7305
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7305 |
Rozszerzenie: |
7305 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7305 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7305 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7305 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Terry Brooks
Kapitan Hak
Powie�� oparta na scenariuszu, kt�rego autorami s�:
JIM V. HART i MALIA SCOTCH MARMO
SPIS TRE�CI
SPIS TRE�CI......................... 2
Od autora.......................... 3
Wszystkie dzieci, pr�cz jednego, dorastaj�............. 4
Mecz............................ 11
W drodze do Anglii...................... 18
Babcia Wendy........................ 22
W dziecinnym pokoju..................... 27
Przesz�o�� powraca...................... 35
Opowie�� Wendy....................... 39
Dzwoneczek......................... 47
Powr�t do Nibylandii...................... 54
Piraci!............................ 60
Kapitan Hak......................... 65
Zagubieni Ch�opcy....................... 76
Zemsta........................... 86
Dlaczego rodzice nie cierpi� swoich dzieci............. 92
Szcz�liwe my�li....................... 98
Hurra, Piotr!......................... 104
Cudowne chwile........................ 110
Muzeum Tik-Tak....................... 117
Podkr�cona pi�ka....................... 122
Witaj w domu, Piotrusiu Panie!.................. 128
Czarodziejski py�ek...................... 135
Z�e maniery!......................... 141
Krokodyl.......................... 151
Ogromnie wielka przygoda................... 158
Od autora
To jest opowie�� o Piotrusiu Panie. Ale nie ta, kt�r� zna ka�dy, napisana przez
J. M. Barriego, czytana przez m�dre dzieci i ciekawskich doros�ych od ponad
osiemdziesi�ciu lat. To nie jest nawet jedna z mniej znanych opowie�ci o Panie.
Jest na to zbyt nowa, bo pojawi�a si� ca�kiem niedawno, a zatem od czas�w J. M.
Barriego dzieli j� wiele lat. To jest jej pierwsza oficjalna prezentacja.
Nie jest to te� opowie�� wy��cznie o Piotrusiu Panie � podobnie zreszt� jak
te, kt�re ju� znamy. M�wi si� tu tak�e o wielu innych rzeczach, cho� Piotru� na
pewno nie zgodzi�by si� z tym, �e s� jakie� bajki warte opowiadania, kt�re nie
dotycz� w pierwszym rz�dzie jego. Tytu� wskazuje na przyk�ad wyra�nie, �e ta
ksi��ka jest nie tylko o Piotrusiu, lecz r�wnie� o kim� innym. W ka�dej
porz�dnej
opowie�ci o Piotrusiu trzeba po�wi�ci� wiele miejsca dla Jakuba Haka, poniewa�
obok pozytywnego bohatera zawsze musi pojawia� si� jaki� z�oczy�ca. Czytelni-
cy mog� r�wnie� s�usznie zauwa�y�, �e Piotru� Pan zosta� ju� raz wykorzystany
jako tytu� i nie powinno si� go u�ywa� po raz drugi tylko po to, aby zadowoli�
puryst�w.
Historia ta zaczyna si� wiele lat po zako�czeniu pierwszej, d�ugo po tym jak
Wendy, Janek i Micha� wr�cili ze swojej pierwszej wyprawy do Nibylandii. Nie
przedstawia Piotrusia jako ch�opca, poniewa� wszystkie ba�nie tego rodzaju zo-
sta�y ju� dawno opowiedziane. M�wi o tym, co wydarzy�o si� w�wczas, gdy sta�a
si� rzecz nie do pomy�lenia, to znaczy, kiedy Piotru� dor�s�.
Przekazuj� wam t� histori� tak, jak sam j� us�ysza�em, staraj�c si� najlepiej
jak potrafi� zachowa� wiernie wszystkie szczeg�y. Czasami co� upi�kszam i do-
daj� swoje uwagi tam, gdzie nie potrafi�em zamilcze�. Obawiam si�, �e wszyscy
pisarze pope�niaj� ten grzech.
Prosz� o wybaczenie J. M. Barriego za wykorzystanie jego pomys�u, a tak�e
wszystkich innych, kt�rzy zrobili to z takim powodzeniem przede mn�.
Jest to opowie�� o dzieciach i doros�ych oraz o tym, jak niebezpieczna mo�e
by� doros�o��.
Wszystko zaczyna si� podczas szkolnego przedstawienia.
Wszystkie dzieci, pr�cz jednego,
dorastaj�
Zgas�y �wiat�a, wok� zacz�o si� rozlega� �Pssst!" i gwar rozm�w szybko
ucich�. Wszyscy widzowie, m�odsi i starsi, wyprostowali si� w fotelach i
zwr�cili
wzrok ku scenie. Za kurtyn� trwa�y powa�ne przygotowania, ale ten podnios�y
nastr�j zm�ci�y zaraz jakie� piski i �miechy. W ko�cu kurtyna z wolna ods�oni�a
ciemn� scen�; zat�oczon� sal� o�wietla� jedynie zielony napis �Wyj�cie", umiesz-
czony nad g��wnymi drzwiami.
Moira Banning, elegancka kobieta o nienagannie u�o�onych, kr�tkich kasz-
tanowych w�osach, obejrza�a si� za siebie, a w jej zielonych oczach wida� by�o
irytacj�. Piotra wci�� jeszcze nie by�o. Obok niej siedzia� jedenastoletni ��ck
Ban-
ning, wpatrzony w scen� i cierpliwie oczekuj�cy na rozpocz�cie przedstawienia.
By� drobnym ch�opcem o chochlikowatym wygl�dzie, ciemnobr�zowych w�osach
i oczach; u�miecha� si� p�g�bkiem, jak gdyby w co� pow�tpiewa�.
Na scenie zapali�o si� kilka �wiate�, a z ty�u widowni w��czono reflektor.
W w�skiej smudze �wiat�a ukaza�a si� lekturowa makieta dzwonu Big Ben z ko-
�lawo wyrysowanymi rzymskimi cyframi. Zza sceny zaskrzypia�a p�yta i rozleg�
si� g��boki, dono�ny d�wi�k dzwonu. Bim-bom, bim-bom...
Moira u�miechn�a si� i tr�ci�a syna, kt�ry wierci� si� w krze�le. Kiedy umilk�
dzwon, rozleg�o si� tykanie. Tik-tak, tik-tak. Scena rozja�ni�a si� nieco,
ukazu-
j�c w delikatnej po�wiacie dziecinn� sypialni�. Ci nieliczni z widz�w, kt�rzy
nie
znali opowie�ci o Piotrusiu Panie, nie wiedzieli jeszcze, ile dzieci �pi na
dw�ch
za�cielonych ��kach. Obok sta�a skrzynia z zabawkami, kilka p�ek i biurko.
Potem pojawi� si� Piotru� Pan. Nadlecia� zza sceny zawieszony na stalowej
lince, kt�ra migota�a w �wietle reflektora jak wilgotna paj�czyna. Moira raz
jesz-
cze spojrza�a za siebie przeszukuj�c wzrokiem ty�y sali. Jack nie musia� pyta�,
kogo ona szuka, ani te� jakie s� szans�, �eby jego tata by� tutaj.
Na scenie tymczasem pewien drugoklasista, kt�ry zdoby� sobie wzgl�dy re-
�ysera sztuki i otrzyma� rol� Piotrusia, potkn�� si� przy l�dowaniu i przejecha�
�lizgiem jeszcze ze dwa metry. Na widowni rozleg� si� �miech. Ch�opiec zerwa�
si� pospiesznie, rzuci� wyl�knione spojrzenie w stron� sali i podszed� do
biurka.
Natychmiast pod��y�a za nim nerwowo smu�ka �wiat�a z latarki rzucana zza
sceny. Jack ucieszy� si�, �e wie, o co chodzi. To oczywi�cie wr�ka Dzwoneczek.
Piotru� przetrz�sn�� szuflady biurka i wyci�gn�� kawa�ek czarnej szmatki, przy-
ci�ty na kszta�t ch�opczyka. Podni�s� j� wysoko, �eby nikt z widz�w nie
przegapi�
jego odkrycia. Ca�y czas kr��y�o wok� niego �wiate�ko latarki, ale kiedy
zamkn��
szuflad�, �wiat�o znik�o. Jack pokiwa� g�ow�. Wr�ka zosta�a uwi�ziona. Tak sa-
mo jak w ksi��ce.
Piotru� usiad� trzymaj�c sw�j cie�, przez chwil� stara� si� go sobie przymoco-
wa�, a potem rzuci� go teatralnym gestem i zacz�� udawa�, �e szlocha.
Jack o�ywi� si�: czas na Maggie.
Jego siostra wyskoczy�a spod ko�dry z rozwianymi jasnorudymi w�osami
i otworzy�a szeroko oczy. Mia�a na sobie swoj� ulubion� kremow� koszul� nocn�
w fioletowe serduszka.
� Dlaczego p�aczesz, ch�opcze? � wrzasn�a tak, �e mo�na j� by�o us�ysze�
w promieniu stu kilometr�w.
