3725

Szczegóły
Tytuł 3725
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3725 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3725 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3725 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3725 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Marian GRZE�CZAK Niebo jask�ek Liryki wybrane Wydawnictwo �Tower Press� Gda�sk 2001 Copyright by Marian Grze�czak 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 ja i domy doskonali jednako takem ju� z tymi murami brat oddajemy sobie zm�czenie doskonali jednako a� rozerw� si� �ciany kamieniami mnie znowu napadn� i nim zd��� dopatrze� si� szczytu niebotycznych lepianek spadn� wraz ze mn� na dno 5 blues anno anten moich �apy kocie lepi� si� do dach�w posypanych �wirem lepkie s�owa opadaj� za widnokr�gi s�o�ca zwielokrotnione na szybach anno z kolczykami balkon�w t�usty szczur przebiega ulic� moje codzienne widowisko koty wystraszone cieniem dymu p�acz� staruszki wysypane na trotuary jak �upiny �liwek anno wyobra�enia kobieta niesie spojrzenie u�miechni�tego anio�a upad�ego modl� si� oczy t�umu tramwaje strasz� ko�ami anno najja�niejsza w knajpie id� pochwyceni w lesie dom�w �cie�ki rynien �ywic� pod stopy id� pochwyceni a� ich ciemno�ci n� rozetnie a wy�ej krzewy dzikie b�yskawic anno o zapachu mleka sklepikarka odprawia msz� zgie�ku baniek wrony w chustkach wyci�gaj� po ser ostre r�ce oto zabawa w sprawiedliwo�� konfitur i baraniny anno dla kt�rej wszystko wymykasz mi si� na 23. pi�trze �yciorysu ����� tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy w kaloryferach gra teraz filharmonia sowa radia z basem jak skrzyd�o krucze ogranicza mnie przestrze� sze�cianu ogranicze� dusi mnie muzyka ci�aru cia�a od soczystych drzew uciek�em od p�l r�wninnych uciek�em 6 w zakurzone pory miasta uciek�em od uproszczenia ch�opskich przys��w m�drych krajobraz�w w kaloryferach gra teraz ich muzyka wiedzy platona dzwon srebrny tukydydesy styl�w biblie imion przemijaj� magdaleny i marie �wi�ci i prostytutki ukrzy�owane wymy�lonym cz�owiecze�stwem kt�re wiatr ju� tylko niesie przez astronomi� godzin za oknami cyrenaicy rozumni i cynicy jak we wszech�wiecie szcz�cia dziewczyny i staruszki z jab�kami mlekiem winem w kaloryferach gra teraz ta muzyka palce moje zaciskaj� si� na szyjach supervielle�a i tzary marinetti kurczy si� pod no�em oboj�tno�ci �atwy leopardi daje si� zdoby� piecom m�drym jak wiersze ezry pounda dramaty Szekspira krok nerudy mi�kko�� halasa zaciskaj� si� palce dla s�owa jednego anna tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy uciekam przed natarczywo�ci� gro�nych balkon�w betonowych okna na kt�rym wypisuj� z a � e k � j e z d g u r a rzek� umys�u einsteina g�r� jego dope�nienia uciekam przed ann� kiedy s�owa nie powie bo spalone przed szczurem i g�osem kota uciekam po lepkich dachach wysypanych piaskiem uciekam od ziemi z kajdanami szyn od muzyki kaloryferu uciekam goni mnie moja ma�a pod�o�� goni mnie �za einsteina b�ysk s�o�ca na szybie w kraju dalekim goni� mnie krzy�e cia� magdaleny i marii goni mnie natarczywo�� ka�dej �ciany �wiata 7 tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy kategoryczny imperatyw m�j doskona�o�� materii przez rozum coraz pro�ciej �eby si� zatrzyma� na pi�trze 23. �eby nie spada� nie dla mnie prawa nie dla mnie moralno�ci empirykom m�drym poza ojczyzn� narodem ziemi� bogiem poza konstytucj� sumienia poza schodzeniem poni�ej nie dla mnie z grzechem ci��enia tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy anno coraz dalej ode mnie jednak coraz dalej mimo ma�o�� twoj� kiedy oczy prostytutek nad tob� jak �agodne mroki zapomnia�em ci anno powiedzie� k�amstwo komu ja teraz wypowiem k�amstwo anno od mojego czekania przechodz� oboj�tni przechodzimy oboj�tni dobrze nam by� oboj�tnymi dobrze nam ucieka� w oboj�tno�� anno chcia�em ciebie zatrzyma� przeciw s�owom kt�rych nie znalaz�a� kt�re si� kurcz� jak �upiny �liwek porozrzucane na trotuary miast przeciw cieniom palc�w przeciw r�wninom dach�w anno chcia�em ciebie zatrzyma� na ulicy pragnienia tam gdzie wrony Weronik �wi�te przebieg�o�ci 8 to dobrze to dobrze czu� zapach rozkoszy przed cierpieniem tramwajarz kiedy nie zd��y zahamowa� dziewczyna kiedy nie zd��y do�wiadczy� filozof kiedy nie zd��y domy�le� s� sobie podobni w niepewno�ci to dobrze to dobrze anno spadaj�ca ����� tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owami pan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendala s�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzy a n n o � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � gda�sk, grudzie� 1955, nowy port 9 rano, przystaj�c w podw�rzach slums�w w odorze podw�rz hymny piej� koguty czerwienne tekturka nieba przykry�a tunel wzwy� pomy�lany niebo kiedy przed �witem zw�a si� ponademn� noc we mnie wpe�za powoli zblad�ymi gwiazd paj�kami zaraz mnie niebo g�odne po�re w odorze podw�rz odda zat�ch�� noc� posn� koguty czerwienne 10 miasto, ulice, place Rzeki powietrza o g��binach kamiennych dna ci�kie gdzie w zagi�ciach betonowych korzeni przep�ywaj�, mroczniej�ce ryby ludzkie Jeziora powietrza z nieborostami zielonymi po�r�d kt�rych z brzegu na brzeg kraby cywilizacji � Rzucony r�wninom polnym umieram kt�remu odebrano rzeki powietrza jeziora powietrza kt�remu odebrano brzegi pla�e asfalt�w sk�d widz�: na sk�onach nieba nieruchomiej� statki dach�w z kominami u den 11 widzenie przedmiot�w martwych Usiad�em flegmatycznie na ogromnym kamieniu Mo�e to by�o miasto pami�� w mroku mnie opu�ci�a Gdy si� ju� wyzwoli�em z pejza�u zacz��em trwa� jak d�wi�k na widnokr�gu w�asnego widzenia Miasto wtapia�o si� w mi�kkie d�onie ziemi przep�ywa�a przez nie rzeka z po�udnia na p�noc domy ogromnia�y w oczekiwaniu dotyku nieba Im d�wi�k m�j podnosi� si� wy�ej ksi�ycowy krajobraz doskonalej martwia� a gdy bloki z dzielnicy slums�w zachwia�y perspektyw� i stawa�a si� mg�a z widnokr�g�w w�asnego widzenia na powr�t wst�powa�em w pejza� Siedz� ci�ko skamienia�y zg�azia�y miasto przenikaj�cy Ani syzyf ze mnie ani krasnoludek 12 