5447

Szczegóły
Tytuł 5447
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5447 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5447 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5447 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5447 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Mike Resnick Zimowe przesilenie Nie�atwo jest �y� przeciw biegowi czasu, nawet je�li jest si� Merlinem Wspania�ym. Wydawa�oby si�, �e powinno by� odwrotnie, �e mo�na by pami�ta� wszystkie cuda przysz�o�ci, ale te wspomnienia blakn� i znikaj� niespodziewanie szybko. Wiem, �e Galahad wygra jutro sw�j pojedynek, ale imi� jego syna ju� mi umkn�o. Czy on w og�le ma syna? Czy b�dzie �y� dostatecznie d�ugo, �eby przekaza� potomstwu sw� szlachetn� krew? Wydaje mi si�, �e to mo�liwe - chyba trzyma�em na kolanach jego wnuka - ale nie jestem pewien. Wszystko umyka mi niepostrze�enie. Kiedy� zna�em wszystkie sekrety Wszech�wiata. Sam� my�l� potrafi�em zatrzyma� Czas, zawr�ci� jego bieg, owin�� go sobie wok� palca jak kawa�ek sznurka. Sam� tylko si�� woli mog�em poruszy� gwiazdy i galaktyki. Mog�em wywo�a� �ycie z nico�ci i zamienia� t�tni�ce witalno�ci� �wiaty w py�. Czas mija� - chocia� nie w ten sam spos�b, w jaki mija dla was - i nie potrafi�em ju� nic z tego. Ale mog�em wyodr�bni� cz�steczk� DNA i wywo�a� w niej zmiany i mog�em u�o�y� r�wnania, kt�re pozwala�y nam przekracza� dziury w kosmosie, i mog�em wykre�li� orbit� elektronu. Jeszcze wi�cej czasu uciek�o; ale chocia� te zdolno�ci opu�ci�y mnie, potrafi�em otrzyma� penicylin� ze sple�nia�ego chleba i, pojmuj�c zar�wno szczeg�ln�, jak i og�ln� teori� wzgl�dno�ci, lata� mi�dzy kontynentami. Ale to wszystko min�o i pami�tam to tak, jak pami�ta si� sen; w chwilach, kiedy w og�le pami�tam. By�a - to znaczy b�dzie, mo�e was spotka - choroba starszych ludzi, polegaj�ca na tym, �e traci si� kawa�ki umys�u, fragmenty przesz�o�ci, dawne my�li i uczucia, a� zostaje samo pierwotne id, domagaj�ce si� ciep�a i po�ywienia. Widzicie znikaj�ce kawa�ki siebie, pr�bujecie wywo�a� je z niepami�ci, ale to si� nie udaje i przez ca�y czas wiecie, co si� z wami dzieje, dop�ki nawet ta �wiadomo�� nie zginie. B�d� p�aka� nad wami w innym tysi�cleciu, ale teraz wasze twarze znikaj� z mojej pami�ci, wasza rozpacz opuszcza scen� mojej �wiadomo�ci i wkr�tce nie b�d� o was pami�ta�. Wszystko odlatuje z wiatrem, chocia� rozpaczliwie pr�buj� to z�apa� i przyci�gn�� z powrotem do siebie. Pisz�, �eby kt�rego� dnia kto� - mo�e nawet ty - przeczyta� to i wiedzia�, �e by�em dobrym i prawym cz�owiekiem, �e post�powa�em najlepiej, jak mog�em w warunkach, jakich bardziej lito�ciwy B�g mo�e by mi nie narzuci�, �e nawet teraz, kiedy wydarzenia i miejsca wymykaj� mi si� z pami�ci, nie uchylam si� od obowi�zk�w; s�u�y�em ludziom ze wszystkich si�. A oni przychodz� do mnie, moi ludzie, i m�wi�: - To boli, Merlinie. Rzu� zakl�cie - m�wi� - i spraw, �eby b�l znikn��. M�wi�: - Moje dziecko le�y w gor�czce, a moje mleko wysch�o. Zr�b co�, Merlinie - m�wi�. - Ty jeste� najwi�kszym czarownikiem w kr�lestwie, najwi�kszym