3940

Szczegóły
Tytuł 3940
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3940 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3940 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3940 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3940 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jerzy Koperski Do rzeki nale�y moje �ycie Copyright by Jerzy Koperski Wydawnictwo �Tower Press� Gda�sk 2001 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Ksi��k� t� po�wi�cam nade wszystko mojej ukochanej Matce � Ewie z Dutkowskich; siostrze � Teresie, bratu � Wies�awowi i bratowej � Marii; i Ojcu memu � Czes�awowi, w popi� spalonemu w O�wi�cimiu; a tak�e ��kom, polom, drzewom i rzece �urawiance, nad kt�r� sp�dzi�em dzieci�stwo, a gdy powraca�em, mog�em z ni� rozmawia�; i ka�dej osobie z mojego ukochanego Ilina; i Tobie, stryjku, ks. Henryku, za listy do mnie, gdy zupe�nie zw�tpi�em, �e jestem � dzi�kuj� Wam i prosz� o mi�o��. Warszawa, 10 VIII 2000 5 Do rzeki nale�y moje �ycie Trudno opowiedzie� poprzez, metafor� sens naszego: OD � DO Jak zjawa realna albo wiatr, albo deszcze, kt�re nie powracaj� a teraz ju� bardzo za p�no �adne drzewo ani woda nie poznaj� mnie. A przecie� razem z Wami dorasta�em nad t� sam� rzek�. W�r�d tych samych p�l Tylko topoli ju� nie ma, pochylona os�ania�a cisz� i ich �ycie � najcz�ciej kacze�ce. A jednak, prosz�, pozw�lcie mi Powiedzie�, wyzna� gorycz i t� niepowtarzaln� mi�o��, jak zatrza�ni�te �wiat�o w piwnicy. Jak rdza, kt�rej� nocy mo�e zjawi� si� ptak mo�e p�omie� i by� mo�e ca�a znajomo�� twarzy i d�oni B�agam, kl�knijmy i pro�ba nasza o ich nade wszystko powr�t. Potem, ze jeste�my gotowi do nowej podr�y, Jakakolwiek by by�a � jest wyznaniem naszego ub�stwa, pokory i Wielko�ci Najwy�szego. Innej modlitwy � nie uznajmy. Ilino, w dniu kolejnego mojego powrotu 6 Od autora. Odprysk �ycia. �Ukocha�em drzewa za swoje dzieci�stwo� � napisa�em w wierszu, kt�ry ukaza� si� w pierwszym numerze �Widze�. �Do drzew tych /do kamieni tych/ do ptak�w tych n a l e � y m o j e � y c i e�. Drzew znad rzeki, kamieni znad rzeki, ptak�w znad rzeki... Gdy tak, jak zatytu�owa�em, nazywa si� ten tekst, to nie tylko o tytu� chodzi, ale o ca�e moje �ycie. Kiedy by�em dzieckiem, koryto rzeki rozlewa�o si� po ��kach i polach, dochodz�c do drzwi czworak�w � by�a dostojna, pi�knia�a deszczami, t�cz�, �arz�cym si� po�udniem. A� przyszli z�oczy�cy. Rzeka przesta�a by� organizmem � �ycie w niej zamiera�o, wysycha�y zau�ki i wn�trza pod ��kami; jakby zamiera�a ona sama. Ja wtedy by�em poza jej zniewoleniem; uczyni� to kto� pod�y, nierozumny i byle jaki. Ona by�a jak te syberyjskie tajgi i rzeki, kt�rym odebrano pierwotno��, czyli pi�kno i si�� Boga. Bo z woli Boga �y�y pot�g� w�asnych w�d, zieleni� i tajemniczo�ci�. Zamiera�y i pewnie ju� nie �yj�, zatarte �lady na mapach. Ludziom odebrano czysto�� duszy i prawo do �ycia z Najwy�szym. I z ptakami, ��kami, rzekami. Ta sama ludzka dzicz zniszczy�a i moj� �urawiank�, rzek� pi�kn� niegdy� i rozmown�. To u jej brzeg�w rozmawia�em o swoim losie. Siada�em na k�adce (od strony naszej ��ki, do strony ��ki Stryj�w, do niebywa�ej wielko�ci top�l � i ich nie ma), obok olchy i wielka topola (pod kt�r� nawet przede mn� by�y w stanie obroni� si� p�ocie i okonie) � ta topola w swej pot�dze by�a dobroci� milczenia i ciszy. To by�o dobre miejsce dla marze� moich i ch�opak�w, z kt�rymi w ka�d� niedziel�, cz�sto w br�d przez rzek�, zd��a�em do las�w, aby z niebywale wyd�u�onych ga��zi wy�uska� ka�dy najdrobniejszy orzech. Ja zawsze nazbiera�em ich ze czterysta, koledzy z pobliskich dom�w � po dwie�cie dwadzie�cia. Teraz mog� ich nazwa� prze�miesznie � u�omni kaznodzieje. Kazik Jobski, J�drek, Adam Kalista, Edek Pi�rkowski, Leszek. Ch�opc�w z innych wiosek nie dopuszczali�my do takich rozboj�w, bo trudno sobie wyobrazi�, by leszczyny � naginane a� po ziemi� � nie zapami�ta�y nas jako pod�ych. C� mog�y jednak uczyni�? Dumnie wyprostowa�y swoje ramiona i w pokorze zn�w czeka�y na nas � le�nych z�odziejaszk�w. O, moje ukochane drzewa w lesie opodal rzeki, nad kt�r� � ile mogli�my, przebywali�my jak najd�u�ej. I tobie rzeko, pomna historii ca�ego Ilina, Wilamowic, Ilinka � tobie, kochana, te s�owa po�wi�cam. To by�o dawno, jak w bajkach. A oto nieopodal drogi, co wiod�a na pastwiska, �egna�a mnie Matka. Opuszcza�em Ilino, t� ziemi�, jej pi�kno, ale i smutki. Odchodzi�em, cho� nie powinienem. Pada� deszcz, a r�ka Matki, uniesiona jak dumna chor�giew, wzywa�a mnie bym wr�ci�. Mia�em wr�ci� i � zgodnie z wol� Ojca � poszerza� umys� o nauki � najpierw w seminarium duchownym w P�ocku, a potem w klasztorze. Gdyby tak si� sta�o � my�l� dzi� � najpewniej by�bym gorliwym zakonnikiem w klasztorze kamedu��w, (takim jak ten, o kt�rym po latach, rozmawia�em z cioci�, siostr� Mart�, w dobrach siostry Beaty Led�chowskiej w Sokolnikach Wielkich). Poci�g powoli odmierza� kilometry, stacja P�o�sk znika�a; pami�tam, jakbym to teraz odje�d�a�, patrzy� na mijaj�ce pola, ��ki, drzewa � podobne do ili�skich. Jak�e czule przyj�a mnie siostra mego Ojca, Pelagia, w Mi�o�nie. Pi�kny ogr�d, widziany z mojego okna, przypomina� mi cz�stk� ili�skiej ciszy, bo i tu rozmawia�y ze mn� ptaki. Pierwsza praca � w warszawskim (w budowie) metrze na Targ�wku, w fabryce Kasprzaka, w fabryce farb i lakier�w, w tartaku. To by�y trudne pr�by i nieustaj�ce marzenia o studiach. Bo poprzedniego roku nie przyj�to mnie na Uniwersytet Warszawski. Przedtem te� nie. 7 Prorektor Raczkiewicz powiedzia�, gdy poprosi�em go o rozmow�, w�tpi�c w sprawiedliwo�� (egzaminy zda�em na pi�tki i czw�rki): nadesz�y dobre czasy, jed� do hufc�w pracy, nabierzesz manier i ducha klasy robotniczej, wtedy b�dziesz m�g� powr�ci� na uczelni�. Tak te� uczyni�em. Noc�, najciszej jak mog�em, jakbym ucieka� przed w�asn� win�, opu�ci�em go�cinne pokoje mojej ukochanej willi w Mi�o�nie i, jak z Ilina, poci�giem najwolniejszym, zd��a�em do Stalinogrodu. Tak si� z�o�y�o, �e potrzebowano tu marzycieli, kt�rym przesz�o�� rodziny odebra�a wol� i rozum. Zamieszka�em w hotelu nale��cym do kopalni Wujek (Bryn�w, dok�adnie zapami�ta�em ten hotel, nawet ulic�). Mieszka�em