5640

Szczegóły
Tytuł 5640
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5640 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5640 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5640 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5640 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

WOJCIECH SZYDA trzecia ksi�ga Ks. Rafa�owi Krakowiakowi Obcy. W mitach, legendach, opowie�ciach ludowych, a nawet w og�le w literaturze "obcy" pojawia si� bardzo cz�sto jako "ten, kto ma zast�pi�" aktualnego w�adc�, rz�dc� czy pana jakiego� kraju czy miejscowo�ci. To symbol mo�liwo�ci nieprzewidzianej zmiany, uobecnienia si� przysz�o�ci; m�wi�c og�lnie - wszelkiej przemiany. Juan Eduardo Cirlot, "S�ownik Symboli" Synu cz�owieczy, s�uchaj tego, co ci powiem. Nie opieraj si�, jak ten lud zbuntowany. Otw�rz usta swoje i zjedz, co ci podam. Popatrzy�em, a to by�a wyci�gni�ta w moim kierunku r�ka, w kt�rej spoczywa� zw�j ksi�gi. Ksi�ga Ezechiela I Ostatni raz widzia�em go podczas buntu, gdy schodzi� do ogarni�tej rebeli� strefy Hohenschloss. Dzie� wcze�niej odebra�em telefon. Dzwoni� z konkretnym pytaniem: czy m�g�bym go wpu�ci�. Odpar�em, �e trzeba to przedyskutowa�. Um�wili�my si� na wiecz�r. Przyszed� s�u�bowo. Podczas rozmowy cierpliwie przekonywa�, �e nie mam si� czego obawia�, bo regulamin nie kr�puje mi r�k. Mia� racj�. A jednak oponowa�em, powo�uj�c si� na szczeg�lne �rodki ostro�no�ci. Istnia�o ryzyko, �e w chwili otwarcia grodzi wi�niowie przedr� si� na zewn�trz. K�ama�em i nie k�ama�em - ryzyko istnia�o, lecz nie by�o du�e. Sytuacj� mieli�my w miar� opanowan�. System podgl�du termicznego i awaryjny system monitoringu DNA zapewnia�y ci�g�� obserwacj� cel, korytarzy i s�u�bowych pomieszcze�. Ekrany dawa�y obraz przemieszczaj�cych si� grup wi�ni�w - pulsuj�ce plamki zlewa�y si� i rozprasza�y niczym wody podziemnego �r�d�a. Raymond postanowi� sta� si� tak� plamk�. Jako wi�zienny kapelan m�g� negocjowa� z buntownikami. Na tej podstawie dosta� zgod�. Mia�em jednak wra�enie, �e chodzi o co� innego. W dniu, w kt�rym schodzi� do podziemi, spyta�em wprost, czy jego decyzja ma zwi�zek z Mesjaszem, domniemanym prowodyrem rebelii. "Tak" - odpar� kr�tko, co tylko podsyci�o moj� ciekawo��. Przygotowania przebieg�y w milczeniu. Rzut oka na ekran, test ��czno�ci, po�egnalny gest i Raymond zszed� do rynny (tak nazywali�my korytarz prowadz�cy do grodzi). Tu� przed odblokowaniem zabezpiecze�, gdy stoj�c naprzeciw drzwi awaryjnych odbiera� moje polecenia, spyta�: "Czy wierzysz, �e wr�c� stamt�d �ywy?" Nie odpowiedzia�em wprost. "Niech ksi�dz uwa�a na siebie" - westchn��em tylko. "Powodzenia!" Uchyli�em grodzie. Wszed� od razu. Po chwili by� ju� tylko pulsuj�c� czerwon� plamk�. Dr��c� r�k� zamkn��em bram�. 1. Doniesienie o przest�pstwie Pot�nie zbudowany m�czyzna w czarnej koszuli, czerwonych d�insach i t�czowej bejsbol�wce szed� mokr� od deszczu ulic� w centrum Amodos. Powiedzie�, �e wyr�nia� si� wygl�dem, to ma�o: jego widok wprost prowokowa� dziesi�tki ciekawskich spojrze�. Gdyby wiedziano, dok�d olbrzym zmierza, spojrze� by�oby znacznie wi�cej. Krople skrzy�y si� w s�o�cu. Ciemne okulary m�czyzny odbija�y obrazy. Wystawy sklepowe, por�cze balkon�w, sylwetki samochod�w przegl�da�y si� w szk�ach, obr�cone o 180 stopni. Filtr posiada� opcj� neutralizuj�c�, rozbraja� rozwieszone nad chodnikiem reklam�wki. M�czyzna ton�� w nich i wynurza� si�, niczym w strz�pach rozerwanej t�czy. Plan by� jasny. Zw�aszcza druga cz�� zadania nie wydawa�a si� trudna. Zatrzyma� si� przed budynkiem z czerwonej ceg�y. Tablica oznajmia�a: Urz�d Prokuratorski - rejon III. Zdj�� okulary (przed gmachami publicznymi obowi�zywa� zakaz rozmieszczania reklam) i wszed� po szerokich schodach. W korytarzu schyli� si� do zakratowanego okienka. - Dzie� dobry. Chcia�em z�o�y� doniesienie o przest�pstwie. Stra�nik ugryz� kanapk�, patrz�c podejrzliwie. - O przest�pstwie, m�wisz pan... - popi� mineraln�. - Niby jakim? - O morderstwie. - Serio? Jasna cholera!... - Chc� rozmawia� z prokuratorem. Stra�nik odkaszln�� i przysun�� klawiatur� komputera. - Nie tak szybko. Pa�skie nazwisko? - Lienson. Neil A. Lienson. - Kart� prosz�... M�czyzna poda� przez kratki kart� personaln�. Stra�nik si�gn�� po s�uchawk�. - Przeka� Ricciemu, �e przyszed� petent. Powa�na sprawa, doniesienie o morderstwie... Rozleg�o si� brz�czenie domofonu. - Wchod� pan. Pierwsze pi�tro, pok�j drugi. Drzwi rozchyli�y si� i m�czyzna wszed� do gmachu. Do windy wsiada� razem z m�odym policjantem. Pok�j nr 2 - w ko�cu korytarza. Tabliczka na drzwiach: F. Ricci - Prokurator Okr�gowy. Pukaj�c, m�czyzna wiedzia� ju�, �e si� uda. By� spokojny. Prokurator czeka� w asy�cie dw�ch policjant�w i aplikanta. - Prosz� siada� - wskaza� krzes�o naprzeciw biurka. - Przypominam, �e sk�ada pan formalne doniesienie. - Notuj - poleci� aplikantowi, wskazuj�c klawiatur� komputera. M�czyzna w czarnej koszuli i czerwonych spodniach nie usiad�. Wzi�� oddech i wyrecytowa�: - O�wiadczam, �e wczoraj wieczorem w mieszkaniu przy ulicy Nowej 6 zamordowa�em trzy osoby. Matk�, ojca i dziecko. Zw�oki po�wiartowa�em i wrzuci�em do wanny. Wszyscy zastygli w zdumieniu. Aplikant zamar� z podniesionym palcem. Prokurator prze�kn�� �lin� i wychrypia�: - Jaja pan sobie robisz? Olbrzym si�gn�� do kieszeni i wyj�� trzy szklane fiolki. - Oto dow�d. Na wypadek, gdyby�cie nie wierzyli - wysun�� prob�wki przed siebie. - Krew denat�w... Pobra�em w�asnor�cznie. Na miejscu znajdziecie zachlapane �ciany, nie b�dzie problemu z uzyskaniem pr�bek por�wnawczych. Prokurator skin�� na policjant�w; ich d�onie spocz�y na kolbach pistolet�w. - Przyszed�em, by odda� si� w r�ce sprawiedliwo�ci - rzek� spokojnie olbrzym. - Prosz� mnie aresztowa� - wysun�� r�ce, by go skuli. Policjanci wyci�gn�li bro�. Prokurator da� znak. Ostro�nie wyj�li mu fiolki z palc�w i za�o�yli kajdanki. Ledwie si� domkn�y na grubych nadgarstkach. - Pierwszy raz w ci�gu dwudziestu lat s�ysz� co� takiego - pokr�ci� g�ow� Ricci; nast�pnie spojrza� na aplikanta i krzykn��: - Zapisa�e�, co powiedzia�?! - Panie prokuratorze, ja... - No tak... Trzeba b�dzie powt�rzy�... - wsta� z obrotowego krzes�a i zwr�ci� si� do olbrzyma. - Od tej chwili jest pan formalnie podejrzany o pope�nienie przest�pstwa. Je�li to, co us�yszeli�my, oka�e si� prawd�, wydam niezw�ocznie akt oskar�enia. M�czyzna sta� spokojnie ze skutymi na plecach r�kami. Wszystko sz�o po jego my�li. Ricci zwr�ci� si� do aplikanta: - Dzwo� do komendy. Niech przy�l� patologa i ekip� od zabezpieczania �lad�w. Jedziemy pod wskazane miejsce. Nast�pnie rozkaza� policjantom: - Zamknijcie go na czterdzie�ci osiem. - Wyj�� z szuflady nakaz i podpisa� zamaszy�cie. - Co� mi si� zdaje, �e na tym si� nie sko�czy... Cela znajdowa�a si� dwa pi�tra ni�ej. Stra�nicy wyprowadzili olbrzyma na korytarz. W czarnych mundurach przypominali dwie mr�wki eskortuj�ce wielkiego chrab�szcza. 