czarownikiem, jaki kiedykolwiek �y�. Na pewno mo�esz co� poradzi�. Nawet Artur mnie potrzebuje. - �le si� wiedzie na wojnie - zwierza mi si�. Poga�stwo walczy z chrze�cija�stwem; rycerze zacz�li bi� si� mi�dzy sob�; kr�l nie ufa swojej kr�lowej. - Przypomina mi, �e to ja zdradzi�em mu tajemnic� Excalibura (ale to by�o wiele lat temu, a ja oczywi�cie nic jeszcze o tym nie wiem). Patrz� na niego z namys�em i chocia� znam Artura pochylonego latami i przybitego kaprysami losu, Artura, kt�ry straci� swoj� Ginewr� i Okr�g�y St�, i wszystkie marzenia o Camelocie, nie mog� wywo�a� w sobie �adnego wsp�czucia, �adnej sympatii dla tego m�odzie�ca, kt�ry do mnie m�wi. Jest kim� obcym i b�dzie tak samo obcy jutro i w zesz�ym tygodniu. Stara kobieta przychodzi do mnie wczesnym popo�udniem. Jej rami� jest poszarpane i czerwone; smr�d bij�cy z rany sprawia, �e �zawi� mi oczy, r�j much kr��y wok�. - Nie mog� ju� znie�� tego b�lu, Merlinie - p�acze. - To jest jak por�d, ale nie mija. Jeste� moj� jedyn� nadziej�, Merlinie. Powiedz swoje zakl�cie, za��daj czego chcesz, ale spraw, �eby b�l usta�. Patrz� na jej rami�, kt�re borsuk poszarpa� pazurami, i mam ochot� odwr�ci� g�ow� i zwymiotowa�. W ko�cu zmuszam si� do zbadania rany. Mam wra�enie, �e potrzebuj� czego� - nie jestem pewien, czego - czego� do zakrycia twarzy; albo, je�li nie ca�ej twarzy, to przynajmniej nosa i ust, ale nie mog� sobie przypomnie�, co to jest. Rami� opuchni�te, prawie dwa razy grubsze ni� normalne i chocia� rana znajduje si� mi�dzy �okciem a ramieniem, kobieta krzyczy z b�lu, kiedy delikatnie poruszam jej palcami. Chcia�bym da� jej co�, co zmniejszy b�l. Pojawiaj� si� niewyra�ne obrazy, co� d�ugiego i smuk�ego jak ig�a miga na moment przed oczami. Musi by� co�, co m�g�bym zrobi�, my�l�, co�, co m�g�bym jej da�, jaki� cud, kt�ry stosowa�em, kiedy ja by�em m�odszy, a �wiat starszy, ale nie mog� sobie przypomnie�, co to jest. Musz� zrobi� co� wi�cej ni� tylko u�mierzy� jej b�l, tyle jeszcze wiem, wda�a si� infekcja. Smr�d wzmaga si�, kiedy palcami badam g��boko�� rany, kobieta krzyczy. Gang, my�l� nagle: okre�lenie jej stanu zaczyna si� na gang - ale dalej id� jeszcze inne sylaby, a ja nie mog� sobie ich przypomnie�; a nawet gdybym umia� to nazwa�, to nie potrafi�bym wyleczy�. Ale trzeba jako� u�mierzy� jej cierpienia. Wierzy w moj� pot�g�, serce wyrywa mi si� do niej. Mamrocz� co� �piewnie, p�szeptem. My�li, �e wzywam moje nieziemskie s�ugi z innego �wiata, �e przywo�uj� na pomoc magi�; a poniewa� ona musi wierzy� w co�, w cokolwiek, dlatego, �e tak cierpi, nie m�wi� jej, �e naprawd� szepcz�: Bo�e, tylko ten jedyny raz, pozw�l mi sobie przypomnie�; zwr�� mi wiedz� tylko na godzin�, chocia� na minut�. Nie prosi�em o to, by �y� przeciw biegowi Czasu, ale to moje przekle�stwo i bez protestu je znosi�em - ale nie pozw�l tej biednej starej kobiecie umrze� z tego powodu. Pozw�l mi j� wyleczy�, a potem mo�esz spl�drowa� m�j umys� i zabra� pami��. Ale B�g nie odpowiada, a kobieta wci�� krzyczy i w ko�cu delikatnie smaruj� jej ran� b�otem, �eby nie dopu�ci� much. Powinno