5115

Szczegóły
Tytuł 5115
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5115 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5115 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5115 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5115 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI Wspomnienia Wo�ynia, Polesia i Litwy Nulla dies abeat quin linea ducta supersit 2 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 3 Ja�nie Wielmo�nemu Antoniemu Urbanowskiemu Na pami�tk� chwil w domu jego sp�dzonych ofiaruje Autor 4 WST�P C� pocz�� z sob� , powiedzcie mi, gdy przyjd� d�ugie pos�pne wieczory zimowe? Kto nie mo�e Ci�gn�� kaba�y albo plotek s�ucha�, ani polowa�, a nie ma co czyta�; kto jeszcze ze wszystkim wyrzek� si� s�odkiego powierzania swych my�li papierowi � ten musi, je�li nie z przekonania, potrzeby i obowi�zku ( bo z tego �wiat pr�dko wyprowadzi), to przynajmniej dlatego pisa�, �eby nie pr�nowa�. Pozwolicie czy nie � m�wi� z sob� szczerze moi nie�askawi czytelnicy? � Sto razy dawa�em ju� sobie s�owo nie pisa� dla was wi�cej, widz�c tak oboj�tne przyj�cie pisz�cych, tak ma�� u nas czytelnik�w liczb�; lecz sto razy znowu nieszcz�sny pop�d czy na��g wtr�ca� pi�ro do r�ki i pisa� mi kaza�. Patrz�c na stosy r�kopism�w, kt�re ksi�garze odrzucaj�, grzecznie si� k�aniaj�c, patrz�c na tyle chwil, kt�re tym sposobem wyj�te z �ycia zosta�y i lez� bez u�ytku, nieraz my�la�em � na c� pisa�? I na pierwszej karcie my�l ta zabija�a pop�d i ochot� . Dzi�, oboj�tniejszy na los tego pisma, czy go kto czyta� b�dzie, czy nie, bior� pi�ro jako lekarstwo od d�ugich wieczor�w pustych, kt�re moje nowe �ycie ca�kiem prawie pr�nymi zostawia. Do wszystkiego przywykn�� mo�na, lecz na��g ci�g�ego zatrudnienia nie da si� przezwyci�y�. Kto raz czas ceni� umia�, na�ogowie potem pr�no ulatuj�ce chwile widzi z niepokonan� bole�ci�. Okoliczno�ciami zamkni�ty na wsi w miejscu ma�o znajomym, bez stosunk�w prawie, dla tysi�ca drobnych zatrudnie� gospodarskich zmuszony siedzie� i siedzie� d o m a , pozbawiony ksi��ek, musz� pisa�. Wybaczcie� mi ten wielki grzech. A ze poetyczne my�li zabi�y gospodarskie k�opoty, �e historia potrzebuje materia��w, kt�re trudno mie� zawsze pod r�k�, musz� przedmiotu do obraz�w szuka� Kolo siebie, przed sob�, przekonany, �e nie ma rzeczy na �wiecie niegodnej uwagi i opisu, �e przes�d dawny ograniczaj�cy tak �ci�le przedmioty b�d�ce materia�em do pisania jest niesprawiedliwy. Wszystko w swoim sposobie u�ytecznym by� mo�e, gdy si� tylko zastanowi� zechcemy. Ka�dy kraj, ka�dy k�tek, ka�dy cz�owiek, mo�e by� ludziom nauk�, arty�cie wzorem lub pomys�em. Dzikie lasy Ameryki Coopera, stare zamczyska Szkocji Walter Scotta czym�e s� wy�sze od obraz�w jakie nastr�czy� mo�e nasz kraj s�owia�ski? A historie naszych zamk�w, miast i horodyszcz ile� to poezji ukrywaj� w sobie! Niestety, zawsze szukamy obraz�w daleko za sob�, przed sob�, nigdy ko�o siebie. Jest urok w obcej stronie , a swoje tak si� os�ucha, opatrzy, spospolituje, �e wre�cie stracim dla niego uczucie podziwienia, jakie�my mu winni, a nawet poznajomi� si� z nim bli�ej zaniedbywamy jedynie dlatego, �e machinalnie, materialnie znamy je a� do znu�enia. Dlatego tez cudzoziemiec nowo przyby�y �ywiej wszystko czuje, wi�cej u nas zobaczy, lepiej opisze. 5 T� skorup� zwyczajnie otaczaj�cych nas przedmiot�w ma�e usi�owanie postrzegania �atwo rozbije. Chciejmy tylko zastanowi� nad swoim krajem, a znajdziemy w nim tysi�c wdzi�k�w, tysi�c pami�tek, tysi�c godnych zastanowienia przedmiot�w. Prawda, ze pierwsze pr�by poufa�ych tegoczesnych opis�w nie oswojonym z nimi czytelnikom dziko w uchu zabrzmi�; prawda, �e niejeden swoich stron opis, znajomych os�b wzmiank� z oburzeniem przyjmie, jak ods�onienie niedost�pnego przybytku, w kt�ren si� l�ka wpu�ci� oko profan�w. Lecz wsz�dzie pocz�tek trudny, a wszystko jednak�e zacz�� trzeba. Dawno nawyk�y nie zwa�a�, co ludzie m�wi�, byle bym sam nic do wyrzucenia nie mia� i teraz przyjm� wrzaw�, krzyki, uraz�, jak przyjmowa�em najcz�ciej � milczeniem. Wolno je sobie jak chc�c t�umaczy�. Tak samo przyjm� krytyki najniesprawiedliwsze, tak samo jeszcze przyjm� pochwa�y, kt�rych si� nie spodziewam i nie ��dam. Zamawiam sobie tylko, aby nikt nie chcia� kilka karykatur, jakie si� tu znale�� mog�, bra� do siebie. By�oby to albowiem �mieszno�ci� nie przebaczon� ju� dzisiaj, ludziom ostrzelanym tyl� obrazami fantazyjnymi, �e gdyby si� w ka�dym z nich szuka� chcieli, ca�e �ycie strawiliby na tym dr�cz�cym zatrudnieniu. Sceny historyczne, wspomnienia i opisy miejsc jak naj�ci�lej, jak by� mog�o, prawdziwie, a nigdym si� ich sobie nie pozwala� domy�la�. Wszystko mo�na sprawdzi� na miejscu i w ksi��kach. Na koniec, poniewa� u nas jeszcze pisarze z czytelnikami w takich s� stosunkach, w jakich byli w literaturze reszty Europy przed stem laty i wi�cej, potrzeba, �ebym do powszechnego stosuj�c si� zwyczaju, przeprasza� ich za to, �em si� pisa� odwa�y�, prosz�c o �askawe wzgl�dy, pob�a�anie itd. Pozwalam sobie jednak nieco star� form� odmieni� i prosz� tylko, �eby mnie czytali � nic wi�cej. Zgadzam si� � prosz� nawet krzycze�, ha�asowa�, krytykowa�, gniewa� si�, �aja�, s�owem, daj� wszelk� a nieograniczon� wolno�� moim nie�askawym czytelnikom; lecz na mi�o�� Boga! � chciejcie� czyta� przynajmniej. 