6001

Szczegóły
Tytuł 6001
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6001 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6001 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6001 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6001 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Hary Harrison Planeta �mierci 6 l Daleko nad oceanem, ukrytym przed ludzkim wzrokiem za �a�- :uchem g�rskim, gromadzi�y si� ci�kie o�owiane chmury. NE Monaloi burze by�y do�� rzadkim zjawiskiem, ale je�li ju� si� zdarza �y, rozp�tywa�o si� piek�o. Nie deszcz i wiatr, ale �ciana wodj i huragan, istne oberwanie chmury. Za trzysta s�onecznych dn w ci�gu trwaj�cego trzysta dwadzie�cia dni roku na tej ciep�ej, �a skawej planecie trzeba by�o p�aci� elektrycznymi burzami o potwor nej sile, i istnymi wodospadami z niebios. Setnik Furuhu siedzia� na drewnianej wie�yczce i uwa�nie wpa trywa� si� w ciemniej�ce chmury na horyzoncie. Pr�bowa� obliczy� jak d�ugo jeszcze zdo�aj � pracowa� owocownicy. Wysz�o mu, �e naj wy�ej godzin�. Wi�c niech si� teraz szybciej ruszaj�przed zbli�aj� cym si� przymusowym odpoczynkiem. - Ej! - krzykn�� Furuhu do swoich dziesi�tnik�w przez wisz� cy mu na piersi wzmacniacz. - Pu��cie pa�ki w ruch! Maj� si� po spieszy�. Jak kt�ry� padnie, to trudno. Najwa�niejszy jest rezultat Jasne? -1 doda�: - Wszystkim, kt�rzy zbior� przed ko�cowym gwizd kiem sze�� pe�nych koszy obiecuj� drug� porcj� polewki. Zadanie nie by�o �atwe, ale wykonalne. Ch�tnych do drugie porcji zawsze by�o wielu, ale Furuhu m�g� sobie pozwoli� na taki obietnice - nie by� przecie� zwyk�ym setnikiem, lecz zaufanym sel nikiem su�tana Azbaja. Takich przyw�dc�w, jak Azbaj, nie nazywano �tysi�cznikami". Nie stali na czele konkretnej liczby ludzi i owocownik�w, lecz byli wszechw�adnymi panami wyznaczonych terytori�w, zwanych su�ta- natami. Nad su�tanami by� ju� tylko emir-szach ca�ej planety Monaloi. Setnik Furuhu by� jeszcze m�ody, ale szybko pokonywa� kolej- ne szczeble s�u�bowej drabiny i liczy�, �e wkr�tce zostanie osobi- stym ochroniarzem su�tana. Zas�u�y� na awans: by� taki pilny, taki bezlitosny, taki okrutny. Ju� wtedy, gdy by� zwyk�ym dziesi�tnikiem podoba�o mu si� bicie podw�adnych. Razem ze wszystkimi praco- wa� po kolana w wodzie pod pal�cymi promieniami s�o�ca, w�r�d rz�d�w k�uj�cego krzewu ajdyn-czumry, obsypanego ciemnymi ki- �ciami dojrza�ych owoc�w, ale stara� si� bardziej od innych. Teraz jeszcze bardziej podoba�o mu si� siedzenie w specjalnym fotelu zamontowanym na wie�yczce na d�ugich palach saratelli. Sie- dzia� pod baldachimem daj�cym delikatny ch��d i obserwowa�, jak jego podw�adni poganiaj� owocownik�w. Owocownicy byli do�� podobni do ludzi, ale nie umieli m�wi� po monalojsku, a ich g�owy i niekt�re inne cz�ci cia�a by�y poro- �ni�te sier�ci�. Wygl�dali niczym makadryle. Monalojczycy odczu- wali naturaln� odraz�, patrz�c na co� takiego i nikogo nie dziwi� zakaz wchodzenia w jakiekolwiek nieformalne kontakty z tymi �a- �osnymi stworami. Furuhu w og�le nie wyobra�a� sobie, jakie mog�yby by� niefor- malne kontakty z owocownikami. Jaki kontakt mo�na nawi�za� z tymi mutantami? To prawda, wydaje im rozkazy w ich idiotycz- nym j�zyku, ale nigdy nie przysz�oby mu nawet do g�owy, �eby po- gaw�dzi� z owocownikiem o pogodzie czy jedzeniu! Ju� sama my�l by�a wstr�tna. A jednak. Niestety, zdarzali si� w�r�d dziesi�tnik�w ludzie, kt�rzy �amali prawo. Sam kilka razy widzia� dziesi�tnik�w, kt�rzy zaczynali rozmow� z sier�ciuchami. Nie, nie w�r�d jego pod- w�adnych, chwa�a emirowi-szachowi! Takich dziesi�tnik�w od razu zwalniano ze s�u�by. A nieuwa�nego setnika przenoszono na zwol- nione w�a�nie miejsce, czyli degradowano. Furuhu nie wiedzia� do- k�adnie, co p�niej robiono z tymi, kt�rzy �amali prawo, ale domy- �la� si�, �e ich los by� nie do pozazdroszczenia. Chodzi�y s�uchy, �e niekt�rzy Monalojczycy ��czyli si� z sami- cami owocownik�w. Furuhu na sam� my�l o tym czu� wstr�t, jakby go�� stop� wdepn�� w ekskrementy. Ale jego przyjaciele, r��c weso�o, przekazywali sobie obrastaj�ce szczeg�ami opowie�ci. Kiedy� set- nik Guruzu, widz�c niedowierzanie Furuhu, poklepa� go po ramie- niu i szepn�� z u�miechem: - M�ody jeszcze jeste�! Oczywi�cie, �e sier�ciuchy to bydl�ta. Ale przyjrzyj si� uwa�niej ich samicom. I pewnego dnia Furuhu si� przyjrza�. Przedtem nie za bardzo je rozr�nia� - co mo�na wypatrzy� pod strz�pami szmat i brudn� sier- �ci�? Co� nieco� uda�o mu si� jednak dojrze� i Furuhu przerazi� si�: wygl�dali tak samo jak ludzie! No, prawie tak samo. Przez dawny wstr�t przebi�o si� potajemne, g��boko ukryte i bardzo silne po��da- nie. Tak go to zadziwi�o, �e o ma�o nie pobieg� przyzna� si� prze�o- �onym do swoich brudnych my�li. Tak powinien zrobi�, bo tak na- kazywa� Statut. Ale - zrezygnowa�; sam zwalczy to niegodne uczucie. Ba� si� te� kary, kt�ra mog�a zaszkodzi� mu w karierze. Do tej pory Furuhu nie z�ama� �adnego prawa i wierzy� �wi�cie, �e zostanie nagrodzony kolejnym awansem. Mo�liwe, �e ju� nied�u- go. Czu�, �e to nowe stanowisko spodoba mu si� jeszcze bardziej, chocia� niewiele wiedzia� o �yciu wybra�c�w, kt�rzy wi�kszo�� czasu sp�dzali w pobli�u su�tan�w za wysokimi ogrodzeniami, gdzie nie wpuszczano nawet zaufanych setnik�w. Na pewno maj� tam dobrze! - rozmy�la� Furuhu, pr�buj�c wy- obrazi� sobie wspania�e sady i zdumiewaj�ce szklane domy, o kt�- rych lubili pogada� jego starsi przyjaciele. Ale oni zawsze wymy�la- li niestworzone rzeczy. Twierdzili na przyk�ad, �e za g�rami, za oceanem jest inny kon- tynent, z kt�rego co chwila wzbijaj� si� w przestrze� niebia�skie statki - a przesuwaj�ce si� �wiat�a, kt�re mo�na czasem zobaczy� noc� po�r�d nieruchomych gwiazd, to w�a�nie te statki. �e owo- cownicy s� przywo�eni na plantacje nie morzeni, lecz drog�powietrz- n�, i �e nawet ich zbiory ajdyn-czumry wysy�aj� na ogromnych stat- kach prosto w niebo, dlatego �e tam, bardzo daleko, w�r�d gwiazd, s� planety, na kt�rych te� �yj� ludzie. Furuhu nie bardzo chcia�o si� w to wierzy�. Zw�aszcza w to o ajdyn-czumrze, czy te� o superowo- cach, jak je czasem nazywano. On najlepiej wiedzia�, co dzia�o si� z dojrza�ymi owocami - zbiory z ca�ej plantacji codziennie zwo�ono do Kombinatu. Kombinat