ballada o drzewodomach tu mieszka stara kobieta z my�lami w niebie paj�ki umieraj� zapatrzone w swoje ofiary powietrze tu jest st�one zda si� przyp�aszcza p�uca w maju spadaj� chrab�szcze ale s� martwe po wymuskanych �cianach wspina si� czasem wiatr wtedy si� dzieje muzyka dziupli lecz to trwa kr�tko powy�ej jest ju� pustynia po kt�rej w�druj� d�wi�ki st�d ich jednak nie s�ycha� smu�k� bia�� ledwo dostrze�esz drzewodomy si� tak�e chwiej� najlepiej wida� gdy stoisz opar�szy g�ow� o szaro�� co dopiero wyros�a z ziemi wtedy dziwne to chwianie bo wiatru nie czujesz chocia� co� za plecami trzeszczy i co� st�ka g�ucho po�rodku a gdy si� zdarzy burza co tu ma sens jaki� inny po�amie wszystko u kolan stopy zostawi ziemi m�wi� wtedy dla mnie jest to bardzo zwyczajne i nie znajduj� ciszy lepszej ni� spoczywanie lecz gdy jest mi nazbyt pustynnie modl� si� do tych kt�rym przykazano w�adz� nad ogniem cho� wiatr jest im niepos�uszny boj� si� jako� zwyczajnie �e motylowi nieba opal� skrzyd�a a przecie� po co mi taki motyl (� �) wi�c gdy anio�y fruwaj� po jego b��kitnych kolorach modl� si� do anio��w i drz�wodomy wtedy nieruchomiej� na kr�tko g�os wszak�e mam bardzo niezwyk�y 13 ballada o kole znajomi moi z baru i ci kt�rzy przynosz� mi pojedyncze noce rozleg�e z cynowej barwy i zapachu piersi albo podr�e kiedy z kotwic� z�ot�wki metalowej odp�ywam w morze wytrawne ci kt�rzy hostie kwadratowe bilet�w sprzedaj� dzieciom i staruszkom kt�rzy opowiadaj� okrucie�stwa wszystkich k� tramwajowych twarze ich nieruchome jak s�oneczniki w po�udnie kt�re obsiad�y muchy nios� cia�om mrocznym ch�odnym tunelom materii i zmys��w male�kie swoje i zawstydzeni uciekaj� w przykazania zielone oni w �niegu sadzy pomi�dzy kopciami komin�w przykrywaj�cy gnaty t�ustymi albami kombinezon�w tak�e ci kt�rym w po�udnie zamykaj� si� usta i oczy kt�rzy gazet� przykrywaj� twarz przed s�o�cem kt�rzy o pi�tnastej nios� ci�kie skrzynie z towarem wyborowym albo ko�cz� rze�bi� ko�a metalowe mniejsze ni� horyzont ale ci�sze mi�o�nicy �wi�tego mefistofelesa doskona�ego tak�e grube w�a�cicielki ogromnych stad czerwonych pomidor�w i fioletowej kapusty na procesji stragan�w kochanki zam�ne kt�rych adresy w licznych kalendarzach uszom �cian konfesjona�om biur z papie�ami �wi�tymi z monstrancj� ka�amarza co przynie�li wyrzuceni na brzegi jednostajne jeziora kiedy ich b�g doskona�y moj�esz (� �) lask� do �r�de� szcz�liwych pozagania� jak barany kiedy ich �r�d�a pijane zala�y albo metalowe z krzykiem przera�enia potem cisz� komu przynie�li po co przynie�li znajomi moi z baru i ci kt�rzy 14 requiem dla prostytutki kiedy u�miechasz si� do mnie �miechem zakonnicy zawiedzionej przyjaciele w pieczarach przedmie�� rozsypuj� si� zapa�kami p�on� p�omie� wy�ej si�ga ni� si�ga si�ga wy�ej ni� wy�ej przyjd� dogasaj�ca zda si� jeste�my nieub�aganie konieczni przyjd� pochodnio w oczekiwaniu �witu nim mi w oczach s�o�ce rozb�y�nie powiem �e� jeszcze nie ta ale pe�na zachwytu Pozna�, 1956, wyp�dzaj� 15 golemy, kiedy budzi si� cz�owiek wywiod�y mnie na �er rze�nickich cech�w szyldy zawieszone na jatkach garbarnych dzielnic cuchn�cych wietrz�c k�dy by dopa�� jad�a kostnego z rynny od trzew swych nie umiem odegna� sfory szarpi�cych zapach�w ju� obskoczy�y mnie ciasno erynie wsp�czesno�ci b�dziemy �re� si� i szarpa� kiedy jad�a nie stanie wielkie ich �apy znad jatek wznosz� si� �un� znad szyld�w pot�ne ich �apy pe�gaj� uzbrojone w okrwienie jest ich ju� tysi�c i tysi�c ale nie wiedzie� komu s� te ich ruchy ci�arne 16 wielkopolska zielone znojowisko mod��w wie�e szturmuj� niskie niebo �ebrak pod p�otem pie�ni pieje nie taki bywa jak u breughla tu gallem anonymem straszy sp�niona pora wyobra�ni a na pag�rkach si� rozsiad�y wiatraki ojc�w franciszkan�w nocami diabli wiej� polem w zagony sypi� mak i modrak przez r�yska biegnie kusy pies starucha odpukuje w odrzwia tu za horyzont pe�znie sm�tek i b�g si� modli do anio��w wiatyk roznosz� po ulicach ch�opcy co w fa�dach p�yn� czarnych �r�d p�l gdy buraczanobure i ziemia �asi si� do dymu b�g by zap�aka� gdyby umia� butami w to kr�lestwa wej�� Wspomnienie Nochowa 1957 17 Mrok Noc przyp�yw milczenia Odchodzimy od zmys��w �zy spadaj� na lustro niem� twarz przedmiot�w martwych Na �cianie ta�cz� cienie �yj�ce poza wszelkim kolorem czarni kochankowie Noc przyp�yw milczenia Odchodzimy od zmys��w wrzesie� 1952, Jarocin 18 sko�czony romantyzm czas ju� ju� czas zej�� na r�wnin� porozumienia przybli� swoje �renice do moich widzisz mnie �le tak � to jest to � umar�e mi�osne my�lenie to ju� dzi� m�wi� ten wiersz dla pami�ci usch�ych ga��zi pisz� ten wiersz jakbym wymazywa� strach odwagi z twarzy Jarocin � �miel�w, 1953 19 d�wigni�ty wzwy� coraz to szerszymi kr�gami coraz to wy�ej d�wigni�tego wyrzutem d�onie ziemi podaj� w bezhoryzont trwa�em tak jedno zamy�lenie � nim bezruch wszech�wiata sta� si� �wiadomo�ci pos�uszny z �yznej w fiolet pustyni zat�skni�em za przedmie�ciem gdzie za dymami � wszechpola b��kitu wierniejsze ni� ta szaro�� kt�ra mi teraz gwa�townie maleje ziemia od miast 20 ukszta�cenie czyli cenzura czerwca wariant 1 przemierzy�em dzi� miasto od wzg�rz s�owia�skich a� po wysmuk�y szczerbiec ko�cio�a bolesnego z pewn� �agodno�ci� przenika�y si� ruchome pejza�e... oto rzecz ka�da prze�wietlona od drobnego kamyka po wysmuk�e g�ry pos�uszne krajobrazom ka�da rzecz jako drut jako okno jako mur jako stalowe zaw�lenie konstrukcji bry�a powietrza czas ...z pewn� �agodno�ci� przenika�y si� ruchome pejza�e ich podr�e wysokie od delikatnego mu�ni�cia �wiat�a a� po ostro�� kontur�w � jakbym przywo�ywa� dziewczyn� o przera�liwym imieniu a w t�cz�wkach odbi� si� jej blask i wszystko pozosta�o nieruchome � jest zatem okrutna pewno�� w rzeczy wariant 2 pragn� s�owu zachowa� ca�e jego wn�trze skomplikowane nie � �eby z zachwytu � lecz � �eby dotkni�ty palcem kszta�t kiedy ledwo wyczuwam jego wn�trze �ywe i doko�czone �eby kszta�t by� s�owu pe�en �eby go przeci�o ostro wracam z mojej podr�y szerokiej z pewn� �agodno�ci� otaczaj� mnie kszta�ty surowe jest zatem pewna nie�mia�o�� w s�owie Pozna�, czerwiec 