Mia�a mo�e siedem lat, ale tego wieczora nikt nie mia� prawu jej nie zauwa�y�.
� Ja nie p�acz� � odpar� Piotru�.
Wendy, kt�r� gra�a Maggie, zeskoczy�a z ��ka i podesz�a aby podnie�� porzu-
cony cie�. Kl�cz�c udawa�a, �e go przyszywa. Kiedy ju� wszystko by�o gotowe,
wsta�a i zgodnie z planem cofn�a si� kilka krok�w.
Piotru� uk�oni� si� jej zamaszy�cie, trzymaj�c jedn� r�k� za plecami, a drug�
zataczaj�c ko�o przed sob�. Czarodziejskie przywitanie. Wendy natychmiast mu
si� odk�oni�a.
� Jak si� nazywasz? � zapyta�.
� Wendy Angela Moira Darling. A ty?
� Piotru� Pan.
� Gdzie mieszkasz?
� Druga na prawo i potem prosto a� do rana. Mieszkam w Nibylandii razem
z Zagubionymi Ch�opcami. To dzieciaki, kt�re wypadaj� z w�zk�w, kiedy ich
nianie nie patrz�. Jestem ich kapitanem.
Wendy rozpromieni�a si� i klasn�a w r�ce.
� To wspania�e! Czy tam nie ma dziewczynek?
� Nie, nie � odpar� Piotru�, potrz�saj�c energicznie g�ow�. � Dziewczynki
s� na to za m�dre, �eby wypada� z w�zk�w.
Zrobi� krok do ty�u, rozstawi� stopy i opar� d�onie na biodrach. Kiedy �wiat�o
reflektora zatrzyma�o si� na nim, wyci�gn�� do g�ry szyj� i zapia�. Jack
skrzywi�
si�. Dobra, dawajcie pirat�w!
Nagle smug� �wiat�a przes�oni� wielki cie�, zakrywaj�c przera�onego Piotru-
sia Pana. G�owy widz�w odwr�ci�y si� do ty�u z zaciekawieniem, a niekt�rzy
wyra�nie si� zaniepokoili Jaki� cz�owiek przeciska� si� wzd�u� rz�d�w kul�c si�
teraz, �eby nie zas�ania� �wiat�a, potr�caj�c krzes�a i siedz�cych w nich ludzi.
� Przepraszam, prosz� wybaczy�, najmocniej przepraszam � szepta� pochy-
lony, nurkuj�c w ciemno�ciach i wypatruj�c kogo�.
Prawnik Piotr Banning potr�ci� nog� krzes�a i ma�o si� nie wywr�ci�. Zewsz�d
rozlega�y si� szepty �Cicho!" i �Pst!" Jego ch�opi�ca twarz u�miecha�a si� prze-
praszaj�co, niesforny kosmyk br�zowych w�os�w opada� mu na czo�o, a w k�ci-
kach niesamowicie niebieskich oczu czai�y si� zmarszczki. Do piersi przyciska�
lakierowan� sk�rzan� teczk� i zwini�ty br�zowy p�aszcz przeciwdeszczowy. Kie-
dy wydosta� si� ze smugi �wiat�a, zacz�� przygl�da� si� ciemnej sali i dostrzeg�
Moir�, kt�ra siedzia�a kilka rz�d�w dalej i macha�a do niego. Przyg�adzi� klapy
swojego granatowego garnituru, poprawi� ulubiony ��ty krawat, po czym prze-
maszerowa� obok poirytowanych widz�w, depcz�c im po stopach, a� dotar� w ko�-
cu do Moiry.
Jack u�miechn�� si� do niego zapraszaj�co klepi�c wolne krzes�o obok siebie.
Piotr r�wnie� si� u�miechn��, po czym pokaza� Jackowi r�k�, by zamieni� si� na
miejsca z Moir�. Jack spojrza� na ojca wymownie, a potem prze�azi po matce
i rzuci� si� na krzes�o.
� Prosz� siada� tam z przodu! � sykn�� kto� za nimi.
Piotr usiad� obok Moiry, po�o�y� sobie na kolanach teczk� i p�aszcz i nachy-
li� si� do �ony ca�uj�c j� na przywitanie. Ucieszona Moira melodyjnym szeptem
odpowiedzia�a mu �Cze��!"
� Przepraszam. Mia�em spotkanie z rodzaju tych, kt�re nie mog� si� sko�-
czy�. Wiesz, jak to jest. A p�niej by� straszny korek.
Potem nachyli� si� z u�miechem do Jacka.
� Jak ci posz�o, Jacku? Pracujesz nad rzutem przed jutrzejszym meczem?
Popraw sobie koszul�.
Jack drgn�� i odwr�ci� si� z niech�ci�. Piotr spojrza� pytaj�co na Moir�.
� Co mu jest?
Moira potrz�sn�a g�ow�, a potem pokaza�a na scen�.
� Twoja c�rka robi furor�.
Maggie jako Wendy Darling obserwowa�a innego ma�ego aktora bujaj�cego
si� na linie, co mia�o oznacza�, �e lata, i klaska�a rozpromieniona. Z ty�u za
ni�
dw�ch drugoklasist�w odgrywaj�cych role Janka i Micha�a zbudzi�o si� w�a�nie
i przygl�da�o Piotrusiowi.
� Och, ty potrafisz lata�! � wykrzykn�a na ca�y g�os. � To cudowne! Jak
ty to robisz?
� Wystarczy pomy�le� o czym� wspania�ym i te cudowne my�li unosz� ci�
w powietrzu � odpowiedzia� Piotru� Pan, l�duj�c nieco zgrabniej ni� poprzed-
nim razem. � Ale najpierw musz� dmuchn�� na ciebie czarodziejskim py�kiem
skrzydlatych wr�ek.
Zn�w pojawi�a si� wr�ka Dzwoneczek, czyli ta�cz�cy punkcik �wiat�a. Zza
sceny dobieg�o delikatne dzwonienie, a na Wendy i ch�opc�w opad� b�yszcz�cy
py�. Niczym latawce unoszone przez wiatr, w powietrze wzbili si� kolejno Micha�,
Janek, i na ko�cu Wendy. Widzowie nie posiadali si� z zachwytu.
Piotr Banning by� wstrz��ni�ty.
� Moira! � poderwa� si� nerwowo na widok Maggie hu�taj�cej si� na linie,
ale Moira zaraz posadzi�a go z powrotem.
� Ona mo�e spa��, Moiro! � wyszepta� z przej�ciem. � Jak mog� im
w szkole pozwala� na takie rzeczy? To jest zbyt niebezpieczne! Ju� na sam widok
robi mi si� niedobrze!
� Och, tato! � j�kn�� Jack, ale jego g�os uton�� w burzy oklask�w. Moira
tylko u�miechn�a si� do m�a, klepn�a go uspokajaj�co w rami� i te� zacz�-
�a klaska�. Jack a� gwizdn�� pod wra�eniem �wietnego wyst�pu Maggie, nieco
zazdrosny, �e jego siostra mo�e lata�.
Za scen� rozleg�o si� brz�czenie dzwonk�w zmieszane z d�wi�kami ksylo-
fonu, a Piotru� Pan wyprowadzi� wr�k�, Janka i Michasia przez okno. Maggie,
czyli Wendy, rzuci�a kr�tkie spojrzenie w kierunku rodzic�w, po czym pod��y�a
za tamtymi i kurtyna opad�a.
Kiedy dzieci przygotowywa�y scen� do nast�pnego aktu, na widowni roz-
brzmiewa� szmer rozm�w i �miech�w. Piotr wyprostowa� si� w krze�le, stwier-
dzaj�c po pi�ciu minutach siedzenia, �e jest zdecydowanie niewygodne. Po chwili
g�osy i �miech zacz�y z wolna przycicha�.
Nagle rozleg� si� wysoki, przera�liwy sygna� przeno�nego telefonu. Wszystkie
g�owy si� odwr�ci�y. Piotr pospiesznie zacz�� grzeba� w swoim p�aszczu i z jego
kieszeni wyci�gn�� telefon. Moira jakby skuli�a si�, szepcz�c �Piotr, b�agam
ci�!"
Jack widz�c, �e wszyscy patrz� na nich, zatka� sobie uszy palcami i stara� si�
udawa�, �e go tam nie ma.
� Brad, m�w szybko � wyszepta� do s�uchawki Piotr. � Jestem z rodzin�.
Kurtyna unios�a si�, ods�aniaj�c dekoracj� imituj�c� Nibylandi�, przed kt�-
r� sta�o siedem jaskrawo pomalowanych tekturowych drzew. W ka�dym z drzew
otworzy�y si� drzwi, a z nich wyjrza�o siedmiu Zagubionych Ch�opc�w, ubranych
w siedem r�nych starych pi�am. Wzi�li si� za r�ce, stan�li przed widowni� i za-
�piewali g�o�no: �Nigdy nie chcemy by� doro�li".
� Ja zawsze lubi�em powa�ne zabawki � powiedzia� do siebie Piotr, staraj�c
si� dos�ysze� g�os w s�uchawce.