2. Anonim Biskup Quinsey zasiad� do komputera, by doko�czy� tekst niedzielnego kazania, lecz zanim otworzy� dokument "Tajemnica Wcielenia", zobaczy� w rogu ekranu mrugaj�c� kopert�. Zdumiony podrapa� si� po szcz�ce i �ykn�� zielonej herbaty z kubka. Nie oczekiwa� korespondencji. Na zastrze�ony adres przychodzi�o regularnie kilka list�w, lecz nigdy w sobot� wieczorem. Quinsey pod�wietli� ikon� i uruchomi� program antywirusowy. Systemy komputerowe diecezji by�y cz�sto atakowane przez satanist�w. Tym razem nie by� to wirus. Plik nazywa� si� "Dobra nowina", co mog�o by� sprytnym kamufla�em, lecz najwidoczniej nie by�o. Biskup najecha� kursorem na kopert� i rozpakowa� przesy�k�. Na czarnym tle mruga�y bia�e litery pisane gotyck� minusku��. Biskup musia� za�o�y� okulary, by je przeczyta�. PIEK�O JEST KWESTI� SKALI. JU� NIEBAWEM. Satani�ci? Odk�d wysy�anie wirus�w przesta�o skutkowa� (ko�cielne zabezpieczenia �apa�y ka�d� pluskw�), zosta�y ju� tylko pogr�ki przez internet oraz pliki muzyczne z death metalowym �omotem. Inkluzjanie? Raczej nie, sekta dawno posz�a w rozsypk�. Kto zatem? Mo�e skrajne skrzyd�o Narodu Islamu? Zdarza�y si� pogr�ki od tego ruchu czarnosk�rych mahometan, tocz�cych zaci�ty sp�r z bia�� chrze�cija�sk� wi�kszo�ci�... Zreszt� gdziekolwiek spojrze�, wrogowie Rzymu mno�yli si� jak grzyby po deszczu. Jeszcze chyba nigdy Ko�ci� nie przypomina� tak bardzo obl�onej twierdzy. Katolicyzm znalaz� si� mi�dzy m�otem a kowad�em, od g�ry gnieciony przez globalny ekumenizm, od do�u podgryzany przez stare i nowe sekty. Kryzys wiary przejawia� si� odp�ywem wyznawc�w. �wiatowa religia zwana Uniwersalizmem tylko pogarsza�a sytuacj�. W istocie nie r�ni�a si� od "zaanga�owanej neutralno�ci �wiatopogl�dowej", oficjalnej ideologii Rz�du �wiatowego. Naj�wie�sz� plag� sta�y si� "sekty hybrydalne", zwane przez media religijnymi patchworkami. ��czy�y dogmaty religijne z teoriami naukowymi i za�o�eniami ideologii spo�ecznych, �eni�y prawdy objawione z tezami manifest�w artystycznych i kolorem w�os�w, wszystkie kombinacje dozwolone. Cybersatani�ci, Naziweganie, Technokrisznowcy, Ko�ci� �w. Teda Kaczynskiego, Wsp�lnota Mieszkaniowa im. Markiza de Sade, Gnostyczny Zwi�zek Czcicieli Amfetaminy, Ekumeniczne Bractwo Reklamy, Socraperzy na rzecz Przemocy w Mediach... Nikt nie umia� policzy� zwi�zk�w wyznaniowych (rejestracja nie by�a obowi�zkowa). Mno�y�y si� tak�e liczne organizacje �wieckie. Du�y rozg�os zyska�o Stowarzyszenie Roszcze� Egzystencjalnych (zwi�zane z Ko�cio�em b�. J.P. Sartre'a). Cz�onkowie SRE wywodzili si� z kr�g�w tw�rczych. Programowo odmawiali wszelkiej dzia�alno�ci zarobkowej, nawet artystycznej. Wyznawali doktryn� socjalnej pomocy dla zagubionych duchem. Wed�ug statutu zrzeszenia: Sam ci�ar egzystencji, konieczno�� zmagania si� z �yciem, codzienny trud bytowania w �wiecie, gdzie cz�owiek nie ma wp�ywu na nic - sam ten fakt winien uprawnia� tw�rc�w, kt�rzy poj�li absurd istnienia, do godziwego zasi�ku. Pa�stwo ma obowi�zek pomaga� wszystkim tym, kt�rzy stracili ch�� do �ycia, i wyp�aca� im odszkodowania za przymusowe istnienie. Program SRE zaciera� r�nice mi�dzy filozoficznym i materialnym znaczeniem s��w "byt" i "egzystencja". N�dza egzystencji duchowej winna by� rekompensowana dostatkiem egzystencji materialnej - g�osili zbuntowani tw�rcy. Powsta� nawet projekt "Ustawy o zasi�ku z tytu�u braku ch�ci do �ycia". Nie doczeka� si� jednak uchwalenia. Wkr�tce s�awa SRE zosta�a przy�miona. Ulubie�cem medi�w sta�a si� Gejowska Liga Antropologiczna (zwi�zana ze �wiatowym Kongresem Feministycznym). Stowarzyszenie g�osi�o, �e si�� sprawcz� kultury by�, jest i b�dzie homoseksualizm. Przytaczano przyk�ady wybitnych w�adc�w, tw�rc�w i artyst�w. Jednak najwi�kszy rozg�os zyska�a nowa teoria ewolucji firmowana przez GLA. Zgodnie z jej za�o�eniami cz�owiek heteroseksualny (homo sapiens sapiens) jest najbardziej prymitywn� form� rozwojow�, natomiast cz�owiek homoseksualny (homo homo sapiens) to wy�szy pr�g, ogniwo mi�dzy cz�owiekiem heteroseksualnym a cz�owiekiem samowystarczalnym (homo ego) - najwy�szym, docelowym stadium ewolucji. Od kilku lat aktywi�ci GLA zabiegali o zamieszczenie w konwencjach praw cz�owieka zapisu tycz�cego szczeg�lnej ochrony homoseksualizmu - post�powej orientacji seksualnej, kt�ra jako si�a sprawcza ewolucji stanowi najwi�ksze dobro ludzko�ci. Biskup wcale nie uwa�a�, �e �wiat stan�� na g�owie. Z tym by�oby jeszcze p� biedy. Stoj�c na g�owie, �wiat wirowa� w szalonym ta�cu. By� to ruch, kt�rego nie opisywa�y prawa kinetyki, najgorsze, �e ma�o kto przejmowa� si� konsekwencjami ob��ka�czej wir�wki... PIEK�O JEST KWESTI� SKALI. Ponownie zerkn�� na ekran, pulsuj�ce bia�e litery �arzy�y si� jak p�ynne �elazo. Powr�t z krainy gorzkich refleksji nie poprawi� biskupowi humoru. My�la� o zagadkowej przesy�ce. Owszem, podobne anonimy przychodzi�y na adres kurii, by�y przykre, lecz nikt nie zawraca� sobie nimi g�owy, co najwy�ej wzdycha� �a�o�nie lub unosi� si� oburzeniem, jak na widok wulgarnego graffiti. To wszystko dzia�o si� jednak w po��czeniach oficjalnych, listy przychodzi�y na og�lnodost�pne adresy. Poza kilkunastoma osobami nikt nie zna� prywatnego maila biskupa. Trzeba b�dzie wszcz�� ma�e �ledztwo, my�la� Quinsey, pakuj�c wiadomo�� do Kosza. Ponownie otworzy� plik z kazaniem, lecz nie m�g� znale�� jednej dobrej my�li. Zdenerwowany stuka� palcem po klawiaturze, kasuj�c to, co przed chwil� napisa�. Wspomnienie listu wraca�o natr�tnie jak dokuczliwa mucha. 