tam z trzema panami-robotnikami, kt�rzy � jak stwierdzi�em po jednej z szycht, dok�adnie wyczy�cili moj� walizk�, kt�r� na podr� �ycia da�a mi moja Matka. T� walizk� przechowywa�em w Ilinie przez wiele lat, a� kt�rego� popo�udnia sp�on�a wraz z trawami; mog�o si� to zako�czy� wi�zieniem. Potem kopalnia soli w Bochni. Kochali�my si�, jak dzieci, z pi�knym siwym koniem, dumnym, bo o�lep�ym. A ja d�onie, a zw�aszcza palce, mia�em codziennie obola�e i pokryte krwi� zasychaj�c�. Tu p�aka�em najwi�cej. Jak�e mog�o by� inaczej, gdy Bo�e Narodzenie, a ja sam na strychu robotniczego baraku. Naprzeciw by� ko�ci�, kt�ry codziennie wzywa� mnie na modlitw� (okolicznych robotnik�w na szycht� do kopalni). Wtedy napisa�em dwa listy. Jeden z nich do Staffa. Odpowiedzia� mi natychmiast; napisa�, �ebym sobie przeczyta� jego wiersz Kowal i doda�, �e jest bardzo ze mn� i czuje dlaczego moje �zy takie kanciaste. Ten list powinien by� w Bibliotece Miejskiej w Bochni (nie sprawdza�em). Drugi list napisa�em do mojej Matki. Pisa�em go z najwi�kszym l�kiem � przed p� rokiem w kopalni Wujek zdarzy�a si� katastrofa, w kt�rej mog�em zgin��. Pisa�em: �Mamuniu najukocha�sza, b�agam, zabierz mnie st�d. Albo nie � prosz� przy�lij mi ziemniaki, jestem g�odny�. Odpowiedzi nie otrzyma�em. Nie poda�em adresu, bo ca�a ta moja wyprawa w ��ycie z�oczy�c�w� odbywa�a si� w najwi�kszej tajemnicy. A potem kamienio�omy � Kl�czany i kopalnia ropy naftowej � Turasz�wka. Kamienio�omy to dla mnie najpodlejsze wspomnienia. Tu t�um kator�nicze pracuj�cych kamieniarzy nada� mi pseudonim �Leszin�. M�j Bo�e, co si� sta�o z moim czystym sercem, marzeniami o wolno�ci i sprawiedliwo�ci dla ka�dego cz�owieka, o ��kach i rzekach. Czas by� jak rdzewiej�ca katiusza, jak skomlenie psa. M�g�bym tak dalej opisywa� swoje �ycie, zapisywa� innych. Dodam jednak, �e do Ilina powr�ci�em w drodze do PGR M�cicie, by stamt�d ostatecznie dosta� si� na studia na toru�skim Uniwersytecie Miko�aja Kopernika. Jaka� to by�a m�ka podczas egzamin�w. Obola�e cia�o, pozrywane �ci�gna odebra�y mi mow� i pierwsze moje egzaminy odbywa�y si� pisemnie. Dostawa�em pytania, odpowiada�em na kratkowanym papierze. To by�y moje najlepsze, wymarzone, lata. Pozna�em profesora Konrada G�rskiego, op�tanego swoim Mickiewiczem, profesora Artura Hutnikiewicza, u kt�rego w �aden spos�b nie mog�em zda� poetyki, i magister Bartosiewicz, kt�ra � pulchna i dziwajstwo � przerazi�a si� moj� prac� o Wincentym Polu. Napisa�em 60 stron, kaza�a skr�ci� do dwudziestu, a ja � niczego nie zmieniaj�c � przepisa�em j� na maszynie (od brata, Wies�awa) i zmie�ci�em na dwudziestu. I profesor Czy�ewski, logik � dosta�em od niego czw�rk� na egzaminie, m�j najznakomitszy stopie�... A potem Stachura i �ernicki, Helikon�, �Nowe Zegary� i Tygodnie Poetyckie, o mocnym programie awangardowym. Ja deklarowa�em � jestem za Peiperem, �ernicki � ja za Przybosiem, Stachura � a mnie wszystko jedno. Potem pr�ba pomocy finansowej dla Tadeusza Peipera. Klub Brodaczy. Radiow�ze� (Ordan). Innych formacji nie zak�ada�em, cho� w roku 1956 grupowali�my si�, by pojecha� na W�gry. J.�. przemawia� wtedy z ambony, rzecz si� wyda�a i nie pojechali�my. Rewolucjoni�ci? Zn�w Warszawa, marzec 1960 r. P�ny wiecz�r, nied�ugo p�noc. Ulica Mokotowska 48, Centralny Klub Student�w Warszawy �Hybrydy�, jestem ze Stachur� i �ernickim. Gospodarz 8 Klubu � Tadeusz Krupi�ski (modl� si�, by �y� d�ugo) wskazuje nam nocleg, garderob�. Zapewne to najdziwniejsza historia mojego �ycia, jego g��wny w�tek. Nie po to jednak powracam do niego, by na powr�t snu� wspomnienia i opisywa� moj� prac� na rzecz poezji. Powiem tylko, �e tu mieszka�a ze mn� moja Matka. Nie mog� poj��, jak by�a w stanie przygotowa� obiady, kolacje, a potem �witem �niadania dla setek poet�w z �Hybryd�, najcz�ciej tzw. stypendyst�w. Pokoik na strychu, wysoki na p�tora metra, schody jak na Giewont. Spali�my razem na szerokim czerwonym tapczanie; albo � mnie w og�le nocami nie by�o. �witem sz�a do ko�cio�a na Placu Trzech Krzy�y i modli�a si� za nas wszystkich. Ja wraca�em, kl�ka�em i prosi�em o wybaczenie. Jak dziecko. Kiedy� uczyni� to tak�e Stachura, ale by� opryskliwy, Matka go skarci�a; napisa� potem w dedykacji na swej ksi��ce: �Matuli wszystkich poet�w... � �Hybrydy� � to by�a �Orientacja�, grupa i pismo. Przedtem �Widzenia�. Potem �Generacje�, �Integracje�, �Pokolenie, kt�re wst�puje� i dziesi�tki innych ksi��ek, almanach�w, monografii. I aby by�y � dla nas wszystkich � potrzebne by�y deklaracje i wiem, �e by�oby � je�li chodzi o mnie, o moje pocz�tki � korzenie �ycia � lepiej, gdyby kt�rej� nie by�o. To taki ob��dny los ma�ej stabilizacji, przemoc ducha i wyobra�ni. Sama mi�o�� do poezji nie wystarcza�a. To ob��d. Ten m�j okres �hybrydowy� (potem ruch studencki przy Ordynackiej 9) trwa� do 30 czerwca 68 r., kiedy zosta�em po prostu usuni�ty, za papier kt�ry studenci zu�yli na ulotki (marzec 68), a jaki uzyska�em w nieprawdopodobnym wysi�ku na druk pokoleniowych manifest�w i prowadzone przeze mnie Tygodnie Poetyckie Stolicy, przez z g�r� 19 lat, a� do stanu wojennego 1981, kiedy to afisze � wraz z innymi � zosta�y porozszarpywane i poniszczone. Brali w nich udzia� najwybitniejsi krytycy, poeci i aktorzy, chocia�by prof. J. Krzy�anowski, Iwaszkiewicz, Przybo�, Zofia Mrozowska, Tadeusz �omnicki, ale i Broniewski, Peiper, Wa�yk, prof. M. Szyszkowska, (z inspiracji kt�rej podj��em studia dzienne (filozofia) na Akademii Teologii Chrze�cija�skiej w Warszawie, 1960�1961), czy dr Piotr Kuncewicz (on i Hybrydy, to nie napisana ksi�ga, ale i moje eksternistyczne studia na historii sztuki w Poznaniu, wiele lat), prof. J. S�awi�ski i niemal ca�e pokolenie hybrydowc�w. Ile� pozosta�o mi po��k�ych plakat�w, afiszy z niezliczonych imprez, spotka�, nie m�wi�c o zdj�ciach � naj�ywszy dokument tak�e m�odo�ci i tych, kt�rych nie ma w�r�d nas. A oto �Nowy Medyk� (obecnie �Medyk� i �Lek w Polsce�). Przez lata redagowa�em w nim dodatek artystyczny �M�oda Sztuka�. Og�aszali w nim swoje manifesty literackie tw�rcy �Nowej prywatno�ci�, dzisiaj dostojni i wybitni poeci, ale i mened�erowie; tak�e � kolumny literackie �Poeci XX wieku�. Od z