Zagubieni Ch�opcy sko�czyli �piewa� i ten, kt�ry gra� Piszcza�k�, zwr�ci� si�
do pozosta�ych i zadeklamowa�: �Chcia�bym, �eby Piotru� ju� wr�ci�. Kiedy go
nie ma, zawsze bardzo boj� si� pirat�w".
Z prawej strony wkroczy�a na scen� gromada pirat�w, ci�gn�c za sob� tratw�.
Siedzia� na niej kr�py ch�opiec, kt�remu powierzono rol� kapitana Jakuba Haka.
Piotr Banning skupi� ca�� swoj� uwag� na telefonie. M�wi� coraz g�o�niej.
� Brad, przecie� po to zatrudniamy ekologa! W�a�nie za to mu tyle p�acimy!
Przypomnij mu, �e ju� nie pracuje dla Sierra Club!
Z r�nych stron dobieg�o go posykiwanie widz�w. Obsun�� si� w krze�le i sku-
li� nad telefonem os�aniaj�c go w�asnym cia�em.
Tymczasem jeden z Zagubionych Ch�opc�w biega� po scenie jak szalony ucie-
kaj�c przed piratami. Pirat �mierdziuch, w okularach i w bluzce w paski wypcha-
nej na brzuchu, wywija� gro�nie kordelasem.
� Czy mam go po�askota� Jasiem Korkoci�giem, kapitanie?
Ch�opiec graj�cy Haka sta� sztywno.
� Nie, ja musz� mie� ich kapitana, Piotrusia. To on odci�� mi r�k� i rzuci�
krokodylowi na po�arcie.
Jack us�ysza�, jak jego ojciec szepcze do telefonu.
� S�uchaj, Brad, jutro wieczorem lec� z rodzin� do Londynu. Zwo�aj zebranie
na popo�udnie.
Jack stara� si� zaprotestowa�.
� Tato, mecz!
Piotr spojrza� na niego.
� M�j syn ma jutro mecz, nie zapomnij. Musz� tam by�. A zatem kr�tkie
spotkanie. Raz dwa po�lemy ich na dno.
Wy��czy� telefon i wsun�� go z powrotem do kieszeni. Jack popatrzy� na niego
z obaw�.
Tik-tak, tik-tak, dobiega�o ze sceny. �mierdziuch i Hak nastawili uszu udaj�c
przera�enie.
� Krokodyl � wykrzykn�� Hak. � Kapie mu �linka, �eby zje�� mnie do
ko�ca! Na szcz�cie po�kn�� budzik, bo inaczej nie s�ysza�bym, jak nadchodzi.
Dzieciaki z widowni, tak�e i Jack, zacz�y na�ladowa� tykanie. Piotr Banning
skrzywi� si� i zatka� sobie uszy. Krokodyl, czyli dw�ch ch�opc�w wij�cych si�
pod
starym zielonym kocem, wpe�z� na scen� po�r�d okrzyk�w widowni, zmuszaj�c
Haka i �mierdziucha do ucieczki.
Piotr Banning �achn�� si� i zapl�t� r�ce na brzuchu, po czym g��boko wes-
tchn��. W tej sztuce by�o co� denerwuj�cego.
Akcja toczy�a si� dalej i Jack jakby wbrew sobie wci�ga� si� coraz bardziej
w przedstawienie; kiedy dosz�o do sceny, w kt�rej Hak i Pan tocz� ze sob� osta-
teczn� walk�, by� ju� ca�kowicie nim poch�oni�ty. W czasie pojedynku odbywaj�-
cego si� przed makiet� pirackiego okr�tu drewniane ostrza stukn�y o siebie trzy
razy.
� Piotrusiu Panie, kim�e� jest � zawo�a� przera�ony Hak.
� Jestem m�odo�ci� i rado�ci�. Fruwam, walcz� i piej�! � odpowiedzia� Pio-
tru� Pan i na potwierdzenie swych s��w zapia� dono�nie.
Hak zosta� pobity w walce i wpad� w paszcz� krokodyla, kt�ry czatowa� na
niego w pobli�u. Dekoracja zmieni�a si� po raz ostatni, ukazuj�c zn�w pok�j
dziecinny, w kt�rym wszystko si� zacz�o. Kiedy zapali�y si� �wiat�a, ch�opiec
w futrze, graj�cy Nan�, g�o�no zaszczeka� i na scen� wkroczy� pan Darling; jego
p�aszcza trzymali si� rozradowani Zagubieni Ch�opcy oraz Janek i Micha�. Za ni-
mi pod��a�y Wendy i pani Darling, kt�re zatrzyma�y si� na widok Piotrusia Pana
unosz�cego si� przy oknie.
� Piotrusiu, ciebie te� chc� adoptowa� � powiedzia�a pani Darling.
Piotru� wzdrygn�� si� wk�adaj�c w to ca�y sw�j kunszt aktorski.
� Czy po�lesz mnie do szko�y?
� Oczywi�cie.
� A potem do biura?
� Tak my�l�.
� I szybko stan� si� doros�ym cz�owiekiem?
� Tak, bardzo szybko. Piotru� Pan potrz�sn�� g�ow�.
� Nie chc� i�� do szko�y i uczy� si� wa�nych rzeczy. Nikt mnie nie z�apie
i nie zrobi ze mnie doros�ego. Chc� by� zawsze ma�ym ch�opcem i zawsze si�
bawi�.
Dmuchn�� w sw�j drewniany flet, linka przymocowana do jego pasa unios�a
go w g�r� i Piotru� odlecia�. Kiedy znikn��, przygas�y �wiat�a i scena
opustosza�a.
Zn�w rozleg� si� g�os starej p�yty z dzwoni�cym Big Benem.
Piotr zamruga� oczami znu�ony, zastanawiaj�c si�, ile jeszcze b�dzie trwa-
�o to przedstawienie. Przynajmniej Maggie nie trzymaj� ju� w powietrzu. Co za
idiota wymy�li� co� takiego? Wyg�adzi� sw�j krawat i poprawi� ukradkiem spinki
przy mankietach. Jego garnitur by� ju� niemi�osiernie wymi�ty. Marzy� o prysz-
nicu i drzemce. O ciszy i spokoju. O czym by�a ta sztuka... ? Marszcz�c brwi
wpatrywa� si� w scen�.
Na scenie tymczasem z wolna zapala�y si� �wiat�a, delikatnie rozpraszaj�c pa-
nuj�c� ciemno�� i rzucaj�c wok� dziwne cienie. Doros�a Wendy, ubrana w per-
kalow� sukienk�, w okularach na nosie, siedzia�a na pod�odze dziecinnego poko-
ju przy kominku zrobionym z kolorowych lampek i cynfolii. Obok sta�o ��ko,
a w nim le�a�o �pi�ce dziecko. Wendy szy�a co� przy �wietle padaj�cym od ko-
minka. Nagle us�ysza�a dobiegaj�ce pianie i spojrza�a w g�r� wyczekuj�co. Okno
otworzy�o si� gwa�townie i Piotru� Pan skoczy� na pod�og�.
� Piotrusiu � powiedzia�a Wendy � czy my�lisz, �e polec� razem z tob�?
Piotru� si� obruszy�.
� Oczywi�cie. Po to przylecia�em. Czy zapomnia�a�, �e ju� czas na wiosenne
porz�dki?
Wendy potrz�sn�a smutno g�ow�.
� Nie mog�, Piotrusiu. Zapomnia�am ju�, jak si� fruwa.
� Zaraz znowu ci� naucz�.
� Och, Piotrusiu, nie marnuj na mnie czarodziejskiego py�ku.
Wsta�a, �eby podej�� do niego.
� Co to jest? � zapyta�.
� Zapal� �wiat�o i sam zobaczysz.
� Nie, nie r�b tego. Nie chc� niczego widzie�.
Ale ona zapali�a �wiat�o i Piotru� Pan zobaczy�: Wendy nie by�a ju� ma�a. By�a
teraz doros�� kobiet�. Piotru� wybuchn�� strasznym p�aczem. Podesz�a do niego,
�eby go pocieszy�, ale on cofn�� si� gwa�townie.
� Co to ma znaczy�? Co ci si� sta�o?
� Jestem doros�a, Piotrusiu. Ju� od bardzo dawna.
� Ale obieca�a� mi, �e tego nie zrobisz.
� Nic na to nie mog�am poradzi�. Jestem m�atk�, Piotrusiu.
Potrz�sn�� energicznie g�ow�.
� Nie, to nieprawda!
� Prawda. A ta ma�a dziewczynka w ��ku to moja c�reczka.
� Nie! To niemo�liwe.
Podszed� szybko do �pi�cego dziecka i podni�s� gro�nie sw�j mieczyk. Ale
nie uderzy�, tylko usiad� na pod�odze �kaj�c. Wendy przypatrywa�a mu si� przez
chwil�, a potem wybieg�a z pokoju. Jej c�reczka, Jane, zbudzi�a si� na odg�os
p�aczu i usiad�a w ��ku.
