800

Szczegóły
Tytuł 800
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

800 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 800 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 800 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

800 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

John Meade Falkner Diament Mohuna Moniet Mohun wszystkim Mohunom z Fleet i Moonfleet in agro dorcestrensi �ywym lub zmar�ym Rzek� Kapitan dzielny nasz: zmylili�my Celn� Stra�, po zawietrznej ju� bieleje Dowru brzeg! Do "�ab�dzia" dajcie znak i kotwic� rzu�cie w piach, i wytoczcie okowity tuzin bek, Rzek� Kapitan: I wytoczcie okowity tuzin bek! Przemytnik�w m�wi herszt: Spuszczaj ��d� i wios�a bierz! Z morza znak niebieskim �wiat�em dano mi! Ju� kotwica w piachu tkwi, a Akcy�nik smacznie �pi, niech si� tocz� beczki raz, dwa, trzy! M�wi herszt: Niech si� tocz� beczki raz, dwa, trzy! Stra�nik Celny te� nie tch�rz, proch w panewki sypie ju�, wo�a do swych ludzi: Za mn� i czuj duch! Chwy�my przemytnik�w z�ych, niech zawi�nie ka�dy z nich dyndu_dyndu z szubienicy, taki zuch. M�wi Stra�nik: dyndu_dyndu, niech im �wieci ksi�yc_druh! 1~ W naszej wiosce ... Usn�a chwa�a dawnych dni. (Moore) Wie� Moonfleet le�y p� mili od morza, na prawym, czyli zachodnim brzegu rzeczki Fleet. Jest to raczej strumie�, kt�ry tam, gdzie mija domy wioski, tak si� zw�a, �e mo�na go �atwo bez tyczki nawet przeskoczy�, a tu� za wsi� rozlewa si� w bagna i w ko�cu ginie w jeziorze s�onej morskiej wody. NIkomu to jezioro na nic si� nie przydaje, chyba tylko ptakom morskim, czaplom i ostrygom, i tworzy co�, co w Indiach zw� "lagun�"; od kana�u La Manche oddziela je rozleg�a mielizna, niby grobla z drobnych kamyk�w, o kt�rej nieraz jeszcze wspomn�. Kiedy by�em dzieckiem, my�la�em, �e wioska nazywa si� Moonfleet, bo ksi�yc - w naszym angielskim j�zyku "the moon" - bardzo jasno b�yszczy na lagunie w pogodne letnie lub zimowe noce; ale p�niej powiedziano mi, �e nazwa ta pochodzi od mo�nego rodu Mohun�w, kt�ry kiedy� tu rz�dzi� i panowa�. Ja za� nazywam si� John Trenchard i mia�em pi�tna�cie lat wtedy, gdy to wszystko dzia� si� zacz�o. M�j ojciec i matka dawno ju� le�eli w grobie i opiekowa�a si� mn� ciotka, panna Arnold, kt�ra na sw�j spos�b mo�e i dobra dla mnie by�a, ale zbyt osch�a i surowa, abym m�g� j� kocha�. Zaczn� od pewnego jesiennego wieczora roku 1757. Musia� to by� koniec pa�dziernika, nie pami�tam dok�adnej daty, zjedli�my ju� kolacj� i siedzia�em zaczytany w bawialni mojej ciotki. MIa�a ona troch� ksi��ek: Bibli�, modlitewnik i kilka tom�w Kaza� - to wszystko, co sobie teraz mog� przypomnie�. Ale wielebny pastor Glennie, kt�ry uczy� nas, wioskowe dzieci, po�yczy� mi ksi��k� pe�n� ciekawych i awanturniczych historii, zatytu�owan� "Opowie�ci z tysi�ca i jednej nocy". Zapada� zmierzch, lecz z wielu wzgl�d�w nie �al mi by�o przerwa� czytania, cho�by dlatego, �e pok�j by� ch�odny i nieprzytulny; sta�a w nim tylko sofa i wy�cie�ane ko�skim w�osiem krzes�a, a w kominku, tam gdzie powinien p�on�� ogie�, ustawiono wyklejony kolorowym papierem ma�y parawanik, bo ciotka nie pozwala�a pali� a� do pierwszego listopada. Poza tym czu� by�o wsz�dzie rozchodz�c� si� z kuchenki wo� topionego �oju, w kt�ry ciotka zanurza�a knoty, szykuj�c �wiece na zim�. A co najwa�niejsze, czytaj�c "Opowie�ci z tysi�ca i jednej nocy", doszed�em do miejsca