia, niby-ludzka pow�oczka, n�dzna maseczka na tym bydl�cym balu maskowym, kt�rym jest �ycie spo�eczne, zaczynaj�c od rewolucji francuskiej. On ma jednak racj�, ten bydlak. (Wchodzi Dorota i nakrywa do sto�u.) Gdzie� ca�e moje wychowanie, gdzie ca�a moja niby-arystokratyczna finezja? A jednak trzeba si� skupi� do ostatniej walki i by� sob� na nowo. (innym tonem) Moja Doroto, prosz� mi da� m�j czarny czepek. Dorota podaje. Matka mizdrzy si� do siebie przed lustrem na prawo. Dzwonek. Matka siada bezw�adnie. Dorota idzie otworzy�. Wchodzi Zofia i Leon. LEON Mateczko, oto moja narzeczona, panna Zofia Plejtus - jedyna kobieta, kt�r� bez dysonansu wewn�trznego mo�emy przyj�� do naszego domu. Dorota nakrywa dalej. MATKA Do mojego domu. (wstaje) Dobry wiecz�r pani. (Zofia chce j� poca�owa� w r�k�.) O, nie potrzeba; nasze stosunki u�o�� si� same - bez przymusu. LEON Moja matka lubi czasem okaza� si� gorsz�, ni� jest. Niech pani na to nie zwa�a, panno Zofio. Od dzi� b�dzie si� pani sto�owa� u nas wraz z ojcem pani. (do Matki) Ojciec pani jest by�ym stolarzem, tak samo jak m�j ojciec. MATKA Leoneczku, tw�j ojciec by� te� �piewakiem, (do Zofii) Poniewa� pani ma zamiar sto�owa� si� u nas z ca�� rodzin�, wi�c lepiej niech si� pani dowie ca�ej prawdy od razu. LEON Tylko nie zaczynajmy jakich� dramat�w � la Ibsen, z tak zwan� tragedi� fach�w i niedoci�gni�� do tych fach�w. Raczej ju� niech b�dzie tragedia zimnych zup i wygotowanego z sok�w mi�sa � la Strindberg. MATKA Tak to obni�asz warto�� wszystkiego. Tak samo post�pujesz z Ibsenem i Strindbergiem jak ze mn�. C� jest genialniejszego jak "Sonata widm" Augusta Strindberga? Ale mniejsza o to. Ot�, moja Zosiu - wszak mog� ci� tak nazywa�? ZOSIA nie�mia�o Jeszcze z panem Leonem jeste�my na pan i pani. Zar�czyli�my si� przed p� godzin�. LEON rozwi��le G�upstwo - ca�a wieczno�� jest przed nami. Zaczynamy si� tiutuajowa� od tej chwili... MATKA do Leona Nie b�d� niesmaczny. Nie chodzi o formy, (do Zofii) Czy wy si� kochacie? (Pauza. Dorota wychodzi cicho). Nie? - a wi�c to jest to samo co w stosunku do mnie. On mnie nie kocha - on nie kocha nikogo. On tylko m�wi, �e jest przywi�zany do swoich idei, ale i to nie jest pewne. ZOFIA A czy pani go kocha? Pauza ci�ka. MATKA g�ucho Nie wiem. Wiem jedno, �e gdyby umar�, nie mog�abym... LEON Po co te wielkie s�owa i wielkie problemy? Burza w kuble z pomyjami. MATKA Jeste� ordynarny. Jak si� nie wstydzisz przy pani? LEON Ach - nudzi mnie ju� to wszystko. S� rzeczy stokro� wa�niejsze od tego, czy si� kochamy, czy nie. �ycie mo�na tworzy� nie rozstrzygaj�c tych pozornie wielkich ma�omieszcza�skich sprawek... Siadaj� wszyscy. MATKA A jednak materialnie... LEON Czy nie mogliby�my pozosta� w sferze czysto psychicznej jedynie? MATKA Nie, nie - to si� wszystko splata w jedn� ca�o��. Zimna zupa i zamiatanie pokoju - teraz mam s�u��c�, ale moje oczy... LEON zrywaj�c si� Bo�e, Bo�e! Ja chyba oszalej�! MATKA Chyba - to bardzo charakterystyczne. ZOFIA wstaje i k�adzie Leonowi r�k� na g�owie Uspok�j si�, Leonku. Leon flaczeje i siada. Zofia siada r�wnie�. LEON Tak - doszli�my do tego, �e nie wiemy ju�, czy si� kochamy, czy nie, jakkolwiek �y� by�my bez siebie nie mogli. Czy� jest co� gorszego? A ja powiem wam otwarcie: ona m�wi, �e ja jestem wampirem - teraz przyby� nam drugi wampir - Zosia i trzeci - jej ojciec; dawajcie wi�cej wampir�w, kt�re s� potrzebne, abym istnia� ja, bo ja usprawiedliwiam wasze istnienie. ZOFIA A tego to ju� nie rozumiem. Nie gniewaj si�, Leonku. MATKA To potworne, co on m�wi. LEON Wcale nie. Ja jeden wpad�em na genialny pomys�. Wy nie wiecie? Mog�em by� artyst� w trzech rodzajach sztuk: gra�em, malowa�em i pisa�em. Mog�em by� tak�e zwyk�ym realistycznym rzemie�lnikiem w tych�e samych fachach: realistycznym malarzyn�, kopist� niedo�cig�ej natury, modnym wyszukiwaczem nowych dreszcz�w uczuciowych dla histerycznych kobiet w muzyce i literatem - to jest takim panem, kt�ry wszystko opisa� potrafi, i mog�em mie� pieni�dze. Mog�em