6 JARMARK W JAN�WCE Zacznijmy po jarmarku, tej gminnej uroczysto�ci tak weso�ej, tak charakterystycznej u nas. Na co mamy cyrklowa� t� ksi��k� wspomnie�? Id�my, gdzie nas oczy ponios�. Oto jeste�my w ma�ej mie�cinie Polesia Wo�y�skiego, Jan�wce. Ma�o kto zapewne zna j�, pr�cz s�siad�w, bo bardzo male�ka, zasuniona w lasy i ustronie, siedzi na piasku ca�y rok spokojna, a o�ywia si� dopiero na wielki jarmark w dzie� ��. Szymona i Judy w pa�dzierniku. Nale�a�a ona niegdy� podobno do mo�nej dzi� upad�ej prawie rodziny Sapieh�w. S�awny jej jarmark przynajmniej promieniem sze�ciu mil doko�a �ci�ga �yd�w, wie�niak�w, ekonom�w i drobnych w�a�cicieli, z wo�ami, ko�mi lub po wo�y, konie itd. Wo�y jednak�e, zowi�ce si� tu wsz�dzie t o w - a r e m per excellentiam, w istocie najwa�niejsz� cz�� targu stanowi�. Nie zachwyca wcale po�o�enie zupe�nie poleskie Jan�wki; trudno, aby w nim najbardziej uprzedzone oko znalaz�o pi�kno�� jak� (jakkolwiek pi�kno�� w stosunku do smaku jest wzgl�dn�). To pewna, �e trzeba by si� urodzi� w Jan�wce, �eby si� pi�kn� wyda�a. Kilkana�cie chat na piaszczystym polu roz�o�onych, jedna karczma pusta, pusty tak�e a do�� obszerny ko�ci� z klasztorem Bernardyn�w, rynek szeroki, kt�ry rok ca�y traw� zarasta nim go w pa�dzierniku wydepcz�, kramiki drewniane raz w rok tylko zaj�te, m�ynek ma�y nare�cie � wszystko to nie jest malowniczym na r�wninie i piasku w�r�d bajrakowatych i pokrzywionych sosen, lecz dzie� jarmarku, dzie� wielki i uroczysty dla arendarza, nadaje tej pustyni poleskiej poz�r o�ywiony i charakterystyczny. Po wszystkich drogach wiod�cych do miasteczka ci�gn� si� furmanki liczne, wozy, bryczki kryte i niekryte, je�d�cy, pieszaki, budy p��cienne nadziewane �ydami i rodziny Poleszuk�w, w kt�rych twarzy pr�no szukasz �lad�w pomi�szanych plemion, jakie dawniej zajmowa�y Polesie. Rynek ca�y nape�nia si� a� pod ko�ci� i wylewa a� za p�oty. Liczne wozy �ciskaj� si� jedne ko�o drugich, a te, jak �atwo si� domy�le�, staj� si� ogniskiem jarmarku, mianowicie przy karczmie, gdzie po��dany spija si� m o h o r y c z. Mohorycz jest to gdzieindziej zwany b o r y s z, dodatek do ceny towaru, p o c z a s t k a, bez kt�rej wie�niak nie przeda nigdy, a gdy kupuj�cy odm�wi, targ nawet zrywa. Ku po�udniowi coraz zgie�k si� powi�ksza, ze wszystkich stron s�ycha� �ywe rozmowy i najrozmaitsze odg�osy. Tam w� ryczy, tu ko� r�y i wierzga w bok przechodz�cym, piszcz� wieprze poprzywi�zywane na wozach, rzucaj�c si�, a wielka liczba k�z, kt�re si� tu dobrze p�ac�, ��czy sw�j g�os z tysi�cem innych, w kt�rych jednak g�os pana �wiata, cz�owieka, zawsze prawie g�r� trzyma. Trudno jest odmalowa� rozmaito�� postaci, g�os�w, rozm�w, charakter�w, fizjonomij, ubior�w, jaka si� tu �ciska i kr�ci. �ydzi z bezmianami na plecach, jak z bron� swoj�, w��cz� si� za lnem, grzybami i woskiem; Poleszucy w bia�ych sukmanach z pasami czerwonymi lub z czarnej sk�ry, z kalitk�, krzesiwem, papu�� tytuniu i nieodst�pn� fajk� w z�bach, kopc�c� im nieustannie pod nos i gasn�c� co chwila, i piliponi w wysokich 7 kapeluszach i ogromnych butach, wzrostem i strojem w t�umie widoczni, �yd�wki brudne, odarte i chciwe, kobiety poleskie w chustkach, z u�miechem na ustach a kurami na r�ku, Holenderki w dziwacznych p�aszczykach z paskowatych kolorowych spodnic, Holendrzy ze swoj� rodzim� fizjonomi�, Cyganie z czarnymi, rozczochranymi w�osami itd., itd. Nare�cie nieocenione figury pan�w ekonom�w w czapkach uszatych, w surdutach szarych, z kijami w r�ku, z pogardliw� min�. A wszystko to w niepoj�tym ruchu i o�ywieniu wszystkich cz�ci cia�a; zacz�wszy od piernik�w i obwarzank�w a� do wo��w i koni wszystko si� porusza i �yje. Wsz�dzie brz�cz� pieni�dze, na twarzach pali si� ch�� zysku, nadzieja lub zaspokojona rado��. Pod namiotem nad pow�zkami zaimprowizowanym w�r�d rynku ruski kupiec z �ucka rozwiesza swoje kolorowe towary, z daleka mile ja�niej�ce oczom Poleszanek. Tu ci�nie si� ciekawie i chciwie po�eraj�c oczyma chustki i perkale �e�ska po�owa jarmarku, rozwi�zuje starannie w�ze�ki dla kupienia niedrogiego stroju cen� kilku kur lub starej faworyty kozy, kt�r� ju� �ydek przemy�lny zar�n�� w�r�d rynku. Obok przemy�lne �ydki w kramikach siedz�, nie odurzeni nat�okiem os�b, wrzaw� i krzykiem, wszystkich wo�aj�, n�c�, prosz�, ci�gn� do siebie, k��c� si�, targuj�, bij� nawet i razem zdaj� jeszcze reszt�, uwa�aj�c, �eby jak najg�adsze oddawa� z�ot�wki � z zadziwiaj�c� przytomno�ci� wszechstronn� i talentem nieocenionym. Mi�dzy wielom�wnym �ydem a cichym kupcem ruskim waha si� �e�ska po�owa, bo �yd ma swoje przyci�gni�cia sposoby, zna serce ludzkie tradycjonalnie, uczy� si� go razem z Talmudem od ojca, wie szerokie drogi i kr�te �cie�ki, kt�rymi do niego wej�� mo�na, ma tysi�c �rodk�w na pokonanie ludzi tak bezbronnych, gdy im chodzi o zrobienie przyjemno�ci sobie. Przyci�gaj�c do kupna, �echce pr�no��, wabi oczy, poci�ga serce i durzy g�ow� nieboraka. Niejeden sam nie wie, dlaczego i na co kupuje, a nie umie si� oprze� urokowi �ydowskich zach�ce�. � Nu! Czy to ty zginiesz, jak kupisz! Aj wej! Tak ma�a rzecz! Tu wasza ekonomowa kupowa�a ten sam cyc i dro�ej zap�aci�a, a ja wam taniej oddam po znajomo�ci. Bodajbym zgin��, kiedy nie na strat�. Ale to reszta. Albo to ty nie mo�esz tego mie�, co ekonomowa? A wej! A ty siebie nie poznasz, jak si� ubierzesz! Nu! Nu, bierz, ju� ja odmierzy�, na, masz! � Kiedy nie ma pieni�dzy. � Jak to nie ma? To mo�e ty co masz na przeda�, czy to ty nic nie przeda�? itd. A podusznego przysi�gli poczekaj�, ty jeszcze zbierzesz, a wej! Nieco dalej kupa sukman, �witek, burek, p�aszcz�w, przy wielkiej skrzyni le��ca, otoczona jest gromad� kupuj�cych, kt�rzy si� dziwi�, ubrawszy si�, i u�miechaj�c na zwodnicze pochwa�y przedaj�cego. � A! a! Ty inszy cz�owiek! To ty dom kupujesz nie sukni�, a jaka ciep�o��, a jaka to moc, a wej! Nu, co ty targujesz, ja tylko dla ciebie za t� cen� przedaj�. Ty stary znajomy! Nu, nu, bierz a p�a�! Troch� dalej znowu stoi w�z z ko�uchami, gdzie podobna powtarza si� scena. Za nim drugi, nad kt�rym wytkni�to wysok� tyczk� z par� but�w; ten jest sklepem napr�dce urz�dzonym rozmaitego obuwia, gdzie bogatsi Poleszucy d�ugie, czarne, za kolana zachodz�ce buty kupuj�. Tu� druga tyczka nad wozem wywieszona wysoko z roztrzepan� papu�� tytuniu wagi wie�niak�w do ulubionego im przysmaku. Wielki sklep czapek rozmaitych, rozwieszony na �cianie karczmy, zachwyca ch�op�w otwieraj�cych przed nimi g�by. Stoj� przed nim w swoich obdartych bia�ych czapeczkach sukiennych lub wyszarzanych barankowych, pretendenci do nowych probuj�, patrz�, zagl�daj�, u�miechaj� si�, naradzaj�, a kupiwszy wreszcie � odchodz�, ciesz�c si�, poprawuj�c i ogl�daj�c si�, czy ca�y jarmark patrzy na ich now� czapk�. To tak samo, jak w Warszawie. 