by� lekarstwo; dostaje si� je w buteleczkach (buteleczki? czy to w�a�ciwe s�owo?) - ale nie wiem, jak je zrobi�, nawet nie pami�tam koloru, ani kszta�tu, ani konsystencji; daj� kobiecie korze� i mamrocz� nad nim zakl�cie, i ka�� jej spa� z tym korzeniem mi�dzy piersiami i wierzy� w jego lecznicz� moc, a b�l szybko zniknie. Wierzy mi - nie ma �adnego powodu, by mi wierzy�, ale po jej oczach poznaj�, �e wierzy - a potem ca�uje moje r�ce, przyciska korze� do piersi i odchodzi, i z jakiej� przyczyny wygl�da na mniej cierpi�c�, chocia� smr�d rany unosi si� w powietrzu jeszcze d�ugo po jej odej�ciu. Teraz kolej na Lancelota. Za tydzie� albo za miesi�c u�mierci Czarnego Rycerza, ale wcze�niej musz� pob�ogos�awi� jego miecz. M�wi o rzeczach, kt�re powiedzieli�my sobie wczoraj, o rzeczach, o kt�rych nie mam poj�cia, a ja my�l� o tym, co powiemy sobie jutro. Patrz� na jego ciemnobr�zowe oczy. Tylko ja znam jego sekret i zastanawiam si�, czy powinienem powiedzie� Arturowi. Wiem, �e wybuchnie z tego powodu wojna, ale nie pami�tam, czy to ja j� spowodowa�em, czy Ginewra sama wyzna�a swoj� niewierno��. Koncentruj� si� i pr�buj� zobaczy� przysz�o��, ale widz� tylko miasto pe�ne wysokich, metalowo-szklanych struktur, i nigdzie nie widz� Artura ani Lancelota, a potem obraz znika, a ja ci�gle nie wiem, czy mam i�� do Artura z tym sekretem, czy siedzie� cicho. Wiem, �e to wszystko ju� si� sta�o, �e Okr�g�y St� i rycerze i nawet Artur nied�ugo zmieni� si� w proch, niezale�nie od tego, co bym powiedzia� lub zrobi�, ale oni �yj� zgodnie z biegiem Czasu i dla nich ma to wielkie znaczenie, mimo �e ja widzia�em, jak wszystko mija i znika przed moimi oczami. Lancelot co� m�wi, zastanawia si� nad moc� swej wiary, nad sw� cnot�, pe�en w�tpliwo�ci. Nie boi si� umrze� z r�ki Czarnego Rycerza, ale boi si� stan�� przed Bogiem, je�li przyczyna jego �mierci tkwi w nim samym. Wci�� patrz� na niego, na m�czyzn�, kt�ry czuje, jak nasza przyja�� z dnia na dzie� si� zacie�nia, podczas gdy ja czuj�, �e z dnia na dzie� znam go coraz mniej; w ko�cu k�ad� mu d�o� na ramieniu i zapewniam, �e b�dzie zwyci�zc�, �e mia�em wizj� Czarnego Rycerza le��cego bez �ycia na polu bitwy, i Lancelota unosz�cego triumfalnie zakrwawiony miecz. - Jeste� pewien, Merlinie? - pyta bez przekonania. M�wi�, �e jestem pewien. M�g�bym powiedzie� mu wi�cej, powiedzie�, �e widzia�em przysz�o��, ale trac� j� tak szybko, jak szybko poznaj� przesz�o��. Jednak on ma w�asne problemy - i ja te�, bo skoro wiem coraz mniej i mniej, musz� utorowa� drog� nowemu Merlinowi, kt�ry nie b�dzie pami�ta� nic. To jego musz� bra� pod uwag� - m�wi� o nim w trzeciej osobie, bo nic o nim nie wiem, b�dzie mnie ledwie pami�ta�, nie b�dzie zna� Artura ani Lancelota, ani ponurego i skomplikowanego Modreda - gdy� w miar�, jak moje dni b�d� mija�y, a Czas b�dzie si� rozwija�, on b�dzie coraz gorzej radzi� sobie ze wszystkim, coraz trudniej b�dzie mu cho�by nazwa� problemy, przed jakimi stanie, a co dopiero rozwi�za� je. Musz� da� mu bro�, kt�r� b�dzie m�g� si� broni�, kt�r� b�dzie si� m�g� pos�ugiwa�, niezale�nie od