by� i prawdziwym artyst� w sztukach tych, to znaczy tym, kt�ry stwarza koncepcje formalne, nawet za cen� deformacji. Mog�em by� uznany lub nie - to inna kwestia - ale mog�em te� by� blagierem spekuluj�cym na upadku sztuki w og�le, szakalem wylizuj�cym resztki z cudzych p�misk�w, i przy pomocy tego zrobi�bym ju� pieni�dze na pewno - nie chcia�em. Moja ambicja si�ga dalej ni� to wszystko. MATKA Zawsze by�e� dyletantem, a dyletant nie mo�e mie� prawdziwej ambicji LEON Myli si� mama; dzi� by� dyletantem to znaczy czasem wi�cej - czasem, m�wi� - ni� by� specjalist� chodz�cym w kieracie z klapami na oczach. Ju� w sztuce s� dzi� specjali�ci, nie tylko w nauce - ale geniusza tej miary co Leonardo da Vinci nie ma i by� nie mo�e. Jest w tym wszystkim wina rozrostu wszystkich tych sfer, niemo�no�ci ogarni�cia ca�o�ci. Ale opr�cz tego sama si�a indywidualno�ci jako takiej przygas�a, a nie tylko zdaje si� nam to na tle dzisiejszego rozwoju spo�ecze�stwa. I wiecie, gdzie mo�na by� jeszcze dobrym dyletantem? - w historii i wnioskach, kt�re z niej wyci�gn�� si� dadz� na przysz�o��. Powiecie, �e ja na tym zyskuj� w moich oczach, �e sam si� sztucznie podnosz�. Zgadzam si�: moje �ycie jest jedno i jedyne jak ka�de inne, ja je prze�ywam, a nie kto inny ani nie zbiorowo��... ZOFIA Pleciesz bzdury, Leonku - to s� truizmy. LEON Poczekaj, mo�e ci si� tylko tak zdaje. Podstawy logiki wyda� si� mog� niespecjalistom tak�e jak�� bezmy�ln� bzdur�, powtarzaniem z uporem tego, �e A r�wna si� A. Ja nie staczam si� bezw�adnie po linii najmniejszego oporu - ja moje �ycie staram si� prze�y� na tym najwy�szym poziomie, danym mi przez przeznaczenie, kt�re mam wype�ni�. Ostatecznie kto� musia� si� po�wi�ci�, aby to w�a�nie zrobi� co ja - tak jak Judasz musia� si� po�wi�ci�, aby sprzeda� Chrystusa - inaczej nie by�oby zbawienia. ZOFIA Ale jaka jest ta twoja idea, Leonku? Wyt�umacz nam to raz dok�adnie. MATKA On m�wi� mi to ju� tysi�c razy. Nic nie rozumiem. Niech ci t�umaczy, moja Zosiu. Ja id� zaj�� si� kolacj�. Wychodzi. LEON Dzi� mia�em pierwszy odczyt w tajemnicy przed wami. Jednak uciek�em przed dyskusj�. To jest m�j start, a jak si� nie uda, jestem zar�ni�ty na wiele, wiele lat i czeka mnie znowu to tak zwane wysysanie pracy mojej matki. ZOFIA Zostaw ju� raz t� matk�. Ty wysysasz najwi�cej sam siebie wyrzutami sumienia. LEON m�wi z wzrastaj�cym zapa�em Masz racj�; ot� idea moja jest prosta jak drut. Faktem jest, �e ludzko�� degrengoluje coraz bardziej. Sztuka upad�a i niech koniec jej b�dzie lekki - mo�na si� bez niej obej�� zupe�nie dobrze. Religia sko�czy�a si�, filozofia wy�era sobie bebechy i te� sko�czy �mierci� samob�jcz�. Koniec indywiduum zar�ni�tego przez spo�ecze�stwo - rzecz ju� dzi� banalna. Jak odwr�ci� ten pozornie absolutnie nieodwracalny proces uspo�ecznienia, w kt�rym ginie wszystko, co wielkie, co ma zwi�zek z Niesko�czono�ci�, z Tajemnic� Istnienia? ZOFIA To si� odwr�ci� nie da. LEON W�a�nie, �e si� da! Ale nie przez odradzanie rasy nadludzi - to blaga tego potwornego umys�owego impotenta, Nietzschego - i nie przez mrzonki o og�lnej szcz�liwo�ci, w kt�rej wszyscy dobrzy ludzie b�d� mieli czas na wszystko - oni b�d� mo�e mieli czas, ale b�d� innymi lud�mi, raczej zmechanizowanymi bydl�tami, tego nie rozumiej� nasi naiwni marzyciele; i nie przez sztuczne odnawianie religii przy pomocy fabrykowania nowych mit�w - to blaga ostatecznych historycznych niemowl�t naszej epoki. To wszystko s� formy zas�aniania sobie oczu na potworno�� tego faktu, �e my giniemy. To wstr�tne. Je�li mamy ju� raz, do diab�a, ten intelekt, kt�ry wed�ug Spenglera jest symptomem upadku, to mamy go dany na co�, nie tylko na to, aby u�wiadomi� sobie ten nasz upadek i nic wi�cej. Ten sam intelekt mo�e sta� si� czym� tw�rczym i odwr�ci� ostateczn� katastrof�. ZOFIA To s� go�os�owne obietnice. Jak to wykona�, tego sam nie wiesz. LEON Wiem, jak zacz��. A wi�c przede wszystkim nie chowa� g�owy pod skrzyd�o, tylko spojrze� prawdzie w oczy i tym w�a�nie