zatykaj�cego dech w piersi i wola�em od�o�y� ksi��k�, aby przed�u�y� rozkoszny niepok�j oczekiwania na to, co dalej nast�pi. By�a to historia o lampie Alladyna i przerwa�em j� w momencie, gdy �w fa�szywy stryj opuszcza kamie�, tarasuj�c wej�cie do podziemnej pieczary, by uwi�zi� ch�opca w jej ciemno�ciach. Lecz on nie straci swej lampy, p�ki ca�y i bezpieczny nie znajdzie si� znowu na powierzchni ziemi. Opowie�� ta jest niby koszmarnym snem, kt�ry cz�sto nas m�czy, gdy �nimy, �e jeste�my zamkni�ci w ciasnej celi i �e �ciany wal� si� na nas. Wielkie wywar�o to w�wczas na mnie wra�enie i scena ta pos�u�y�a mi za przestrog�, gdy mnie samego p�niej podobna spotka�a przygoda. Od�o�y�em wi�c ksi��k� i wyszed�em na ulic� wioski. MIzerna to by�a uliczka, a przecie� kiedy� bez w�tpienia inaczej si� przedstawia�a. W ca�ym Moonfleet nie mieszka�o teraz nawet i dwie�cie dusz, domy jednak ci�gn�y si� na p�milowej przestrzeni, rozsypane po obu stronach smutnej wiejskiej drogi. Nigdy nic nowego tu nie zbudowano: je�Li jaki� dom gwa�townie domaga� si� naprawy, burzono go ca�kowicie i dlatego pe�no by�o wzd�u� ulicy dziur, jak po wyrwanych z�bach, ogrod�w wybuja�ych za resztkami mur�w i budynk�w, kt�re mimo �e jeszcze ca�e, wygl�da�y, jakby nied�ugo mia�y si� rozpa�� w ruin�. S�o�ce ju� zasz�o; ciemnia�o i schodz�cy ku morzu kraNiec ulicy by� niewidoczny. W powietrzu rozsnu�a si� mg�a czy te� dym, nios�c wo� palonego zielska i pierwszy ch�odny powiew jesieni, kt�ry przywodzi my�l o p�on�cym na kominku ogniu i przytulno�ci czekaj�cych nas zimowych wieczor�w. W tej ciszy i spokoju doszed� mnie odg�os uderze� m�otka, wi�c pobieg�em zobaczy�, co to takiego, bo w Moonfleet �aden rzemie�Lnik ju� nie mieszka, tylko sami rybacy. Przekona�em si�, �e to mistrz Ratsey, wioskowy grabarz, w otwartej na ulic� szopie wykuwa� d�utem litery w kamieniu nagrobnym. By� murarzem, zanim sta� si� rybakiem, i potrafi� zr�cznie w�ada� narz�dziami, wi�c gdy kto� chcia� postawi� nagrobek na wiejskim cmentarzu, szed� do mistrza Ratseya. Przechyli�em si� przez p�otwarte wrota szopy i patrzy�em chwil�, jak w s�abym �wietle latarni ry� kamie�. W ko�cu podni�s� oczy i powiedzia�: - Chod� tu, John. Je�Li nie masz nic lepszego do roboty, potrzymaj mi latarni�. POtrwa najwy�ej p� godziny, zanim sko�cz�. Ratsey by� zawsze dla mnie dobry i wiele razy po�ycza� mi d�uto, gdy wycina�em stateczki z drzewa. Wszed�em do szopy i trzyma�em latarni�, patrz�c, jak od�upuje kawa�eczki portlandzkiego piaskowca, i mru��c oczy, gdy mi kt�ry zbyt blisko twarzy przelecia�. Napis na kamieniu by� gotowy; Ratsey wyka�cza� rysunek szkunera stoj�cego burta w burt� z keczem. Bardzo mi si� wtedy ten obrazek podoba�, cho� dzi� wiem, �e by� raczej niezdarny; sami zreszt� mo�ecie si� jeszcze przekona�, je�li kt�rego dnia zajdziecie na cmentarz w Moonfleet. Mogliby�cie w�wczas przeczyta� r�wnie� napis, chocia� ju� po��k� od mchu i nie jest tak wyra�ny, jak by� tamtego wieczoru. Taki jest ten napis: Po�wi�cone pami�ci Dawida Blocka lat 15, kt�ry zgin�� zabity strza�em wypalonym ze szkunera "Elektor" 21 czerwca 1757 roku. Tw�j podst�p �ycia mnie pozbawi�. W proch obr�cony, w mrok i cie�, ufam, �e B�g mnie wtedy zbawi, gdy przyjdzie Jego S�du Dzie�. Ty te� tam, cz�eku z�y, przyb�dziesz, wi�c p�ki czas, pokajaj si�, lub straszna twoja kara b�dzie, bo B�g na |pewno |pom�ci |mnie! Wiersze te