3. Przeniesienie Raymond Shepard, katolicki ksi�dz i brat-za�o�yciel charytatywnego zgromadzenia Pomocna D�o�, otrzyma� skierowanie do zak�adu karnego cztery lata po �wi�ceniach. Jako sta�ysta Wy�szego Seminarium Duchownego w Amodos rozpocz�� akurat prac� nad doktoratem zatytu�owanym "Miasta i ogrody - symbolika biblijna i apokryficzna a wsp�czesne procesy urbanizacyjne". Niebiesk� kopert� dor�czy� pos�aniec. Zimowy dzie�, popo�udnie. Raymond spo�ywa� skromny adwentowy obiad. Dzwonek do drzwi oderwa� go od sma�onej ryby. Gdy ujrza� kopert� - nie mia� z�udze�. Jego obawy znalaz�y potwierdzenie. Spodziewa� si�, �e praca teologiczna zostanie w ko�cu przerwana, a on sam - rzucony na g��bok� wod�. Niemniej, gdy przeczyta� decyzj� biskupa, poczu�, �e robi mu si� s�abo. Po �mierci starego kapelan zak�adu Hohenschloss zwolni�o si� miejsce, kt�re zdaniem jego eminencji Victora Ralpha winno by� obsadzone kim� znacznie m�odszym. Wyb�r pad� na Raymonda, g��wnie z uwagi na jego dzia�alno�� w Pomocnej D�oni, organizacji �mia�o anga�uj�cej si� w bezpo�redni kontakt z marginesem spo�ecznym. Z pisma wynika�o, �e szczeg�lne wra�enie zrobi�o na biskupie nawr�cenie przez Sheparda szefa jednego z m�odzie�owych gang�w. To z namowy duchownego wykorzysta� swoj� charyzm� i zdolno�ci przyw�dcze, by przekszta�ci� band� m�odych opryszk�w w �wiecki zakon walcz�cy z narkotykami i prostytucj�. By�a zas�uga, jest kolejny krzy�, pomy�la� Shepard, wracaj�c do obiadu. Zaraz skarci� si� za t� my�l. Sytuacja nie by�a najgorsza. Przede wszystkim: nie musi opuszcza� miasta. Obowi�zki kapelana penitencjarnego z pewno�ci� dadz� si� pogodzi� z prac� naukow�. B�dzie musia� lepiej zagospodarowa� czas. Materia�y do doktoratu s� ju� zgromadzone. By� mo�e sta� w Hohenschloss, najbardziej represyjnym wi�zieniu w Amodos, pozwoli pozby� si� wyrzut�w sumienia. Pami�ta� s�owa profesora Vertaniego, wyg�oszone podczas wyk�adu z ascetyki: Kap�an powinien ��czy� s�owo z czynem - praca z tekstem nie mo�e odrywa� go od pochylania si� nad najbardziej potrzebuj�cymi... Zaraz po studiach Raymond przy��czy� si� do tworzenia Pomocnej D�oni. Ju� wtedy najch�tniej sp�dza� czas w bibliotekach. Rozumia�, �e trzeba anga�owa� si� w dzia�alno�� spo�eczn�, p�ki czas. Le��ca na skraju sto�u Biblia spad�a na dywan, gdy si�gn�� po widelec. Nerwy. Schyli� si� i ujrza�, �e Pismo otworzy�o si� na Ksi�dze Ezechiela. Jedna ze stron zagi�a si� i �wiat�o lampki pad�o na fragment "Wizja rydwanu Bo�ego". Raymond podni�s� ksi�g� i po�o�y� przed sob�. Patrzy�em, a oto wiatr gwa�towny nadszed� od p�nocy, wielki ob�ok i ogie� p�on�cy oraz blask dooko�a niego, a z jego �rodka promieniowa�o co� jakby po�ysk... Po�rodku by�o co�, co by�o podobne do czterech istot �yj�cych... Shepard prze�kn�� �lin�. By� przeczulony na punkcie podobnych znak�w. Podobno Dostojewski wywr�y� sobie �mier�, otwieraj�c Bibli� na chybi� trafi�. C� m�g� znaczy� ten najbardziej daenikenowski fragment Starego Testmentu? W �rodku pomi�dzy tymi istotami �yj�cymi pojawi�y si� jakby �arz�ce si� w ogniu w�gle, podobne do pochodni... Ogie� rzuca� jasny blask i z ognia wychodzi�y b�yskawice. P�niej nast�powa�a wizja s�ynnego pojazdu z czterech k� wysadzanych oczami. Raymond w�o�y� skierowanie mi�dzy strony Pisma i zamkn�� ksi�g�. Pomy�la� o Jerrym, swoim m�odszym bracie le��cym od dw�ch miesi�cy pod kropl�wk� w stanie �pi�czki. Wypadek motocyklowy, uraz m�zgu. Dwadzie�cia dwa lata i pi��dziesi�t procent szans prze�ycia. Odwiedza� brata dwa razy w tygodniu, by posiedzie� przy ��ku i potrzyma� bezw�adn� d�o� nieprzytomnego. Wszystko inne traci�o znaczenie wobec tego nieszcz�cia. Od�o�y� sztu�ce i spogl�da� w resztki jedzenia. Czu�, �e wszystko wraca. Odrapane tynki slums�w miesza�y si� w pami�ci z wi�ziennymi kratami i szpitalnym ��kiem. Z okien i cel wychylali g�owy przedstawiciele �wiata, kt�ry zn�w si� o niego upomina�: narkomani, menele, recydywi�ci. A mi�dzy nimi Jerry. Gdy obraz znikn��, Raymond poczu� si� jak le��cy na talerzu rybi szkielet. Los dobiera� si� do niego no�em i widelcem. Wsta�, zgasi� �wiat�o i podszed� do parapetu, na kt�rym sta� zardzewia�y krzy�yk - pami�tka tamtych czas�w. Opar� si� czo�em o szyb� i trwa� tak, obserwuj�c budynki i drzewa. Za oknem pada� �nieg. 4. Mane, tekel, fares W celi panowa�a ciemno��. Na w�skiej pryczy, pod okratowanym wylotem kana�u wentylacyjnego spa� m�czyzna. Prawa r�ka zwisa�a bezw�adnie, muskaj�c posadzk�. Lewa s�u�y�a za poduszk�. Zgi�te w kolanach nogi wystawa�y poza kraw�d� pryczy. Wi�zie� nosi� numer 99 C. Nie zosta� jeszcze skazany, przebywa� w areszcie tymczasowym. Rozprawa za tydzie�. Wygl�da�o, �e b�dzie czyst� formalno�ci�. Dowody, ��cznie z przyznaniem si� do winy, by�y nie do podwa�enia. Badanie psychiatryczne potwierdzi�o poczytalno�� sprawcy. Rozmowy z bieg�ymi nie wykaza�y choroby psychicznej. Nadto wi�zie� nie okaza� cienia skruchy. Nie �a�owa� tego, co zrobi�, nie obiecywa� poprawy, poniecha� pr�b o �agodny wymiar kary. Do�ywocie bez mo�liwo�ci warunkowego zwolnienia zdawa�o si� jedyn� kar�. �mier� grozi�a wy��cznie za zbrodnie w recydywie. Wygaszone o�wietlenie na korytarzu. Ciemno��, co godzin� rozpraszana �wiat�em halogenowej latarki. Wi�zienna cisza, przerywana chrapaniem, odg�osami w toaletach, krokami stra�nika. Rutynowy przemarsz znudzonego klawisza, wzd�u� �ciany z celami i z powrotem, drug� stron�. Czasem promie� latarki dobywa z mroku wn�trze celi. Wulgarna reprymenda dla nocnego marka albo erotomana, ponowny obch�d, potem lustrowanie ekranu, gra w karty, przegl�danie pornograficznych gazetek... Za �cian� dy�urki spowite mrokiem muzeum zbrodni. Wi�kszo�� �pi kamiennym snem. Niekt�rzy �ni� ucieczki, inni �ycie na wolno�ci, jeszcze inni mszcz� si� na policjantach, prokuratorach i s�dziach. We �nie m�czyzny 99 C rozgrywaj� si� zdarzenia z przysz�o�ci. Lotem stalowego ptaka kr��y po orbicie Ziemi, ogl�daj�c planet� z kosmicznej perspektywy. Zawirowania atmosferyczne znikaj�, wida� ogrom Theatrum Mundi - panteistyczn� panoram� �wiata. Podbita planeta, na kt�rej