g�r� 29 lat, raz na miesi�c, drukuj� swoj� Poczt� literack�; na pocz�tku jak�e drapie�na i frywolna, teraz bardziej wyciszona i jakby mia�a by� zapisem czasu, postaci, wydarze�. Marz�, aby te swoje rozmowy o poezji i sztuce, ale i �yciu � zebra� w jeden gruby tom, nie tylko, jak s�dz�, dla faktu wydania. A moje podr�e? Indie, Filipiny, Tajlandia, Mongolia, Syberia, Kanada, Stany Zjednoczone, Portugalia i jeszcze San Sebastian i Toledo, Rzym, Pary�, Wiede� ... i zn�w Ilino. I jeszcze dwa nazwiska� ks. pra�at Zdzis�aw J. Peszkowski, kapelan Rodzin Katy�skich i ks. Jan Twardowski, poeta sumienia. Dzi�ki Bo�e, �e ich spotka�em na drodze swojego �ycia. To jakby drzewo pochylone, nagle o�y�o poprzez listki zielone, zapowiadaj�ce jego pierwotno��. I m�j stryjek, ksi�dz Henryk. I ostatnie pytanie � co teraz? Na Nowe Tysi�clecie przygotowuj� antologi� poetyck� �Krzy� � Drzewo Kwitn�ce�, kolejny, XXXI numer �Inetgracji� � po�egnanie pokolenia, kt�re te� odchodzi wraz z mijaj�cym wiekiem � by pozosta�o �wiadectwo � cz�stka ich �ycia i czasu, w kt�rym przysz�o nam �y�; tak brutalnego, �e a� po B�L. I spisuj� w�tki w�asnego �ycia, najdok�adniej jak to tylko mo�liwe. 9 B�d� ko�czy�. Zm�czy�y mnie te wspomnienia. Gorycz d�awi wyobra�ni� i rozum. Jakby si� wszystko urwa�o, nagle sko�czy�o. Nawet wiecz�r poet�w pokolenia �Hybryd�, 7 listopada 1999 r., nie przywr�ci� nadziei na rzetelno�� ducha i wielko�� metafor. Antologi� Zjawa realna opasa�em napisem: �Poeci wieku mijaj�cego�. I tak pewnie jest, i z t� ksi��k� te�. Tylko hardzi i w ob��dzie m�wi� inaczej. Dla nich wci�� istnieje tamten �wiat. Jakby nie by�o �ycia: OD � DO. Mo�e ich los jest tak inny od mojego? Marz�, aby pojecha� rowerem do Zbyszyna (sk�d moja Matka), do Galominka (tam mieszka� m�� mojej siostry, Szpojankowski), do Siekluk, do Dzie��zni, G�ry i Wilamowic. Pojecha� do dziewczyny Aliny, Marii, do zawalonego przez wieki mostu na rzece Dzie��zni. I zbudowa� sobie lepiank� na skraju kawa�ka ziemi, tyle, �e krzy� tu stanie, i w tej lepiance pozostawi� t� ksi��k�. I wyry� tablic�: tu urodzi� si� poeta, ob��kany marzyciel. I uzna�, �e �ycie jego by�o niewa�ne. K�ty Rybackie, 29 V 2000 Kocham Was 10 O w�asnych wierszach Jak�e okrutnie trudno odnale�� siebie po latach, zawierzy� s�owom, wierszowi, nie by� bu�czucznym. Odnale�� s�owo, uzna� go za swoje sumienie, nada� mu znaczenie wielorakie, niczego nie wnosz�c blu�nierczo i po prostu by�. BLIZNY w KAMIENIACH � s� moim drugim tomem. Tom pierwszy HOMONIMY METAFOR � napisa�em, kiedy �y�em NOWYMI USTAMI i gdy mia�em wydawa�1 ZWROTNIC� NR 2 (za zgod� MISTRZA). Z tamtych wierszy pozosta�y jedynie dwa: �ROZMOWA Z SAMYM SOB�� i �BLIZNY W KAMIENIACH� i wiersze te powinienem pomin�� w niniejszym tomie. Nie uczyni�em tego z wa�nych dla mnie powod�w: a) wspomniane wiersze s� jedynymi, jakie pozosta�y z tamtych moich toru�skich lat; ROZMOW� Z SAMYM SOB� � umieszczam za przejmuj�cy do mnie list od Staffa, b) BLIZNY W KAMIENIACH � bo najbardziej wyra�nie tytu� ten oddaje tre�� i potrzeb� tych a nie innych s��w, dzi�ki kt�rym wiersze te napisa�em. Wreszcie � gdybym wiersze te pomin��, nie wyda�bym tego tomu nigdy. Odszed�bym od wierszy prawdopodobnie na zawsze i, czy uczyni�bym m�drze � do nikogo taki s�d nie nale�y. Bo albo wiersz jest powi�zany s�owem z innymi (blizna, kamie�, ptaki, drzewa, mur, linie, b�l, wo�anie), albo w og�le go nie by�o i nie ma. W tamtym tomie (o ironio zarozumialstwa) by� taki wiersz, kt�ry sta� si� pocz�tkiem wszystkich innych, wiersz, za kt�ry odda�bym ca�y ten tom. Skoro by� taki, wi�c niechaj go odpryskami cho� zaznacz� i wiem, �e s��w tych odda� nie powinienem i nie chc�. Pomy�la�em, �e mo�na odej�� ad takich ukochanych s��w, kt�re stwarzaj� pi�kny ogr�d, z kt�rych mo�na by zobaczy� � jak uczy� NORWID � pi�kn� ruin�. Wiem, mow� ojczyst� tworzy lud i dlatego w swoich wierszach b�d� powraca� do w�asnych s��w, do owych �homonim�w metafor�. Bo �wiadomo�� jest najwa�niejsza, wszystkie inne �subtelno�ci� � s� wt�rne. Dzisiaj mog� doda�, �e to Peiper obezw�adni� m�j umys� i wyobra�ni�. Niedoko�czone Jego Poematy to jakbym zamy�la� o w�asnym �yciu. Coraz mniej mo�liwym do spe�nienia czegokolwiek, co by�oby potwierdzeniem Poezji mojej: nie wi� mnie, ptaku ze tu przyszed�em, ze pozosta� musz� cho�by �wiat�o sczernia�o i drzewo umar�e o�y�o Niew�tpliwie �y�em i dzia�a�em na pograniczu EPOK (starego, okrutnego i pod�ego �wiata) i POKOLE�: odchodz�cego: Broniewski, Wa�yk, Jastrun, Parandowski, Przybo�, Peiper i wst�puj�cego: Grochowiak, Czychowski, Czycz, Stachura, Sadowska i tak�e ju� w nierealno�ci �ycia. I teraz ja sam mam powita� Wiek Nowy? Powitam najpokorniej i Was przywo�am � dla Dobra i Pi�kna. Nawet nie wiedzia�em, �e te rozmowy by�y moim chwilowym istnieniem. Dopiero teraz wiem, �e to stanowczo za ma�o; za ma�o, aby zdoby� dla w�asnego wiersza w�asne s�owo i nada� mu rzeczywiste znaczenie. Ilino, 23 kwietnia 69/70 1 Po ukazaniu si� HELIKONU. Teksty ukaza�y si� w tomiku Drzewa z pr�chna nie poznasz, w serii pokoleniowej GENERACJE (1970). 11 * Cokolwiek powiedzia�bym o swojej poezji, b�dzie nieprawd�. Wizje nie zast�pi� s��w, z kt�rych sk�adaj� si� wiersze. I cho� nie jestem winien �adnej spowiedzi, to jednak zbyt wiele l�ku jest we mnie, abym ograniczy� si� jedynie do prezentacji kilkunastu wierszy. Od lat uwierzy�em, �e wielko�� sztuki � opr�cz spraw dla niej oczywistych, takich jak j�zyk, s�owa, konstrukcja � musi by� stopiona z czasem, w kt�rym powstaje. To nie s�owa tworz� histori�, ale wsp�czesna rzeczywisto�� powo�uje do zapisu wci�� inne fakty literackie. Ten poeta jest, kt�rego wiersze s� sumieniem czasu i pokole�, dla kt�rego umi�owanie pi�kna jest jego w�asn� godno�ci�. Kl�cze� m�g�bym jak najwi�kszy winowajca, aby nie zabrak�o tego jednego s�owa, dla tego jedynego, wymarzonego wiersza. Nie wymarzy� swoich poemat�w najwi�kszy z najodwa�niejszych, Tadeusz Peiper. Nawet Picasso w swojej �Guernice� nie przekroczy� ludzkiego b�lu, zastyg� w bry�owato�ci swego protestu wobec ha�by. Nie opisz� czasu, w kt�rym �yj�, ani sumie� w�asnego pokolenia. Pozostanie jedynie prze�wiadczenie drobnego odprysku