7506

Szczegóły
Tytuł 7506
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7506 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7506 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7506 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7506 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Robin Cook Napad DLA AUDREY Jej pami�� os�ab�a, ale moja nie; tak wi�c dzi�kuj� Ci z ca�ego serca, Mamo, za Twoj� mi�o��, oddanie i po�wi�cenie, zw�aszcza podczas pierwszych lat mojego �ycia... teraz ta wdzi�czno�� jest bardziej przejmuj�ca i g��boka, bo sam wychowuj� zdrowego, radosnego i rozkrzyczanego trzylatka! Podzi�kowania Podobnie jak w przypadku wielu innych moich powie�ci, szczeg�lnie tych, kt�rych tematyka wykracza poza moje wykszta�cenie w dziedzinie chemii, chirurgii i okulistyki, podczas zbierania informacji, obmy�lania intrygi i pisania Napadu, kt�rego fabu�a obejmuje zagadnienia medycyny, biotechnologii i polityki, korzysta�em w znacznym stopniu z erudycji zawodowej, m�dro�ci i do�wiadczenia swoich przyjaci� oraz przyjaci� swoich przyjaci�. Ca�y sztab ludzi niezwykle szczodrze udost�pnia� mi sw�j cenny czas i uwagi. Oto osoby, kt�rym chcia�bym wyrazi� szczeg�ln� wdzi�czno�� (w kolejno�ci alfabetycznej): Jean Cook, MSW, CAGS: psycholog, wnikliwa czytelniczka, odwa�ny krytyk i nieoceniony papierek lakmusowy dla moich pomys��w. Joe Cox, doktor praw, LLM: utalentowany prawnik podatkowy i mi�o�nik beletrystyki, doskonale zaznajomiony ze struktur� i finansowaniem przedsi�biorstw, a tak�e kwestiami prawnymi dotycz�cymi firm zlokalizowanych w �oazach podatkowych�. Gerald Doyle, lek. med.: pe�en wsp�czucia internista w dawnym stylu, z pierwszorz�dn� list� kontakt�w ze znakomitymi klinicystami. Orrin Hatch, doktor praw: szanowany senator z Utah, kt�ry wspania�omy�lnie umo�liwi� mi poznanie z pierwszej r�ki typowego senatorskiego dnia i kt�ry uraczy� mnie anegdotami z �ycia zmar�ych senator�w, stanowi�cymi bogate �r�d�o informacji przy tworzeniu fikcyjnej postaci Ashleya Butlera. Robert Lanza, lek. med.: cz�owiek-�ywio�, kt�ry niezmordowanie stara si� zasypa� przepa�� pomi�dzy medycyn� kliniczn� a biotechnologi� XXI wieku. Valerio Manfredi, dr: pe�en entuzjazmu w�oski archeolog i pisarz, kt�ry w swojej �yczliwo�ci zapozna� mnie z odpowiednimi lud�mi i zorganizowa� m�j wyjazd do Turynu w celu zebrania informacji na temat fascynuj�cego Ca�unu Tury�skiego. Prolog Poniedzia�ek 22 lutego 2001 roku by� jednym z owych zaskakuj�co ciep�ych zimowych dni, kt�re przedwcze�nie �udz� mieszka�c�w atlantyckiego wybrze�a przybyciem wiosny. S�o�ce �wieci�o jasno od Maine po najdalsze wysepki Florida Keys, dzi�ki czemu r�nica temperatur w ca�ym pasie nie przekracza�a jedenastu stopni Celsjusza. Dla przewa�aj�cej wi�kszo�ci ludzi �yj�cych na obszarze tego d�ugiego wybrze�a mia� to by� normalny, szcz�liwy dzie�, jednak dla dw�ch szczeg�lnych os�b sta� si� on pocz�tkiem serii zdarze�, kt�re w ko�cu dramatycznie po��czy�y ich losy. 13.35 Cambridge, Massachusetts Daniel Lowell uni�s� wzrok znad trzymanego w d�oni r�owego �wistka z notatk� o telefonie. Dwie rzeczy by�y w niej niezwyk�e. Po pierwsze, zadzwoni� dr Heinrich Wortheim, dziekan Wydzia�u Chemii na Uniwersytecie Harvarda, z informacj�, �e chce widzie� doktora Lowella w swoim gabinecie, a po drugie, w ma�ym kwadraciku z napisem PILNE widnia� wyra�ny krzy�yk. Doktor Wortheim zawsze komunikowa� si� z podw�adnymi listownie i oczekiwa� odpowiedzi w takiej samej formie. Jako jeden z czo�owych chemik�w �wiata, zajmuj�cy presti�owe i wysoce lukratywne stanowisko szefa wydzia�u na Harvardzie, obyczaje mia� wybitnie napoleo�skie. Rzadko zadawa� si� osobi�cie z posp�lstwem, do kt�rego zalicza� tak�e Daniela, mimo �e by� on kierownikiem jednego z instytut�w, kt�re podlega�y w�adzy Wortheima. - Hej, Stephanie! - zawo�a� Daniel na drug� stron� laboratorium. - Widzia�a� t� notatk� na moim biurku? To od cesarza. Chce mnie widzie� w swoim gabinecie. Stephanie unios�a wzrok znad mikroskopu stereoskopowego, przy kt�rym pracowa�a, i spojrza�a na Daniela. - To nie brzmi dobrze - oznajmi�a. - Nie m�wi�a� mu nic, prawda? - Jakim cudem mog�abym mu cokolwiek powiedzie�? Widzia�am go raptem dwa razy w ci�gu ca�ych swoich studi�w doktoranckich: na obronie pracy doktorskiej i przy rozdaniu dyplom�w. - On musia� jako� si� dowiedzie� o naszych planach - stwierdzi� Daniel. - S�dz�, �e nie jest to zbyt dziwne, je�li we�miemy pod uwag�, do ilu zwraca�em si� os�b, formuj�c nasz naukowy komitet doradczy. - P�jdziesz? - Za nic bym tego nie przepu�ci�. Niewielki dystans dzieli� laboratorium od budynku mieszcz�cego biura wydzia�u. Daniel wiedzia�, �e czeka go ci�ka rozmowa, ale nie przejmowa� si� tym. Prawd� m�wi�c, nie m�g� si� tego doczeka�. Gdy tylko wszed�, sekretarka gestem skierowa�a go wprost do sanktuarium Wortheima. Wiekowy noblista siedzia� za swym antycznym biurkiem. Bia�e w�osy i szczup�a twarz sprawia�y, �e Wortheim wygl�da� na wi�cej ni� swoje domniemane siedemdziesi�t dwa lata. Ale wygl�d nie ujmowa� nic z jego w�adczej osobowo�ci, kt�ra emanowa�a z niego niczym pole magnetyczne. - Prosz� usi���, doktorze Lowell - odezwa� si� Wortheim, przygl�daj�c si� swemu go�ciowi sponad drucianych oprawek okular�w do czytania. Cho� sp�dzi� w Stanach Zjednoczonych wi�ksz� cz�� �ycia, wci�� m�wi� z lekkim niemieckim akcentem. Daniel zrobi�, co mu polecono. Wiedzia�, �e po jego twarzy b��ka si� lekki, niefrasobliwy u�miech, kt�ry na pewno nie uszed� uwagi szefa wydzia�u. Cho� Wortheim przekroczy� ju� siedemdziesi�tk�, jego w�adze umys�owe pozosta�y r�wnie sprawne jak zawsze i wyczulone na wszelkie uchybienia. A fakt, �e Daniel powinien si� p�aszczy� przed tym dinozaurem, by� jednym z powod�w, dla kt�rych tak stanowczo zdecydowa� si� opu�ci� uczelni�. Wortheim mia� przenikliwy umys� i otrzyma� Nagrod� Nobla, ale wci�� tkwi� w ubieg�owiecznej nieorganicznej chemii syntetycznej. Tera�niejszo�� i przysz�o�� tej dziedziny le�a�a w chemii organicznej, a �ci�lej m�wi�c, w jej ga��zi badaj�cej