7855

Szczegóły
Tytuł 7855
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7855 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7855 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7855 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7855 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jacek Mr�z PAN SAMOCHODZIK I... Baszta nietoperzy WST�P O �wicie pi�tego stycznia 1945 roku, na za�nie�onym podw�rcu przed pa�acem w Ahorndorfie sta�a kolumna ci�ar�wek z zapalonymi silnikami; by�o ich dwana�cie. Tu� przed otwart� na o�cie�, ozdobn� bram� sta� wojskowy motocykl BMW z koszem, a za jego kierownic�, ozdobion� sztywnym proporczykiem Waffen-SS, siedzia� �o�nierz w stalowym he�mie z okularami, okutany w obszerny ko�uch i grube r�kawice. Miejsce za nim nie by�o zaj�te, jak r�wnie� w koszu, gdzie z przodu zamocowano karabin maszynowy; teraz ze stercz�c� luf� skierowan� w mro�ne, blade niebo. W tej kolumnie wojskowej tylko dwie ci�ar�wki nie by�y za�adowane; sta�y z otwartymi z ty�u brezentami. Reszt� samochod�w zakrywa�y pokrowce solidnie zasznurowane, a kierowcy utrzymywali ja�owy bieg motor�w. Gdyby nie ten jednostajny warkot silnik�w i k��by spalin wydobywaj�cych si� z rur wydechowych ci�ar�wek, zdawa�oby si�, �e �wit nadejdzie beztrosko jak co dzie�. Ale w tym mro�nym powietrzu wyczuwa�o si� napi�cie, jakie� zniecierpliwienie i po�piech. Gdyby kto� uwa�nie ws�ucha� si� w poranne odg�osy otaczaj�ce pa�ac, zasypany �niegiem park czy opuszczone i pootwierane na o�cie� zabudowania gospodarcze, us�ysza�by dalekie echa wybuch�w i g��bokie dudnienie ci�kich dzia� artyleryjskich, dochodz�ce z p�nocnego wschodu - kierunku wschodz�cego s�o�ca. Kiedy wybi�a si�dma, otworzy�o si� ci�kie skrzyd�o wej�ciowych drzwi i z pa�acu wyszli dwaj m�czy�ni. Jeden, ubrany po cywilnemu, w ko�uchu i bobrowej czapce, trzyma� w r�ku obszerny neseser. Drugi by� w mundurze oficera SS, r�wnie� w ko�uchu, tyle �e na g�owie mia� stalowy he�m, a przez lewe rami� zwisa�a mu obszerna raport�wka; w d�oni trzyma� pistolet. Starszy pan odwr�ci� si� i zamkn�� za sob� skrzyd�o drzwi pa�acu, a klucz w�o�y� za pazuch� ko�ucha. Oficer zszed� z obszernego podestu, skr�ci� w lewo i wyszed� poza naro�nik pa�acu, kt�rego wysmuk�e, pseudogotyckie olana kry�y si� za drewnianymi, ozdobnymi okiennicami. Po chwili marszu stan��, podni�s� r�k� trzymaj�c� pistolet i wystrzeli� w niebo... Nagle, w kilkusekundowych odst�pach, nast�pi�y dwa wybuchy; to pseudogotycka baszta, stoj�ca wzd�u� muru okalaj�cego park i pa�ac, rozpad�a si� tak dziwnie, ze tylko wie�yczka unios�a si� nieco i zapad�a w czelu�� w�asnego wn�trza. Drugi wybuch spowodowa�, �e ponad park unios�o si� z wielkim krakaniem stado czarnych wron i kruk�w, i zacz�o kr��y� zdezorientowane nad wzbijaj�c�si� w niebo �nie�n� chmur� py�u... Cywil w tym czasie, nawet si� nie ogl�daj�c, podszed� do szoferki ci�ar�wki stoj�cej gdzie� w po�owie kolumny i wszed� do �rodka, zatrzaskuj�c za sob� drzwi. Bo chwili rozleg� si� tupot �o�nierskich but�w i kilkunastu doskonale uzbrojonych �o�nierzy Waffen-SS, wysypa�o si� spoza pa�acu i wskoczy�o do pustych ci�ar�wek. Oficer za�, krzycz�c: �loss", �loss" na swoich podkomendnych, r�wnie� podszed� energicznie do wojskowej ci�ar�wki stoj�cej za motocyklem i zatrzaskuj�c drzwi szoferki, da� znak r�k� do wyjazdu kolumny woz�w. A kiedy kolumna ci�ar�wek przejecha�a bez po�piechu przez wie� i skr�ci�a na zawian� �niegiem drog� w kierunku Lobau, znowu mo�na by�o us�ysze� w ciszy poranka dalekie echa wybuch�w i huk artylerii - to nadci�ga� ze wschodz�cym s�o�cem 2. Front Bia�oruski, kt�rego wojskami dowodzi� marsza�ek Konstanty Rokossowski... ROZDZIA� PIERWSZY NIEOCZEKIWANY TELEGRAM � NICI Z URLOPU W RYMA- NOWIE � LIST ARCHITEKTA � WYPRAWA DO KLOCOWA CZY NA BITW� POD GRUNWALDEM � BR�ZOWOSK�RY W sekretariacie Ministerstwa Kultury i Sztuki, jak co dzie�, czeka�o na mnie kilka reklamowych druk�w, jeden zwyczajny list w niebieskiej kopercie oraz jaki� telegram. Ten telegram by� w�a�ciwie adresowany do pana Tomasza, ale wr�czy�a mi go sekretarka, panna Monika, u�miechaj�c si� do mnie l�ni�cymi, bia�ymi z�bami: - Panie Pawle, ten telegram jest dla pa�skiego szefa, ale poniewa� nagle wyjecha�, wi�c przekazuj� go panu. -Ach tak - westchn��em. - Pan Tomasz wyjecha�? -W�a�nie przed chwileczk� telefonowa�, �e dzisiaj go nie b�dzie, jest bowiem w drodze do Olsztyna... � Do Olsztyna? � zdziwi�em si�. - Tak. Wyjecha� �witem do Olsztyna. A ten telegram ma panu wszystko wyja�ni�. � A niech to � burkn��em do siebie. � Pan Tomasz mia� mi podpisa� kart� urlopow�... By�em w�ciekle zawiedziony, jako ze szykowa�em si� na dwutygodniow� w�dr�wk� po okolicach Rymanowa z pewnym Mistrzem P�dzla, kt�ry mnie o to bardzo prosi�. Mia� zam�wienie na obrazy z tej cz�ci Bieszczad, a nie mia� kompana do towarzystwa. -Rzeczywi�cie, pan Tomasz wspomnia� o pa�skim urlopie. Ale niech pan to rozwa�y... W oczach panny Moniki dostrzeg�em jakby male�kie iskierki z�o�liwo�ci, sama bowiem r�wnie� nie mog�a p�j�� na urlop, poniewa� jej kole�anka z s�siedniego departamentu chorowa�a i nie mia� j� kto zast�pi�. -Oczywi�cie, rozwa��! Zabra�em korespondencj� do swego pokoju. Reklamowe druczki wrzuci�em do kosza, a nast�pnie sadowi�c si� za biurkiem przed komputerem, rozerwa�em telegram: Drogi Tomaszu, w�a�nie zaczyna si� remont Baszty Nietoperzy w Klo-nowie. * Pa�ska obecno�� albo kogo� innego by�aby wskazana Zabielski. Komenda Wojew�dzka Policji w Olsztynie By�em zdezorientowany. Jaka baszta? Jakie Klonowo? Kto to ten Zabielski z Komendy Wojew�dzkiej Policji w Olsztynie? Si�gn��em po niebiesk� kopert�. Z ty�u widnia� podpis: Krzysztof Artawi�ski z Gda�ska. Troch� mi ul�y�o, kiedy przypomnia�em sobie mego koleg� ze studi�w. On studiowa� architektur�, ale przez ostatnie dwa lata mieszkali�my w jednym pokoju w akademiku. Rozerwa�em niebiesk� kopert� i zacz��em czyta�: Witaj, detektywie Pawle! Dawno nie mieli�my kontaktu ze sob�, a taki wkr�tce si� nadarzy. Ot�, nasza firma (jestem wsp�udzia�owcem) wygra�a przetarg na zako�czenie odbudowy pa�acu w Klonowie ko�o Lubawy. B�d� tam kilka miesi�cy Zaczynamy od lipca. Kwatery