poetyckiego. Ma�o�� w�asna. Ale niech mi wolno b�dzie od czasu do czasu pom�wi� z moj� Magdalenk�. To jakbym spisywa� testament � u�omna moja POEZJO! Warszawa, 22 listopada 1979 12 Tadeusz Peiper Ci kt�rzy serce nosz� w krawacie, b�d� mieli k�opot ze znalezieniem go w tej ksi��ce /.../ A jednak nikt nie zna si� na poezji lepiej ode mnie i z g��bi tej wiedzy /.../ zapewniam was �e daj� wam utwory, kt�re nale�� do najlepszych jakie stworzy�a wsp�czesno��. Kiedy indziej nie napisa�bym tego, dzi� pisz�. Wiele rozumiem. I dlatego, chocia� znam �miech przeciwko ludziom, znam te� b�l w ich obronie. Gdy dzisiaj id� za moimi poematami i my�l� o krytykach, takim �miechem �miej� si� i takim b�lem bolej�. Tadeusz Peiper. Przedmowa do ,,Poemat�w�, 1935. O swoim Mistrzu �... Wszystko, co najwa�niejsze w dzisiejszej poezji � jest z Peipera. Z jego wizji. Z Jego metafory, jedynej i niezb�dnej. Z Jego idei. I wszystko, co niedo�cignione w sztuce, jest w metaforach Peipera. Peiper � najwi�kszy po Norwidzie, jak nikt dot�d, tw�rca mo�liwo�ci niesko�czonych, bo � nie zrealizowanych...�; �... �y� jak galernik. Jak �ebrak. Jak kto� wykl�ty. Przekl�ty. �y� z wyn�dznia�� twarz�, ale kt� o�mieli�by si� zaprzeczy� temu, �e w tej starczej twarzy by� rozum najdoskonalszy. Najwi�ksze po�wi�cenie dla poezji i �wiata. Konstruktor wizji i marze�. Peiper ... �. Jerzy Koperski. Fragment wst�pu do ksi��ki Tadeusza Peipera ,,Sam chc� nada� sobie imi�, 1993. 13 Blizny w kamieniach (1970) Moim ukochanym Rodzicom 14 * * * Matce czyje wargi tak a� po b�l z jakiego dotyku albo rzeczy te linie tutaj drzewa dawno ju� zaniem�wi�y � i s� krzykiem nie wiedzia�em �e kamie� mo�na o szczeliny pomniejszy� i potem w pierwotno�� przywr�ci� jak �wiat�o w korytarzach nie wiedzia�em �e drzewa pochylaj� si� ku tobie ca�� swoj� wieloznaczno�� barw i ruch�w a gdy po nich popi� to ty te� nim nie wiedzia�em �e mury znacz� mury a krzyk b�l cho� te� uwielbienie jak u dziecka nie wiedzia�em �e ptaki s� oszala�e zawsze �e sw�j lot znacz� tymi liniami teraz � i jak nazwa� to ich um�czenie i jak ciebie przywo�a� �eby popio��w nie dotkn�� i nigdy tutaj nie powr�ci� Moskwa 1964 15 Rozmowa z samym sob� Leopoldowi Staffowi nie m�wcie mi o poezji nie m�wcie mi o kwiatach nie m�wcie mi o sercach mia�em zielony ogr�dek c�reczk� o tajemniczym u�miechu �on� milcz�c� gdy by�em gniewny by�em szcz�liwszy od miliona ludzi szcz�liwszy od Boga od nie �ci�tej ga��zi jarz�biny szcz�liwszy od wszystkich na �wiecie � przysi�g�bym na to pami�tam jak w p�ne ciche wieczory m�wili�my o poezji o kwiatach o sercach o dobrych ludziach przyjacio�ach ptak�w pami�tam jak ksi�yc rozp�dza� czarne chmury krajobrazy wtapia�y si� w nasz� czyst� mi�o�� jak nasz anio�ek upodabnia� si� do klomb�w o jak bardzo by�em szcz�liwy nie wypowiem tego nie wypowiedzia�by tego �aden najwi�kszy wieszcz �wiata by�em szcz�liwy i nie wierz�, �e jestem sam �e zamiast zielonego ogrodu jest d� g��boki z brudn� wod� �e jedynie we �nie widz� dotykam swego anio�ka swoj� �on� dlatego nie m�wcie mi o poezji 16 Blizny w kamieniach Ojcu zamordowanemu w O�wi�cimiu jestem s� ptaki woko�o mnie ze swoimi wyd�u�onymi cieniami drzewa �lepcy czytaj�cy moje wiersze pod drewnianymi krzy�ami jestem nie uratuj� swoich wspomnie� rozmy�la� �ebrak�w nad ustrojem spo�ecznym motyli ani z�amanej ga��zi na kt�rej zawiesi�em w dzieci�stwie swoim r�aniec jestem wiem o tym najlepiej sam lecz czy kiedy� przypomni mnie kto� � �e by�em s� ptaki wko�o mnie ze swoimi wyd�u�onymi cieniami drzewa �lepcy czytaj�cy moje wiersze zapisane na przydro�nych kamieniach Jestem... 17 * * * pami�ci W�adys�awa Broniewskiego kamie� rozdarty a� po wn�trza wszystkich kamieni drzewo widoczne ju� tylko z opad�ej kory drzew ptak o wysch�ych skrzyd�ach ptak�w s� poza b�lem mury getta mury zapad�ej guerniki wypalona w y o b r a � n i a s� poza b�lem poza b�lem jestem i nie ma we mnie legendy lecz oto zastygamy � a� po wn�trze rozdarcia wszystkich k a m i e n i � zastygamy po wn�trza rozdarcia b � l � w � zastygamy po rozdarcia m i l c z e n i a jak�e m�wi� i jak milcze� gdy nie ma poety i jest tylko on 13 II 1962 18 * * * Nas nauczono. Nie ma mi�o�ci Krzysztof Kamil Baczy�ski Ziemia, gdzie ogrody i jedna mi�o�� � OJCZYZNA. Jak dla ptak�w WOLNO�� � wi�c w obronie jej drzew, a potem w obronie mur�w a potem w obronie blizn a� run�� mur i wraz z nim ta wielka godno�� Jak�e m�g�bym teraz o W A S i n a c z e j � wi�c upadam b�agaj�c �e nie by�em; krzywda to dla mnie? nie dla dzisiaj te zwalone i zastyg�e mury w kolor krwi innej ni� �mier� zwyk�a a jednak przeciw jestem tej waszej odwadze i kl�sce powiedz � najlepiej teraz gdy B�g znieruchomia� w tej swojej potwornej pot�dze � b l u � n i l i � m y? jaka godno�� dla nas, jaka chwa�a, jaka konieczno�� �mierci waszej? odwo�uj� si� do was i nie wiem czyja to prawda: wasza � co�cie odeszli dla tej ziemi ukochanej czy: nasza � �e nie by�o nas wtedy i te r�e tylko dla m a t k i m o j e j? by�bym jeszcze jednym i chocia� jeszcze jeden mur zosta�by teraz nie wi�cie! Niebo zg��bia�o! I jest mi�o�� 19 14 sierpnia 1944 Pisz� � jak grabarz d� wybiera Tadeusz Gajcy wtedy ten mur by� jeszcze prosty �e mo�na by�o wolno�� widzie� i �mier� Jaka twoja wielko�� teraz i gdzie to s�owo O j c z y z n a rysy pog��bia�y pami�� jakby wzgarda by�a ha�b� potomnych Jaka twoja wielko�� gdy zwalony mur by� tylko dla godno�ci zawr��cie oszala�e ptaki! Run�yby razem z tym murem � i dla kogo! gdy oni jedynie dla siebie te grobowce i nie ma ich. B�agam, zawr��cie te ptaki. By milczenie nam przywr�ci� podnie�� trzeba ten mur cho�by potem nic nie by�o i nikogo i �eby krzyk nie by� przera�eniem i by� b�lem Ilino, sierpie� 1967 20 * * * Poetom zamordowanym przez faszyst�w mur�w milczenie. I ten mit godno�ci �e s�owa bez znacze�. Powtarzaj � POLSKA, to imi� mojego drzewa. O�lep�em z mi�o�ci do tego piskl�cia milczenie tu �e b�l jakie rysy w dnie tym i d�o� twoja jakby� tu by�a. Kamie� jest kamieniem. Drzewo popio�em. �eby cho� krzy� i kto ten krzy�. Zas�ucham si� g��biej a� rozdzwoni� si� blizny a� zamkn� kamienie. Powiedz � znasz wolno�� tego ptaka. A wolno�� mur�w? kolor r�y i nocy � jak rdza. Nawet