� Dlaczego p�aczesz, ch�opczyku?
Piotru� Pan zerwa� si� i z�o�y� jej uk�on. Jane wsta�a i odk�oni�a si� mu.
� Witaj � powiedzia�.
� Witaj.
� Nazywam si� Piotru� Pan. Dziewczynka u�miechn�a si�.
� Tak, wiem.
Podeszli razem do okna, szykuj�c si� do lotu. Wendy wbieg�a do pokoju z wy-
ci�gni�tymi r�kami. �wiat�a przygas�y, kurtyna opad�a, po czym wszystkie dzieci
wysz�y razem na scen� i za�piewa�y: �Nie chcemy nigdy by� doros�e". Ca�a wi-
downia bi�a brawo, a dzieci na scenie u�miecha�y si� i k�ania�y.
�Bomba!" � pomy�la� Jack. Rozradowany i pe�en emocji pos�a� swojemu
tacie promienny u�miech.
� Co za szcz�cie, �e to ju� koniec! � westchn�� Piotr Banning, zupe�nie nie
zauwa�aj�c u�miechu syna.
Mecz
Przez korony drzew s�czy�o si� jasne i ciep�e �wiat�o s�o�ca. Wzg�rza poro-
�ni�te by�y zielonymi, grubymi �wierkami, wznosz�cymi si� ku wysokim szczy-
tom g�r, pokrytych po�yskuj�cym �niegiem. Ze stok�w spada�y rzeki i strumienie,
szukaj�c mi�dzy drzewami drogi do jezior i staw�w. Z prawej strony wyp�ywa� ze
ska�y wodospad. A tam, po lewej, le�a�a ��ka pe�na dzikich kwiat�w w kolorach
t�czy.
�Wygl�da niemal jak prawdziwe" � pomy�la� Piotr Banning z zadowoleniem.
Odwr�ci� si� na chwil�, aby popatrze� przez okno swojego biura na mg�� okry-
waj�c� ca�unem pejza� San Francisco, a potem podszed� zn�w do makiety.
� Obro�cy �rodowiska dadz� nam spok�j, jak ich przekonamy, �e nasi klienci
nie zagospodaruj� od razu ca�ego terenu, �e przedsi�wzi�cie b�dzie realizowane
stopniowo i �e troszczymy si� o zachowanie warunk�w naturalnych � zamruga�
oczami. � Brad, zajmiesz si� tym?
� Ron si� tym zajmie � odpar� Brad, wysoki m�czyzna o ��tawej cerze.
� Dobrze � zgodzi� si� Ron.
Niski, o kr�g�ej, opalonej twarzy, stanowi�, je�li chodzi o wygl�d, dok�adne
przeciwie�stwo Brada. Mogli jednak pracowa� w jednym zespole, poniewa� my-
�leli podobnie, a co wa�niejsze, my�leli podobnie jak Piotr Banning.
Piotr rzuci� im ostre spojrzenie.
� Mam nadziej�. A zatem proponuj�, �eby�my zacz�li tutaj � pokaza� na
��k�. � To otwarta przestrze� i b�dziemy mogli od razu pozby� si� zieloniak�w,
zanim zbior� tyle si�, �eby nas zastopowa�.
Si�gn�� r�k� do pude�ka, w kt�rym znajdowa�y si� rozmaite plastikowe mo-
dele i zacz�� wciska� je w makiet�. Motele, wyci�gi narciarskie, sklepy i domki
jednorodzinne. Mn�stwo pieni�dzy do zarobienia. Szybko zape�ni� ��k�, po czym
zawaha� si� przez chwil� i wyci�gn�� kilkadziesi�t plastikowych drzewek. Zast�-
pi� je o�rodek wypoczynkowy, a w �rodku ca�ego kompleksu umieszczony zosta�
ma�y plastikowy rezerwat przyrody, czyli park z alejkami.
� W porz�dku � Piotr Banning wsun�� r�ce do kieszeni marynarki, ale zaraz
zda� sobie spraw�, �e gniecie si� od tego materia� i wyci�gn�� je z powrotem.
� Kiedy ju� ten rejon b�dzie zatwierdzony i wszystko zostanie za�atwione,
a m�odzie� z Sierra Club zajmie si� czym� innym, zaczniemy rozbudowywa�. Co
jaki� czas po kawa�ku, a� to pustkowie zamieni si� w wymarzony o�rodek dla
naszych klient�w.
Spojrza� na Brada i Rona.
� To jest... � zacz�� jeden z nich.
� ... wspania�e � doko�czy� drugi. Piotr u�miechn�� si�.
� Wiem. Miejmy nadziej�, �e nikt nam nie nabru�dzi przed za�atwieniem
sprawy.
Nagle utkwi� wzrok w �ciennym zegarze i przestraszy� si�.
� Cholera! Sp�ni�em si� na mecz Jacka! Odwr�ci� si� od sto�u i ruszy�
w stron� drzwi sali konferencyjnej.
By� rze�ki i jasny grudniowy dzie�; silny wiatr szarpa� rz�dami proporc�w,
reprezentuj�cych ka�d� z dru�yn ligi. U g�ry tablicy wynik�w, z kt�rej zwiesza�y
si� flagi, umieszczono transparent z czerwonym napisem: TRZECI DOROCZNY
TURNIEJ ZIMOWY BASEBALLA. Poni�ej widnia�y cyfry informuj�ce o prze-
biegu gry. By�o pi�� do dw�ch dla go�ci.
Jack sta� pochylony w �rodku pola, trzymaj�c r�ce wsparte na kolanach; przy-
gotowany na nast�pne zagranie, przeszukiwa� wzrokiem trybuny. Zrobiono je ze
zwyk�ych desek umocowanych na metalowych podp�rkach, a �e by�o ich nie-
wiele, poszukiwania nie trwa�y d�ugo. Wi�kszo�� miejsc by�a zaj�ta. W trzecim
rz�dzie Jack dostrzeg� matk� i Maggie, zawzi�cie kibicuj�ce jego dru�ynie. Po-
mi�dzy nimi, na pustym wci�� miejscu, le�a�a czerwona poduszka. �By�oby lepiej
dla niego, �eby przyszed�" � pomy�la� z determinacj� Jack.
W weekend spad� deszcz i trawa na boisku nabra�a zielonego soczystego kolo-
ru. Jack pogrzeba� w ziemi czubkiem buta, wyprostowa� si� i obserwowa� kolejn�
zagrywk�. To Kendall. Dobre uderzenie.
Raz jeszcze spojrza� na tablic�: dwa do pi�ciu, a czas lecia�.
Potrz�sn�� r�kawic� i pomy�la�: �Lepiej, �eby przyszed�!"
Niespodziewanie zerwa� si� wiatr i sypn�� kurzem, powoduj�c przerw� w me-
czu. S�dzia podni�s� do g�ry r�k�, aby zatrzyma� akcj�. Jack westchn��. Wszyscy
s�dziowie byli przebrani za �wi�tych Miko�aj�w. Wygl�dali idiotycznie.
Wiatr ucich� i gra potoczy�a si� dalej. Kendall pos�a� mu wysok� pi�k�, Jack
zmru�y� oczy, przyjrza� si� jej uwa�nie i schwyci� j� bez trudu. W�r�d koleg�w
z dru�yny i kibic�w wybuch�a radosna wrzawa. Jack odrzuci� pi�k� i wr�ci� truch-
cikiem na swoj� pozycj�.
Zaryzykowa� szybkie spojrzenie na widowni�. Maggie, mama, a mi�dzy nimi
poduszka. Splun��. �Lepiej, �eby przyszed�!"
Piotr Banning ruszy� labiryntem korytarzy mijaj�c kolejne pomieszczenia,
biura, magazyny i drzwi, za kt�rymi nigdy nie by�, a przynajmniej nie przypo-
mina� sobie tego. Firma Posner, Nail & Banning zajmowa�a ca�e pi�tro budynku.
Jego ekipa pod��a�a w �lad za nim � Brad i Ron; ich m�ody pomocnik, Jim Paige;
doktor Fields, ekolog zatrudniony jako doradca przy obecnym przedsi�wzi�ciu;
planista, kt�rego nazwiska nie m�g� sobie przypomnie�, i recepcjonistka, kt�rej
nazwiska nigdy nie zna�.
Umys� Piotra pracowa� gor�czkowo: �Jeny, Jack, Jim". Nie m�g� sobie przy-
pomnie� imienia Paige'a. Wysoki, wysportowany, typowy lekkoatleta z Yale.
� Steve! We� kamer� wideo i id� na mecz przede mn�. Nakr�cisz to, czego
nie zd��� zobaczy�.
� Czy mog� co� powiedzie�? � wtr�ci� si� doktor Fields, ale zosta� zignoro-
wany.
Jim Paige dop�dzi� Piotra wymachuj�c jak�� kartk� ��tego papieru i dyskiet-
k�.
� Pana przem�wienie na cze�� pa�skiej babci...