bia�ka i koduj�ce je geny. Przez chwil� dwaj m�czy�ni w milczeniu mierzyli si� wzrokiem. Cisz� przerwa� Wortheim. - Wnioskuj� z pa�skiego wyrazu twarzy, �e plotki m�wi� prawd�. - Czy m�g�by pan wyrazi� si� ja�niej? - zapyta� Daniel. Chcia� mie� pewno��, �e jego podejrzenia s� s�uszne. Nie planowa� ujawniania swych plan�w przez nast�pny miesi�c. - Formuje pan naukowy komitet doradczy - odpar� Wortheim. Wsta� i zacz�� przechadza� si� po pokoju. - Komitet doradczy mo�e oznacza� tylko jedno. - Przystan�� i spojrza� na Daniela. - Zamierza pan z�o�y� rezygnacj� i za�o�y� pan lub planuje za�o�y� firm�. - Przyznaj� si� do winy - o�wiadczy� Daniel. Mimo woli u�miechn�� si� od ucha do ucha. Twarz Wortheima obla�a si� g��bok� czerwieni�. Bez w�tpienia dla niego ca�a sytuacja nasuwa�a na my�l zdradzieckie post�powanie Benedicta Arnolda w czasie wojny o niepodleg�o�� Stan�w Zjednoczonych. - Postawi�em na szali w�asny autorytet, kiedy werbowali�my pana - warkn�� Wortheim. - Urz�dzili�my nawet laboratorium, jakiego pan za��da�. - Nie zabior� laboratorium ze sob� - odpar� Daniel. Nie m�g� uwierzy�, �e Wortheim pr�buje wzbudzi� w nim poczucie winy. - Pa�ska nonszalancja jest irytuj�ca. - M�g�bym przeprasza�, ale to by�oby nieszczere. Wortheim wr�ci� do biurka. - Pa�skie odej�cie postawi mnie w trudnej sytuacji wobec rektora. - Przykro mi z tego powodu - stwierdzi� Daniel. - M�wi� to z ca�� szczero�ci�. Ale w�a�nie taka biurokratyczna b�azenada jest jednym z powod�w, dla kt�rych nie b�d� t�skni� za uczelni�. - A pozosta�e? - Mam do�� po�wi�cania czasu przeznaczonego na badania na zaj�cia ze studentami. - Pa�skie obci��enie zaj�ciami dydaktycznymi jest jednym z najmniejszych na ca�ym wydziale. Negocjowali�my to, kiedy zatrudniali�my pana. - Mimo wszystko odrywa mnie to od bada�. Ale i to nie jest najwa�niejsze. Chc� czerpa� korzy�ci ze swojej pracy tw�rczej. Zdobywanie nagr�d i publikowanie artyku��w w czasopismach naukowych to za ma�o. - Marzy si� panu s�awa. - Przypuszczam, �e mo�na i tak to nazwa�. A i pieni�dze te� nie zaszkodz�. Czemu nie? Udaje si� to ludziom o po�ow� mniej zdolnym ode mnie. - Czyta� pan kiedy� Doktora Arrowsmitha Sinclaira Lewisa? - Rzadko miewam okazj�, �eby czyta� powie�ci. - Mo�e powinien pan znale�� troch� czasu - podsun�� pogardliwie Wortheim. - Mog�oby to sk�oni� pana do przemy�lenia tej decyzji, zanim stanie si� nieodwo�alna. - Dobrze ju� j� przemy�la�em - odpar� Daniel. - Uwa�am, �e post�puj� s�usznie. - Chce pan pozna� moje zdanie? - S�dz�, �e ju� je znam. - My�l�, �e obaj wyjdziemy na tym �le, ale pan najgorzej. - Dzi�kuj� za s�owa zach�ty - odpar� Daniel. Wsta�. - Do zobaczenia na kampusie - doda� i wyszed� z gabinetu. 17.15 Waszyngton - Dzi�kuj� wam wszystkim, �e przyszli�cie spotka� si� ze mn� - o�wiadczy� senator Ashley Butler ze swym zwyk�ym, kordialnym akcentem po�udniowca. Z u�miechem przylepionym do nalanej twarzy przywita� si� serdecznie z grup� przej�tych m�czyzn i kobiet, kt�rzy zerwali si� z miejsc, gdy tylko w towarzystwie asystentki wpad� do ma�ej salki konferencyjnej w biurze senatu. Go�cie zgromadzili si� wok� zajmuj�cego �rodek sali d�bowego sto�u. Byli to przedstawiciele zrzeszenia drobnych przedsi�biorc�w ze stolicy stanu, kt�ry Ashley reprezentowa�, usi�uj�cy przeforsowa� wprowadzenie ulg podatkowych, czy te� mo�e ubezpieczeniowych. Senator nie pami�ta� dok�adnie, poza tym tego spotkania nie uj�to, tak jak trzeba, w jego rozk�adzie dnia. Zanotowa� w pami�ci, �eby wspomnie� o tym niedopatrzeniu kierowniczce swego biura. - Przepraszam za sp�nienie - podj��, u�cisn�wszy energicznie d�o� ostatniej osoby. - Cieszy�em si� na spotkanie z wami i mia�em zamiar przyj�� tutaj wcze�niej, ale to w�a�nie jeden z tych dni... - Przewr�ci� oczami dla podkre�lenia swych s��w. - Niestety, z powodu godziny i innych pal�cych spraw, nie mog� zosta�. Przykro mi, ale jest tu Mike, kt�ry si� wami zajmie. Senator z uznaniem poklepa� po ramieniu m�odego pracownika przydzielonego do spotkania z grup�, wypychaj�c go naprz�d, a� jego uda opar�y si� o blat sto�u. - Mike jest najlepszym z moich ludzi. Wys�ucha waszych problem�w, po czym mi je stre�ci. Jestem pewien, �e mo�emy wam pom�c, i chcemy wam pom�c. Zn�w kilka razy poklepa� Mike�a w rami� z pe�nym podziwu u�miechem, niczym dumny ojciec chwal�cy syna podczas ceremonii uko�czenia szko�y. Go�cie ch�rem podzi�kowali senatorowi za przybycie, zw�aszcza w tym nat�oku zaj��. Na wszystkich twarzach widnia�y entuzjastyczne u�miechy. Je�li nawet byli rozczarowani kr�tko�ci� spotkania i p�godzinnym oczekiwaniem, nie okazali tego w najmniejszym stopniu. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie - o�wiadczy� Ashley. - Jeste�my tu po to, by s�u�y�. Obr�ci� si� na pi�cie i ruszy� do wyj�cia. Przy drzwiach zatrzyma� si� i pomacha� na po�egnanie. Go�cie odpowiedzieli tym samym gestem. - To by�o �atwe - mrukn�� Ashley do Carol Manning, swej d�ugoletniej asystentki, kt�ra wysz�a z sali konferencyjnej za swym szefem. - Ba�em si�, �e przygwo�d�� mnie litani� smutnych historii i nierozs�dnych ��da�. - Wygl�dali na mi na takich, zauwa�y�a wymijaj�co Carol. - My�lisz, �e Mike poradzi sobie z nimi? - Nie wiem - odpar�a Carol. - Nie pracuje z nami na tyle d�ugo, �ebym zd��y�a wyrobi� sobie jakie� zdanie. Senator kroczy� d�ugim korytarzem w stron� swego prywatnego gabinetu. Zerkn�� na zegarek. By�a pi�ta dwadzie�cia po po�udniu. - Przypuszczam, �e pami�tasz, dok�d teraz jedziemy. - Oczywi�cie - powiedzia�a Carol. - Do gabinetu doktora Whitmana. Senator rzuci� jej pe�ne wyrzutu spojrzenie. Przy�o�y� palec do warg. - To nie jest rzecz do publicznej wiadomo�ci - szepn�� z rozdra�nieniem. Nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na Dawn Shackelton, kierowniczk� biura, Ashley chwyci� papiery, kt�re wyci�gn�a w jego stron�, gdy mija� jej biurko, i wszed� do gabinetu. Dokumenty obejmowa�y wst�pny plan zaj�� na nast�pny dzie�, wykaz os�b, kt�re dzwoni�y w czasie, gdy by� w stolicy na p�nym obowi�zkowym g�osowaniu, oraz odpis improwizowanego