8 Dalej jeszcze w szynku dymi� si� ogniska, ko�o kt�rych jesiennym zimnem sko�nia�e r�ce grzej� Poleszuki i fajeczki swoje zapalaj� i garnki przystawuj�, �piewaj�c weso�o. Poleszuk bowiem gdziekolwiek stanie, cokolwiek robi, tak lubi ogie� i dym, �e w lipcu nawet zapala ognisko przez na��g, a razem dla ulubionej swojej fajki, kt�ra mu ci�gle ga�nie. Pod �ci�nionymi w rynku wozami le�� d�ugie tr�by drewniane osikowe, kt�rych przeznaczenia trudno obcemu na pierwszy rzut oka odgadn��. S� to dymniki czyli kominy chat poleskich, kt�re pijani, �miej�c si�, a r m a t a m i nazywaj�. W wozach same gospodynie na workach siedz�c, czekaj� kupc�w, a gospodarze najcz�ciej w karczmie siedz� lub za pokupk� si� w��cz�. Niema�ym towarem s� tu ko�a obodne, �yka na posto�y, �apcie czyli kurpie, kt�re p�kami powi�zane, wisz� na wozach. U p�ot�w stoi wi�ksza cz�� wo��w przeznaczonych na przeda�, �uj�c chciwie zarzucon� im gar�� s�omy; ko�o nich kr�c� si� �ydki i panowie wolarze. Droga id�ca do m�ynku od klasztoru zowie si� uliczk� ko�sk�, przez ni� nieustannie ch�opi ze swojemi chmyzami, ekonomowie z odpasionymi kalekami, �ydzi z wypracowanymi szkapami przeje�d�aj� si� klaskaj�c z bicza. Kiedy niekiedy targ ich zatrzymuje, znawca opatruje, maca gruczo�k�w pod gard�em, ogl�da nogi, z�by, u�miecha si� i targuje. A w targu jest sztuka i wielka sztuka. Kto nie umie kupowa�, ten i przep�aciwszy, nie kupi, trzeba mie� do�wiadczenie i zimn� krew kupca z profesji, �eby dobrze kupi�, a nade wszystko potrzeba cierpliwo�ci. Nawet str�j w�a�ciwy przyk�ada si� do dobrego kupna, bo kupiec powinien by� dosy� obszarpany, w baraniej czapce, z kijem w r�ku i min� mie� zbiednion�. Zwyczajny targ od trzeciej cz�ci ceny si� zaczyna i zarywa na k��tni�, kt�ra powoli potem si� u�mierza, a� do ugody przyjdzie. Ku po�udniu zwi�ksza si� liczba ichmo�ci�w, kt�rzy z fajkami w ustach, z laskami w r�ku, najpowa�niejsz� cz�� jarmarku stanowi�, pa� tak�e i panienek kapeluszowo-szlafrokowych, kt�re si� niespokojnie ogl�daj�, czy kto m�ody, przystojny, na nie nie patrzy. Niekt�re fizjonomie dobrze dokonana przeda� o�ywia, inne dobre kupno, inne jeszcze dobry trunek, smutnie tylko ziewaj� ci, kt�rym na wyjezdnym z domu stara baba z pr�nym wiadrem przesz�a drog�, i kt�rzy dlatego nic zarobi� na jarmarku nie mogli. Na ko�skiej uliczce ko�o wo��w ku wieczorowi dopiero brz�cz� pieni�dze, bo ka�dy kupuj�cy w nadziei, �e przedaj�cy spu�ci z ceny, czeka z kupnem do wieczora. Wieczorem obraz jarmarku ca�kiem si� odmienia. Jak wszystko, co si� ko�czy, jak bal, gdy �wiece gasn�, jak gra, gdy stolik odstawuj�, jak wszelki sza�, gdy po nim tylko usta spalone zostan�, tak i jarmark smutny jest przy ko�cu. Niestety! Wszystko si� ko�czy� musi. Tam pijani, pokrwawieni troch� lub tylko pob�oceni, taczaj� si� z babami za r�ce trzymaj�c i �piewaj�c chrypliwie, powoli i cicho. �ydzi �piesznie pakuj� reszt� towar�w, zmierzch pada. W karczmie rozbite kieliszki i szklanki, pobluzgane sto�y, b�ota pe�no, pijacy �pi� pod �awami. Na rynku drzemi� przygas�e ogniska, walaj� si� szcz�tki jad�a, stare �apcie i szmaty, tam i �wdzie krew zabitych baran�w psy li�� spokojnie. Ko�o p�ot�w zna� po �ladach wo�y, kt�rych ju� nie ma, ko�ki z nich powyrywane, gdzieniegdzie wytratowana ziemia, tam co� rozsypanego, tam rozlanego. Po drodze wozy r�nie sprz�one ko�mi, wo�ami, wracaj�. Wszyscy weseli, bo wszyscy prawie pijani, pr�cz �yd�w. Cygan z �on� i synow�, czarny, zasmalony, odarty, kt�remu koszula przez ko�uch z boku wygl�da, gada jeszcze w k�cie z ch�opem, tajemnie i po cichu. Ten czapk� now� nasun�wszy na uszy, z fajk� zagas�� w z�bach, z krzesiwem w r�ku, kt�re z kalitki doby�, krzesze ogie� po palcach i skrzesa� nie mo�e. Dwie Cyganki z czarnymi w�osami a bia�ymi z�bami otaczaj� go ze dw�ch stron i g�adz�c pod brod�, staraj� si� przekona�. Wszystko si� pakuje, wyje�d�a i �pieszy do domu, przed chatami mieszczan �egnaj� si� z nimi ich krewni, powinowaci, kumy, swaty i znajomi ze wsi s�siednich, ca�uj� si� i rozchodz�. Ta scena jest najczystsza i najczulsza ze wszystkich obraz�w jarmarkowych. 9 � Dzi�kujem za wszystko � wo�aj� odchodz�c. � Wybaczajcie to � odpowiadaj� gospodarze. � D o b r z e w y b a c z y � n a j a d � s z y s i �. Jest to dos�owna forma dowcipnej odpowiedzi, kt�r� sto razy �miechem naiwnym i prostym przyjmuj� i zawsze jak gdyby now�. Po czym gospodarze uk�ony jeszcze z daleka przesy�aj�, zwracaj�c do chaty. A mo�e ciekawi jeste�cie jak siedziba Poleszuka zamo�nego wygl�da? Podw�rko otoczone jest chlewkami r�nego kszta�tu i wielko�ci, b�otniste, �cie�k� wydeptan� przedzielone, prowadz�c� do sieni, w kt�rych du�y wieprz karmny poufale chodzi i mruczy, znaj�c, �e jest faworytem domu. Kilka kur sadowi si� na belce do snu i trzepiocze uk�adaj�c skrzyd�a. Przez wysoki pr�g wchodzi si� do bia�ej izby, izby paradnej, gdzie jest piec, na kt�rego przodzie pal� si� ska�ki smolne, ko�o pieca �awa, w g��bi pocz�te kro�na, ko�yska dziecka i st� tak�e otoczony �awami. �ciany doko�a opasuj� �awy. Ku drzwiom stoi ceber, ra�ka, garnki na p�kach i kwarta stara. W g��bi, w k�tku pod obrazem dzie�a chlebna szanowna, powa�ne zajmuje miejsce pod opiek� b�yszcz�cej N. Panny, roztaczaj�cej nad ni� sw�j p�aszcz gwia�dzisty. Nade drzwiami i oknami krzy�e i symboliczne s�owia�skie charaktery wej�cia wszelkiemu z�emu broni�, wyci�te pobo�n� r�k� dziaka, kt�ry dla wiecznej pami�tki doda� na �redniej belce rok 1790. Pr�no by tu kto szuka� �ladu pod�ogi, nie ma jej, tylko ubita ziemia. Okna male�kie, w cz�ci z okr�g�ych szybek z�o�one, a przemy�lny gospodarz �ciany swoje, czysto wybielone, glink� ��t� do po�owy od spodu, �eby mu nowej �wity nie bieli�y, poci�gn��. Na �awie pod piecem siedzi stara kobieta z fajeczk� w z�bach, z oczyma wlepionymi w garnki, ko�o drzwi szczepie drewka wysoki parobek, z fajk� tak�e, m�oda kobieta ko�ysze dziecko, drzemie i �piewa. Takie jest wn�trze chaty janowskiej. Tymczasem na drodze wiod�cej ku m�ynkowi rozmijaj� si� bryczki, w�zki, konni i wszystko opuszcza miejsce jarmarku, na ca�y rok puste znowu jak przedtem, a� do ��. Szymona i Judy. 10 STYR I HORY�1 Jedn� z rzek Polesia najznaczniejszych, po Styrze, jest Hory�, kt�rego brzegi nie bez przyczyny z pi�kno�ci s� s�awne. Nad Styrem, r�wnie jak nad Horyniem, wiele jest osad i �lad�w