Piotr spojrza� na niego przez rami�, wci�� id�c przed siebie i skr�caj�c za r�g
korytarza niczym kierowca na ostatnim okr��eniu przed met�.
� Czy to b�dzie na kartkach?
� Tak, prosz� pana, oczywi�cie.
� Ponumerowanych? Kto to napisa�?
� Ned Miller, prosz� pana. Piotr zrobi� wielkie oczy.
� To �wietnie. Nie mog�em si� oderwa� od jego rocznego raportu. Przeczytaj
mi to.
Paige odchrz�kn��.
� Lordzie Whitehall, szanowni go�cie, i tak dalej, przez ostatnie siedemdzie-
si�t lat Wendy, kt�rej dzi� sk�adamy ho�d, by�a nadziej� i podpor� dla setek
bez-
domnych dzieci, sierot ze wszystkich...
� Znakomite, bardzo osobiste � wtr�ci� Piotr.
� Czy mog� co� powiedzie�? � spr�bowa� jeszcze raz Fields.
Recepcjonistka wysforowa�a si� do przodu, niemal trac�c oddech.
� Szanowny panie Banning, prosz� przekaza� moje gratulacje pa�skiej nie-
zwyk�ej babci. Na pewno jest pan z niej bardzo dumny.
Piotr u�miechn�� si� do niej tak, jakby wymaga�a terapii psychiatrycznej.
Skr�ci� za r�g i niemal zderzy� si� ze swoj� sekretark�, kt�ra ruszy�a na jego
poszukiwanie z przeciwnego kierunku. Kobieta a� siekn�a, ale zaraz oprzytom-
nia�a i wsun�a mu do r�k fili�ank� z kaw�.
� Amando! Moje bilety, moje bilety � �ykn�� ca�� kaw� jednym haustem,
odda� jej pust� fili�ank� i pomaszerowa� dalej korytarzem.
� Szybko, szybko, szybko.
� Prosz� pana, tu zasz�a jaka� okropna pomy�ka � powiedzia�a Amanda,
staraj�c si� dotrzyma� mu kroku. � Te miejsca s� w dw�ch rz�dach.
� Tak jest. Rz�d czternasty i pi�tnasty przy skrzyd�ach ko�o wyj�cia. Staty-
stycznie najbezpieczniejsze. �Ten budynek si� w og�le nie ko�czy" � pomy�la�
w duchu Piotr.
� Ron, przygotuj przed moim powrotem czterysta cztery.
� Ju� jest gotowe � pad�a odpowied�.
� Brad, raport o podmok�ych terenach.
� Gotowy � wyst�ka� ledwie dysz�c Brad.
� Raport o Sierra Club?
Brad i Ron spojrzeli po sobie.
� Ju� prawie gotowy � wymamrotali niemal jednocze�nie.
� Gotowy? Wolne �arty. Wcale nie gotowy.
Doktor Fields wysun�� si� naprz�d. By� drobny, zasuszony, w nieokre�lonym
wieku, nosi� grube szk�a, a siwe w�osy stercza�y mu we wszystkie strony. Tr�ci�
Piotra w rami�.
� Zatrudni� mnie pan jako eksperta do spraw ochrony �rodowiska, ale igno-
ruje pan moje raporty.
Piotr nie zwr�ci� na niego uwagi i zapyta� Jima Paige'a.
� Czy masz jeszcze co� z tego przem�wienia? Jego m�ody asystent spojrza�
na kartki, staraj�c si� jednocze�nie nie wpa�� na Rona.
� Budowa sieroci�ca imienia Wendy Darling jest gwarancj�, �e jej dzie�o
nigdy nie zostanie zapomniane i �e obowi�zek wobec przysz�o�ci...
� Pan mnie nie s�ucha � wtr�ci� zdenerwowany Fields. � Musi pan zrezy-
gnowa� z terenu matecznika.
� Doktorze Fields, wyznaczyli�my obszar na matecznik obok hotelu dla nar-
ciarzy � zapiszcza� Brad.
� Osiemdziesi�t hektar�w... � zacz�� Ron.
� Wyznaczy� matecznik? Czy to ma by� jaki� �art? � oburzy� si� Fields. �
Pan nie ma prawa zagospodarowa� nawet kawa�ka ziemi bez stwierdzenia, jak to
mo�e wp�yn�� na �yj�ce tam zwierz�ta. A je�li tam s� zagro�one gatunki? Jak na
przyk�ad, jak...
Piotr nie przystaj�c odwr�ci� si� i obj�� ko�ciste plecy Fielda.
� Jak co, doktorze?
� Tr�jpalczasta ropucha plamista, bia�onogi jele�, wiele ptak�w...
Piotr klepn�� ekologa �agodnie w rami�, a jego g�os sta� si� s�odki jak mi�d.
� Wszyscy jeste�my ju� du�ymi ch�opcami, dlatego niech pan mi �mia�o po-
wie, doktorze Fields, ile miejsca potrzebuj� te zwierzaki, �eby si� parzy�? Bo
wi�kszo�ci z nas wystarczy bardzo niewiele.
Wszyscy wybuchn�li �miechem, a Fields wycofa� si� czerwony na twarzy.
Piotr spojrza� na Paige'a.
� Steve, jeszcze tu jeste�? Le� z t� kamer�!
Przed nimi wida� ju� by�o wind�.
� Po schodach! Jeste� przecie� sportowcem!
Paige przekaza� kartki i dyskietk� Amandzie i pogna� przed siebie.
�Co takiego on uprawia� w Yale? Bieg na jedn� mil�? Czterysta? Mo�e skok
w dal?"
Dotarli do wind ci�ko sapi�c. Piotr zda� sobie nagle spraw�, jaki zrobi� si�
oci�a�y. Nie gruby, na pewno nie, ale ci�ki. Spojrza� po sobie w d� i nie
m�g�
dojrze� swoich but�w. Powoli, tak �eby nikt nie widzia�, wci�gn�� brzuch. Nie-
wiele to pomog�o.
Brad nacisn�� guzik od windy.
� Zam�wi�em kwiaty dla pana babci � relacjonowa�a Amanda, zaginaj�c
kolejno palce � odebra�am pana rzeczy z pralni i w�o�y�am do samochodu, pana
torba podr�czna jest w baga�niku...
� Panie Banning � Fields zacz�� znowu. � Tak jak pan mo�e by� o czym�
przekonany, s� te� na �wiecie ludzie pewni tego, �e dzi�ki istnieniu tr�jpalcza-
stych ropuch nie jeste�my jeszcze wszyscy w piekle.
� W�a�nie przed takimi musimy si� broni� � wymamrota� przez rami� Brad.
� Ach, tu jeszcze s� pana witaminy � dorzuci�a Amanda. � A to dokumenty
w sprawie Owensa, kt�rych pan szuka� � w�o�y�a mu do r�ki kilka kartek. �
A pod te numery musi pan oddzwoni� z samochodu, kiedy b�dzie pan jecha� na
mecz Jacka.
� Mecz Jacka � przypomnia� sobie Piotr. Pierwsza przyjecha�a winda z le-
wej strony i otworzy�y si� drzwi. Piotr ruszy� do �rodka.
� Szefie, prosz� zaczeka�! � krzykn�� bezimienny asystent. � Rzucam!
W powietrze frun�� przeno�ny telefon w futerale. Piotr namierzy� go uwa�-
nie i zr�cznie schwyci�. Nie�le jak na starszego faceta. Przytrzymuj�c nog�
drzwi
windy, przytroczy� sobie telefon. Naprzeciw niego stan�� Brad, ods�ania� klap�
swojej marynarki, za kt�r� kry� si� podobny telefon, i przybra� pozycj� rewolwe-
rowca. Piotr stan�� przed nim z dr��cymi r�kami. Naraz si�gn�li po swoje
telefony
i wyci�gn�li je, przyk�adaj�c do uszu.
� Szybciej mia�em sygna� � oznajmi� Piotr. � Jeste� martwy.
Kiedy chowali swoj� bro�, wszyscy si� �miali.
� Musz� lecie� samolotem � powiedzia� niepewnie Piotr.
� Nie przejmuj si�. Wi�cej ludzi rozbija si� w samochodach ni� w samolo-
tach � odpar� Brad.
� To bezpieczniejsze ni� przechodzenie po ulicy! � doda� Ron.
� Po prostu nie patrz w d� � poradzi� kto� inny.
� I niech ci si� r�ce nie zm�cz�! � krzykn�li wszyscy i zacz�li udawa� ma-
chanie skrzyd�ami.
Doktor Fields pokr�ci� g�ow� i odszed�.
� No, komu w drog�, temu czas � oznajmi� uroczy�cie Piotr, a kiedy wszy-
scy naraz j�kn�li, pos�a� im sw�j najbardziej uroczy ch�opi�cy u�miech i
wkroczy�
do windy.
Drzwi zamkn�y si� za nim z delikatnym szelestem. Przez chwil� wszyscy
stali nieruchomo, patrz�c bez s�owa na szyb windy.