wywiadu z jakim� dziennikarzem z CNN, kt�ry zaczepi� go na korytarzu. - Lepiej p�jd� po samoch�d - odezwa�a si� Carol, zerkaj�c na zegarek. - Jeste�my um�wieni z doktorem na sz�st� trzydzie�ci, a nie wiadomo, jaki b�dzie ruch na drodze. - Dobry pomys� - przyzna� Ashley. Przeszed� za biurko, jednocze�nie przegl�daj�c wzrokiem list� telefon�w. - Mam odebra� pana na rogu C i Drugiej? Ashley jedynie chrz�kn�� na potwierdzenie. Par� telefon�w by�o wa�nych, od szef�w kilku z jego licznych komitet�w wyborczych. Uwa�a�, �e zdobywanie funduszy jest najbardziej istotn� cz�ci� jego pracy, tym bardziej �e czeka�y go kolejne wybory, przewidziane na listopad nast�pnego roku. Us�ysza�, jak drzwi zamykaj� si� za Carol. Po raz pierwszy tego dnia ogarn�a go cisza. Uni�s� wzrok. R�wnie� po raz pierwszy tego dnia znalaz� si� sam. W jednej chwili niepok�j, kt�ry towarzyszy� mu przy przebudzeniu, wybuchn�� niczym p�omie�. Ashley czu� go od do�ka a� po czubki palc�w. Nigdy nie lubi� chodzi� do lekarza. W dzieci�stwie by� to po prostu strach przed zastrzykiem albo innym bolesnym czy wstydliwym prze�yciem. Ale z biegiem czasu �w l�k zmieni� oblicze, stal si� pot�niejszy i bardziej dr�cz�cy. Wizyta u lekarza sta�a si� niemi�ym przypomnieniem w�asnej �miertelno�ci i faktu, �e nie by� ju� m�odzieniaszkiem. Teraz mia� wra�enie, jak gdyby samo zjawienie si� w gabinecie lekarskim zwi�ksza�o ryzyko, �e us�yszy jak�� straszliw� diagnoz� w rodzaju raka albo, jeszcze gorzej, stwardnienia zanikowego bocznego, znanego tak�e jako choroba Lou Gehriga. Kilka lat wcze�niej jeden z braci Ashleya zaczai si� skar�y� na nieokre�lone zaburzenia neurologiczne. Rozpoznano u niego stwardnienie zanikowe boczne. Po diagnozie ten pot�nie zbudowany i wysportowany cz�owiek, o wiele wi�kszy okaz zdrowia ni� Ashley, w szybkim tempie sta� si� kalek� i par� miesi�cy p�niej zmar�. Lekarze byli bezradni. Ashley machinalnie od�o�y� dokumenty na biurko i zapatrzy� si� w dal. Miesi�c temu on tak�e zacz�� do�wiadcza� nieokre�lonych zaburze� neurologicznych. Z pocz�tku po prostu je lekcewa�y�, przypisuj�c ich pojawienie si� napi�ciom w pracy, wypiciu zbyt wielu fili�anek kawy albo niewyspaniu. Objawy to nasila�y si�, to s�ab�y, nigdy jednak nie ust�powa�y do ko�ca. Prawd� m�wi�c, zdawa�y si� powoli pog��bia�. Najbardziej niepokoj�ce by�o sporadyczne dr�enie lewej r�ki. Aby nikt tego nie zauwa�y�, czasami musia� przytrzymywa� j� praw� r�k�. Do tego dochodzi�o wra�enie piasku pod powiekami, kt�re wywo�ywa�o �enuj�ce �zawienie. I wreszcie niekiedy pojawia�o si� te� uczucie sztywno�ci, co przysparza�o mu fizycznych i psychicznych udr�k przy wstawaniu. Przed tygodniem problem ten sk�oni� go wreszcie, pomimo przes�dnej niech�ci, do zasi�gni�cia porady lekarza. Nie uda� si� do Waltera Reeda ani do Krajowego Centrum Medycznego Marynarki Wojennej w Bethesda. Za bardzo obawia� si�, �e media wyw�sz�, �e co� jest nie w porz�dku. Ashley nie potrzebowa� tego rodzaju rozg�osu. Po niemal trzydziestu latach w senacie sta� si� pot�g�, z kt�r� nale�a�o si� liczy�, mimo swej reputacji obstrukcjonisty, polityka regularnie przeciwstawiaj�cego si� wytycznym w�asnej partii. Istotnie, swoim konsekwentnym popieraniem rozmaitych fundamentalistycznych i populistycznych kwestii w rodzaju praw stanowych i modlitwy w szko�ach, sprzeciwem wobec faworyzowania grup dyskryminowanych i postaw� antyaborcyjn� skutecznie zaciemni� kurs partii, jednocze�nie zdobywaj�c sobie rosn�ce grono zwolennik�w w ca�ym kraju. Zbli�aj�ce si� wybory do senatu nie by�y problemem dla jego dobrze naoliwionej politycznej maszynerii. Tym, co zaprz�ta�o jego uwag�, by� wy�cig do Bia�ego Domu w roku 2004. Nie �yczy� sobie, �eby ktokolwiek snu� domys�y lub rozpowszechnia� plotki na temat stanu jego zdrowia. Przezwyci�ywszy sw� niech�� do zasi�gni�cia opinii lekarza, Ashley zwr�ci� si� do pewnego prywatnego internisty z Virginii, u kt�rego leczy� si� w przesz�o�ci i kt�rego dyskrecji m�g� zaufa�. Internista za� niezw�ocznie skierowa� go do neurologa, doktora Whitmana. Doktor Whitman unika� jednoznacznych wypowiedzi, cho� kiedy Ashley zwierzy� mu si� ze swych obaw, o�wiadczy�, �e w�tpi, by w gr� wchodzi�o stwardnienie zanikowe boczne. Przebada� Ashleya dok�adnie i wys�a� go na kilka specjalistycznych bada�, z obrazowaniem technik� rezonansu magnetycznego w��cznie, jednak zamiast postawi� diagnoz�, przepisa� mu lekarstwo, by sprawdzi�, czy z�agodzi ono objawy. Nast�pnie kaza� Ashleyowi zg�osi� si� ponownie za tydzie�, gdy b�d� ju� znane wyniki wszystkich bada�. Powiedzia�, �e zapewne wtedy b�dzie m�g� ju� stwierdzi� co� konkretnego. T� w�a�nie wizyt� Ashley mia� teraz przed sob�. Senator przeci�gn�� d�oni� po czole. Pojawi�y si� na nim krople potu, mimo panuj�cego w pokoju ch�odu. Czu�, �e t�tno wali mu jak szalone. A je�li jednak ma stwardnienie zanikowe boczne? A je�li ma guza m�zgu? Kiedy Ashley by� jeszcze senatorem stanowym, na pocz�tku lat siedemdziesi�tych, jeden z jego koleg�w zachorowa� na guz m�zgu. Ashley na pr�no stara� si� przypomnie� sobie objawy. Pami�ta� jedynie, �e na jego oczach cz�owiek ten sta� si� zaledwie cieniem swego dawnego ja, nim umar�. Drzwi gabinetu uchyli�y si� lekko i przez szpar� wsun�a si� starannie uczesana g�owa Dawn. - Carol w�a�nie zadzwoni�a z kom�rki. B�dzie w um�wionym miejscu za pi�� minut. Ashley skin�� g�ow� i wsta� od biurka. Z otuch� stwierdzi�, �e nie sprawi�o mu to najmniejszej trudno�ci. Fakt, �e lekarstwo, kt�re dosta� od doktora Whitmana, najwyra�niej czyni�o cuda, by� dla niego jedynym jasnym punktem w ca�ej tej sprawie. Niemal wszystkie niepokoj�ce objawy znikn�y, z wyj�tkiem lekkiego dr�enia d�oni tu� przed za�yciem kolejnej dawki. Je�eli problem tak �atwo dawa� si� pokona�, by� mo�e nie warto by�o a� tak si� zamartwia�. A przynajmniej to w�a�nie usi�owa� sobie wm�wi�. Carol przyby�a punktualnie, tak jak si� spodziewa�. Pracowa�a dla niego przez szesna�cie lat z jego niemal trzydziestoletniej senatorskiej kariery i bez przerwy sk�ada�a dowody swej wiarygodno�ci, oddania