tego, ile zapami�ta o mnie, a broni�, kt�r� wybra�em, jest przes�d. Kiedy� sprawia�em cuda pos�uguj�c si� ksi�gami i prawem natury, teraz, kiedy ich sekrety znikaj� jeden za drugim, musz� zast�pi� je cudami, kt�re oszukuj� oko i przera�aj� serce, gdy� tylko zabezpieczaj�c przesz�o�� mog� zagwarantowa� przysz�o��, a przysz�o�� ju� prze�y�em. Mam nadziej�, �e by�em dobrym cz�owiekiem, chcia�bym my�le�, �e by�em, ale nie wiem. Pr�buj� zbada� sw�j umys�, pr�buj� odnale�� s�abo�ci, tak jak badam cia�a moich pacjent�w, szukaj�c �r�de� infekcji, ale jestem tylko sum� swych do�wiadcze�, a one ju� znikn�y i musz� zadowoli� si� nadziej�, �e w niczym nie obrazi�em siebie ani swego Boga. Kiedy Lancelot odchodzi, wstaj� i przechadzam si� po zamku, m�j umys� pe�en jest dziwnych wizji, szybko przep�ywaj�cych obraz�w, kt�re wygl�daj� na sensowne, dop�ki si� na nich nie skupi�, bo wtedy stwierdzam, �e s� niepoj�te. Widz� �cieraj�ce si�, niemo�liwie wielkie armie, armie liczniejsze ni� wszyscy poddani Artura i wiem, �e je widzia�em, �e sta�em na polu bitwy, mo�e nawet walczy�em po jednej czy drugiej stronie, ale nie rozpoznaj� barw, kt�re nosz�, a bro�, jakiej u�ywaj�, wydaje mi si� magi�, prawdziw� magi�. Pami�tam ogromne statki przemierzaj�ce kosmos, statki �egluj�ce po gwiezdnych szlakach bez �agli i maszt�w, i przez moment wydaje mi si�, �e to musi by� sen, a potem znajduj� si� przy ma�ym okienku, patrz� na gwiazdy, kt�re mijamy i widz� skaliste oblicza i k��bi�ce si� kolory odleg�ych �wiat�w, i znowu jestem z powrotem w zamku i czuj� straszliw� gorycz i pustk�, jakbym wiedzia�, �e nawet ten sen nigdy mnie ju� nie odwiedzi. Zmuszam si� do koncentracji, do przypomnienia, ale �aden obraz nie przychodzi i zaczynam si� czu� jak g�upi starzec. Po co to robi�? - zastanawiam si�. To by� sen, a nie wspomnienie, bo ka�dy wie, �e gwiazdy to tylko �wiat�a, kt�rymi B�g rozja�nia nocne niebo i �e s� przybite do pokrywy z czarnego jedwabiu, i w momencie, w kt�rym to stwierdzam, nie mog� ju� sobie przypomnie� nawet, jak wygl�da�y te gwiezdne statki i wiem, �e nied�ugo nie b�d� ju� nawet pami�ta�, �e kiedy� o nich �ni�em. Nadal w��cz� si� po zamku, dotykam znajomych przedmiot�w, �eby si� upewni�: ten filar by� tu wczoraj; b�dzie tu jutro; jest wieczny; b�dzie tu zawsze. Znajduj� pociech� w sta�o�ci przedmiot�w, rzeczy, kt�re nie s� tak ulotne jak moje wspomnienia, rzeczy, kt�re nie mog� by� zdarte z powierzchni ziemi tak �atwo, jak mnie wydarto moj� przesz�o��. Zatrzymuj� si� przed ko�cio�em i czytam ma�� tabliczk�. Napis jest po francusku, m�wi, �e "Ten ko�ci� by�" co� tam "przez Artura, kr�la Brytyjczyk�w". Czwarte s�owo nic mi nie m�wi i to mnie niepokoi, bo dot�d zawsze umia�em przeczyta� tabliczk�, a potem przypominam sam sobie, �eby jutro rano zapyta� Sir Hectora, czy s�owo to znaczy "wybudowany", czy "wzniesiony", a on odpowie, �e oznacza "ufundowany" i ju� b�d� to wiedzia� przez reszt� mego �ycia. Ale teraz czuj� panik�, bo trac� nie tylko obrazy i wspomnienia, trac� nawet s�owa. Zastanawiam si�, czy przyjdzie taki dzie�, kiedy ludzie