pogardzanym dzi� intelektem odeprze� historyczn� prawd�, kt�ra si� na nas wali: szarzyzna, mechanizacja, plugawe bagienko spo�ecznej doskona�o�ci. Dlatego �e intelekt okaza� si� symptomem dekadencji, sta� si� antyintelektualist�, sztucznym durniem, blagierem � la Bergson? O nie. Na odwr�t: u�wiadomi� sobie to wszystko a� do granic ostatecznych i nie sobie tylko, ale i innym te�. Zadanie piekielnie trudne: u�wiadomi� szerokie masy, �e wolny, naturalny rozw�j spo�eczny grozi upadkiem. Za�o�y� trzeba b�dzie specjalne instytuty tej wiedzy i wytworzy� r�ne stopnie jej popularno�ci. Akcja musi by� zbiorowa, na olbrzymi� skal�. I je�li miliard ludzi sprzeciwi si� �wiadomie upadkowi, to upadku nie b�dzie. Zorganizowa� tak og�ln� �wiadomo�� ca�ych klas, ca�ych spo�ecze�stw, aby na ten zbiorowy upadek nie by�o po prostu miejsca. chyba mi�dzy mr�wkami. ZOFIA Nie widz� zupe�nie tego punktu, gdzie ta my�l mo�e zaczepi� si� o rzeczywisto��. LEON Czekaj, nas zabija instynkt spo�eczno�ci - odwr�ci� go przeciw niemu samemu - na to mamy w�a�nie organizacj� zbiorowo�ci, aby si� nie da� i zabi� w niej to, co jest szkodliwym dla indywiduum. Zamiast oba�wania� t�umy utopiami pa�stwowego socjalizmu i potworn� rzeczywisto�ci� syndykalizmu i kooperatyw - zu�y� w tym celu ju� osi�gni�t� organizacj� spo�eczn�, aby u�wiadomi� ka�dego o niebezpiecze�stwach dalszego jej rozwoju. Je�li ka�dy b�dzie my�la� tak jak ja, to ju� tym samym spo�ecze�stwo nie zdo�a przerosn�� osobowo�ci. Na to mamy organizacj� nauczania, na to spo�eczn� dyscyplin�, aby m�c tego dokona�, a wtedy mo�e, przy takim zbiorowym stanie ludzko�ci, uka�� si� nowe, nieznane perspektywy. W ka�dym razie nowych mo�liwo�ci nie ma w koncepcji og�lnej szcz�liwo�ci naszych n�dznych idealistycznych tch�rz�w - jest tylko mrok zmechanizowanej szarzyzny. Tak - indywiduum w og�le sko�czy�o si�. Mo�liwe, �e to ja jestem ten jeden jedyny w swoim rodzaju osobnik, od kt�rego rozpocznie si� zwrot naprz�d, naprawd� naprz�d, a nie staczanie si� w otch�a� stadowej n�dzy pod mask� wysokich og�lnoludzkich idea��w. To musi by� zbiorowy czyn u�wiadomienia na szalon� skal�. Stan wzajemnego antyspo�ecznego odpychania indywidu�w przeze� wytworzony musi przewy�sza� si�� spo�ecznej przyczepno�ci, a wtedy zobaczymy. ZOFIA Och - gdyby�my to mogli zobaczy�! Gdyby ta idea da�a si� przeprowadzi�, by�oby to naprawd� co� wielkiego. LEON Zrozum, �e tu jeden cz�owiek ani grupa wystarczy� nie mo�e. Dopiero ca�a ludzko�� u�wiadomiona w ten spos�b stworzy� mo�e tak� atmosfer� spo�eczn�, w kt�rej powsta� b�d� mog�y indywidua nowego typu, bo ta atmosfera b�dzie nowa, taka, jakiej od pocz�tku �wiata nie by�o. To nie jest �adna dotychczasowa md�o demokratyczna organizacja tak zwanej "inteligencji" - md�a demokracja to wcielenie fa�szu - ona nie pozwala na spojrzenie prawdzie w oczy, a to ostatnie dopiero, i to masowe, stworzy�oby nowy zbiorowy stan, o jakim m�wi�. ZOFIA A je�li to si� nie uda? Co wtedy? LEON Nie mamy nic do stracenia. Mo�e to fikcja, ale jedyna, kt�rej warto jeszcze spr�bowa�. W ka�dym razie tam, gdzie my idziemy teraz, dok�d wlok� nas �lepe si�y spo�eczne, to jest ku ostatecznej mechanizacji i zbaranieniu, nie ma przed nami nic. Szalona praca jest do wykonania - trzeba wyku� z niczego podstawy nowych mo�liwo�ci, kt�re s� nieobliczalne. Najpiekielniejsza transformacja, jaka si� da pomy�le�. Ale dlatego musi nast�pi� przede wszystkim odmaterializowanie socjalizmu, jako pierwszy stopie� - rzecz pozornie niewykonalna, a jednak konieczna. Nie burzy� spo�ecze�stwa i nie stwarza� b�azn�w � la Nietzsche, tylko zu�ywaj�c si�y spo�eczne stworzy� spo�eczne, nie indywidualne mo�liwo�ci powstania nowej ludzko�ci. A opr�cz tego wszystkie inne fizyczne �rodki odrodzenia mog� by� pot�gowane dalej. Ale my d��ymy do produkowania zdrowych automat�w, stokro� tragiczniejszych w automatyzmie swym od owad�w - bo my�my to wszystko mieli i stracili. Pada wyczerpany na krzes�o. ZOFIA Tak - rozumiem. Zm�czy�e� mnie