umieraj� stare religie, gigantyczne miasto naje�one miliardami stalowych wie� i anten. Nawet oceany s� przes�oni�te metalow� siatk�, mn�stwo tam dziwacznych konstrukcji, z kt�rych ka�da pe�ni sakraln� rol�. Kontynenty przypominaj� pancerne grzbiety gigantycznych skorupiak�w. M�czyzna u�miecha si�, rozumiej�c, �e sny to nagroda, jak� zsy�aj� na niego obcy. To jeszcze nie wszystko, zosta�o pokuszenie kapelana. Wtedy b�dzie m�g� si� po��czy� z tymi, kt�rzy go wybrali. Kt�rzy pozwolili mu zmieni� �ycie, twarz i personalia. W rezultacie nikt nie wie, �e by� kiedy� komendantem policji, Klausem Hertogenboschem.1 Oficjalnie komendant zgin�� w zamachu terrorystycznym. Umundurowane zw�oki sp�on�y doszcz�tnie - zosta� po nich szkielet i guziki policyjnego munduru. M�g� zaszy� si� w melinie i czeka� na kontakt. Dziesi�� lat temu, jeszcze jako Hertogenbosch, zosta� powiernikiem wiedzy o zagro�eniu z kosmosu. Obcy podarowali mu dodatkowy zmys�. Rasa inteligentnych owad�w udaremni�a podb�j zbuntowanym secesjonistom, nie przypuszczaj�c, �e inna cywilizacja mo�e dzi�ki temu wykorzysta� komendanta do przeprowadzenia podboju. Unosi� si� nad przekszta�con� w miasto planet�. Sen otacza� go jak d�wi�koszczelna pianka, wch�aniaj�c kroki i pokrzykiwania stra�nika. Tak b�dzie wygl�da� �wiat, gdy przyb�d� bogowie. Zapanuje nowa wiara i nowe prawo... Nie obchodzi�o go, �e nie doczeka triumfu, �e inwazja nast�pi dopiero za sto lat. Tak musi by�. Stulecie nie stanowi w skali kosmosu przeszkody logistycznej. II Z tym Aliensonem od pocz�tku co� by�o nie tak. Pami�tam, jak gazety pisa�y o makabrycznej zbrodni: trzyosobowej rodzinie zar�ni�tej staro�wieck� brzytw� przez sadyst�. I jeszcze to dobrowolne oddanie si� policji. Spodziewa�em si�, �e przywioz� narwanego furiata, kt�remu n� i spluwa wyskakuj� z r�ki przy lada okazji, a tu prosz� - powa�ny, flegmatyczny, cho� ewidentnie �wirni�ty go��. Bi�o od niego nieludzkie wr�cz poczucie wewn�trznego spokoju... I to jego spojrzenie - gapi� si� na wszystkich dziwnie, troch� ciel�co, troch� hipnotycznie... Klawisze �alili si�, �e nic sobie nie robi z ich wrzask�w. Wi�niowie bali si� tkn�� wielkoluda, starczy�o, �e spojrza� kt�remu� w ga�y. Zrozumia�em, czemu skurwiel jest taki niebezpieczny... Raymond Shepard sp�dza� du�o czasu w celi Aliensona. Pocz�tkowo traktowa� go jak pozosta�ych. Dla nich wizyty ksi�dza by�y atrakcj�, urozmaiceniem wi�ziennej nudy. Zw�aszcza dla tych, co nie przyjmowali innych wizyt. Nie s�dz� jednak, by rozmowy o Bogu potrafi�y ich zmieni�. Mo�e pojedynczych skazanych, cho� w naszym pudle graniczy�oby to z cudem... Praca Raymonda przypomina�a dr��enie ska�y przez krople. Cierpliwo�ci i uporu ksi�dzu nie brakowa�o, starczy�o z nim pogada�. Robi�, co do niego nale�y. Duchowni podlegaj� hierarchii i dyscyplinie. Mo�e dlatego tak dobrze si� rozumieli�my. Czasami zostawa� po pracy, gdy mia�em dy�ur. Pili�my herbat� i gaw�dzili�my do p�na. Sporo rzeczy mo�na si� by�o od klechy dowiedzie�. Sam wypytywa� o �ycie wi�zienia, sprytnie wyci�gaj�c ze mnie r�ne wiadomo�ci. S�dz�, �e w pewien spos�b si� uzupe�niali�my. Mo�e to dziwnie, ale temat Aliensona nigdy nie zdominowa� naszych rozm�w. Nawet wtedy, gdy Shepard zacz�� sp�dza� coraz wi�cej czasu w jego celi. Dyskutowali zajadle o r�nych sprawach... Czasami spogl�da�em w kontrolny ekran, na kt�rym wida� by�o kapelana i morderc�. Mo�e gdybym pods�ucha�, wiedzia�bym, o co tak zawzi�cie si� spierali. Dlaczego Shepard nie mia� ochoty zosta� na herbat�, gdy opuszcza� jego cel�? Dlaczego wyszed� kilka razy z twarz� blad� jak papier? Dlaczego postanowi� zej�� do buntownik�w? Na te pytania mog� nie zdoby� ju� odpowiedzi. 5. �ledztwo Biskup Quinsey nie by� zadowolony z kazania wyg�oszonego nazajutrz po otrzymaniu anonimu. Zasiedzia� si� do p�na walcz�c z brakiem natchnienia, nie potrafi� jednak sprosta� pierwotnemu zamys�owi. Cho� merytorycznie poprawne, wszystko przecie� zosta�o uwzgl�dnione, stylistycznie kazanie szwankowa�o. Czu� to ju� wtedy, gdy je wyg�asza�. Quinsey nie by� tak�e zadowolony z wyniku �ledztwa. Zada� mn�stwo pyta�, zbada� r�ne tropy, wyda� kilkana�cie dyspozycji informatykom - bezskutecznie. Nie wiadomo, z czyjej winy nast�pi� przeciek. W�r�d os�b prowadz�cych z biskupem prywatn� korespondencj� przewa�ali dostojnicy ko�cielni. Pr�cz nich rodzina oraz starzy przyjaciele, znajomo�ci jeszcze z seminarium. Do ka�dego z tej listy Quinsey mia� zaufanie, nikogo nie o�mieli�by si� pos�dzi� o niedyskrecj�. Sytuacja by�a patowa - dochodzenie utkn�o w martwym punkcie. Do czasu. Z pomoc�, jak to czasem bywa, przyszed� przypadek. By� drugi dzie� grudnia. Biskup sko�czy� �niadanie i z fili�ank� kawy zasiad� do porannej prasy. W lokalnym dodatku og�lnokrajowego dziennika widnia� wielki nag��wek: Dalsze szczeg�y tajemniczej zbrodni. Quinsey nie gustowa� w taniej sensacji, chcia� omin�� artyku�, lecz jego wzrok przyku�o czarno-bia�e zdj�cie. Podpis: W mieszkaniu mordercy znaleziono przedmioty dziwacznego kultu. Z ba�aganu i brudu wy�ania�y si� o�tarzyki przypominaj�ce nowoczesne rze�by ze z�omu, za� na �cianie widnia� znajomy napis. Piek�o jest kwesti� skali. Ju� niebawem. Omal nie zach�ysn�� si� kaw�. Odstawi� fili�ank�. Zacz�� poch�ania� kolumny tekstu i tak pozna� szczeg�y zbrodni. W konkluzji autor stwierdza�, �e s�dzony w�a�nie zab�jca (wyrok mia� zapa�� nazajutrz) by� wyznawc� nieznanej odmiany satanizmu, kt�r� by� mo�e sam stworzy�. Biskup zdziwi� si�, �e tak spektakularna zbrodnia nie obi�a mu si� o uszy - z pewno�ci� gada�o o niej p� miasta. Od�o�y� gazet� z m�tlikiem w g�owie. Zacz�� rozwa�a� najgorsze scenariusze. Dreszcz przeszed� mu po plecach, gdy wyobrazi� sobie, �e jacy� sekciarze namierzaj� ko�cielnych dostojnik�w z my�l� o zamachach... 