je wch�ania�, by p�niej wydzieli� energi� �yciow�, zasilaj�c� ca�� Monaloi. Kto by tego nie wiedzia�? Ale cza- sem lubi� pos�ucha� r�nych niewiarygodnych historii. W ko�cu co jeszcze mia� do roboty? M�g� pi� czorum - dobre owocowe wino. M�g� s�ucha� muzykant�w, graj�cych na gynde, albo ta�czy� z kobietami. Ale porozmawia� z przyjaci�mi Furuhu te� lu- bi�. Nie by�o to bezpieczne, tych, kt�rzy gadali zbyt du�o, zabierano. Przychodzili ochroniarze su�tana i zwi�zywali im nadgarstki wilgot- nymi korzeniami ajdyn-czumry. Mokre korzenie �ci�le przywiera�y do ka�dego przedmiotu, a po wyschni�ciu mo�na je by�o tylko przepi- �owa�, a i to nie ka�d� pi��. Furuhu wprawdzie nie do�wiadczy� tego na sobie, ale nieraz widzia�... Dlaczego nagle przysz�y mi do g�owy takie smutne my�li? - zastanowi� si�, ale natychmiast odgad� przyczyn�, kiedy sobie u�wia- domi�, �e od dziesi�ciu minut uwa�nie obserwuje �adn� samic� owo- cownik�w. Naprawd� wyda�a mu si� poci�gaj�ca i to by�o straszne. Furuhu od dawna mia� ten fatalny zwyczaj, ale wtedy prawomy�lna po�owa jego m�zgu przeciwstawia�a si� temu haniebnemu zaj�ciu i zmusza�a m�odego setnika do odwr�cenia uwagi, automatycznie przywo�uj�c jakie� nieprzyjemne wspomnienie. Uwa�aj, Furuhu, bo i tobie kiedy� zwi��� r�ce, je�eli b�dziesz dawa� upust niskim ��dzom, upomnia� si�. We� si� w gar��, prze- cie� potrafisz by� okrutny i m�dry. Umiesz milcze�, nawet kiedy masz straszn� ochot�, by opowiedzie� komu� idiotyczn� historyj- k�. .. nawet po ca�ej butelce czorumu. We� si� w gar��. Oderwij wzrok od tej pokraki! Wprowadzenie tego polecenia w czyn przysz�o mu do�� �atwo, bo z drugiej strony jego wie�yczki rozleg� si� og�uszaj�cy wrzask. Po�r�d krzew�w wy� jaki� op�tany owocownik, przesta� pracowa� i wzni�s� r�ce do nieba. Oho, nic dobrego z tego nie b�dzie! - pomy�la� Furuhu. Szale�- cy trafiali si� rzadko. Zazwyczaj od razu ich zabijano, ale i tak by- wa�o, �e �ci�gali nieszcz�cie. Ostatnim razem, gdy taki kretyn za- cz�� wrzeszcze�, burza nadci�gn�a p� godziny za wcze�nie. Owocownicy nie zd��yli schowa� wszystkich koszy i grad wyt�uk� mn�stwo owoc�w bezcennej ajdyn-czumry. Najbardziej przera�aj�- ce by�o to, �e op�ta�cy krzyczeli po monalojsku. Kaleczyli j�zyk okropnie, ale czasem udawa�o im si� wym�wi� nie tylko pojedyncze s�owa, ale i ca�e sensowne zdania. Gdy si� tego s�ucha�o, mr�z chodzi� po ko�ciach. Przecie� statut planety Monaloi g�osi� wyra�nie: �Mona- lojczyk nie powinien m�wi� w j�zyku owocownik�w, owocownik nie 10 mo�e m�wi� po monalojsku". �Nie mo�e" oznacza tylko jedno - nie mo�e. A z wrzask�w tego op�tanego da�o si� wy�owi� kilka ca�kiem zrozumia�ych zwrot�w: - Ratunkujcie si�! Niebezpiecza! Burza nie du�a z�a! G�ry wi�- cy stracha! Jak ka�dy szaleniec, ten owocownik doskonale rozumia� (tacy jak on potrafi�), �e ludzie mu nie uwierz�. Krzyki op�tanych za- wsze by�y krzykami rozpaczy. Nie ostrzegali o niebezpiecze�stwie, tylko je og�aszali, gdy ju� by�o za p�no, �eby co� zrobi�. Za p�- no, �eby si� �ratunkowa�". Ale ten owocownik pr�cz zwyk�ych ostrze�e� zd��y� wykrzycze� co� zupe�nie niezwyk�ego. Z uporem wymienia� dwa nieznane Furuhu imiona. Prosi�, �eby znale�� pew- nego cz�owieka i koniecznie mu przekaza�, �e wszystkiemu wi- nien jest jaki� inny cz�owiek. Furuhu bardzo dobrze zapami�ta� te dziwnie brzmi�ce imiona, ale ba� sieje powt�rzy�, nawet w my- �lach. Zupe�nie jakby to by�o z�owieszcze czarnoksi�skie zakl�cie. M�ody setnik nigdy nie przypuszcza�, �e imiona mog� by� tak prze- ra�aj�ce. Potem jeden z najbardziej krzepkich dziesi�tnik�w, wysoki �umu, uderzy� op�tanego pa�k� i w ten spos�b zmusi� do zamilkni�- cia. Zaraz potem dw�ch innych przy��czy�o si� do bicia owocowni- ka. Furuhu widzia�, jak zakrwawione cia�o odci�gaj � daleko od wie- �yczki i wrzucaj � do m�tnej wody pomi�dzy rz�dami krzak�w. C�, wydarzenie jakich wiele, nic nadzwyczajnego. A jednak co� w tym wszystkim nie spodoba�o si� Furuhu, co� nie dawa�o mu spokoju. Do jego duszy zakrad�o si� okropne przeczucie. Si�gn�� do kieszeni po malutki rozm�wnik. Zaufanym setnikom opr�cz wzmac- niaczy dawano r�wnie� rozm�wniki umo�liwiaj�ce bezpo�redni� ��czno�� z su�tanami w wyj�tkowych przypadkach. Furuhu uzna� ten przypadek za wyj�tkowo wyj�tkowy. Su�tana Azbaja nie by�o i Furuhu musia� rozmawia� z jego oso- bistym ochroniarzem. Co za zdumiewaj�co t�py typ! Nie chcia� po- traktowa� obaw Furuhu powa�nie. Co mo�e by� strasznego w wa- szych g�rach? - pyta�. Ale przynajmniej pozwoli� zako�czy� prac� pi�tna�cie minut przed spodziewanym pocz�tkiem burzy. Na koniec nazwa� Furuhu op�ta�cem i zachichota�. Zaufany setnik, zdenerwowany rozmow� z prze�o�onym, ca�e pi�� minut dochodzi� do siebie. Pos�pnie patrzy� na plantacj�, na 11 o�owiane chmury nadci�gaj�ce od strony morza. Wreszcie rykn�� przez wzmacniacz: - W imi� su�tana Azbaja! W zwi�zku z burz�, za dziesi�� mi- nut koniec pracy! Przekaza� dalej! Inni sernicy b�yskawicznie powt�rzyli polecenie. Komenda prze- lecia�a nad rz�dami krzak�w, nad szaroniebieskimi pasami wody, nad br�zowymi plecami owocownik�w. Zbieracze superowoc�w zacz�li uwija� si� jeszcze szybciej, chocia� wydawa�o si� to nie- mo�liwe. Efektowne widowisko. Strach przed nieznanym niebezpiecze�stwem mija�. Furuhu ogarn�� podnios�y nastr�j. Radosne oczekiwanie na d�ugi odpoczy- nek po pracy, a potem, potem... Mia� wra�enie, �e w najbli�szej przysz�o�ci zdarzy si� co� nadzwyczajnego. Nie zd��y� doko�czy� my�li. Op�tany mia� racj�. Jak zawsze. Grzmot rozleg� si� nie od stro- ny morza i o�owianych chmur. Zagrzmia�o od strony g�r. I to jak! Ratuj, emirze-szachu! Furuhu spojrza� w tamt� stron�. Czego� takiego na Monaloi jeszcze nikt nie widzia�. Najwy�sza z pobliskich g�r wyplu�a w niebo fontann� ognia. Olbrzymi p�omie� pop�yn�� po zboczu, pal�c wszystko na swojej drodze. Za kilka minut dosi�gnie plantacji. Wybuch�a panika. Zamiast zorganizowanej ewakuacji owocow- nik�w, ka�dy ucieka� gdzie m�g�. O ratowaniu zbior�w chyba nikt nie my�la�. Najbardziej karne osobniki, pr�buj�ce opu�ci� plantacj� razem z koszami, nie nad��a�y za tabunem uciekaj�cych, przeszka- dza�y i w efekcie gin�y zadeptywane przez swoich wsp�braci albo pod pa�kami rozw�cieczonych dziesi�tnik�w. Idioci, my�la� Furuhu, dlaczego