el greco by�by �ebrakiem. Teraz ta bia�o��. Nie rozdmuchujcie popio��w. Niech s k a m i e n i e j � 21 * * * bohaterom Guevarze i Preedo �ciany tak inne �e tylko m�j ojciec to widzia� � spalony � � � kt�, o matko drzewo to wyssie z cia� ich wyros�e, z krwi o�y�e innych, zastyg�e w zemst� � � � nad la paz czarny ptak zawis� � i odszed� i ziemia zaniem�wi�a � ta wielka niczyja, ani boga ani ludu. Tutaj wszystkie ska�y jak �ciany � �lepa egzekucjo nad la paz ptak bia�y przyb�dzie i powr�ci lud do swojej ziemi, jak zm�czony cie� i o�yje ta krew, jak r�a gdy mi�o�� ga�nie i jeszcze jej nie by�o 22 * * * z mur�w i drzew � jeden mur i jedno drzewo pozna�em. Mur z blizn i o�lep�ego t�umu Drzewo � �e sam o�lep�em * id�c�, jakby� pragn�a zn�w by� naga �eby twoje ko�ci by�y bledsze ni� popi�? Jak mo�esz, id�c, do mojego ojca po imieniu, tak �egnaj�c nic nie wiem o tym jakbym nie zna� dotyku r�y po�egna� z tob� Id�c�, jak mo�esz tak tylko przed murem � m�wi� tak do mojego ojca 23 * * * kamie� jak chleb roz�upany dla ptak�w I c� znacz� dla ciebie te blizny ju� w kolor kamienia zamilk�e. I po c� ci r�e i dla kogo ta wzgarda. pochyla si� drzewo � najdumniej i zawsze tak samo jakby jesie� dla niego a po�udnie nawet nie dla kolor�w Ta droga za kamienna i �eby cho� ptak by� jeden i jedno imi� a p r z e c i e � o n t u p o z o s t a � Ju� czas na otwarcie tego muru cho�by blizny w krew o�y�y � i odesz�aby� 24 Oddalone drzewa Mieszka�com mojej wioski po�wi�cam Do drzew nale�y moje �ycie Janusz �ernicki ukocha�em drzewa za swoje dzieci�stwo kamienie za napisane wiersze ptaki za listy do was do drzew tych powracam jesieni� gdy niebo jest bez Boga do kamieni gdy popada zczernia�y mech i s� bez blizn do ptak�w w swoich wierszach d o d r z e w t y c h d o k a m i e n i t y c h d o p t a k � w � n a l e � y m o j e � y c i e lecz napisy na murach s� niczyje i mo�e dlatego jestem jak niewidomy dla kt�rego nie ma rzeczy oboj�tnych 25 * * * we wn�trzu kamienia jest moje dzieci�stwo gdy tu wracam � drzewo zaczyna moj� histori�, rzeka � �ebym pozosta� przebaczenie trzeba wyb�aga� a� pies zamilknie a� nowe drzewo mnie pozna i odejd� za �piewem starego ptaka bo tylko to we mnie b�dzie co po was pozosta�o 26 List II jak na ten tw�j list odpowiedzie� mo�e rys� w kamieniu mo�e d�o� twoj� powtarza� jak �lepiec swoj� godno�� co by�a mo�e wiesz gdzie to drzewo tak chcia�bym zn�w siebie od pocz�tku ciebie, gdy b�l ga��zi by� wi�kszy od krzy�a � co ro�nie jaka� teraz we mnie racja i sk�d to uwielbienie i ta wzgarda kiedy na krzyk za wcze�nie a na mi�o�� za p�no jeste� rze�b� mych palc�w i nie dokocha�em w �adnej porze i jak by�, aby s�owo znaczy�o ciebie i konieczno�ci� by� b�l 27 * * * Elizie K�os Studentce tragicznie zmar�ej w Alpach nie zbr�zowieje ta ska�a czerwie� �e b�l i to nag�e milczenie �e ptak nie powr�ci i tylko krzy� � jedyny od nas W tym twoim odej�ciu Elizo � c� znaczy ta rysa i jej nie b�dzie Jaki czas i sens o nas za�wiadcza. By�a� i jak powiedzie� �e jeste� Mo�e przetoczy si� bry�a kanciasta jakby dla pog��bienia krzyku, dla samego milczenia jakby tak by� mia�o � i jest. W tym twoim odej�ciu � c� jest Elizo? Klestors, wrzesie� 1967 28 * * * T� r�� wymy�li�em dla Ciebie Luis Aragon nie ja wymy�li�em dla ciebie r�� ale czy� r�a dla tej mi�o�ci najprostszej �e pod�ej Wsta� id�cy do ziemi p�on�cej. Tutaj drzewo zaniem�wi�o na d�ugo a przecie� jest po�udnie czas przypominania i ta ziemia p�on�ca aby� o�lep� cho� kolor dla ciebie jedn� jest barw� i jeden ma tylko sens. Jakby�my z jednej ulepieni byli gliny dok�d p�jdziesz za jak� cen� mi�o�ci upadasz b�agaj�c jak o ja�mu�n�. Nadzieja to nasza czy tylko pami�� konieczna. �ywym ten b�dzie kto nim nie m�g� pozosta� 29 * * * przyby�em tu teraz, w po�udnie i rzeki w�asnej pozna� nie mog�. Jakby drzewa zestarza�y si� o swoj� wielko�� i nigdy tu ich nie by�o wo�a mnie ptak jaki� to b�l i�� tak za nim polem Wracasz ksi�ycu i dok�d znowu odchodzisz � nim pom�wisz ze mn� zadzwoni� dzwony echo i �eby cho� trwa�o to moje modlenie za upad�ego ptaka. Co by�by tutaj i jak by� mo�e jak nigdy mur nie b�dzie bez blizn � z tej bole�ciwej blizny wy�ebrany. Jest taka rzeka kt�rej dna nie pog��bi� ani drzewom dzieci�stwa nie przywr�c� 30 Matka 31 * * * kamienie kamieniej� poprzez tw�j b�l �wiat�o �e odleg�o�� dotkn�� mo�na Wtedy �lepcy zas�aniaj� oczy lecz ten ptak powraca Jakby jedna by�a �mier� I jedno wo�anie � jak jeden krzyk i jedna pami�� 32 �mier� staruszki pami�ci Babuni odprowadza�em ciebie z twoim synem. Jego czarny habit wskazywa� drog�. Zawsze jest tak samo. Ale wtedy by�a to tylko twoja podr�. * ... swoj� skruch� ju� wyzna�em. Poprzez mi�o�� do ciebie i tego kamienia � co d�o� na nim otwiera�em. Teraz wo�a mnie tw�j ojciec � Niechaj pami�� z mur�w wyrasta. ... bo wszystko tu nagle zamilcza�o. Jakby �ycie si� ko�czy�o. I nigdy go nie by�o. * niechaj odwr�ci i pochyli si� niebo ko�cz�ce przed t� JEJ twarz� jak rozstrzelany mur i ptak odejdzie i niech nie wraca Ilino, 13 wrze�nia 1969 33 * * * pami�ci Jurka Falkowskiego ta �mier� nie podobna do ciebie jak nie ma r�y z kamienia wyciosanej * a je�eli ju� jest to okrucie�stwo to dla rozja�nienia krwi zakrzep�ej, ciep�ej jeszcze. Aby cho� g a r � � ziemi by�a t w o j a ta �mier� nie podobna do ciebie i cho� jest � Jest z ub�stwa i wzgardy twojej aby wznio�lejsza by�a twarz � o ka�de czekanie o b�l jedyny * i w skowyt psa wychud�ego (w tej twojej ostatniej godzinie mi�o�ci) � syn tw�j tutaj przyb�dzie i bogu nigdy nie wybaczy 34 * * * Matkom um�czonego Wietnamu w drzewach zasiad� si� ptak i m�g�by tak do jesieni do staro�ci U c i e b i e n i e m a t a k i c h m i e j s c w popi� b�ogos�awiona ziemio niczyja jak wtedy moja rzeka i cmentarz U ciebie nie ma takich drzew i nie doczeka�a� swojej mi�o�ci jak ja gdy tylko z ko�ci mog�em ciebie dotkn�� U c i e b i e b � d � t a k i e d r z e w a d l a p t a k � w wnuku, s�d ostatni jeden b�dzie dla wszystkich Jak jedna jest �mier� i jedno nasze wo�anie 35 * * * nie od ciebie nie od ptak�w � odszed�em ani od �ciany jak wzrok prostej Nie ma takich odej�� i przyby� tu musia�em W g��b twojego milczenia, do rzeki swojej ju� tylko