okropnie. To jest idea bezsprzecznie wielka. Ale powiem ci jedno: czy ty to robisz z mi�o�ci do ludzko�ci? LEON Nie - ja ludzko�ci nienawidz�. Wstydz� si�, �e jestem cz�owiekiem. Ale w naszych czasach nast�pi�a dysocjacja idei danego cz�owieka od jego warto�ci etycznej. Prorok mo�e dzi� by� �wini� - jest to przykre, ale to jest fakt. Zreszt� na razie �wini� nie jestem mimo ca�ej nienawi�ci do ludzi - nienawidz� ludzi dzisiejszych. Ale zrozum, mimo to nie wiem jednak, czy chcia�bym by� kiedy� nawet egipskim faraonem, dlatego �e faraon - z punktu widzenia tragicznej potworno�ci spo�ecznego rozwoju - jest dla mnie takim samym b�aznem jak kacyk Papuas�w - dawny jego prze�ytek na ma�� skal�, lub jaki� dzisiejszy Wilhelm II i Ludendorff - ludzie Nietzschego. A r�wnie wstr�tna jest dla mnie ca�a nasza po�owiczna, k�amliwa demokracja, jak �wiadome zbydl�cenie, kt�re jest na dnie komunizmu i syndykalizmu. Ale tu wynik jest wiadomy - tylko kretyn mo�e tego nie widzie� - a to, o czym ja m�wi�, zawiera mo�liwo�ci nowego horyzontu, jest nieprzewidzialne, a wi�c warte wykonania. A wiar� moj� opieram na tym, �e tajemnica Istnienia jest niezg��biona i w �adnym systemie poj�� bez reszty pomie�ci� si� nie da. ZOFIA Wi�c czym ty sam jeste� w tym wszystkim? LEON Mog� by� punktem wyj�cia fali zdarze� wszech�wiatowych. To mi wystarcza. A zreszt� mo�e nie jestem sam, mo�e takich, kt�rzy my�l� tak, jest wielu. Ale zacz�� to na wielk� skal�, a nade wszystko jasno to sobie sformu�owa� jest niewygodnie - wol� si� ok�amywa�. ZOFIA Ale� na to trzeba strasznego okrucie�stwa w stosunku do wszystkich dotychczasowych idea��w, na to trzeba, aby wszyscy byli tak m�drzy lub raczej, aby byli takimi szale�cami jak ty - a w�a�ciwie zorganizowanym zbiorowiskiem takich szale�c�w. LEON Masz racj� - widz�, �e mnie rozumiesz. Pomo�esz mi w agitacji - kobieta mo�e si� bardzo przyda� w takiej awanturze. ZOFIA Wiesz, �e przede mn� otworzy�a si� jaka� nowa wewn�trzna przestrze�. Ja chyba jednak si� w tobie kocham. Teraz mi si� podoba�e� bardzo, gdy to m�wi�e�. Ale mo�e to taki sam narkotyk, przy pomocy kt�rego ty prze�ywasz twoje �ycie nieudanego artysty, jak ja moje �ycie nieudanej trzeciorz�dnej kokoty - bo nie wiem, czy by�abym zdolna by� heter� pierwszej klasy. LEON Co? C� to nowego? ZOFIA Mo�liwe, �e gdyby� nie by� mnie spotka� wczoraj, dzi� bym sprzeda�a si� komukolwiek b�d�. Ja nie umiem i nie chc� pracowa� normalnie. Ale to nie jest praca, tylko rodzaj artystycznej improwizacji. LEON Wampiry! Chwilowo zwalimy si� na kark mojej matce. Ona to wyrobi swymi rob�tkami - to jest potworne. Ale ja nie mam czasu na nic innego. To, co wymy�li�em, wymaga�o olbrzymiego przygotowania, samotno�ci, szalonego pozornego pr�niactwa i my�lenia - wmy�lenia si� w to bez ko�ca. A� wreszcie teraz dojrza�o wszystko do wybuchu. Jestem jak jaki� nab�j wysokiej marki eksplozywno�ci le��cy spokojnie na ��ce. Ale dot�d nie ma armaty i nie ma mnie kto wystrzeli�. A tego sam nie potrafi� - musz� mie� ludzi. ZOFIA Ja chc� by� wystrzelona razem z tob�. LEON Swoj� drog� my�la�em, �e ty zaczniesz pomaga� matce w pracy. ZOFIA Nigdy - na to mnie nie we�miesz. Mog� ci� opu�ci� i sama b�d� pracowa� nad twoj� ide� jako uliczna dziewczynka. LEON Dobrze, dobrze - mo�e si� to jako� za�atwi. Wchodzi Matka z Dorot�; podaj� kolacj�. MATKA No i c�, Zosiu? Przecie� to fikcja pozbawiona zupe�nie podstaw realnych. Prawda? Lepiej zabra�by si� do jakiej� pracy. Oboje mogliby�cie wzi�� posady. LEON do Zofii Widzisz? ZOFIA Nie, mamo - czy mog� pani� tak nazywa�? MATKA Prosz� ci�, moje dziecko. Jestem matk� materialn�. Duchowo Leon jest zupe�nie jak ojciec. Tylko dot�d nie by� zbrodniarzem. ZOFIA i LEON Jak to? MATKA Aha - wi�c ta rewelacja robi na was jednak pewne wra�enie. LEON Niech mama m�wi wyra�nie. MATKA Ojciec tw�j zgin�� w Brazylii, w Paranie, na szubienicy. Uciek�am stamt�d i wychowa�am ci� tu, na moje nieszcz�cie. Potem mia�am jeszcze trzech kochank�w. LEON A to cudowne! I mama chowa�a to