7128

Szczegóły
Tytuł 7128
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7128 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7128 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7128 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7128 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Maria Konopnicka Marianna w Brazylii Ile razy spojrz� na "Listy Dygasi�skiego z Brazylii", a pomy�l�, jak� to on przeszed� bied�, nim si� z lud�mi tamtejszymi porozumie� zdo�a�, tyle razy �a�uj�, �e zamiast udawa� si� do konsul�w, do dziennikarzy, do inspektor�w i do hrabi�w, nie uda� si� Dygasi�ski prosto do Marianny. Marianna by�aby dla niego nieoszacowanym skarbem, obja�ni�aby go najakuratniej o wszystkim: co? jak? a nadto wyprowadzi�aby go z wszelkich j�zykowych trudno�ci. Trudno�ci te nie sprawia�y Mariannie nigdy �adnego k�opotu: po prostu nie istnia�y dla niej. Kiedy pani jej zaraz po przybyciu pos�a�a j� do wsp�lnej hotelowej pralni oddanej do u�ytku go�ci, kt�rzy maj�c w�asn� s�u�b� sami chcieli zajmowa� si� praniem swej bielizny, po portugalsku, ropa, a w�a�cicielka przysz�a obja�ni� o czasie i kolei prania, Marianna, nie przywyk�a, �eby jej kto do balii nos wk�ada�, pobieg�a na g�r� ca�a w ogniach. - A jaki te� ten nar�d tutejszy spierny, prosz� pani, to niech r�ka Boska broni. Ledwo stan�am u balii, zaraz tam przylecia�a jaka� j�dza i dalej na mnie: ty taka, ty owaka. Ja tu nie my�l� robi� prania z ca�ej Europy! - Czy� podobna? - Przecie� wyra�nie s�ysza�am, jak wykrzykiwa�a, �e nie my�li ludziom z ca�ej Europy pra�. Tak ja jej na to: moja pani, je�li� pani, bo ja tam twego pa�stwa nie widzia�a. My ta nie ze �adnej Europy pochodz�ce, tylko z D�br�wki, z guberni suwalskiej. Papiery na to s�. Rozumiesz pani? - No i co? - A c�, zaraz jej buzia zmala�a, zabra�a si� baba i posz�a. Istotnie Marianna by�a z D�br�wki. Nie �adna emigrantka, bro� Bo�e, gdzie� tam. Z D�br�wki wys�a�a j� starsza pani panience, kt�ra by�a w naukach a�e we Francji, w samym Pary�u, i za m�� za Pensylwa�czyka, prowadz�cego interesy wielkiej paryskiej firmy, do Brazylii wysz�a. Wysz�a, ale "nie mia�a wsk�rania", jak opowiada�a Marianna. S�aba by�a, t�skni�a, a nade wszystko rady sobie da� nie mog�a z murzy�sk� niechlujn� s�u�b�. "Ach, mamo - pisa�a do D�br�wki - gdyby tu by�a Marianna." - A c�? Mo�e by i wys�a� Mariann�? Sz�o o Pensylwa�czyka, jak ten projekt przyjmie. By� to skrupu� zbyteczny ca�kiem. Dzielny Pensylwa�czyk mia� sobie za mi�e, za najmilsze wszystko, co pochodzi�o z D�br�wki, z guberni suwalskiej, ba, i ze wszystkich dalszych. Jeszcze jako narzeczony kupi� by� on sobie s�ownik polsko-niemiecko-francuski i pilnie studiowa� niekt�re drobiazgi polskiej literatury bie��cej. Co wi�ksza, nie tylko ��da�, aby do niego pisano z D�br�wki po polsku, ale nawet sam si� puszcza� na pisanie ma�ych li�cik�w w tym�e upodobanym przez siebie j�zyku. Z tego to czasu pochodzi�a owa kartka b�d�ca rozkosz� narzeczonej bawi�cej wtedy u matki, kartka, kt�ra po