i lojalno�ci. W drodze do Virginii pr�bowa�a nawet wykorzysta� podr� na om�wienie wydarze� dnia i plan�w na jutro, szybko jednak zorientowa�a si�, �e Ashley my�lami jest gdzie indziej, i umilk�a, koncentruj�c si� naje�dzie w potwornym t�oku. Im bardziej przybli�ali si� do gabinetu lekarza, tym bardziej wzmaga� si� niepok�j Ashleya. Kiedy wysiada� z samochodu, jego czo�o zn�w zlane by�o potem. Z wiekiem nauczy� si� s�ucha� intuicji, a teraz jego intuicja dzwoni�a na alarm. Z jego m�zgiem dzia�o si� co� niedobrego, a on wiedzia� o tym i wiedzia�, �e pr�buje temu zaprzecza�. Na �yczenie Ashleya wizyta zosta�a wyznaczona po normalnych godzinach przyj�� i w pustej poczekalni panowa�a grobowa cisza. Jedynym �r�d�em �wiat�a by�a ma�a lampka, rzucaj�ca blady jasny kr�g na pusty blat recepcji. Ashley i Carol stali przez chwil�, nie wiedz�c, co robi�. Potem w g��bi otworzy�y si� drzwi, zalewaj�c pomieszczenie ostrym fluorescencyjnym blaskiem, na kt�rego tle ukaza�a si� pozbawiona rys�w sylwetka doktora Whitmana. - Przepraszam za to niego�cinne przyj�cie - odezwa� si� neurolog. - Wszyscy poszli ju� do domu. - Pstrykn�� wy��cznikiem na �cianie. Ubrany by� w wykrochmalony bia�y fartuch lekarski. Ca�y jego spos�b bycia tchn�� profesjonalizmem. - Nie ma za co przeprasza� - odpar� Ashley. - Doceniamy pa�sk� dyskrecj�. - Spojrza� uwa�nie w twarz lekarza, licz�c na to, �e dostrze�e jakie� z�agodzenie wyrazu twarzy, kt�re m�g�by zinterpretowa� jako pomy�lny znak. Na pr�no. - Prosz� do gabinetu, panie senatorze. - Doktor Whitman gestem zaprosi� go do �rodka. - Pani Manning, zechce pani zaczeka� tutaj? Gabinet doktora by� wzorem pedantycznego porz�dku. Umeblowanie sk�ada�o si� z biurka i dw�ch krzese� dla go�ci. Wszystkie przedmioty na biurku by�y u�o�one r�wniutko, a ksi��ki w regale uporz�dkowano wed�ug wielko�ci. Doktor Whitman wskaza� senatorowi jedno z krzese�, po czym sam usiad� za biurkiem. Opar� �okcie na blacie, sk�adaj�c razem czubki palc�w. Spojrza� na Ashleya. Nast�pi�a wymowna cisza. Ashley nigdy jeszcze nie czu� si� tak niezr�cznie. Jego niepok�j si�gn�� szczytu. Wi�kszo�� doros�ego �ycia sp�dzi� na walce o w�adz� i odni�s� w tym sukces przekraczaj�cy jego naj�mielsze marzenia. A jednak w tej chwili by� ca�kowicie bezradny. - Kiedy rozmawiali�my przez telefon, wspomnia� pan, �e lekarstwo, kt�re panu przepisa�em, pomog�o - zacz�� doktor Whitman. - Znakomicie! - wykrzykn�� Ashley, podniesiony na duchu faktem, �e neurolog zacz�� od pozytyw�w. - Niemal wszystkie objawy znikn�y. Doktor Whitman ze znawstwem pokiwa� g�ow�. Wyraz jego twarzy pozosta� nieprzenikniony. - S�dzi�em, �e to dobra wiadomo��. - To pomaga nam postawi� diagnoz� - przyzna� lekarz. - Wi�c... co to jest? - zapyta� Ashley po nieprzyjemnej pauzie. - Jak brzmi diagnoza? - To lekarstwo jest postaci� lewodopy - zacz�� rzeczowym tonem Whitman. - Organizm mo�e przekszta�ci� j� w dopamin�, kt�ra jest substancj� spe�niaj�c� rol� przeka�nika nerwowego. Ashley wzi�� g��boki oddech. Ogarn�a go fala gniewu, gro��ca przedostaniem si� na powierzchni�. Nie �yczy� sobie s�ucha� wyk�adu, jak gdyby by� studentem. Chcia� diagnozy. Mia� wra�enie, �e lekarz dra�ni si� z nim jak kot z zap�dzon� w k�t mysz�. - Straci� pan cz�� kom�rek odpowiedzialnych za wytwarzanie dopaminy - ci�gn�� Whitman. - Kom�rki te znajduj� si� w obszarze m�zgu zwanym istot� czarn�. Ashley uni�s� d�onie, jakby si� poddawa�. Prze�kn�� z wysi�kiem �lin�, by powstrzyma� cisn�ce mu si� na usta ostre s�owa. - Panie doktorze, przejd�my do rzeczy. Jak� stawia pan diagnoz�? - Jestem mniej wi�cej na dziewi��dziesi�t pi�� procent pewny, �e cierpi pan na chorob� Parkinsona - o�wiadczy� Whitman. Odchyli� si� na oparcie krzes�a, kt�re zatrzeszcza�o. Przez chwil� Ashley milcza�. Nie wiedzia� zbyt du�o o chorobie Parkinsona, ale nie brzmia�o to dobrze. Przed oczyma stan�y mu nagle obrazy s�awnych os�b zmagaj�cych si� z t� chorob�. Jednocze�nie jednak ul�y�o mu, i� nie us�ysza�, �e ma guza m�zgu albo stwardnienie zamkowe boczne. Odchrz�kn��. - Czy to da si� wyleczy�? - odwa�y� si� zapyta�. - Przy dzisiejszym stanie wiedzy, nie - odpar� doktor Whitman. - Ale jak zauwa�y� pan, za�ywaj�c lekarstwo, kt�re panu przepisa�em, mo�na to opanowa� na pewien czas. - Co to oznacza? - Mo�emy stosunkowo skutecznie usuwa� objawy, by� mo�e przez rok, by� mo�e d�u�ej. Niestety, bior�c pod uwag� tempo, w jakim dotychczas nasila�y si� objawy, przypuszczam, �e w pana wypadku leki przestan� by� skuteczne szybciej ni� u wi�kszo�ci pacjent�w. Od tego momentu choroba b�dzie czyni� coraz wi�ksze spustoszenie. B�dziemy musieli po prostu zajmowa� si� ka�d� dolegliwo�ci� w miar� pojawiania si�. - To katastrofa - wymamrota� Ashley. By� zdruzgotany konsekwencjami tego, co us�ysza�. Jego najwi�ksze obawy stawa�y si� rzeczywisto�ci�. Rozdzia� pierwszy 18.30, �roda, 20 lutego 2002 Rok p�niej Daniel Lowell mia� wra�enie, �e taks�wka bez powodu zatrzyma�a si� pomi�dzy skrzy�owaniami na samym �rodku M Street, ruchliwej, czteropasmowej arterii w Georgetown, dzielnicy Waszyngtonu. Nigdy nie przepada� za jazd� taks�wkami. Uwa�a� za szczyt g�upoty powierza� w�asne �ycie zupe�nie obcemu cz�owiekowi, kt�rym z regu�y by� przybysz z odleg�ego kraju Trzeciego �wiata, cz�sto bardziej zainteresowany rozmow� przez telefon kom�rkowy ni� tym, co dzieje si� na drodze. Siedzenie w ciemno�ciach na �rodku M Street, pomi�dzy �migaj�cymi z obu stron sznurami pojazd�w, z kierowc� dyskutuj�cym z przej�ciem w nieznanym j�zyku, by�o tego znakomitym przyk�adem. Daniel zerkn�� na Stephanie. Wydawa�a si� odpr�ona. U�miechn�a si� do niego w p�mroku i czu�ym gestem �cisn�a jego d�o�. Dopiero pochyliwszy si� do przodu, Daniel spostrzeg� zawieszony na wysi�gniku sygnalizator �wietlny, u�atwiaj�cy do�� ma�o widoczny skr�t w lewo pomi�dzy skrzy�owaniami. Zerkn�wszy na drug� stron� ulicy, zauwa�y� podjazd prowadz�cy do nijakiego, pude�kowatego, ceglanego budynku. - Czy to jest ten hotel? - zapyta�. - Je�li tak, wygl�da nieszczeg�lnie. - Wstrzymajmy si� z ocen�, dop�ki