1956 21 Wydmy w�gierskie, 1956 ��wie wymar�e przedmiot g�o�nej wzgardy oporne wiatrom �mieszne termitiery piach w lejach d�oni koni wzd�te zady trawom knebluj� szeleszcz�ce ostrza wi�c najciszej na puszcie oblaz�ej rdz� bawo��w tam gdzie czikosi w p�acz uderzaj� jak w szk�o d�wigam sw�j krok po ziemi zbitej jak deski trumny tu w pary�u �urawi milczenie matki poety jak przekre�lony krzy� przechyla si� w stron� �miechu 22 Argumenty, metafizyka dzielnicy l: Wci�� ciebie szukam ju� mi si� drogi staro�wieckie sta�y nieprzyjazne 2: Otw�rzcie si� d�onie przechowuj�ce skrawek dymu spalonego w�osa Otw�rzcie si� oczy zasypane Sk�ra moja jest lekko sina i zarazem nieco nabrzmia�a Musieli�cie ju� widzie� to mi�so nawiedzone gazem l: Wci�� ciebie szukam 2: Kiedy m�j cie� o �wicie podpe�za pod brze�ek snu Miasto rozkwita rze�ni� l: jednak tego dnia nie dojd� do ciebie Od katedry piotra i paw�a a� po lunatyczny park nad jeziorem Prowadzi� mnie stary epikurejczyk pies wszystkich moich podr�y Tu le�� ko�ci � m�wi� � pozbawione wi�zade� Tam � m�wi� � skobel ksi�yca prosz� si� na nim powiesi� 2: Nie mog� niestety przerzuci� nawet p�tli spojrzenia 23 s�o�ce1 p�on�ce w�osy � s�o�ce we wszech�wiecie pokoju wyd�u�aj� si� p�omienie rz�s przed oczami planety szaf kr��� planety tapczan�w krzese� planetoidy coraz szybciej bia�ymi smugami poczyna si� droga mleczna z oczu kt�re p�kaj� wyp�ywa tre�� ch�odnego patrzenia zwi�d�e r�e mi�ni wypr�aj� si� opadaj� p�atki sk�ry r�owe zach�d p�omieni coraz ni�ej r�ce rozdrapuj� popi� w krzycz�cej r�wninie pokoju na twarz kruch� jak wypalona zapa�ka zaci�gam niebo prze�cierad�a bezpomocnymi palcami 1 �yraf� da� Dali. ja siostr�. sp�on�a w roszarni, p�aka� 24 Granica czerwonego Krzewie drucie �agodny I ty drobinko sekundy w winogronie oka Trawo traw mi�niu m�j wzd�ty i czerwony Nam ju� czas tli� si� powoli Dokonanie kamienia w przyja�� Wi�c przeprowadzi�em krzewie profil jej w ka�dym okaleczeniu Jej pieszczota przebieg�a mnie mchem �apek zaj�ca Szelest dymu przywr�ci� �z� moim oczom Wiatr mnie przewierca dotyk oszala�y Drucie �agodny rano w s�oju krtani Kroplo o�owiu o zapachu rynny Czarny kominie o fio�kowym oku Rzeko zapad�a w kurz 25 Yorick Nie m�w nic to jest kwiat uszanowany Mo�e nazbyt ostry jednak bia�y Wyrwany z dna ziemi Pozwala si� bez oporu przybli�y� do ucha Ta czaszka tylko Hamlecie twoim �odygom palc�w Przejmuj�ca wyblak�o�� skroni nieust�pliwe szwy Bo tu wszystko Hamlecie �apy i r�ne robactwo I w Elsynorze wszystko �apy i r�ne robactwo Nie pytaj mnie Hamlecie dlaczego cmentarz cmentarz Dlaczego Ironia tak dziwnie zwisa nad grobami Grabarz dlaczego zwykle milczy najuczciwiej Nie pytaj si� nikogo Cz�owieku cz�owieku 26 Straszliwie naga Czytam ci� wspak Od najdrobniejszej kostki palca Od w�os�w spadaj�cych w sk�r� Od rozlu�nionych s�oj�w mi�ni Stajesz w �renicy lustra Jest Przed�u�enie kszta�t�w i ta sino�� Z jak� malowa� Modigliani Nabrzmia�e ci�ko plamki piersi Wi�c znowu ciebie czytam wspak Jest we mnie pierwszy kruk twej sukni Pozna� go trzeba po opuch�ym gardle Rozebranym prosto w twoje oczy Naramowice, stancja orzechowa, 1957 27 konstrukcja oto jestem cierpliwy i wyczekuj�cy w pieczarze mojej wszystko zwyk�e i rozwa�ne * p r z y p i � t e w r � b l a m i d o d r u t � w s u s z y s i � p o w i e t r z e tam st� kamieni obrus blachy na nim wazon komina kwiat dymu w rozkwicie na tym w zasadzie mo�emy pozosta� * przysz�a trudno pami�ta� po�udniem sierpniowym s�o�ce jest wtedy dojrzalsze o leniwo�� kota zapala mego okna ci�k� czerwie� r�y jest to czas w kt�rym gasn� kwiaty pozosta�e s�oneczniki dach�w paznokcie dach�wek * by�o to s�o�ce bezbronne trudno je powt�rzy� wesz�o powoli i dumnie w bram� horyzontu � dla ka�dej bezbronno�ci otwiera si� ziemia dobra � * by�o to r�wnie� s�o�ce wymy�lone zap�on�o i zgas�o w samym �rodku miasta � w mi�sie moim kie�kuje nie nazwana r�a � * oto jestem cierpliwy i wyczekuj�cy ktokolwiek mnie tu odwiedzi ucieknie sp�oszony li�� tak pozbawia si� drzewa �za oka kobiety * planeta jeszcze �yje mo�emy pozosta� Pozna�, 1957, ��todzi�b 28 Stan��em obok szkieletu, �eby mnie malowano K.G.2 Prosz� stan�� nosem do piwonii Prosz� stan�� o tak drutem skrzyd�a W kropl� gwiazdy W lustrze li�cia prosz� stan�� W sinawych �y�kach Teraz b�dziemy malowa� A najd�u�ej b�dziemy na ��to Te wysokie kolory st�p To co� z pudru co� z cienia pod okiem Stoj� stary pijak ju� ironi� W mi�kkiej czaszce nios� prusk� ziele� Mam w niej spos�b widzenia zwierz�cia Kt�re gwiazdy maluje na �okciach Biel mi zawsze by�a zbyt czerwona Szyj� mia�em bia�� kruchy w�osek Cienk� szyj� z g�ow� a� pod s�o�ce Potw�r z li�ciem ugru w d�ugiej pi�ci Nieforemny z�y z wysokim uchem Oto stoj� tu� obok szkieletu w krzewie �eber kr�tkie gniazdo s�awy Podpalono mi p�dzlem stop� Tli�em si� do �renicy 2 Pozna�, jesie� 1959, rozszyfrujmy: K. G. to Krystyna Gawro�ska, malarka, moja �ona 29 dzie� gdy przyjdziesz3 dzie� gdy przyjdziesz ju� doskonalej ju� � milcz�c przeskakujesz z p�yty na p�yt� jakby chodniki kamienne � wibrafony pod twoje szczude�ka a gdy ud�wign�� nie mog� muzyka staje si� drewniana � ci�ar milczenia ju� � w tym rozbieganiu ma�ym stopom coraz to nieruchomiej wyszed�em ci naprzeciw coraz powolniej czy to przestraszenie ju� nie m�cisz powietrza stop� m i � d z y n a m i m a r t w i e j e przerzucam do ciebie spojrzenie podchwytujesz zachybota�o powietrze opadaj� koszule ognia wtedy zapatrzona ca�a w kamie� si� przemieniasz z przera�enia 3 czyli koncert jazzowy, Pozna�, 1956, Komeda. Milian, Trzaskowski, Zylber. ja 30 Listopad Pewnie wyobra�am sobie sny nierealne o ukochanej Tam na mnie czeka przyjaciel za �yki dwa t�gie Kwiat jak odci�t� g�ow� � przeze mnie � poda dla ciebie Jednak wierz� jeszcze mnie ogrzej� pierzyny d�oni twoich Przekona�em si� o tym dzisiaj mniej wi�cej Kiedy m�wi�a� mam ufa� szerokim ptakom czerwonym Nios� tedy gniazda pe�ne owoc�w Ja com nad wywarem z bor�wek noc ca�� przemieszka� Wierz� w cierpliwy zegar i �e czekasz na mnie wierz� Nawet si� upominam o cia�o kt�re nie �ebym zna� Ale nawet dotkn�� Pomi�dzy moimi