b�d� si� zwraca� do mnie, a ja nie zrozumiem nic z tego, co m�wi� i b�d� tylko patrzy� z du�ym zmieszaniem, z oczami szeroko otwartymi, �agodnymi i pozbawionymi inteligencji, jak oczy krowy. Wiem, �e jak dot�d straci�em tylko jedno francuskie s�owo, ale to mnie niepokoi, bo w przysz�o�ci b�d� m�wi� po francusku p�ynnie, tak samo jak po niemiecku i w�osku i... i wiem, �e jest jeszcze jeden j�zyk, w kt�rym b�d� m�wi�, czyta� i pisa�, ale nagle to ucieka i zdaj� sobie spraw�, �e jeszcze jedna umiej�tno��, jeszcze jedno wspomnienie, jeszcze jeden kawa�ek mnie znikn�� w g��binach i nigdy go nie wydob�d�. Odwracam si� od tabliczki i id� z powrotem do moich pokoi, nie patrz�c ani na prawo, ani na lewo ze strachu, �e zobacz� jaki� budynek, jaki� przedmiot, kt�ry nie ma swojego miejsca w mojej pami�ci, co�, co emanuje trwa�o�ci�, ale nie jest mi znane. Czeka na mnie pomywaczka. Jest m�oda i bardzo �adna, jutro b�d� zna� jej imi�, b�d� obraca� je w ustach i podziwia� melodi�, jak� niesie, nawet wychodz�c z moich starych warg. Ale patrz� na ni� i stwierdzam, �e jej nie pami�tam. Mam nadziej�, �e z ni� nie spa�em - wydaje mi si�, �e robi�c si� coraz m�odszy, pope�ni� wi�cej niedyskrecji ni� nale�y - tylko dlatego, �e nie chcia�bym zrani� jej uczu�, a nie ma logicznego wyt�umaczenia dla faktu, �e jej nie pami�tam, �e rozkosze poprzedniej nocy i zesz�ego tygodnia, i zesz�ego roku s� mi ci�gle nieznane. Ale ona nie przysz�a jako kochanka, tylko z pro�b� - ma dziecko, syna, kt�ry stoi w cieniu za moimi drzwiami; teraz go przywo�uj�, a on ku�tyka ku mnie. Patrz� na ch�opca i widz�, �e ma zdeformowan� nog�: kostka jest zniekszta�cona, stopa wykr�cona do �rodka, a on najwyra�niej wstydzi si� swego kalectwa. - Czy mo�esz mu pom�c? - pyta pomywaczka. - Czy mo�esz sprawi�, �eby biega� tak, jak inni ch�opcy? Dam ci wszystko, co mam, wszystko, czego za��dasz, je�li sprawisz, �e nie b�dzie si� r�ni� od innych dzieci. Patrz� na ch�opca, potem na jego matk�, a potem jeszcze raz na ch�opca. Jest taki m�ody, zupe�nie nie zna �wiata i chcia�bym jako� mu pom�c, ale nie wiem ju� co robi�. By� czas, kiedy wiedzia�em; przyjdzie czas, kiedy �adne dziecko nie b�dzie musia�o ku�tyka� przez �ycie w b�lu i poni�eniu - wiem, �e tak b�dzie; wiem, �e kiedy� b�d� umia� wyleczy� du�o powa�niejsze dolegliwo�ci ni� zniekszta�cona noga; przynajmniej wydaje mi si�, �e to wiem - ale jedyne, czego jestem pewien, to to, �e ch�opiec urodzi� si� kalek� i b�dzie �y� jako kaleka, i umrze jako kaleka, i nic nie mog� na to poradzi�. - P�aczesz, Merlinie - m�wi pomywaczka. - Czy widok mojego dziecka jest dla ciebie tak odra�aj�cy? - Nie - m�wi� - nie jest odra�aj�cy. - Dlaczego wi�c p�aczesz? - pyta. - P�acz�, bo to wszystko, co mog� zrobi� - odpowiadam. - P�acz� nad �yciem, kt�rego tw�j syn nigdy nie pozna i nad �yciem, o kt�rym ja zapomnia�em. - Nie rozumiem - m�wi. - Ja te� nie - odpowiadam. - Czy to znaczy, �e nie pomo�esz mojemu synowi? - pyta. - Nie wiem, co to znaczy. - Widz� jak jej twarz robi si� starsza i szczuplejsza, i bardziej zgorzknia�a, i wiem, �e b�dzie mnie odwiedza�a