nie zbierzemy troch� wi�cej danych - odpar�a Stephanie �artobliwym tonem. �wiat�a zmieni�y si� i taks�wka wyrwa�a naprz�d jak ko� wy�cigowy z bramki. Kierowca trzyma� kierownic� tylko jedn� r�k�, dodaj�c gazu na zakr�cie. Daniel zapar� si�, by si�a od�rodkowa me rzuci�a go na drzwi samochodu. Po solidnym podskoku na skrzy�owaniu ulicy i hotelowego podjazdu oraz po kolejnym ostrym skr�cie w lewo pod bram� wjazdow�, kierowca zahamowa� na tyle ostro, by pasy bezpiecze�stwa Daniela wyra�nie si� napr�y�y. Chwil� p�niej otworzy�y si� drzwi taks�wki po jego stronie. - Witamy w hotelu Cztery Pory Roku - pogodnie o�wiadczy� ubrany w liberi� od�wierny. - Zatrzymuj� si� pa�stwo u nas? Zostawiwszy sw�j baga� w r�kach od�wiernego, Daniel i Stephanie weszli do holu i skierowali si� ku recepcji. Po drodze min�li grup� rze�b, kt�re mog�yby zdobi� sal� muzeum sztuki wsp�czesnej. Puszysty dywan tchn�� komfortem. Szykownie ubrani ludzie siedzieli rozparci w wy�cie�anych aksamitnych fotelach. - Jak ci si� uda�o nam�wi� mnie na ten hotel? - zapyta� retorycznie Daniel. - Z zewn�trz wygl�da� mo�e nieszczeg�lnie, ale wn�trze wskazuje, �e b�dzie drogo. Stephanie chwyci�a go za r�k� i zatrzyma�a. - Chcesz powiedzie�, �e zapomnia�e� o naszej wczorajszej rozmowie? - Rozmawiali�my o wielu sprawach - mrukn�� Daniel. Zauwa�y�, �e mijaj�ca ich w�a�nie kobieta z pudlem na r�kach mia�a na palcu pier�cionek zar�czynowy z diamentem wielko�ci pi�eczki pingpongowej. - Wiesz dobrze, o co mi chodzi! - oburzy�a si� Stephanie. Wyci�gn�a d�o� i odwr�ci�a twarz Daniela w swoj� stron�. - Postanowili�my, �e uprzyjemnimy sobie ten wyjazd, jak tylko si� da. Zatrzymamy si� w tym hotelu na dwie noce i b�dziemy nurza� si� w luksusie i, mam nadziej�, rozpu�cie. Zara�ony jej frywolno�ci� Daniel u�miechn�� si� mimo woli. - Twoje jutrzejsze przes�uchanie przed podkomisj� senatora Butlera do spraw polityki zdrowotnej nie b�dzie spacerkiem po parku - ci�gn�a Stephanie. - To jest pewne. Ale bez wzgl�du na to, co si� tam wydarzy, zabierzemy przynajmniej ze sob� do Cambridge wspomnienie tak�e i mi�ych do�wiadcze�. - Czy nie mogliby�my mie� tych mi�ych do�wiadcze� w nieco mniej kosztownym hotelu? - W �adnym razie - oznajmi�a Stephanie. - Maj� tu klub fitness, gabinet masa�u i znakomit� obs�ug�, i z wszystkiego tego zrobimy u�ytek. Tak wi�c odpr� si� i wyluzuj. Poza tym, to ja p�ac� rachunek. - Naprawd�? - Jasne! Przy pensji, jak� zgarniam, powinnam co� po�wi�ci� dla firmy. - Och, to cios poni�ej pasa! - j�kn�� �artobliwie Daniel, udaj�c, �e zatacza si� po wyimaginowanym uderzeniu. - S�uchaj - powiedzia�a Stephanie. - Wiem, �e firma nie by�a na razie w stanie wyp�aca� nam pensji, ale zamierzam dopilnowa�, �eby ca�a ta wyprawa posz�a na konto firmy. Je�li jutro sprawy p�jd� naprawd� �le, co jest bardzo prawdopodobne, niech s�d prowadz�cy post�powanie upad�o�ciowe zadecyduje, jak du�o Cztery Pory Roku otrzymaj� za nasz� rozpust�. Daniel parskn�� gromkim �miechem. - Stephanie, nigdy nie przestajesz mnie zdumiewa�! - A to dopiero pocz�tek - stwierdzi�a Stephanie z u�miechem. - Pytanie brzmi: jeste� got�w i�� w tango czy nie? Nawet w taks�wce widzia�am, �e jeste� napi�ty jak struna. - To dlatego, �e martwi�em si�, czy dostaniemy si� tutaj w jednym kawa�ku, a nie jak za to zap�acimy. - Ju� dobrze, rozrzutniku - uci�a Stephanie, popychaj�c go przed siebie. - Chod�my do naszego apartamentu. - Do apartamentu?! - zdumia� si� Daniel, pozwalaj�c zaci�gn�� si� do recepcji. Stephanie nie przesadza�a. Z okien ich apartamentu rozci�ga� si� widok na cz�� zatoki Chesapeake i Ohio Canal, z rzek� Potomac w tle. Na stoliku w salonie sta� kube�ek z lodem, w kt�rym ch�odzi�a si� butelka szampana. Wazony �wie�ych kwiat�w zdobi�y toaletk� w sypialni i szeroki blat w przestronnej marmurowej �azience. Gdy tylko boy hotelowy zostawi� ich samych, Stephanie zarzuci�a Danielowi r�ce na szyj�. Jej ciemne oczy wpatrywa�y si� w jego b��kitne t�cz�wki. Na jej pe�nych wargach igra� lekki u�miech. - Wiem, �e bardzo si� stresujesz jutrzejszym dniem zacz�a - wi�c co powiesz na to, �ebym to ja by�a przewodnikiem wycieczki? Oboje wiemy, �e proponowana przez senatora Butlera ustawa oznacza�aby zakaz twojej opatentowanej i genialnej procedury. A to poci�gn�oby za sob� odwo�anie drugiej tury p�atno�ci dla firmy, z wiadomymi katastrofalnymi konsekwencjami. To wszystko jest jasne i oczywiste, ale zapomnijmy o tym do jutra. Mo�esz si� na to zdoby�? - Spr�buj� - odpar� Daniel, cho� wiedzia�, �e nic z tego nie b�dzie. L�k przed pora�k� by� jedn� z jego najwi�kszych obaw. - O nic wi�cej nie prosz� - powiedzia�a Stephanie. Poca�owa�a go szybko, po czym odesz�a, by zaj�� si� szampanem. - Oto nasz program! Wypijemy po kieliszku b�belk�w, a potem od�wie�ymy si� pod prysznicem. Nast�pnie mamy rezerwacj� w pobliskiej restauracji o nazwie Citronelle, o kt�rej s�ysza�am, �e jest fantastyczna. Po wspania�ej kolacji wr�cimy tutaj i b�dziemy szale�czo, nami�tnie si� kocha�. Co ty na to? - By�bym szalony, gdybym si� opiera� - odpar� Daniel, unosz�c d�onie w udawanym ge�cie kapitulacji. Stephanie i Daniel mieszkali razem od przesz�o dw�ch lat i czuli si� w swoim towarzystwie swobodnie i pewnie. Zwr�cili na siebie uwag� w po�owie lat osiemdziesi�tych, kiedy Daniel wr�ci� na uczelni�, a Stephanie by�a studentk� chemii na Harvardzie. Nie poddali si� wzajemnej fascynacji, poniewa� takie zwi�zki by�y wyj�tkowo niemile widziane przez w�adze uniwersytetu. Poza tym �adne z nich nie mia�o najmniejszego poj�cia o uczuciach drugiej strony, przynajmniej dop�ki Stephanie nie uko�czy�a studi�w doktoranckich i nie przy��czy�a si� do m�odszych kadr uczelni, co umo�liwi�o im nawi�zanie kontaktu na bardziej r�wnej stopie. Nawet ich obszary zainteresowa� zawodowych dope�nia�y si� wzajemnie. Gdy Daniel opu�ci� uniwersytet, �eby za�o�y� w�asn� firm�, by�o rzecz� naturaln�, �e Stephanie odejdzie wraz z nim. - Zupe�nie niez�y - stwierdzi�a Stephanie, opr�niwszy kieliszek i odstawiwszy go na stolik. - No dobrze! Rzu�my monet�, �eby