kilkakrotnych darciach i przepisywaniach oraz po mozolnej kwerendzie w s�owniku tak brzmia�a: "U nas la�o i wia�o nader silnie. Kocham ciebie nader tkliwie". Ot�, wbrew spodziewaniu, kiedy przysz�o radzi� si� Pensylwa�czyka co do wyboru s�u��cej, projekt wys�ania Marianny o ma�o �e nie upad� ca�kiem. "...Mieliby�cie z niej wielk� pomoc - pisa�a matka z D�br�wki - s�uga z niej dobra, wszystko robi, pierze..." Na nieszcz�cie... ale by�y nawet dwa nieszcz�cia. Pierwsze, i� przecinek mi�dzy "robi" a "pierze" przepad� gdzie� bez �ladu, czemu si� przy tak d�ugiej, a do tego mozolnej przeprawie zgo�a nie spos�b dziwi�, a drugie - �e m�odej pani nie by�o wtedy w mie�cie, kiedy list ten przyszed�. Z�y klimat wyp�dzi� j� do Petropolis, w g�ry. Dzielny Pensylwa�czyk sam si� tedy zabra� do odczytywania listu. Odczyta� i zrozumia� wybornie. Tego tylko nie m�g� poj��, dlaczego mu matka chce przys�a� fabrykantk� zamiast s�ugi? Zajrza� do s�ownika raz, zajrza� drugi - raz: jak w� wyra�nie stoi: pierze - Federn, plumes. Z tego nie by� kontent. Po licha mu s�u��ca z tak� specjalno�ci�? Odbywszy tedy odpowiednie studia, tak w ma�ej kieszonkowej metodzie, jak i w s�owniku, odpisa� do D�br�wki w tych s�owach: "Dziwi� si� nader silnie, �e kochana mama wybra�a nam t� s�u��c�. B�dzie ona fabrykowa�a pi�ra zamiast pilnowa� domu. Nader tkliwie ca�uj� r�ce mamy". Up�yn�o par� miesi�cy, nim si� porozumiano i nim si� znalaz� �w przecinek w drodze zaginiony. Tymczasem m�odsza pani pisa�a a pisa�a; list za listem goni�! "Mamo droga. Bez Marianny rady sobie nie dam. Mamo kochana, prosz� o Mariann�, bo si� tu zam�cz�, zadr�cz� z tymi Murzynami". Co by�o robi�? Nie by�o co robi�, Marianna jecha�a do Rio. Podr� ta przedstawia�a jej si� tak co do kierunku jak i co do trwania swego do�� m�tnie. - Jeszcze gdzie� za Cz�stochow� - opowiada�a organi�cinie i ekonomowej, kt�re si� o Brazyli� pyta�y. W dzie� wyjazdu ubra�a si� te� tak, jak si� zwykle wybiera�a na wielkie doroczne odpusty. Wzi�a na siebie now� kamlotow� sukni�, na to watowan� jubk�, na to du�� swoj� paradn� chustk� derow�: zaczesa�a siwiej�ce w�osy na wysoki grzebie�, przykry�a je czarn� kordonkow� siatk�, na siatk� w�o�y�a aksamitny kapelusz, kt�ry j� zaszczytnie wyr�nia� ju� od lat pi�tnastu spo�r�d gawiedzi wioskowej w ka�d� niedziel� na sumie; w�o�y�a bawe�niane mitynki, jedn� r�k� okr�ci�a kokosow� koronk� i wzi�a w ni� ksi��k� do nabo�e�stwa, w drugiej rozwiesi�a chustk� bia�� do nosa i stan�a gotowa do drogi - za morze. Po�egnawszy pa�stwo, dzieci, s�u�b� pokojow� wychodzi�a ju� za pr�g, kiedy zobaczy�a ulubion� kokoszk� ze �wie�o wyl�onym drobiazgiem. Wr�ci�a tedy raz jeszcze, sypn�a jej suto po�ladu, Marynie obieca�a, �e j� za �eb wydrze, je�li kania cho� jedno z ma�ych kacz�t chwyci, zajrza�a do maciory, porachowa�a prosi�ta, uchyli�a drzwi do karmnika, gdzie pochrz�kiwa� podpasany na kie�basy wieprzak, nawymy�la�a Zu�ce, �e nie wygarnia z koryta wczorajszego jad�a, i szeleszcz�c wykrochmalonymi sp�dnicami do