jako ostatni atut a� na dzie� moich zar�czyn! W jakim celu? To nadzwyczajne! I c� ty na to, Zosiu? Mo�e chcesz zerwa� wszystko? ZOFIA Czy wiesz - b�d� otwarta - mo�e gdybym si� dowiedzia�a o tym przed twoimi ideowymi zeznaniami, mo�e bym zerwa�a. Teraz - nie. (do Matki) Wie mama, ja, zdaje si�, kocham Leona, ale pracowa� na niego nie b�d� - b�d� pracowa� z nim. Zostaj� wampirem. Pierwszy raz w �yciu b�d� sob�. MATKA Tak - biedne dziecko. On ci� ju� opanowa�. Ja do ciebie nie mam �adnego �alu. Mo�e z czasem si� to zmieni. Tymczasem siadajmy do kolacji. ZOFIA Ach - wszystko jest nie to - ja my�la�am... LEON Ach, nie m�w ju� nic. Siadajmy do kolacji i niech ona nam przez gard�a przejdzie po tym wszystkim. Jeszcze jedno, czy wy nie rozumiecie - pierwszy raz mi to na my�l przysz�o - ja nie mam z�udze�: ty jeste� straszn� kobiet�, Zosiu... MATKA Leon. To nieszcz�sna ob��kana... LEON Prosz� s�ucha�. Czy wy nie rozumiecie, �e to ja nadaj� waszym istnieniom sens wy�szy? - Ja jeden. Tylko mama nie pojmie tego nigdy. Gdyby nie ja, by�yby�cie obie zwyk�ymi wytworami ma�omieszcza�skiego, bezdusznego �ycia, tragicznego jedynie w jego bezmiernej ma�o�ci i p�asko�ci. Ja roz�wietlam to wszystko innym �wiat�em wy�szego rz�du i daj� pot�guj�ce t�o tej tragedii zimnej zupy i chorych oczu matki, i zm�czonych szyde�kowymi rob�tkami jej r�k. Ja jestem ten, kt�ry nadaje temu sens istotny. Ach! Ona tego nie zrozumie nigdy! Nawet je�li moja idea jest bzdur�, jestem wielki jako wampir - a one? Zosia w�a�nie mo�e jest wielk� jako ma�y wampirek, kt�ry przyssa� si� z boku. Beze mnie byliby�my jedn� z setek tysi�cy zrujnowanych rodzin, z mezaliansem, synem zbrodniarza, baron�wn� (do Zofii) - bo trzeba ci wiedzie�, �e mama jest z domu von Obrock, przez ck, a nie zwyk�y obrok, jakim si� wyda� mo�e - r�d znany ju� w XI stuleciu nad Renem. Cha, cha! Ja jestem tak�e troch� snob, ale r�wnie cieszy mnie to, �e m�j papa wisia� - jestem snob wy�szego rz�du. M�wi� programowo najbardziej brutalne �wi�stwa. ZOFIA zawstydzona i zadowolona Ja nie wiedzia�am... To jest nadzwyczajne... Nie wie, co powiedzie�. LEON O, widzi mama: Zosia si� cieszy, �e ma te�ciow� baron�wn� z domu i �e ja jestem bardzo dobrze urodzony, chocia� do po�owy. Dzwonek. Pauza. Dorota wychodzi i zaraz wraca. DOROTA Jaki� pan chce m�wi� z paniczem. LEON Prosi� na kolacj�. I niech Dorota poda w�dk�. Dorota wychodzi. MATKA Leon! LEON Ale nic - wystarczy dla wszystkich. Ja czuj�, �e mam po prostu obowi�zek wyssania mojej matki - jako taka, to jest jako wyssana przeze mnie, przejdzie do historii. (Wchodzi dyrektor Ciel�ciewicz.) A - to pan, panie dyrektorze. Pan dyrektor Ciel�ciewicz, dyrektor teatru "Iluzjon", kt�ry mi udzieli� sali na dzisiejszy odczyt. Mama b�dzie musia�a dop�aci� - zaledwie po�owa miejsc sprzedana. Nie m�wi�em nic, �e mia�em dzi� pierwszy odczyt w �yciu. Moja matka, moja narzeczona, panna Plejtus. CIEL�CIEWICZ witaj�c si� z paniami Ach, panie, gorzej jest. By�a dyskusja. Pan uciek�. Awantura piekielna. LEON No to lepiej dla reklamy. CIEL�CIEWICZ Nie, panie, to jest "finish" z panem. Policja chce pana aresztowa�. Po�owa krzese� rozwalona, lampy pobite, demolacja kompletna. To kosztuje, panie - to kosztuje. MATKA z ironi� To nic, panie dyrektorze. Ja zap�ac� moimi rob�tkami. O - w�a�nie ko�cz� prze�liczny d�emper. Niech pan siada. Leon podzieli si� z panem ch�tnie swoj� porcj�. Ja mog� nie je�� wcale, bo to mi zreszt� na noc szkodzi. CIEL�CIEWICZ Ach, dzi�kuj� - ja tylko na chwilk�. (do Leona) Wie pan, ja czuj�, �e pan ma troch� racji, ale te� nie rozumiem pana dok�adnie. Ale pana nikt nie zrozumia� na sali: najwi�ksze inteligenty miasta - mieli darmowe bilety - ledwo ich �ci�gn��em. Nikt nic nie rozumie: pos�dzaj� pana o zupe�n� blag�. Ja sam nie wiem, wie pan... Ale oburzenie na pana jest straszne. M�wi�, �e pan chce zniszczy� wszelkie dotychczasowe idea�y, �e to jest zgni�y pesymizm i zupe�na anarchia my�li - gorzej: nihilizm zdegenerowanego bur�uja. Inni