6003

Szczegóły
Tytuł 6003
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6003 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6003 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6003 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6003 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

HARRY HARRISON Galaktyczni zwiadowcy - postrach gwiazd (Prze�o�y�: Zbigniew A. Kr�licki) 1 �ART O MOCY 89 000 WOLT�W - Chod� tu, Jerry! - zawo�a� rado�nie Chuck z drewnianej szopy, kt�r� obaj kumple wykorzystywali jako prymitywne laboratorium. - Ten stary akcelerator cz�steczek wreszcie odpali� i dygocze z niecierpliwo�ci! - Ja te� jestem napalony i dygocz� z niecierpliwo�ci - szepn�� Jerry w delikatne, r�ane uszko �licznej Sally Goodfellow, sun�c wargami po jej policzku w kierunku ust, a niecierpliwymi r�kami ukradkiem obejmuj�c jej kibi�. - G�uptasie! - zachichota�a Sally i wyrwa�a si� z jego silnych, lecz delikatnych obj��, zadaj�c mu nasad� d�oni pot�ny cios w podbr�dek. - Wiesz, �e lubi� Chucka tak samo jak ciebie. Potem, zalotnie zarzuciwszy grzyw� si�gaj�cych do ramion lok�w, odesz�a, a Jerry spogl�da� za ni� t�sknie, masuj�c siniaka na szcz�ce. - No chod�, Jerry, akumulatory a� trzeszcz� od nadmiaru mocy! - krzykn�� Chuck. - Ju� id�. Jerry wszed� do szopy, starannie zamkn�� za sob� drzwi i przekr�ci� klucz, gdy� w �rodku by�y odkrycia i nie opatentowane wynalazki, do kt�rych �lini�yby si� najwi�ksze korporacje w kraju. Przypadkiem ci dwaj m�odzi ludzie, jeszcze studenci odosobnionego State College w sennym Pleasantville, byli posiadaczami dw�ch najbystrzejszych umys��w w Ameryce, a mo�e na ca�ym �wiecie. Wysoki, ciemnow�osy, barczysty Jerry Courtney, przystojny jak grecki b�g, z niezmiennym, tajemniczym u�miechem na ustach, wcale nie wygl�da� na niezwykle uzdolnionego in�yniera, cz�owieka, kt�ry zdoby� wszystkie mo�liwe odznaczenia i wszelkie mo�liwe nagrody w wybranych przez siebie dziedzinach. Wygl�da� nie tyle na naukowca, co na osadnika z pogranicza, kt�rym istotnie by�, gdy� urodzi� si� na p�nocnym kra�cu kraju, na alaska�skim ranczu za kr�giem polarnym. W tych trudnych warunkach dorasta� z czterema rozpuszczonymi bra�mi i rozpuszczonym ojcem, kt�ry spuszcza� im niez�e ci�gi, je�li zanadto brykali, co cz�sto zdarza si� ch�opcom o �ywym charakterze. Tamci wci�� tam mieszkali, w trudzie zarabiaj�c na �ycie wyr�bem dziewiczej puszczy, ale chocia� Jerry kocha� milczenie lod�w i szept drzew, z�apa� bakcyla wiedzy - mo�e poprzez uk�ucie jednego z tych �ar�ocznych moskit�w, dzi�ki kt�rym sk�r� na ramionach mia� grub� jak s�o� - wi�c ko�czy� szko�� za szko��, zdobywaj�c dyplom za dyplomem, a� doszed� do State College. Chuckowi van Chiderowi, r�wnie genialnemu jak on, przysz�o to du�o �atwiej. Jasnow�osy olbrzym o ramionach grubo�ci m�skiego uda, by� sercem i duchem �Stegozaur�w� - zwyci�skiej dru�yny pi�karskiej, cz�owiekiem mog�cym przebi� si� przez ka�dy szereg i przenie�� pi�k� przez t�um napieraj�cych przeciwnik�w. O ile nie zapomnia�, co ma zrobi�. W czasie minionego sezonu dwukrotnie stan�� jak wryty w trakcie gry, kiedy nagle przysz�o mu do g�owy rozwi�zanie skomplikowanego problemu matematycznego. P�niej wygra� oba mecze, wi�c reszta dru�yny nie mia�a mu za z�e tych chwil za�mienia, a ponadto by� dziedzicem milion�w van Chidera, co r�wnie� nie przysparza�o mu wrog�w. Urodzi� si� z platynow� �y�eczk� w ustach, gdy� jego ojciec eksploatowa� kopalni� z�ota w tym samym miejscu, gdzie teraz stoi Szpital Psychiatryczny w Pleasantvil�e - nigdy nie zazna� g�odu. Zanim z�o�e platyny wyczerpa�o si�, sprytny stary Chester van Chider sprzeda� kopalni� i za uzyskane pieni�dze wykupi� ma�� wytw�rni� sera na przedmie�ciu. Dodaj�c do twardego sera �rodki zapachowe i zmi�kczaj�ce, stworzy� �wiatowy rynek zbytu Cheddara Van Chidera - i swoj� fortun�. Chocia� niezadowoleni radyka�owie spod �ciany cz�sto mawiali, �e jego sery smakuj� jak zje�cza�y wosk, og� klient�w uwielbia� je, g��wnie z powodu �rodk�w zmi�kczaj�cych, absorbuj�cych wod� z atmosfery, tak �e po kilku dniach, je�li nie jad�e� dostatecznie szybko, mia�e� wi�cej sera ni� na pocz�tku. Chester van Chider by� sprytnym biznesmenem, w przeciwie�stwie do chciwych kombinator�w, kt�rzy kupili jego kopalnie platyny tylko po to, �eby zamkn�� je po paru tygodniach. Po tym ciosie wi�kszo�� z nich sko�czy�a we wspomnianym ju� domu wariat�w wybudowanym w miejscu kopalni. Bystry handlowy umys� ojca znalaz� odbicie w matematycznym geniuszu syna. R�ni�c si� pod pewnymi wzgl�dami jak noc i dzie�, blondyn i brunet, �ylasty i kr�py, dwaj przyjaciele byli bardzo do siebie podobni. Mieli dobre serca i zdrowe �o��dki - oraz umys�y najbystrzejsze z bystrych. Wsz�dzie wok�, w zagraconym laboratorium, kt�re niegdy� by�o zwyk�� szop�, le�a�y owoce ich po��czonego geniuszu. Rzucony niedbale fragment obwodu, kt�ry kiedy� zrewolucjonizuje transmisj� energii na d�ugie dystanse, skrawek papieru z prostym rozwi�zaniem kwadratury ko�a. Oto igraszki ich wiecznie ciekawskich umys��w - a ostatnia zabawka wype�nia�a pok�j i cicho mrucza�a �yciem. Masywna, pot�na bry�a 89 000-woltowego akceleratora cz�steczek, kt�ry z�o�yli z cz�ci zdobytych na wyprzeda�ach i zardzewia�ego bojlera na wod�. Wysoko wydajne akumulatory ich w�asnej konstrukcji by�y pe�ne po brzegi i teraz wystarczy�o tylko pchn�� wielk� d�wigni�, aby na�adowane cz�steczki uderzy�y w cel. - Po�� rubid w polu ra�enia, dobrze? - zawo�a� Chuck, zaj�ty poprawianiem miernika; jego grube, mocne palce porusza�y si� r�wnie zr�cznie jak d�onie zegarmistrza przy precyzyjnej pracy. - Ju� to robi� - odpar� Jerry i si�gn�� po pr�bk� rzadkiego metalu, kt�ry bombardowali - jednak zamiast rubidu chwyci� kawa�ek Cheddara Van Chidera z du�ego p�miska, zawsze stoj�cego w pobli�u. To by� moment m�odzie�czego szale�stwa, nieszkodliwy �art wywo�any zapewne wspomnieniem tych cudownych ust, kt�re przed chwil� smakowa�. Tryskaj�c rado�ci� �ycia, chwyci� wilgotny kawa�ek sera, wrzuci� go do komory, kt�r� zamkn�� i po�o�y� w polu ra�enia. - Odsu� si�! - krzykn�� Chuck. - Ju� wybucha! Baterie