prywatne przygotowane, jest nawet pok�j dla warszawiaka, kt�ry pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki W Klonowie r�wnie� mog� by� ciekawostki tego typu, za kt�rymi gonisz nie tylko po Polsce! Trzeciego lipca mam spotkanie w Komendzie Wojew�dzkiej Policji w Olsztynie. My�l�, ze to spotkanie r�wnie� dotyczy Ciebie, wi�c w ciemno zapraszam do Olsztyna, a nast�pnie do Klonowa Tw�j Krzysztof- architekt wykonawca Uff... Moje chwilowe zdenerwowanie powoli ust�powa�o. Zdaje si� �e znowu zaczyna si� przygoda. Nale�a�o tylko teraz przekona� malarza do przesuni�cia terminu jego malarskich peregrynacji po okolicach Rymanowa i wyjecha� jutro do Olsztyna na spotkanie z Krzysztofem i policjantem Zabielskim. Wtem zadzwoni� telefon. W s�uchawce us�ysza�em g�os pana Tomasza: - Zawiedziony? - zapyta�, jakby wiedzia� intuicyjnie o moim nieweso�ym stanie ducha. * Nazwa miejscowo�ci zosta�a zmieniona na pro�b� nowego w�a�ciciela pa�acu. -Nieee -j�ka�em si�. - Chyba nie. M�j urlop troch� poczeka, a przy okazji uda mi si� zd��y� na bitw� pod Grunwaldem - odpar�em uszczypliwie. -Na bitw� pod Grunwaldem? - szef by� zdezorientowany. Ucieszy�em si� z tego w duchu, bo doda�em: - No, na bitw�, kt�ra ma si� odby� 15 lipca, a maj� przyby� na ni� najzacniejsze poczty rycerskie z ca�ej Europy, zaproszone przez wielkiego mistrza zakonu krzy�ackiego Ulryka von Jungingena, aby pogn�bi� dzikich S�owian i Litwin�w W�adys�awa Jagie��y i Witolda - tr�jkotalem z�o�liwie wyuczon� lekcj� z historii �redniowiecza. W s�uchawce us�ysza�em �miech pana Tomasza. - Brawo, brawo. Jeden zero dla ciebie. Zawsze wierzy�em w twoje zdolno�ci w naukach historycznych. Ale o bitwie pod Grunwaldem naprawd� zapomnia�em... - Doprawdy? - upewni�em si�. - Tak - odpowiedzia� i zaraz doda�: - Wi�c nie masz �alu o ten urlop, prawda? -Nie, panie Tomaszu. Tym bardziej, �e dosta�em r�wnie� list od kolegi, architekta, kt�ry wspomina o Klonowie, jak i o maj�cej si� odby� rozmowie u jakiego� Zabielskiego w komendzie policji w Olsztynie... - Podinspektora Zabielskiego - przerwa� mi pan Tomasz. - W�a�nie siedz� w jego gabinecie i rozmawiamy na interesuj�ce nas tematy. - Ooo, nie traci pan czasu. - Oczywi�cie, Pawle - zgodzi� si� pan Tomasz. - Dlatego, jak prze�yjesz t� bitw� pod Grunwaldem lub nie dostaniesz si� do niewoli krzy�ackiej, to daj� ci urlop na wyjazd do Rymanowa, zgoda? Dla podratowania zdrowia, po si�cach zebranych w obronie czci rycerstwa s�owia�skiego. Ale uwa�aj, bo jak donie�li wywiadowcy, Krzy�acy wioz� kilka woz�w pe�nych konopnych sznur�w, by nimi sp�ta� pojmanych S�owian - zako�czy� sarkastycznie pan Tomasz. -1 do zobaczenia w Olsztynie, trzeciego lipca o dziesi�tej rano. Us�ysza�em brz�k odk�adanej s�uchawki. Odetchn��em z ulg�, jako �e towarzyszenie malarzowi po wertepach Rymanowa wydawa�o mi si� daleko nudniejsze ni� penetrowanie zabytk�w. A na bitw� pod Grunwaldem i tak mia�em pojecha�, jak tylko wr�c� z Rymanowa, nic tak nie s�u�y bowiem zdrowiu, jak solidny trening i fechtunek mieczem w zbroi rycerskiej. Nie w��czaj�c wi�c nawet komputera, uprz�tn��em swoje biurko. Ale przypomnia�em sobie o Mistrzu P�dzla, do kt�rego zadzwoni�em z wyja- �nieniami. Najpierw okrutnie pomstowa� na mnie, ale uda�o mi si� w ko�cu go udobrucha� zapowiedzi�, ze po pi�tnastym lipca pojedziemy Rosynantem na plener malarski w okolice Rymanowa. Kiedy zjawi�em si� ponownie w sekretariacie panny Moniki, us�ysza�em: - Panu to dobrze. Znowu w teren. Oto delegacja. - Znowu � odpowiedzia�em z u�miechem, ale doda�em usprawiedliwiaj�co. - Ale do ci�kiej i niebezpiecznej pracy. Jak wr�c� ca�y i niepo-kiereszowany, to zabior� pani� ze sob� do Zamo�cia, jak obiecywa�em. - Och, panie Pawle - westchn�a. - Czy na pewno? - S�owo honoru - uderzy�em si� praw� pi�ci� w pier�. Roze�mia�a si� serdecznie. - Chyba si� tego nigdy nie doczekam. Jej �miech towarzyszy� mi az na korytarzu, kiedy wyszed�em z sekretariatu, wi�c nawet nie zwr�ci�em uwagi na nieogolonego faceta w br�zowej, sk�rzanej kurtce i d�insowych, wyblak�ych spodniach, kt�ry oderwa� si� spod ciemnej witryny og�oszeniowej wisz�cej na korytarzu i ruszy� za mn�. Kiedy wsiad�em do swego Rosynanta, kilkana�cie metr�w dalej na parkingu ministerstwa wsiada� r�wnie� do granatowego opla omegi �w Br�zowosk�ry, jak go w my�lach ochrzci�em. �Ciekawe typy si� tu kr�c� po parkingu" - pomy�la�em i ruszy�em gwa�townie na Ursyn�w do swego mieszkania, aby przygotowa� si� nie tylko do wyjazdu do Klonowa, ale r�wnie� na bitw� pod Grunwaldem. ROZDZIA� DRUGI KTO UKRAD� MOJ� KOLCZUG�? � NAST�PNA NIESPODZIANKA � BIA�OG�OWA CZY GIERMEK � ZNOWU BR�ZO-WOSK�RY � GDZIE LE�Y KLONOWO � STRZE�ONEGO PAN B�G STRZE�E � CO MO�NA US�YSZE�, GDY SI� PODS�UCHUJE W domu czeka�a mnie niespodzianka, a w�a�ciwie dwie niespodzianki. Pierwsza to taka, ze kiedy zszed�em do piwnicy, aby rozpakowa� swoj� zbroj� rycersk� � wprawdzie jeszcze niekompletn�, bo skompletowanie ca�ej by�o bardzo kosztowne - nie znalaz�em jej zakonserwowanej w tekturowym pudle. Ot, po prostu i pud�o, i jego zawarto�� wyparowa�y, mimo zmy�lnej k��dki zapadkowej i solidnych drzwi obitych dodatkowo dwumilimetrow� blach� cynkow�. Zbroja si� ulotni�a, a k��dka by�a zamkni�ta na solidnych drzwiach, kt�re dotychczas ca�kiem dobrze broni�y mego dobytku sk�adanego tutaj. Moje dwupokojowe mieszkanko by�o ju� i tak niemo�liwie zagracone, �e nie wszystko mog�em pomie�ci�, a na pewno nie manekina odzianego w rycerskie �elastwo, bo du�ych pude� nie mia�em gdzie trzyma�. Sta�em przed pust� p�k� i gapi�em si� jak ciel� na malowane wrota. A by�o czego �a�owa�, jako �e znikn�y sk�rzane, grube r�kawice, he�m z przy�bic�, wykuty bardzo biegle przez p�atnerza Ryszarda Z�ota R�czka oraz najbardziej warto�ciowe okrycie z metalowych k�eczek, zwane kolczug�, kt�r� zarzuca�o si� na watowany kubrak, aby chroni�o g�rn� po�ow� cia�a. Na szcz�cie miecz i tarcz� trzyma�em w mieszkaniu. Wizja wyst�pienia w pe�nej zbroi w bitwie pod Grunwaldem, jako rycerz Pawe� Junior z Mazowsza, ulotni�a si� wraz ze skradzionym ekwipunkiem z zamkni�tej piwnicy. Do�� brzydko zakl��em w duchu i zamkn��em ponownie drzwi piwniczne na t� sam� k��dk�, pomy�la�em