zobaczy�, kto pierwszy p�jdzie pod prysznic. - Nie ma potrzeby - odpar� Daniel, stawiaj�c sw�j pusty kieliszek obok jej kieliszka. - Poddaj� si� bez walki. Ty pierwsza. Kiedy b�dziesz bra� prysznic, ja si� ogol�. - W porz�dku - zgodzi�a si� Stephanie. Daniel nie mia� poj�cia, czy sprawi� to szampan, czy zara�liwa pogoda ducha Stephanie, ale kiedy mydli� sobie twarz i zaczyna� si� goli�, czu� si� ju� znacznie mniej spi�ty, cho� wcale nie mniej niespokojny. Poniewa� wypi� tylko jeden kieliszek, podejrzewa�, �e chodzi�o o to drugie. Jak wspomnia�a Stephanie, nast�pny dzie� m�g� przynie�� katastrof�, co niepokoj�co przywodzi�o na my�l proroctwo wypowiedziane przez Heinricha Wortheima w dniu, w kt�rym odkry�, �e Daniel zamierza wr�ci� do sektora prywatnego. Ale Daniel nie chcia� pozwoli�, by takie my�li zdominowa�y jego pobyt w Waszyngtonie, przynajmniej nie tego wieczoru. Spr�buje p�j�� za przyk�adem Stephanie i dobrze si� bawi�. Za odbiciem w�asnej namydlonej twarzy w lustrze m�g� dostrzec przez zaparowane szyby kabiny prysznicowej zamazan� posta� Stephanie. Poprzez szum wody dociera� do niego jej cichy �piew. Mia�a trzydzie�ci sze�� lat, ale wygl�da�a o dobrych dziesi�� lat m�odziej. Jak powtarza� jej przy niejednej okazji, wygra�a wielki los na loterii genetycznej. Jej wysoka, apetycznie zaokr�glona sylwetka by�a smuk�a i j�drna, jak gdyby Stephanie regularnie trenowa�a, czego jednak nie robi�a, a jej ciemna, oliwkowa sk�ra pozostawa�a niemal nieskazitelna. Obrazu dope�nia�y g�ste, l�ni�ce, ciemne w�osy i r�wnie ciemne, g��bokie jak noc oczy. Drzwi kabiny prysznicowej otworzy�y si� i Stephanie wysz�a na zewn�trz. Zupe�nie nie skr�powana swoj� nago�ci�, pospiesznie osuszy�a w�osy. Na chwil� pochyli�a si�, pozwalaj�c, by mokre kosmyki opad�y swobodnie, i szybko potar�a je r�cznikiem. Potem zn�w wyprostowa�a si�, odrzucaj�c przy tym w�osy w ty� niczym potrz�saj�cy grzyw� ko�. Prowokacyjnie ko�ysz�c biodrami, zacz�a wyciera� sobie plecy, gdy nagle jej wzrok przypadkowo natrafi� na spojrzenie Daniela w lustrze. Znieruchomia�a. - Hej! - zawo�a�a. - Na co ty patrzysz? Podobno mia�e� si� goli�. - Nagle zawstydzona, owin�a si� w r�cznik, robi�c z niego minisukienk� bez rami�czek. W pierwszej chwili za�enowany, �e przy�apano go na podgl�daniu, Daniel szybko odzyska� rezon. Od�o�y� maszynk� do golenia i podszed� do Stephanie. Chwyci� j� za ramiona i wbi� wzrok w jej onyksowe oczy. - C� mog� poradzi�, �e wygl�dasz tak seksownie i zniewalaj�co. Stephanie przekrzywi�a g�ow�, przygl�daj�c mu si� z ukosa. - Dobrze si� czujesz? Daniel roze�mia� si�. - Jak najbardziej. - Pewnie wymkn��e� si� z powrotem do salonu i wyko�czy�e� t� butelk� szampana? - M�wi� powa�nie. - Nie s�ysza�am od ciebie czego� takiego ju� od miesi�cy. - Powiedzie�, �e mia�em g�ow� zaprz�tni�t� czym� innym, by�oby stwierdzeniem �agodnym. Kiedy wpad�em na pomys� za�o�enia firmy, nie mia�em poj�cia, �e zdobywanie funduszy b�dzie poch�ania�o sto dziesi�� procent moich wysi�k�w. A teraz, jak gdyby tego by�o ma�o, dochodzi jeszcze ta polityczna zmora, gro��ca powstrzymaniem ca�ej dzia�alno�ci. - Rozumiem - odpar�a Stephanie. - Naprawd� rozumiem, i nie bra�am tego do siebie. - Czy to rzeczywi�cie by�y miesi�ce? - Wierz mi. - Stephanie pokiwa�a g�ow� dla podkre�lenia swych s��w. - Przepraszam - powiedzia� Daniel. - I na dow�d swej skruchy chcia�bym wnie�� wniosek o zmian� rozk�adu wieczoru. Proponuj�, �eby�my przeszli od razu do kochania si�, a plany kolacyjne od�o�yli na p�niej. Czy kto� mnie popiera? Pochyli� si�, by z�o�y� na policzku Stephanie figlarnego ca�usa, ona jednak opar�a czubek palca na jego nosie i odsun�a od siebie jego wci�� namydlon� twarz. Z pe�n� odrazy min� otar�a pian� z palca o jego rami�. - Dyplomatyczne zabiegi nie pozbawi� tej damy dobrej kolacji - o�wiadczy�a. - Zdobycie rezerwacji kosztowa�o mnie sporo trudu, tak wi�c pozostaniemy przy planach na wiecz�r ustalonych we wcze�niejszym g�osowaniu. A teraz marsz do golenia! - Energicznie popchn�a go w stron� umywalki, po czym podesz�a do s�siedniej, by wysuszy� w�osy. - Bez �art�w - odezwa� si� Daniel, przekrzykuj�c odg�os suszarki do w�os�w, gdy sko�czy� si� goli�. - Naprawd� wygl�dasz fantastycznie. Czasami zastanawiam si�, co widzisz w takim starcu jak ja. - Poklepa� sobie policzki p�ynem po goleniu. - Pi��dziesi�t dwa lata to jeszcze nie staro�� - odkrzykn�a Stephanie. - Szczeg�lnie u kogo� tak aktywnego jak ty. Prawd� m�wi�c, sam jeste� do�� seksowny. Daniel przyjrza� si� sobie w lustrze. Uzna�, �e nie wygl�da najgorzej, cho� nie zamierza� si� �udzi�, �e jest cho� odrobin� seksowny. Ciesz�c si� od sz�stej klasy opini� dziecka o wyj�tkowym talencie do nauk �cis�ych, dawno ju� zd��y� pogodzi� si� z faktem, �e nale�y do fajt�apowatej cz�ci populacji. Stephanie po prostu stara�a si� by� mi�a. Zawsze mia� poci�g�� twarz, wi�c przynajmniej nie grozi� mu problem obwis�ych policzk�w czy nawet zmarszczek, je�li nie liczy� ledwie dostrzegalnych kurzych �apek w k�cikach oczu, kt�re pojawia�y si� przy u�miechu. Dba� o aktywno�� fizyczn�, cho� w ci�gu ostatnich kilku miesi�cy w mniejszym stopniu, z powodu ogranicze� czasowych, zwi�zanych ze zdobywaniem funduszy. Jako pracownik naukowy Harvardu korzysta� w pe�ni z obiekt�w sportowych uniwersytetu, regularnie grywaj�c w squasha i pi�k� r�czn�, a tak�e wios�uj�c po Charles River. Uwa�a�, �e jego jedynym rzeczywistym problemem z wygl�dem s� tworz�ce si� zakola i rzedn�ce w�osy na czubku g�owy oraz zacz�tki siwizny na poza tym br�zowych w�osach, ale na to akurat niewiele m�g� poradzi�. Gdy obydwoje zako�czyli toalet�, ubrali si�, na�o�yli p�aszcze i opu�cili hotel, uzbrojeni w otrzymane od portiera proste wskaz�wki co do drogi do restauracji. Ze splecionymi r�koma przeszli spacerkiem kilka przecznic wzd�u� M Street, mijaj�c po drodze szereg galerii sztuki, ksi�gar� i sklep�w z antykami. Noc by�a rze�ka, lecz nie nazbyt zimna. Pomimo �wiat�a latarni ulicznych na niebie wida� by�o gwiazdy. W restauracji szef sali zaprowadzi� ich do stolika na