roz�adowa�y si� z pot�nym trzaskiem i powietrze wype�ni� ostry zapach ozonu. Widoczne jedynie jako kr�tki cienki b�ysk purpurowego �wiat�a, cz�steczki trafi�y w cel i znikn�y. - Do�wiadczenie numer 83 - rzek� Chuck, li��c o��wek i notuj�c je w dzienniku. Klamry komory pu�ci�y, os�ona spad�a i Chuck wyba�uszy� oczy, wypuszczaj�c o��wek ze zdr�twia�ych palc�w. - Niech mnie dwa razy licho porwie! - wyszepta�. Jerry ju� d�u�ej nie m�g� wytrzyma� - roze�mia� si� w g�os ze zdumionego przyjaciela. - To �art - wykrztusi�. - Po�o�y�em troch� sera zamiast rubidu. - To ma by� ser? - zapyta� Chuck i wyj�� z reaktora czarn�, mi�kk� kul�. Tym razem Jerry wytrzeszczy� oczy i j�kn��, a Chuck ubawi� si� zdumieniem przyjaciela. Jednak kiedy przestali si� �mia�, zainteresowa�o ich nieoczekiwane zjawisko. - To by� ser... przed bombardowaniem - rzek� Jerry, nagle powa�niej�c i ogl�daj�c l�ni�c� czarn� kulk� przez silne szk�o powi�kszaj�ce. - W serze mojego ojca jest wiele rzadkich sk�adnik�w. Musia�y jako� po��czy� si� podczas bombardowania i pod wp�ywem ogromnych ilo�ci wodoru i w�gla wyzwolonych z wody stworzy�y now� pochodn�. C� to mo�e by� za zwi�zek? - �atwo mo�emy to sprawdzi� - ale w�a�nie co� mi przysz�o do g�owy. We�my pr�niow� rurk�... - Oczywi�cie, wpad�em na ten sam pomys�. Umie�cimy t� now� substancj� zamiast katody, pod��czymy do pr�du i zobaczymy, jaki da sygna�. - My�la�em dok�adnie o tym samym. - U�miechn�� si� Jerry. - Jednak musimy jako� nazwa� t� substancj�. - S�dz�, �e �cheddyt� by�by odpowiedni� nazw�. - Doskonale! Rozbili szk�o otaczaj�ce pot�n� rur� zasilaj�c� PF167 i w�o�yli fragment tajemniczego cheddytu w miejsce katody. Jerry wprawnie pod��czy� j� do pr�du, podczas gdy Chuck wzi�� szklan� rurk� i szybko wydmucha� now� os�onk� rury. Kilka minut wystarczy�o, aby przymocowa� rur� do wzmacniacza na p�ycie i w��czy� zasilanie. - Daj wi�cej czadu - rzek� Jerry, ze zmarszczonymi brwiami spogl�daj�c na liczniki poprzy��czane do obwodu. - Dostaje wszystko, co mamy - odpar� Chuck, patrz�c, jak strza�ka wielkiego teostatu znieruchomia�a. - No c�, co� mi tu pot�nie �mierdzi. Sp�jrz. Pr�d wchodzi w obw�d, ale nie wychodzi! Ig�y miernik�w ani drgn�. Gdzie podziewa si� ca�a ta energia? Zdumiony Chuck skroba� si� po wydatnej szcz�ce. - Nie wychodzi w postaci wolt�w, om�w czy wat�w - to pewne. Zatem musi to by� jaki� rodzaj promieniowania. Pod��czmy do tego anten� i zobaczymy, jaki to sygna�. Por�czny metalowy wieszak na ubrania dobrze nadawa� si� do tej roli, wi�c zosta� w��czony w obw�d i obstawiony najr�niejszymi instrumentami. - Najpierw dam tylko jeden miliwolt - rzek� Jerry, przesuwaj�c d�wigienk�. W nast�pnej chwili sta�o si� co� r�wnie bezd�wi�cznego, co szokuj�cego. W chwili gdy obw�d pod��czono do pr�du, co� zosta�o wys�ane z wieszako-anteny, poniewa� jednocze�nie znikn�� kawa�ek �ciany w kszta�cie tego� wieszaka. Sta�o si� to bezg�o�nie i w u�amku sekundy. Jerry odci�� zasilanie i podbiegli do �ciany. Przez otw�r widzieli otaczaj�cy dziedziniec p�ot, w kt�rym ta sama si�a wyci�a dziur� w kszta�cie wieszaka na p�aszcze. - Rozszerza si� - my�la� g�o�no Chuck. - Ta dziura w p�ocie jest dwa lub trzy razy wi�ksza od pierwszej. - I nie tylko - rzek� Jerry, spogl�daj�c przez otw�r. - Je�li popatrzysz, zobaczysz kikut masztu u s�siad�w, tam gdzie przedtem sta�a nowa antena telewizyjna Gray�w. Zaraz... Daj mi chwil� pomy�le�... Tak, mam racj�. Brakuj�cy kawa�ek p�otu znajduje si� tam, gdzie popo�udniami drzemie kot gospodyni. Przynajmniej spa� tam, kiedy przyszed�em. - To trzeba przemy�le� - powiedzia� Chuck, gdy zabijali deskami dziur� w �cianie. - Lepiej na razie zatrzymajmy to dla siebie. Wy�l� Grayom anonimowy czek za ich anten�. - Lepiej pomy�lmy te� o anonimowym kocie dla mojej gospodyni. Nag�e stukanie do drzwi przestraszy�o ich obu. Wymienili spojrzenia, gdy us�yszeli g�os gospodyni. Mrs Hosenpefer by�a dobr� kobiet�, znacznie ju� posuni�t� w latach, wdow� wynajmuj�c� pokoje, od kiedy jej m��, zwrotniczy na kolei, zgin�� �mierci� tragiczn� pod wagonem towarowym, kt�rego nie us�ysza� z powodu post�puj�cej g�uchoty. Z lekkim poczuciem winy obaj m�odzie�cy otworzyli drzwi i stan�li oko w oko z siwow�os� dam� za�amuj�c� r�ce z rozpaczy. - Nie wiem, co robi�! - za�ka�a. - Wiem, �e nie powinnam pan�w niepokoi�, ale sta�o si� co� strasznego. M�j kot... - tu obaj s�uchacze cofn�li si� o krok - zosta� skradziony. Biedny Max, kto zrobi�by co� takiego s�odkiemu bezbronnemu zwierz�ciu? - Co oznacza �skradziony�? - spyta� Jerry, rozpaczliwie usi�uj�c ukry� napi�cie w g�osie. - Nie mam poj�cia, dlaczego w dzisiejszych czasach niekt�rzy ludzie robi� takie rzeczy; to pewnie przez te narkotyki. My�la�am, �e m�j Max �pi sobie tam, na p�ocie... - Obaj s�uchacze zn�w lekko drgn�li, s�ysz�c te s�owa - ...ale nie by�o go tam. Zosta� porwany. Przed chwil� mia�am telefon od szeryfa z Clarktown, �e kto� rzuci� Maxem przez szyb� czy co� takiego, w sam �rodek �wicz�cego ch�ru Niezreformowanych Baptyst�w. Max by� bardzo z�y i podrapa� solistk�. Z�apali go i zadzwonili do mnie, kiedy przeczytali tabliczk� na obr�ce. - Ten telefon otrzyma�a pani teraz? - zapyta� niewinnie Jerry. - Przed minutk�. Zaraz przybieg�am do was po pomoc. - A Clarktown le�y osiemdziesi�t mil st�d - rzek� Chuck i obaj wymienili przeci�g�e, znacz�ce spojrzenia. - Wiem, to okropnie daleko. Jak teraz odzyskam mojego kochanego Maxa? - Prosz� si� nie martwi� - powiedzia� Jerry, delikatnie wypychaj�c wzburzon� kobiet� za drzwi. - Zaraz tam pojedziemy i sprowadzimy Maxa. Z czystej sympatii. Zamkni�te drzwi st�umi�y jej okrzyki wdzi�czno�ci, a obaj eksperymentatorzy popatrzyli na siebie. - Osiemdziesi�t mil! - krzykn�� Chuck. - Natychmiastowa transmisja! - Dokonali�my tego! - Czego? - Nie wiem, ale czymkolwiek by�oby, czuj�, �e to ogromny krok naprz�d w historii ludzko�ci! 2 WSTRZ�SAJ�CE ODKRYCIE - B�dziemy musieli przeprosi� si� z desk� kre�larsk� - westchn�� ponuro Chuck, spogl�daj�c na spory d� w ziemi, gdzie uprzednio le�a� g�az i na jeszcze wi�ksz� dziur� w pobliskim wzg�rzu. - Mimo usilnych pr�b nie jeste�my w stanie kontrolowa� projektora cheddytowego. - Pozw�l mi spr�bowa� jeszcze raz - mrukn�� Jerry, penetruj�c wn�trze aparatu d�ugim �rubokr�tem. Ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa nadali urz�dzeniu posta� przeno�nego japo�skiego telewizora i tak sprytnie poprowadzili po��czenia, �e dzia�a�o tak�e jako odbiornik TV. Jerry zako�czy� regulowanie i wcisn�� w��cznik. Na u�amek sekundy pojawi� si� obraz wampira zatapiaj�cego k�y w mi�kk� szyj� dziewczyny, a potem ukryty przycisk uruchomi� projektor cheddytowy. Ekran telewizora pokazywa� teraz skomplikowan� lini� falist�, zmieniaj�c� kszta�t w miar� dalszego ustawiania. - My�l�, �e o to chodzi. - Jerry wyszczerzy� z�by w u�miechu, spogl�daj�c na anten�. - Zamierzam wycelowa� w t� ga��� i przenie�� j� przez tamt� gra�. Zaczynam. Urz�dzenie nie wys�a�o �adnego d�wi�ku ani widzialnego promieniowania, lecz cheddytowa si�a zadzia�a�a - niewidzialna, lecz niepowstrzymana. Ga��� ani drgn�a. Jednak�e wielka ska�a sto metr�w dalej znikn�a w u�amku sekundy i ponownie pojawi�a si� nad jeziorem za plecami wynalazc�w. Nag�emu dono�nemu pluskowi towarzyszy�a fala wody, kt�ra si�gn�a badaczom do kostek. - Pozostaje problem kontroli - skrzywi� si� Chuck, wycieraj�c telewizor. - Musi by� jaki� spos�b - rzek� Jerry g�osem wyra�aj�cym tak� sam� stanowczo�� jak jego zaci�ni�te szcz�ki. - Wiemy, �e cheddyt wytwarza fal� promieniowania kappa, kt�re przenosi wszystko w polu ra�enia w wymiar lambda, gdzie nie obowi�zuj� znane nam prawa czasoprzestrzeni. Ze skonstruowanego przez ciebie modelu matematycznego wynika, �e ten wymiar lambda, chocia� pod ka�dym wzgl�dem zgodny z naszym, jest naprawd� znacznie mniejszy. Ile ci wysz�o? - W przybli�eniu, nasza galaktyka spiralna, kt�rej �rednica wynosi prawie osiemdziesi�t lat �wietlnych, w wymiarze lambda ma oko�o p�torej mili. - Racja. Tak wi�c co�, co przeb�dzie kr�tk� drog� w przestrzeni lambda, przesunie si� na znaczn� odleg�o�� w naszym wymiarze. Tak g�osi teoria i wszystko zgadza si� do pi�tnastego miejsca po przecinku - tylko dlaczego nie mo�emy tego opanowa�? W tym momencie Jerry poj��, �e m�wi sam do siebie. Chuck mia� w oczach ten szklisty b�ysk, kt�ry �wiadczy�, i� jego m�zg intensywnie pracuje nad jakim� skomplikowanym problemem matematycznym. Jerry rozpozna� objawy i u�miechn�� si� ze zrozumieniem, �aduj�c projektor cheddytowy i aparatur� na ty� rozklekotanego d�ipa. W�a�nie sko�czy� to robi�, gdy Chuck wr�ci� do rzeczywisto�ci r�wnie gwa�townie, jak si� od niej oderwa�. - Mam. Interferencja molekularna. - Oczywi�cie! - wrzasn�� rado�nie Jerry, prztykn�wszy palcami. - To oczywiste. Promieniowanie kappa jest zawsze w niewielkim stopniu odbijane przez atmosfer�. Nic dziwnego, �e nie mogli�my kontrolowa� wynik�w. Reszt� eksperymentu musimy przeprowadzi� w pr�ni. Jednak zbudowanie odpowiednio du�ej komory pr�niowej zajmie nam sporo pracy. - Jest jedna gotowa, jakiej mogliby�my u�y� - zachichota� Chuck. - Zaledwie sto mil... Obaj wybuchn�li �miechem, gdy Jerry wskaza� r�k� na niebo. - Masz racj� - tam jest wi�cej pr�ni, ni� potrzebujemy. Musimy tylko si� tam dosta�. - O to postara si� �Pleasantville Eagle�. Powiemy, �e to test, no nie? Instrumenty nawigacyjne. Po�ycz� nam go. �Pleasantville Eagle� by� samolotem, kt�rym dru�yna pi�karska lata�a na wszystkie mecze. Pot�ny 707 zabiera� te� wi�kszo�� kibic�w. Zar�wno Jerry, jak i Chuck byli do�wiadczonymi pilotami, a tak�e wspania�ymi strzelcami i mistrzami gry w polo, tak wi�c wielokrotnie zast�powali pilot�w przy sterach. Zmodyfikowali lub wymy�lili wi�kszo�� elektronicznych urz�dze� wielkiego samolotu, wi�c wydawa�o si� oczywiste, �e mog� spr�bowa� zrobi� co� r�wnie� z instrumentami nawigacyjnymi. Bez problemu otrzymaj� pozwolenie na pr�bny lot samolotem, tym bardziej, �e to ojciec Chucka sponsorowa� zakup tej maszyny dla szko�y. Pospieszyli do laboratorium i w�a�nie sko�czyli wbudowywa� projektor cheddytowy w cz�stotliwo�ciomierz nawigacyjny, kiedy us�yszeli znajome ciche pukanie. Obaj m�odzie�cy skoczyli do drzwi, przepychaj�c si� chwil�, zanim otworzyli je na o�cie�. - Cze�� - powiedzia�a rado�nie Sally Goodfellow, wkraczaj�c do �rodka niczym zjawisko w zielonym letnim wdzianku, niemal r�wnie zielonym jak jej �liczne oczy i z opadaj�cymi na ramiona w�osami barwy miodu. - Co porabiacie? - To co zawsze - odpar� niedbale Chuck, a Jerry mrugn�� znacz�co za plecami dziewczyny. Nikt, postanowili, nikt nie dowie si� o projektorze cheddytowym, dop�ki go do ko�ca nie przetestuj�. Poprzysi�gli to sobie i chocia� kochali Sally ka�dym w��kienkiem swoich cia�, nie z�ami� przysi�gi. - To znaczy co? - pyta�a Sally, nawet przez chwil� nie daj�c si� zwie��. - Udoskonalony odbiornik radionawigacyjny. Przyjecha�a� w sam� por�. Je�li zabierzesz nas na lotnisko, zd��ymy zamocowa� go na �Eagle�. Mamy rozebranego d�ipa - jest w remoncie. Sally unios�a jedn� brew. - Naprawd� my�licie, �e kupi� t� historyjk� o udoskonalonym odbiorniku radionawigacyjnym? Wiem przynajmniej, czym na pewno nie jest ten wasz nowy wynalazek. Pami�tacie, jak m�wili�cie mi, �e projekt lataj�cego skrzyd�a to dziecinny latawiec? A wibroparalizator to lutownica? A zatem, o co naprawd� chodzi? Obaj byli na tyle dobrze wychowani, aby zaczerwieni� si�, lecz w odpowiedzi na jej pytania b�kn�li tylko co� pod nosem i pognali �adowa� ekwipunek na ty� jej ��tego kabrioletu. Widz�c, �e bezpo�redni atak spali� na panewce, Sally postanowi�a dzia�a� subtelniej, co nie czyni�o jej wi�kszych trudno�ci, gdy� mia�a sprawny umys�, niemal r�wnie dobry jak jej ojciec, profesor Goodfellow - dyrektor szko�y. - Si�d� przy mnie, Chuck - powiedzia�a, zach�caj�co klepn�wszy przednie siedzenie. - Jerry pojedzie z ty�u i popilnuje waszego sprz�tu. Chuck ch�tnie skorzysta� z zaproszenia i weso�o gaw�dzili a� do lotniska, jad�c w s�onecznym blasku letniego popo�udnia. Sally zaparkowa�a pod wielkim skrzyd�em �Pleasantville Eagle�, �eby u�atwi� roz�adunek. Jerry dostrzeg� starego Johna, w��cz�cego si� z nieod��cznym wiadrem i szmat� mi�dzy budynkami, wi�c zawo�a� go, �eby