bowiem, �e je�eli zdo�a� kto� j� otworzy�, a nic innego nie zabra� opr�cz cz�ci zbroi, to znaczy, �e nie tylko by� zmy�lnym z�odziejaszkiem, ale r�wnie� wiedzia�, co ma ukra��. I nagle pomy�la�em o Br�zowosk�rytn, kt�rego zauwa�y�em w ministerstwie i na parkingu. Czy�by mnie obserwowano? Tak. Kto� �yczy� sobie, abym nie m�g� wyst�pi� jako rycerz Pawe� z chor�gwi� Mazowsza, bo na pewno wygl�da�bym �miesznie, gdybym stan�� na polu bitwy z tarcz� i mieczem przypasanym do d�insowych spodni . Rycerstwo pok�ad�oby si� ze �miechu. W�ciek�y, zacz��em biegiem pokonywa� schody na trzecie pi�tro, do swego mieszkania, gdy przed swoimi drzwiami natkn��em si� na drug� niespodziank�, kt�ra skulona siedzia�a na poka�nym plecaku. -Ac�z to do licha? - Salem alejkum - us�ysza�em g�os drugiej niespodzianki i zza g�stwy rozczochranych w�os�w koloru dojrza�ej pszenicy ukaza�a si� twarzyczka Zo�ki, siostrzenicy pana Tomasza. Zosia, szesnasta- czy tez siedemnastoletnia pannica - nigdy nie mog�em zapami�ta� - przyczyni�a si� juz wydatnie do schwytania wraz ze swoim stryjem nieuchwytnego Kolekcjonera, a mnie dopomog�a w pogr��eniu Jerzego Batury i odzyskaniu skarbu Hasan-beja. -Alejkum salem - odpowiedzia�em jak zwykle, kiedy si� tylko spotykali�my, a tych spotka� by�o bez liku, jako �e r�wnie� towarzyszy�a mi w poszukiwaniu Bursztynowej Komnaty. - Do licha, a ty sk�d i dok�d zmierzasz? - zapyta�em z�o�liwie. -I dlaczego znajdujesz si� przed moimi dizwiami? I gro�nie na ni� spojrza�em, jako ze nie byli�my ze sob� um�wieni, a przynajmniej mnie o tym nie by�o wiadomo. Wsta�a z plecaka. - Chyba uros�a�, prawda? - powiedzia�em niezr�cznie, bo siostrzenica pana Tomasza wygl�da�a na ca�kiem ju� dojrza�� pann�. - Chyba na tyle uros�am, by by� pa�sk� bia�og�ow� i towarzyszy� rycerzowi Paw�owi Juniorowi z Mazowsza w bitwie pod Grunwaldem - odrzek�a rezolutnie i pokaza�a bia�e z�bki w uroczym u�miechu. - A tu, m�j panie, moje stroje .. I pokaza�a r�k� na plecak. �Do licha, jaka bia�og�owa, jaka bitwa? Kto jej o tym powiedzia�?" - pomy�la�em. Pyta� mia�em bez liku, ale rozmy�li�em si� natychmiast. Domy�li�em si� niecnych knowa� pana Tomasza, kt�ry od dawna wiedzia�, ze nie przepuszcz� zlotu rycerstwa na polach grunwaldzkich, jaki odbywa si� co roku z okazji kolejnej rocznicy Grunwaldu, gdzie 15 lipca 1410 roku zosta�a stoczona jedna z najwi�kszych bitew �redniowiecza pomi�dzy Krzy �akami i rycerstwem Zachodu, dowodzonymi przez wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena, a wojskami polskimi, litewskimi, ruskimi, czeskimi i tatarskimi, pod wodz� kr�la polskiego W�adys�awa Jagie��y. Rocznic� grunwaldzk� obchodzono hucznie i weso�o, a pokazy walk i turnieje rycerskie przyci�ga�y t�umy turyst�w niemal z ca�ej Europy. W tym roku mia�o by� podobnie. Niestety, nie dla mnie, skoro ukradziono mi cz�� zbroi. - Niestety, moja panno - roz�o�y�em bezradnie r�ce i doda�em: - Po- spieszy�a� si� o co najmniej dwa tygodnie i to nawet nie uzgadniaj�c ze mn�, a ponadto... - Co �ponadto"? - przestraszy�a si� Zo�ka. - Ponadto... - cedzi�em s�owa z�o�liwie - ponadto... - Ma pan ju� sw� bia�og�owe, tak?! - oczy Zosi zaszkli�y si�. - To mo�e tylko giermkiem zostan�... Prosz�, tylko giermkiem... - No, nie wiem - cedzi�em s�owa powoli, a Zo�ce ocz�ta szkli�y si� niebezpiecznie, �e tylko patrze�, a polej� si� z nich s�one kropelki �ez. .. .skulona siedzia�a na poka�nym plecaku. - Nie mog�em do tego dopu�ci�, wi�c paln��em: - Niestety, ukradziono mi kolczug� oraz he�m, wi�c ani bia�og�owa, ani giermek nie sami potrzebni! Takiego zdziwienia i zaskoczenia dawno nie widzia�em na twarzy rezolutnej siostrzenicy panna Tomasza. - Jak to? - wyj�ka�a. - Po prostu: by�a zbroja - nie ma zbroi. Ani honoru rycerza - doko�czy�em i ruszy�em otwiera� drzwi do mieszkania. Niezdarnie ci�gn�c plecak za sob�, Zosia ruszy�a za mn� i wtarabani�a si� ci�ko do przedpokoju. Tutaj w mieszkaniu, na spokojnie, pykaj�c wonn� fajeczk�, wyja�nia�em Zosi wszystko po kolei, co dzisiaj mnie spotka�o, nie omieszkaj�c wspomnie� r�wnie� o Br�zowosk�rym, jak go nazwa�em. - Br�zowosk�ry? - zapyta�a i pacn�a si� w czo�o, jakby oganiaj�c much�. - Ale�, panie Pawle, ja go te� widzia�am! Jak wysiad�am z metra i sz�am tutaj do pana. Tak, widzia�am go! - zapewnia�a ochoczo. - Jak to? Gdzie? - Widzia�am - odpowiedzia�a dumnie. - Po drugiej stronie tej ulicy siedzia� w samochodzie marki opel omega m�czyzna w rudej kurtce ze sk�ry i gapi� si� na mnie. Nawet pokaza�am mu j�zyk. Roze�mia�em si� serdecznie, kiedy sobie wyobrazi�em, jak siostrzeni- ca pana Tomasza, obarczona poka�nym plecakiem, pokazuje j�zyk Br�zo- wosk�remu - widok by� na pewno przekomiczny. �mia�em si� nadal, gdy ta przerwa�a mi: -Nawet zapami�ta�am numer tablicy rejestracyjnej: WAM 1359. - No prosz�, jaka zdolna - lekko zakpi�em. - Pewnie, �e zdolna i spostrzegawcza � doko�czy�a rezolutnie. - A zatem, jeste�my obserwowani - obwie�ci�em nie bez zdziwienia, chocia� w moim fachu ju� od dawna mog�em si� przyzwyczai� do zaskakuj�cych sytuacji. A jednak zaczyna�o by� coraz bardziej intryguj�co. - Wi�c b�d� panu pomocna, prawda? � zapyta�a Zo�ka z nadziej� w g�osie. - Nawet je�eli nie zostan� bia�og�ow� ani giermkiem. Nieraz panu pomaga�am. Popatrzy�em na ni� zza k��b�w fajkowego dymu i powiedzia�em spokojnie: - Jak i przeszkadza�a� r�wnie�. Zaczerwieni�a si�, ale nie opu�ci�a wzroku. - Dobrze. B�dziesz pomocna. Skoro tw�j stryjaszek od wczoraj ju� postanowi� za mnie, �e zamiast jecha� na plener malarski z Mistrzem P�dzla do Rymanowa, mamy razem peregrynowa� do Olsztyna czy jakiego� tam Klonowa, to nie ma sprawy... Sprawd�my zatem, gdzie to Klonowo le�y. Podnios�em si� i z rega�u wyci�gn��em �Samochodowy Atlas Polski", ca�kiem nowy jeszcze, bo inny, ten u�ywany na co dzie�, mia�em w Rosy-nancie. Klonowo le�a�o w pobli�u Lipowa i Grabowa, niedaleko rzeki Drw�cy, oko�o 30 kilometr�w od p�l grunwaldzkich. R�wnie� niedaleko by�o z niego do Lubawy. A na p�nocny wsch�d le�a�a G�ra Dylewska - 312 metr�w wysoko�ci nad poziomem morza. Jednym s�owem: Klonowo le�a�o na ziemi lubawskiej. - Niewiele mamy. Ale wydaje si�, �e wszystkie dane o zabytku w Klonowie