znanej z z a ma r � e g o k a m i e n i a nie ma takich odej�� cho�by nigdy ciebie nie by�o ani tego domu Jak nie poznasz z korzeni ukochanego ci drzewa ani blizny � z krwi wysch�ej 36 Matka jeszcze jeste�, tak jakby� �mia�a by� w tej swojej godzinie � �mier� w po�udnie nadesz�a a jeszcze wczoraj swoj� r�k� m�wi�a� mi o m i � o � c i i �ebym powr�ci�. Oto jestem zn�w ko�o ciebie i c� powiedzie� mi mo�esz zawsze w�r�d drzew, ptakom by�a� n a j d r o � s z a spotkamy si� jeszcze. Przyb�d� tam gdzie twoje stopy �lad tak wielki pozostawi�y i nawet nie wiesz jak b�d� tych twoich kamieni broni� przed b u r z a m i * a teraz c� mog� ci powiedzie�? powiem, kiedy przyb�dziesz � zwo�am sejmik ptak�w �eby ci� wszystkie matki i nasz ojciec powita� � najgodniej * pos�uchaj mamo � ja nic nie wiem o Bogu ty wiedzia�a� najwi�cej � ale jak mam nie krzycze� i c� znaczy to moje przybycie przed ten tw�j krzy� u k o c h a n y powiedz � i ja mam tak jak ty po�egna� rzek� Twoj� i moj�? Kto� z nas musia� pozosta�, kiedy dalej w mi�o�ci razem by� nam nie pozwolono W dniu �mierci mojej matki, 30 marca 1970 37 * * * ta twoja twarz � z krzyku poznana w ska�� rozprys�a to w kamienny popi� Zakuta w �elazo, wo�asz do Boga, to s y n a � � � na r�y motyl umiera jakby po�udnia mia�o nie by� Tylko powitanie dnia. Ta twoja r�ka na po�egnanie � � � jakim� blu�nierstwem b�dzie b�l m�j? Pochylcie si� drzewa po z�amanie T u t a j j e s t M A T K A s y n a u m � c z o n e g o Syn pozosta� � nie z woli w�asnej 38 Rozmowa z pani� Ig�2 syn dro�szy od matki tak powiedzia� m�j SYN. Teraz zabrak�o dla niego kolor�w. To p��tno jest czarne syn dro�szy od matki jak stare drzewa od przebytej drogi noc od po�udnia. To by� JEGO m�dry testament � � � jak mo�esz MATKO tak prosto nazwa� b�l � to moje pozostanie. Wo�anie mojej MATKI o �mier� nie ma najdro�szej �adnej �mierci. Jak SYNA bez MATKI. To tak j a k b y p o g � � b i a n o b l i z n �. 2 Iga Szymanowicz, kt�rej syn, W�odzimierz, poeta i malarz, zgina� tragicznie (1967) w 21 roku �ycia. 39 I nie wymilcz� wi�cej (1975) 40 Blu�nierstwo to? Matce, jesieni� nas�ucha�em si� pie�ni kamiennych w popi� rozprys�ych, w blizny zabli�nionych. �e s�uchaj�c � nie wiem dlaczego dot�d j e s t e m po tych ich zagrzebanych pie�niach i jakiej�e krwi jestem. I id�c � dok�d ta moja droga. I niechby zaniem�wi�a ziemia w mur rozstrzelany. pochylona nad klombem po r��, ju� wtedy upad�a�, a wo�aj�c � jedynie szyderstwo pozosta�o po tobie. I powiedz sama, kim�e jestem teraz i jak d�ugo mo�na tak bez ciebie. I nie wa�cie si� otwiera� grob�w. I kamienia nie o�ywi� i sobie sam �ycie wyznacz�. 41 * * * Murom Torunia c� mam powiedzie� temu MIASTU? Nie by�o dla mnie �askawe, ale i ja by�em zuchwa�y, jakbym cokolwiek mia� uczyni� � wi�cej od marze� I nic nie uczyni�em, niczego wi�cej, mo�e tyle �e jeszcze JESTEM W pogardzie milcze� to tak jakby nagle dzwony zawy�y o�y�y blizny a potem � nawet popi� zaniem�wi�. I oto WOLNO��! pob��ka�em si� jeszcze po tym mie�cie i tylko wstyd �ebrakom przynios�, bo czy� mo�na �ebra� samemu niczego nie daj�c � nawet lito�ci� gardz�c? podejd� do �ciany przed kt�r� jak przed chor�gwi� kl�kn� i nie wymodl� m�j ptaku nie wymodl� � pewnie ju� zestarza�y, mo�e wi�c na gr�b tw�j przyby� ju� pora na odej�cie a ty wci�� mnie wo�asz MUROLINIE � tam by� m�j pocz�tek. I nie przyby� POETA. I pozosta� bez w�asnej zgody. ZAMILCZ MIASTO! 23 II 75 42 Poeta poganin I tak zesz�a z ziemi, by w niej �y� wieki Zbigniew Jerzyna zadrwi� ten poeta pokoleniowy i ziemi� splugawi�, jakby z kamienia by�a. Nie �y�a. Z ko�ci rozrasta�a si� w drzewa, opada�a umar�ymi. Co �yj�. nie ma takiej wiecznej ziemi o �mier� babki wiejskiej pomniejszon� dla jej �ycia. Ziemi� umar�� razem z nami. Bo chrystusowe s� kwietnie. i nie ma takiej �mierci ani kamienia ani ko�ci ani krzy�a dla kt�rych ziemia powi�ksza�aby �ycie �mier� znaczy �mier�. Jak krzyk dziecka zapami�tany. i tylko blu�ni� mo�na jak on, wiejskiej babki spadkobiercy. 23 VII 72 43 Do r�wie�nik�w po latach Alicji Je�li ju� mam powiedzie� dlaczego pozosta�em �e jeszcze b�d� �e je�eli omijam mury i jestem dla nich nie rozdmuchuj� popio��w i nie mam dla nich czci nie opluwam wychud�ych Jezus�w i nie upadam przed nimi Je�li mam wam powiedzie� dlaczego drzew nie znacz� krzy�ami i ka�da �mier� jest mi bli�sza i k�ami� teraz gdybym m�g� wam to wszystko powiedzie� � czym�e by�aby ziemia dla kt�rej tyle macie pogardy? A samouwielbienie wasze? Powiedzie� � �e tylko omijanie miejsc pustych? i aby by� wystarczy wierszom przyw�aszcza� s�owa wychud�e i tak ju� z chropowatych metafor i nie w�asnych? By��ebym w�wczas dla was poet�? Niechaj to wszystko opowie p�aczka lamentuj�ca jak na sejmik �ebrak�w id�. �eby nie rozkrwawia� ko�ci nie b�aga� o b�l. 1 listopada 1971 44 * * * w moim ogrodzie nie ma ju� ptak�w. Odesz�y na cmentarz. do tej ziemi piaszczystej i jak kamie� � niezmiennej. nie oddalaj si� ode mnie jeszcze za wcze�nie, poczeka� musz� a� z blizny kamie� przywr�c�, z ko�ci � twarz. 45 * * * i tak ju� pewnie przyjdzie mi �y� bez ko�ca. Ale jakie� to �ycie bez ludzkiej dobroci. Drzewa bez miejsca narodzenia. Ptak�w bez deszczu. Boga bez nas. jakie� to �ycie cieni bez grob�w. Ziemi bez mur�w by id�c, rozkrwawia�. Ogrod�w bez �ebrak�w. Historii bez upodlenia. Kurwy bez syna. I jest�e krzy� bez C h r y s t u s a ? ucztowali�my. Teraz d�wign� ten kamie�. Ziemi� spr�chnia�� �wiat�u przywr�c�. �eby�my byli ... �eby pom�wi� o tej nikczemnej podr�y w popio�y ko�ciste. i jak b�dziesz �ja ju� odejd�. i nie wymodl� � czego ty nie wyskomla�a�. 1 XI 71 46 * * * t� twoj� i moj� �mier� ja przepowiedzia�em i sam nie wiem dlaczego Boga czy moj� rzecz� jest to twoje odej�cie. Winienem ci wyzna�: spalonego ojca mog�a� �yciu przywr�ci�. Teraz jeste� sama. I ziemia opada twoimi ko��mi. kiedy ksi�yc b�dzie jak wtedy i klomb tw�j � porozmawiam z rzek� dotkn� kamie� i przebudz� ptaka � naszego proroka. Niech zwo�a sejmik. Niechby o�y�y trupi�gi. Nie dosz�a� � id�c do mnie id�c i prosz�c o �mier�. I psom wychud�ym � skomlenie odbierzmy. 