uboczu, kt�ry zapewnia� wzgl�dn� prywatno�� w ruchliwym otoczeniu. Zam�wili jedzenie i butelk� wina, po czym usadowili si� wygodnie w oczekiwaniu romantycznej kolacji. Dla zabicia czasu wspominali z rado�ci� swe wzajemne zauroczenie w czasach, nim jeszcze zacz�li spotyka� si� ze sob�, a� wreszcie, po podaniu g��wnego dania, zapadli w zadowolone milczenie. Niestety, przerwa� je Daniel. - By� mo�e nie powinienem o tym wspomina�... - zacz��. - Wi�c nie r�b tego - przerwa�a mu Stephanie, od razu wyczuwaj�c, do czego zmierza. - Ale musz� - odpar� Daniel. - I tak trzeba b�dzie o tym pom�wi�, a lepiej teraz ni� p�niej. Kilka dni temu powiedzia�a�, �e masz zamiar dowiedzie� si� czego� wi�cej o naszym dr�czycielu, senatorze Ashleyu Butlerze, aby ewentualnie jako� mi pom�c na jutrzejszym przes�uchaniu. Wiem, �e zaj�a� si� tym, ale nic nie powiedzia�a�. Dlaczego? - O ile sobie przypominam, zgodzi�e� si� zapomnie� dzi� wieczorem o przes�uchaniu. - Zgodzi�em si� spr�bowa� zapomnie� - sprostowa� Daniel. - Nie do ko�ca mi si� to uda�o. Czy nie wyjawi�a� mi, czego si� dowiedzia�a�, dlatego �e nie odkry�a� nic po�ytecznego, czy z jakich� innych wzgl�d�w? Wyja�nij mi t� jedn� rzecz, a potem mo�emy od�o�y� to na bok na reszt� wieczoru. Stephanie na kilka chwil odwr�ci�a wzrok, �eby zebra� my�li. - Co chcesz wiedzie�? Daniel parskn�� kr�tkim, rozdra�nionym �miechem. - Utrudniasz spraw� bardziej, ni� potrzeba. M�wi�c szczerze, nie mam poj�cia, co chc� wiedzie�, bo wiem zbyt ma�o, by m�c cho�by zadawa� pytania. - Nie p�jdzie z nim �atwo. - Ju� wcze�niej odnie�li�my takie wra�enie. - Jest w senacie od siedemdziesi�tego drugiego roku i jego sta� daje mu znaczne wp�ywy. - Tyle mog� si� domy�li�, skoro jest przewodnicz�cym podkomisji - zauwa�y� Daniel. - Interesuje mnie, co nim kieruje. - Moim zdaniem to do�� typowy, staromodny demagog z Po�udnia. - Demagog, powiadasz? - Daniel na chwil� przygryz� wn�trze policzka. - Chyba musz� przyzna� si� tu do swojej g�upoty. S�ysza�em ju� wcze�niej to s�owo, ale prawd� m�wi�c, nie wiem, co ono dok�adnie oznacza, niezale�nie od pejoratywnego sensu. - Chodzi o polityka, kt�ry dla zdobycia i utrzymania w�adzy wykorzystuje popularne uprzedzenia i l�ki. - Czyli, w tym przypadku, powszechne obawy przed biotechnologi� jako tak�. - W�a�nie - przyzna�a Stephanie. - Zw�aszcza kiedy w gr� wchodz� takie s�owa jak �embrion� czy �klonowanie�. - Co oznacza hodowl� ludzkich zarodk�w i widmo Frankensteina. - Ot� to - przytakn�a Stephanie. - On gra na ludzkiej ignorancji i strachu. A w senacie jest obstrukcjonist�. Zawsze �atwiej jest by� przeciw ni� za. Opar� na tym swoj� karier�, przy paru okazjach przeciwstawiaj�c si� nawet w�asnej partii. - To nie wr�y nam dobrze - j�kn�� Daniel. - Z tego wynika, �e pr�by przekonania go za pomoc� jakichkolwiek racjonalnych argument�w s� z g�ry skazane na pora�k�. - Niestety, odnios�am takie samo wra�enie. Dlatego w�a�nie nie wyjawi�am ci, czego si� o nim dowiedzia�am. To przygn�biaj�ce, �e kto� taki jak Butler w og�le jest w senacie, nie m�wi�c ju� o pozycji i wp�ywach, jakie posiada. Senatorzy powinni by� przyw�dcami, nie lud�mi zabiegaj�cymi o w�adz� dla samej w�adzy. - Przygn�biaj�ce jest to, �e ten p�g��wek jest w stanie zastopowa� moj� tw�rcz� i obiecuj�c� prac� naukow�. - Nie wydaje mi si�, �eby by� p�g��wkiem - zaoponowa�a Stephanie. - Wr�cz przeciwnie. Na sw�j spos�b jest bardzo b�yskotliwy. Powiedzia�abym nawet, �e makiaweliczny. - Jakie inne sprawy go interesuj�? - Takie, jakich mo�na si� spodziewa� po fundamentalistycznym konserwaty�cie. Prawa stanowe, oczywi�cie. To jego wielki konik. Ale jest te� przeciwko takim rzeczom jak pornografia, homoseksualizm, ma��e�stwa homoseksualne i tak dalej. Aha, i jest te� przeciwko aborcji. - Przeciwko aborcji? - zapyta� Daniel z zaskoczeniem. - Jest demokrat� i nie popiera prawa do przerywania ci��y? To zaczyna zakrawa� raczej na skrajn� prawic� republikan�w. - M�wi�am ci, �e on nie obawia si� przeciwstawi� w�asnej partii, je�li tylko mu to odpowiada. Jest zdecydowanym przeciwnikiem aborcji, chocia� taka postawa zmusza�a go do pewnych manewr�w i wycofywania si� przy paru okazjach. W podobny spos�b ta�czy� wok� kwestii praw obywatelskich. To sprytny, przebieg�y, faworyzuj�cy pracownik�w fizycznych, populistyczny konserwatysta, kt�ry, w przeciwie�stwie do Stroma Thurmonda i Jesse�ego Helmsa, nie opu�ci� Partii Demokratycznej. - Niewiarygodne! - zauwa�y� Daniel. - Mo�na by s�dzi�, �e ludzie powinni w ko�cu si� zorientowa�, jaki on jest naprawd�, wyrachowany i ��dny w�adzy, i odrzuci� go w g�osowaniu. Jak my�lisz, dlaczego partia nie zjednoczy�a si� przeciwko niemu, skoro przeciwstawia� si� jej w kluczowych kwestiach? - Jest po prostu zbyt pot�ny - odpar�a Stephanie. - To czo�g, je�li chodzi o gromadzenie funduszy, z sieci� komitet�w wyborczych, fundacji, a nawet korporacji dzia�aj�cych na rzecz jego rozmaitych populistycznych akcji. Inni senatorowie autentycznie si� go boj�, przy sumach, jakimi mo�e si� pos�u�y� na public relations. On nie ma opor�w przed wykorzystaniem swych ogromnych funduszy przeciwko ka�demu, kto mu si� sprzeciwi, gdy przychodzi do kolejnych wybor�w. - To brzmi coraz gorzej - mrukn�� Daniel. - Odkry�am co� ciekawego - doda�a Stephanie. - Nie uwierzy�by�, ale ty i on macie ze sob� sporo wsp�lnego. - Och, daj spok�j! - j�kn�� Daniel. - Po pierwsze, obaj pochodzicie z wielodzietnych rodzin - ci�gn�a Stephanie. - M�wi�c �ci�lej, obaj macie po dziewi�cioro rodze�stwa i obaj jeste�cie trzecimi w kolejno�ci, z dw�jk� starszych braci. - To przypadek! Jakie jest prawdopodobie�stwo czego� takiego? - Niewielkie. Trzeba by przyzna�, �e wy dwaj jeste�cie do siebie bardziej podobni, ni� by� s�dzi�. Twarz Daniela zachmurzy�a si�. - M�wisz powa�nie? Stephanie parskn�a �miechem. - Nie, oczywi�cie, �e nie! Drocz� si� tylko z tob�! Wyluzuj si�! - Si�gn�a ponad sto�em po kieliszek Daniela i poda�a mu go, po czym podnios�a w�asny. - Do�� ju� o senatorze Butlerze! Wznie�my toast za nasze zdrowie i nasz