� Dobra � powiedzia� w ko�cu Brad, zwracaj�c si� do asystenta. � Frank,
wysy�asz faxem do wszystkich propozycj� jutrzejszego spotkania � odwr�ci� si�
do recepcjonistki. � Julie, zadzwo� do Teda. Musimy pozby� si� tego raportu
Sierra Club. Amando, znajd�...
Nagle rozleg�o si� dzwonienie. Wszyscy spojrzeli dooko�a. W ko�cu Brad
zorientowa� si�, �e to jego przeno�ny telefon. Wyci�gn�� go i w��czy�.
� Tak? Co? � opad�a mu szcz�ka. � Dlaczego tak dyszysz? Masz taki g�os,
jakby� przebieg� maraton. Co si� sta�o?
Na ko�cu korytarza otworzy�y si� gwa�townie drzwi i pojawi� si� w nich Piotr.
Zgromadzeni przed wind� spogl�dali na niego ze zdumieniem.
� Do diab�a z telefonem! � st�kn�� Piotr, wsuwaj�c sw�j aparat do futera�u.
Nie m�g� z�apa� tchu. �Jak tak dalej p�jdzie, dostan� ataku serca" � pomy-
�la�.
� Musz� jeszcze przed odlotem rzuci� okiem na te robocze raporty. Tylko
minuta.
Kiedy przemierza� z powrotem korytarz, Brad pod��y� za nim.
� Sp�nisz si� na mecz twojego ch�opaka!
� Nie martw si� � uspokoi� go Piotr. � P�jd� na skr�ty. Mam mn�stwo
czasu.
Pozostali pomaszerowali bez s�owa za nim. Windy znikn�y z pola widzenia.
� Aha, jest taki dowcip, kt�ry chcia�em na was wypr�bowa� � zapowiedzia�
Piotr, staraj�c si� uspokoi� oddech i u�miechaj�c si�. � Czyta�em niedawno, �e
teraz wykorzystuj� prawnik�w jako zast�pcze matki. Wiecie dlaczego?
Nikt nie wiedzia�.
Jack wzi�� g��boki oddech i cofn�� si� kilka krok�w. Jego wzrok pow�drowa�
ku tablicy z wynikami. Ostatnia tura. Go�cie prowadzili dziewi�� do o�miu.
� Nie daj si�, Banning! � krzycza� trener. � Trzymaj si�, bo przegramy.
Koledzy z dru�yny wo�ali co� do niego, udzielaj�c wskaz�wek, dodaj�c otu-
chy, zanosz�c b�agalne pro�by. Jack spojrza� na swoje buty i pogrzeba� nog� w
zie-
mi. Ju� od dw�ch kolejek nie patrzy� na widowni�, boj�c si� tego, co zobaczy.
A raczej, czego nie zobaczy. Mecz ju� by� prawie sko�czony. Czy jego tato na-
prawd� m�g� mu to zrobi�?
� �mia�o synu, zagrywaj � burkn�� �wi�ty Miko�aj.
Jack wzi�� kolejny g��boki oddech i cofn�� si�. Kiedy przymierza� si� do rzutu,
mimowolnie, cho� postanowi� tego nie robi�, spojrza� na trybuny.
Jego mama i Maggie sta�y ko�o siebie i dopingowa�y go. Obok nich, tam gdzie
by�a czerwona poduszka, sta� teraz cz�owiek z kamer�. Tato? Jackowi podsko-
czy�o serce. Ale dostrzeg�, �e to nie jest ojciec, tylko pracownik z jego biura,
cz�owiek, kt�rego widzia� raz czy dwa.
Sta� na miejscu jego ojca i filmowa� go z kamery.
Jack ca�y zdr�twia�. Nagle wszystko zobaczy� jak przez mg��: rozpaczliwie
wykona� swoj� zagrywk�, ale wiedzia�, �e nic z tego nie wyjdzie.
� Koniec! � og�osi� s�dzia.
W dru�ynie go�ci podni�s� si� radosny wrzask, a w�r�d jego koleg�w rozleg�
si� j�k zawodu. Przez chwil� Jack nie m�g� si� poruszy�. Hamuj�c �zy nap�ywa-
j�ce do oczu, opu�ci� powoli r�ce i powl�k� si� w stron� �awki.
Kiedy Piotr wysiada� ze swojego BMW, s�o�ce ju� zachodzi�o i ch��d p�nego
popo�udnia zmrozi� mu twarz. Szybkim krokiem ruszy� w stron� boiska z p�asz-
czem przewieszonym przez r�k� i telefonem ko�ysz�cym si� przy biodrze. Z da-
leka spojrza� na tablic� wynik�w: �Ostatnia tura, go�cie prowadz� dziewi�� do
o�miu. Jeszcze mog� zd��y�" � pomy�la�. Kiedy zacz�� biec, poczu� si� tak ci�-
ki, powolny i stary jak nigdy dot�d. Musi si� wzi�� za siebie.
Wybieg� zza rogu trybun i zatrzyma� si�. Widownia i boisko by�y ju� puste.
Wok� wala�y si� tylko papierki po s�odyczach i plastikowe kubki. Piotr stara�
si� opanowa� sw�j oddech. Spojrza� zn�w na tablic� wynik�w i potrz�sn�� g�o-
w�. Jack. By�o mu g�upio i wstyd. Odwr�ci� si� w ko�cu i poszed� z powrotem
do samochodu, po raz pierwszy u�wiadamiaj�c sobie, �e wok� panuje absolutna
cisza.
By� ju� niemal przy aucie, kiedy zadzwoni� jego przeno�ny telefon. Wyci�gn��
go z futera�u i w��czy�.
� Och, jak si� masz, Brad � przywita� go drewnianym g�osem. � Tak, ciesz�
si�, �e zadzwoni�e�.
W drodze do Anglii
G�uchy pomruk silnik�w boeinga 747 miesza� si� z nie ustaj�cym p�aczem
dziecka dobiegaj�cym z tylnych rz�d�w. Tak naprawd� jednak Piotr nie s�ysza�
niczego, poniewa� jego my�li kr��y�y wok� b�yszcz�cego ekranu przeno�nego
komputera, kt�ry sta� przed nim na p�eczce. Na ekranie widnia�y dwa zdania
wypisane du�ymi literami: BABCIA WENDY NAZYWA MNIE SWOJ� UKO-
CHAN� SIEROTK�. NIE WIEM DLACZEGO.
Piotr wpatrywa� si� w wypisane przez siebie s�owa, usi�uj�c rozwik�a� ukryt�
w nich zagadk�. To by�a jaka� tajemnica z dawnych czas�w, z odleg�ej, utraconej
przesz�o�ci, kt�rej dok�adnie nie pami�ta�. Babcia Wendy. Wendy Darling. Jego
babcia. Dlaczego te s�owa przyczepi�y si� do niego? Dlaczego t�uk� mu si� po
g�owie jak echo czego�, co powinien rozumie�, ale nie potrafi?
Ostro�nie po�o�y� palec na klawiszu do kasowania tekstu. Migoc�cy kursor
zacz�� cofa� si� po ekranie, po�ykaj�c kolejne litery zagadki. Znika�y jedna po
drugiej i po chwili ekran by� pusty.
Boeing wpad� w turbulencj� i komputer ze�lizgn�� si� z p�eczki. Piotr �ci-
ska� kurczowo oparcia fotela i stara� si� przytrzyma� komputer samymi kolanami.
Wstrz�sy nie ustawa�y; ostre, nie s�abn�ce uderzenia przypomina�y mu jazd� na
sankach z wyboistej g�rki. Siedz�ca obok niego przy samym oknie Maggie pod-
nios�a wzrok.
� Chcia�abym, �eby jeszcze mocniej waln�o. Piotr siedzia� sztywny.
� Twojemu tatusiowi w zupe�no�ci wystarczy to, co by�o.
Dziewczynka si� u�miechn�a.
� Pomy�l sobie, �e to wielki, podskakuj�cy autobus i nie b�dziesz si� ba�.
�W�tpi�" � pomy�la� ponuro Piotr, chc�c znale�� si� gdziekolwiek, byle tyl-
ko nie by� zamkni�tym w tym samolocie. Nie cierpia� samolot�w. Nie cierpia�
latania. M�wi�c og�lnie nie cierpia� wszystkiego, co wi�za�o si� z wysoko�ci�.
Lubi� chodzi� po ziemi, czu� pod stopami grunt, solidny i trwa�y. Gdyby przezna-
czeniem cz�owieka by�o latanie, otrzyma�by...
Maggie tr�ci�a go �okciem i Piotr spojrza� na ni� pob�a�liwie. Na twarzy i na
r�kach by�a pomazana flamastrami. Przed ni� le�a�a kartka papieru, kt�r� pisaki
zamieni�y w szalon� pl�tanin� kolorowych linii i zawijas�w.
Maggie podnios�a sw�j rysunek i poda�a Piotrowi.