ulicami jest zawsze inna trzecia Prowadzi mnie do baru nim zakwitnie r�a dnia � rano Musz� przyzna� jest to ca�kowicie sprzeczne z moimi szlachetnymi zamiarami Nios� tedy pe�ne gniazda �lepe Dla ciebie kt�r� zanim pozna�em Wy�mia� �w stary �ebrak o prze�licznym srebrze za uszami Nie ten z dzielnicy portowej ten ni�szy r�wnie� do niego podobny Najlepiej fortynbras k�amie kiedy chodzi prosto Wiesz ten o kt�rym mog� m�wi� jeszcze Pozna�, listopad 1955 31 blues II w burdelu na Wierzbowej jak na srebrnym ekranie czytam podpisy wynios�e tynk zdrapuj� paznokciem wisz� tam �wi�tki wi�niowe kruszy si� we�na w swetrach panno �agodna �zo panno �agodna �zo �zo panno �agodna w ramie a czy to starczy � spytaj � a czy tu kocha� � mo�na � a w nocy czy tu � powiedz � a w nocy czy tu �mier� w nocy tu s�o�ce pod�ogi a starczy � powiem � za s�o�ce rano tu r�e kolan a starcz� � powiem � za ksi�yc bawimy si� pod ksi�ycem gdzie si� marzy wysoko i gdzie si� nisko ma�e ksi�ycem w Griega gramy � panno �agodna �zo panno �agodna �zo panno �agodna �zo � nami�tnymi pazurami 32 Karze� Na pocz�tku otrzyma�em posad� czy�ciciela but�w Wystrojono mnie na u�ana tylko za niebiesko co sprawia�o �e lampas przy lewym boku podobny by� piwonii Mia�em si� przed hotelem u�miecha� � w oczekiwaniu na trzewiki nie jest to takie �atwe Po przeciwnej stronie by� bar Sto�ki podobne do odwr�conych butelek okupowa�y spodnie o jakich si� zwykle marzy g�owom rodzin Mia�em ochot� celowa� w te tarcze napi�te jednak w minucie ataku przychodzi�y trzewiki Musisz my�la�em glansowa� tak wytrwale a� dorobisz si� ko�ci Po tygodniu przepi�em u�ank� powiedzia�em �e mnie to g�wno obchodzi i opu�ci�em miejsce naprzeciw baru Potem by�em �azidachem Ten fach rzetelny kosztuje drogo ale nie jest pozbawiony urok�w Spe�nia si� przede wszystkim pewna t�sknota do patrzenia na ludzi z g�ry W godzinach znu�enia udawa�em cyrkowca To przychodzi�o �atwo ze wzgl�du na anteny i r�ne pl�taniny kabli Pami�tam sw�j cie� rozlatany na ziemi kiedy p�kni�cie drutu zachybota�o mn� tu� nad kraw�dzi� i ci z ulicy czekali a� spadn� Kiedy mi si� to nie uda�o us�ysza�em oklaski Potem by�em kochankiem i czytelnikiem Platona Po d�u�szej przerwie zosta�em oficerem rezerwy Prosz� mi wierzy� to nie jest praca �atwa ani nieodpowiedzialna Przede wszystkim nie mog�em sobie poradzi� z sumieniem kt�re w tej sytuacji zachowuje si� agresywnie Najtrudniej jednak przychodzi�y rozmowy ze znajomymi Ka�dy mia� dom i pewne osi�gni�cia cywilizacyjne a ja c� Uczy�em si� na pami�� Villona urz�dnikom wierci�em dziury w ambicji o�miesza�em ich wytarte zady i t�umaczy�em jak umiem zalety swojego zawodu Ostatnio zatrudni�em si� ponownie Moja praca ma charakter specyficzny Moja praca polega na tym �e kiedy wchodz� do pokoju wszystkim si� wydaje �e kto� w�a�nie wyszed� Pozna�, 1957 33 Rzecz precyzyjna Narzucaj�ce si�, okrutne w tym przeznaczeniu, g�o�ne, zmuszaj�ce do wykr�tnych stylizacji, domagaj�ce si� przypraw szlachetnych, nagie, Katowane przez wznios�ych estet�w za brak precyzji, poprzez kt�re ser w samym nazwaniu niesie zapach i smak, kt�re stwarza pasmo wzruszenia obok zwyk�ej p�asko�ci, Wojuj�ce o szersze przestrzenie lecz najmniejszej drobinie odbieraj�ce kszta�ty czyste, Jakie� to wojny tocz� si� o t� p�ynno�� z jednej o t� chropawo�� z drugiej strony, Wypierane przez symbole przed kt�rymi si� broni, nieugi�te w zderzeniu z fizyk� i chemi�, �agodne i pozwalaj�ce si� nadu�ywa�, niewyra�alne je�li nie szuka� dobrze, istniej�ce wy��cznie dzi�ki kokieterii, Je�eli kwiat to piwonia, Je�eli drewno st�, zarazem wsp�lne jak sprzeczne ze sob�, wi�c w przebieg�o�ci nie maj�ce granic, Nie znosz�ce koloru, z odrobin� barwy o znaczeniu umownym, wszak�e nic w tym ze sztuki, to dwie strefy osobne i osobno dumne, Serdeczne gdy rozpatrywa� w kierunku �ci�le okre�lonym, A jednak, jednak opisane zaledwie w zau�ku, kt�re wci�� widz� inaczej, jakiekolwiek, przez niedyskrecj� pomawiane o fa�sz. 34 Dyskrecja Zrobi� to kiedy� w powietrzu o zapachu czystym podnosz�c d�o� ponad oczy przewiduj�c strach stanowczy lecz daj�cy si� zmyli� jak dobry przeciwnik Wiatr si� zag�ci oczy odejd� w g��b cia�a stateczno�� sprz�t�w b�dzie czym� myl�cym mo�e dziewczyna westchnie w zimnym lunaparku cho� tego nie nale�y oczekiwa� Cokolwiek b�dzie co� si� na pewno stanie co� si� na pewno stanie 35 Egzaltacja Przed�u�y� ciebie blasku ikon blasku �wiec Przeprowadzi� przez czas przez wszystkie punkty niesko�czone Przez wszystkie �wiat�a przep�yn�� dwiema kroplami go��bi Odebra� s�owom odebra� rzeczom Twoje oczy zapadaj�ce w g��b Twoje wargi w kt�rych si� ci�gle powtarza Twoje biodra w kt�rych si� ci�gle powtarza R�k zbite psy prosz�ce 36 Do�wiadczenie Tamto mog�o si� sta� nim o�ywi�y si� krzewy Dopiero potem pr�bowa�em umrze� w okolicach baru marynarzy Wi�c skoro nikt mnie nie dostrzeg� A m�j �piew to by�a najja�niejsza cz�� miasta Wi�c skoro nikt mnie nie dostrzeg� B�d� na ciebie czeka� Z pewnym uporem Z pewn� niepewno�ci� 37 Kobieta przypomina dwie chwile podobne Kobieta przypomina dwie chwile podobne Ta jest co zatrzymuje zdziwienie chwila nieprzejednana Kwiatem zawini�em wzajemno�� wszyscy ju� o tym m�wi� Przechylam si� nad tob� jeste�my najd�u�ej g�usi Ta jest chwila przekory nam sen niedost�pny pod dachem Szukaj�c miejsca na ziemi gram o guziki z policj� Teraz jest jesie� i zimno si� kurczy w kieszeniach Nawet o twoj� d�o� upominam si� niedbale 38 Widziana w blasku Widziana w blasku o strukturze kredy Otoczona przez wszelkie granice prawdopodobne Kiedy odchodzi �wiat zw�a si� Pewnej jesieni wszystkie muszle zamilk�y na jej widok Grzbiety zerwa�y si� z m�rz Przechodz�c mija siebie Co� w niej przesz�o na drug� stron� Wszyscy otwieraj� palce na jej piersi Ro�nie im w d�oniach �za Nic co prawdziwe nie znajduje wyrazu 39 Pejza� rytmiczny Bliski ziemi podobny owadowi w odpoczynku na skraju rozleg�ego li�cia � unios�em g�ow�: na pocz�tku by� to czarny punkt wbity mi�dzy niebo i ziemi� jakby kto� chcia� rozerwa� szczelin� horyzontu by widzie� szerzej; potem punkt przemieni� si� w klamr� spinaj�c� ostro sk�on