im pom�g�. Stary John by� sam w sobie instytucj� - czarny jegomo�� w podesz�ym wieku. - Mata tutej troch� naprawd� ci�kich grat�w. To za du�o dla takiego starego cz�owieka jak ja. Jednak w jego oczach dostrzegli weso�y b�ysk, gdy schyli� si� i jedn� r�k� podni�s� stufuntowy nadajnik. Ca�e �ycie sp�dzone na ci�kiej pracy nie uczyni�o go s�abeuszem. Przeszli przez przepastne wn�trze samolotu na pok�ad pasa�erski nad dziobem, gdzie natychmiast wyj�li lutownice i zabrali si� do roboty, podczas gdy Sally obserwowa�a ich z rosn�cym zaciekawieniem. - Masz szczypce k�towe? - zapyta� Jerry, po pas ob�o�ony sprz�tem. - Potrzebuj� ich, �eby dobra� si� do tego grata. - Nie tutaj - odpar� Chuck, pogrzebawszy w skrzynce z narz�dziami. - Mo�e zostawi�em je w samochodzie. P�jd� sprawdzi�. Poszed� przez mroczne wn�trze do wozu i znalaz� szczypce, kt�re wpad�y pod przednie siedzenie. Cicho gwi�d��c przez z�by, szed� przez ciemn� kabin� samolotu, kiedy us�ysza� wo�anie. - Chuck, tutaj! To by�a Sally, siedz�ca pod oknem i machaj�ca do niego; ostatnie promienie s�o�ca z�oci�y jej delikatny profil. Podszed� do niej, a ona u�miechn�a si�. - Mam tu co�, co chc� ci pokaza� - powiedzia�a, i kiedy podszed� bli�ej, lekko rozchyli�a rozpi�t� g�r� sukienki. - Nie nosz� stanika - zach�ci�a. Nawet w panuj�cym p�mroku by�o wyra�nie wida� rumieniec oblewaj�cy policzki Chucka fal� intensywnego szkar�atu. Chocia� wstydliwy, mia� jednak dobry refleks. - Nie, dop�ki nie powiesz mi, co to za nowy wynalazek - za�mia�a si� zmys�owo, odsuwaj�c jego b��dz�c� d�o� i poprawiaj�c rozpi�ty dekolt. - Sally, kochanie, wiesz, �e... no... z�o�yli�my przysi�g�... - Mam co� o wiele lepszego od przysi�gi - mrucza�a, zn�w rozchylaj�c sukienk�. - Widzisz? I co z tym wynalazkiem? - No c�, trudno to opisa� - powiedzia� ochryp�ym g�osem. - Znajdziesz jaki� spos�b. - Pokierowa�a jego d�oni�. - O, to ci pomo�e. Jak zahipnotyzowany, Chuck zacz�� m�wi�. Jednak w chwili, gdy z jego ust pad�y pierwsze s�owa, us�ysza� cichy szcz�k i wyt�ywszy wzrok, dojrza� w ciemnej kabinie jak�� posta�. Z najwy�sz� niech�ci� odsun�� si� od Sally i zapali� �wiat�o nad fotelem. - Kto tam?! - zawo�a�, zaciskaj�c mocno wielk� pi��. - Wy�a�! Kilka rz�d�w dalej rozleg�y si� szmery i zamajaczy�a znajoma posta�. - Ja tylko czy�ci�em popielniczki - rzek� stary John. - Musz� l�ni� jak lustro przed nast�pnym meczem. Obaj roze�miali si� i Chuck poklepa� starego cz�owieka po ramieniu. - Lepiej id� czy�ci� kosze z ty�u - rzek� uprzejmie. Stary John odszed� i Sally znowu usiad�a, a Chuck opad� na fotel obok niej i ju� zamierza� podj�� przerwane zaj�cie, gdy oboje podskoczyli, s�ysz�c rz�enie g�o�nik�w. - Chuck - powiedzia� g�os Jerry'ego. - Ju� prawie sko�czy�em. Przynie� zaraz te szczypce i zobaczymy, czy ten rupie� w og�le dzia�a. W ciasnej kabinie panowa�a atmosfera z trudem skrywanego napi�cia, gdy Jerry sprawdza� ostatnie po��czenia. - Tutaj - rzek�, prostuj�c si� i wycieraj�c usmarowan� r�k� kawa�kiem szmaty. - Gotowe. Pozosta�o tylko wystartowa� i spr�bowa�, jak to dzia�a. - Och, prosz� - b�aga�a Sally. - Pozw�lcie mi lecie� z wami. Wiem, �e to b�dzie ekscytuj�ce. - Ekscytuj�ce, to w�a�ciwe s�owo! - zachichota� Jerry. - To najwi�ksza bomba, jaka wybuch�a w jakimkolwiek sezonie... zaczekaj, a zobaczysz. Dzisiejszej nocy potwierdzimy nasz� teori�. - Jutro, kiedy podamy j� do publicznej wiadomo�ci, dowie si� o tym ca�y �wiat - doda� Chuck. - Dlaczego nie mo�emy powiedzie� Sally teraz? Dobra z niej dusza i na pewno nie rozpaple. W milczeniu obydwaj skin�li g�owami. - Dlaczego nie? - roze�mia� si� Jerry. - To b�dzie prawdziwa rewolucja w transporcie, i tyle. Nie b�d� opisywa� zasady dzia�ania, bo jest troch� skomplikowana, a ponadto to tajemnica. Jednak, m�wi�c prostymi s�owami, ten cheddytowy projektor w u�amku sekundy przemie�ci ca�y samolot o kilkaset mil, bach - i po wszystkim. - Jaka oszcz�dno�� paliwa! - westchn�a Sally. - I to jeszcze nie koniec pie�ni - przytakn�� Chuck. - Jednak od oszcz�dno�ci paliwa wa�niejsza b�dzie oszcz�dno�� czasu. Maj�c ten gad�et na pok�adzie, pilot musi tylko wznie�� si� w powietrze, nacisn�� guzik i prask! ju� jest nad innym lotniskiem, na drugim ko�cu kraju. - To mo�e mie� tak�e znaczenie dla obronno�ci - rzek� Jerry, nagle powa�niej�c. - W pierwszej kolejno�ci nale�y powiadomi� o tym Si�y Lotnicze. - Je�li si� uda - powiedzia� Chuck, kieruj�c rozmow� na powa�niejsze tory. - Jednak jutro b�dziemy ju� wiedzieli na pewno. - Dla was - powiedzia� gard�owy, ochryp�y g�os nabrzmia�y gro�b� - nie b�dzie �adnego jutra. Teraz ja kontroluj� sytuacj�. Wszyscy troje obr�cili si� i z rozdziawionymi ustami spojrzeli w otwarte drzwi. Sta� w nich stary John, jednak nagle, jakby maska opad�a mu z twarzy, zobaczyli, �e wcale nie jest taki stary, jak my�leli. Czy�by siwizna na jego skroniach by�a efektem na�o�onego pudru? Sta� wyprostowany, czujny, z szyderczym grymasem na twarzy. W r�kach trzyma� rosyjski automat Szpagina M1941 PKS kaliber 7,62, kt�rego wielka jak tunel lufa nieruchomo mierzy�a w ich kierunku. 3 NIEOCZEKIWANA PODRӯ Pe�ne zaskoczenia milczenie jak szara mg�a wype�ni�o kabin�. Chuck z niedowierzaniem potrz�sa� g�ow�, bo sytuacja by�a wr�cz niewiarygodna. Przemawiaj�c w imieniu ca�ej tr�jki, Sally wykrztusi�a: - To niemo�liwe! Szyderczy u�miech na twarzy starego Johna jeszcze poszerzy� si�, gdy m�czyzna poklepa� sin� stal pistoletu. - To nie tylko mo�liwe, ale PKS 7,62 potrafi�cy wystrzeli� dwadzie�cia dwa pociski na sekund� - wi�c podnie�cie r�ce do g�ry. Podnie�li r�ce. - Zastan�w si�, co robisz - przem�wi� Jerry, odwo�uj�c si� do wy�szych uczu� tamtego. - Rezygnujesz z dobrej pensji, ubezpieczenia oraz rych�ej emerytury. I dlaczego? Dla jakiego� desperackiego planu, kt�ry nie mo�e si� powie��. Kto ci p�aci - Czarne Pantery? - Nie interesuj� mnie wasze drobne bur�uazyjne k�opoty wewn�trzne - parskn�� tamten wzgardliwie, si�gaj�c do kieszeni, w trakcie czego lufa pistoletu maszynowego nie odchyli�a si� nawet o cal, i wyci�gaj�c zielon� czapk�, kt�r� w�o�y� sobie na g�ow�, zawadiacko naci�gaj�c na jedno