47 * * * t�dy teraz sam powracam a przede mn� jej twarz � coraz chudsza jakby b�l zabli�niano, �wiat�o wyd�u�ano. Ptaka wo�ano nie pozostan� tutaj p�jd� za nim �eby ciebie zapyta� � jak tam ci jest i jak d�ugo pozostaniesz jeszcze beze mnie zatrza�nijcie te drzwi � pom�c wam nie mog� �eby ciszy nie wyg�usi� kamienia nie o�ywi� p�l nie zakrzycze�. I zasi�d� do wieczerzy i niech nikt nie przybywa sam z nim pom�wi� jak bolesn� jest jesie� � dla tych drzew wszystkich co wierno�� swoj� dostoje�stwem maja chcia� by� na cmentarzach 48 Godziny jak krzy�e b�l ja wybli�ni�em dla ka�dej mi�o�ci Boga � zwyrodnia�o��. W rdzy jak w bieli � czyja to twarz? cmentarze jak jesienie. Nie dla mnie dzie� jeszcze jeden. Ogarnij niebo. Nikogo tam nie ma. I jest taka szczelina co pomniejsza kamie�. A b�l? r��, Magdalenko, poeta wymy�li� �eby znaczy�a � JESTE�. i tylko to czekanie. Ja, �ebrak u�omny. Magdalenko NAJJA�NIEJSZA. i nie wymilcz� wi�cej cho�by nadesz�a godzina �WIEC. Dla mnie. 13 listopada 72 49 * * * Januszowi Kryszakowi odszed�em � m�g�bym powiedzie� � donik�d. Jak ptaki, albo jak pies z pustego �mietnika chudszy od ko�ci grobowej. a jednak nie ma takich odleg�ych miejsc do kt�rych nie szed�em � nawet upadaj�c z upodlenia A gdy ju� b�d� � jakie� mie� b�dzie znaczenie METAFORA. �w najdro�szy POEMAT? powiedz, m�g�bym by� jak ONI czy tylko by� jednym z NICH, tutaj pod tym nieub�aganym murem! O, pycho moja! Id� pio�un pi� z �ebrakami. Z moimi druhami. I nie wy�ebrzesz niczego I nie doko�czysz podr�y tak hardo i dumnie zacz�tej. Tutaj moje JA. 13 III 75 50 Drzewa z pr�chna nie poznasz (1980) Magdalenie 51 Magdalenka zasn�a� Ju� i wiatr zacich�. Ptaki ze zm�czenia poupada�y. Jutro opowiesz mi swoj� bajk�. Ja opowiem ci sw�j sen. kiedy� bardzo dawno �e nie znajdziesz tego w �adnej napisanej opowie�ci ani na cmentarzach cho�by� pozna�a z popio��w ich ko�ci. To by�o za mojej pami�ci cho� wypalono j� dla zarysowania mur�w. Oni, nie ja zaznaczyli swoj� pogard�. Nie zapami�taj tych szubienic. Kochaj w�asne sny. I ziemi� ojczyst� � dzisiaj jak RDZA. Jak skomlenie psa. i �e tw�j ojciec to znaczy ja te twoje kolorowe sny b�dzie zapisywa� najdok�adniej ju� nie dla ciebie. Ty sn�w moich nie zapami�tuj! a teraz powiedz mi Magdalenko jaki mia�a� sen o mojej matce. Ciebie ona marzy�a Albo zamilcz. Tak b�dzie najokrutniej. Twoja matka ciebie nie pozostawi kwiecie� 1976 52 * * * pozw�lcie mi kl�kn�� nie jak �ebrakowi albo jak kto� u�omny czy zwierz�. Popi� z ko�ci czy ps�w bezdomnych czy dziecka ta sama ha�ba dla takich z�oczy�c�w. Cho� wyrok inny nam przekazali poeci. Kl�cz�c nawet odwagi mi zabraknie � m�wi� co�cie uczynili, wykrwawili I tak powracam w tamte miejsca i odnajduj� jak czujny pies w�chem a przecie� wiem powracam w tamto miejsce �eby ptaki ucisza�. Zacisza� skowyt � kt�rych godno�� wystarczy ju� dla naszego �ycia. I �eby drzewa w dostoje�stwo nie wyros�y. Ani nikt nie wznosi� mur�w nie pogrubia� blizn zemsto � jak mied� zrdzewia�a wysch�a � jak obraz zamazany farb� �wie��. Kl�cz� i wydziwi� si� nie mog� � �e jestem i jest Magdalenka. 23 I 77 53 * * * Andrzejowi K. Wa�kiewiczowi powiedzie� s�owo niech jak Ziemia znaczy. W tej jej wieloznaczno�ci. Nawet drzewo co poszerza kamienie i jak popi� po tych co nie tylko za spok�j ptak�w odej�� musieli bo ich takie by�o przeznaczenie, ka�dego z nas takie jest. Ale popi� �eby Ziemi nie zabrak�o w historii dziej�w nie dla ka�dego z nas z osobna. �eby dzisiaj id�c �eby�my mogli za�wiadczy� BYLI�MY. To tyle jakby id�c i chlubi�c si� My sami wyznaczyli�my Ziemi jej dzieje. Pok�o� si� �ebraku nad t� ich niem� powag�. Rozg�aszaj to ich um�czenie cho� i tobie droga wyd�u�a si� i sam nie wiesz dok�d. I jak d�ugo b�dziesz musia� znaczy� bruku swoj� (nie z dzieci�stwa wymarzon�) od ka�dej bieli bielsz� lask�? mnie nie t�dy do pokuty i ja sobie wyznaczy�em JESTEM A by� blu�nierc� � zapami�taj � to ponad moje si�y 17 I 76 54 * * * �ebraczce z Bombaju i zn�w musz� pom�wi�. i sam nie wiem do kogo moje wo�anie. Przed krzy�em nie kl�kn�, cho� nie ma we mnie wzgardy Jeszcze raz musz� zwo�a� sejmik ptak�w niech opowiedz� co widzia�y. Co s�ysza�y. a ptaki maj� prawo w�asne cho� ludzkie �ycie. � � � � � � Przed jak� godno�ci�, dla jakiej wieczno�ci to Twoje i ich �ycie. To �ebrak�w umieranie. Zosta� tu, dla w�asnej ziemi dla ich za�wiadczenia. Nie w�asnej pychy. i nie pro� o chleb. Kwiat�w zabrak�o. Ziemia milczy. 9 II 1980 55 Niechaj ta ziemia nie zamilczy na zawsze nasza ziemia jak gr�b milcza�a. Po tych ich wyrokach, nawet nie haniebnych Modlili si� g�upcy o jej �ycie, wi�c odebrano i jej spok�j i nikt nie zna winowajcy. niech nie zamilczy ta ziemia na zawsze i nie rozdmuchujcie popio��w to najwierniejsza ziemi godno�� id�cy, kl�knij lecz drzewa z pr�chna i tak nie poznasz 56 Nie �miej si�, kiedy czyta� b�dziesz te wiersze ju� p�noc. Prosz�, id� ju� spa�, Magdalenko Twoja gwiazda w�asn� modlitw� ci wymodli. Ka�de dziecko ma swoj� gwiazd�, jak sen, jak krasnale I niebo w g��boko�� zapad�o. Zaciszy�a si� noc. Kamienie ku pierwotno�ci powr�ci�y. Wszystko si� za�ni�o, poprzeinacza�o jakby si� co� sta� mia�o. � � � � � � Ale dzie�, b�dzie jak co dzie� B�dzie jak z bajki kolorowej. A teraz �pij, c�reczko. 27 II 1980 57 Z rozproszenia (wiersze z czasopism i almanach�w) 58 Powracanie do miasta przyjacio�om � r�wie�nikom z lat pierwszej naszej m�odo�ci � po�wi�cam ten wiersz z okazji 44-lecia istnienia naszej szko�y i I Zjazdu wychowank�w i absolwent�w gimnazjum p�o�skiego my � kt�rzy uwa�amy siebie za rzeczy oboj�tne twarde my � kt�rzy uciekamy w odleg�o�ci niewymiarowe poza istniej�ce my � kt�rzy omijamy pos�gi �ciany pozacierane, miasta swoje, kamienie p o w r a c a m y d z i s i a j * powracamy do miasta powracamy do najw�szych ciemnych korytarzy powracamy do siebie � najnieoboj�tniej nienazwanie i jeste�my bli�si kamieniom bli�si niebu �drzewom zwyczajnym� dzwonom og�uch�ym bli�si w�asnemu odbiciu � bli�si wszystkiemu co tutejsze w powrotach powracamy do miasta jak ptaki do gniazd a l e j e s t t o p r a w o d o g o d n o � c i cho� wiem �e zwierciad�a najcz�ciej s� martwe powykrzywiane * ja, poeta wiejskiego krajobrazu poeta miasta kt�rego �ciany pozapisywa�em swoimi wierszami ja, dla kt�rego drogi s� nieg�uche a pokolenie rozdzieraj�ce widnokr�gi � p o z d r a w i a m w a s z e p o w r a c a n i e � * wasze powracanie pozdrawiaj� zadziwione rzeczy * ale powracajcie, powracajcie ... Pisa�em w Ilinie, w wiosce niezapomnianego mojego dzieci�stwa w latach 1960�1961. 