marnuj� czas? Lepiej by sami uciekali! Powinni te� pom�c owocownikom w ucieczce. Przy du�ych stra- tach �ywej si�y roboczej warto�� ka�dego robotnika bardzo wzrasta. Nie b�dzie zbieraczy - nie b�dzie plon�w. Trzeba o tym pami�ta�. Furuhu spr�bowa� wydawa� dziesi�tnikom odpowiednie rozkazy, roz- paczliwie wrzeszcz�c przez sw�j wzmacniacz. Ale w rym ha�asie nie mo�na by�o nic us�ysze�, a co dopiero zrozumie�. Minut� p�niej Fu- ruhu zupe�nie si� pogubi�. Nie odr�nia� swoich podw�adnych od in- nych dziesi�tnik�w, kt�rzy przybiegli tu z pobliskich terytori�w. Co- raz trudniej by�o ich dojrze� po�r�d setek sier�ciuch�w. W oszala�ym 12 t�umie ludzie i owocownicy wymieszali si� dok�adnie. Plecy podrapa- ne cierniami krzew�w, pa�kami i pazurami, podarte i upa�kane w b�o- cie ubrania, twarze i mordy wykrzywione przera�eniem... Furuhu poczu� si� jak zaszczute zwierz�. Czeka� na rozkazy. Ba� si� zej�� z wie�y, ale siedzenie na niej te� nie mia�o sensu. P�yn-' ny ogie� z g�r by� coraz bli�ej. Furuhu domy�la� si�, �e s�upy wie�y, chocia� wykonane z twardej saratelli, sp�on� w ci�gu sekundy, gdy ogarnie je ogie�. A wi�c... �mier�? Setnik nie chcia� umiera�. Po- stanowi�, �e poczeka na rozkaz jeszcze minut�, a potem po prostu zeskoczy na d� i pobiegnie razem z t�umem przez plantacj�, na skr�- ty, do najbli�szych barak�w i terrengbili. O terrengbilach Furuhu przypomnia� sobie w sam� por�. Jako setnik mia� prawo korzysta� z nich nawet bez specjalnego powodu, a w tak wyj�tkowej sytuacji... Chwa�a emirowi-szachowi! Nie zapomnieli o nim. Prze�o�eni przys�ali terrengbille na g�sienicach - od strony osiedla jecha�a ca�a kolumna. Nie b�dzie musia� biec po b�ocie razem z t� przera�aj�c� t�uszcz�. Terrengbile, czasem nazywane po prostu bilami, posuwa�y si� szybko, bo by�y przeznaczone do poruszania si� po bezdro�ach. Ale niszczy�y plantacje! Furuhu sam by� zdumiony, �e my�li o tym w takim momencie - p�ynny ogie� by� coraz bli�ej. Gdyby prze�o�eni umieli czyta� w jego my�lach! Na pewno natychmiast przeniesiono by go do osobi- stych ochroniarzy. Chocia� nie, Furuhu nie chcia�by si� dzieli� wszyst- kimi swoimi my�lami. Jednak lepiej, �e nie umiej� w nich czyta�. Na terrengbile ju� �adowali si� dziesi�tnicy. Oszo�omieni owo- cownicy te� pr�bowali w�azi�, czepiaj�c si� d�o�mi za wyst�py i klamki. Niekt�rym uda�o si� nawet kawa�ek przejecha�, ale dzie- si�tnicy ze z�o�ci� odpychali ich r�kami i pa�kami, zrzucali pod ko�a i rozje�d�ali chrz�szcz�cymi g�sienicami. Krew owocownik�w mie- sza�a si� z b�otem, wod� i j askrawoczerwonym sokiem �j dyn-czum- ry. Widok robi� wra�enie. Furuhu zapatrzy� si� i zapomnia�, �e or te� musi si� spieszy�. P�ynny p�omie� podpe�z� ju� tak blisko, �t czu�o si� bij�ce od niego gor�co. I wtedy wreszcie o�y� jego rozm�wnik w kieszeni spodni. - Setniku Furuhu, sp�jrz w lewo. Przybyli�my po ciebie spe cjalnym transportem, przeznaczonym tylko dla zaufanych setnik�v i innych wybranych kategorii ludno�ci. i: Osobisty ochroniarz su�tana Azbaja m�wi� dalej, ale Furuhu nie mia� zamiaru s�ucha� jego przemowy do ko�ca. Ju� schodzi� na d�, przytrzymuj�c si� poprzeczek wie�y, kt�ra nagle wyda�a mu si� dziw- nie nieprzytulna. Bardzo si� spieszy�, bo z lewej strony, tam, gdzie kaza- no mu popatrze�, sta� ju� snabbus - wielki, pi�kny poduszkowiec. Taki pojazd Furuhu widzia� tylko raz w �yciu, dawno temu. By� wtedy ma�ym ch�opcem i opowiadano mu, �e snabbusami je�d�� wy��cznie su�tani, a i to tylko najbli�si emir-szachowi. Najwidocz- niej od tamtej pory wiele si� zmieni�o na planecie... albo w �yciu samego Furuhu. W�a�nie dzi�, w ten straszny i pi�kny dzie�. S�ysza�, jak sp�ywaj�ca z g�r rozpalona masa syczy, stykaj�c si� z wod�. K��by dymu nie pozwala�y swobodnie oddycha�. Pali�o si� wszystko - trawa, drzewa, ludzie, piasek. Wydawa�o si�, �e nawet woda p�onie. A w g�rach znowu co� zadudni�o, jeszcze g�o�niej ni� poprzednio. Furuhu, zanim wszed� do snabbusa, zobaczy� co�, cze- go zapewne nie powinien by� ogl�da�. W rozpalonej i dymi�cej masie sp�ywaj�cej z g�ry co�... Nie, nie co�, kto� si� porusza�. Podobne do ludzi, z�ocistopomara�czowe istoty macha�y r�kami (kleszczami? �apami?), rozdziawia�y gard�a (paszcze? dzioby?) w bezsilnej pr�bie oznajmienia czego�, wykrzy- czenia na ca�y g�os. W tym samym momencie porazi� je jaskrawo- b��kitny p�omie�, kt�ry uderzy� z g�ry. Furuhu pod��y� za nim wzro- kiem i zauwa�y� nad g�rami niezwyk�y, wisz�cy w powietrzu bil, podobny do lekko wyd�u�onego owocu ajdyn-czumry, tylko z dziw- nym l�ni�cym dyskiem u g�ry. Z�ocistopomara�czowe stwory, poruszaj�ce si� w rozpalonej ma- sie by�y wyra�nie niezadowolone. Zwar�y si� w sobie, skoncentrowa- �y, chwyci�y b��kitny p�omie�, zmieni�y jego kolor na z�otozielony, po czym pu�ci�y niczym naci�gni�t� gumk�, strzelaj�c nim w stron� lata- j�cego bila. Lataj�ca machina stan�a w p�omieniach. Po chwili bil poczernia� i zacz�� spada�, by w ko�cu rozlecie� si� na kawa�ki. Co by�o dalej, Furuhu nie widzia�. Silne r�ce jednego z osobi- stych ochroniarzy su�tana Azbaja wci�gn�y go do snabbusa, gdzie panowa� p�mrok, ch��d i pachnia�o bardzo przyjemnie. Przed ocza- mi setnika zacz�y skaka� r�nokolorowe ogniki, zapach sta� si�jesz- cze silniejszy, nogi si� pod nim ugi�y i... 14 Jason dinAlt oderwa� wzrok od monitora, odwr�ci� si� do Mety razem z fotelem i spyta�: - Zwi�kszy�o si� ci�nienie biopola na ekran ochronny? - Nie - odpar�a Meta. - Wszystkie zmiany w granicach b��du pomiaru. Aktywno�� biologiczna w Epicentrum nadal zerowa. - Niewiarygodne! Przestaj� rozumie�, co si� dzieje - mrukn�� Archie. - Ju� trzeci raz przelatujemy nad tym miejscem. Mo�e po- s�a� tam znowu nasz promie�? - Bez sensu - odezwa� si� Stan. - Du�o ciekawiej by�oby teraz uderzy� w d�ungl�. Ukierunkowane wi�zki fizjomagnetycznych promieni o zwi�k- szonej mocy by�y ostatnim wsp�lnym wynalazkiem Stan� i Archiego. Obaj byli z siebie nadzwyczaj zadowoleni. Archie by� dumny z samej idei humanitarnej broni, nie zabijaj�cej, a tylko hipnotyzuj�cej zwie- rz�ta, a Stanowi, jak przysta�o na Pyrrussanina, przyjemno�� sprawia- �a niezwyk�a precyzja, moc i szybko�� dzia�ania nowej broni. Rdzenni mieszka�cy Planety �mierci, to znaczy imituj�ce si� w