� To mapa mojej g�owy � wyja�ni�a. � �ebym nie pogubi�a si� w swoich
my�lach. Rozumiesz? To jest nasz dom w San Francisco. Tu jest dom babci Wendy
w Londynie. A to jest sierociniec, kt�ry nazwali imieniem Babci.
Piotr rozlu�ni� u�cisk jednego z opar� fotela na tyle, by wzi�� od niej rysunek.
Udawa�, �e mu si� przygl�da, ca�y czas ws�uchuj�c si� we wstrz�sy samolotu.
Po kolejnym pot�nym uderzeniu komputer ze�lizgn�� mu si� z kolan i upad� na
pod�og�. Piotr rzuci� rysunek Maggie i zn�w wpi� si� w oparcie.
� Tatusiu, zobacz, co narysowa� Jack � nalega�a Maggie, podaj�c ojcu drugi
rysunek.
Piotr niech�tnie wzi�� go do r�ki. Na obrazku by� spadaj�cy samolot w p�o-
mieniach. Moira, Jack i Maggie lecieli na spadochronach. Za nimi Piotr spada�
g�ow� w d�.
� Gdzie jest m�j spadochron? � krzykn��. Obr�ci� si� do ty�u, gdzie siedzieli
Jack i Moira. Moira przegl�da�a program zawod�w baseballowych. Jack obserwo-
wa� j�, trzymaj�c r�ce na stosie baseballowych folder�w, le��cych przed nim na
p�eczce. Gdyby wiedzia�, �e ojciec patrzy na niego, zachowywa�by si� inaczej.
� Dobra, mamo, zapytaj mnie jeszcze. Jeszcze raz.
Moira studiowa�a przez chwil� program, po czym zapyta�a:
� Kto by� najlepszym zawodnikiem w 1985 roku?
� To �atwe. Wad� Boggs. To chyba w og�le jeden z najlepszych zawodnik�w
w historii ligi. Wiesz dlaczego? Po siedmiu sezonach ma trzeci� �redni� na
li�cie
wszech czas�w. Widzia�a� go kiedy�, jak gra, mamo?
Moira potrz�sn�a g�ow� spogl�daj�c na Piotra.
� Nie, nigdy. Ale za�o�� si�, �e tw�j ojciec go widzia�. Zapytaj go o Wade'a
Boggsa.
Jack jakby rozwa�a� przez chwil� t� my�l, wpatruj�c si� swoimi ciemnymi
oczami w le��ce przed nim foldery, po czym powiedzia�:
� Zapytaj mnie jeszcze.
Moira by�a wyra�nie rozczarowana. Przyczesa�a swoje kasztanowe w�osy i od-
da�a program Jackowi.
� Za chwil�.
Jack wzi�� go bez s�owa i nie podnosz�c wzroku, zacz�� z udawanym zainte-
resowaniem przegl�da� le��ce przed nim foldery.
Wstrz�sy uspokoi�y si� i �wiate�ko �Zapi�� pasy" zn�w zgas�o. Moira wsta�a,
wyg�adzi�a sukienk� i przykucn�a w korytarzyku obok fotela Piotra.
� Piotrze...
� Moiro, musisz mi pom�c przy tym przem�wieniu. Nie brzmi najlepiej.
Po�o�y�a mu r�k� na ramieniu.
� Najpierw zr�b co� dla mnie. Czy m�g�by�, zanim dolecimy, wyja�ni� z Jac-
kiem spraw� tego meczu? On zupe�nie nie mo�e si� po tym pozbiera�.
Jak zwykle mo�na by�o dostrzec u niej �lad angielskiego akcentu, pozosta�o��
z czas�w, zanim po�lubi�a Piotra i zamieszka�a z nim w Stanach Zjednoczonych.
Lubi� brzmienie jej g�osu i jego przyjemn�, niepowtarzaln� tonacj�.
Skin�� pos�usznie g�ow�.
� Dobrze. Chcesz pos�ucha�, jak si� zaczyna?
� Powiniene� by� przyj�� na mecz.
Patrzy� na ni� bez s�owa, z poczuciem winy i zak�opotania. Wiedzia�, �e nie
przychodz�c na mecz sprawi� zaw�d Jackowi; wiedzia�, �e zawi�d� ich oboje.
Zamierza� to jako� wynagrodzi� Jackowi, tylko nie wiedzia� jeszcze, jak si� do
tego zabra�.
Moira spojrza�a na niego wymownie i pokaza�a wzrokiem na Jacka. Pochy-
li�a si� i podnios�a komputer. Czeka�a. Piotr westchn��, wsta� i przesiad� si�
na
opuszczone przez ni� miejsce obok Jacka. Ch�opiec od�o�y� ju� foldery i teraz
podrzuca� w g�r� pi�k� i chwyta� j�.
� S�uchaj, Jackie...
� Jack � poprawi� go syn i podrzuci� pi�k� jeszcze wy�ej.
Samolot znowu wpad� w dziur� i Piotr zaczerpn�� g��boko powietrza, chwy-
taj�c oparcie fotela. Jeszcze raz zapali�o si� �Zapi�� pasy". Jack wci��
podrzuca�
pi�k�.
� Zbijesz okno � rzuci� rozdra�niony Piotr. Jack nadal by� poch�oni�ty swo-
im zaj�ciem.
� No tak, chyba pierwszy raz widzisz, jak rzucam.
� A mo�e kiedy b�dziemy ju� w Londynie, obejrzymy sobie razem film z me-
czu?
� Tak? Ca�e dwadzie�cia minut? Akurat ten kawa�ek, gdzie zawali�em i prze-
grywamy mecz?
Piotr zacisn�� usta.
� Dam ci par� wskaz�wek, jak rzuca�.
Nie by�o odpowiedzi. Jack podrzuca� pi�k� coraz wy�ej, a� zacz�a odbija�
si� od sufitu. Pasa�erowie podnie�li g�owy znad swoich czasopism i ksi��ek. Nie-
mowl� zap�aka�o jeszcze g�o�niej. Jack zn�w rzuci� pi�k� w g�r�, ale tym razem
Piotr schwyci� j�.
� Nie zachowuj si� jak dziecko! � warkn��. Jack odebra� mu pi�k�.
� Ja jestem dzieckiem!
Piotr dostrzeg� w oczach syna z�o�� i wyra�nie zmi�k�.
� W nast�pnym sezonie b�d� przychodzi� na mecze, obiecuj�.
Jego syn spojrza� na niego z rozpacz�.
� Tato, nie obiecuj ju� niczego, dobrze?
� Sze�� mecz�w, s�owo!
� Powiedzia�em, tato, nie obiecuj!
� Moje s�owo jest �wi�te � upiera� si� Piotr i przy�o�y� r�k� do serca.
Jack si� odwr�ci�.
� Jasne.
Na jego twarzy wida� by�o w�ciek�o��.
� Twoje s�owo nic nie jest warte.
Ch�opiec rzuci� pi�k� o sufit z tak� si��, �e otworzy�a si� g�rna szafka i na
Piotra spad�y zwoje sznurk�w i maski tlenowe. Jego r�ce zwar�y si� mocniej na
oparciach fotela, jakby walczy� o �ycie, i zacisn�� oczy.
Babcia Wendy
Przy Kensington Gardens ci�gn�y si� rz�dy p�nogotyckich dom�w o spadzi-
stych dachach ozdobionych wie�yczkami i �cianach z malowanego drewna, ceg�y
i kamienia. Na tereny posesji otoczonych ogrodzeniami wiod�y bramy, za kt�rymi
rozci�ga�y si� szachownice trawnik�w przypr�szone �niegiem i wspania�e ogrody
z fio�kami i ostrokrzewami. Konary drzew spowija�y domy cieniami w kszta�cie
paj�czyn, a ich stare, majestatyczne pnie obejmowa�y szpalerami alejki i
�ywop�o-
ty. Przez mg�� p�nego popo�udnia z ocienionych ganeczk�w prze�wieca�y lampy
niczym mokre robaczki �wi�toja�skie. Z okap�w, okien i drzwi dom�w zwiesza�y
si� �wi�teczne ozdoby. Z oddali dobiega� d�wi�k Big Bena oznajmiaj�cego p� do
czwartej.
Przy domu z numerem czternastym zatrzyma�a si� taks�wka, z kt�rej wysy-
pa�a si� rodzina Banning�w; byli zm�czeni, ale i podekscytowani wizyt�. Z sa-
mochodu wysiad� kierowca, pokas�uj�c z przezi�bienia, z kt�rym zmaga� si� ju�
od paru tygodni, i podszed� do baga�nika, �eby wyj�� walizki. Jack zacz�� ska-
ka� w stron� drzwi domu prababci Wendy, ale Moira go powstrzyma�a. Maggie,
wymyta ju� z plam po flamastrach, szarpa�a w podnieceniu mam� za r�k�.
� Mamo � powtarza�a. � Ja chc� zobaczy� prababci� Wendy!
Piotr sta� przy drzwiach samochodu poch�oni�ty przestawianiem zegark�w.
Trzyma� przed sob� sw�j zegarek kieszonkowy, rolexa Moiry i swatcha ma�ej
Maggie.