59 Cmentarzysko Janowi Jerzemu Czarneckiemu szed�em wo�a�em ojca po imieniu ca�owa�em ziemi� kamienie puste ko�ci nas�uchiwa�em czy nie odezwie si� czyj� g�os dzwoni�y wichry o suche badyle pokrzyw k�ad�y si� wy��k�e trawy na grzbietach nagich kopc�w najbole�niejszymi obrazami wr�ci�o do mnie dzieci�stwo ujrza�em siebie rozpi�tego na krzy�u ci�arn� matk� kopan� w brzuch niemowl�ta bez g��wek ujrza�em zapadaj�cy si� wszech�wiat ze wszystkimi �ywymi p�on�y ksi�gi wieszcz�w ogrody morza przemienia�y si� w otch�anie krwi cuchn�o mi�so nie ptak�w nie ps�w ... o! ziemio moja ... wiem s� takie miejsca kretowisk kt�rych wyrzekli si� poeci malarze tam nie us�yszeliby�cie w�asnego krzyku 60 * * * Matce teraz ju� wr�c� najlepiej w po�udnie �eby palenia drzew nie by�o �eby motylom nie po�ama� r� przebaczenie trzeba wyb�aga� �eby potem wedrze� si� w g��b kamienia do dna r�y do dna blizn a� pies zamilknie a� nowe drzewo mnie pozna tutaj mog� z ptakami o drzewach co mia�y pozosta� ale burza wi�c ju� po nich mo�e kto� wyobra�ni� poszerza� jakby krajobrazy zw�gla�y tutaj we wn�trzu kamienia swoje dzieci�stwo tak jakbym dzi� za motylami to za �wiat�em po zburzeniu nieba i r�ka aliny wracam � oto krzy� i matka co o mnie i ja sam � wi�c nie oddalajcie si� ja tutaj jak dziecko do kolor�w jak echo w g��b korytarza jest tu drzewo i jest ptak �e gdy na kamieniu to drzewo zaczyna moj� histori� a ptak �ebym wraca� � i nie tylko w po�udnie aleja nic nie wiem o godno�ci tych rzeczy wi�c jak�e mog� przeciw tobie drzewo kochane i jak mog� otworzy� kamie� � moje oddalaj�ce si� dzieje odchodz� � i powr�c� gdy tylko nowe drzewo mnie pozna gdy pies zamilknie gdy ptak stary za�piewa Ilino, 65 61 Pokolenie 60/62 Januszowi �ernickiemu i oto jeszcze bez s�owa tak zaczyna swoj� podr� ka�dy ptak i �wiat�o kiedy tylko p�knie marmur albo kamie� i oto my jeszcze z norwidem jeszcze z komun� parysk� na pocz�tku zawsze razem takie prawo rewolucji i �eby legenda cho� nie o to nam wtedy i tak teraz ze znak�w kszta�t m�wicie dzisiaj tylko znaki w linie barokowe i tak za �cian� aby nie by�o twarzy a przecie� przeciw nie z zemsty nawet ptak nie upada cho� run�� musi dla godno�ci �eby s�owa czas ten co jest naszym �eby by� trzeba zawsze przeciw i nowe wiem to dlatego znaki? � tak nawet r�wie�nicy z grodu jadwigi ja przeciw i nie wiem jaka droga teraz ju� nawet krzyk jest cisz� i cisz� nie po to by s�ysze� i nie takie znaki ale �e s� niech b�d� i nie jest w was dzi� tyle kwok �e wiersz zastyga nim jest nim a m�g�by w auror� wi�c moje uwielbienie w pocz�tku cho� czas by wiersz ju� by� Ilino, 65 62 Christiane dziewczyna zakochana w saint john persie Cz. I moje miasto Guerniko um�czona teraz Nike dla Was wtedy krzy�e nie dla wszystkich sk�d tyle nawet �wiat�o czernia�o w rozdartym murze oto chopin pos�uchaj christiane i nie wiem kt�ry mur i nikt �e krzy� tutaj jakby tego nie by�o. Krwi� zapisane karty kronik. Pami�tamy! * kto mur do wn�trza rozedrze aby nie by�o domem kto twarz twoj�, pi�kna, przed zwierciad�o dla godno�ci kto �ebrakom r�e lecz czy r�a dla �ebrak�w. Nie blu�nij! * miasto nie umiera gdy lud w�asne dzieje ale jak�e nie umrze miasto gdy ju� tylko legenda i niechby by�a ale kto nowe dzieje. Ten lud nie ma miasta! Lud umiera! poeto, doko�cz poemat � ! Cz. II kochasz saint john persa christiane a ja �e w�osy masz z kolor�w z dna wn�trza r�y tyle w nich ciebie �e tylko w uwielbienie poety wyobra�nia albo r�ka �e kamie� o�y�by jej ciep�em a szyja po prostu linia �wiat�o w szczelinach cho� dalej �ciana nie wiem czy mo�na inaczej i ka�dy malarz inny obraz. Przysi�g�bym! Noc. Niebo �e nawet twoje oczy nie dosi�gn� ptaka m�wisz � i john zaniem�wi� cho� krzyk we mnie. Milcz! nie wiem czy odej�cie naszego ksi�yca niebo uczyni pustym * i jak teraz o tobie christiane nago�� drzew z b�lu kto nazwa�by ich umieranie bez dotyku r�a zastygnie a c� ze mn� i jak ty teraz 63 * wi�c saint john persa wys�ucham mo�e noc nasza powr�ci mo�e r�ka twoja po klawiszach chopina milczenie w krzyk i krzyk w milczenie! Jeste� i czym bez ciebie! * zamilcz, wierszu, jest jesie�, ptaki odchodz� ptaki powr�c� i my zn�w rozpoczniemy drog� nie dla b�lu jak ksi�yc co widzia� � Stambu� � Ankara, sierpie� 1965 64 * * * Ojcu zamordowanemu w O�wi�cimiu tych omijanych dzisiaj miejsc wolno� to zapomina� albo li tylko upada� i zamilcze� jakby t�umu by�o to rozkrwawienie a nie ich i znowu grob�w przyb�dzie a mog�yby tutaj jeszcze d�ugo przybywa� ptaki i cho� przyb�d� � inn� i trwalsz� b�d� zapami�tywa� �mier�. Tak zawsze jest i jest to najwi�ksze umieranie Dla nas co jeste�my? Dla was co b�dziecie? Dla krwi zwyk�ej a przecie� innej w kolor i w b�l czerwie�szej dla jakiej wielko�ci, z pogardy jakiej � koniecznej czy dlatego �e Bogu zabrak�o lito�ci i takiej zapragn�� daniny? I jeszcze powr�ci s�d nad wami co�cie bezprawnie s�dzi� zapragn�li i kt�rzy s�d powo�uj�c ziemi w�asnej nie wi�cie ani ludu. Niechaj to co by�o nawet przeciw Wam nie b�dzie 65 * * * Mojej matce, w rocznic� �mierci ta twoja twarz w gorycz przeinaczona �e B�g nie chcia�by us�ysze�. I nadesz�a �mier� zza grobu � wiedzia�em. I b y � � e o n w t e d y ? nie czekajcie na mnie � do jeruzalem nie przyb�d�, moja droga gdzie mury znacz� mury. Tam ciebie odnajd� i tylko krzy� ci p r z y d � w i g a m. a potem niech kamie� popio�em b�dzie ptak � niebem a upadaj�c ziemi� si� sta�cie. A popi� � �eby nie m�wi�. Nie dotykajcie! Z b�lu ta mi�o��. �e pozosta�em �e jestem i nikt nie powie �e tak by� powinno 30 marca 1971 66 Proces przeciw w�asnej matce pom�w ze mn� drzewo tak pochy�e, �e nie pami�tasz ju� mnie. Z modlitw wyros�e, z mi�o�ci po��dliwej. Ja tu by�em. z rzek� zro�ni�ty jak jej dno w burzach przewidywa�em sw�j los. Tylko ty ptakom upad�ym poszerza�a� jesie� � sama kamienna. i wiedzia�a�, �e �mier� z upodlenia nadchodzi cho� B�g twarz twoj� wy

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!