bardzo wielu zamczysk obronnych, dawniej zawsze prawie u zbiegu rzek lub przynajmniej nad ich brzegami stawianych. Styr, rzeka sp�awna, wyp�ywa z g�ry niedaleko s�awnego w historii Wo�ynia zamku Oleska, a wpada w Prype� na Polesiu. Wylewy jego zapewniaj� zbiory obfite siana lub jarzyny na ��gach nadstyrowych, byle tylko zbyt d�ugo nie trwa�y i powt�rzy�y si� p�n� wiosn�; a wody u�atwiaj� handel drzewny, wiele dawniej znacz�cy dla Polesia, bogatego w lasy towarne. Tutejszym mieszka�com Styr jest tym czym Nil dla Egiptu. Bogaty w ryby, jako bielusz�, czasem trzy�okciow�, g�owacza (ho�owel), p�ocice, mareny, kie�by, wierozuby itd., p�ynie ci�gle prawie lasami i ��gami, rzadko bardzo brzegi ma dost�pne i suche. Nad nim, pr�cz bardzo wielu innych, stoj� zamki �ucki i czartoryjski. Hory� poczyna si� ko�o Usteczka na Wo�yniu, obfituje w ryby, brak mu tylko niezdrowych a tak smacznych w�gorzy. Znaczniejsze stawy na tej rzece, kt�re jeszcze nasz Rz�czy�ski wspomina2, s� w Butynie, M�ynowie, Muszkowicach, Wi�niowcu, �ozach, Predmirkach, Pa�kowcach, Jampolu, Lachowcach, Zas�awiu. Opr�cz po�owu wierozuba,3 wsp�lnego Horyniowi ze Styrem, S�ucz� i Strumieniem, opr�cz czeczugi (sturio minor vel oxyrinchos), baj� nam nasi dawni naturali�ci o per�ach nawet w Horyniu pod Ostrogiem, kt�re raz na wiar� obcych wzmiankuje Rz�czy�ski, 4drugi raz ju� jako naocznie widziane, niewielkie. 5Lecz to najmniejsza dzi� osobliwo�� Horynia. Ten�e naturalista wspomina r�g jednoro�ca jaki� wykopany pod Bahurynem, pod Zalinem i gajem Chodaki 6nad Horyniem, kt�remu osobliwsze w�asno�ci lekarskie przypisywali empirycy.7 Jad�c brzegami Horynia od wsi Cepcewicz niedaleko miasteczka Bere�nicy, odkrywaj� si� pi�kne, w�r�d kt�rych ta rzeka wst�g� p�ynie. Cepcewicze, wielka osada, dzi� na wielu drobnych podzielona w�a�cicieli, ma jeszcze ruiny wielkiego i pi�knego pa�acu i pusty ogr�d. �aden z tych, kt�rzy po cz�ci rozerwali za d�ugi t� pi�kn� osad�, nie chcia� wzi�� na siebie ci�aru, jaki by na niego spad� z obj�cia ruin pa�acu, i tak budowa tak, jeszcze nie stara, 1 G.Rz�czy�ski, Auct[uarium historiae naturalis. B.m.d] 1742, s.200 2 Auctuarium [historiae naturalis...], s.197 3 [G.Rz�czy�ski], Historia naturalis curiosa[Regni Poloniae,Magni Ducatus Lithuaniae annexarumque provinciarum in tractatus XX divisa.Sandomierz 1721 s.136 4 Historia naturalis curiosa s.32 5 Auctuarium [historiae naturalis...],s.67 6 Auctuarium [historiae naturalis...],s.14-15 7 �...vires praecipitantes, diaphoretices et alexi pharmacas�, id[em], ib[idem].(dzia�anie przeczyszcaj�ce, moczop�dne i moc zapobiegania truciznom�) 11 opuszczeniem zniszcza�a. Stare drzewa, widok na ��gi dalekie, ruiny pa�acu na wzg�rzu zdobi� bardzo Cepcewicze. Od tej wsi jad�cy brzegiem Horynia zaczyna spotka� kurhany czyli mogi�y, zabytki wojny jakiej� i rzezi, skupione ko�o osad po kilka i kilkana�cie. Miejscowe podania nic o nich stanowczego nie m�wi�, wiek ich jednak pokazuj� jawnie poros�e na nich ogromne ju� sosny. Ko�o samych Cepcewicz a wjazdu od strony Bere�nicy jest gromada takich kurhan�w, w�r�d kt�rej wywr�cony krzy� le�y, a dalej jad�c, spotyka si� ich rozsypanych mn�stwo. Mimo sprzecznych poda� o Szwedach i Tatarach, zdaje si� by� niew�tpliwym, �e to s� zabytki rzezi kozackich za Jana Kazimierza. Wiemy, �e w jednym zawieszeniu broni Kozacy po Hory� � rzek� obowi�zani byli trzyma� si� spokojnie; to wi�c by� musz� mogi�y z rzezi pierwszych po przej�ciu nieprzyjacielskim Horynia. Wszystkie kurhany w tej cz�ci kraju do tej epoki, zdaje si�, odnie�� nale�y. W r�nych stronach Polesia Wo�y�skiego z tej�e epoki znajduj� si� mogi�y niedaleko osad, zamczysk i horodyszcz starych. Inne, po kt�rych rozkopywaniu nic si� nie pokaza�o, mog� by� kopcami, kt�rymi Tatarzy, p�dz�c w g��b kraju zagony, znaczyli drog�, kt�r� szli, aby nazad, spl�drowawszy kraj, po nich z �upami na stepy trafili. Gdzie ich jest kilka lub wi�cej, kurhany tutejsze s� zabytkiem wojny a mo�e �ladem dawnego sm�tarza, pojedyncze za� po lasach, je�li si� jakim podaniem miejscowym nie t�umacz� i nazwisk osobnych nie maj�, mog� by� wspomnionymi kopcami dro�nymi Tatar�w. W og�lno�ci Polesie Wo�y�skie nosi w gruzach zamczysk starych, w mogi�ach i wa�ach, �lady wielu wojen i kl�sk przesz�ych, kt�re prze�y�o. Na wielkiej liczbie trafiaj�cych si� horodyszcz, cz�sto bardzo od tera�niejszych siedzib oddalonych, odkopuj� kamienne siekierki i inne pami�tki. Jad�c dalej brzegami Horynia, kt�ry si� cz�sto z g��bokich parow�w okazuje i chowa, naje�d�amy na uroczysko zwane Skoczyszczem. Prze�liczne miejsce do malowania, do dumania. Hory� �ci�niony p�ynie w dole, a nad nim wisz� poplecione drzewa sosny, d�by, brzozy i g�sta leszczyna; wody jego otaczaj� doko�a wysp� zielon� w dole, u st�p patrz�cego po�o�on�, d�bami starymi okryt�, na kt�rej je�li si� jeszcze byd�o pasie � prawdziwa sielanka! Na dobitk� wi��e si� jeszcze z tym miejscem podanie, jedno z tych, jakie tylko na Wo�yniu lud umie tworzy� i opowiada� w�r�d d�ugich wieczor�w zimowych. Kozak, kt�ry mnie wi�z� wielkim galopem, kiedym go naumy�lnie o to miejsce spyta�, kiwn�� g�ow� i z poetyczn� prostot� w�a�ciw� Ukrai�com (by� bowiem z Ukrainy rodem) zacz�� mi opowiada�. � O panie � m�wi� mi swoim j�zykiem � albo� nie wiecie, czemu si� to Skoczyszczem nazywa? � Nie wiem. � Ja wam powiem. Straszna tu si� dawniej rzecz sta�a. Bo by�a jedna dziewczyna bardzo pi�kna (harna), a dw�ch parobk�w w niej si� kocha�o i chodzili za ni�, i dawali jej dary, i posy�ali do niej w swaty. Ale jej czy z�y duch serce zakl��, czy z�e oczy zam�wi�y, nie mog�a kocha� �adnego, a obu obroni� si� nie mog�a. Rodzice co dzie� m�wili: trzeba p�j�� za m��. Jej si� nie chcia�o. Bo w chacie ci�kie �ycie mo�odycy, pa�szczyzna, dom, a jak B�g da dzieci, to nie ma czasu i g�owy przy�o�y�. Jeszcze to kiedy dusza do duszy przystanie, a ludzie si� pokochaj�, mog� znie�� takie �ycie; a tu dziewczyna nie kocha�a z nich �adnego i nikogo jeszcze. Oddala�a wi�c ich r�nymi sposoby, to a� sko�czy kro�na, to jak pas wytcze, to jak siostra doro�nie. A� si� w ko�cu przebra�o wszystkiego i rodzice naglili � trzeba by�o