niesko�czono�� z�o�liwe stworzenia wszelkich gatunk�w, znowu zareagowa�y niezrozumiale i nieprzewidywalnie. Praktycznie zosta- wi�y w spokoju kopalnie, Miasto Odkryte i centrum badawcze, na- wet port kosmiczny Welfa. Pyrrusanie przyjmowali teraz u siebie nawet statki handlowe. Kerk czasem nieweso�o �artowa�, �e jak tak dalej p�jdzie, wkr�tce zaczn�przyjmowa� turyst�w. Jason wymy�li� nawet kilka �atrakcji": zawody p�ywackie z lanmarami i wielkono- gami w ciep�ym oceanie, pod sypi�cym �niegiem; obserwacja czyn- nego wulkanu, wypluwaj�cego law� tu� obok statku spacerowego z wycieczkowiczami; a dla mi�o�nik�w prze�y� ekstremalnych - w�- dr�wka przez d�ungl� bez broni palnej, z maczet� w prawej d�oni i kusz� w lewej. Na �yczenie klienta kusz� mo�na prze�o�y� do pra- wej, a maczet� do lewej r�ki. Nie wiadomo dlaczego, pyrrusa�skie zwierz�ta zacz�y by� szczeg�lnie niebezpieczne w�a�nie w d�ungli. Na planecie pojawi�y si� nagle umowne granice �pa�stw". Zwierz�ta w ten spos�b dawa- �y do zrozumienia, �e na w�asnym terytorium Pyrrusanie mog� ro- bi�, co chc�, ale do d�ungli nie wolno im wchodzi�. Potomkowie 15 pierwszych kolonist�w Pyrrusa musieli porzuci� najstarsze farmy, istniej�ce niemal od czterech stuleci. Niegdy� �blacharze", kt�rzy nie zdo�ali si� prze�ama� i przenie�� do lasu, wybrali �ycie na in- nych planetach, a teraz by�ych �karczownik�w" sytuacja zmusi�a do przeniesienia si� do miast. Dzika d�ungla grozi�a �mierci�. Tylko Naxa ze swoj� gwardi� najlepszych m�wc�w jeszcze si� trzyma�. Na razie ich nie ruszano. Kontakt telepatyczny, kt�ry ci lu- dzie umieli nawi�za� ze zwierz�tami, pozwala� st�umi� niemal ka�- d� agresj�. Naxa i jego uczniowie �yli teraz w ci�g�ym napi�ciu, nieustannym oczekiwaniu zagro�enia, gotowi w ka�dej chwili roz- pocz�� walk�. W ten spos�b eksperyment przetrwania na Planecie �mierci prze- szed� w now� i dziwn� faz�, kt�ra przewr�ci�a do g�ry nogami spo- ro wyobra�e� Pyrrusan. Zasadniczo �ycie sta�o si� �atwiejsze, ale po wielkiej bitwie, kt�r� rozp�tali na Pyrrusie piraci, po rozwi�zaniu zagadki Epicentrum, wielu spodziewa�o si� innego obrotu wydarze�. Planeta �mierci pozosta�a planet� �mierci i ludziom, kt�rzy zaryzy- kowali �ycie na niej, nie sk�pi�a okrutnych niespodzianek. Jason u�wiadomi� sobie, �e pomimo zmian, jakie si� dokona�y na Pyrrusie jeszcze przez wiele lat do najwa�niejszych zada� plane- ty b�dzie nale�a�o wychowywanie profesjonalnych bojownik�w o przetrwanie, gotowych walczy� o sprawiedliwo�� w dowolnym punkcie Galaktyki. A takich zdesperowanych przybysz�w z innych planet, jak Jason i Archie Stover zast�pi� nowi poszukiwacze przy- g�d, nowi fanatycy nauki i amatorzy pe�nych rozmachu projekt�w socjalno-ekonomicznych. Tajemnic, zagadek i zwyk�ej pracy wystar- czy dla wszystkich. I to na d�ugo. Teraz kr��yli po orbicie na niewielkim pirackim �Granico", prze- robionym z wojskowego kr��ownika na statek wielofunkcyjny. Prze- prowadzali kolejn� seri� eksperyment�w nad natur� Pyrrusa. Dla Ar- chiego by�a to pr�ba dokonania bardzo powa�nego odkrycia. Dla Stan� - regularna walka pozwalaj�ca na testowanie nowej broni. Zdaniem Ja- sona by�a to operacja sanitarno-higieniczna. Nawet troch� si� nudzi�. Jason otwarcie ziewn�� i spyta�, kiedy wreszcie zrobi� przerw� na obiad. Meta chcia�a odpowiedzie�, ale w tym samym momencie okaza- �o si�, �e obiad zjedz� niepr�dko. Monotoni� krajobrazu w dole zak��- ci� nieznany obiekt, kt�ry wy�oni� si� nieoczekiwanie z podprzestrzeni. 16 Pilotuj�ca kr��ownik Liza w��czy�a sygna� alarmu - obcy statek poja- wi� si� niedopuszczalnie blisko ich kr��ownika. Steruj�cy gwiazdolotem cz�owiek zachowuje si� w ten spos�b w trzech przypadkach: gdy jest policjantem albo pracownikiem in- nych tego typu s�u�b i ma zezwolenie na podobne manewry; gdy ratuje si� ucieczk� (przed policj�, przest�pcami, szalej�cym �ywio- �em); i wreszcie wtedy, kiedy kosmiczny podr�nik ma k�opoty z rozpocz�ciem przeskoku. Wszystkie dzia�a �Granico" by�y w gotowo�ci bojowej. Jason z trudem powstrzyma� Stan� przed rozpocz�ciem walki - obcy gwiazdo- lot nie tylko nie atakowa�, ale nawet nie pr�bowa� si� kry� czy maskowa�. Po kilku sekundach cz�onkowie jego za�ogi po��czyli si� z �Granico", chc�c rozwia� wszelkie podejrzenia co do w�asnych zamiar�w. - Detta vi komma in banan runt Pirrusl1 - zapytali. - Tak, nie pomylili�cie adresu - odpowiedzia� Jason, jedyny, kt�ry zrozumia� sens zdania wyg�oszonego w uproszczonym szwedz- kim. Od razu zaproponowa�, �eby porozumiewa� si� w pokrewnym, ale lepiej mu znanym du�skim. - Bardzo dobrze - odpowiedziano ze statku, przechodz�c na du�ski. - Jeste�my przyw�dcami planety Monaloi, gromada kulista M39, centralny obszar Galaktyki. Z kim mamy zaszczyt rozmawia�? - Macie szcz�cie. Rozmawiacie z Jasonem dinAltem - o�wiadczy� Jason dinAlt bez fa�szywej skromno�ci. - M�wi wam co� moje imi�? - O tak! - W g�osie m�wi�cego zabrzmia�a nieukrywana ra- do��. - Mogliby�cie od razu po��czy� si� z naszym statkiem? Po- trzebujemy pomocy. - Rozmawiasz z nimi po du�sku? - spyta�a Meta, wykorzystu- j�c przerw� w wymianie zda�. - O, widz�, �e robisz post�py w nauce j�zyk�w. Najpierw ode- zwali si� po szwedzku, ale ten j�zyk znam gorzej. A teraz w ca�kiem niez�ym du�skim poprosili, �eby si� z nimi po��czy�. - Nie ma mowy! - sprzeciwi�a si� ostro Meta. - Kiedy� ju� chcia� z tob� porozmawia� pewien �Du�czyk" z Cassylii. Pami�- tasz, jak to si� sko�czy�o? Nie mo�na si� spodziewa� niczego do- brego po mieszka�cach planet z rejonu oko�obiegunowego. - Nie zgadzam si� z tob� - zaprotestowa� Jason. - Co tu ma do rzeczy Cassylia? Ludzie z centrum Galaktyki prosz� o pomoc, Czy trafili�my na orbit� Pyrrusa? (Zniekszta�cony^ /& _/<*Y*;>,. '-;' , 2 - Planeta �mierci 6 17 �Granico" jest wystarczaj�co dobrze wyposa�ony, poza tym jest nas sze�cioro. Czego si� ba�? - Interesuj�ce - powiedzia�a Meta. - Jason dinAlt uczy Pyrru- san odwagi. - Potem doda�a w zadumie: - Jak my�lisz, czy oni rozumiej� mi�dzyj�zyk? Nie s�ysz� naszej rozmowy, je�li o to ci chodzi - odpar� Jason. - Nie o tym m�wi�. Po prostu nie podobaj� mi si� ci �du�scy Szwedzi" z centralnego skupiska. Sk�d si� tu wzi�li? Zapytaj, o jak� konkretnie pomoc im chodzi. Na nasz� decyzj� czekaj� cierpliwie