ucho. Kiedy opu�ci� r�k�, wszyscy troje wydali g�o�ny okrzyk zdumienia, gdy� na czapce widnia�a wielka czerwona gwiazda, a pod ni� z�ote litery - CCCP. U�miechn�� si� zimno na widok ich konsternacji. - Od teraz zapomnicie o moim przybranym nazwisku i b�dziecie zwraca� si� do mnie jako do porucznika Johanna Schwarzhandlera z Radzieckiej Tajnej Policji. Co m�wi�c, strzeli� obcasami, budz�c echa w ciasnej kabinie. - Chyba �artujesz - rozdziawi� usta Chuck. - Nie jeste� Rosjaninem. Chc� powiedzie�, �e nie wygl�dasz na Rosjanina. No wiesz, blond w�osy i papieros zwisaj�cy z k�cika ust... - Uprzedzenia n�dznych kapitalistycznych �wi�! My�licie, �e ka�dy czarny cz�owiek na �wiecie jest bezwolnym niewolnikiem swych imperialistycznych pan�w. Zapominacie, �e s� takie kraje, gdzie o�ywczym powietrzem socjalizmu oddychaj� wolne od kajdan ramiona robotnik�w, wyzwolonych spod ucisku tak zwanej wolnej konkurencji. M�j ojciec, urodzony na Sto Dwudziestej Pi�tej Ulicy miasta Nowy Jork, oddycha� tym powietrzem, kiedy niech�tnie s�u�y� w waszej imperialistycznej armii w Niemczech i po�lubi� moj� matk�, kt�ra pochodzi z Niemieckiej Republiki Demokratycznej - ale do��, rozmawiaj�c z wami trac� tylko czas. Wystarczy powiedzie�, �e po przedwczesnej �mierci mojego ojca matka wr�ci�a do ojczyzny swoich przodk�w, a ja osi�gn��em wiek m�ski pod powiewaj�c� czerwon� flag� wolno�ci. - Podst�pna komunistyczna �winia - mrukn�� Jerry przez zaci�ni�te z�by. - Pochlebstwami niczego nie osi�gniecie. Teraz r�bcie, co m�wi�... Zaciskaj�c pot�ne pi�ci, Chuck zrobi� krok naprz�d i lufa pistoletu natychmiast skierowa�a si� w jego stron�. W tej�e chwili Jerry rzuci� si� na Johanna. Jednak sowiecki szpieg by� dla niego zbyt szybki. Cofn�� si� i odda� pojedynczy strza�, kt�ry hukn�� og�uszaj�co w ciasnej przestrzeni. Jerry upad�; na jego koszuli wykwit�a powi�kszaj�ca si� plama czerwieni, a Sally wrzasn�a. - Nie rusza� si�! - rozkaza� napastnik. - Nie macie �adnych szans, gdy� jak przed chwil� zademonstrowa�em, jestem wyborowym strzelcem. Ta kula przebi�a biceps Jerry'ego i utkwi�a w drugim tomie Ameryka�skich lotnisk stoj�cym w przedziale nawigatora. Teraz w lewo zwrot i marsz st�d! Nie mieli innego wyj�cia - musieli us�ucha�. Sally owin�a apaszk� otw�r w ramieniu Jerry'ego i niech�tnie poszli jasno o�wietlonym przej�ciem, a� dotarli do toalet. - Wystarczy! - zawo�a� sowiecki szpieg. - Ka�de do innej kabiny i chc� widzie� zapalone �wiat�a �zaj�te�. Pow��cz�c nogami, wype�nili polecenie i Jerry zd��y� jeszcze zobaczy� dzielny u�miech Sally, machaj�cej mu r�czk� na po�egnanie, zanim zamkn�y si� za ni� drzwi wi�zienia. Potem wszed� do swojej celi, po czym zaj�� si� przemywaniem i oczyszczaniem rany, kt�r� nast�pnie ponownie owin��, zaciskaj�c z�by i ignoruj�c b�l. Nagle poczu� jak�� wo� i gwa�townie odwr�ci� si�. Oczywi�cie! W szczelinie drzwi zobaczy� czerwon� po�wiat�, a z framugi ob�azi�a farba. Kln�c pod nosem odsun�� zasuwk� i z ca�ej si�y r�bn�� barkiem w drzwi. Nawet nie drgn�y. �oskotowi uderzenia i j�kowi Jerry'ego, kt�ry gwa�townie u�wiadomi� sobie, �e u�y� nie tego ramienia, zawt�rowa� sardoniczny �miech dobiegaj�cy z korytarza. - Tak! - zawo�a� triumfalnie szpieg. - Drzwi waszych kabin s� zaspawane, bo wzi��em sobie spawark� tlenowodorow�, kt�r� tak przewiduj�co dostarczyli�cie. Teraz, kiedy jeste�cie dobrze zamkni�ci, mog� wam powiedzie�, ze jestem nie tylko strzelcem wyborowym, ale i do�wiadczonym pilotem z tysi�cami godzin wylatanych na samolotach wszelkich typ�w. Niew�tpliwie s�dzili�cie, �e zamierzam ukra�� wasz wynalazek i uciec, co pozwoli�oby wam wytropi� mnie i schwyta�. Cisza, jaka zapad�a po tych s�owach, wskazywa�a, �e ta uwaga by�a s�uszna. - No c�, byli�cie w b��dzie. Teraz polecimy do matuszki Rosji, gdzie eksperci rozbior� na kawa�ki ca�y ten samolot - a tak�e was. Jego dziki �miech zag�uszy� dudnienie wywo�ane �omotaniem bezradnych wi�ni�w w stalowe drzwi cel. Wiedzia�, ze gdyby wcze�niej wyjawi� im sw�j plan, woleliby zgin��, ni� si� podda�. Jednak teraz by�o ju� za p�no. Odg�os cichn�cych krok�w Johanna zdawa� si� �a�obnym dzwonem ich nadziei. - A wi�c wszystko sko�czone? - za�ka�a Sally, co jej towarzysze s�yszeli wyra�nie przez mocne, ale cienkie �ciany wi�zienia. - Nic nie jest sko�czone, dop�ki �mier� nie opu�ci kurtyny - rzek� stanowczo Chuck, �eby j� pocieszy�. - Musz� co� wymy�li�. Natychmiast zacz�� my�le�, przerywaj�c kontakt z towarzyszami, oboj�tny na odg�osy dochodz�ce z ich cel. Jerry zgrzyta� z�bami i zaciska� pi�ci, nie zwa�aj�c na b�l w zranionym ramieniu. - Ja po prostu nie znam s�owa �kl�ska� - rzek� ponuro, a Sally wzi�a to sobie do serca i przemy�a zalan� �zami twarz, po czym usiad�a na muszli i zrobi�a sobie makija�. Mia�a zaufanie do Jerrego. Jednak Jerry traci� wiar� w siebie. Najpierw rykn�� jeden silnik, a potem drugi, a� w ko�cu zagrzmia�y wszystkie cztery i wielki samolot potoczy� si� w kierunku pasa startowego. Co mo�na zrobi�? Potoczy� po ciasnym pomieszczeniu wzrokiem schwytanego w potrzask zwierz�cia. Jak tu uciec? Nagle poj��, �e pod wp�ywem b�lu i strachu zaczyna wpada� w panik�, co nic mu nie da. Ameryka�skiego ducha nie mo�na tak �atwo pokona�. Wzi�� g��boki oddech i nakaza� sobie my�le�. Dwie minuty intensywnych rozmy�la� przynios�y mu odpowied�. Do tej pory znale�li si� ju� w powietrzu i odg�os pracuj�cych silnik�w zag�usza� wszelkie podejrzane d�wi�ki. Ostro�nie wyj�� wszystkie pieni�dze, kondomy i karty kredytowe ze swojego plastikowego portfela. Nast�pnie z niewiarygodn� cierpliwo�ci�, przy u�yciu scyzoryka poci�� wszystko na kawa�ki i wrzuci� do umywalki z nierdzewnej stali. Potem pola� je myd�em w p�ynie i ugni�t� mieszanin� w g�st� mas�. Ka�dy ucze� po dziewi�ciu latach nauki chemii wpad�by na ten pomys� i Jerry dziwi� si�, �e zaj�o mu to tyle czasu. Te dwie niewinne substancje - myd�o i plastik - zmieszane w odpowiednich proporcjach i ogrzane do odpowiedniej temperatury - przytrzyma� zapalon� zapalniczk� pod zlewem przez dok�adnie cztery minuty i dwana�cie sekund - polimeryzowa�y, tworz�c silny materia� wybuchowy. Gotowe! Pospiesznie