kr�w do obory posz�a. Dot�d trzyma�a si� m�nie, ale kiedy Krasula zarycza�a, a Kwiatucha obejrza�a si� na ni�, opu�ci�a nagle Mariann� moc ducha, a ma�e, bure jej oczki silnie mruga� zacz�y. Teraz dopiero pozna�a, co to jest rzuca� przyjaci�. By�aby si� nawet rozp�aka�a mo�e, ale zaje�d�aj�cy w tej chwili przed oficyn� Wicek zawadzi� o sernic�, na kt�rej ocieka� �wie�o ogrzany twar�g, i omal nie wywr�ci� ca�ego kramu. To j� otrze�wi�o natychmiast. Jak sta�a, tak nie dbaj�c na swoj� toalet� skoczy�a, Wieka zwymy�la�a, pras� z twarogiem naprostowa�a, psa, kt�ry do serwatki milczkiem podchodzi�, kopn�a, a tymczasem dziewki rade, �e gospodyni w "tylo�ny �wiat" rusza i cho� ze dwie niedziele pomstowa� o byle co nie b�dzie, spiesznie zacz�y w�ze�ki jej wynosi�, a w r�k� j� ca�owa�, a fartuchy do oczu przyk�ada�, jako �e niby taka je �a�o�� spiera. Marianna tako� si� udobrucha�a, Zu�k� i Mariann� ca�owa�a w g�ow�, pog�aska�a kota, pog�aska�a Rozboja i g�o�no si� prze�egnawszy zapad�a w grochowiny zas�ane kilimkiem. Zaraz przecie� od krzy�a wraca� chcia�a, bo jej si� zdawa�o, �e g�si Ma�kowe mi�dzy dworskie wpad�y i �e je od�eraj� na �ciernisku, ale si� Wicek upar�, koniom po bacie da� i ruszyli naprz�d. Kiedy Marianna stan�a w Warszawie, okaza�o si�, �e jako� trudno z ni� b�dzie. Nie tylko bowiem ani s�owa po niemiecku nie umie, ale si� gniewa jeszcze, kiedy j� o to pytamy. - Ja? Ja bym za� po szwabsku mia�a, z przeproszeniem, szwargota�? Tfu, z przeproszeniem! Czy ja to nie katoliczka? Czy do spowiedzi nie chodz�, czy co? A tu w Hamburgu, gdzie w�a�nie sz�a jej droga, nie znali�my �adnego Polaka. Nie by�o rady, chyba Mariann� opisa� i agentowi znanego domu handlowego listem j� poleci�, �eby nie przepad�a gdzie w mie�cie i we w�a�ciwym czasie na okr�t dosta� si� mog�a. Opisa�? hm... Ale jak j� tu opisa�? To, �e by�a niska, kr�pa, �e mia�a bure, ma�e oczki, nos kaczkowaty i poczciw� twarz czerwon� a �wiec�c�, zdawa�o nam si� niedostatecznym jako�. Agent musi by� o przybyciu Marianny uprzedzony, musi czeka� na ni�, pozna� j� i zabra� z sob�. Trzeba j� tedy koniecznie czym� wyr�ni�. Radzimy o tym, kiedy Marianna spostrzeg�a wielkiego papierowego motyla na lampie. - A to, prosz� ja pa�stwa mojego - wykrzykuje - nie dobre by by�o? Pomys� jej wydaje nam si� zrazu tak komicznym, �e wszyscy wybuchamy �miechem. Ale Marianna bierze to zupe�nie serio i gotowa jest paradowa� w motylu do Hamburga. Odczepiamy go tedy od lampy i przypinamy Mariannie, kt�ra spogl�da z zupe�nym zadowoleniem na t� now� ozdob�. Wielki, czerwony w z�ote c�tki motyl tworzy istotnie jedyn� w swoim rodzaju brosz�, Marianna rozmawia z nami jeszcze chwil�, ale od czasu do czasu patrzy ukradkiem w lustro; pewnym jest prawie, i� �a�uje, �e jej w tym stroju nie widzi ekonomowa i organi�cina. Odprowadzona wreszcie przez band� ch�opak�w, kt�rzy my�l�, �e to "sztuki", siada do wagonu i jedzie. Jedzie bez �adnej niepewno�ci, bez �adnego strachu. Dygasi�ski wybieraj�cy si� w te� stron� z listami