i spokojnie. Nie wygl�da mi to na po�ar na mostku kapita�skim. - Czy to wasz statek potrzebuje pomocy? - zapyta� Jason, nie spiesz�c si� do eksperymentowania z mi�dzyj�zykiem. - Nie, nasza planeta. Zostali�my zaatakowani przez nieznan�, ale pot�n� si��. Obawiamy si�, �e nikt pr�cz Pyrrusan sobie z ni� nie poradzi. Jeste�my gotowi pokaza� wam nasze nagrania i szcze- g�owo o wszystkim opowiedzie�, je�li si� z nami po��czycie. Jason przet�umaczy� wszystko Mecie. - Chyba pora zasi�gn�� rady Kerka - zasugerowa� na zako�- czenie. Kiedy Jason m�wi� o �nieznanej, ale pot�nej sile", pistolet Mety ze sprawno�ci� dobrze wyregulowanego mechanizmu wskoczy� w jej d�o�, a w pi�knych b��kitnych oczach pojawi� si� znajomy b�ysk my�liwego tropi�cego zwierzyn�. By�o jasne, �e Kerk zareaguje podobnie. Pyrrusanie przywykli do d�ugich podr�y, a ostatnio zasiedzieli si� na ojczystej planecie, kt�ra po tym wszystkim, co prze�yli, sta�a si� zbyt skromn� aren� dla tak do�wiadczonych, niez�omnych wojownik�w, jakimi byli mieszka�cy Planety �mierci. - Proponuj� inny scenariusz - o�wiadczy�a Meta. - Je�li po- mocy potrzebuje ca�a planeta, nie mo�na decydowa� w po�piechu. Niech wyl�duj�na Pyrrusie. Jeste�my gotowi przyj�� ich i wszystko szczeg�owo om�wi�. Przet�umacz im to, Jason. Propozycja zosta�a przyj�ta. Oba statki wzi�y kurs na port ko- smiczny Welfa i zacz�y schodzi� do l�dowania. Jason uprzedzi� dys- pozytor�w, Kerka, kt�remu pokr�tce wy�o�y� spraw�, a tak�e (spe- cjalnym szyfrem) kapitana Dorfa na �Argo". Likor trzyma� statek obcych na celowniku, na wypadek nieprzewidzianych dzia�a� z ich strony. Znajomo�� z kosmicznymi piratami oduczy�a szlachetnych pyrrusan mierzy� innych w�asn� miark�. Teraz ju� wiedzieli, �e pro�- ba o pomoc mo�e okaza� si� chytr� pu�apk�, lub pocz�tkiem agresji. Ale wszystko posz�o dobrze, je�li nie liczy� okrzyku Archiego podczas l�dowania: - Co za nieoczekiwany wzrost aktywno�ci w Epicentrum! Po prostu niebywa�y. Mo�na go zarejestrowa� nawet z takiej odleg�o�ci i pod niewygodnym k�tem. Och, gdyby�my mogli znale�� si� tam : 3^ naj szybciej, nad samym punktem... - Nie, Archie, teraz nie mo�emy - sprzeciwi� si� kategorycz- nie Jason, a Meta go popar�a. - Po�lij tam jak�� ma�� jednostk� ze swoimi asystentami. A ciebie prosz�, �eby� zosta� z nami. Dawno nie mieli�my go�ci. - A je�li ten wzrost aktywno�ci zwi�zany jest w�a�nie z ich przybyciem? - zasugerowa� Stan. Prosz�, prosz�! - pomy�la� Jason. Nie bez powodu uwa�a�em go za jednego z najlepszych analityk�w na Planecie �mierci. A g�o�no odpowiedzia�: - Mo�liwe, ale w tym wypadku tym bardziej powinni�my by� przy nich, a nie nad Epicentrum. Mia� racj�. Lekki, ale bardzo nowoczesny i doskonale uzbrojo- ny kr��ownik zas�ugiwa� na uwag�. Jego wygl�d sugerowa�, �e nie- dawno wyszed� spod ostrza�u. Ma�o tego -jakby sprawdzaj�c jego �aroodporno��, zanurzono go w roztopionym metalu o temperatu- rze kilku tysi�cy stopni, przy czym grawimagnetyczna termoizola- cja wprawdzie zadzia�a�a, ale nie do ko�ca. - Niewiele jego dzia� nadaje si� do walki - zauwa�y�a Meta. - Ciekawa jestem, kto ich tak urz�dzi�. Nie rozumiem tylko, po co lecieli przez ca�� przestrze� mi�dzygwiezdn� na tym wraku, skoro nieszcz�cie wydarzy�o si� na planecie? Nie doko�czy�a tego logicznego wywodu. Przerwa�a jej niespo- dziewana reakcja pyrrusa�skich zwierz�t. Od dawna nie niepokoi�y portu kosmicznego ani miejscowych statk�w, nawet handlowe gwiaz- doloty zostawia�y w spokoju. Po kolejnych mutacjach przesta�y na- wet reagowa� na fale radiowe i inne technogenne �mieci. A teraz na niebie pojawi�o si� ogromne stado ��d�opi�r�w i pazuro- soko��w. Po chwili do��czy�y do nich chmary diab�orog�w, ig�omiot�w i kolczastych hekkon�w. Cafe ta ha�astra rzuci�a si� na l�duj�cy kr��ow- nik go�ci. I^ec�cemu obok pyrrusa�skkiemu statkowi te� si� dosta�o. 18 19 Ale cz�onkowie za�ogi ekspirackiego kr��ownika �Granico" i dy�urni pracownicy portu stracili g�ow�, tylko na u�amek sekundy. Potem b�yskawicznie od�wie�yli w pami�ci zapomniane ju� troch� sposoby odparcia zmasowanego ataku z ziemi i z powietrza. Oszala- �ych zwierz�t by�o jednak tak du�o, �e nawet Kerk i Brucco, kt�rzy nadlecieli po chwili, musieli si�gn�� po bro�. Na szcz�cie nikt nie zosta� zabity ani nawet ranny, za to znalaz�o si� kilku przestraszonych. W ka�dym razie przybysze d�ugo nie chcieli opu�ci� swojego statku. - W�a�nie dlatego, �e tak du�o s�yszeli�my o waszej zwariowa- nej planecie - wyja�niali przez radio - proponowali�my spotkanie na orbicie. Kiedy� nam nawet opowiadano, �e nikogo do siebie nie wpusz- czacie. Ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. Zgadza si�? - Rzeczywi�cietakby�o~przyzna�Kerk.-Aleterazczasysi�zmie- ni�y. Serdecznie witamy na go�cinnej planecie Pyrrus. Droga wolna. - A co do tej napa�ci - doda� Jason - to podobnego ataku nie by�o u nas ju� od kilku miesi�cy. My�l�, �e pyrrusa�skie zwierz�ta zareagowa�y w ten spos�b na wasze przybycie. Nie domy�lacie si� przypadkiem, dlaczego? Pytanie zabrzmia�o do�� z�o�liwie i go�cie na d�ugo zamilkli. Jason ju� my�la�, �e awaryjnie wystartuj� i odlec�, niczym przy�apa- ni na gor�cym uczynku przest�pcy. Ale taki manewr nie mia�by sen- su. Go�cie w ko�cu odpowiedzieli, chyba szczerze. - Nic dziwnego, �e wasze zwierz�ta rzuci�y si� na nasz kr�- �ownik! Ca�yjego pancerz jest pokryty warstw� zastyg�ej lawy wul- kanicznej, w kt�rej si� rozpu�ci�o... diabli wiedz�ce. Sami nie wie- my. Ale w�a�nie lawa jest naturalnym �rodowiskiem tych potwor�w, kt�re teraz terroryzuj� Monaloi. Specjalnie przylecieli�my tu na uszkodzonym statku, �eby�cie mogli obejrze� rezultat ich ataku. W przeciwnym razie mogliby�cie nam nie uwierzy�... - Co� podobnego! - zdziwi� si� Archie. - Wysokotemperatu- rowa forma �ycia! - To znaczy - zapyta� Jason - �e wystarczy�o wam odwagi, by zanurkowa� w law�, a teraz nie chcecie wysun�� nosa ze statku ze strachu przed zwyk�ymi drapie�nikami? Dziwni z was ludzie! - Nie boimy si� waszych zwierz�t - odpowiedzieli ura�eni go- �cie. - Ale po tym co przeszli�my u siebie, g�upio by�oby gin�� od ich szpon�w. Nie po to tu lecieli�my. Najpierw chcemy starannie zba- da� wasz� atmosfer�. Sprawdzamy sk�ad wody, gleby i ro�linno��. Rzeczywi�cie, nie