ko�czy� z nimi. Wzi�a si� wi�c biedna na z�y spos�b. I jak szli z pra�niku ko�o tego miejsca, gdzie rzeka mi�dzy parowami, jak widzicie, p�ynie szeroko na staje, powiedzia�a im p� �artem, p� doprawdy: � Kt�ry z was rzek� przeskoczy, za tego p�jd�. Bo my�la�a mo�e, �e oni j� porzuc�, gdy im tak powie. Ale oni szli do cerkwi i wzi�li b�ogos�awie�stwo, nic nie m�wi�c, od popa, i ca�owali krzy� i Ewangeli�, a potem szli nad brzeg rzeki, a prze�egnawszy 12 si�, skakali jeden po drugim, i oba poton�li dla dziewczyny. Co zobaczywszy ona � sumienie j� ruszy�o i �al wzi�� za nimi. � D w i d u s z y z h u b i � a, n e c h a j i j a h y n u! � zawo�a�a i trzecia skoczy�a w Hory�, a odt�d to miejsce Skoczyszczem si� zowie. Ju� mnie konie daleko odnios�y od Skoczyszcza, a jeszcze my�la�em o tym osobliwym podaniu, tak poetycznym, tak smutnym, jak narodowym. Uwa�cie, �e dwaj parobcy szli do cerkwi przed fatalnym skokiem, �e si� �egnali i ufali w Bogu, �e biedna dziewczyna nie znios�a ich �mierci i posz�a za nimi. Ca�y poemat, a przynajmniej pi�kny �piew by uszy� mo�na z tego podania; lecz �eby by� zupe�nie pi�knym, trzeba by go pisa� j�zykiem tutejszym, gminnym. Podjechawszy dalej, ukaza� mi si� krzy�yk nad drog� na mogile. A mogi�a zarzucona by�a ga��mi; pozna�em, �e to by�o miejsce pogrzebu samob�jcy lub przypadkiem zabitego cz�owieka. Zwykle takich nagle zmar�ych chowaj� na rozstajach lub przy drogach, a ka�dy przechodzie� rzuca tu modlitw� za jego dusz� i ga��� na gr�b. St�d formuj� si� stosy ga��zi nad drogami, kt�re s� oznakami mogi� nagle zmar�ych ludzi. Krzy�yk, kt�ry�my mijali nad samym brzegiem Horynia, postawiony by� biednemu flisakowi, kt�ry w rzece uton��, i tu zosta� pochowany. Wieczny spoczynek biednemu! Pewnie p�yn�� naj�ty za pieni�dze, kt�re jego panu zap�acono za niego jak za konia naj�tego do pracy; a p�yn�c, ogl�da� si� na rodzinn� chat�, na �on�, dzieci stoj�ce u brzegu, p�yn�� pos�uszny i uton��. A pan �a�owa� pa�szczyzny i chaty, nie cz�owieka, schowa� pieni�dze, wdow� pu�ci� o �ebranym chlebie. �C� to za poetyczny kraj! � my�la�em, jad�c dalej. � Ile tu my�li mo�na po drodze zebra�, ile przedmiot�w do dumania. Ruiny pa�ac�w, mogi�y, podania!. Obrazy tak pi�kne�. Im bli�ej Horod�ca, tym weselej by�o, bo lud zamo�niejszy, lasy calsze i powietrze nawet milsze; a cho� Hory� z dala na lewo si� zosta�, nie �al mi go by�o wcale, bo widzia�em ju� przed sob� horodeckie topole, biel�cy pa�ac i zabudowania, d�ug� wie� na prawo; powita�em krzy� znajomy nad drog�, znajome �cie�ki przechadzek � tyle pami�tek drogich, cho� nie historycznych. 13 jednym ci�giem odbytej. OSSOWA FELI�SKIEGO Parva, sed apta mihi, sed nulli obnoxia. Ariosto Przebywszy8 d�ugie i szerokie lasy, troch� piasku, troch� b�ota, napatrzywszy si� sosen, kt�rymi si� tak brzydz� jak czerotem i piaskiem, zbli�a�em si� wreszcie do Ossowej. Po drodze mija�em Stepanhorod, osad� w�r�d najdzikszego Polesia le��c�, prawdziwie nie pi�kn�, lub tak przynajmniej dziwnie pi�kn�, �e jej wdzi�ku dopatrzy� si� trudno, ca�y bowiem ten obraz sk�ada si� tylko z g��wnych pierwiastk�w piasku, b�ota i sosen. Z tego materia�u �aden jeniusz w �wiecie nic pr�cz pustynie nie utworzy. O�yw j�, czym chcesz, budowami, lud�mi, zwierz�ty, b�dzie to zawsze smutna tylko pustynia. Ale daj mi brzozy, d�by, doliny, wzg�rza, traw lub rzeczu�k� czyst�, cho�by tam ludzi, cho�by tam muchy nie by�o, ju� to pustynia nie b�dzie. Na nieszcz�cie w g�uchym Polesiu rzadko ujrze� innego sk�adu obraz, wsz�dzie piasek, b�oto i sosny zajmuj� na przemian przestrzenie i szpec�. Cz�sto dzie� ca�y podr�ny nie ma gdzie okiem spocz�� na czym weselszym. To czyni podr� niekt�rymi stronami Polesia bardzo nudn�. Spojrzysz w d�, pod twymi nogami obsuwa si� piasek ��ty, nagi, nie pokryty �adn� ro�link�, posypany tylko z wierzchu ��tymi ig�ami i szyszkami sosen. Przed tob� wyci�gaj� si� d�ugie groble i tak zwane nakoty, a po obu ich stronach k�piaste puste b�oto, na kt�rym sto�yska lub stogi pojedynczo stoj� i trawa gruba, szorstka ko�ysze si� powoli od wiatru. Gdzieniegdzie przez r�w pluszcze si� w�� lub piskorz, a nad nim ulatuje sroka, wrona, krzykliwy bekas lub �a�obliwie piszcz�ca czajka. Sosny, kt�re otaczaj� b�oto, nie s� to owe pi�kne drzewa proste, bez ga��zi od spodu, z wierzchu uwie�czone koron� g�sto sp�ecionych ga��zi, lecz krzywe, chore, md�e, najcz�ciej podsmalone po�arem od spodu, p� czarne, p� blado zielone, wyn�dznia�e jak ludzie na z�ym karmie i w z�ej doli. Zwa�cie tedy, czy te strony Polesia, w kt�rych pejza� sk�ada si� z tych tylko jednostajnych pierwiastk�w, mog� by� pi�kne? Lecz razem nie my�lcie, �eby ca�e Polesie takim by�o. S� w nim i bardzo pi�kne miejsca, pierwsza Ossowa, do kt�rej ju� jedziem, wcale jest niepodobna do poprzedzaj�cego opisu okolic Stepanhoroda. Dla profan�w, kt�rzy lubej Ossowej zna� wewn�trz i kocha� nie mog�, jak ja j� kocham dla jej mieszka�c�w, musz� powiedzie�, aby wzbudzi� zaj�cie, �e by�a dawniej w�asno�ci� Alojzego Feli�skiego, autora Barbary. Stoi tu jeszcze jego domek i jest jego pokoik, w kt�rym swoje arcydzie�o urodzi�. Ossowa po�o�ona jest pi�kniej nad inne okolice poleskie, dw�r stoi na wzg�rku nad przep�ywaj�c� w dolinie rzeczk� Bere�ank�, nad kt�r� rozrzucone s� stare olchy. Na lewo gaj z d�b�w, klon�w i lip starych cudnie zas�ania niemi�y widok na sosnowe lasy. Na prawo wie� si� d�ugo rozci�ga, a� do m�yna i stawu, w�r�d kt�rej stara cerkiewka, ocieniona drzewami, 8 Czytelnicy zechca uwa�a�,�e rozdzia�y pojedyncze nie maj� miedzy sob� koniecznego zwi�zku podr�y 14 si� wychyla. Wszystko to opiera si� na tle oddalonym las�w. W tyle domu wida� tak�e w�r�d trzebie�y wie� Kidry, wzg�rza, laski, pola, a wreszcie las opasuj�cy ka�dy widok poleski. Kt� nie s�ysza� o Feli�skim, kto nie czyta� jego patetycznej Barbary, jego g�adkich, bo niestety, g�adkich tylko g�adkiego Delille�a przek�ad�w? Ale ma�o kto zna jego �ycie i jego Ossow�. Wyb�r Delille�a i Alfierego do�� charakterystycznie pokazuje smak jego i teori� literack�. Feli�ski nie by� to jeniusz ani nawet wielki poeta, ale w wysokim stopniu odgad� i wyuczy� si� mechanizmu