nieba z lustrem pustyni. Podobna topoli brzegiem pla�y przemin�a jakby mnie op�ywaj�c ch�opka bu�garska: jej nogi ci�y piasek; zamienia�a si� w klamr�; zamienia�a si� w punkt; zamkn�a horyzont ciasno i nieodwo�alnie. Neseber 1958 40 * * * w kt�r� przypad�o mi uwierzy� w kt�r� zapatrze� do znu�enia kt�r� wargami wzruszy� nagle s�l podp�yn�a mi pod gard�o kt�r� przybli�y� do j�zyka blisko jak dno jest blisko wody kt�r� do ko�ca zamkn�� w sobie kamie� rzucony w morze czarne Burgas, 1957 41 Nadzieja nieszcz�liwie zakochanego Pozwalasz si� ob�askawia� moim oczom wi�c gdy p�jd� na wojn� przynios� dwa bardzo miecze nieznajome 42 Rekruci My�licie pewnie jest jaka� przesada w cywilizacji Idziemy czw�rkami czw�rkami to znaczy ka�dy z osobna i nie ten sam Na pi�tym kilometrze piachu wrzosy kieleckie dobi�y do moich zel�wek idziemy czw�rkami Najwi�kszy strach jest ten �eby wytrzyma� w skwarze i w rowach Po trzydziestu godzinach dumy uczyni�bym cokolwiek Nikt z nas naprawd� nie umie pomy�le� o straszliwej wojnie Nie widzi siebie w nag�ym b�ysku za plecami cho� zna to �wiat�o z lekcji pogl�dowej A wy my�licie jest jaka� przesada w cywilizacji Wieczorem pije si� wod� i czyta listy przy papierosie Mo�na my�le� o najbli�szych uk�adaj�c mundur poleruj�c buty Ka�dy ma sw�j karabin ten staro�wiecki argument Co sprytniejsi wyczyniaj� sztuczki i �piewaj� u okien pomywaczek Ka�dy jest sam to nie jest takie �atwe jak nam si� wydaje w szeregu 43 Zamek Czas jeszcze pog�aska� to zwierz� po pysku to zwierz� ob�askawiane z dnia na dzie� z dnia na dzie� to ko�ysz�c si� w miedzi w metalach szlachetnych to kt�re znam z �o�nierza sprawdzalne w sztabowej retorcie 44 Odej�cie He�m�w z a�urami kretowiska Armaty lawetami pod sierpy M�j pu�k jana pod okopami w stadach gruzu Najpro�ciej to jednak by�o na r�wninie bugackiej Droga jak drut przeprowadzona po�r�d jelit Salwa zachwia�a cisz� w ten podw�jny �piew pu�ki M�j pu�k jana pod okopami w stadach gruzu Rowy mi pod g�ow� ziemi� p�ytk� ��te w��kna na skroni Kapral jeszcze poucza dzielny nieszcz�liwy Gdzie ja widz� ten odlot cz�owieka w niebo M�j pu�k jana pod okopami w stadach gruzu Wszyscy pozostawieni gdzie oni teraz �ebrz� 45 Pie�� kombatant�w �o�nierze maszeruj� zwykle w batalionach Po�r�d drzew he�m przy he�mie r�w przy he�mie Trzeba si� strzec nieba i strzec ziemi Broni�c siebie wygrywa si� wojn� a jest to m�ska satysfakcja I znowu �wiat jest pi�kniejszy �o�nierze wracaj� zwykle po plutonie Stara to �piewka i nic nie da si� ukry� 46 1. STATEK ULICY Podobna wyspie nerwowa stal statku o kt�rej naj�ci�lej wiadomo szeregowcom W jej zawik�anym wn�trzu jest miejsce sk�d wida� cz�owieka najdok�adniej na wysoko�ci pachwiny Pokrywa podnosi�a si� By�o to jak otwieranie grobu Potem twarze skierowa�y si� w stron� sk�d przylatywa�y gazy �zotw�rcze chmury wydziobuj�ce �zy Obok mnie sta� przyjaciel wierny clochard tego miasta By�a i zawsze wierna powiada W czas ch�odu mog�em o ni� ogrza� kanciaste palce Wi�c sta�em bezradny przera�ony bardziej ni� marsza�ek Wtedy clochard zdj�� but i zawiesi� na wystaj�cym szczerbku muszki Zrobi� to �miesznie zrobi� to tak �miesznie �e us�ysza�em komend� odbezpieczy� erkaemy 2. OKRUCIE�STWO Wi�c bawi� si� Pos�uszne palcom pozwalaj� si� uk�ada� �mierci moje jedna na drugiej O z jak� dok�adno�ci� nak�adam kryz� na kryz� To wa�ne m�wi kapral to likwiduje zaci�cia Wiem Teraz dokonamy rozebrania za�o�ymy zatrza�niemy Teraz mu�ni�ciem szmaty odejmiemy lustrom py�ek Jest pewne rozlu�nienie spr�yn kt�re pozwala czu� gotowo�� pos�uszn� mojej rozwadze i oku Wiem Teraz podniesiemy pod napr�one brwi To wygl�da tak szerokim �ukiem wyskakuje �uska i ba�amutne skrzyd�a r�k rozm�caj� powietrze szerokim �ukiem wyskakuje �uska i ba�amutne skrzyd�a r�k rozm�caj� powietrze Pomi�dzy znajduj� si� tylko cienkie sznurki gwizdu Trzeba umie� odpowiednio poci�ga� Trzeba umie� si� �mia� mi�dzy jednym i drugim spadaniem Reszta jest zas�ug� cywilizacji 47 3. LINIA PATRZENIA W po�udnie skwar wepchn�� mnie pod kamienne schody W p�aszczy�nie �renicy jak bia�e dymy przebiega�y bia�e fartuchy Potem mnie dostrzeg� Pojedyncze pszczo�y otoczy�y drzewo Wi�c z nag�a te korzenie pod brzuch Musia�em odkry� karty odkry� karty znaczy pomoc kt�remu odebrano krok niechc�cy wbieg� w czyj�� lini� patrzenia Zosta� Jego �mieszne oczy odp�ywa�y w szerokie niebo Czy widzieli�cie ju� tak ostro rozdarte t�cz�wki My�l�c o was w ca�ej swej okaza�o�ci stanowi�em mo�liwo�� triumfu 4. ROZPOZNANIE Pami�tam t� twarz obl�z�� liszajami Twarz z przera�eniem kt�re si� odczytuje w oczodo�ach Napi�t� gotow� na ka�dy krzyk Twarz uleg�� temu wspania�emu d�wi�kowi kt�ry niesie w sobie zapach o�owiu i po kt�rym szuka si� s��w dla telegram�w dwuznacznych 5. NIE WIEM Kiedy� w okopach nauczono mnie sk�ada� listy tr�jk�tne zapocone onuce i pieszczoty wobec najdrobniejszej stali �kt�ra jest zawsze bardziej uczciwa ni� cz�owiek� Przychodzi�o mi to �atwo jak kwiatu kwitn�� domokr��cy prosi� Teraz mam sk�ada� te listy stanowcze Znaczy� na sk�rze �mier� kreska po kresce ka�da z osobna fa�szywa I to przychodzi ju� �atwiej niejako w pokornym zdziwieniu Nigdy bowiem tak d�ugo nie trzyma�em palca na spu�cie Jakbym zapomnia� �e najpewniej celuj� w twarz 48 6. MUR Mam stan�� Szeroko a� do b�lu Jeszcze mi obcasami rozsuwaj� stopy W tym u�o�eniu mi�nie pozbawione s� pr�no�ci i nawet si� marzy broni� Tylko dlaczego musz� rosn�� o ten cie� r�k jakbym si� oddawa� Bogu Widz� stoj� podobni przejmuj�co rozczarowani Z okna naprzeciw patrzy dziewczyna jakby mnie rozumia�a Wtedy trzeba si� odwr�ci� Po przeciwnej stronie jest mur niski rozdrapany Jakby tu kto� prz�de mn� �mia� stan�� oczekuj�c wiadomego rozkazu 7. EPILOG Prosz� to powt�rzy� mojej matce i mojej kochance Naj�atwiej wieczorem kiedy rozkwita nietoperz Nasz �al ko�uj�cy nad g�ow� 49 Na Nike warszawsk� W listopadowy wiecz�r, w ta�cu warszawskich ogrod�w, Chwieje si� p�omie� drzewa w odblasku stearyny. Fioletowe pos�gi, krzewy �wiec�ce i pewne. Chciwe korzenie karmi jeszcze krew zabitych. Te wojny mnie min�y. W s�owie wiatr zaledwie. W zau�ku jeszcze baba z ryb� w pergaminie, W ch�odzie cienkiej uliczki bielej� lampy koszul, Schn�ce gwiazdy niedzielne. I to b�dzie sko�czone. Wi�c teraz widz�, b��kit wzi�ty z cierpliwej rzeki Na moim b�dzie planie po�o�ony najpewniej. W szerokiej perspektywie plac bia�y ulice zaw�li, W rytmie podchmurnych blok�w dachy wznios� si� wy�ej. Noc� domy jak drzewa rozkwit�e milionem lamp. W majestacie ogrodu epoka �wiat�obrania. Dziewczyna o dobrych oczach miecz sw�j zmieni na kosz. Miasto b�dzie zdobyte. Warszawa. 