znowu i znowu, ale nie widz� jej syna i nie wiem, czy mu pomog�, a je�eli nawet, to w jaki spos�b mu pomog�. Zamykam oczy i koncentruj� si�, pr�buj� przypomnie� sobie przysz�o��. Czy jest lekarstwo? Czy ludzie na Ksi�ycu wci�� kulej�? Czy starzy ludzie wci�� p�acz�, bo nie mog� pom�c? Pr�buj�, ale to zn�w wymkn�o mi si� z r�k. - Musz� rozwa�y� ten problem - m�wi� w ko�cu. - Przyjd� jutro, a mo�e znajd� rozwi�zanie. - To znaczy zakl�cie? - pyta� gor�czkowo. - Tak, zakl�cie - m�wi�. Przywo�uje dziecko i odchodz�, a ja u�wiadamiam sobie, �e wieczorem wr�ci tu sama; jestem pewien, a przynajmniej prawie pewien, �e jutro b�d� zna� jej imi�. To b�dzie Marian albo Miranda, co� na M, albo mo�e Elizabeth. My�l�, jestem prawie pewien, �e wr�ci, bo jej twarz wydaje mi si� teraz bardziej realna ni� kiedy sta�a przede mn�. A mo�e ona jeszcze przede mn� nie sta�a? Coraz trudniej oddzieli� wydarzenia od wspomnie�, a wspomnienia od sn�w. Skupiam si� na jej twarzy, tej Marian czy Mirandy, i widz� inn� twarz, pi�kn� twarz z jasnymi, b��kitnymi oczami i wysokimi ko��mi policzkowymi, siln� szcz�k� i kasztanowatymi w�osami. Kiedy� ta twarz co� dla mnie znaczy�a; czuj� mi�o��, wewn�trzne ciep�o i poczucie straty, kiedy j� widz�, ale nie wiem dlaczego. Instynktownie czuj�, �e ta twarz znaczy�a, b�dzie dla mnie znaczy�a wi�cej ni� wszystkie inne, �e przyniesie mi wi�cej szcz�cia i smutku ni� kiedykolwiek zazna�em. ��czy si� z ni� jakie� imi�, to nie Marian ani Miriam (a mo�e?); chwytam wspomnienie, ale im bardziej staram si� je przybli�y�, tym bardziej si� oddala. Czy kocha�em j�, w�a�cicielk� tej twarzy? Czy damy sobie wzajemnie rado�� i otuch�? Czy sp�odzimy silne, zdrowe dzieci, kt�re os�odz� nam staro��? Nie wiem, bo moja staro�� ju� min�a, a jej dopiero nadejdzie i zapomnia�em ju� to, czego ona jeszcze nie wie. Skupiam si� na jej twarzy. Jak si� spotkamy? Co mnie do ciebie przyci�gnie? Musi by� ze sto drobnych szczeg��w, zar�wno s�abostek, jak i zalet, kt�re mnie do ciebie przywi���. Dlaczego nie mog� sobie przypomnie� nawet jednej? Jak b�dziesz �y�a i jak umrzesz? Czy b�d� przy tobie, �eby dodawa� ci otuchy, a kiedy ciebie ju� nie b�dzie, kto pocieszy mnie? Czy mo�e to lepiej, �e nie potrafi� ju� odpowiedzie� na te pytania? Czuj�, �e je�li skoncentruj� si� wystarczaj�co mocno, wszystko to do mnie wr�ci. Nigdy �adna twarz nie by�a dla mnie tak wa�na, nawet twarz Artura, wi�c odpycham wszystkie inne my�li, zamykam oczy i wyczarowuj� jej twarz (tak, wyczarowuj�; w ko�cu jestem Marlinem, prawda?) - ale teraz nie jestem pewien, czy to jej twarz. Czy szcz�ka wygl�da�a tak, czy inaczej? Czy jej oczy rzeczywi�cie by�y tak jasne, w�osy tak kasztanowe? Przepe�niaj� mnie w�tpliwo�ci i wyobra�am j� sobie z bardziej niebieskimi oczami, w�osami ja�niejszymi i kr�tszymi, delikatniejszym nosem; stwierdzam, �e nigdy nie widzia�em tej twarzy, �e zmyli�a mnie moja niewiara w siebie, �e moja pami�� nie zawiod�a mnie jeszcze zupe�nie i pr�buj� jeszcze raz namalowa� jej portret na p��tnie w�asnego umys�u, ale nie potrafi� - proporcje s� z�e, kolory nie pasuj� - ale