mia�em na dysku w komputerze. Na pewno o to zadba� tw�j wujek, to znaczy stryjek. Szkoda, mog�em dane przedrukowa� i... -Nic nie szkodzi. Jutro mamy spotka� stryja Tomasza w hotelu �Pod Bram�". Jest tani i wygodny, tak mi powiedzia�, rezerwuj�c go na dwie osoby - odpowiedzia�a Zo�ka. -Na dwie osoby? Oddzielnie? - Tak. Na dwie osoby i oddzielnie - fukn�a i ruszy�a do kuchni przyrz�dzi� kolacj�. Chocia� tyle dobrego mia�em z jej obecno�ci; zawsze, kiedy tylko tutaj nocowa�a, przygotowywa�a kolacj�. Reszta wieczoru zesz�a na pakowaniu i przepakowywaniu z jej plecaka rzeczy do dw�ch przepastnych toreb, jakie zawsze zabiera�em ze sob�, jad�c gdziekolwiek. Nie zapomnia�em r�wnie� o zabezpieczeniu miecza i tarczy, na kt�rej mia�em namalowane trzy z�ote podkowy na b��kitnym tle, jako �e Pan B�g strze�onego strze�e, ale na wszelki wypadek uzbroi� si� trzeba. Kiedy zapad�a noc i roz�o�yli�my nasze �piwory, aby sprawiedliwie lec na pod�odze i unikn�� k��tni, kto ma le�e� na jednoosobowej wersalce, wr�czy�em Zo�ce torb� ze �mieciami i powiedzia�em: - Sprawd� przy okazji tego naszego anio�a str�a. Bez s�owa wzi�a p�kat�, czarn� torb� foliow� i znikn�a w korytarzu. Nie by�o jej chyba z p� godziny, a� zacz��em si� niepokoi�, czy nie wpad�a w jakie� tarapaty, jak to ona zwykle czyni�a, i ju� chcia�em wyj�� z mieszkania szuka� jej po osiedlu, ale zjawi�a si� mocno zadyszana. - Uff! Ale ich podesz�am... - Jak to �podesz�a� ich"? - zaciekawi�em si�. - To nie by� jeden anio�ek, a wi�cej tych str��w? - Tak. By�o ich dw�ch: Br�zowosk�ry k�ad� si� spa� na tylnym siedzeniu, a drugi siedzia� za kierownic�... - No, no. Mamy obstaw�, do licha! - Podesz�am ich tak, �e nieco s�ysza�am, jak rozmawiali ze sob�... - Jak ich podesz�a�? - znowu si� zaciekawi�em. - Zwyczajnie. Ma si� te harcerskie sposoby. A zreszt�, wok� tyle samochod�w parkuje na ulicy... Wi�c podpe�z�am bardzo blisko i s�ysza�am, jak jeden do drugiego gada�, �e po co �ledzimy tego wymoczka z ministerstwa... Tak powiedzia� chyba o panu - tu Zo�ka zrobi�a niem�dr� min�, ale gada�a dalej: -A drugi burkn��, chyba Br�zowosk�ry, bo lepiej s�ysza�am jego, �eby siedzia� cicho na ty�ku, bo niez�� fors� dosta� od Niemca, by �ledzi� Ma�ego Samochodzika... Tak powiedzia�: �Ma�y Samochodzik". I �e pan jest bardziej niebezpieczny ni�... Zaj�kn�a si�. Podbechta�o mnie nieco okre�lenie �niebezpieczny", szczeg�lnie po �wymoczku ministerialnym", ale Zo�ka nadal relacjonowa�a. -.. .ni� ten Stary Samochodzik. Tak powiedzia�: �Stary Samochodzik", kt�ry powinien le�e� w ��eczku w domu starc�w - a piel�gniarka mu nosek wyciera� - nie za� w��czy� si� po zabytkach. 16 Zo�ka prychn�a niebezpiecznie. - Ten facio tak o wujku powiedzia�, �e powinien le�e� w ��eczku w domu starc�w, a piel�gniarka mu nosek wyciera�! - Spokojnie, Zosiu, spokojnie. To nieokrzesani faceci. - Wiem, �e nieokrzesani, ale tak o wujku?! - sierdzi�a si�. -Dobrze, dobrze, ale co dalej m�wili? -zapyta�em �agodnie aby uspokoi� siostrzenic� pana Tomasza. - Wie pan, tak si� zdenerwowa�am t� gadk� facet�w, ze niemal wsta�abym i... - Ujawni�a� si�?! � zapyta�em ze zgroz�. - Nie. W por� oprzytomnia�am, ale wi�cej nic ciekawego juz nie gadali. - Zo�ka � powiedzia�em powa�nie � spisa�a� si� na medal. Zatem wiemy, �e jednak jeste�my �ledzeni, czyli ja i pan Tomasz. No i wiemy, �e jednak chodzi o ten pa�ac w K�onowie. Idziemy spa�! - zakomenderowa�em, ale d�ugo nie mog�em zasn��, podobnie jak Zo�ka. ROZDZIA� TRZECI NA TRASIE E-81 � KOLCZUGA CZY GORSET � BR�ZOWOSK�-RY I JEGO WSP�LNICY � CZY PRZYSTAJ� PEWNE S�OWA PANNIE Z DOBREGO DOMU � POLONEZ ZAMIENIENIA SI� W FIATA 125P Nim po �niadaniu zapakowali�my swoje tobo�y do Rosynanta, w tym oczywi�cie moj� tarcz� herbow� oraz miecz, ale niestety ju� bez he�mu i kolczugi, dawno min�a �sma rano, kiedy wreszcie z ulicy Warcha�ow-skiego na Ursynowie przedarli�my si� przez centrum Warszawy na E-81, czyli w stron� Gda�ska i Olsztyna. Niebo by�o lekko pochmurne, a rze�kie powietrze wpada�o przez uchylone okienko i figlarnie buszowa�o po rozsypanych, lnianych w�osach Zo�ki, kt�rej u�miechni�ta buzia by�a uszcz�liwiona now� przygod�, w jak� wmanewrowa� nas pan Tomasz. I jak dot�d, milcza� r�wnie� tajemniczo. Zo�ka, kr�c�c g��wk� to na drog�, to spozieraj�c w boczne lusterko Rosynanta, nie wytrzyma�a d�ugo milczenia i zacz�a: -A mnie si� wydaje, �e w tym Klonowie jak nic znajdziemy Bursztynow� Komnat�! Kiedy niegdy� poszukiwali�my z ca��ferajn�Bursztynowej Komnaty pocz�wszy od G�rowa I�aweckiego, a ko�cz�c na Elbl�gu, Fromborku i Braniewie, wszystkie nasze spotkania ko�czy�y si� opowie�ciami o tym jantarowym cudzie. Tak. To by�a niezg��biona zagadka, kt�rej nie rozwi�zali�my, ale emocji by�o co niemiara. I mo�na by�o tylko jedno powiedzie�, �e p�nocn� cz�� Warmii i Mazur spenetrowali�my dok�adnie. - A wiesz, �e t� Bursztynow� Komnat� odtwarzaj� w Carskim Siole Rosjanie? - zapyta�em znienacka. - Jak to?! - a� podskoczy�a w fotelu. - To Rosjanie j� znale�li? To niemo�liwe, nic nie s�ysza�am. U�miechn��em si� pod nosem, ale powa�nie odpowiedzia�em: - My�la�em, �e ju� o tym wiesz. Pan Tomasz ci nie powiedzia�? Popatrzy�a na mnie z niedowierzaniem. -Nieprawda! Nic takiego si� nie sta�o, a Bursztynowej Komnaty nie odnaleziono. Wiedzia�abym o tym na pewno. Za rok id� studiowa� histori� sztuki i interesuj� si� tym. Prowadzi�em r�wno swego Rosynanta, ale kiedy zerkn��em w g�rne lusterko, buzia Zo�ki by�a nachmurzona. -Przecie� powiedzia�em �odtwarzaj�", a nie �znale�li". Rosjanie czyni� to dlatego, �eby uhonorowa� trzechsetletni� rocznic� za�o�enia �Wenecji P�nocy" i miasta bia�ych nocy przez cara Piotra Wielkiego w 1703 roku na bagnach i rozlewiskach Newy nad Zatok� Fi�sk�. A miasto, jak wiesz - kontynuowa�em - zmienia�o wiele razy sw�nazw�. I tak: od za�o�enia po 1914 rok nazywa�o si� Sankt-Pietierburg lub Petersburg, od 1914 do 1924 nazywano je Piotrogrodem b�d� Pietrogradem, a po �mierci W�odzimierz Iljicza Lenina miasto nazwano Leningradem. Ostatnio za� wr�cono do starej nazwy Petersburg... A �e Carskie Sio�o by�o letni� rezydencj�car�w rosyjskich, tam j�zamontowano, kiedy car Piotr I otrzyma� j� w darze od kr�la Prus Fryderyka I w 1716 roku... Dlatego na cze�� jubileuszu w�adze rosyjskie postanowi�y Bursztynow� Komnat� odtworzy�, moja panno... - Te� mi s�owo: odtworzy� - burkn�a Zo�ka na ca�y m�j wyk�ad. - Owszem, bardzo polskie. A znaczy, stworzy� co� na nowo, powt�rnie, przywr�ci� czemu� dawny wygl�d wed�ug zachowanych fragment�w lub zdj��. Jednym s�owem: zrekonstruowa�. M�j mentorski g�os zdenerwowa� Zo�k�. - Czyli, �e jej nie znale�li... -Nie. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek j� znajd�. - Zatem mo�e by� schowana r�wnie� w Klonowie - cichutko westchn�a moja pasa�erka. - Owszem, mo�e by� schowana. Ale pan Tomasz by mi o tym na pewno co� wspomnia�. -Ach, wujek, wujek. On taki roztargniony, nawet nie wspomnia� mi o �adnym Klonowie, tylko �e pan jedzie na rycerskie zgrupowanie pod Grunwald i mog� by� pa�sk� dam� lub bia�og�ow�, no, nawet tym nieszcz�snym giermkiem na pos�ugi, gdy... Nie doko�czy�a, tylko zacz�a intensywnie spogl�da� w boczne lusterko. Ale po chwili powiedzia�a: - Kto� za nami pomyka. Kto�, komu chyba wczoraj pokaza�am ca�y j�zyk i kogo pods�uchiwa�am... Spojrza�em bacznie w moje lewe lusterko. - Rzeczywi�cie - odburkn��em. - Czy�by nasi znajomi? nil Jeszcze raz spojrza�em. - Masz racj�. To nasi prze�ladowcy. Zo�ka by�a podekscytowana i pe�na entuzjazmu. - Pan by go na pewno przegapi�, tego Br�zowosk�rego z kompanami! I wcale nie jestem zawad�, chocia� pa�sk� dam� nie mog� by�, skoro ukradziono panu dziwaczn� kolczug� i he�m rycerski. - Kolczuga nie jest �adnym dziwad�em! - odpar�em zwi�le. -To jak gorset dla dam. - Jaki gorset dla dam? - No, no... � chcia�em wyt�umaczy� r�cznie, ale trzyma�em przecie� kierownic� Rosynanta. -No, gorset to gorset, Sama prze*�ie� wiesz. I co� na kszta�t rumie�ca wykwit�o mi na policzkach, bo jak to wyt�umaczy� m�odej pannicy, co to jest damski gorset. Zo�ka jednak szybko poj�a i zanios�a si� d�ugim �miechem. - Ach, gorset... � parska�a, ale nic nie dostrzeg�a na mojej twarzy, tylko d�ugie cienie mijanych drzew, jakie rzuca�o s�o�ce przedzieraj�ce si� przez chmury. - Tylko - doda�a powa�nie - gorset nak�ada si� damie na go�e cia�o, a kolczug� chyba na kubrak lub zgrzebn� koszul�. - Czy nadal �ciga nas ten bezczelny typ? - zmieni�em temat. - Pewnie, �e tak. Chyba mu j�zyk poka��! - Zaczekaj. To niebezpiecznie tak si� wychyla�. Ma�o jest granatowych opli na �wiecie? Czy to na pewno oni? Zo�ka usiad�a spokojniej. - Jeszcze b�dziesz mia�a sporo okazji po temu, je�eli rzeczywi�cie jest to nasz Br�zowosk�ry z ferajn� - pocieszy�em Zo�k� i zerkn��em w lusterko: kilka woz�w z ty�u jecha� jednak nadal za nami opel omega. Mijali�my w�a�nie P�o�sk, gdy moja pasa�erka krzykn�a: - Panie Pawle, granatowy opel dodaje gazu! Zaraz nas chyba wyprzedzi! Rzeczywi�cie, po chwili tropi�cy nas granatowy w�z przemkn�� obok. W wozie by�o ju� trzech facet�w. Chyba m�odych. Ale nie by�em pewny, bo pasa�erowie opla trzymali niby od niechcenia przy twarzach uniesione d�onie, tak �e zas�ania�y ich ca�kowicie. Z ty�u, obok zas�aniaj�cego si� pasa�era, le�a�a br�zowa kurtka. - WAM 1359 - Zo�ka wyj�a notesik. - Ju� zapisuj�. - Nie s�dz�, �eby to by� prawdziwy numer, zreszt�, niech to tw�j wujek sprawdzi. I chocia� by�o to niezgodne z przepisami, wyci�gn��em z kieszonki kamizelki telefon kom�rkowy i wystuka�em numer pana Tomasza, pytaj�c go, na kogo zarejestrowany jest granatowy opel omega o rejestracji WAM 1359. Odtelefonowa� po p�godzinie. - Dzi�ki, szefie. - Odwr�ci�em si� do Zo�ki. - Mia�em racj�. To numer rejestracyjny auta jakiego� weterynarza urz�duj�cego obecnie w Sochaczewie, kt�ry nawet nie wiedzia�, �e ukradziono mu samoch�d. A tak w og�le, to pan Tomasz ci� pozdrawia i pyta, czy si� zachowujesz powa�nie, jak przysta�o na dam�, czy jak trzpiotka, z czego w�a�nie s�yniesz. Popatrzy�a tylko przeci�gle na mnie i burkn�a: - Jak siostrzenica pana Tomasza! - A, rozumiem. Nie usiedzia�a jednak spokojnie w swym fotelu. -To zawiadommy chocia� policj�! - Eee - ziewn��em. - Opel jest ju� daleko przed nami i na pewno odjecha� w sin� dal. Ba, mo�e ju� zmienili numery rejestracyjne. Zreszt�, czy dla takiego drobiazgu policja b�dzie bawi� si� w blokad� dr�g?! No, gdyby to by� samoch�d ministra, ale jakiego� tam weterynarza? - pow�tpiewa�em. - Wszystko jedno kogo! Policja jest od tego - Zo�ka rezolutnie poruszy�a si� w fotelu. - Niech pan nie b�dzie taki zblazowany, bo ma pan Rosynanta i... -�e co!?-zapyta�em gro�nie. -Zblazowany?! -nacisn��em na peda� hamulcowy, a� z ty�u kto� g�o�no zatr�bi�. - Moja panno! Co� mi si� wydaje, �e takich s��w panna z dobrego domu nie tylko nie u�ywa, ale nawet w najg��bszych snach jej si� nie przy�ni�! Nawet, gdy chce zosta� tylko giermkiem. - Przepraszam pana... Moja pasa�erka by�a wystraszona, wr�cz wstrz��ni�ta moj� reprymend�. -No, tym razem przyjmuj� przeprosiny, ale... Zo�ka siedzia�a jak trusia, ale kiedy podjecha�em na stacj� benzynow� w M�awie, pokaza�a co� palcem i cichutko szepn�a: -O, jest! Widzi pan? -Tak, widz�. Ciekawe, co zrobi�, bo przecie� si� domy�laj�, �e o nich r�wnie� wiemy. Nic ciekawego nie zrobili, do opla podjecha�a bowiem w�a�nie podniszczona taks�wka, polonez. Oczywi�cie, gdy tylko znowu ruszy�em na tras�, taks�wka ruszy�a za mn�. - To tylko polonez, mo�emy si� im urwa�, panie Pawle - kusi�a moja pasa�erka i zerka�a wymownie w kierunku zegar�w na desce rozdzielczej Rosynanta. - My�lisz, ze s� tak biedni, �e nie sta� ich na telefony kom�rkowe? Niech si� nie domy�laj�, �e o nich cokolwiek wiemy. B�dzie nam lepiej co� uczyni� p�niej. Na razie domy�laj�si� tylko, �e jedziemy do Olsztyna, a tymczasem... - Tymczasem - powt�rzy�a bezwiednie Zo�ka. "' - Tymczasem sp�atamy im figla w Nidzicy. Po prostu nie ruszymy obwodnic�, tylko przez miasto i pojedziemy na obiad do �Zamkowej", popatrzymy co nieco na pi�kny zamek nidzicki, jako �e r�wnie� mo�e zawiera� tajemnicze lochy i... -1? - dopytywa�a si� z zaciekawieniem, -1 zrobimy im t�giego figla. Ale nie teraz. Na zje�dzie do Nidzicy sta� fiat 125p, miejscowa taks�wka, kt�ra jakby na nas czeka�a. A kiedy w lusterku dostrzeg�em, �e jad�cy za nami polonez zatrzyma� si� przy niej, wiedzia�em, �e