1960 50 Dzielnica anio��w Najpewniej wiecz�r wi��e si� z go��biem. Tam kwiaciarka si� sprzeda przed zga�ni�ciem ogni. Tam si� zak�ada lamp�. Tam wiatr dymem chwieje. I niby nic to. Niby nikt nie umar�. Go��b szcz�liwy zwi�zuj� dach z dachem. Pytam starego a gdzie to si� dzieje? Obc� planet� wskazuje mi stary. Pytam starego w jakiej to przestrzeni? Przestrze� zamkni�t� wskazuje mi kluczem. Pytam starego dlaczego w szeregu? I ju� mi buty od potu bielej�. 51 Jak gwiazda noc nim stopami do�wiadcz� miasto pokrzy�owane ulicami zamy�lenie podprowadzi mnie pod czo�gi mur�w uzbrojone w okienne w�azy dom m�j oczom pozostanie niech�tny tamte �lady przecie� nieobce jeszcze po�rodku s�owa jak gwiazda noc zmilkn� przyjdzie do mnie ziemia od wody od cz�owieka p�omie� przyjdzie przyjdzie do mnie niebo od wody od stron �wiata p�omie� przyjdzie spadnie gwiazda noc w ulice dla n�g dla r�k dla g�owy wielop�omienna p o e m a t k a r m a z y n o w y 52 Czerwiec 56, Pozna�, rano Z dalekiego przedmie�cia autobusy dzi� nie odesz�y. Wyludnione ulice. Framugi okien. Fasady dom�w Dachy tramwaj�w. Place. Asfalty. Droga wlecze si� d�ugo Twarze gdzie wczoraj by�y kwiaty. Elementarze s��w: chleba, precz, s��w... Ch�ry �piew�w nie gregoria�skich. Pr�gierze czekania dop�ki nikt nie przyjdzie. Drogi na zach�d �lady opon w rozp�dzie. Przyp�aszczonemu do ziemi pod drzewem wi�ni gdy le�� zza przeciwleg�ej �ciany kto� owoc�w nastr�ca� seri�. Po�udnie dopiero min�o, ptaki spalonych papierzysk sfrun�y z pogorzeliska jak kruki legend serbskich. Rannemu cz�owiekowi u�atwi�em �a�obny telegram. Telefon milcza�. Szczeka�y g�sienice na bruk. Krzycz�cej: � wody � przynios�em kilka wi�ni str�conych. Przyjaci� tylu nie mia�em jeszcze �adnego dnia. 53 Ukrzy�owanie To by�o pewne mog�em my�le� o czymkolwiek Jest szczero�� czasu kt�ra ka�e w�tpi� ostatecznie Kiedy przynosz� pi�y topory i �omy Jest w nich rado�� kszta�tu i u�yteczno�ci Najd�u�ej czeka si� na b�l Ten strach bardziej odwa�ny od plutonu piechoty 54 Umbra M�j szept m�j pie� czerwony m�j cement n�g Wszystkie moje drogowskazy pod gwiazd� wypuk�� Gwiazd� pomi�dzy podstaw� czaszki a podstaw� celownika Te pasma wzroku rozwijaj�ce drogi w p�tle W p�tle przez kt�re opornie przeciska si� szyja M�j szept m�j pie� czerwony Pod �agodn� gwiazd� europy Pod gwiazd� szeroko otwart� Pod gwiazd� b�aznuj�c� Pod gwiazd� kt�ra wymaga cierpliwo�ci 55 * * * �al mi was towarzysze polegli w cementowych norach Ciebie siostro le��ca w cieniu drzewa wi�niowego Ciebie kad�ubie obmyty bry�ko zwi�d�ych tampon�w Ciebie o twarzy nieznajomej lecz potrzebnej Wasze �r�de�ka czerwone wywini�te pienistym brze�kiem Wasze palce rozwarte rafy koralowe moich spojrze� Szare plastry waszych g��w w po�udnie brz�cz�cych trzmieli To z was wznosi si� py� kosmiczny Co jak wiatr przychodzi s�odkawy o zapachu morwy 56 Eroica schodz� kwiaty �a�obne martwe matki co cienie pogubi�y o wschodzie by nie odnale�� nigdy szare chusty szare szarfy szare szale nios� sobie na gr�b byle gdzie byle dalej schodz� powoli milcz� �al im siebie i nie �al �piewa� nie ma ju� komu stygnie groch�wka w talerzach 1956 57 Tego samego dnia � trzy lata p�niej, 28 czerwca 19594 Stada ko�cio��w z gzymsami pod n�ki go��bi Ptaki niepewne meteory dach�w To przypomina noce pisania list�w kt�rymi przesy�a si� �mier� z okop�w To z wiersza wymyka si� sp�nione o jeden krajobraz ko�o Umykaj�ce widnokr�gi podr�ne Powoli jakbym si� schyla� po ziemi� D�wigam D�onie moje rozumniejsze tak nagle �uski pe�ne �ez p�acz p�omieni To lataj�ce lustra odrzucane z ciszy w cisz� To wied�ma �elazna podryguj�ca na bruku Z pi�rkiem go��bia pod stop� Stada szkielet�w z lotu najwy�szej �ar�wki Wi�c tu ustawi� dzi� s�owowskazy Oczekuj�c kto by je wytrzebi� W um�wionej godzinie niebezpiecze�stwa S�owo m�j no�u skazany na �mier� 4 Wypadki pozna�skie, sk�adamy wie�ce na grobach ofiar 58 Pro�ba o r�� nad Szekspirem Czy Hamlet jeszcze nosi r�� W wazonie przezroczystej twarzy O Hamlet umar� ale r�a Gdzie r�a Skamienia�y p�omie� Ach jest w kr�lestwie Lady Mackbeth czerwona ni� I jest w kr�lestwie Lady Mackbeth potu kropelka Prawo co pachnie naftalin� I pewien zmys� rz�dzenia no�em Lecz gdzie jest r�a Ach jest w zaje�dzie u Szekspira g��boka czer� I rytm jest w hucznym tym zaje�dzie Gdzie kucharz my�li jak minister Laertes p�acze jak Ofelia Sk�ra sztywnieje z nami�tno�ci Lecz gdzie jest r�a Kwiat zawstydzony i obwis�y Kwiat uwieszony stromo stropu Jest w jego wn�trzu wyostrzony kolec Okrutnie skierowany w moj� potylic� 59 Pokaz, cyrk, w�adanie Najd�u�ej trwa�y popisy z wytrzyma�o�ci� czaszki Gdzie zawsze widzi si� w�osy stan�y tym razem zel�wki Prosz� wyobrazi� sobie takiego cz�owieka Posiada ruchomy maj�tek mo�e nawet w�z Zreszt� nie ka�dy musi stawa� na g�owie i donosi� o tym policji Pa�stwo nie macie poj�cia co wyprawia�y konie Zady �yse i t�go spasione nios�y z takim uznaniem �e kiedy clowna zast�pi� znany w gminie perszeron Publiczno�� zacz�a rycze� a tercet lw�w nuci� requiem Tak pewnie gin�li wierni chrze�cijanie Wi�c przyt�umiono �wiat�a pod sto�kiem wzd�tej p�achty Dziewczyna �cis�a w biodrach zaczepi�a trzewikiem o sznur Panowie w czarnych tu�urkach podawali j� z ust do ust To stanowi�o o istocie widowiska Na zako�czenie kar�y przednio tresowane Oddajmy honor kar�om w chwil� przed za�ni�ciem Bo kiedy p�knie tr�ba pa�stwo zechc� si� bawi� B�dzie tu sztuczka z umrzykiem Jak u Sofoklesa 60 25 XII 59 W ten pok�j sk�py niewdzi�czny od progu Proste jest g�owy do snu uk�adanie Mied� przy zwierciadle o bliskiej powierzchni Poszukaj siebie To jestem � u�yteczny