polecaj�cymi i w charakterze dziennikarza nie mia�, jak si� okazuje z list�w jego, tej wybornej r�wnowagi umys�u, w jakiej utrzymuje Mariann� �w czerwony motyl. Okazuje si� on skutecznym wszak�e pod jednym tylko wzgl�dem: agent domu handlowego istotnie czeka na Mariann�, poznaje j� po tym nieomylnym znaku, kt�ry wygl�da z dala jak sygna� po�arny, i zabiera j� pod swoj� opiek�. Ale trzeba nieszcz�cia, �e okr�t tylko co odp�yn�� i �e dwa tygodnie czeka� trzeba na wyruszenie drugiego. Kiedy�my otrzymali t� wie�� niepomy�ln�, ogarn�� nas �ywy niepok�j. Co ona tam robi� b�dzie w Hamburgu przez te dwa tygodnie, kiedy nie umie nawet Boga zawezwa� w �adnym obcym j�zyku? Oszuka kto, ograbi, a ju�, �e si� niewygody nacierpi, to pewna. Ale odpowied� przychodzi jak najbardziej uspokajaj�ca. Marianna zupe�nie si� obcym miastem nie czuje zak�opotan�; co jej trzeba, to poka�e na migi, a kiedy kto jej zrozumie� nie chce czy nie mo�e, natychmiast palcem stuka w swojego motyla, kt�rego ci�gle na piersiach nosi. "W porcie - pisze agent - wszyscy j� znaj�. S� tacy, kt�rzy us�uguj� jej nawet bardzo pilnie, my�l�c, �e ten wielki, czerwony motyl to znak jakiego� stowarzyszenia, na kt�re si� ona powo�uje z ca�� powag�." Nareszcie odbieramy wiadomo��, �e nasza Marianna szcz�liwie morze przep�yn�a i jest w Rio. Zm�czona by�a, przyblad�a, mitynki jej si� zdar�y, kapelusz wykrzywi�, gdy� dla odznaczenia si� od gawiedzi nie zdejmowa�a go prawie; chustka derowa zeskorupia�a od s�onych wyziew�w morza, ale strz�py czerwonego motyla jeszcze si� na niej trzyma�y. Pensylwa�czyk by� zachwycony. Takiej t�giej, przysadkowej baby, jak �y�, nie widzia� jeszcze. "Marianna przyjecha�a - pisa� do D�br�wki. - Nader silnie t�usta i dobra!" Istotnie Marianna by�a wyborn� s�ug�; pra�a zw�aszcza znakomicie i tylko zbyt wiele zu�ywa�a farbki. Instynkty jej kolorystyczne by�y niepohamowane w tym wzgl�dzie. Nigdy te� nie mo�na by�o przewidzie�, czy jej "lazurku", jak nazywa�a, zbraknie, czy nie zbraknie. Najcz�ciej wszak�e brak�o. Wyciera�a wtedy r�ce w fartuch i nie pomy�lawszy nawet o tym, �e s�owa po portugalsku nie umie, po lazurek bieg�a. Po chwili wraca�a zdyszana. - Gdzie� to Marianna by�a? - pyta pani. - A to�e po lazurek lata�a. - No i c�? - A nic. Kupi�a. - Jak�e? przecie� Marianna nie umie si� rozm�wi�?... - I... co to nie umie. Id� do kramu, powiadam, co by mi lazurku dali. Powytrzeszczali na mnie oczy i nic. Tak ja jeszcze g�o�niej. A oni do siebie: czego ta g�upia baba od nas chce, kiedy my jej nie rozumiemy? - Jak�e Marianna mog�a wiedzie�, co oni m�wi�? - Albo to co wielkiego? Takiemu ta barabaszowi po oczach do�� spojrze�, to si� i wie, co gada. - No i c� si� sta�o? - A nic. Co ja tu, my�l� sobie, b�d� sta�a i medytowa�a, a tam mi woda stygnie. Obejrz� si�, spojrz�, le�y papier niebieski od cukru. �ap ja za on papier, r�kaw od koszuli wyci�gam, jedno do drugiego przyk�adam i m�wi�: tego do tego. - No i zrozumieli? - Co nie mieli zrozumie�. Przecie�em im wyra�nie po polsku