wcisn�� plastyczn� mas� w szczelin� drzwi, gdzie natychmiast zastyg�a. Potem, mocno zaciskaj�c palce i wyt�aj�c mi�nie, wyrwa� toalet� z pod�ogi, ods�aniaj�c wn�trze urz�dzenia. �cigaj�c si� z czasem, wyci�gn�� kabel kontroluj�cy dzia�anie toalety i wepchn�� miedziane ko�c�wki przewod�w w stwardnia�y ju� plastik. - Wszystko albo nic - rzek� pod nosem i wsun�wszy si� w k�t, przytkn�� do twarzy k��b mokrych papierowych r�cznik�w, po czym zdecydowanie nacisn�� przycisk sp�uczki. Pr�d zmienny pop�yn�� przez drut do �adunku... Gdyby w korytarzu sta� jaki� widz, zobaczy�by czerwone p�omienie rozkwitaj�ce wok� drzwi toalety, potem k��b dymu, a po nich same drzwi, lec�ce mi�dzy stoj�ce naprzeciw fotele. P�niej z otworu wytoczy�a si� obszarpana, osmolona i poparzona, lecz mimo to roze�miana posta� zaciskaj�ca w d�oniach papierowe r�czniki. - Co to by�o? - zawo�a� wyrwany z transu Chuck. - Dzwon wolno�ci - odpar� Jerry i wykas�a� dym z p�uc. - Miejmy nadziej�, �e nasz ruski przyjaciel na mostku niczego nie s�ysza�. Sp�jrz, by� nawet taki mi�y, �e zostawi� spawark�. W chwil� p�niej pozosta�e drzwi sta�y otworem i tr�jka przyjaci� zn�w by�a razem. Podczas gdy dwaj m�czy�ni �ciskali sobie d�onie i zaczynali uk�ada� plan odzyskania kontroli nad samolotem, Sally znalaz�a apteczk� i posmarowa�a Jerryemu oparzenia, a tak�e opatrzy�a ran� w ramieniu. - Wpadniemy i z�apiemy go - warkn�� Chuck, zaciskaj�c wielkie d�onie, jakby ju� czu� w nich kark przeciwnika. - On jest na to zbyt sprytny - sprzeciwi� si� Jerry. - Wystrzela nas jak kaczki, zanim go dopadniemy. Musimy wymy�li� lepszy plan. W strzelaninie kto� mo�e zosta� ranny, albo uszkodzi si� samolot. Mam wra�enie, �e ten facet pr�dzej rozbije maszyn�, ni� si� podda. - Masz racj�. Potrzebny nam dobry pomys�, a nie brutalna si�a, tak wi�c znowu musz� zatopi� si� w my�lach. Jego oczy zn�w zaszkli�y si� w znajomy spos�b, a Jerry, jak zawsze cz�owiek czynu, ignoruj�c oparzenia i si�ce, poci�gn�� Sally na najbli�szy fotel, obj��, powi�d� wargami od szyi do ust i ju� szykowa� si� do nami�tnego poca�unku, gdy Chuck pstrykn�� palcami, wracaj�c do rzeczywisto�ci, zbyt przej�ty swoim nowym pomys�em, aby zauwa�y�, jak tych dwoje gwa�townie odsuwa si� od siebie, poprawia ubrania i ociera usta. - Mam niezawodny spos�b. Pami�tacie, �e ustawili�my cheddytowy projektor tak, �eby dzia�a� przez anten� radaru na dachu samolotu? - Racja! - W porz�dku. Zatem pole otacza ca�y samolot. Co zamierzam zrobi� - ja, nie ty, Jerry, wi�c nie k��� si� ze mn� ty ptaszku z przetr�conym skrzyde�kiem - to zakra�� si� do kabiny radiooperatora, gdzie zainstalowali�my aparatur�. Nawet je�li Rusek mnie zauwa�y, wpadn� do �rodka, zanim zd��y strzeli�. Straci kilka sekund, zanim nastawi automatycznego pilota i pogoni za mn�. Potrzebuj� tylko dw�ch sekund. Ustawi� kierunek stu osiemdziesi�ciu stopni i jedn� tysi�czn� wolta, a wiecie, co to oznacza. Czo�o Jerry'ego zmarszczy�o si� od szybko dokonywanych oblicze�. - O ile si� nie myl�, samolot znajdzie si� na �rodku Zatoki Hudsona. - Racja! Wtedy zostanie nam do�� paliwa, �eby dotrze� na jakie� lotnisko w Kanadzie, ale nie tyle, aby dolecie� do Rosji, Syberii czy na Kub�. Wtedy b�dziemy mieli przewag�. - To dobry plan i nasza jedyna szansa. Chod�my! Zduszony ryk wielkich silnik�w zag�usza� ich kroki, gdy skradali si� przez przedzia� pierwszej klasy ku otwartym drzwiom kabiny pilot�w. Przez szpar� dostrzegli na tle rozgwie�d�onego nieba ty� g�owy siedz�cego za sterami szpiega i porywacza. Chuck pospiesznie u�cisn�� d�onie przyjaci� i u�miechn�� si� b�ogo, gdy Sally stan�a na palcach i poca�owa�a go. Potem machn�� r�k� i zacz�� skrada� si� korytarzem. Ju� prawie dotar� do drzwi kabiny radiooperatora, kiedy co� zaniepokoi�o Johanna - mo�e jaki� szmer, albo szpiegowski sz�sty zmys�. Najpierw lekko poruszy� g�ow�, a potem gwa�townie obr�ci� si� - i ujrza� tu� za sob� kr�pego Amerykanina. Zakl�� w�ciekle w jakim� obcym j�zyku, z�apa� pistolet maszynowy i strzeli� - a wszystko to w mgnieniu oka. Jednak Chuck, jednym zrywem wy�wiczonych mi�ni, skoczy� za drzwi u�amek sekundy przed tym, nim pociski przeszy�y powietrze. Johann ruszy� w �lad za rykoszetuj�cymi kulami, biegn�c z gotow� do strza�u broni� i wci�� miotaj�c przekle�stwa, gdy Chuck dopad� konsoli. Obr�ci� dwa pokr�t�a i przestawi� d�wigienk�, zanim szpieg wpad� do kabiny. Co� si� sta�o. Co�, czego nie da si� opisa�; wra�enie mrowienia, jakie ka�de z nich poczu�o w ca�ym ciele, w ca�ej strukturze przestrzeni. To by�o tak, jakby ka�de z nich sta�o si� zaledwie cienk� strun� kontrabasu, poci�gan� przez to co�. To by�o naprawd� niezwyk�e uczucie. Jednocze�nie wydarzy�o si� kilka innych rzeczy. Wielkie silniki zakrztusi�y si� i zgas�y. Johann og�uszy� Chucka kolb� pistoletu i obr�ci� si� na pi�cie. Gwiazdy za oknem by�y wyra�niejsze, ja�niejsze - i jakie� inne. Blask wype�ni� kabin�, gdy samolot przechyli� si� na skrzyd�o i w pole widzenia wp�yn�a ogromna planeta. Wype�ni�a p� nieba, p�on�c odbitym s�onecznym �wiat�em. Planeta znacznie wi�ksza od Ziemi. I opasana wielkimi b�yszcz�cymi pier�cieniami unosz�cymi si� w przestrzeni wok� niej. 4 OKROPNY KONIEC ZWYCI�SKIEJ BITWY Rosyjski szpieg skamienia�, zamar� i rozdziawi� usta. Ten widok m�g� sparali�owa� ka�dego i ukryta w g��bi statku Sally r�wnie� zamar�a. Jednak nie Jerry! Spodziewa� si� czego� i poczyni� odpowiednie plany, tak �e ledwie zdawa� sobie spraw� z tego, co dzia�o si� poza samolotem. W tej samej chwili gdy Johann wypad� z kabiny i odwr�ci� si� ty�em do niego, Jerry skoczy� naprz�d do ataku, szybki jak strza�a. Prawd� m�wi�c, gdyby kto� go obserwowa�, stwierdzi�by, �e m�odzieniec pobi� rekord olimpijski w biegu na dziesi�� jard�w. Szpieg zdr�twia� tylko na moment i odwr�ci� si�, unosz�c bro� - jednak zbyt wolno, gdy� Jerry ju� go dopad�, zaciskaj�c pi�ci i cofaj�c rami� do ciosu. Zanim Rosjanin zd��y� poci�gn�� za spust, szcz�ka zniewie�cia�ego komucha zazna�a si�y krzepkiej ameryka�skiej pi�ci wzniesionej w s�usznej sprawie - i by�o po zawodach. Nieprzytomny szpieg run�� jak d�ugi na