j�zyka, mia� wielk� wpraw� we w�adaniu nim i wiele cierpliwo�ci w obrabianiu i szlifowaniu swoich rob�t. Zbyt zimny na poet�, nawet w swojej oryginalnej Barbarze, jak�e jest przej�ty manier� Alfierego, jak ma�o da� jej ruchu, a jak wiele s��w! W jego gabinecie, nad kominkiem, jest jakby wydarty ze stereotypowej edycji Didota portret czyli biust uwie�czony, a raczej t�usta karykatura Wirgiliusza. Pok�j ten, w kt�rym pracowa�, ma jedno okno, drzwi szklanne na ogr�d, jest zimny, d�ugi i smutny, troch� go tylko o�ywia kominek. Feli�ski dosta� Ossow� w spadku, mia� na niej nadziej� wielkich spekulacji. Po�o�ona w ogromnych lasach, na�wczas jeszcze nie tkni�tych, kt�re wi�ksz� cz�� dw�chset kilkudziesi�t w��k obszarno�ci maj�tku tego zajmowa�y, zdawa�a mu si� nie bez przyczyny zdatn� do zasilenia d�ugiego handlu drzewnego, kt�ry w owym czasie w�a�nie si� o�ywia�. Jako� zaniedbawszy zwyczajne gospodarstwo, wzi�� si� Feli�ski szczerze do wyrabiania lasu, bal�w, klepki, potaszu, najmowa� ludzi, kupowa� charcz, zaci�gn�� d�ugi, a �e wszystkiemu chcia� sam podo�a� razem, i pisa� Barbar�, ci�� las, robi� klepk� i t�umaczy� Delille�a, nie bardzo dobrze posz�y spekulacje. Dodajmy do tego, �e z�y obr�t u�ytych do przeda�y komisant�w, z�e lata, s�owem � fatum zrz�dzi�o, �e kilkakrotne kilkoletnie pr�by nic mu pr�cz coraz rzeczywistszych strat nie przynios�y. Zra�ony na�wczas, porzuciwszy spekulatorstwo, przyj�� musia� posad� naukow� w Liceum Krzemienieckim, daleko dla niego korzystniejsz� od wyrabiania lasu. Feli�ski mia� syna, ale ten k�pi�c si� w rzece uton��, mia� dw�ch braci i familia jego �yje jeszcze. Dowiedziawszy si� niekt�rych szczeg��w jego �ycia, ze smutkiem my�la�em o nim. By� on lubiony w s�siedztwie, kt�re bardzo umia�o ceni� jego talenta, lituj�c si� jak nad s�abo�ci�, nad szczeg�ln� mani� spekulacji, kt�rej z�e skutki przewidywali wszyscy. Nieszcz�ciem jeden talent zawsze prawie daje cz�owiekowi mniemanie, �e mo�e by� zdatnym do wszystkiego, gdy tymczasem nic prawdziwszego nad to, �e podzia� talent�w prowadzi za sob� podzia� pracy. Niezmierne ma�o jest ludzi, kt�rych mo�na uwa�a� za zdatnych do wszystkiego, a i ci albo w czym� jednym s� najznamienitsi, albo we wszystkim, co czyni� zno�nie, tylko mierni. Nie pojmujem, jak Feli�ski spodziewa� si� pogodzi� skutecznie zatrudnienie spekulatora i poety; te dwa stany umys�u tak sobie przeciwne, jak dwa bieguny. Spekulacje zostawione s� tym ludziom z niskim czo�em, o �wiec�cych oczach, o chudej twarzy i skrzywionym ciele, kt�rzy do niczego wi�cej za to nie s� zdatni, pr�cz do robienia pieni�dzy. Tacy ludzie s� czasem potrzebni raz w kilkaset lat na podkrzepienie upadaj�cej fortuny lub wzniesienie jakiej nieznanej familii, maj�cej zaj�� miejsce innej znik�ej. Lecz poeta m�g��eby kiedy zni�y� si� a� do spekulacji, a� do drobnostkowych rachub zysku, kt�rym podda� si� tylko mo�e g�owa, rozum i oczy takie, dla kt�rych �wiat ca�y i niebo zakryte s� holenderskim dukatem? Sp�jrzcie na tych, co si� dorobili lub dorabiaj� maj�tku � kt� oni s�? Pewnie nie poeci. W ich �y�ach p�ynie krew zimna, skrzep�a, g�sta, serce bije powoli, oczy si� tylko i to czasem iskrz�. W ich przodkach naliczysz dawnych przerodzonych wychod�c�w Judei, szcz�tki krwi germa�skiej, kropl� w�drown� z �y� John Bulla lub ga��� szczepu w�oskiego skarla�ego od lat kilkuset. Spekulator �yje w pieni�dzu, jego oko widzi grosz pod ziemi�, w wodzie, w drzewie, w niebie i na ka�dym miejscu, widzi go we krwi w�asnych dzieci, w u�miechu w�asnej �ony; gdyby m�g� go z siebie wyci�gn�� d l a s i e b i e, sam by wlaz� w alembik. I takim to si� udaje, przytomno�� umys�u zwr�conego przez ca�e �ycie w jeden punkt, wprawa, szalbierstwo, instynkt, wszystko im pomaga. Ale cz�owiek 15 porosty, poczciwy, cz�owiek � poeta jeszcze bardziej ni� kto inny nie wyjdzie na spekulacjach, chyba osobliwszym przypadkiem. Je�li sobie przyswoi za praw� r�k� spekulatora jakiego, spekulator go odrze, oszuka, uk�oni si� i p�jdzie. Biedny Feli�ski! Je�li w jego dzie�ach niezbyt popularnych nie ma on do�� upowszechnionej pami�ci u �wiata, zosta�a przynajmniej po nim j�zykowi w pu�ci�nie �jota�; kt�r� on wskrzesi�, za kt�r� krzyczano na niego wniebog�osy, kt�r� nare�cie przyj�to powszechnie. Zdaje mi si�, �e pierwszy �Tygodnik Warszawski� o�mieli� si� jej u�y�. A z jak�� zgroz� patrza�a Warszawa, sarka�o Wilno na ten ogon! Wydobyto zapylone Biblie XVI wieku, szukaj�c tam joty, zapisano tyle papieru, zmarnowano tyle czasu, a na koniec przyj�to. Czy nie lepiej by�o zacz�� od tego, na czym miano sko�czy�? Prawda, �e wszystko na �wiecie nim wejdzie w upowszechnienie, musi przechodzi� krwawo jak ta jota, bo cz�ek jest schylony pod panowaniem na�ogu, pod ci�arem przes�du, pod brzemieniem uporu; a to wszystko czas tylko leczy. Kilka list�w Feli�skiego, kt�re mi si� zdarzy�o czyta�, okazywa� si� zdaj� wielk� �ywo�� charakteru, pisane pr�dko, wprawnie, niedbale; p�yn�y jak my�l. Zna� w nich cz�owieka, kt�ry si� �pieszy i ceni sw�j czas. Wielkie litery, r�ka wprawna, frazesa pospolite, ale �ywe. Jest w nich weso�o�� i �ycie; �atwo uwierzy� tym, kt�rzy powiadaj�, znaj�c go, i� by� �ywy, wes�, poruszaj�cy �atwo towarzystwo, czu�y i do�� wielom�wny. W listach, kt�rych wyj�tki da�a nam p. Ta�ska, cz�sto o swojej Ossowie wspomina i o projektach, jakie mia� na ni�, wynurza si� nawet z upodobaniem, jakie mia� dla niej.9 W r. 1796 tak pisze o niej: �Opr�cz tego wypuszcza mi matka i nieintratn� wioseczk� w Polesiu Ossow�, z kt�rej ja jednak bardzo kontent jestem. B�d� w niej gospodarowa� a la dziedzic, to jest maj�c wzgl�d nadal i spodziewam si� znale�� tam do�� zatrudnienia przyjemnego i nieprzyjemnego, dosy� wygodny i zupe�n� spokojno��. Tak dziel�c m�j czas na mieszkanie w Klepaczach, w Ossowie i w Wojutynie, na przeja�d�ki czasem do Lwowa, do Zas�awia, nie rozumiem, �ebym si� nudzi�, a je�li si� to zdarzy, to b�dzie moja wina�. Tego� roku w grudniu tak swoj� Ossow� opisywa�: �Postawi�em tego lata domek tu w Ossowie i mam ju� jeden pokoik sko�czony, w kt�rym mieszkam. Domek nie tak wielki, jak w Wojutynie, ale zdaje mi si�, �e wygodniejszy, mo�e