m�wi�a. Pewnego wszak�e razu wraca Marianna rozmarzona jaka�. Ma�e jej bure oczki mniejsze si� jeszcze wydaj� ni� zwykle, usta wdzi�cznie zesznurowane, spojrzenie melancholiczne. Jest przy tym ma�om�wna i z partesu st�pa. - Co to Mariannie? - pyta pani. - Czy nie chora przypadkiem? - I... nie - odpowiada z pozorn� oboj�tno�ci�, cedz�c s��wka przez z�by. - Tyla, co mi si� tam jeden ob�wiadczy�. - Co? Kto? Jak? Gdzie? Marianna czuje si� nieco zdziwieniem tym dotkni�ta. - A gdzie�by? Ju�ci, �e na p�imperia�u. Na wsi jeszcze s�ysza�a o p�imperia�ach i nazw� t� stosowa�a do g�rnych miejsc na tramwaju. M�wi to zreszt� takim tonem, jakby imperia� umy�lnie by� zbudowany dla mi�osnych grucha�. - Jak�e to by�o? - pyta pani mocno rozciekawiona. - A c�? Siadam na p�imperia�a, patrz�, nied�ugo siada przy mnie jeden czarny. Usun�am koszyka, coby mi si� o niego nie zmurzy�, i nic, siedz�. A ten mi si� przygl�da z jednej strony, z drugiej strony, z trzeciej strony, z czwartej strony... Tak ja do niego: - I c� �lepie wytrzeszczasz, baranie jeden, kiejby ryba w garnku? - Zara mu si� to spodoba�o, roze�mia� si� i pokazuje na m�j pier�cionek, niby czy ja �eniata, czy nie? Tak ja r�k� na p�ask do ziemi, �e to niby jest kaput, �em wdowa. Tak i on pokazuje do ziemi i na sw�j pier�cionek, niby �e to i on wdowiec. Westchli my sobie oba, niby kwoli �a�o�ci, a tu s�o�ce tak piecze, �e si� �lina na j�zyku gotuje. Tak nied�ugo �w czarny bierze mnie za r�k�, na swojej k�adzie, chustki dobywa i owija, a w oczy mi patrzy. Niby, co by nas ksi�dz stu�� powi�za�. Ale ja zaraz zacz�a kr�ci� g�ow�, bo� to podobno pogany, cho� te� i chrzczone; sk�r�, a to, maj� tak� gruba�n�, �e si� tego chrzest �wi�ty, jak nale�y, nie ima, co woda sp�ynie po tym jak po kaczce, a co do t ej duszy to si� ta, nic z tego obmycia z grzech�w nie dostanie. Zaraz te� zacz�li piszcze�, coby my z p�imperia�a z�azili, wi�c mi tylko jeszcze koszyk poda� i ka�de my w swoj� drog� poszli. Niemniej chodzi�a Marianna przez reszt� dnia zadumana i nazajutrz by�a tak�e jaka� nieswoja. M�oda pani my�la�a, �e to �al mimowolny za porzucon� okazj� szcz�cia. Ale nie by� to �al. By�o to preludium do ��tej febry. Wybuchn�a ona u Marianny z wielk� si��, ale jej nie zgryz�a. Zdawa�o si� zrazu, �e kobiecina wieczora nie doczeka. Zdawa�o si� wieczorem, �e nie do�yje ranka. Do�y�a wszak�e i otrz�sn�a si� z tej �miertelnej zmory; d�ugo tylko przyj�� jako� nie mog�a do siebie. Wy��k�a, wychud�a, os�ab�a, r�ce jej si� trz�s�y, zamroki na ni� sz�y, robocie �adnej poradzi� nie mog�a, cho� si� rwa�a do niej. Dzielny Pensylwa�czyk by�by j� i tak� cherlaj�c� dla �ony w domu trzyma�, ale doktor zapewni� go, �e Marianna tylko w innym klimacie wyzdrowie� mo�e zupe�nie. Znowu wi�c nie by�o rady; Marianna wraca�a zza morza. Wyszuka�a gdzie� w g��bi kufra resztki czerwonego motyla, przyszpili�a go sobie do chustki i ufna w ten talizman z m�nym sercem na okr�t siad�a. Od pierwszej jej podr�y up�yn�o co� o�m miesi�cy. Zima by�a; wczesny