b�dziemy mie� inny �ogon" za sob�. Stan�li�my przed restauracj� �Zamkowa" w Nidzicy. A po drugiej stronie rynku zaparkowa� fiat 125p. �Trzeba im jednak sp�ata� jakiego� figla" - pomy�la�em i zaprosi�em swoj� pasa�erk� na obiad. ROZDZIA� CZWARTY CO TO JEST ANOREKSJA � O DOBRYM ZACHOWANIU SI� PRZY STOLE � JAK POZBY� SI� NATR�T�W � W DRODZE DO KLONOWA � JESTE�MY NA MIEJSCU � BARANICA CZY KOLCZUGA Obiad w �Zamkowej" przebiega� bez wi�kszych zak��ce�, a paplanie Zo�ki wcale mnie nie odrywa�o od tradycyjnego sznycla po wiede�sku z jajkiem sadzonym na wierzchu. Moja rozszczebiotana s�siadka gmerala za� w sa�atkach jarzynowych i owocowych, m�wi�c o zgubnych w�a�ciwo�ciach cholesterolu zawartego w mi�sie. By�a zapewne na etapie wydumanej diety odchudzaj�cej, jak� preferowa�y jej ��dzkie kole�anki. - Dostaniesz si� w szpony anoreksji i po tobie. A mi�so jest mi�sem - burkn��em sentencjonalnie, jednak dalej intensywnie my�la�em, jak pozby� si� natr�tnych prze�ladowc�w, czyli znikn�� z Nidzicy jak kamfora. Nic jednak nie wpada�o mi do g�owy, tylko do uszu dochodzi� oburzony g�osik Zo�ki: -Nie grozi mi �adna anoreksja, panie Pawle. W�a�ciwe od�ywianie to podstawa dobrego samopoczucia tak cia�a, jak rozumu. -Hola, moja panno. Je�li ju� preferujesz same sa�atki, to wymy�l, jak pozby� si� Br�zowosk�rego z kompanami - zakpi�em. -Ale tak, �eby byli przekonani, ze my nic o nich nie wiemy, dobrze? A brak �aknienia pewnie ci grozi, bo nijak nie mo�esz sko�czy� tej zachwalanej sa�atki, tylko zerkasz �apczywie na m�j sznycel po wiede�sku. - Nieprawda - zaprzeczy�a. - To nic prostszego, jak poprosi� policjanta o przys�ug�. O, siedzi tam jeden w ko�cu sali i gapi si� na nas. Pokaza�a trzymanym w palcem widelcem policjanta w k�cie sali, jak m�czy� si� nad jak�� przek�sk�. - Policjant? Na pewno? Spojrza�em we wskazanym kierunku i zd�bia�em. W mundurze kaprala siedzia� w k�cie sali sam Wiktor Pos�uga - aktor komediowy Teatru Wielkiego w Warszawie i bezceremonialnie gapi� si� szelmowskim wzrokiem nie tak na mnie, co na Zosi�. -A do licha! Masz racj�, Zosiu - zwr�ci�em si� do m�odej s�siadki. - Masz racj�. Ju� ja go oducz� bezczelnego gapienia si� na nas! Wsta�em od sto�u i gro�nie ruszy�em w kierunku policjanta, gdy us�ysza�em pisk Zosi: - O Jezu, panie Pawle! Znowu pan narozrabia! Stan��em i odwr�ci�em si� do przera�onej Zosi. -Nie narozrabiam, tylko naucz� go dobrego zachowania si� przy stole wzgl�dem panienek z dobrego domu. Odwr�ci�em si� ponownie, by nie parska� �miechem i skierowa�em si� do rzekomego policjanta. Podszed�szy, mrugn��em do Wiktora, chwyci�em go za mundur pod brod�, podnios�em i - uca�owali�my si� serdecznie z dubelt�wki, jak to si� powiada. Chyba by�o to ca�kiem efektowne przedstawienie dla Zo�ki, jak powinno si� zachowywa� przy stole, nieprawda�? - Zapraszam ci� do nas i przepraszam za moje �zab�jcze" przedstawienie. - Niez�e, niez�e - Wiktor pok�ada� si� ze �miechu. - No, no, my�la�em, �e rzeczywi�cie chcesz mi przy�o�y�. Kim jest twoja towarzyszka? - To ma�olata, a do tego siostrzenica mojego szefa. - Siostrzenica czy nie siostrzenica, ale pozwolisz, �e si� jej przedstawi�. Przyszli�my razem do mojego stolika, gdzie siedzia�a zdumiona siostrzenica pana Tomasza, nie mog�ca poj�� mojego cudacznego zachowania wobec rzekomego policjanta. Nast�pi�a chwila prezentacji, a rozradowane oczy Zo�ki wynagradza�y mi dodatkowo m�j �aktorski" popis przed ni�. - Panie Pawle, tak si� pocz�tkowo ba�am, �e pan go znokautuje - szepn�a po chwili. - Policjanta? - zdziwi�em si�. - Ja, urz�dnik ministerialny mia�bym gorszy� maluczkich? - Wcale nie maluczkich! - burkn�a i odwr�ci�a si� do Wiktora, kt�ry perorowa� o swej roli poczciwego policjanta w kolejnych odcinkach serialu �Orze� czy reszka". Obiad sko�czy� si� szampa�sko, czyli wypiciem po butelce wody b�belkowej, aja mia�em ju� w g�owie u�o�ony plan pozbycia si� nieproszonych natr�t�w, jako �e zwiedzanie zamku nidzickiego nie by�o mo�liwe, poniewa� zaj�a go ca�kowicie ekipa filmowa. - Zosiu - powiedzia�em zagadkowo - nie uda nam si� zwiedzi� zam- ku ani w nim znale�� dzi� co� wiekopomnego, ale mam mi��niespodzian-k�. Wiem, jak pozby� si� tych kolesi�w Br�zowosk�rego. - Hej, co za kolesie Br�zowosk�rego? - zdziwi� si� Wiktor Pos�uga, ale znaj�c moj�ministerialn�profesj�, wnet si� zorientowa�, w czym mo�e pom�c. - Zatrzyma� facet�w na 24 godziny? Prosz� bardzo! Wsta� i zapi�� wszystkie guziki munduru, na�o�y� czapk� na g�ow� i gro�nie rozejrza� si� po sali: -Kt�rzy to obywatele wam przeszkadzaj�?! Przed nami sta� autentyczny str� prawa. Zosia zacz�a wnet klaska�, a po sali rozesz�y si� chichoty go�ci, kt�rzy gapili si� na nas. Uzgodnili�my, �e za pi�tna�cie minut spokojnie wyjdziemy z restauracji i udamy si� do naszego Rosynanta, gdy w tym czasie Wiktor skrzyknie jeszcze jednego aktora - policjanta - i we dw�ch podejd� do fiata 125p, aby wylegitymowa� kierowc� i pasa�er�w. - To jest to! Ma�a improwizacja w terenie pozwoli mi wej�� lepiej w rol�. Ech, czego si� nie robi dla przyjaci�, no i dla pi�knej siostrzenicy pana Tomasza. Wiktor Pos�uga uk�oni� si� ceremonialnie przed zaczerwienion� Zo�k� i z�o�y� uroczy poca�unek na jej r�czce. A potem wypr�y� si�, zasalutowa� i wyszed� z sali krokiem defiladowym. Siostrzenica pana Tomasza by�a wniebowzi�ta. Po zap�aceniu rachunku czekali�my jeszcze par� minut, aby powoli tak�e wyj�� z restauracji i ruszy� spokojnie do niedaleko zaparkowanego Rosynanta. Kiedy wsiadali�my do niego, k�tem oka zauwa�y�em, ze do fiata 125p podchodzi�o nie dw�ch, ale trzech policjant�w, w tym jeden z drog�wki; aten, zdaje si�, by� jak najbardziej autentyczny. Ruszy�em przez plac, a kiedy przeje�d�ali�my obok grupki policjant�w zgromadzonych przy naszych prze�ladowcach, Zo�ka wychyli�a si� z okienka Rosynanta i pokaza�a Br�zowosk�remu -jako �e to on siedzia� obok kierowcy - sw�j uroczy, czerwony j�zyczek. A fa�szywi policjanci nawet ku nam nie zerkn�li. - Zatem jedziemy nie do Olsztyna, a do Klonowa - postanowi�em. - Do Klonowa? - u�miechn�a si� moja pasa�erka i od razu si� rozchmurzy�a. - Ale� tak, jak najbardziej. Przecie� nic nie wiemy o Klono-wie, nawet jak wygl�da z