zwi�zek, poniewa� cokolwiek zdarzy si� jutro, mamy przynajmniej to, a co jest od tego wa�niejsze? - Masz racj� - przyzna� Daniel. - Za nas oboje! - U�miechn�� si�, czu� jednak, jak w �o��dku zaciska mu si� w�ze�. Cho� stara� si� ze wszystkich si�, nie by� w stanie odsun�� od siebie widma kl�ski, kt�re wisia�o nad nim niczym czarna chmura. Tr�cili si� kieliszkami i wypili, spogl�daj�c na siebie ponad kraw�dzi� szk�a. - Naprawd� jeste� cudowna - powiedzia� Daniel, pr�buj�c przywo�a� na nowo nastr�j tamtej chwili w hotelowej �azience, gdy Stephanie wysz�a spod prysznica. - Pi�kna, inteligentna i bardzo poci�gaj�ca. - Tak ju� lepiej - stwierdzi�a Stephanie. - Nawzajem. - Potrafisz te� gra� na nerwach - doda� Daniel. - Ale i tak ci� kocham. - Ja te� ci� kocham - odpar�a Stephanie. Gdy kolacja dobieg�a ko�ca, Stephanie nie mog�a si� doczeka� powrotu do hotelu. Szli �wawym krokiem. Po cieple restauracji nocny ch��d przenika� przez ich p�aszcze. W pustej hotelowej windzie Stephanie nami�tnie poca�owa�a Daniela i wcisn�a go w k�t, tul�c si� do niego zmys�owo. - Opanuj si�! - zawo�a� Daniel z nerwowym �miechem. - Na pewno jest tu kamera nadzoruj�ca. - O Bo�e! - mrukn�a Stephanie, pospiesznie prostuj�c si� i wyg�adzaj�c p�aszcz. Przebieg�a wzrokiem po suficie windy. - Nie przysz�o mi to do g�owy. Gdy drzwi windy otworzy�y si� na ich pi�trze, Stephanie chwyci�a Daniela za r�k� i poci�gn�a go szybko przez korytarz. Z u�miechem otworzy�a kart� magnetyczn� drzwi pokoju. W �rodku demonstracyjnie odszuka�a wywieszk� �Nie przeszkadza� i powiesi�a j� na zewn�trz na klamce. Nast�pnie wzi�a Daniela za r�k� i wci�gn�a go z ma�ego przedpokoju do sypialni. - P�aszcze zdj��! - rozkaza�a, rzucaj�c sw�j na krzes�o. Przewr�ci�a Daniela na wznak na ��ko. Usadowi�a si� na nim okrakiem, otaczaj�c kolanami jego klatk� piersiow�, i zacz�a rozlu�nia� mu krawat. Nagle przerwa�a. Spostrzeg�a, �e jego czo�o l�ni od potu. - Dobrze si� czujesz? - zapyta�a z niepokojem. - Zrobi�o mi si� gor�co - przyzna� Daniel. Stephanie zsun�a si� na bok i podci�gn�a go do pozycji siedz�cej. Daniel otar� r�k� czo�o i spojrza� na wilgo� na swej d�oni. - Jeste� te� blady. - Wyobra�am sobie - odpar� Daniel. - Chyba przechodz� ma�e za�amanie autonomicznego uk�adu nerwowego. - To brzmi jak lekarski be�kot. Mo�esz wyja�ni� to ludzkim j�zykiem? - Jestem po prostu wyczerpany nerwowo. My�l�, �e do�wiadczy�em w�a�nie nag�ego przyp�ywu adrenaliny. Przykro mi, ale nie s�dz�, by seks wchodzi� w gr�. - Nie musisz przeprasza�. - Chyba jednak musz� - stwierdzi� Daniel. - Wiem, �e zale�a�o ci na tym, ale kiedy ju� wracali�my do hotelu, mia�em wra�enie, �e po prostu nic z tego nie wyjdzie. - Wszystko w porz�dku - powt�rzy�a z naciskiem Stephanie. - To nie jest �adna wielka sprawa. O wiele bardziej zale�y mi na twoim dobrym samopoczuciu. Daniel westchn��. - Moje samopoczucie b�dzie dobre po jutrzejszym dniu, kiedy wszystko b�d� ju� wiedzia�. Niepewno�� i ja nigdy nie byli�my najlepszymi kompanami, zw�aszcza kiedy chodzi�o o co� przykrego. Stephanie obj�a go ramionami i przytuli�a do siebie. Czu�a, jak serce wali mu w piersi. P�niej, gdy Stephanie le�a�a bez ruchu wystarczaj�co d�ugo, by jej oddech uspokoi� si� w g��binach snu, Daniel odsun�� ko�dr� i wy�lizn�� si� z ��ka. Nie by� w stanie zasn��, gdy jego my�li i puls t�uk�y si� jak szalone. Na�o�y� hotelowy szlafrok i przeszed� do salonu. Wyjrza� przez okno na zewn�trz. Tym, co go dr�czy�o, by�o z�owieszcze proroctwo Heinricha Wortheima i fakt, �e zdawa�o si� ono spe�nia�. Problem polega� na tym, �e Daniel spali� za sob� mosty, kiedy opu�ci� Harvard. Wortheim nigdy nie przyjmie go z powrotem, a mo�e nawet b�dzie pr�bowa� mu szkodzi� w innych instytucjach. Na domiar z�ego Daniel spali� r�wnie� za sob� mosty, kiedy opu�ci� zak�ady Mercka w 1985 roku, po przyj�ciu posady na Harvardzie, swojej dawnej uczelni. Jego uwag� przyci�gn�a butelka szampana, wci�� tkwi�ca w kube�ku. Wyci�gn�� j� z wody. L�d stopi� si� ju� dawno temu. Daniel uni�s� butelk� do okna, by przyjrze� si� jej pod �wiat�o. Zosta�a jeszcze niemal po�owa zawarto�ci. Nala� sobie kieliszek i spr�bowa�. B�belki ulotni�y si�, ale szampan by� nadal w miar� ch�odny. Upi� par� �yk�w i ponownie spojrza� za okno. Wiedzia�, �e jego l�k przed konieczno�ci� powrotu do Revere Beach w stanie Massachusetts jest irracjonalny, ale i tak odczuwa� go dalej w nie pomniejszonym stopniu. W tej w�a�nie miejscowo�ci dorasta� w rodzinie drobnego przedsi�biorcy, kt�ry zrzuca� win� za swe liczne niepowodzenia na swoj� �on� i dzieci, szczeg�lnie te, kt�re sprawia�y mu wstyd. Niestety, by� to zwykle Daniel, pechowo urodzony po dw�ch starszych braciach, kt�rzy wybijali si� jako sportowcy w szkole �redniej, co dawa�o odrobin� pociechy wra�liwemu ego ich ojca. W przeciwie�stwie do nich Daniel by� patykowatym ch�opakiem bardziej zainteresowanym gr� w szachy i zabaw� zestawem �Ma�y chemik� w piwnicy. To, �e dosta� si� do gimnazjum Boston Latin i osi�ga� tam doskona�e wyniki, nie zrobi�o �adnego wra�enia na jego ojcu, kt�ry nadal bezlito�nie wykorzystywa� go jako koz�a ofiarnego. Nawet stypendia Daniela w Wesleyan University, a potem w Columbia Medical School nie zmieni�y tu wiele, poza tym �e na pewien czas oddali�y go od rodze�stwa. Daniel dopi� do ko�ca kieliszek szampana i nala� sobie nast�pny. S�cz�c wino, zn�w powr�ci� my�lami do senatora Ashleya Butlera, swej aktualnej antypatii. Stephanie powiedzia�a, �e droczy si� z nim, kiedy zasugerowa�a, �e on i senator s� do siebie bardziej podobni, ni� by przypuszcza�. Zastanawia� si�, czy naprawd� tak my�li, gdy� istotnie by� to niezwyk�y zbieg okoliczno�ci, �e obaj pochodz� z rodzin zbli�onego typu. Gdzie� w g�owie ko�ata�a mu my�l, �e mo�e jest w tym co� z prawdy. Ostatecznie Daniel musia� przyzna� sam przed sob�, �e zazdro�ci temu cz�owiekowi w�adzy, kt�ra pozwala�a zagrozi� jego w�asnej karierze. Odstawi� kieliszek na stolik i skierowa� si� z powrotem ku sypialni. Szed� powoli, posuwaj�c si� po

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!