mimo to czepiam si� tego przybli�onego portretu, bo kiedy go strac�, strac� j� na zawsze. Koncentruj� si� na jej oczach, powi�kszam je, robi� je bardziej niebieskimi, ja�niejszymi i w ko�cu jestem z nich zadowolony, ale teraz znajduj� si� w twarzy, kt�rej ju� nie znam; jej prawdziwa twarz jest teraz tak nieuchwytna, jak jej imi� i jej �ycie. Siadam z powrotem w moim fotelu i wzdycham. Nie wiem, jak d�ugo tak siedzia�em, pr�buj�c przypomnie� sobie twarz - twarz kobiety, chyba, ale nie jestem ju� pewien - kiedy s�ysz� chrz�kni�cie i podnosz� g�ow�, a Artur stoi przede mn�. - Musimy porozmawia�, m�j stary przyjacielu i mistrzu - m�wi przysuwaj�c krzes�o i siadaj�c na nim. - Musimy? - pytam. Stanowczo kiwa g�ow�. - Okr�g�y St� si� rozpada - m�wi niespokojnym g�osem. - Nie�ad ogarnia kr�lestwo. - Musisz wzi�� si� w gar�� - m�wi� zastanawiaj�c si�, o co mu chodzi. - To nie jest takie proste - m�wi. - Nigdy nie jest - odpowiadam. - Potrzebuj� Lancelota - m�wi Artur. - Jest najlepszy z nich i po tobie to m�j najbli�szy przyjaciel i doradca. My�li, �e nie wiem, co robi, ale ja wiem, chocia� udaj�, �e tak nie jest. - Co proponujesz? - pytam. Obraca si� do mnie, ma udr�k� w oczach. - Nie wiem - m�wi. - Kocham ich oboje, nie chc�, by sta�a im si� krzywda, ale to nie ja jestem najwa�niejszy, ani Lancelot, ani kr�lowa, tylko Okr�g�y St�. Stworzy�em go, �eby istnia� wiecznie i musi przetrwa�. - Nic nie jest wieczne - m�wi�. - Idea�y tak - odpowiada z przekonaniem. - Jest dobro i jest z�o, a ci, kt�rzy wierz� w dobro, musz� powsta� i zosta� policzeni. - Czy� nie tego w�a�nie dokona�e�? - pytam. - Tak - m�wi Artur - ale dot�d wyb�r by� �atwy. Teraz nie wiem, kt�r� drog� p�j��. Je�eli przestan� udawa� nie�wiadomo��, b�d� musia� zabi� Lancelota i spali� kr�low� na stosie, a to na pewno zniszczy Okr�g�y St�. - Przerywa i patrzy na mnie. - Powiedz mi prawd�, Merlinie - prosi. - Czy Lancelot by�by lepszym kr�lem ni� ja? Musz� to wiedzie�, bo je�li to ma uratowa� Okr�g�y St�, usun� si� i oddam mu wszystko - tron, kr�low�, Camelota. Ale musz� mie� pewno��. - Kto mo�e powiedzie�, co skrywa przysz�o��? - odpowiadam. - Ty - m�wi. - Przynajmniej kiedy by�em m�ody, powiedzia�e� mi, �e mo�esz. - Naprawd�? - pytam z ciekawo�ci�. - Musia�em si� pomyli�. Przysz�o�� jest tak samo nieznana jak przesz�o��. - Ale ka�dy zna przesz�o�� - m�wi. - To przysz�o�ci ludzie si� boj�. - Ludzie boj� si� nieznanego, gdziekolwiek ono si� kryje - odpowiadam. - My�l�, �e tylko tch�rze boj� si� nieznanego - m�wi Artur. - Kiedy by�em m�odzie�cem i tworzy�em St�, nie mog�em si� doczeka�, kiedy przysz�o�� nadejdzie. Budzi�em si� godzin� przed �witem i le�a�em, dr��c z podniecenia, czekaj�c, kiedy si� przekonam, jakie nowe triumfy przyniesie mi kolejny dzie�. - Nagle wzdycha i jakby postarza� si� w moich oczach. - Ale nie jestem ju� tym cz�owiekiem - ci�gnie po chwili milczenia - teraz boj� si� przysz�o�ci. Boj� si� o Ginewr�, i o Lancelota, i o Okr�g�y St�. - Nie tego si� boisz - m�wi�. - O co ci chodzi? - pyta. - Boisz si� tego, co wszyscy ludzie - m�wi�. - Nie rozumiem