zewn�trz. Gdy mijali�my E-81 wyje�d�aj�c z Nidzicy, Zo�ka zerkn�a do lusterka, ale za nami ju� nikt si� nie pojawi�. Droga do Klonowa by�a pusta i wiod�a to w kierunku zachodnim, to p�nocno- zachodnim. Mieli�my do pokonania oko�o 65 kilometr�w przez �agodne wzniesienia morenowe, s�abo zalesione, ale droga by�a g�sto obsadzona li�ciastymi drzewami, kt�re zas�ania�y nas przed promieniami s�onecznymi letniego dnia. Popatrzy�em na zegarek, by�a czternasta. Prowadzi�o mi si� znakomicie, a moja sympatyczna towarzyszka to wspomina�a nasz fortel, to siedzia�a cicho i skromnie obok, jakby by�a g��boko zamy�lona albo wpatrzona w przesuwaj�cy si� za szyb� krajobraz. Kiedy mijali�my widoczne z daleka wzg�rza G�ry Dylewskiej, a p�niej bocznymi drogami przeje�d�ali�my przez senne wsie Z�otowo i Gra-bowo, z naprzeciwka min�� nas sportowy mercedes dwuosobowy, do�� kiepsko prowadzony przezjakiego� m�odego, kud�atego ch�opaka. Wtedy mrukn��em: � Co z niego za kierowca, popatrz, Zo�ka. Oczywi�cie siostrzenica pana Tomasza r�wnie� go zobaczy�a, bo doda�a: � Mo�e go ukrad� albo wujek przyjecha� z Hamburga. Przecie� ma niemieck� rejestracj�... � A wiesz, Zosiu, �e mo�e zgad�a�. Wyprostowa�a si� na siedzeniu, ale parskn�a �miechem: � Zamiast na histori� sztuki, powinnam p�j�� na akademi� policyjn�, je�eli taka jest w Polsce. � Jak mi si� wydaje, to na pewno jest, tyle �e ma inn� nazw�. -No, to id� do policji! Naraz ujrza�em przesuwaj�cy si� napis na drogowskazie: Klonowo 2. � Mamy Klonowo! Stan�li�my na �agodnym wzniesieniu. Przed nami wi�a si� nadal droga g�sto obsadzona klonami, a w oddali, na wzniesieniu, ukaza�y si� nowe, czerwone dachy pa�acu, kt�re ledwo by�o wida� po�r�d ni to parku, ni to du�ego zagajnika, g�sto poros�ego drzewami li�ciastymi. Opodal pa�acu, po lewej, sta�a zniszczona baszta, przykryta prowizorycznym dachem, pokrytym pap�. A poni�ej tego wzniesienia, pod dosy� strom� skarp�, p�yn�a rzeka, Kiedy� na pewno by�o to wzg�rze obronne; teraz pozosta�y tylko drzewa, krzewy i wszelaka ro�linno�� w zaniedbanym parku. - Dziwny ten pa�ac. Ju� odremontowany, ale jest tylko jedna baszta, oddalona od pa�acu, jakby pozosta�o�� po murach obronnych zamku - zauwa�y�a trze�wo Zo�ka. - Masz racj�. Pewnie to skutek dzia�a� wojennych, a po wojnie nikt nie kwapi� si� z odbudow� tej baszty. Nie by�a zapewne potrzebna, wi�c pozostawiono j� w�asnemu losowi... Zamy�li�em si�. C� takiego cennego mog�a zawiera� ta samotna baszta, zreszt� nie�le zrujnowana przez wojn�, ale ci�gle staj�ca po�r�d wysokich drzew? - Zatem do dzie�a! - powiedzia�em i ruszy�em Rosynantem �agodn� pochy�o�ci� po asfalcie. Droga wiod�a objazdem przez most i dalej �agodnym �ukiem na r�wno �ci�ty szczyt wzniesienia, poro�ni�ty z tej strony muru � a w�a�ciwie resztek muru � wysok� traw� i chwastami. Na wzg�rzu rozpo�ciera�a si� zasobna wie�, kt�ra przyci�ga�a czerwieni� dach�w dom�w, wie�� ko�cieln� oraz ogrodami i ogr�dkami, pe�nymi kwiat�w i drzew owocowych. Klonowo by�o zapewne miejscowo�ci� agroturystyczn�, tak modn� dzisiaj, przyci�gaj�c� turyst�w cisz�, zdrow� �ywno�ci� i urokami �agodnego krajobrazu oraz najczystsz� rzek� w Polsce - Drw�c�, o czym mieli�my si� nied�ugo sami przekona�, kiedy zamieszkali�my tu na kilka tygodni. -1 niedaleko r�wnie� na pola grunwaldzkie, wiesz, Zosiu? - powiedzia�em, kiedy zatrzyma�em Rosynanta pod bram�, a w�a�ciwie resztk� bramy w ogrodzeniu z dwumetrowej tarcicy. - Wiem, wiem, patrzy�am na map� � westchn�a. �A tak� pi�kn� sukni� wypo�yczy�am z ��dzkiego teatru, tak� pi�kn�... - Ajakbym za�o�y� baranic�, zamiast kolczugi, to towarzyszy�aby� mi na pole bitewne? - zapyta�em bez kpiny w g�osie. Popatrzy�a na mnie z niedowierzaniem. - Pan w baranicy? Za nic w �wiecie. Rycerz Pawe� z Mazowsza herbu Trzy Podkowy w baranicy? Nie... - zacz�a si� tarza� ze �miechu. - A ja, ja w wykwintnej sukni brokatowej ze z�oceniami... No, nie... - za�miewa�a si� tak sugestywnie, �e r�wnie� parskn��em g�o�nym r�eniem. Tak przywitali�my pa�ac w Klonowie, chocia� wcale nie powinno nam by� do �miechu, o czym przekonali�my si� niebawem. ROZDZIA� PI�TY MAMA�YGA BUDOWLANA � PA�AC W KLONOWIE � LOR- DOWSKI NEOGOTYK � KTO TO JEST ALBIONOFIL? � STRӯ PA�ACU � BASZTA NIETOPERZY � NA RATUNEK UWI�ZIONYM Otoczenie pa�acu od strony frontowej sprawia�o przygn�biaj�ce wra�enie. Nic zatem dziwnego, ze nowy w�a�ciciel, kt�ry odkupi� pa�ac od Agencjj Rynku Rolnego, chcia� zaprowadzi� wreszci�'porz�dek i doko�czy� rych�o remont tak pa�acu, jak r�wnie� baszty po�udniowo-zachod-niej, jedynej, jaka pozosta�a w za�omie dawnych mur�w obronnych, dzi� r�wnie� zniszczonych i zdewastowanych. Powiedzia�em do Zo�ki: - Jakby chciano wszystko przedtem ukra�� i wywie��, nim nowa firma przyst�pi do remontu. - Tak, przepi�kny ba�agan - sarkastycznie przytakn�a Zo�ka. - Nie znosz� niechlujstwa. Popatrzy�em na ni� z uznaniem: takie s�owa w jej usteczkach mia�y swoiste znaczenie, ale nosek Zo�ki wyra�a� to samo, co powiedzia�y usta - najwy�sze obrzydzenie. -Nie ma komu tu posprz�ta�?! Wejdziemy? Kiwn��em g�ow� i weszli�my przez niezamkni�t� bram�, sklecon� z siatki ogrodowej i kilku okr�glak�w, byle jak zmontowanych na krzy�, i ledwo trzymaj�c�si�. Na za�mieconym, rozleg�ym dziedzi�cu, pod krzywymi wiatami z�o�ono przer�ne rury o r�nych �rednicach, maj�cych stanowi� przysz�� sie� wodno-kanalizacyjn� oraz przewody centralnego ogrzewania, obok za� pi�trzy�y si� pryzmy nowych i starych grzejnik�w. Opodal, w nie�adzie, le�a�y stosy desek przykrych pap�, a przeznaczonych nie tylko na rusztowania, ale wida� by�o r�wnie� pod�og�wk�. A wsz�dzie, gdzie tylko si� da�o, ustawiono bez �adu wysokie pryzmy cegie�. Wida� by�o zar�wno zwyk��, czerwon� ceg��, jak r�wnie� spo-in�wk�, a tak�e dobrze wypalony klinkier o ciemnym kolorze. Pod chwiej�c� si� wiat�, ledwo stoj�c�, u�o�ono pi�trowo p�kate worki z cementem, a ca�y dziedziniec, miejscami tylko wybrukowany, by� poci�ty bruzdami wy��obionymi przez ko�a ci�ar�wek lub traktor�w -jednym s�owem: zabagniony plac budowy, tyle �e na razie bez ludzi czy te� str�a, kt�ry chocia�by zamkn�� przed obcymi chyl�c� si� do upadku drucian� bram�, gdzie obok niej wisia�y tablice: �Obcym wst�p wzbroniony" i �Obiekt prywatny". Stoj�c tak i gapi�c si� bezradnie na ten ewidentny ba�agan, mrukn��em do Zo�ki: - Groch z kapust�, prawda? -To nawet nie groch z kapust�, ale mama�yga budowlana- odpowiedzia�a Otoczenie pa�acu od strony frontowej sprawia�o przygn�biaj�ce wra�enie. rezolutnie moja wsp�pasa�erka. - Mama�yga? - zdziwi�em si�. - To taka potrawa, do kt�rej wrzuca si� wszystko, co zostaje w kuchni niezjedzone, gotuje si� a� do g�sto�ci i podaje w zale�no�ci od stopnia spoisto�ci albo na p�ytkich, albo na g��bokich talefaach, je�eli potrawa jest p�ynna. Tak bywa�o na koniec obozu harcerskiego - doko�czy�a. - Rozumiem: mama�yga budowlana. To bardzo adekwatne okre�lenie tego tutaj ba�aganu. Zo�ka pokra�nia�a z zadowolenia, �e uda�o si� jej mnie zaskoczy� �adn� puent�. - Mamy jednak tu przyk�ad - podj��em rozmow� po chwili - budowli pa�acowej, kt�ra zwie si� neogotykiem angielskim, rzadko spotykanym na ziemiach dawnych Prus Wschodnich. - Neogotyk angielski - westchn�a Zo�ka, a ja podj��em ten w�tek: - Jak wida�, pa�ac w Klonowie zbudowano na planie prostok�ta w miejsce dawnego, krzy�ackiego zamku, z kt�rego zosta�y zapewne podpiwniczenia i podziemne lochy, je�eli takowe nie uleg�y zasypaniu przez budowniczych. Budynek jest jednopi�trowy, ale z wysokim parterem o charakterystycznych ostro�ukowych oknach, jak r�wnie� gotyck� attyk� wie�cz�c� elewacj� pa�acu, a znajduj�c� si� ponad jego gzymsem. G��wne wej�cie do pa�acu, czyli portal, jest nieco wysuni�te i wsparte na czterech kolumnach z zadaszeniem r�wnie� typu neogotyckiego, a poni�ej posadzka trzyma si� doskonale, jako �e jest zrobiona z oszlifowanych p�yt kamiennych udaj�cych szachownic� �redniowieczn�. - Rzeczywi�cie - przyzna�a Zo�ka. - Niemal szachownica... - Ale zobacz na liczne okna w ca�ej po�aci dachowej - zwr�ci�em uwag� Zo�ce. - Jakby okna mansardowe, prawda? - Owszem, ale okno takie zwie si� lukarn� i znane jest od czasu gotyku do wsp�czesno�ci. Zw�aszcza jako charakterystyczny element architektury pa�acowej i kamienic z okresu baroku i rokoka. - Zwa� jak zwa�, ale na pewno s� oknami do pomieszcze� na poddaszu, czy tak? - Jak najbardziej � przyzna�em. Chwil� milczeli�my i patrzyli�my na mury pa�acu, kt�rego �ciany w wielu miejscach zakrywa� dziko pn�cy si� zielonostalowy bluszcz. - Pierwsza po�owa XIX wieku - o�wiadczy�em po chwili autorytatywnie. � M�wi� oczywi�cie o pa�acu. Baszta jest znacznie starsza, o wiele starsza, i chyba jest jedyn� pozosta�o�ci� po �redniowiecznym zamku. I stanowi�a obronny element jego mur�w, jakie ulega�y dewastacji przez wieki. A co do pa�acu, to mamy przyk�ad w�a�nie angielskiego neogotyku -chcia�oby si� powiedzie� lordowskiego. - Lordowski neogotyk? - zdziwi�a si� moja towarzyszka. Odpowiedzia�em zdecydowanie: - Tak, moja panno. Lordowski neogotyk na naszych ziemiach. Zapewne dawny w�a�ciciel tych ziem i zrujnowanego zamku pokrzy�ac-kiego by� albionofilem i... - Albionofilem?! - Zo�ka si� niemal zakrztusi�a moim okre�leniem. Popatrzy�em na ni� z g�ry i zacz��em obja�nia�: - Albionofil to kto�, kto jest mi�o�nikiem Anglii i wszystkiego co angielskie. Nazwa Albion jest staro�ytn�, poetyck� nazw� Wysp Brytyjskich, a nast�pnie Anglii i Szkocji czy nawet tylko Pog�rza Szkockiego, pochodz�c� zapewne z j�zyka celtyckiego, jakiego do dzi� dnia u�ywa cz�� Szkot�w. Jednak�e istniej� r�wnie� pewne legendy co do nazwy. Ot�, wed�ug jednej z nich, nazwa pochodzi od syna Neptuna-mitologicznego, rzymskiego boga m�rz - kt�ry zwa� si� Albion i by� olbrzymem; on sta� si� odkrywc�tego kraju i rz�dzi� nim przez 44 lata. Jednak�e wed�ug innej legendy, nazwa pochodzi od Albii, najstarszej z 50 c�rek kr�la Syrii, kt�re jednocze�nie zabi�y swych m��w w noc po�lubn� i za kar� puszczono je na statku na otwarte morze. Te jednak uratowa�y si� i po wielu, wielu dniach dobi�y do zachodnich kra�c�w Wysp Brytyjskich, a tam po�lubi�y p�dzikich krajowc�w. I st�d, moja panno, nazwa Anglii i sympatyk�w angielskiego stylu �ycia i kultury. Kiedy tak popisywa�em si� historycznymi wiadomo�ciami, nieoczekiwanie us�ysza�em za sob� gruby g�os, schrypni�ty i nieprzyjazny. - A pa�stwo czego tu? Odwr�cili�my si� jak na komend� w stron� chrypi�cego basu. Przed nami sta� kr�py, niski m�czyzna w wyp�owia�ych drelichowych portkach i rozche�stanej, kraciastej koszuli flanelowej z podwini�tymi r�kawami. - By�o otwarte, wi�c weszli�my - b�kn��em. - By�o, by�o. A pan nie widzi tablicy, �e obcym wst�p wzbroniony? Rzeczywi�cie, widzieli�my, ale... -Atak w og�le, to kto pa�stwo? - burkn�� ponownie, ale mniej pewnie, gdy� jednak g�rowa�em wzrostem nad nim. Chcia�em ju� odpowiedzie�, ale wtr�ci�a si� Zo�ka. - Prosz� pana, czy mogliby�my zobaczy� pa�ac i baszt�? Prosz� nas wpu�ci� i oprowadzi� - rzek�a przytomnie. - Niby jak, ja tam nie przewodnik, tylko tu str�uj�... - burkn�� ponownie. - Obejrze�, powiadacie, co? No, nikt tu nie pracuje, wi�c chyba mo�na, ale... St�ka�, kw�ka�, tylko oczkami b�yska� to na mnie, to na panienk� z dobrego domu, wi�c go ubieg�em: - Gdyby pan pozwoli� klucze, to sami sobie obejrzymy. - Klucze, powiada pan, klucze mam da�... To� zakazane jest dawa� obcym... Tu si� zez�o�ci�em i si�gaj�c do g�rnej kieszonki d�insowej koszuli, wyci�gn��em ministerialn� legitymacj�. - Jestem z Ministerstwa Kultury i Sztuki, jako konserwator... - A, tak trza m�wi�, zaraz wr�c�. Pocz�apa� z niech�ci� ku bocznemu wej�ciu do pa�acu, gdzie zapewne zajmowa� kt�re� pomieszczenie lub nawet sal�, bo po chwili wyszed� i kiwn�� na nas. - Niech no pa�stwo przyjd�... Przyszli�my; nadal burcza� niezadowolony: - Obejrze� chyba mo�na, czemu nie? Zanim tu zjad� budowla�cy, to ja niby gospodarzem. - I podrapa� si� lew� r�k� po g�owie, pobrz�kuj�c kluczami w drugiej. - Tak po prawdzie, to ju� kto� kupi� ten pa�ac, a ja tu jestem dozorc�, znaczy: pilnuj� magazynu. Bo jak na razie, tu na dole - odwr�ci� si� i pokaza� r�k� na parterowe okna - mamy tutaj magazyn. Ale jak chc� pa�stwo koniecznie, mog� wam pokaza� i was wpu�ci� do pa�acu, tylko po obejrzeniu oddajcie mi klucze... Potwierdzi�em, �e zwr�c� mu je wszystkie.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!