6. Jonasz i paj�k Raymond wraca� ze szpitala �w. B�a�eja. Kolejna godzina przesiedziana u boku nieprzytomnego brata. Zielony wykres, wskaz�wka zegarka, regularne kapanie kropl�wki. Niema modlitwa, �arliwe pro�by do Boga o ocalenie. Jerry m�g� w ka�dej chwili otworzy� oczy albo umrze�. Ca�a rodzina �y�a w niepewno�ci. "To gorsze od �a�oby" - przyzna�a, p�acz�c, matka. Zmieniali si� w dy�urach: cztery razy w tygodniu kto� odwiedza� Jerry'ego. Telefonowali w ka�dy wiecz�r. Rodzice Sheparda mieszkali w miasteczku oddalonym od Amodos godzin� jazdy poci�giem. Synowie przyjechali tu na studia. Jerremy by� na drugim roku medycyny. Teraz sam potrzebowa� hospitalizacji. Raymond wraca� na piechot�. Szpital by� oddalony od plebanii siedem autobusowych przystank�w. Przystrojone �wi�tecznymi dekoracjami ulice ton�y w p�mroku, pojedyncze p�atki �niegu wirowa�y w szalonym ta�cu, �wiat�a reklam i ozd�b choinkowych rozprasza�y mrok. �wi�teczna atmosfera nie udziela�a si� Shepardowi. Fakt, �e w�r�d �wi�tecznych ozd�b brakowa�o symboli religijnych pot�gowa� kiepskie samopoczucie. W takich chwilach ucieka� w przesz�o��, gdy� rozpami�tywanie przynosi�o ulg�. Gdy to nie pomaga�o, przechodzi� do krytycznej analizy "Miast i ogrod�w" (marzy�, by praca okaza�a si� czym� wi�cej ni� hermetycznym zbiorem akademickich rozwa�a�). Czasami ulg� nios�o doskonalenie tekstu najbli�szego kazania. Metafory. Nie mo�na wyobrazi� sobie bez nich skutecznej ewangelizacji. Nauczanie za pomoc� przypowie�ci, praktykowane przez Jezusa i Aposto��w, sta�o si� przyk�adem dla pokole� kaznodziej�w. Nawet w czasach powszechnego upadku religii, gdy kap�ani musieli pogodzi� si�, �e g�osz� S�owo Bo�e garstce wiernych, j�zyk alegorii pozostawa� aktualny. Gdy Raymond chcia�, by kazania zapada�y w pami��, u�ywa� por�wna�, kt�rych plastyczno�� by�a szokuj�ca. Tydzie� temu wymy�li� por�wnanie szczeg�lnie dobitne. Przeczyta� w magazynie przyrodniczym o paj�ku, kt�ry upodabnia si� do odchod�w, by zwabia� �ywi�ce si� ekskrementami owady. Przedziwna zdolno�� mimikry - brzmia� nag��wek. Zanotowa� na marginesie: Pu�apka na cz�owieka. Pod spodem za�: Metabolizm wsp�czesnej kultury miejskiej - przemiana ducha na materi�. Wabienie ludzi za pomoc� odchod�w, by gubili samych siebie. Urbanistyczny paj�k maskowa� si� umiej�tnie. Przyci�ga� ludzi do punkt�w masowej rozrywki, gdzie st�enie zepsucia bi�o rekordy. Sekskombinaty, pokazy tortur, degustacje narkotyk�w - ka�da zwyrodnia�a zachcianka nakr�ca�a poda�. Ludzie s� zaczadzeni smrodem odchod�w, zapomnieli jak pachn� kwiaty... - my�la� Raymond, chodz�c ulicami, w�r�d bilboard�w, outdoor�w i wystaw sklepowych epatuj�cych (nawet w okresie �wi�tecznym) skomercjalizowan� perwersj�. Uprawiamy kulturow� koprofagi�, konstatowa� zdegustowany. Moda to najpot�niejsza si�a spo�eczna, skuteczniejsza od ideologii - przywo�a� s�owa z wyk�adu biskupa Quinsey'a, gdy jako m�ody alumn nie potrafi� znale�� wyt�umaczenia dla wszechobecnej bezbo�no�ci. Moda na odchody, czemu nie? - my�la� ironicznie. Wszystko mo�na sprzeda�, wystarczy �adne opakowanie. Kampanie reklamowe propagowa�y prostacki hedonizm, sztaby psycholog�w pracowa�y nad skuteczno�ci� chwyt�w promocyjnych. Tak kie�kowa�y nowe potrzeby, nawyki, wzorce zachowa�. Im g�upszy konsument, tym lepiej dla koncern�w. Dlatego nale�a�o spodli� masy, odebra� ludziom sacrum. By�o to niezwykle proste - starczy�o wykreowa� now� mod�. Wi�kszo�� ludzi wykazuje instynkt stadny, przyjmuj�c postawy akceptowane przez otoczenie za jedyny wyznacznik s�uszno�ci - m�wi� Quinsey. I za jedyny wektor wp�ywu - doda� w my�lach Raymond, mijaj�c wystaw� "Sex- salonu", gdzie dwie nastolatki w sk�rzanych majtkach i czapkach �w. Miko�aja dotyka�y si� j�zykami. Piek�o zamkn�o cz�owieka w wi�zieniu mur�w miejskich, pomy�la�, odwracaj�c wzrok. W wi�zieniu, kt�re cz�owiek sam zbudowa�. Oto spryt i perfidia diab�a. Kiedy�, ucz�c si� do egzaminu, �mia� si� ze s��w p�no�redniowiecznego teologa, kt�ry pisa� o �wczesnym Pary�u: ...jak cuchn�ca koza i owca nieczysta zgodnym przyk�adem po�era nap�ywaj�cych zewsz�d przybysz�w i w�asnych mieszka�c�w oraz poci�ga ich wraz z sob� w przepa��... Uzna� t� opini� za przejaw umys�owego prymitywizmu. Po kilku latach, gdy w jego �wiat wewn�trzny wgryz� si� chaos miasta, zrozumia�, �e prawda o �wiecie mo�e pozbawi� z�udze� - przetr�ci� wiar�, ukatrupi� nadziej�, sp�oszy� mi�o��. Ilekro� opuszcza� teren seminarium, mia� wra�enie, �e miasto zalewa go brudn� fal�. Zasady moralne by�y kombinezonem p�etwonurka, pozwala�y p�ywa� w tym szambie, jednak czasami nie starcza�o powietrza. Po latach przypomnia� sobie tekst francuskiego teologa i zrozumia�, �e miasto sprzyja grzeszno�ci. Mi�dzy innymi to sk�oni�o go do pisania "Miast i ogrod�w". Oddawa� honor i przyznawa� racj� uczonemu. Z jednym wyj�tkiem. Zakonnik pisa� o cuchn�cej kozie i owcy nieczystej, Raymond wola� metafor� afryka�skiego paj�ka. 7. Oko za oko, krew za krew... Rozpraw�, na kt�rej zapad� wyrok, utajniono. Podstawa: art. 80 � 5 "Karnej Ustawy Proceduralnej" (sesja przy drzwiach zamkni�tych ze wzgl�du na szczeg�lnie drastyczne okoliczno�ci oraz charakter czynu zarzucanego). Do publicznej wiadomo�ci podano sam werdykt, wraz z cz�ci� uzasadnienia, wpuszczaj�c na sal� dziennikarzy. Wieczorem lokalny serwis informowa�: - Najwy�szy wymiar kary dla mordercy. Po ca�o�ciowym rozpatrzeniu materia�u dowodowego s�d okr�gowy w Amodos jednomy�lnie wymierzy� zab�jcy trzyosobowej rodziny kar� do�ywotniego wi�zienia, bez mo�liwo�ci przedterminowego zwolnienia po up�ywie dwudziestu pi�ciu lat. Sprawiedliwo�ci sta�o si� zado�� - m�wi� wstrz��ni�ci zbrodni� mieszka�cy, szkoda tylko, �e �wi�teczna atmosfera zosta�a zak��cona przez tak makabryczn� zbrodni�... Wypowiadali si� przypadkowi mieszka�cy. - Kara jest s�uszna, bo najwy�sza, nie rozumiem jednak, dlaczego mamy p�aci� podatki na utrzymanie tego (wulg.)