ci� - m�wi Artur. - Owszem, rozumiesz - odpowiadam. - A teraz boisz si� nawet przyzna� do swoich obaw. Bierze g��boki oddech i bez mrugni�cia patrzy mi w oczy, bo jest naprawd� odwa�nym i honorowym cz�owiekiem. - Dobrze - m�wi w ko�cu. - Boj� si� o siebie. - To naturalne - m�wi�. Potrz�sa g�ow�. - To nie wygl�da naturalnie, Merlinie - odpowiada. - Zawiod�em, Merlinie - ci�gnie. - Wszystko wok� mnie si� rozpada - Okr�g�y St� i jego podstawy. �y�em najlepiej, jak potrafi�em, ale najwyra�niej niedostatecznie dobrze. Teraz wszystko, co mi zosta�o, to �mier� - przerywa zasmucony - i boj� si�, �e umr� nie lepiej ni� �y�em. Serce wyrywa mi si� do niego, tego m�odego cz�owieka, kt�rego nie znam, ale kiedy� b�d� zna�, i uspokajaj�co k�ad� mu d�o� na ramieniu. - Jestem kr�lem - ci�gnie - a je�li nawet kr�l nie robi nic innego, musi umrze� pi�knie i godnie. - Umrzesz godnie, m�j panie - m�wi�. - Na pewno? - pyta nie przekonany. - Czy umr� w bitwie, walcz�c za to, w co wierzy�em, kiedy wszyscy mnie opu�cili - czy umr� jako s�aby stary cz�owiek, �lini�cy si�, mocz�cy, nie widz�cy otoczenia? Postanowi�em jeszcze raz spojrze� w przysz�o��, �eby go uspokoi�. Zamykam oczy i patrz�, i widz� nie bezmy�lnego, rozgadanego starca, ale bezmy�lne, p�acz�ce dziecko, a tym dzieckiem jestem ja. Artur pr�buje przewidzie� przysz�o��, kt�rej si� boi, a ja, podr�uj�c w przeciwnym kierunku, widz� przysz�o��, kt�rej ja si� boj�, i zdaj� sobie spraw�, �e nie ma �adnej r�nicy, �e to jest ten sam upokarzaj�cy stan, w jakim cz�owiek przybywa na ten �wiat, i opuszcza go, �e powinien nauczy� si� ceni� czas pomi�dzy tym, bo to wszystko, co ma. M�wi� Arturowi jeszcze raz, �e umrze �mierci�, jakiej pragnie; on w ko�cu odchodzi i zostaj� sam z moimi my�lami. Mam nadziej�, �e b�d� umia� stawi� czo�o mojemu losowi z tak� sam� odwag�, z jak� Artur stanie przed swoim, ale w�tpi� w to, bo on mo�e si� tylko domy�la� swojej przysz�o�ci, a ja widz� moj� z przera�aj�c� jasno�ci�. Pr�buj� sobie przypomnie�, jak naprawd� sko�czy si� �ycie Artura, ale to ju� odesz�o, przepad�o w g��binach Czasu, i stwierdzam, �e ju� niewiele kawa�k�w mojej �wiadomo�ci zosta�o do stracenia, zanim stan� si� tym p�acz�cym, bezmy�lnym dzieckiem, stworzeniem czuj�cym tylko g��d i strach. To nie koniec mnie przera�a, ale �wiadomo�� ko�ca, straszna �wiadomo�� tego, co si� ze mn� dzieje, kiedy patrz� bezradnie, prawie jak postronny obserwator, na rozpad czego�, cokolwiek to by�o, a co uczyni�o mnie Merlinem. M�ody m�czyzna mija moje drzwi i macha do mnie. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek go widzia�. Sir Pellinore przychodzi mi podzi�kowa�. Za co? Nie pami�tam. Jest prawie ciemno. Czekam na kogo�. My�l�, �e to kobieta; niemal mog� sobie wyobrazi� jej twarz. My�l�, �e powinienem posprz�ta� sypialni�, zanim przyjdzie, i nagle u�wiadamiam sobie, �e nie pami�tam, gdzie jest moja sypialnia. Musz� sko�czy� pisa�, p�ki jeszcze posiadam dar pisania. Wszystko si� rozpada, odlatuje z wiatrem. Prosz�, niech mi kto� pomo�e. Boj� si�.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!