pok�ad, podczas gdy Sally podnios�a upuszczon� bro�, a Jerry zacz�� masowa� obola�� r�k�, kt�ra ju� zacz�a puchn�� i czerwienie�; mia� wra�enie, i� po�ama� sobie po�ow� ko�ci. W tej�e chwili us�yszeli j�k w kabinie radiooperatora i zaraz wy�oni� si� z niej Chuck, masuj�c uderzony kark. - Przepraszam za to - rzek�, wskazuj�c ruchem g�owy przestrze� za oknem. - To przez ten po�piech. Wygl�da na to, �e pomyli�em warto�ci dziesi�tne na pokr�tle i ustawi�em maszyn� na jedn� dziesi�t� wolta, zamiast na jedn� tysi�czn�. - Wszystko to przy jednej dziesi�tej wolta! - wykrzykn�a Sally, wyra�aj�c g�o�no to, co wszyscy troje my�leli. - A co by by�o, gdyby� nastawi� na sto jedena�cie wolt�w? Kiedy Chuck w ko�cu przerwa� milczenie, w jego g�osie by�o s�ycha� podziw. - Jedna dziesi�ta wolta, �eby przelecie� z Ziemi na Saturna. Mamy w r�kach klucz do Wszech�wiata. - Czy powietrze nie robi si� tu za rzadkie? - spyta�a nagle przestraszona Sally. - Tak - odrzek� Jerry. - Znajdujemy si� w przestrzeni mi�dzygwiezdnej, gdzie nie ma tlenu; dlatego silniki stan�y. Ten samolot unosi si� w powietrzu, ale s�dz�, i� powietrze powoli ucieka przez spr�arki... - Wszyscy umrzemy! - wrzasn�a Sally i zacz�a rwa� sobie w�osy z g�owy. - Powoli, powoli - pociesza� j� Chuck, - Co� wymy�limy. Uspokoi� j�, otar� stru�k� potu, kt�ra nagle pojawi�a si� na czole dziewczyny i rozchyliwszy jej zaci�ni�te palce, wyj�� z nich spor� gar�� �licznych jasnych w�os�w. - Mamy problem - rzek� w zadumie Jerry. - Jednak nie taki, �eby nie mo�na go rozwi�za�! - u�miechn�� si� Chuck, a przyjaciel odpowiedzia� mu u�miechem. Wezm� si� w gar�� i co� wymy�l�. - Najpierw zwi��my naszego przyjaciela-szpiega, �eby nie przysporzy� nam nowych k�opot�w - zaproponowa� Jerry. - Troch� boli mnie rami�, wi�c lepiej ty si� nim zajmij, Chuck. We� kawa� kabla i przywi�� go do jednego z foteli w kabinie. I przynie� kilka tych ma�ych butelek z w�dk�. S�dz�, �e Sally poczuje si� lepiej, je�li wlejemy w ni� zawarto�� paru z nich. Ja pogr��� si� w rozmy�laniach i znajd� jakie� wyj�cie z sytuacji. Zanim Chuck wr�ci�, powietrze w kabinie sta�o si� znacznie rzadsze i ch�odniejsze. Trzecia miniaturowa buteleczka w�dki brz�cza�a pod �cian� i oczy Sally przybra�y szklisty wygl�d. Jerry wskaza� p�on�c� kul�, kt�ra pojawi�a si� pod skr�caj�cym samolotem, podczas gdy Saturn unosi� si� wysoko nad nimi. - Je�li mam racj�, to jest Tytan, najwi�kszy ksi�yc Saturna. Obserwowa�em go i chyba znajdujemy si� w jego polu grawitacyjnym, opadaj�c na powierzchni�. - Lepiej wr��my do domu - rzek�a nagle Sally. - Naci�nij guzik na waszym nowym erektorze i wracajmy do domu. - Sally, kochanie, to nie jest takie proste - wyja�ni� Jerry, uspokajaj�co �ciskaj�c jej d�o�. - Je�li teraz w��czymy projektor, nie wiadomo, gdzie wyl�dujemy. Zanim ponownie wci�niemy w��cznik, musimy ustawi� odpowiednie cz�stotliwo�ci, okre�li� k�t s�onecznej eklipsy, drgania oscylatora i... - Bzzzdury - zaprotestowa�a Sally. - Naci�nij ten cholerny guzik i wyno�my si� st�d. - Zaraz, zaraz - rzek� uspokajaj�co Chuck i zaprowadzi� j� do kabiny, gdzie skuli�a si� w fotelu naprzeciw w�ciek�ego szpiega, kt�ry odzyska� przytomno�� i szarpa� si� w mocnych wi�zach, nieustannie miotaj�c przekle�stwa w jakich� obcych j�zykach. - Mam pomys� - zaproponowa� Jerry, gdy Chuck do��czy� do� przy konsoli. - Wiemy, �e Tytan ma atmosfer�, a najwidoczniej opadamy na niego. U�yjmy zapasowych butli z tlenem, a wytrzymamy do chwili wej�cia w atmosfer�. Je�li w atmosferze b�dzie do�� tlenu, wykonamy planowe l�dowanie; je�li nie, wyl�dujemy awaryjnie. Po l�dowaniu mo�emy wykalibrowa� i umocowa� projektor cheddytowy w sta�ej bazie ksi�ycowej tak, �e po uruchomieniu mechanizmu na pewno wr�cimy na Ziemi�. - Wspaniale - entuzjazmowa� si� Chuck. - W��cz� tlen wracaj�c... hej, czekajcie, to dzia�a samo! Kiedy ci�nienie opad�o, uruchomi� si� system bezpiecze�stwa i na wszystkie czterysta foteli opad� grad masek tlenowych. Jerry za�o�y� swoj�, a Chuck wzi�� przeno�n� butl� i mask�, po czym wr�ci� do kabiny. Johann pr�bowa� go ugry��, kiedy proponowa� mu mask�, ale gdy oczy zacz�y wychodzi� mu na wierzch, przesta� i pozwoli� j� sobie za�o�y�. Potem Chuck przeszed� wzd�u� rz�du foteli, zawi�zuj�c w�z�y na plastikowych rurkach zwisaj�cych z sufitu, co powinno zaopobiec dalszej utracie cennego tlenu. Zanim do��czy� do Jerry'ego, zobaczy�, �e Tytan pod nimi ro�nie w oczach. - Wszystko w porz�dku - rzek� Chuck, opadaj�c w fotel drugiego pilota i masuj�c obola�e palce. - Jak to wygl�da? - Nie�le. Na konsoli tylko troch� si� poprzestawia�o, wi�c chyba jeste�my na skraju atmosfery. - Nie wygl�da zbyt zach�caj�co - mrukn�� Chuck, spogl�daj�c na �a�cuchy skutych lodem wzg�rz, lodowc�w, p�l �nie�nych i pustkowi. - Nie wiem - u�miechn�� si� Jerry. - Troch� przypomina mi dom. Zatem naprz�d! - Je�li to przypomina ci dom, to zaczynam rozumie�, dlaczego wyw�drowa�e� na po�udnie. Czy wiesz, �e tam na dole panuje temperatura minus dwie�cie dwadzie�cia stopni? - Brzmi ca�kiem nie�le - mrukn�� Jerry, zaj�ty pilotowaniem samolotu. - Mamy spory zapas wysoko�ci, ale silniki nie zaskocz�. - Zapewne dlatego, �e atmosfera sk�ada si� z metanu, par amoniaku, azotu i gaz�w oboj�tnych - przy braku tlenu. - Wyj��e� mi te s�owa z ust. A wi�c l�dujemy awaryjnie. Opuszczamy klapy, podwozie i do dzie�a. Opadali coraz ni�ej, p�dz�c ku poszarpanym lodowym szczytom, okropnej gmatwaninie z�batych ska� i l�ni�cego, zamro�onego gazu, kt�ry skrzy� si� wielobarwnie, gdy silne �wiat�o przenika�o mrok. - Je�eli uda mi si� przelecie� nad t� grani� - mamrota� Jerry - po drugiej stronie mo�e b�dzie lepiej. Mobilizuj�c ca�� swoj� si�� i zr�czno�� do zmaga� ze sterami, kierowa� gigantycznym 747 niczym potwornym rumakiem niebios, mocno siedz�c w siodle i nie popuszczaj�c cugli. Wielki samolot zadygota�, gro��c upadkiem, gdy Jerry poderwa� go w g�r� nad �ar�ocznie wyszczerzonymi k�ami czarnych ska�. Lekko opu�ciwszy dzi�b, aby maszyna nie run�a w d�, prze�lizgn�li si� nad grani�, przy czym zaledwie kilka st�p dzieli�o ich od pewnej �mierci. - Pole lodowe, tam, po