m�wi�, �e to gorsze od komunizmu. Ju� sam nic nie wiem. LEON A wi�c rzeczowej dyskusji nie by�o? CIEL�CIEWICZ By�a formalna rzeczowa b�jka. Jakich� dw�ch znalaz� pan wyznawc�w - okropne, m�wi� panu, typy, spod ciemnej gwiazdy - gorsi od najgorszych wrog�w. Zbito ich na kwa�ne jab�ko. Dobrze, ze pan uciek� zaraz po swojej przemowie. Z pewno�ci� dosta�oby si� i panu. MATKA Tak - Leonek ma s�aby system nerwowy, lepiej, �eby si� nie nara�a� osobi�cie... LEON Mo�e mama pozwoli... A wi�c wszyscy s� idioci? Te s�ynne pa�skie mogo�y miejskiej inteligencji? Przecie� mo�na by� przeciwnikiem jakiej� idei rozumiej�c, mo�na zwalcza� j� rzeczowo. Ale tego boj� si� ci panowie. CIEL�CIEWICZ Pan wybaczy, ale ja te� nie bardzo pana rozumiem... LEON Wi�c przed odczytem udawa� pan, �e pan rozumie? Tak? CIEL�CIEWICZ Nie chc� z panem wi�cej m�wi�, skoro pan jest zdenerwowany. A oto rachuneczek. Prosz�: dwa tysi�ce talar�w. �egnam, �egnam. Wychodzi k�aniaj�c si�. Pauza. MATKA No c� - cieszmy si�. Ka�dy wielki prorok by� kiedy� nie uznawany. Wypijmy za ten pierwszy sukces. Im wi�cej kto jest nie uznany, tym jest wi�kszy. Zosieczko, wypijesz ze mn� w�dki? LEON Co? Mama pije? MATKA Od dw�ch lat, m�j drogi. Czy ty my�lisz, �e bez tego wytrzyma�abym to wszystko? Jestem sko�czona alkoholiczka. LEON Ha - to jest nowy cios. Ale musimy go wytrzyma�. Na jakie dwa lata jestem zar�ni�ty, ale si� nie cofn�. MATKA Ja te� - wytrzymam te� do ko�ca. Ale je�li umr� nie w por�, zanim dokonasz twego wielkiego dzie�a? LEON Mamo, zjedzmy raz spokojnie t� kolacj�. Nalewa szklank� w�dki i wypija. MATKA Leon! LEON Ja te� zaczynam pi�. Okropny dramat mo�na z tego zrobi� przy dobrej woli. Zosiu, pij tak�e - wieczorek zar�czynowy musi by� weso�y. Panie pij� z kieliszk�w. Leon wali drug� szklank�. ZOFIA Ja tylko jednej rzeczy nie pojmuj�, �e on tak nienawidz�c ludzko�ci w og�le, a ludzi w szczeg�lno�ci, i b�d�c tak okrutnym wobec najbli�szych - no, co prawda to rozumiem najlepiej - mo�e to wszystko chcie� robi�. Jaki jest mechanizm tej psychologii? LEON pijany; z ironi� Ty w og�le nie rozumiesz ludzi wielkich, moje dziecko. Ale z czasem nauczysz si�. A ja si� nie cofn�. MATKA �atwo ci to m�wi�. Zosiu, prosz� ci�, bierz makaron. Nie kr�puj si�. Ja zupe�nie schamia�am w tym wszystkim. ZOFIA Ach, � propos: ja zupe�nie zapomnia�am, to jest - zapomnieli�my razem z Leonem, �e m�j ojciec czeka tam w cukierence na rogu. Ja go chyba przyprowadz�. LEON Ale� oczywi�cie. Ja nie mog�, jestem zupe�nie pijany. Przecie� i tak Ciel�ciewicz mia� by� na kolacji, wi�c jedno miejsce jest wolne. Id�, Zosiu, pr�dko i przepro� ojca, �e tak d�ugo czeka�. (Zofia wychodzi.) Mamo, przecie� mama wie, �e ja to wszystko umiem oceni� - gdyby nie mama, nie dokona�bym niczego. MATKA Tak - strasznie du�o dokona�e�: rachunek na dwa tysi�ce talar�w. LEON Mamo, czy mama nie widzi, �e na to, aby to wytrzyma�, trzeba te� piekielnej si�y. MATKA Nie zaczynajmy tych rozm�w. Lepiej zjedz co� - za du�o wypi�e�. LEON chce j� obj�� Mamo, przecie� mama wie, �e ja mam� naprawd� bardzo... Mama wie, �e ja bez mamy... MATKA usuwaj�c si� Tak, tak - bez mamy. Trzymaj si� mnie za sukni�, bo upadniesz. Wstr�tny jeste�. LEON Mamo, ja tego nie wym�wi� chyba... Ale ja tak bym chcia�, �eby�my si�... �eby�my si� - - - kochali... Obejmuje j�. MATKA Wampir! Wampir! Precz ode mnie! Nigdy nie zbli�aj si� do mnie wi�cej. Mo�emy si� wita� i �egna� z daleka. Masz now� ofiar�: t� biedn� Zosi�. Wchodzi Zofia ze swoim stetryczatym ojcem. Matka opanowuje si�. Leon stoi zmartwia�y. LEON nieprzytomnie; st�a�y To jest najgorsze, �e nic nie wiadomo, co w tym wszystkim jest prawd�, a co jest blag�, pod�� blag�. Jedna rzecz jest pewna na �wiecie, to cierpienie... Stoi bez ruchu. MATKA Prosz� bardzo. Mi�o mi pozna� ojca mojej przysz�ej synowej. Niech pa�stwo siadaj� do sto�u. Kolacja skromna. A mo�e przedtem w�deczki? Niech pan nie zwraca na niego uwagi; wypi� za du�o z powodu zar�czyn. ZOFIA Cha! Cha! Cha! Cha! +AKT DRUGI Salon