! - Powinno go spotka� to, co tych niewinnych ludzi, kt�rych zaszlachtowa�... Kiedy o tym my�l�, jestem za kar� �mierci. - Mam nadziej�, �e w wi�zieniu si� nim zajm�. W ko�cu zabi� dzieciaka - gdy si� dowiedz�, nie dadz� mu �y�. Szkoda, �e tylko na tak� sprawiedliwo�� mo�emy liczy�... Czym jest sprawiedliwo��? To proste: oko za oko, krew za krew... Biskup Quinsey nie ogl�da� telewizji (uwa�a� j� za og�upiacz), tego dnia zrobi� jednak wyj�tek. Nie zamierza� czeka�, a� gazety rozpisz� si� o zbrodni, nie chcia� s�ucha� radia. Pragn�� zobaczy� - i to zaraz - materia� zdj�ciowy. Kaza� pod��czy� stary odbiornik w refektarzu do anteny, po czym zasiad� w fotelu, czekaj�c na serwis. Z informacji, jakie zebra� na temat zab�jcy (dopiero po wyroku ujawniono nazwisko - Neil A. Lienson, co wszyscy przekr�cali na Alienson), nie dowiedzia� si� niczego nowego. Najbardziej interesowa� biskupa �wiat wewn�trzny mordercy: tam, jak s�dzi�, mo�na by�o znale�� �lad zezwalaj�cy po��czy� tajemniczego maila z napisem na �cianie. Najbardziej prawdopodobny wydawa� si� syndrom Raskolnikowa, morderstwo na tle �wiatopogl�dowym. A wi�c do�ywocie. Quinsey poczu� ulg�. Je�eli odrzuci� wersj� o sekcie - znika� strach przed zamachem. Ustalenia s�du zdawa�y si� to potwierdza�. Zab�jca dzia�a� w pojedynk�. Nie kontaktowa� si� z nikim, stroni� od ludzi. Typowa aspo�eczna jednostka socjopatyczna. A jednak Quinsey czu� si� bezradny - wci�� nie wiedzia�, kto jest nadawc�. Nie pojmowa� zwi�zku listu z napisem na �cianie. Mia� swoj� wersj�, lecz obawia� si�, �e strach dyktuje mu j� dla �wi�tego spokoju. Czy has�o "Piek�o jest kwesti� skali" nie by�o po prostu modnym graffiti? Na brak m�odzie�owych subkultur Amodos nie mog�o narzeka�. 8. Traktat (I) "Miasta i Ogrody" (fragment brudnopisu) Zgodnie z symbolik� chrze�cija�sk� Ogr�d jest pierwotnym mikrokosmosem cz�owieka, jego naturalnym schronieniem i ewolucyjnym matecznikiem. Por�wnanie symboliki Ogrodu i Miasta w Biblii z rozwojem cywilizacyjnym cz�owieka (rozumianym klasycznie, jako stopniowe opanowywanie natury i uniezale�nianie si� od niej) pozwala dostrzec wiele zbie�no�ci. Upadek prarodzic�w i Wygnanie z Raju wydaj� si� symbolicznym przedstawieniem momentu, w kt�rym cz�owiek rozpocz�� budowanie cywilizacji. Jest to alegoryczny komentarz pocz�tk�w emancypowania si� cz�owieka z natury. Ogr�d i Miasto to punkty graniczne - pocz�tek i koniec drogi cz�owieka. Ziemskie bytowanie rozpoczyna si� w Ogrodzie (Eden), ko�czy za� w Mie�cie (Babilon). Rozw�j cywilizacji polega zatem na stopniowym oddalaniu si� od Boga. Procesy urbanizacyjne (komunalne) zacz�y si� wtedy, gdy pierwotna b�ogo�� zosta�a utracona. Ogr�d jako stan przyrodzony cz�owiekowi to ewidentny symbol nieskalanego wsp�ycia ludzi ze �wiatem. Kres tego szcz�cia nast�pi� wraz z wygnaniem z Edenu. Cz�owiek przesta� by� niewinny - wkr�tce po opuszczeniu raju skala� si� zbrodni�. Znamienne, �e zgodnie z tradycj� za�o�ycielem pierwszego miasta by� bratob�jca. I pozna� Kain �on� sw� (...) i zbudowa� miasto, i nazwa� je imieniem syna swego Henoch (Gen 4,17). 9. Podziemny �wiat Pierwsza wizyta w wi�zieniu przypomina�a zwiedzanie gabinetu osobliwo�ci. Najpierw zje�d�a�o si� wind� do dyspozytorni, p�niej trzeba by�o zej�� w�skimi schodami, by wkroczy� w przestronny korytarz pe�en brz�cz�cych jarzeni�wek. Blada po�wiata spowija�a pod�og�, �ciany i kraty, tworz�c nastr�j lekko upiorny. Powietrze by�o zat�ch�e, cho� pod sufitem pracowa�y wentylatory. Ka�da cela by�a zagrodzona podw�jn� krat�. Dziesi�� cel trzyosobowych plus trzy izolatki. Wi�ni�w grupowano wed�ug zasady liczb nieparzystych. Zabrania ona umieszczania dw�ch, czterech lub sze�ciu skazanych w celi - w pierwszym przypadku stosunki gro�� zbytni� za�y�o�ci� (cz�sty homoseksualizm), w pozosta�ych powstaj� zwalczaj�ce si� obozy (cz�ste akty przemocy). Wzgl�dny porz�dek mo�na osi�gn�� sadzaj�c wi�ni�w pojedynczo (najci�sze przypadki) b�d� tr�jkami, co jest uk�adem optymalnym. Klawisz �artowa�, �e podobnie jest z liczb� �on w ma��e�stwach poligamicznych - dwie lub cztery baby pod jednym dachem to kaplica. Raymond nie wiedzia�, sk�d prosty stra�nik ma takie wiadomo�ci, uzna�, �e musi by� cz�owiekiem oczytanym. Krocz�c mi�dzy celami doznawa� jednocze�nie ciekawo�ci i l�ku, jak dziecko w ogrodzie zoologicznym. W r�ku mia� wydruk z kartoteki. Numeracja cel, informacje o wi�niach, raporty z przebiegu odbywania kar... Stra�nik - kr�py, �ysiej�cy mulat z k�dzierzawym zarostem na brodzie, zwany pod wp�ywem wulgarnej piosenki z pewnego filmu rysunkowego Wujkiem - wypowiada� zdawkowe komentarze. Najcz�ciej by�y to ciekawostki w rodzaju: "w czasie rozprawy grozi� s�dziemu", "zgwa�ci� pod prysznicem wsp�wi�nia", "domaga� si� kary �mierci..." Dzie� wcze�niej Shepard zapozna� si� z psychologicznymi portretami skazanych. W tych stenogramach z rozm�w prowadzonych przez psychologa, wzbogaconych fachowym komentarzem na temat zaburze� psychicznych, nie mo�na by�o znale�� nic buduj�cego. �yciorysy, wypowiedzi, reakcje: r�ne odcienie patologii. Przewa�ali osobnicy wyprani z uczu� wy�szych, przys�owiowe ludzkie bestie. Raymond wci�� roztrz�sa� s�owa ch�opaka skazanego za je�d�enie samochodem po cia�ach trzech pijanych dziewczyn: "To by�o najpi�kniejsze uczucie, jakiego dozna�em. Ten odg�os mia�d�onych ko�ci, chrupanie tkanek i mlaskanie mi�ni pod ko�ami wozu..." Wzdrygn�� si�, gdy przechodzili obok celi, gdzie zwini�ty w k��bek le�a� ten w�a�nie ch�opak. Stra�nik wyg�osi� komentarz: - Ma ksyw� Rajdowiec. Lepi figurki samochod�w z chleba i stawia na szafce - embrionalna pozycja sugerowa�a bezbronno��. Raymond odwr�ci� wzrok. - A to nasz Ogrodnik - Wujek wskaza� cel� nr 11. - Ciekawa historia z t� ksyw�. Ksi�dz wybaczy, ale padnie brzydkie s�owo. Zosta� schwytany pod drzwiami bloku, gdzie jego konkubina mia�a melin�. W nocy zad�ga� j� no�em. Nad ranem przyszed� z koszem r�. P�acz�c wydziera� si� do domofonu: "Otwieraj, kurwo, id� przeprosi�!..." Zbudzeni s�siedzi wezwali policj�. Podobno nie stawia� oporu. Obch�d zako�czy� si� pod cel� 33. Stra�nik skierowa� snop latarki na prycz�. �wiat�o doby�o z mroku pot�ne ramiona siedz�cego ty�em m�czyzny. G�ow� mia� spuszczon�, twarz ukryt� w d�oniach. - Nasz najnowszy nabytek. - Alienson... - domy�li� si� Shepard. - Taa... Wyj�tkowo ponury sukinsyn. Morderca trwa� w bezruchu niczym kamienny pos�g. Raymond zerkn�� w kartotek�. Pr�cz informacji o morderstwie trzyosobowej rodziny w rubryce "zaburzenia osobowo�ci" znalaz� notatk�: Stwierdzono ob��d pos�annictwa objawiaj�cy si� poczuciem misji - skazany uwa�a si� za mesjasza nowej religii. Stra�nik wy��czy� latark�. - Na tym ko�czy si� moja rola - rzek�, wachluj�c si� czapk�. - Od jutra mo�e ksi�dz spowiada�. - Raymond sm�tnie skin�� g�ow�. Mia� przed sob� kilka lat pracy w miejscu, kt�re zdawa�o mu si� przedsionkiem piek�a. -Naprawd� nie zazdroszcz� - mrukn�� Wujek, odprowadzaj�c go do drzwi. 