prawej! - zawo�a� rado�nie Chuck. - I o to chodzi! - zachichota� Jerry, k�ad�c samolot w ostry skr�t. G�adko i bez trudu sp�yn�li z nocnego nieba, by w ciszy przemkn�� nad g�adkim lodowcem i wykona� idealne l�dowanie. W��czy�y si� hamulce i po chwili samolot stan�� w miejscu. Pierwsi ludzie na Tytanie! - Jeste�my pierwszymi lud�mi na Tytanie - oznajmi� Chuck - i s�dz�, �e mo�e b�dziemy musieli tu pozosta�. - Bez przesady! Musimy tylko ustawi� projektor cheddytowy tak, jak powiedzia�em, i buch! - jeste�my z powrotem na Ziemi. - Zgadza si�. Jednak w podnieceniu zapomnieli�my, �e dzia�anie projektora w atmosferze jest trudne do przewidzenia. - Co za problem? Wystartujemy ponownie i w��czymy go w g�rze. - Wystartujemy? - Pewnie. Po��czymy zbiorniki z tlenem do silnik�w i wio. - Hmm, to powinno zadzia�a�. Jednak mamy inny problem. - Jaki? - Wygl�da�em przez okno i to ju� trzecie stworzenie z mackami, paskudnym dziobem i dwoma parami wyba�uszonych �lepi, jakie gramoli si� na skrzyd�o naszego samolotu. - O rany! - Jerry obr�ci� si� i spojrza�. - Uwa�acie, �e na tym ksi�ycu istnieje jakie� �ycie? Zanim zd��y� us�ysze� odpowied�, przenikliwy wrzask rozdar� powietrze i w nast�pnej chwili obaj rzucili si� na z�amanie karku z powrotem do kabiny. Sally sta�a na oparciu fotela i dr��cym palcem wskazywa�a za okno, nie przestaj�c wrzeszcze�. Pod��yli wzrokiem za jej palcem, po czym u�miechn�li si� i pomogli zej�� nadal krzycz�cej dziewczynie, pr�buj�c j� uciszy�. - Dobrze, dobrze - rzek� uspokajaj�co Jerry. - To tylko tubylec �yj�cy na tym ksi�ycu. Wszyscy tubylcy maj� macki, paskudne dzioby i dwie pary wyba�uszonych �lepi. Zacz�a wrzeszcze� jeszcze g�o�niej. - Nie wejdzie tu, wi�c nie ma powodu do obaw - za�mia� si� Chuck i Sally przesta�a krzycze�. Nie �eby poczu�a si� bezpieczniej, ale dlatego, �e spad�a jej maska i dziewczyna straci�a przytomno�� z powodu braku tlenu. Delikatnie posadzili j� na fotelu i poprawili mask� tlenow�. W kabinie by�o cicho - s�ycha� by�o tylko skrobanie tyta�skich dziob�w o okna. - Rozlu�nijcie mi wi�zy - powiedzia� Johann. - S� za ciasne i uniemo�liwiaj� kr��enie krwi. - Pr�bowa�by� uciec - odpar� kr�tko Chuck. - Musisz znosi� to, co nale�y si� szpiegowi komuch�w. - Schweinhund! - Mam dyplom z germanistyki, wi�c wiem, co m�wisz i nic mnie to nie obchodzi. Sally odzyska�a przytomno�� i z przykro�ci� s�ucha�a tej wymiany zda�. - Przesta�cie! - zawo�a�a. - Jeste�my tu, miliony mil od domu, czworo zagubionych Amerykan�w, a wy tak si� zachowujecie. Do�� tego! - Zamilcz, kobieto - powiedzia� stanowczo Johann. - Jestem obywatelem Niemieckiej Republiki Demokratycznej i sowieckim agentem. Nie jestem Amerykaninem. - Jeste� - upiera�a si�. - Wiem, �e w po�owie jeste� wschodnim Niemcem. Jednak w drugiej po�owie jeste� Amerykaninem! Tw�j ojciec by� dobrym Amerykaninem, a to czyni ci� r�wnie dobrym Amerykaninem jak ka�de z nas. W rozleg�ej kabinie zapad�a cisza. Nagle ujrzeli, jak w k�cikach oczu szpiega pojawi�y si� wielkie �zy i wolno sp�yn�y po policzkach. Kiedy przem�wi�, jego g�os by� ochryp�y z emocji: - Oczywi�cie. Ok�amali mnie. Przekabacili. Nigdy nie powiedzieli mi, �e jestem Amerykaninem. Pozbawili mnie pierwor�dztwa. A ja przez ca�y czas by�em tak ameryka�ski jak szarlotka! - Racja! - potwierdzi� Chuck, zrywaj�c przewody kr�puj�ce Johna. - Jeste� jednym z nas. - Mog� dosta� paszport, p�aci� podatek dochodowy, g�osowa� na prezydenta, chodzi� na mecze baseballowe i je�� hotdogi! - Pewnie! - krzykn�� Jerry, potrz�saj�c r�k� Johna. Potem Chuck u�cisn�� jego d�o�, a on odwr�ci� si�, �eby poca�owa� Sally, ale u�wiadomi� sobie, i� mo�e jest Amerykaninem, jednak nie tym Amerykaninem, wi�c tylko poda� jej r�k�. - To wspaniale znowu by� cz�onkiem zespo�u - u�miechn�� si� John i otar� d�oni� �zy z policzk�w. - W czym mog� pom�c? - Mamy ma�y problem - wyja�ni� Jerry. - Musimy wystartowa�, �eby projektor cheddytowy zacz�� dzia�a�, ale tutejsza atmosfera nie zawiera tlenu. Tak wi�c musimy pod��czy� zbiorniki z tlenem do silnik�w... - Obawiam si�, �e to na nic - rzek� Chuck, wymamrotawszy pod nosem wynik oblicze�. - Wyliczy�em, ile tlenu potrzebuj� silniki samolotu oraz ile mamy go w zbiornikach i wysz�o mi, �e wystarczy, �eby wzlecie� na sto dziesi�� st�p. Nie bior�c pod uwag� czasu, jaki potrzeba na rozruch silnik�w. - A zatem nic z tego - skrzywi� si� Jerry, uderzaj�c pi�ci� w otwart� d�o�. - Tak wi�c musimy znale�� jaki� inny spos�b. - To chyba oczywiste - u�miechn�� si� John. - Status Amerykanina naprawd� pobudzi� moje szare kom�rki, tak �e my�l� teraz realistycznie, jak przysta�o kapitali�cie, a nie zniewolonemu socjali�cie. Wierzcie mi, to czyni cuda! Odpowied� znajdziecie tu� za oknem. Wszyscy spojrzeli w tym kierunku i Sally zn�w zacz�a wrzeszcze� na widok dziob�w, �lepi i macek. John m�wi� dalej: - Siedz�c tu, mia�em mn�stwo czasu na ogl�danie tych stwork�w i rozmy�lanie o nich. Co przyci�ga je do samolotu? Nie zwyk�a ciekawo��, nie wygl�daj� na takie, ale co�. Nie ciep�o, gdy� nasza temperatura by�aby dla nich jak p�omie� spawarki. Ponadto zauwa�y�em, �e wi�kszo�� z nich gromadzi si� przy kompresorach powietrza. - Tlen! - krzykn�� Jerry, pstrykn�wszy palcami. - Oczywi�cie. �api� to, co ucieka. Lubi� tlen. Co dowodzi, �e ta planeta niegdy� mia�a atmosfer� podobn� do ziemskiej, a te stworzenia s� zaledwie zdegenerowanymi potomkami dawnych mieszka�c�w. Musz� mie� jakie� �r�d�o tlenu. Wystarczy je znale��, a b�dziemy mogli wystartowa�. Wychodzimy. - Tyta�czycy zaatakuj� nas dla tlenu w naszej krwi - przypomnia� rzeczowo Chuck. - Zatem b�dziemy walczy� - odpar� John, stanowczo zaciskaj�c szcz�ki. - I d�ugo nie zapomn� tej walki. Szybko zako�czyli przygotowania. Przeci�li pod�og�, aby dosta� si� do �adowni na dziobie, gdzie z�o�ono baga� dru�yny. Poniewa� temperatura na zewn�trz wynosi�a dwie�cie stopni poni�ej zera, musieli ubra� si� ciep�o. Wszyscy na�o�yli po kilka warstw stroj�w futbolowych, ochraniaczy oraz kaski ochronne i przymocowali do pas�w przeno�ne butle z tlenem. Sally t

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!