odkryli�my �adnego niebezpiecze�stwa. Wycho- dzimy. Zewn�trzny luk wreszcie si� otworzy�. Trzeba przyzna�, �e przyby- sze potrafili robi� wra�enie. Ich wygl�d pasowa� do pewnego siebie tonu. By�o ich trzech. Wszyscy wygl�dali na prawdziwych wojownik�w. Ten, kt�ry prowadzi� pertraktacje, odznacza� si� bujn� czarn� grzyw� i by� nieco ni�szy od pozosta�ych, nie tak szeroki w barach, nosi� bar- dziej wyszukane ubranie i najwyra�niej nie by� g�upi. Jego dwaj towa- rzysze milczeli, zapewne dlatego, �e budowanie d�u�szych zda� w ob- cym j�zyku przekracza�o ich mo�liwo�ci. Odznaczali si� pot�n� muskulatur�, rozpychaj�c�materia� kombinezon�w; mieli niskie czo�a, a l�ni�ce �ysiny, g�adkie niczym ko�� s�oniowa, p�ynnie przechodzi�y w barkowy pas mi�ni. Prostoduszne u�miechy, pojawiaj�ce si� na ich twarzach jakby na komend�, dope�nia�y wizerunku. Jasonowi kojarzyli si� z najbardziej t�pymi Pyrrusanami z odleg�ego i niezbyt chlubnego okresu w historii Planety �mierci, gdy umiej�tno�� strzelania do rucho- mego celu uwa�ano za g��wn� zalet� cz�owieka. Najwidoczniej przy- w�dcom Monaloi takie t�pe osi�ki s�u�� do ochrony. Nic nowego. - Krumelur - przedstawi� si� g��wny go�� z uprzejmym, ale niemi�ym u�miechem. �Krzywor�ki", pomy�la� Jason, chocia� nie by� pewny, czy do- brze przet�umaczy� to imi� czy mo�e przydomek. W dos�ownym sen- sie r�ce Krumelura nie by�y krzywe. - Fuh i Wuk - doda� przybysz, wskazuj�c swoich towarzyszy. Pyrrusanie nie zd��yli si� zorientowa�, kt�ry jest kt�ry, ale to nie by�o wa�ne. Ochroniarze wygl�dali na bli�niak�w. Zreszt� za- pewne nie b�dzie potrzeby porozumiewania si� z nimi. Jason zapyta�, czy mogliby przej�� na mi�dzyj�zyk. Odpowied� Krumelura by�a nieco zaskakuj�ca: - Rozmawianie w mi�dzyj�zyku nie jest u nas przyj�te. Co to mia�o znaczy�, pozosta�o tajemnic�. W ko�cu ustalono, �e b�d� porozumiewa� si� w esperanto, kt�ry, pr�cz Jasona, znali Rhes, Archie, Kerk i nawet w niewielkim stopniu Meta. Na tym zako�czono formalno�ci, je�li nie liczy� pro�by Archie- go o udost�pnienie mu pr�bki zastyg�ej lawy do przebadania. Go- �cie nie mieli nic przeciwko temu. Kiedy �adowali pr�bk� do hermetycznego kontenera, z nieba zapikowa� ��d�opi�r, kt�ry od��czy� si� od stada. Rozw�cieczony 20 21 ptak najwyra�niej chcia� przeszkodzi� Archiemu. Trzeba przyzna� �wie�o upieczonemu Pyrrusaninowi, �e to w�a�nie on pierwszy unieszkodliwi� atakuj�cego drapie�nika. Kolejne trzy strza�y by�y zupe�nie zb�dne lub, je�li kto� woli, os�aniaj�ce. 3 A wi�c co si� u was sta�o? - zapyta� Kerk, gdy wszyscy usadowili -T\si� ju� w wygodnych fotelach, odetchn�li nieco i ugasili pra- gnienie. - Obejrzyjmy najpierw ta�m� - zaproponowa� Krumelur. - Tak chyba b�dzie najlepiej. Niekt�rych zjawisk we Wszech�wiecie nie spos�b opisa�... Trudno by�o nie zgodzi� si� z tym stwierdzeniem. Przygaszono �wiat�a i pokaz si� zacz��. Sielski krajobraz. Na drugim planie g�ry, nad nimi jasne niebo, bli�ej pola, na kt�rych pracuj� farmerzy, wykorzystuj�cy w charak- terze si�y poci�gowej przypominaj�ce konie rogate zwierz�ta. Zbi�r plon�w. Idylla. Nic nie zapowiada katastrofy. Po jakim� czasie ob- raz wyra�nie drgn��, jakby operatora trzymaj�cego kamer� kto� pchn�� w plecy. W tym samym momencie g�ry na horyzoncie o�y�y. Poruszy�y si� jak grzbiety gigantycznych dinozaur�w, a najwy�szy szczyt niespodziewanie wyplu� w niebo strumie� bia�ego dymu. Po chwili zacz�y wali� ciemniejsze k��by: szare, ciemnoszare, prawie czarne; wreszcie pojawi� si� p�omie�. Strumienie jarz�cej si� nawet w promieniach s�o�ca lawy zacz�y p�yn�� po zboczach, a po kilku kolejnych sekundach na �rodku pola rozst�pi�a si� ziemia. Grunt zacz�� p�ka� u podn�a g�ry, ale rozpadlina wyd�u�a�a si� z niewia- rygodn� szybko�ci�. W tej piekielnej szczelinie p�yn�a lawa, wpa- dali do niej ludzie, kt�rzy nie zd��yli uciec, byd�o, i jakie� maszyny niewiadomego przeznaczenia (zraszacze?), kt�re znalaz�y si� na li- nii p�kni�cia. Kr�tko m�wi�c, zwyk�y wybuch wulkanu, kt�remu towarzy- szy�o silne trz�sienie ziemi. Takich rzeczy Pyrrusanie naogl�dali si� siebie do syta. Co prawda, wulkan wulkanowi nier�wny, erupcja na Monaloi wygl�da�a bardzo efektownie, no i sfilmowana zosta�a no mistrzowsku. Gdyby nie �wiadomo��, �e ogl�d�j�dokument, mo�- na by pomy�le�, �e to kadry z filmu katastroficznego z najnowszymi efektami specjalnymi. Sprowokowa�o to Jasona do zapytania: - Jakim cudem uda�o wam si� zarejestrowa� sam pocz�tek wy- buchu? Wiedzieli�cie o nim wcze�niej i nie uprzedzili�cie ludzi? Film by� dla was wa�niej szy? Jason sypa� pytaniami, nie pozwalaj�c Krumelurowi na odpo- wied�. W ko�cu us�ysza� niewzruszone i lakoniczne wyja�nienie: - To przypadkowa amatorska kamera. Pozostawa�o tylko pytanie, dlaczego jaki� amator mia�by kr�ci� tak d�ugo nieruchomy obraz, w�a�ciwie zwyk�y pejza�. Jason postano- wi� nie zatrzymywa� si� na zb�dnych szczeg�ach. Czu�, �e Krumelur, nawet je�li nie k�amie, to nie m�wi wszystkiego. W ko�cu to jego prawo. Ludziom zdarzy�o si� nieszcz�cie i postanowili zdradzi� Pyrrusanom tylko to, co sami uwa�ali za niezb�dne dla uzyskania pomocy. Najrozs�dniej by�o obejrze� film do ko�ca, tym bardziej, �e najciekawsze uj�cia by�y dopiero przed nimi. - A teraz b�d� kadry nakr�cone przez specjalist�w - komentowa� Krumelur. - Przybyli troch� p�niej, razem z pracownikami grupy... - zawaha� si�, jakby szukaj�c odpowiedniego s�owa - .. .ratunkowej. Harmonijny, wr�cz majestatyczny bieg wydarze� na ekranie zast�pi�y migocz�ce plamy �wiat�a. Potem pop�yn�y �le zmontowa- ne szerokie i �rednie plany. Czasem pojawia�y si� na chwil� og�lne uj�cia, wi�c nie by�o w�tpliwo�ci, �e akcja rozgrywa si� w tym sa- mym miejscu. Tylko teraz ludziom zagra�a�a ju� nie tylko lawa, kt�- ra wyp�ywa�a ze szczeliny na powierzchni�, rozprzestrzeniaj�c si� po wypalonej i pokrytej popio�em ziemi. Pojawi�o si� co� nowego. Zjawisko by�o tak niezwyk�e, �e Pyrrusanie nie od razu zauwa�yli poruszaj�ce si� w lawie �ywe, przynajmniej na poz�r, istoty. Go�cie przygotowali ich na ten widok. Ale ka�dy normalny cz�o- wiek, widz�c w rozpalonej lawie l�ni�ce cia�a - karminowoczerwo- ne, malinowe, jaskrawo pomara�czowe i ciemnowi�niowe po pro- stu nie wierzy�by w�asnym