zmierzch zapada� w pokoju, kiedy nagle stan�a przed nami Marianna. Wykrzykn�li�my z zadziwienia i wsp�czucia: twarz jej by�a zmieniona, ma�e oczki g��boko zapad�y, kr�pa, przysadkowata posta� pochyli�a si� nieco. - Marianna. Co? Jak tam? Z takiej drogi? Po takiej chorobie? Z takiego dalekiego kraju? My�leli�my, �e nas zasypie skargami na klimat, na ludzi, na ��t� febr�, na podr�. Ale nie. Zbli�y�a si� tylko nieco kiwaj�c g�ow� w swoim aksamitnym kapeluszu, kt�ry jej na kark zje�d�a�, a do kt�rego przyby�o zielone papuzie skrzyd�o. - I... - rzek�a wzgardliwie - c� tam za kraj taki. Takiego ta kraju, prosz� pa�stwa - dodawa�a tajemniczo - i liczy� co nie ma. Jakby nie by�. �ycia tam nijakiego. Twaro�ku nie u�wiadczysz, kaszki krakowskiej nie ujrzysz, �mietany nie uwidzisz. Jak�e tam, prosz� ja pa�stwa, dobrze ma by�, kiedy oko�o nabia�u chodzi� nie umiej�? Zrobili ta teraz rewolucj�, ale gdzie to ta poradzi, kiej nar�d strasznie g�upi. Prowadzi ato taki czarny krow� i dzwoni. Kto mleka chce, wylatuje z garnkiem, doi, co mu potrza, i po karmie. - No, to dobrze w�a�nie. Mleko �wie�e i nie fabrykowane. - Ale. Gdzie ta, prosz� pa�stwa, dobrze. Tam krowy takie pouczone, �e od razu mleko z wod� daj�! C� ta ju� na to cho� i rewolucja poradzi? - No, ale kraj pi�kny? - Phi... Ja ta tej pi�kno�ci nie widzia�a. Ju�ci, maj� tam precz i lasy, i Wis�� maj�, ale �e woda w niej to si� tam inaczej nazywa. Gdzie, cz�owiek takich imion i nie pami�ta nawet. Okrutnie g�upi nar�d. Wszystko het poprzekr�cane; na nic tak nie wo�aj�, jak nale�y, tylko na ka�d� rzecz ta sobie powymy�lali jakowe� przezwiska. - I jak�e si� Marianna z nimi rozmawia�a? - A c� to, prosz� pa�stwa! Czy ja to dziecko, czy co? Nie da� mi Pan B�g mowy, jak nale�y? - I nie ba�a si� Marianna tamtych ludzi... Murzyn�w? - Niby tych czarnych? A czego? Takiego ta kopciucha b�d� si� ta ba�a. Lecia� ta raz jeden za mn� na cegielniach pod lasem, obejrz� si�, a ten fuzj� trzyma i krzyczy. My�la�, �e na g�upi� trafi�. - I c� Marianna? - A nic. Id�, a ten krzyczy i leci z ona fuzj�. Jak mnie te� z�o�� we�mie, jak nie zawin� jubki. Strzelaj, durniu! - m�wi� - kiej ci pilno! Wybuchn�li�my na to szalonym �miechem. - I co? I co dalej? - A c�. Zl�k� si� i poszed� jak ten pies po mydle. - Ale choroba. Taka ci�ka choroba - odezwa� si� kto� z ubolewaniem. - I c� tam choroba. A to, prosz� pa�stwa - doda�a tajemniczo - jeszcze jakem sobie trzy lata temu karty da�a k�a��, to tam choroba ju� sta�a. Nic, tylko si� trefle k�ad�y... Nic, tylko precz trefle! To ju� ta s�dzone by�o. - A pani? A pan? - Pani zdrowa. Bogu dzi�ki. Ale pan, co gadali u nas, �e czarny je, to nieprawda. Pi�kny pan, ze wszystkim bia�y. Tylko powiadaj�, co jak si� dziecko urodzi, to �ebo jarz�biate, �ebo pasiate. Takie s� "wra�enia z Brazylii" - Marianny. Spisuje swoje Dygasi�ski, spisuje Hempel, spisuje Siemiradzki, spisuje ks. Che�micki, dlaczego�by wra�enia Marianny spisane by� nie mia�y?

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!