� Ju� zaraz, jeszcze chwil� � mrucza� nie wiadomo do kogo.
� To wszystko, prosz� pana � powiedzia� taks�wkarz po zaniesieniu baga�y
przed frontowe drzwi.
Piotr zap�aci� mu ostro�nie przeliczaj�c angielskie pieni�dze, �eby nie da� zbyt
du�ego napiwku, i nawet nie spojrza�, kiedy tamten odje�d�a�.
� Mamo, czy prababcia Wendy jest prawdziw� Wendy, Wendy z Piotrusia
Pana? � zapyta�a nagle Maggie.
� Nie � odpar� zm�czonym g�osem Piotr.
Tak jakby � odpowiedzia�a jednocze�nie Moira. Spojrzeli na siebie zak�opo-
tani. Piotr poda� �onie zegarek.
� A teraz uwaga � zawo�a� gromko Piotr, zacieraj�c r�ce dla dodania sobie
otuchy. � Postarajmy si� wygl�da� jak najlepiej. Pierwsze wra�enie jest najwa�-
niejsze.
Ustawi� dzieci za Moir�, pierwszy Jack, druga Maggie.
� Skarpety podci�gni�te, koszule wpuszczone i nie garbi� si�. Jeste�my
w Anglii, kraju dobrych manier.
Poprowadzi� ich do drzwi, zlustrowa� ostatni raz i zastuka� wielk� mosi�n�
ko�atk�, przymocowan� do metalowej p�ytki. Czekali cierpliwie. W ko�cu szcz�k-
n�a klamka i drzwi si� otworzy�y. Stan�� w nich siwiutki staruszek w kraciastej
kurtce z wieloma kieszeniami, a wszystkie wypchane by�y czym� po brzegi. Z je-
go nieruchomej, niemal martwej twarzy spogl�da�y na nich wodniste oczy. Wy-
dawa�o si�, �e patrzy gdzie� dalej, nie dostrzegaj�c przybysz�w.
� Wuju Piszcza�ko � powiedzia� �agodnie Piotr. � Witaj...
Staruszek spojrza� na Piotra, jakby widzia� go pierwszy raz, i zatrzasn�� drzwi.
Jack i Maggie zacz�li si� �mia� i popatrywa� na siebie. Piotr si� zaczerwieni�.
� Jack, nie �miej si� z gum� w ustach.
Drzwi uchyli�y si� po raz drugi i wyjrza�a zza nich ruda kobieta o ostrych
rysach. Po chwili drzwi otworzy�y si� na o�cie� i wyskoczy� ogromny, kud�aty
owczarek. Pies okr�ci� si� wok� Piotra, min�� go oboj�tnie i podszed� do
dzieci.
Piotr krzykn�� ostrzegawczo, ale dzieci ju� obejmowa�y wielkie zwierz�,
�ciskaj�c
je i wo�aj�c: �Nana, Nana!"
W drzwiach zn�w pojawi�a si� ko�cista twarz kobiety; to by�a Liza, irlandzka
s�u��ca. Roze�mia�a si� i zacz�a trajkota� jak naj�ta.
� Pani Moira! Ach, dzie� dobry pani! Niech no se popatrz� na te �liczne
dzieciaczki! Darlingowie, jakby sk�r� zdjo�! Prosimy do domu, prosimy!
Moira u�cisn�a j� serdecznie.
� Jak si� ciesz�, �e ci� widz�, Lizo.
� Ach, pan Piotr � Liza spojrza�a na niego niemal ze wsp�czuciem. �
Biedny wuj Piszcza�ka. Jest dzi� jaki� niesw�j. W og�le nie bardzo z nim ostat-
nio � westchn�a. � Ale wchod�cie, wchod�cie.
Wmaszerowali z mglistego p�mroku popo�udnia w jasno o�wietlony kory-
tarz; Liza i Moira na czele, za nimi Jack i Maggie z Nana. Piotr zatrzyma� si�
na
moment, otrzepuj�c si� z psiej sier�ci, kt�ra przywar�a do jego spodni od
garnitu-
ru; czu� si� jako� dziwnie, ale nie umia� sobie wyja�ni� dlaczego. Zatrzyma� si�
na
progu i spojrza� w g�r� na stary dom, na rz�dy okien, na spadzisty okap dachu.
Tu
jest wysoko, pomy�la� z niepokojem. Sta� tak nie mog�c oderwa� oczu i czuj�c,
�e �apie go zawr�t g�owy.
Nagle pojawi�a si� obok Moira i chwytaj�c go mocno za rami� poci�gn�a do
�rodka.
Drzwi zamkn�y si� za nimi. Stali w korytarzu, maj�c przed sob� du�y po-
k�j, po prawej stronie jadalni� i po lewej gabinet. Pod�ogi, gzymsy, listwy,
p�ki,
kom�dki, belki i zdobione drzwi b�yszcza�y lakierowanym d�bem. Wn�trze za-
stawione by�o ciasno meblami sprzed trzech wiek�w, dziwnymi �wiecide�kami
i ozd�bkami z antykwariat�w i pchlich targ�w, przedmiotami pi�knymi i tajemni-
czymi albo, w zale�no�ci od punktu widzenia, paskudnymi i tandetnymi. W �wie-
tle witra�owych lamp i �yrandoli po�yskiwa�y mosi�dz i �elazo. Na p�kach sta�y
ksi��ki, zat�ch�e, zniszczone i zaczytane. W gabinecie jarzy�a si� weso�o
choinka.
Moira wzi�a od Piotra jego p�aszcz i powiesi�a razem z okryciami dzieci na
wieszaku w kszta�cie g�owy jednoro�ca. Pod��aj�c za Liz� i Nan� szli korytarzem
w stron� du�ego pokoju. Obok nich zakr�ca�y w g�r� schody. Do du�ego pokoju
prowadzi�y z r�nych stron �ukowate wej�cia. Piotr rozgl�da� si� wok� i wspomi-
na�.
Przez wej�cie wiod�ce do jadalni zobaczy� wuja Piszcza�k�, kt�ry chodzi� na
czworakach i szuka� czego�.
� Gdzie s� moje kulki � staruszek mrucza� do siebie. � Musz� je znale��.
Przepad�y, zupe�nie przepad�y...
Piszcza�ka dostrzeg� nagle, �e inni mu si� przygl�daj�. Wygramoli� si� spod
stosu i kl�cz�c u�miechn�� si� promiennie do Maggie. Ona te� si� u�miechn�a
i kiedy skin�� na ni� r�k�, podesz�a do niego. Staruszek si�gn�� do swojej
kieszeni
i wyci�gn�� stamt�d szybkim ruchem zmi�ty papierowy kwiatek, jak gdyby go
wyczarowywa� magiczn� sztuczk�. Wr�czy� jej kwiatek, a dziewczynka za�mia�a
si� uradowana. Piszcza�ka wsta�, odwr�ci� si� do Jacka i nie�mia�o si� uk�oni�.
Jack udawa� zainteresowanie glinianym wazonem pomalowanym w tygrysy.
� My�la�em, �e on wr�ci� do domu � szepn�� Piotr na ucho Lizie.
S�u��ca potrz�sn�a g�ow�.
� Pani Wendy serce si� kraja�o, prosz� pana. Nie mog�a tego wytrzyma�. To
przecie jej pierwsza sierotka, co nie?
Moira przywo�a�a Piotra. Sta�a przed starym, ale wci�� pi�knym stoj�cym ze-
garem. Na cyferblacie namalowany by� u�miechni�ty ksi�yc.
� Cz�owiek na ksi�ycu � powiedzia�a. � Pami�tasz? Zawsze patrzy� na
mnie z tak wysoka.
Piotr popatrzy� na zegar, ale my�la� o wuju Piszcza�ce i nie dostrzeg� serdecz-
nego spojrzenia Moiry.
Za ich plecami na schodach rozleg� si� jaki� szmer i odwr�cili si�. Powoli,
majestatycznie, schodzi�a Babcia Wendy, przesuwaj�c wzrok po wszystkich i za-
trzymuj�c go na Piotrze. Nie�wiadomie wyprostowa� si�, w jego oczach pojawi�o
si� co� zagadkowego, a przez twarz przebieg� mu jakby u�miech czy grymas. Bab-
cia Wendy by�a wysoka i szczup�a; w k�cikach jej oczu i ust bieg�y zmarszczki
i cho� mia�a siwe w�osy, jej oczy p�on�y tak �ywo, �e na pewno nie wygl�da�a na
swoje dziewi��dziesi�t dwa lata. Mia�a na sobie lu�n� sukni� przewi�zan� w pa-
sie, z fioletowymi wst��kami przy r�kawach i pod szyj�, i koronkami na piersi.
Jack i Moira stali bez s�owa obok Lizy i przygl�dali si� Wendy. Ona dostrzeg�a
ich, ale nie spuszcza�a wzroku z Piotra. Kiedy dosz�a do ko�ca schod�w, zatrzy-
ma�a si�.
� Witaj, ch�opcze � wyszepta