jako stopie pla�a �yczliwy cia�om kobiet z odrobin� wdzi�ku To jestem � obcy sprz�tom umrzykom i �ywym Prawdopodobnie szuler Dachy �cigam co wiecz�r a tu wok� �miech A tu noc heraldyczna poplamiona gwiazd� Jeszcze to pi�owanie w ko�ci w drewnie w murze Str�caj�ce mnie w druty w kamie� i karawan 61 Zaproszenie do wn�trza Staszkowi Moje wn�trze jest jasne i dojrza�e przedwcze�nie A moje wn�trze �cis�e gruchot szafy i klamka Tam skobel dla kochanki czer� g��boka w suficie R�a w �rodku pokoju wazonu wszak�e brakuje A tam czerwony piec a tam czerwona ko�� Straszliwie oskrobana dla paj�k�w i r�k I sopel bo�ej brody co ci�gle nade mn� zwisa I du�a czerwona kropla co ci�gle nade mn� zwisa Tam jeszcze czaszka r�owa r�owa czaszka od konia Puszka przejrza�ych konserw i oblu�niony gw�d� Sweter zjedzony przez mole a tu o��wki i brzytwy Prosz� spr�bowa� w przegubach �y�y czerwonej i brzytwy Moje wn�trze jest jasne i dojrza�e przedwcze�nie A moje wn�trze �cis�e gruchot szafy i klamka Tu si� kruszy powoli mi�sie� i mocne wi�zad�o Tam deski mi ju� rychtuj� najpierwszy rzemie�lnik w dzielnicy Pozna�, 1960, Naramowice 62 Tanguy jaki on � ostrow�sy � uwielbiony wielce pewnie jest to muzyka dziwna i zaszczytna u�miech pnie si� wysoko po gotyckiej twarzy i �eby by�o wy�ej w�osy stromo staj� co ma stwarza� � jakoby � obraz dynamiczny a idzie tak osobno i takie niesie rozkazy �e ulic� si� pr�y i wydyma bruk dymy nad kominami przystaj� zdumione i schaby na medale przetapiaj� kucharze 63 Z Mir� po�r�d garnk�w i st�gwi czernie stopy jak szkliwo �miech przerzucony wysoko za przezroczyst� czerwie� najsmuklejsza �odyga zapuszczona w tekturze rozlana w cienkie nerwy wymy�lona przyroda przy muzyce mumeyro ta�cz� w hiszpanii ko�o almeiras tak odchodzi dziewczyna umiem ten krok przejmuj�cy tak uk�ada si� papier z najwra�liwszych stron drzewa tak w cyrku st�paj� konie mo�e nieco dok�adniej w gor�czce kiedy zamykam oko przed ostr� biel� pod obrz�k�� powiek� skacz� mi twoje paj�ki paj�ki rado�� piwnicy �ycie przestraszone cia�a przepi�owane t�a 64 Budowanie Na koniec znalaz�em poddasze przy ulicy matejki M�g�by tam umrze� s�owacki a nawet lautr�amont Taka pieczara co ma w brzuchu kafle I dwa kaloryfery pod �cian� pil�niow� A w brzuchu ma pieczara dwa kawa�ki mi�sa Dwa s� stropy drewniane orygina� sosny Szumi dziewczynie sosna ja jestem daleko Pomywaczka za oknem ja jestem najdalej Tak wszystko jest na miejscu Ca�a obrzydliwo�� �e musz� o tym pisa� Gdzie mnie nigdy nie ma Powiadam starej klucze bior� je w milczeniu Tak mniej wi�cej codziennie o dziesi�tej wiecz�r Mog� my�le� o grobie bo tam nie ma �wiat�a Ani wody tam nie ma ani demokryta Tak wszystko jest na miejscu I ja jestem cz�owiek Nieheblowana deska i nic ze snobizmu Mo�e panowie arty�ci zechc� tu zamieszka� Pi�a tu dla estet�w sentyment w strugarce l o�owiane rury jak srebrne armstrongi Mo�e si� dudy znajd� i jeden poznanizm Instrument na cykori� i dwa kilo mas�a I wszystko tu naprawd� stoi obok siebie Mo�e panowie arty�ci zechc� mnie odwiedzi� B�dzie oda do s�o�ca niesko�czono�� �ezki Z kt�r� do twarzy bywa wszystkim optymistom Wiersz jest szorstki i z kurzu nawet nieco serca Bo n�ci mnie ta martwa przestrze� mi�dzy dwoma Powiedzmy prosto mi�dzy s�owem sto�em Nie s�owem bo jest samo polem niedom�wie� Nie sto�em rzecz sko�czona i przez to tandetna 65 Czego tu wi�cej s�owa czy wi�cej tu sto�u Pomi�dzy mn� z kt�rego wysnuwa si� przestrze� To ju� odkry� supervielle i s�awi� kosmosy Wszelako je�li m�wi� �e jest nieco serca Rozpatruj� st� z punktu swojego doznania I s�owo rozpatruj� w ten mniej wi�cej spos�b Stwarzam si� s�owosto�em sam sobie na przek�r Tak zatem opisuj�c g�o�no tylko my�l� Co jest dawaniem rzeczy w�asnych cech istnienia W istocie idzie o rzecz trzeci� i rzecz suwerenn� Ten krajobraz z heblami w czterech rogach stropu Wypowiada si� za mnie u�o�eniem cieni Ten gw�d� wt�oczony w drzewo rekwizyt klasowy Wypowiada si� za mnie pochyleniem grzbietu Ten �wider kt�ry stolarz rzuci� na biel deski Wypowiada si� za mnie samoistnym b�yskiem Ten brak ��ka brak krzes�a brak szafy brak �wiat�a Wypowiada si� za mnie przez fakt nieistnienia Wszystko jest samo w sobie sk�onne do refleksji Estetyka powierzchni kszta�t sprawdzony d�oni� Ale otw�rzcie oczy i zapalcie �wiat�o Tu nic nie ma pr�cz zimna i szczypty osch�o�ci Napiszcie teraz wszystko jak jest i jak nie jest �e s�o�ce tu zacz�te i �e ja tu jestem To spruj� wam to s�o�ce we�na po we�ence 66 N� N� po�yskliwa ryba z p�etw� r�koje�ci Albo tak n� Ten wi�kszy przede wszystkim ostry kr�l szuflady kt�rego przeznaczenia trudno si� spodziewa� Znam go dobrze to m�j jedyny towarzysz Kiedy w szafie zabraknie baraniny lub sera On wiernie czeka na czasy triumfu On przypomina mi d�wi�czn� twardo�� z�ot�wki On kiedy bia�ka oczu zaczerwieni� si� nazbyt pozwala si� mi�kko przesun�� po moich �renicach Palce jakiej kobiety delikatniej i pieszczotliwiej dotkn� powieki ni� on Dobrze jest mie� zaufany wierny n� Bywaj� dni �e jest mi toporem pod korze� chleba Powiadam wtedy jeste� dla mnie dobry jak matka Ale s� takie dni kiedy mu powiadam ty jeste� dla mnie dobry poder�nij mi gard�o 67 Leopardi to ten z �a�o�nie krzyw� twarz� w�adca pa�acu i masarni szorstki jak s�l ten niez�y cz�owiek dobry z najlepszych krawiec smutku a jak on zszywa dzie� z ksi�ycem a kiedy noc to zawsze z noc� a zszywa jak o�lep�y grajek czerwone struny do czerwonych a jak on patrzy palcem d�wiga powieki swe nasi�k�e krwi� zabity spada ksi�yc w bruk z kochanki niedosi�g�� twarz� a potem idzie p�acze pies pr�y si� w b�lu ryba pla�y w powietrzu suchym ptaki p�on� i s�o�ce zawi�zuje niebo 68 St. Denis Nauczycielka j�zyk�w obcych w dobrym mie�cie Szigedvaros Znam te wzd�te pag�ry zderzenie epok religijnych Dwie wojny przemin�y podmywaj�c wapniste dna Torturowana �wiat�em Zna dwie kl�ski cz�owieka najpe�niejsze Potrafi�em j� znale�� na centralnej stacji kolei podziemnej Labirynt schod�w zamkn�� nas w �lepym korycie By�o to miejsce bezdomne zamieszkane przez kurz : nasza droga by�a daleka, przez kraj po�udniowy, przez drewniane