10. Traktat (II) "Miasta i Ogrody" (fragment brudnopisu) W "Symbolice chrze�cija�skiej" Baldocka czytamy: Cz�owiek - przed swoim Upadkiem - �y� w Rajskim Ogrodzie w pe�nej harmonii z Bogiem i jego stworzeniem (czyli z natur�, jako zewn�trznym przejawem Bo�ej obecno�ci - przyp. R.S.). By� to pierwotny, rajski stan, kt�ry cz�owiek musia� porzuci� i zamieszka� w �wiecie. Jednak�e B�g obieca� cz�owiekowi nowy raj. Ten nowy raj to Ziemia Obiecana, do kt�rej cz�owiek ma powr�ci� po w�dr�wce przez pustynne bezdro�a, lub inaczej Niebia�skie Miasto, kt�re uka�e si� po zniszczeniu Babilonu, miasta ziemskiego (zob. Babilon, Miasto, Upadek, Raj, Ziemia Obiecana, Pustynia). Cz�owiek od zawsze kojarzy� stan najwy�szego szcz�cia z zamieszkiwaniem w ogrodzie. Greckie s�owo Paradejos wywodzi si� z j�zyka perskiego, gdzie s�u�y�o za nazw� bogatych park�w otaczaj�cych rezydencje. Znamienne, �e dwie ksi�gi stanowi�ce klamry Pisma �wi�tego pos�uguj� si� symbolami Ogrodu (Genesis) i Miasta (Apokalipsa). S�dz�, �e chodzi tu nie tylko o symbolik�, lecz o co� wa�niejszego - o alegoryczne przedstawienie dw�ch zasadniczych stan�w �ycia cz�owieka: natury i cywilizacji. Pierwszy oznacza szcz�cie, harmoni� i godno��; drugi - nieszcz�cie, dysharmoni� i upadek. Jest to w pe�ni zrozumia�e: w Ogrodzie (natura) cz�owiek �yje otoczony tworami Boga, ro�linno�ci�, faun�, klimatem; w mie�cie - cz�owiek otacza si� tworami w�asnych r�k, kt�re z definicji s� niedoskona�e, stanowi� bowiem wyzwanie rzucone Bogu. Pisze Baldock: Miasto jest symbolicznym miejscem zamieszkania cz�owieka, jak r�wnie� mikrokosmosem. Symbolika ta przeciwstawia sobie dwa miasta: Babilon i Niebia�skie Miasto. Jedno istnieje na ziemi i zostanie zniszczone w dniu s�du (Ap 18). Drugie, istniej�ce w Niebie, to "Miasto �wi�te - Jeruzalem Nowe (...) przybytek Boga z lud�mi." (Ap 21, 2-5). Znamienne, �e dopiero Nowe Jeruzalem, miasto pochodzenia boskiego, mo�e da� cz�owiekowi szcz�cie, gdy� stanowi podarunek nie z tego �wiata. 11. Niespodziewana dysputa W ci�gu kilku tygodni Shepard zdo�a� przywykn��. Powoli oswaja� si� z obowi�zkami kapelana. "Szok termiczny" pierwszych wizyt mia� za sob�. Znikn�� problem nieprzespanych nocy. Przekracza� pr�g Hohenschloss z nieco wi�ksz� pewno�ci� siebie. Pierwszych kilka tygodni by�o jednak ci�k� szko��. Dawka nerw�w, jaka wi�za�a si� z ka�dorazow� wizyt� w Hohenschloss, zdawa�a si� nie do zniesienia. Raymond czu�, �e jego psychika z trudem poskramia stres. Zw�aszcza praca w dolnej kondygnacji wymaga�a odporno�ci. Nie brak�o te� niespodzianek. Wi�niowie lubili zachowania niekonwencjonalne. Pewnego razu gdy wszed� do celi, w kt�rej przebywa� dotkni�ty ob��dem pos�annictwa morderca, us�ysza� od progu: - Prosz� ksi�dza, czy B�g jest mi�o�ci�? - Jest, synu - odpar� zdumiony, sadowi�c si� na taborecie. Wi�zie� le�a� na pryczy, z r�kami splecionymi pod g�ow�. By�a to druga wizyta Raymonda w jego celi. Za pierwszym razem morderca milcza� jak gr�b. - A czy mi�o��, jak rzecze Ewangelia, nie zna zazdro�ci? - Nie zna, synu - po raz drugi zgodzi� si� Raymond. - Ca�y hymn �w. Paw�a dowodzi, jak wielk� si�� i jak pot�n� �ask� jest mi�o��, kt�ra nie zna zazdro�ci, nie szuka poklasku, nie pami�ta z�ego... - Jahwe przedstawia si� w Starym Testamencie jako B�g zazdrosny. - Tak, ale... - Jahwe nie jest mi�o�ci�, zatem nie jest Bogiem. To logiczny wniosek. - Jego Syn przyni�s� prawo, kt�re... - Ksi�dz daruje - oczy mordercy b�ysn�y satysfakcj�. - Zawsze zastanawia�o mnie, jak Ko�ci� mo�e ��czy� Stary Testament z Nowym. Przecie� to zupe�nie r�ne ksi�gi... Shepard pomy�la� chwil�, po czym odpar�. - �wi�ty Augustyn twierdzi�, �e Stary Testament zas�ania to, co ods�ania Nowy... Wcze�niej ludzie nie byli gotowi, by przyj�� Ewangeli�. Dopiero na gruncie judaizmu, wiary w jednego Boga, mo�na by�o zasia� ziarno mi�o�ci... Alienson odparowa� momentalnie. - Stary Testament to ksi�ga barbarzy�ska, sankcjonuj�ca niewolnictwo, kamienowanie i jeszcze gorsze bestialstwa. - To przede wszystkim Dekalog... - Jak ksi�dz, b�d�c inteligentnym cz�owiekiem, mo�e nie mie� w�tpliwo�ci? - zmieni� temat zab�jca. - Wierz� w Boga. W�tpliwo�ci gasn� w �wietle �aski, jak� jest wiara. Alienson wycedzi� ironicznie: - A niby czym szczeg�lnym cechuje si� chrze�cija�stwo, �e akurat w nim mieszka prawda? Prosz� wskaza� ten wyj�tek, mo�e uwierz�. - To jedyna religia za�o�ona bezpo�rednio przez Boga. - Sk�d ta pewno��? Jezus to moralista, mistyk i m�drzec, lecz po co go od razu deifikowa�? - Bo kocha� nas wszystkich. Zaakceptowa� cz�owieka z jego grzechem i sk�onno�ci� do z�a. Pomy�l o skali, jaka dzieli�a go od nas! - zawo�a� Raymond popadaj�c w mentorski zapa�. - To tak, jakby cz�owiek odda� �ycie za stado zwierz�t! - Zaiste wariat! - bezlito�nie podsumowa� Alienson. - Ofiara Jezusa ma zupe�nie inny wymiar... Shepard zda� sobie spraw�, �e gadali przesz�o kwadrans. Zadzwoni� po stra�nika. Gdy drzwi si� uchyli�y, przerwa�, b�ogos�awi�c wi�nia w intencji nawr�cenia. Alienson po�egna� go uwag�: - Mam nadziej�, �e doko�czymy dyskusj�. Shepard szed� przez korytarz skonfundowany i zdumiony postaw� Aliensona. Wi�zie� my�la� trze�wo, wzorem wykszta�conych ateist�w, co zupe�nie nie pasowa�o do charakterystyki, jaka widnia�a w dokumentacji. Brutalny morderca, religijny konfabulant g�osz�cy wiar� w przybysz�w z kosmosu, a jednocze�nie filozof- amator. Za du�o jak na jednego cz�owieka. Godzin� p�niej ksi�dz siedzia� w dy�urce, pij�c herbat� i gaw�dz�c z m�odym stra�nikiem. By� to jedyny pracownik Hohenschloss, do kt�rego czu� sympati�. Podejrzewa�, �e stra�nik my�li o nim tak samo. 12. Pierwsze kuszenie Zn�w siedzia� w celi Aliensona, tocz�c dyskusj� w obronie wiary. Zn�w morderca okaza� si� niespodziewanie rozmowny. - Sk�d pewno��, �e Chrystus umar� za nas, sk�d wiara ksi�dza w odkupienie? - dopytywa� si� z pryczy, swego stanowiska bojowego. - Mo�e Jeszua zwyczajnie mia� pecha i zosta� stracony jako sekciarz zagra�aj�cy bezpiecze�stwu publicznemu? Nie by� wygodny ani dla Pi�ata, ani