dlatego, �e go sam stawia�em. Chc� na nim napisa�, co Ariost napisa� na swoim: P a r v a, s e d a p t a m i h i, s e d n u l l i o b n o x i a, s e d n o n s o r d i d a, ale nie �miem dodawa� p a r t a m e o s i t t a m e n s e r a d o m u s, bo mi matka na niego daje pieni�dzy. Z Klepacz niewiele jeszcze uzbiera�em, bo cho� mam dosy� zbo�a, ale teraz nie p�aci, a Ossowa, wiesz, �e nie bardzo intratna. Pisz�c ci tak wiele o tej Ossowie, kt�ra podobno ma odt�d zosta� moj� wsi� rezydencjonaln�, kiedy mam w niej domek, ogr�dek i ksi��ki, musz� ci da� o niej jakie�kolwiek wyobra�enie. Jest to wioseczka maj�ca tylko 8 dusz m�skich, ma rzeczki, gaiki i wiele po�o�e� romansowych, ale chleba dosy� ma�o, le�y o dwie mile od D�browicy, miasteczka po�o�onego nad Horyniem�. W r. 1800 ju� poko�czy� by� ulepszenia w Ossowie i tak o niej pisa�: �Wioseczk� dziedziczn� Ossow�, na kt�r� mam dymisj� od matki, oporz�dzam, jak mog�. Sko�czy�em domek, za�o�y�em ogr�dek, poprzyrabia�em �an�w, pobi�em rowy w miejscach mokrych, poprostowa�em drogi i w przesz�ym roku odgraniczy�em si� i okopczy�em, sko�czywszy szcz�liwie spraw� w trybunale graniczn�, przez lat kilkana�cie od mego ojca popieran�. To jest wszystko dobrze�. Prawda, �e dobrze, bo Feli�ski na wioseczk�, kt�ra w r. 1796 mia�a 8 dusz m�skich, 10dosta� powierzchni ziemi 200 kilkadziesi�t w��k, w wi�kszej cz�ci pod najpi�kniejszym lasem towarnym. W roku 1805 otworzy�y si� projekta handlowe: �Tej jesieni � pisze � sko�czy�em dzia� z braci� (mia� ich dw�ch). Na mnie wypad�a Ossowa. Mam tedy teraz dwa 9 [K.z Ta�skich Hoffmanowa, O A.Feli�skim] �Rozrywki[dla Dzieci�] 1826 t.6 nr35 s.233 i dalsze. 10 Dzi� ma ich p�torasta; co za r�nica ludno�ci! 16 dziedzictwa o 30 mil od siebie odleg�e i Ossow�, i cz�� Wo�osowa (po �onie), wypada wi�c jedno przeda� albo pu�ci� dzier�aw�. Tak wypadnie zapewne, �e b�dziemy mieszka� w Ossowie, gdzie ju� przywyk�em i troch� udoskonali�em. Potem, �e lepsza wioska odr�bna i spokojna, ni� cz�� we wsi z s�siadami. B�d� te� mia� fabryczk� bal�w i klepek, kt�re tam pop�acaj�. Mo�e dla ich przedania pojad� do Gda�ska i wst�pi� do was�. W r. 1809 w marcu przyjmowa� w Ossowie Feli�ski autora Ludgardy, ks. Antonowicza i hrabi� Tarnowskiego. Tak czas jego w pracy podw�jnej, korespondencji i zaj�ciu ci�g�ym up�ywa�. W roku 1811 pos�a� Feli�ski Barbar�, napisan� w Ossowie, w pokoiku swoim, przyjacio�om i wyprawi� j� st�d na �wiat. W r. 1814 pu�ci� Ossow� J�zefowi Stachowskiemu, p�niejszemu jej nabywcy, w posesj�, lecz nie bez �alu, kt�ry w li�cie jego w grudniu z Ossowej jeszcze pisanym wydaje si�: �Interesa po �mierci stryja i brata mojej �ony na mnie spad�e przymuszaj� mnie opu�ci� na czas jaki� Ossow�. Zadzier�awi�em j� na trzy lata, a sam z famili� przenosz� si� do drugiego ma�ego dziedzictwa o dwie mile od �ytomierza. �egnaj�c te lube miejsce, ten ogr�d, kt�ry sam zaszczepi�em, ten dom, kt�ry zbudowa�em i gdziem lat 18 przyjemnie sp�dzi�, �egnaj�c moich szcz�liwych s�siad�w, �egnam i ciebie�. W r. 1817 ju� Ossowa by�a sprzedana: �Przeda�em � pisze � Ossow� dla sp�acenia posagu siostrom i dla uniknienia szk�d nieuchronnych, jakich przez zadzier�awienie albo przez odleg�e gospodarstwo ci�gle doznawa�em�. Niestety, straty te winien by� Feli�ski swoim nieszcz�snym widokom handlowym, kt�re go w d�ugi wyp�dzi�y. Ot� i ca�a historia Ossowej Feli�skiego. Znajomi Feli�skiego �yj� tu jeszcze i mile go wspominaj�. Powiadaj�, �e mia� co� w sobie okazuj�cego wy�szo�� umys�ow�, jaka tylko ludziom niepospolitym jest dana. Swoje poezje niegodziwie czyta�. M�wi�, �e gdy swoj� Barbar� przed star� matk� deklamowa�, tej ku ko�cowi tak si� �al losu m�odej kr�lowej zrobi�o, �e zacz�a go najmocniej prosi�, aby inny, szcz�liwszy jej da� koniec. �Wszak to od ciebie zale�y � rzek�a � zr�b�e j� szcz�liw�!�. Co za naiwny dow�d uczucia i przej�cia si� stworzonym przez poet� �wiatem! Feli�ski czytywa� zwykle wieczorami swojej starej matce ksi��ki pospolicie francuskie, a �e staruszka nie umia�a tego j�zyka, z najwi�ksz� cierpliwo�ci� czytaj�c t�umaczy�. To dowodzi jak patriarchalnie by� to niej przywi�zany. 17 1660]s.49 STEPA�11 Stepa� jest to ma�e, lecz staro�ytne bardzo miasteczko nad Horyniem w do�� pi�knym po�o�eniu u samego brzegu rzeki, otoczone wielkimi ci�gami las�w doko�a, w kt�rych niegdy�, jak wspomina Rz�czy�ski, znajdowa�o si� mn�stwo �osi�w. Nale�a�o ono do niezmiernych d�br ksi���t Ostrogskich, potem do ordynacji tego� imienia. W XIV ju� wieku jako znaczniejsze miasto wspomina je jegograf ruski. 12By� to klucz potem, kt�ry dostarcza� 63 konnych �o�nierzy na potrzeby wojenne, wedle wyznaczenia. Z podzia�u ordynacji dosta� si� �w ksi�ciu J�zefowi Lubomirskiemu podstolemu litewskiemu, a p�niej przeszed� w r�ce hrabi�w Worcell�w. �wiadcz� u brzegu rzeki po�o�one staro�ytne wa�y zamczyska i reszta gruz�w, a mogi�y w okolicy, �e ten zak�t poleski by� tak�e niegdy� wojny teatrem. W r. 1649 Czarniecki ze Smoguleckim, up�dzaj�c t�uszcz� kozack� pl�druj�c� te kraje, pobi� ich pod Stepaniem, jak wzmiankuje pr�cz innych Twardowski Samuel. Jako niemniej Czarniecki, znamienit� drog� Swoj� si� pod Stepaniem zaleci� przys�ug�, Z Smoguleckim pospo�u i lekczejszych kilk� Kornet�w Dragoniej. Lubo to nie tylko Jakiej si� spodziewali, korzy�� st�d odnie�li. Gdy po b�otach, po lasach ch�opi si� roze�li. Dzi� Stepa� wi�cej dla �yj�cych swoich mieszka�c�w, ni� dla szczup�ych pami�tek historycznych godzien jest tutaj wspomnienia. Starodawna synagoga murowana w stylu gotyckim, kilka cerkwi, jeden ko�ci� parafialny katolicki, sm�tarz z grobem Worcell�w na kszta�t piramidy � oto wszystkie nie�ywe Stepania osobliwo�ci. Struktura synagogi ponad samym brzegiem Horynia postawionej zdaje si� wielk� dawno�� okazywa�. �ydzi tutejsi maj� tu swego magida, rabina rabin�w, kt�ry si� bia�o ubiera, kt�ry ma by� arcym�drym i kt�rego oni wielce szanuj�. Z daleka nawet, jak wie�� niesie, ci�sze do rozstrzygni�cia sprawy do jego s�du a� tu przynosz�. Magid nie umie po polsku, ani po rusku, tylko po hebrajsku i zepsutym j�zykiem niemieckim, je�dzi koczem i musi siebie liczy� do siedmiudziesi�ciu