oczom. Wysokotemperaturowe stworzenia by�y zdumiewaj�co podobne do ludzi, tylko olbrzymie, a zamiast twarzy mia�y dzioby z licznymi naci�ciami. Potwory wyrzuca�y przed 22 23 siebie straszliwe �apy, niczym s�oneczne protuberancje, i chwyta�y, co si� da�o: traw�, krzaki, zwierz�ta, maszyny, kamienie, ludzi... W ich r�kach metal i kamienie dymi�y i topi�y si�, a rogate konie i ludzie, zanim si� zw�glili i rozpadli na kawa�ki, wili si�, wrzesz- cz�c z b�lu i przera�enia. To by�o piek�o, takie samo, w kt�rym maj� podobno p�on�� grzesznicy. Wed�ug wyobra�e� staro�ytnych, kt�rzy je wymy�lili, tak w�a�nie mia�y wygl�da� piekielne istoty - rozpalone cz�ekopo- dobne giganty z drapie�nymi ptasimi dziobami. Gdy na ekranie pojawi�y si� potwory, pistolety Pyrrusan wsko- czy�y im w d�onie. Krumelur u�miechn�� si� - nie z�o�liwie, raczej pob�a�liwie. Tym, kt�rzy s�abo znaj� mieszka�c�w Planety �mierci, podobna reakcja mog�a si� wyda� zabawna. Tak w�a�nie reaguj� dzieci, zapatrzone w film wideo, do tego stopnia poch�oni�te roz- grywaj�cymi si� na ekranie przygodami, �e zaczynaj� czu� si� bo- haterami filmu. Jason spostrzeg� kpi�ce spojrzenie go�cia i wyja�ni�: - To specjalna bro�, Krumelur. Pistoletami kieruj� nie my�li, lecz uczucia. To w�a�nie pozwala nam, Pyrrusanom, wyprzedzi� ka�dego wojownika w Galaktyce. - Tylko to? - Krumelur uni�s� brwi i u�miechn�� si� sarkastycznie. - Trudno, �ebym zdradza� panu inne nasze sekrety! - odparo- wa� tym samym tonem Jason. - W porz�dku - zgodzi� si� go��. - A dlaczego pa�ska bro� nie wskoczy�a sama do r�ki? - Dlatego, �e we mnie i Archiem pojawi�y si� nieco odmienne uczucia. Archie skin�� potakuj�co g�ow�. - Jakie? - zdziwi� si� Krumelur. - Ciekawo�� - odpowiedzia� Archie. Jason doda�: - Na razie nie widzimy bezpo�redniego zagro�enia ze strony tych istot. S�dz�, �e one nie s� �wiadome tego, co robi�. Dlatego przede wszystkim nale�y zorientowa� si� w sytuacji z naukowego punktu widzenia. Krumelur zastanowi� si�. Wida� by�o, �e po namy�le doceni� oryginalno�� tego podej�cia. Co nie znaczy�o, �e mia� zamiar zgodzi� si� z takim stanowiskiem. Naukowe badania fenomenu wyra�nie nie wpisywa�y si� w najbli�sze plany ani w kr�g zainteresowa� miesz- ka�c�w Monaloi. Po kr�tkiej przerwie go�� odezwa� si�: - Ogl�dajcie dalej. Dalsze wydarzenia by�y jeszcze gorsze. Tak zwana grupa ratun- kowa tylko wprowadza�a jeszcze wi�kszy zam�t do i tak koszmar- nego obrazu katastrofy. �a�osni ratownicy w lataj�cej machinie przy- pominaj�cej helikopter nie byli przygotowani do jakichkolwiek powa�nych dzia�a�. Kompletnie zdezorientowani, podj�li najg�up- sz� z mo�liwych decyzji. Zaatakowali potwory laserow�, a mo�e plazmow� broni� o du�ej mocy. W taki sam spos�b og�upia�y ze strachu dyletant pr�buje gasi� po�ar naft�. Pocisk po prostu zawr�- ci� do dzielnych strzelc�w. Helikopter stan�� w p�omieniach, spad� i znikn�� w magmie. Za jedyny pozytywny rezultat tego tragicznego wypadku mo�na by�o uzna� to, �e ratownicy byli ostatnimi ofiarami kataklizmu. Wy- dawa�o si�, �e po wch�oni�ciu helikoptera potworne istoty nasyci�y si� wreszcie i zacz�y powoli pogr��a� si� w swojej rozpadlinie. Ja- son pomy�la�, �e to pewnie zbieg okoliczno�ci. Tak to bywa, �e ka�dy proces na tym �wiecie ma sw�j pocz�tek i koniec - czy to ludzkie �ycie, czy wybuch wulkanu, czy wizyta piekielnych stwor�w. - To w�a�ciwie wszystko - oznajmi� Krumelur. - Jakie s� wa- sze propozycje? - Najpierw kilka pyta� - powiedzia� Kerk. - Prosz� bardzo - zgodzi� si� go��. - Czy by� tylko jeden taki wypadek? - Nie. Do momentu naszego odlotu potwory pojawi�y si� trzy razy, zawsze podczas trz�sie� ziemi i erupcji wulkan�w. Przypusz- czamy, �e �yj� g��boko w magmie i nie s� w stanie samodzielnie przebi� si� przez skorup� ziemsk�. Problem w tym, �e nasi sejsmo- lodzy przewiduj� dalszy wzrost wulkanicznej aktywno�ci. Zaj�li�my si� oczywi�cie ewakuacj� ludno�ci z zagro�onych rejon�w. Ale, po pierwsze, nie spos�b przewidzie� niczego z absolutn� dok�adno�ci�, a po drugie, je�li potwory mimo wszystko b�d� wydostawa� si� spod ziemi, wkr�tce nie b�dzie ju� bezpiecznych miejsc na planecie. - S� podstawy, by przypuszcza�, �e wyjd� na powierzchni�? - chcia� wiedzie� Kerk. - Ju� pr�bowa�y. Za trzecim razem. Nie tylko umiej � p�ywa� w ognistej lawie, ale r�wnie� porusza� si� po ziemi. Niestety nie 24 25 uda�o si� tego zarejestrowa�. A raczej uda�o si�, ale one zniszczy�y nasz film. Pyrrusa�ski w�dz zaduma� si�, jakby zapomnia�, jak brzmi na- st�pne pytanie. Jason mia� na ko�cu j�zyka nietaktown� wypowied� o pozio- mie monalojskiej cywilizacji. Pytanie przedstawicieli planet, korzystaj�cych z mi�dzygwiezd- nego transportu i ��czno�ci dalekiego zasi�gu, na jakim stadium roz- woju znajduje si� ich cywilizacja, uznawane by�o za niedopuszczal- ne. Poziom techniki wida� na pierwszy rzut oka, a pozosta�e sprawy, okre�lane zazwyczaj trudnym do zdefiniowania terminem �kultu- ra", do�� niewymierne. Istnia�o jedno niepisane prawo: nie narzucaj innym cywilizacjom swojego j�zyka, swojej religii, moralno�ci, swo- ich wyobra�e� o etyce i estetyce. Chocia�... tym w�a�nie zajmowa�a si� wi�kszo�� wysoko rozwini�tych planet, anektuj�c, kolonizuj�c, podporz�dkowuj�c sobie mniej lub bardziej zacofane narody. W rezultacie zbrojnych podboj�w, czy nawet pokojowego zd�a- wienia jednej kultury przez inn�, cz�sto powstawa�y niezwyk�e kombinacje, niewiarygodne po��czenia odleg�ych od siebie historycz- nych epok, system�w i obyczaj�w, kt�rych nie potrafi�aby stworzy� nawet najbardziej wybuja�a fantazja. Jason widzia� dziesi�tki takich dziwacznych planet. Od razu wy- czu�, �e tym razem r�wnie� ma do czynienia z typowym przyk�adem kultury eklektycznej, gdzie jedni potrafi� stworzy� komputerow� sy- mulacj�, pozwalaj�c� dok�adnie przewidzie� erupcj� wulkanu, a po pod��czeniu si� do galaktycznej sieci informacyjnej znajduj� wsp�- rz�dne Pyrrusa i prosz�o pomoc; a inni w tym samym czasie uprawia- j� ziemi� drewnianymi narz�dziami, u�ywaj�c zwierz�t, na kt�rych je�d�� wierzchem, i oddaj�cze�� dziesi�tkom pradawnych bog�w. Ale o takich sprawach si� nie m�wi. To by�oby �amanie niepisa- nych praw Galaktyki. Nawet Liga Planet pot�pia niekontrolowan� kolonizacj� zdegradowanych �wiat�w. �eby