do�� luksusowego mieszkania. Drzwi wprost i na prawo. Wiecz�r. Pal� si� lampy. Kolory jedyne: czarny i bia�y, jak w akcie I. Kolory ubra� i twarzy os�b r�wnie� takie same jak w akcie I, chyba �e b�d� podane inne w ci�gu akcji. Matka, ubrana jak poprzednio, siedzi na �rodku salonu na prostym zydlu kuchennym i robi rob�tk� jasnobr�zowego koloru z dzikim zapami�taniem. Obok niej na stoliku du�y syfon i butelka w�dki. Co chwila Matka robi sobie "whisky and soda" i popija. W s�siednim pokoju, na prawo, prawdopodobnie w jadalni, s�ycha� ustawianie naczy� w kredensie. Pauza. MATKA Dorota! Dorota! Wchodzi Dorota ubrana na czarno z bia�ym, ale o wiele szykowniejsza ni� w akcie I. DOROTA S�ucham ja�nie pani�. MATKA Tak mi dobrze u was by�o w kuchni, moja Doroto - tam si� czu�am jak u siebie. A tu, nawet gdy siedz� na tym zydelku, wszystko takie jest obce i straszne, jakby nie z tego �wiata. DOROTA Zdaje si� ja�nie pani: wszystko nowe, �adne i wcale nie straszne. Panicz teraz taki dobry... MATKA Nie pozwoli� mi siedzie� u was w kuchni. A tu mnie tak bardzo �le, tak okropnie, jakby mnie dusi�a jaka� obrzydliwa zmora. Co� takiego lepkiego, bez r�k i n�g, le�y na mnie. I nie wiem, czy to kad�ub bez cz�onk�w, czy jakie zwierz�. A sama sobie zdaj� si� taka olbrzymia jak wie�a. I chodz� taka du�a po tych innych pokojach i patrz� na siebie drug�, te� inn� , jak biegam jako ma�a myszka po tych samych pokojach . I potem "pac" - myszka �apie si� w pu�apk� i ja si� budz�. To mi si� zdaje kilka razy na dzie�. DOROTA I to nie we �nie? MATKA Nie - robi� rob�tk�, wszystko jest tak, jak jest, a mimo to tamto si� odbywa jakby w innym �wiecie, kt�ry mimo to jest tu . To mo�e jest ta Wielo�� Rzeczywisto�ci tego Chwistka, tego filozofa, kt�rego panicz teraz ci�gle czyta - marzy mu si� logizacja przemian spo�ecznych w celu unikni�cia zjawisk cyklicznych - to jest paniczowi, nie Chwistkowi. DOROTA Ja tego nie rozumiem. MATKA A czy Dorota my�li, �e ja to rozumiem? Nic a nic. A on teraz ci�gle je�dzi. Panicz zosta� agentem handlowym - to jest nie komiwoja�erem, tylko co� wy�szego. Czemu Dorota si� �mieje? Dorota nie wierzy? DOROTA Wcale si� nie �mia�am. Ja�nie pani si� to zwidzia�o, jak z t� myszk�. Nie trzeba tyle pi�. (Matka robi sobie whisky and soda i pije, po czym cz�stuje Dorot�.). Ee - to ja chyba czystej, (nalewa kieliszek i wypija) O - tak troch�, to bardzo dobrze robi. MATKA Kiedy inaczej nie widz� nic - takie plamy ruchome z obw�dkami zakrywaj� wszystko po kolei, na co spojrz�. Ju� dzi� po po�udniu nie widzia�am nic. DOROTA Po co ja�nie pani robi rob�tk�? Przecie� panicz teraz tak du�o zarabia, a m�oda pani za to nocne piel�gniarstwo to przecie� te� du�o bierze. MATKA Trzy tysi�ce talar�w tygodniowo. A panicz to jako� nieregularnie - jak mu si� uda z tym handlem. Ach - jak tylko popij�, to co� widz�, a tak, bez w�dki, tobym ca�kiem o�lep�a. Ale czemu Dorota tak dziwnie m�wi�a o tych zaj�ciach dzieci? Jakby Dorocie si� co� nie podoba�o - co? DOROTA Ale - nic a nic nie pomy�la�am. Jak mnie si� mo�e co� nie podoba�? Zaj�cie jak ka�de inne - byle dobrze zarobi�. Ale nie odpowiedzia�a mi ja�nie pani, po co m�czy� si� t� wieczn� rob�tk�? Teraz mog�aby pani odpocz��, kiedy m�odzi pa�stwo wzi�li si� ju� do roboty prawdziwej. A tak straci pani oczy do reszty. MATKA O, niech Dorota nie m�wi. Ju� mi zaczynaj� te ko�a lata� przed oczami. Nic nie widz�. Trzeba popi�. (pije) A robi� tak sobie - co� tam te� jest z tego, mimo �e wobec tych dochod�w to jest g�upstwo. Ju� panicz mnie te� gn�bi t� robot�, �ebym j� rzuci�a. Musz� prawie po kryjomu przed nim robi�, �e to niby tylko dla przyjemno�ci. A zreszt�, co bym ja robi�a? Wszystko takie obce, straszne - ja chyba bym zwariowa�a, gdybym nic nie mog�a robi�. Dla mnie odpoczynek to najgorsza m�ka. A najstraszniejsza to noc. Sama jedna w tym ��ku paradnym - zdaje mi si�, �e jestem ma�a dziewczynka, kiedy by�am jeszcze baron�wn� - wie Dorota przecie, �e jestem z bardzo dobrej... DOROTA niecierpliwie