dw�ch m�drc�w,13 na kt�rych �wiat �ydowski stoi. 11 [G.Rz�czy�ski], Auctuarium [historiae naturalis...],s.305 12 U Schloezera [A.L.Schloezer, Geschichte von Littauen, kurland und liefland. Halle 1785] 13 [S.Twardowski],Wojna Domowa[ zKozaki i Tatary, Moskw�...przez lat dwana�cie tocz�ca si� dot�d. Krak�w 18 Dzisiejszy stan �yd�w, uj�tych po wi�kszej cz�ci w prawa og�lne, znajomy jest dobrze. Dawniej jurysdykcja zwierzchnia nad nimi do zarz�du duchownego, nie wiem dlaczego, nale�a�a. Synody diecezalne stanowi�y przepisy zachowania si�, �ycia i zewn�trznych stosunk�w otaczaj�cych ich lud�mi innych wyzna�, mianowicie katolickiego. Nadzwyczajna nietolerancja, okazuje si� w tych wszystkich ustawach. Tak na przyk�ad synod �ucki 172614 roku zaledwie im dozwala stare synagogi naprawia�, a nowych wznosi�, mianowicie murowanych, wy�szych i obszerniejszych, surowie zabrania. W jednym mie�cie jedn� tylko bo�nic� przepisuje, nakazuje dla rozr�nienia odr�bny ubi�r od chrze�cijan (��te czapki i str�j ogo�ocony z ozd�b i klejnot�w), zabrania pokazywa� si� na ulicach w czasie Wielkiego Tygodnia; procesji; drzwi i okna dom�w, gdy katolicy uroczy�cie z Naj�wi�tszym Sakramentem przechodz�, przykazuje zamyka�; na odg�os dzwonka do dom�w ucieka� i kry� si�. Zabrania wreszcie �yd�w poborcami stanowi�, jak si� cz�sto zdarza�o, do czynsz�w i danin, kt�re dzier�awili od pan�w na Wo�yniu, a w tym daje za przyczyn� ich nieprzyja�� i nienawi�� dla chrze�cijan,15 zabrania dzier�awi� ce�, pobor�w, maj�tk�w i te ostatnie na dziedzictwo nabywa�. Co dziwniej, postanawia ten�e synod �ucki, albo �ydzi, za to, i� zajmuj� miejsca, na kt�rych chrze�cijanie mieszka� by mogli, p�acili na lampy do ko�cio��w jaki podatek. Przyk�ad tego rodzaju zapisu znalaz�em w nadaniach ko�cio�a sapie�y�skiego w Kodniu, gdzie jeden z fundator�w sum� pewn� na �ydach na utrzymanie lampy w ko�ciele przeznaczy� i do tego ich zobowi�za�. Ten�e jeszcze synod, o kt�ryme�my m�wili, zabrania obcowa� i mieszka� chrze�cijanom z �ydami, je�� z nimi, najmowa� si� im za str��w do mogi�ek, w �wi�ta, jak jest zwyczaj, �wiece im uciera� i zapala�, za hamana im s�u�y�, je�� ich azyma, do �a�ni z nimi ucz�szcza� itd. Ten�e synod nadal karczem w blisko�ci ko�cio��w stawia� zakaza�, a w pozosta�ych w czasie nabo�e�stwa pi�, �piewa� i tym podobnie zniewa�a� chwil� uroczyst� modlitwy. Tak srogie by�y ustawy na papierze, czytamy je nie tylko tu, lecz wsz�dzie, jednak�e nie wszystkie one przychodzi�y do skutku i cho� gdzieniegdzie uciskano �yd�w, nigdzie si� oni uskar�a� nie mogli na zupe�nie �cis�e wykonanie urz�dze� dla nich postanowionych. Poniewa� ten kraj zwano ich rajem i ziemi� obiecan�, a gdyby kiedykolwiek na nich ca�a srogo�� praw si� zla�a, byliby, zabrawszy ko�ci ojc�w z okopisk swoich, poszli, otrz�saj�c py� z n�g, do przyja�niejszego kraju. Jednak�e musia�o im by� tu najlepiej, kiedy tu najd�u�ej, najliczniej, najmniej zdenaturalizowani od przyj�cia swego pozostali. Drukarnie, synagogi, szko�y, s�dy, wszystko mieli, a pieni�dz wydarty ch�opu op�aca� pan�w i mo�nych i kupowa� im swobody, kt�rych prawo da� nie mog�o. Tylko za Jana Kazimierza i bunt�w kozackich wielka ich liczba poleg�a po miasteczkach. Mogi�y niedalekie okopisk po wi�kszej cz�ci s� pami�tk� tych okropnych rzezi kozackich. Nad jeden ko�ci� parafialny katolicki16 nigdy w Stepaniu wi�cej nie by�o. Cerkwi jest kilka. Zna� po szcz�tkach budowli, �e niedawno jeszcze mo�ni w�a�ciciele dok�adali starania, aby miasteczko podnie��. Tu w domku ma�ym �yje teraz familia, kt�ra niegdy� posiada�a ogromne dobra okoliczne i sam Stepa�, z kt�rych j� okoliczno�ci ci�kie wyzu�y. Ta ruina smutna dla patrz�cych, wi�cej interesu wzbudza w sercu ni� gruzy zamczyska. Starzec, kt�remu los odebra� maj�tek i dzieci17, �ona jego wychowana na wielkim �wiecie, w wy�szych towarzystwach, kt�ra prze�y�a wszystkich swoich, pr�cz m�a, kt�ra nie ruszaj�c si� z kanapy, chwili nie pr�nuje, 14 [Constitutiones Synodales Diaecesis Luceoriensis...anno1726. Warszawa 1726]. Cap. V De Judaeis. 15 � Indignum et juri divino contrarium censentes eius generis homines aliquibus honoribus et officiis inetr christianos fungi posse�[id.ibid]. (,,...[poniewa�]s�dzimy, �e jest rzecz� haniebn� i sprzeczn� z prawem boskim, by ludzie tego rodzaju mogli w�r�d chrze�cijan pe�ni� jakiekolwiek obowi�zki lub sprawowa� urz�dy�). 16 Synod �ucki 1726 [constitutiones Synodales...Warszawa 1726.Cap.: De paroch. Divisione] 17 Od tego czasu, kiedy to by�o pisanym, zasz�y odmiany smutne , kt�re nie wszystko, co tu napisano, czynia stosownym, lecz zostawi�em dla pami�tki, jak by�o. 19 kt�rej humor nie ucierpia� od straty tylu najdro�szych przedmiot�w, dzieci, maj�tku, znaczenia, kt�rej dowcipu i weso�o�� wiek nie przyt�umi�, kobieta, kt�ra oderwana od �wiata �ywego, stworzy�a sobie sama �ycie w pracy r�cznej i ksi��kach; druga jeszcze kobieta, kt�ra nie b�d�c ani krewn�, ani obowi�zan� tej familii, po�wi�ci�a jej �ycie, swoj� swobod�, wszystkie godziny, kt�ra si� sta�a dobrowoln� ofiar� lito�ci i podj�a si� s�odzi� tak gorzkie ostatki dni tej nieszcz�liwej rodziny � oto najsmutniejsza i najpi�kniejsza pami�tka, najinteresowniejszy dzi� obraz w Stepaniu. W �rodku tego ma�ego domku, w kt�rym si� mieszcz� same pami�tki ich przesz�o�ci, wszystko w nim pokazuje, �e tu tylko wczorajszym dniem �yj�, bez dzisiaj i bez jutra. Na �cianach portrety dzieci, przyjaci� niegdy�, znajomych � jedyne szcz�tki dawnych bogactw, stare meble, stare wspomnieniami drobnostki, zbyt ma�o warte dla ludzi, aby je przedawa�, zbyt wiele dla nich, aby si� odwa�yli ich pozbywa�. Dawny pan, a dzi� tylko mieszkaniec Stepania, do swoich smutk�w nie ma przynajmniej najbole�niejszego opuszczenia od dawnych przyjaci�. Przed jego skromnym domkiem cz�sto si� zatrzymuj� karety, kocze, powozy, pos�a�cy przyjaci�, kt�rych nie oddali�a przeciwno��. Szcz�liwy, kto ich jeszcze w takim po�o�eniu mie� mo�e! Ksi��ki i desenie, kt�re stanowi� �ycie gospodyni domu, przychodz� jej jeszcze z r�k dawno znajomych i przypominaj� zapewne ten czas, kiedy ona s

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!