dla Sanhedrynu... Raymond wiedzia�, jakiego argumentu u�y�. - Odda� �ycie z w�asnej woli. Odwr�ci� proporcje. Dotychczas ludzie sk�adali ofiary bo�kom, kt�rych sami wymy�lali. Chrze�cija�stwo to co� zupe�nie innego. B�g sk�ada ofiar� z siebie, sk�ada j� ludziom, swym wyznawcom. Dla staro�ytnych by�o to niepoj�te, uznawali Odkupienie za absurd, tak jak nie mogli poj��, czym jest mi�o�� pierwszych chrze�cijan. Filozofia chrze�cija�ska by�a najwi�kszym przewarto�ciowaniem w dziejach my�li ludzkiej. Dlatego tak zap�adniaj�co podzia�a�a na kultur�... Alienson machn�� r�k�, jakby uzna� argumentacj� Raymonda za nic nie wart�. Kapelan jednak kontynuowa�. - Chrystus by� bezbrze�n� mi�o�ci�, bogiem prawdziwym, gdy� pozwoli� um�czy� si� i przybi� do krzy�a, aby zbawi� �wiat. Ta ofiarno�� rozsadza nasze pojmowanie, nie daje si� wyja�ni� ludzk� miar�. Morderca parskn�� pogardliwie. Spojrza� na kapelana jak na durnia. - To �aden wyj�tek. Szczur po�wi�caj�cy �ycie dla dobra populacji, by zapewni� dalsze przenoszenie gen�w - te� jest, zdaniem ksi�dza, zbawicielem? �wiat zwierz�t zna wi�cej przyk�ad�w takiego "mi�osierdzia". - Nie ma zgody - Raymond zna� tak�e ten argument, odparowa� wi�c b�yskawicznie. - �mier� z my�l� o stadzie, populacji czy innej grupie biologicznej tylko pozornie przypomina czyn Jezusa. On umar� na krzy�u, lecz nie dla dora�nej korzy�ci. Uczyni� to z my�l� o porz�dku duchowym. Z�o�y� ofiar�, gdy� pragn�� otworzy� przed nami wrota kr�lestwa niebieskiego. - Ofiara, po�wi�cenie... - Alienson przeci�gn�� si�, a� chrupn�y stawy. - Ksi�dz wybaczy, ale zawsze zdumiewa�o mnie ignorowanie przez Ko�ci� fakt�w historycznych. Chrystus umar� bezinteresownie, tak twierdzicie. Utrzymujecie, �e by� niewinny. A ja si� pytam, czym by�a rze� niewini�tek? Po to, by m�g� si� narodzi� wasz b�g, musia�o umrze� tysi�ce noworodk�w. Ju� to �wiadczy, �e m�ka pa�ska nie by�a bezinteresowna. Od samego pocz�tku Jezus mia� d�ug wobec tych dzieci. Wiesz, kiedy to poj��em? Gdy ujrza�em obraz jednego z w�oskich mistrz�w - Madonn� z Dzieci�tkiem. W tle by�y namalowane dzieci�ce g��wki, taka siatka, zas�ona z mn�stwa ma�ych twarzyczek. Wszyscy twierdzili, �e to przedstawienia anio��w, tylko mnie skojarzy�o si� inaczej. Uwa�am, �e jako jedyny poj��em przekaz malarza. Wszyscy obwiniacie Heroda - a przecie� gdyby nie przyj�cie Jezusa, tamte dzieci by �y�y. Nie m�w wi�c, �e jego �mier� by�a bezinteresowna. - To nie z woli Boga ani z woli Chrystusa zamordowano te dzieci - odpar� spokojnie Shepard. - To cz�owiek, pragn�cy zg�adzi� "kr�la kr�l�w" dokona� tej masakry, a je�eli kto� pr�cz niego i s�uchaj�cych go siepaczy winien jest zbrodni - to sam Szatan... - Wszystko zwalamy na diab�a, jakie to wygodne... - parskn�� Alienson, poirytowany. - Nie wszystko, lecz inspiracj� z�ych uczynk�w - sprecyzowa� Raymond. - To z jego podszeptu rodz� si� grzeszne my�li i zbrodnicze czyny. Cz�owiek ma wyb�r. Na tym polega wolno��. Jej konsekwencj� jest istnienie z�a. Alienson zamilk�. Le�a� nieruchomo ze wzrokiem wbitym w sufit. Shepard wsta�, by rozprostowa� ko�ci. Remis, my�la� poirytowany. No, mo�e z ma�� przewag�... - Zapewne zna ksi�dz moj� kart� chorobow�. Raymond odwr�ci� si�. Alienson siedzia� na pryczy, trzymaj�c w r�ku ksi��k� - gruby, bia�y tom. - Owszem. - Wi�c pewnie si� ksi�dz dziwi, �e nie wspominam nigdy o bogach z kosmosu? - Troch�... - Oczywi�cie podziela ksi�dz zdanie psychiatr�w? - Nie musz� podziela� ich zdania. To, co m�wi�e� podczas bada�, stoi w sprzeczno�ci z moj� religi�. - Czyli nie wierzy ksi�dz... - Nie. - Szkoda. - Dlaczego? - Bo m�g�by ksi�dz zapobiec temu, co nast�pi. - Inwazji, o kt�rej m�wi�e�? - Tak. Religijnemu podbojowi planety przez Kasjopejan. Pokonaj� was jeszcze przed ko�cem wieku, poniewa� w nich nie wierzycie. Morderca przekartkowa� grub� ksi��k�, po�o�y� j� na pod�odze i pos�a� zagadkowe spojrzenie kapelanowi. Litery na ok�adce by�y zbyt ma�e, by Shepard m�g� je odczyta�. Alienson wskaza� palcem. - Oto dow�d. - Ta ksi��ka? Zapisa�e� si� do wi�ziennej biblioteki? - To nie jest ksi��ka z biblioteki. Mo�e ksi�dz sprawdzi�. - Niech zgadn�: Nietzsche, Feuerbach?... Alienson pokr�ci� g�ow�. - To historia. Z naszego punktu widzenia - historia przysz�o�ci. - Powieoa science fiction? Morderca nie da� si� wyprowadzi� z r�wnowagi. - Raczej m�j ostateczny argument. Tego nie by�o w stenogramach, przemkn�o Raymondowi przez my�l. - Grajmy fair. Teraz ja spr�buj� ksi�dza nawr�ci�. Alienson schyli� si� po ksi��k�. Cierpki u�miech na jego twarzy �wiadczy�, �e ma do�� konwersacji. Podni�s� tom z pod�ogi, zawin�� w r�cznik i poda� Shepardowi. - Niech ksi�dz przeczyta. 13. Odpowied� By� mo�e, gdyby biskup Quinsey wiedzia�, �e jego by�y student Raymond Shepard pe�ni pos�ug� kapelana w wi�zieniu, w kt�rym przebywa Neil A. Lienson zwany Aliensonem, zainteresowa�by si� na nowo spraw� tajemniczego maila. Biskup nie mia� jednak o tym poj�cia. Straci� zainteresowanie spraw� ju� po kilku tygodniach. Poranna prasa przynosi�a nowe wie�ci. Wraz z up�ywem czasu niemi�e wspomnienie zaciera�o si� w pami�ci Quinseya. Pewien oficjalny list sprawi�, �e od�y�o. Koperta by�a opatrzona w piecz�� arcybiskupi�. List zosta� wydrukowany na be�owym czerpanym papierze. Pisa� sam kardyna� Lavagio. Do JE Ernesta Quinseya, Biskupa diecezji Amodos Laudeatur Jesus Christus! Spiesz� poinformowa� ksi�dza Biskupa o pewnym eksperymencie, jakiemu poddali�my ostatnio - zgodnie z poufn� instrukcj� Ojca �wi�tego - wszystkich dostojnik�w episkopalnych. Do ka�dego biskupa pod adresem prywatnym zosta� wys�any tradycyjnie lub poczt� elektroniczn� list stylizowany na satanistyczn� pogr�k�. Nasilenie si� takich dzia�a� w ostatnim czasie sprawi�o, �e Papie� uzna� za stosowne przetestowa� odporno�� psychiczn� swoich podw�adnych. Chodzi�o tak�e o sprawdzenie reakcji biskup�w na podobne anonimy, czujno�ci i gotowo�ci. Has�a zosta�y specjalnie dobrane przez watyka�skich psycholog�w, za� od strony wizualnej opracowane przez profesjonalnych grafik�w... Quinsey poczu�, �e robi mu si� s�abo. Jednocze�nie przepe�ni�a go wielka ulga.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!