Ach - ju� m�wi�a mi to ja�nie pani dawno. A panicz to zakaza� mi m�wi� do siebie "ja�nie panie" - i m�oda pani te�. MATKA Trudno - ojciec panicza by� stolarzem i �piewakiem i powieszony by� za wielkie zbrodnie. Ale da� mi tyle szcz�cia przez te trzy lata, �e cho�by dlatego nie �a�uj� ca�ego �ycia, mimo �e ono takie straszne, takie straszne - gorsze od �mierci w torturach. Ja chyba ju� wariuj�, moja Doroto. Ja Dorocie powiem w tajemnicy - ale sama si� o tym boj� m�wi�, �eby mi co� w g�owie nie p�k�o - ja si� ci�gle trzymam , �eby nie zwariowa� . Ja bez morfiny nie �pi� wcale. I coraz wi�cej musz� pi� i ca�e cia�o mam ju� pok�ute. DOROTA A niech ja�nie pani da spok�j! Mnie samej niedobrze si� robi. Trzeba si� otrz�sn��, przesta� pi� albo pi� mniej i nie bra� tamtego paskudztwa. MATKA A to jeszcze sam panicz mi kupuje to wszystko. I nie wiem, czy on to robi dlatego, �ebym ja ju� pr�dzej sko�czy�a, czy w�a�nie przez dobre serce, bo widzi, �e ju� inaczej �y� bym nie mog�a. P�acze. DOROTA P�jd� ju� - ja nie mog� tak rozmawia�. Ja wiem, �e ja�nie pani ci�ko samej, ale ja ju� nie mog�. Wychodzi. MATKA sama Bo�e! Bo�e! Te plamy coraz gorsze, (pije) Ja ju� nie wiem, czy jestem, czy te� to jest jaki� sen okropny poza grobem. A mo�e ja nie wiem, �e umar�am, i to ju� jest kara w piekle czy w czy��cu za to, �e go tak wychowa�am i tamtego popchn�am do zbrodni. Mo�e - ja tego nie chcia�am - chcia�am troch� wi�cej dobrobytu. Moja wina - gdybym go nie m�czy�a tym, toby si� wyrobi� na s�awnego �piewaka i nie zgin��by na stryczku. Dla mnie krad� i zabija�, biedaczek, i da� mi tyle szcz�cia. (p�acze) E - trzeba wypi� bardzo du�o, to przejdzie. Pije. Stara si� opanowa�. Przez drzwi �rodkowe wchodzi kaszl�c stary Plejtus, bardzo elegancko ubrany: czarna redengota. PLEJTUS uni�ony Co s�ycha� dobrego? Pani matka zawsze nad rob�tk�? H�, h�! MATKA Ach, panie Apolinary - niech pan siada. Jestem bardzo zm�czona. PLEJTUS I czym to, pani matko, czym? Siada. MATKA Ach - nie m�wmy o tym, nie m�wmy o niczym. Czy� pan nie czuje tego, �e pan jest dla mnie jak�� potworn� zmor�? PLEJTUS W og�le, pani baronowo... MATKA Ju� m�wi�am panu sto razy, �e nie jestem baronow�. PLEJTUS Tak, tak - baron�wn�. A wi�c pani baron�wno... MATKA O n�dzo straszna nawet samych najzewn�trzniejszych form tego okropnego �ycia!... PLEJTUS No - chyba na n�dz� narzeka� nie mo�emy. Dzieci pracuj� jak wo�y. Synek co� ci�gle w rozjazdach. Tylko te ci�g�e nocne dy�ury Zosi, te nocne piel�gniarskie zabiegi, po��czone z nocnym kursem introligatorstwa i nocnym plastycznym ta�cem dla zdrowia - to mi si� mniej podoba. MATKA zaczyna m�wi� dystyngowanie Czy naprawd� jest w tym co� niestosownego? Ja uwa�am, �e mi�o�� ich sta�a si� jako� dziwacznie naci�gni�ta. On nie m�wi ju� zupe�nie o tych swoich ideach, chocia� podobno s� jakie� konferencje i co� zaczyna si� rusza� w tym wszystkim. Tu nic nie mo�na wiedzie� na pewno, drogi panie. Dzisiejsze czasy obfituj� w takie kontrasty, w takie dziwne przemieszczenia warstw ideowych - ja sama si� nie orientuj�... PLEJTUS zaczyna si� czu� nieswojo; ratuje si� szczero�ci� Ja nic - ja tylko chcia�em powiedzie�, �e moja c�rka od roku ju� mi si� nie podoba. Ubiera si� dziwnie, jest jaka� ca�a zgor�czkowana - to te jakie� ideowo-organizacyjne sprawy syna pani, to znowu jakie� wyjazdy. Par� razy widzia�em j� w powozie z jakimi� panami... podobno z najwy�szej - to jest, chcia�em powiedzie�, z arystokracji - kiedy to wypadkiem zabrn��em na po�udniowo-wschodni koniec miasta, gdzie nigdy w�a�ciwie nie bywam... MATKA jakby zbudzona ze snu Co pan m�wi, panie Plejtus? Nie w formie zapytania, tylko w�a�ciwie: Jak �miesz itd. PLEJTUS To m�wi�, co my�l�, pani baron�wno - �e moja c�rka wygl�da i zachowuje si� jak zwyczajna ostatnia - to jest jak jaka� dziewczyna lekkich obyczaj�w. MATKA I pan mnie �mie to m�wi�? PLEJTUS Czy pani tego nie widzi? MATKA Mo�e i widz�: pewne o�ywienie, zmiana stroj�w...

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!