jeszcze nad��a�a z wy- �ledzeniem wszystkich przypadk�w naruszenia prawa... i kara�a winnych! Ale to d�ugo jeszcze pozostanie w strefie marze�. Bezpra- wie kwit�o w Galaktyce w najlepsze; wszyscy robili, co chcieli. I tylko szlachetnym samotnym bohaterom udawa�o si� czasem wy- walczy� sprawiedliwo�� na zapomnianych dzikich planetach, przy- wr�ci� ich mieszka�com utracone idea�y rozumu i dobra. Jasona uwa�ano za takiego w�a�nie bohatera. On sam w chwi- lach szczero�ci wyja�nia� ludziom, �e zazwyczaj kieruje nim zwyk�a ludzka ciekawo�� i ci�gle �ywa ��dza przyg�d, umi�owanie hazardu zawodowego gracza. Przez to nie raz i nie dwa pakowa� si� w opa�y, z kt�rych tylko cudem wychodzi� obronn� r�k�. Dawno temu, gdy Jason dinAlt by� po prostu szcz�liwym kar- ciarzem i wirtuozem gry w ko�ci - a raczej utalentowanym szule- rem - doskonale opanowa� now� specjalno��,'ruletk�, i oszuka� ka- syno �Mg�awicowe" na planecie Mahauta na okr�g�� sumk�. I to tak, �e nikt nawet nie zauwa�y� oszustwa. O telekinezie tamtejsi mieszka�cy nie mieli bladego poj�cia, a Jason ze swojego daru ko- rzysta� po mistrzowsku. Kuleczka na wielkim czamo-czerwonym kole wcale nie sprawia�a wra�enia o�ywionej. Jason m�g� od razu odle- cie� z tej planety, ale przecie� szkoda tak od razu wyje�d�a�, skoro mo�na si� dowiedzie� czego� nowego, poobserwowa� ludzi, pozna� miejscowe obyczaje. Podczas przypadkowej rozmowy us�ysza� o cudach prezentowanych przez miejscowych treser�w s�oni, o wy�ci- gach i walkach tych zwierz�t, o koncertach elefant-muzyki i innych rozrywkach. Zapragn�� zobaczy� to wszystko na w�asne oczy, a mo�e nawet wzi�� udzia� - przecie� mia� pieni�dze. No i si� zasiedzia�. Nie by�by sob�, gdyby - jak m�wi� na Mahaucie - nie zetkn�� si� tr�ba w tr�b� z ksi�ciem Fin-zul-Arksem, kt�rego dos�ownie tydzie� wcze�niej or�n�� w karty na ojczystej planecie ksi�cia, Saratodze, kt�r� musia� opu�ci� w trybie pilnym. Nic dziwnego, �e ksi��� by� szczerze rad z tego spotkania. W efekcie, zamiast w gonitwie s�oni, Jason wzi�� udzia� w trywialnym po�cigu policyjnym. G��wn� si�a sprawcz� w �yciu Jasona zawsze by�a ciekawo��. To przez ni� zanios�o go na Pyrrusa z siedemnastoma �uczciwie za- robionymi" milionami w kieszeni. Ile� to razy, b�d�c o w�os od �mier- ci, zamiast ucieka� dalej obserwowa�, jak si� udaje prze�y� ludziom w tak nieprzystosowanym do tego miejscu - na Planecie �mierci! To w�a�nie ciekawo�� rzuci�a go na zapomnian� przez wszystkich Appsal�, ��dza przyg�d zanios�a go na Szcz�cie, w okolice Starej Ziemi, na asteroid Solvitza, na �wiaty w centrum Galaktyki, na pi- rack� Jamajk�... Teraz Pyrrusanie znowu mieli komu� pom�c. Byli niczym stra� po�arna, dniem i noc� gotowa wyjecha� na wezwanie, jak oddzia� galaktycznych ratownik�w, cierpi�cych na chroniczny brak spokoju 26 27 i bezpiecze�stwa. Jason, uznany m�zg tej dru�yny, przeczuwa� nie- zwyk�e wydarzenia. Czego� takiego w jego �yciu jeszcze nie by�o. Zobaczy� na w�asne oczy istoty, �yj�ce w rozpalonej wulkanicznej lawie! Mo�e nawet walczy� z nimi i zwyci�y�? Albo przep�dzi� z planety? A mo�e uda mu si� z nimi dogada�, znale�� wsp�lny j�zyk? Ka�dy z tych wariant�w by� nies�ychanie interesuj�cy. Jednak w ca�ej tej historii jaki� niejasno znajomy szczeg� nie da- wa� Jasonowi spokoju. Co� mu si� nie podoba�o, ale sam nie wiedzia�, co: czy wygl�d zewn�trzny Krumelura, czyjego spos�b zachowania, czy wypowiedzi. Kogo� mu ten cz�owiek przypomina�. Jason mia� ogrom- n� ochot� zapyta�, czy na Monaloi sprytni koloni�ci nie rz�dz� przy- padkiem pierwotnymi mieszka�cami planety, ze spor�korzy�ci�dla sie- bie. Ale zabrzmia�oby to nieprzyzwoicie, wr�cz obra�liwie. Jason przez ca�y czas zastanawia� si�, od kt�rej strony zaj��, jak sformu�owa� pyta- nie, �eby zabrzmia�o mo�liwie najdelikatniej. Wreszcie wymy�li�. W tym momencie Kerk odezwa� si� jego pytaniem: - Niech pan mi powie, Krumelur, czy Monaloi jest cz�onkiem Ligi Planet? - Nie - odpar� go�� i wyja�ni�: - Nasz �wiat jest bardzo m�ody. Zaludnili�my planet� niedaw- no. Jest prawie wy��cznie rolnicza. Statki wykorzystujemy tylko do handlu produktami, dzia�a na nich - do samoobrony. Wszystko jest tam bardzo proste i tradycyjne. - A wasza poprzednia ojczyzna? - spyta�a Meta. - Wybaczcie, ale o tym nikomu nie opowiadamy. Historia na- szych przodk�w jest zbyt smutna. Uciekli z pewnej bardzo agresyw- nej planety, kt�ra uczestniczy�a w wielu wojnach i wreszcie sama doprowadzi�a si� do zguby. Nikt nie powinien zna� nazwy tego �wia- ta, kt�ry znik� bezpowrotnie. Przysi�gli�my sobie nie wspomina� przesz�o�ci, zapomnie� na zawsze o tym, co by�o. To jedyny spos�b na unikni�cie powt�rzenia dawnych b��d�w. To stwierdzenie wyda�o si� Jasonowi do�� wykr�tne, ale nie zareagowa�. O dziwo, wszystkich Pyrrusan, nawet Met�, odpowied� Krumelura zadowoli�a. Dalszych pyta� nie by�o. Tymczasem Archie dosta� od swoich wsp�pracownik�w wst�p- ne dane dotycz�ce analizy chemicznej zastyg�ej lawy. - Musz� was poinformowa� - powiedzia�, wykorzystuj �c chwi- l� przerwy - �e metabolizm tych istot r�ni si� nie tylko od naszego, le w og�le od wszystkiego, co jeste�my sobie w stanie wyobrazi�. Opuszcz� swoje przemy�lenia i od razu przedstawi� wam wnioski. Sadz�c po wynikach analiz, tak zwane wysokotemperaturowe po- twory nie s� w stanie p�j �� r�nicy pomi�dzy rozumn� i nierozumn� protoplazm�. �eby nawi�za� z nimi kontakt, b�dziemy musieli naj- pierw je zniszczy�. Zasada zachowania lustrzanego jako pierwsze stadium wymiany informacji. Czy wyra�am si� do�� jasno? Trudno by�o to potwierdzi�. S�owa Archiego wyda�y si� paradok- salne nawet Jasonowi. Krumelur ochoczo popar� m�odego uczonego. - W�a�nie! - wykrzykn��. - I po co by�o tak kr�ci�? �Nie ma bezpo�redniego zagro�enia!" �Naukowa ocena sytuacji!" Od razu m�wi�em, �e trzeba je zlikwidowa�! Kerk nie zareagowa�. Zlikwidowa�... c�, to normalna sprawa. Siwow�osy pyrrusa�ski weteran ju� wyobrazi� sobie przysz�� walk�. Machinalnie poklepa� wyskakuj�cy z kabury pistolet i spokojnie za- da� kolejne pytanie: - Co uprawiacie na waszych polach? Dlaczego tak kurczowo trzy- macie si� tej planety, skoro zamieszkali�cie na niej ca�kiem niedawno? - Bardzos�usznep

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!