ogrody, gdzie si� wyplata kosze, starcy grzali swoje suche stopy o zbit� glin�, wzgardliwie omijani, dziesi�� tysi�cy �yd�w, je�li to wystarczy, po szczepieniach przysz�a gor�czka, ca�e miasto chwia�o si� w stoj�cym upale, wreszcie zacz�li rozdawa� papiery i, �egnaj Szigedvaros, ojciec i matka zostali, starzy, kto mo�e zna� ich �al, je�li �yj�, sprawa nie jest tak prosta, dudni�ce �elazo wlok�o si� za nami jak cie�, pochyleni czekali�my na cud, Tyle zdo�a�a mi powiedzie� na stacji kolei podziemnej Szybka przyja�� otwar�a j� w spos�b nieprzyzwoity Pili�my piwo z plastikowych butelek Ten wiecz�r nale�a� do mnie W drodze z Vincennes jak jej cie� karpacki wiersz Ady�ego To najpi�kniejsze co o ponurych winnicach napisano Sz�y nocne tabory z przedmie�� s�o�ce blak�o ju� M�odzi na tarasie przed pomnikiem Diderota pili wino Moje �ycie bi�o szybciej : nasza gmina rozpad�a si�, ci�gle by�o o kogo� za du�o, mo�e wiesz, co z moim m�em, nie, nie mo�esz przecie� wiedzie�, co z nim jest, kilkadziesi�t razy zmienia�am prac�, nie m�wi� o drobnych zaj�ciach, jak pr�ba �mierci albo zbieranie gazet, jestem zwyk�a kobieta, stara ju�, za stara na dobr� parti�, gest �alu jest tu cz�sty, jednak to wszystko, ka�dy pokr�ci g�ow� i wraca do w�asnych interes�w, to zreszt� sko�czy�o si� ju� dawno i na dobr� spraw� warto umrze�, nie m�wi� g�o�no, ale ja to czuj� w ka�dym z nich, widujemy si� czasem w szerszym gronie, je�li tak mo�na powiedzie�, Na ko�cowym przystanku po wielu wahaniach Opowiedziawszy co wdowa powiedzie� potrafi U�miechn�a si� W czystym powietrzu zapachnia�y deszcze metalowe Pcha mnie w t� stref� �mier� Karabinowa kula skierowana przeciw czasowi 69 B�a�ej Szwargo� idzie b�a�ej szwargo� idzie b�a�ej szwargo� pan ksi�dz mu hosanna i pikolak z bosa �ona zawini�tko b�a�ej �roda dzisiaj z praniem mi pomo�esz w po�yczonej balii idzie b�a�ej szwargo� z drzewcem i kosturem idzie b�a�ej szwargo� za daleko przecie i z niemej niziny try�nie czasem �r�d�o prowadzili go przez pi�� ulic pustych porusza� si� we �nie brzuch miasta prowadzili go przez pi�� ulic pustych a na sz�stym placu zatrzymali znowu za �elazn� bram� zatrzymali znowu pod murem jest szaro i ��to od trocin kwitn� na koszuli kwiaty postrz�pione wr�ci�em przed bram� nie umia�em zosta� ob�ok si� przeci�ga na antenach cienkich niebo jest deszczowe i miasto ju� nie �pi 70 * * * Obrazy bez warto�ci Stare dzieje w ruchu iluzorycznym Twoje rozleg�e pa�stwo geometrycznych bry� Twoje zielone krople z lotu odrzutowca coraz szarzej�ce Twoje potworki oszukiwane wczesnym snem zabijane Twoje bulwary gwa�towne w pa�stwow� uroczysto�� Twoje dwa na dwu metry szare tynki z cieniem Twoje oczy czerwone Twoje gniewy Wasze �ony otoczone sznurami Wasze kochanki z wieczornych prospekt�w Wasze ciep�e gniazda bar�w Wasze wzloty szlachetne Wasze pogrzeby Id� z wami Pi�kne zwierz�ta buntu z wysp cywilizowanych 71 Sny wielkomiejskie Ob�oki nad kartofliskiem id� jak bia�e ��wie Zielona grzywa omiata d�ug� dolin� p�ynie Dzwony d�b�w zwo�uj� w stada leniwe krzewy Zmierzch nawija ko�o pejza�u trybami cha�up 1962 72 Czerwony, pi�tnasta Ilji. Selwinskiemu �nieg sypie po stepie asfaltu. Jeste� mi bliska Rosjo. Robotnice w kufajkach rozkwitaj� szaro jak pio�un. Wpi�te w chmury pob�yskuj� gwiazdy w purpurze. Ptak �piewa w zegarach. �piewaj, siwow�osy, step. Ilja. W po�udnie przed mauzoleum kolejka si� zaciska jak p�tla. Wr�ble szeleszcz� na ga��zkach. 1962 73 Wszystko tu nieprawdziwe Wszystko tu nieprawdziwe krowa i kana� sueski Dawni znajomi odchodz� w cie� pozostawiaj� nam swoje protezy Trumny jak historyczne zwierz�ta kolebi� si� z miejsca na miejsce Zawstydzeni Jednak przechodzimy ulic� Mijamy kolorowe Malowane W ksi��ce kt�r� kupi�em Znalaz�em dwa kilogramy cukru Kto b�dzie za to odpowiada� Coraz trudniej znale�� odpowied� na pytanie Pytanie na odpowied� Uczymy si� historii czy te� historia nas uczy Wydobywamy narz�dzia ze �wiat�a O ile� trudniej wydoby� �wiat�o z narz�dzia Doceniamy m�dre prawo wzgl�dno�ci Morduje nas bezwzgl�dno�� Poezja wstydu Chcemy przetrwa� Ustawiamy si� do fotografa Kt�ry na szcz�cie przychodzi raz na wiek 1963 74 Powszednio�� polska Na placu wielkomiejskim pod wiecz�r Stada dziewek pachn�ce fio�kami W parku zabaw w��cz�dzy wyczekuj� obok strzelnicy s� fajerwerki i wino W piaskach pusty� pionierzy pisz� listy do krewnych W gazecie uczeni prowadz� sp�r jak unikn�� zag�ady 130 milion�w byd�a kosztem 30 milion�w byd�a W witrynie sklepu umazany robotnik rozwiesza na hakach dwa wielkie kawa�y ciel�ciny z plastiku 1962 75 Malowanie wolu, czyli powszechne rozumienie malarstwa 1 Namalowa� tak, �eby namalowane oko widzia�o samo siebie, z powiek� przy sznurze. Zatem u�o�y� w barwy nie momentalny kszta�t, ale jego ruchliwo�� w czasie. Pomno�y� zobaczone przez ogl�dane. Wyra�aj�c przyczyn� ruchu roz�wietli� bezruch. Dopiero teraz malowanie wo�u zacz�� od nosa. od zapachu. Zlewa� krwi� mi�so, k�a�� farb� z tak� ciekn�c� powolno�ci�, �e w zgni�e p�aty mi�ni wciska si� szary sznur. 2 Zmar� jeden �yd spod Mi�ska kt�ry by� pewien �e ci�ty no�em namalowany w� krwawi. Lecz kiedy tego dowi�d� robotnicy rze�ni postukiwali si� w czo�o. prosili �eby im sprzeda� tego wo�u kilogram Machali tasakami, morduj� sztuk� do dzi�. 1962 76 Przystanek ko�cowy Zaj��em miejsce w tramwaju kt�ry kr��y po mie�cie Nikt nie sprzedaje bilet�w sto�ek motorniczego jest pusty Przystanki podnosz� d�onie lecz nikt im nie odpowiada Na skrzy�owaniach bloki beton�w faluj� jak grzbiety traw Wiatr zastyga powoli t�ej� miejsca po drzewcach Prawdziwe s� jedynie gazety przed g�owami przechodni�w kt�rych nie ma 1962 77 Ogarniaj�c ca�o�� 1 Na skrzy�owaniach nawietrznych bezrobotne punktowce graj� na fletach lamp Jest to gra przechodz�ca z zachodu na wsch�d �ar�oczne auta obw�chuj� latarnie �ebra ulic W d�ugi pysk placu co si� rozwiera w zau�ki blask lamp kapie 2 Wygnana z domu chuda dwudziestoletnia owoc cia�a otwiera Nadchodzi punkt jesieni i zakwitaj� kamienie 3 Bia�y robak karetki dr��y mi�sie� przedmie�cia Rentgen czasu

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!