z�o�y� wielebny pastor Glennie i zna�em je ju� przedtem. W owym czasie ca�a wioska rozbrzmiewa�a opowie�ciami o �mierci Dawida i wci�� jeszcze wiele o tym rozprawiano. By� on jedynym dzieckiem Elzewira Blocka, kt�ry dzier�awi� gospod� zwan� "Czemu by nie", stoj�c� na skraju wioski. Dawid znajdowa� si� na keczu przemytnik�w, gdy owej czerwcowej nocy przybi� do niego szkuner akcyzy. Ludzie powiadali, �e to s�dzia Maskew ze starego dworu w Moonfleet naprowadzi� stra� celn� na trop; w ka�dym razie by� on na pok�adzie "Elektora", gdy ten dogoni� kecz. KIedy oba statki p�yn�y burta w burt�, wybuch�a walka: s�dzia Maskew wyci�gn�� pistolet i wypali� prosto w twarz Dawida. PO po�udniu, akurat w dzie� �wi�tego Jana, "Elektor" wprowadzi� kecz do przystani, sk�d oddzia� stra�y celnej zabra� przemytnik�w do wi�zienia w Dorchester. POjmani przechodzili przez wie�, skuci po dw�ch, a ludzie stali w drzwiach domu lub szli za nimi; m�czy�ni rzucali im dobre s�owo na drog�, bo znali ich wszystkich, jako �e pochodzili oni z Ringstave i Monkbury, kobiety za� lamentowa�y wsp�czuj�c ich �onom. A na pok�adzie keczu zosta�o cia�o Dawida. Tak, ch�opiec drogo zap�aci� za swe nocne igraszki. - Ach, to okrutne, okrutne, strzeli� prosto w twarz m�odemu ch�opcu - powiedzia� Ratsey i odst�pi� par� krok�w, by przyjrze� si� fladze, kt�r� w�a�Nie wyku� na maszcie szkunera akcyzy. - I bieda czeka tych nieszcz�nik�w, kt�rych pojmano. Adwokat Empson powiada, �e trzech z nich na pewno zawi�nie, gdy tylko sko�czy si� nast�pna sesja s�du. Przypomina mi si� - m�wi� dalej - �e jak trzydzie�ci lat temu wynik�a ma�a utarczka mi�dzy "Royal Sophy" a "Mannhullem", to powieszono p�Niej czterech kontrabandzist�w, a m�j stary ojciec zazi�bi� si� na �Mier�, bo sta� po kolana w rzece Frome, �eby lepiej widzie�, jak zadyndaj�; zbieg�a si� ca�a okolica, �cisk by� taki, �e zabrak�o miejsca na suchej ziemi... B�dzie dobrze - rzek� wskazuj�c nagrobny kamie�. - W poniedzia�ek poci�gn� burty czarn� farb�, a flag� czerwon�. A teraz, synu, �e� mi tyle pom�g� trzymaj�c latarni�, p�jdziesz ze mn� do "Czemu by nie". Chc� pogwarzy� troch� z Elzewirem i w smutku go pocieszy�. Znajdzie si� i dla ciebie szklaneczka HOlendra na te jesienne ch�ody. Wielki to zaszczyt dla m�odego ch�opca, jakim wtedy by�em, podobne zaproszenie, bo czy� nie podnosi�o mnie od razu do godno�ci prawdziwego m�czyzny? (O s�odki wieku ch�opi�cy, tak ch�tnie z ciebie rezygnujemy, a z jakim �alem ci� wspominamy, zanim jeszcze, jako doro�li m�czy�ni, przebiegniemy po�ow� drogi naszego �ycia!) MOja rado�� nie by�a jednak niezm�cona, bo ba�em si� nawet pomy�le�, co by ciotka Jane rzek�a na to, �e odwiedzi�em gospod�. A poza tym l�ka�em si� zawsze ponurego Elzewira Blocka, kt�ry po �mierci syna tysi�c razy bardziej jeszcze spos�pnia�. Nazwa "Czemu by nie" nie by�a oficjalna; w rzeczywisto�ci gospoda nazywa�a si� "Pod God�em Mohun�w", bo kiedy� do nich nale�a�a, jak wszystko zreszt� tutaj. Ale sko�czy�a si� wielko�� Mohun�w, a wraz z nimi podupad�a i wioska Moonfleet. Ich zrujnowany dw�r szarza� na zboczu wzg�rza, ufundowany przez nich przytu�ek sta� przy wioskowej uliczce pusty i zaro�ni�ty. God�o Mohun�w widnia�o na wszystkich budynkach, od ko�cio�a pocz�wszy, a na gospodzie sko�czywszy; teraz upadek i zniszczenie te� zostawi�y wsz�dzie sw�j znak. Wydaje mi si� konieczne kilka s��w powiedzie� o ich herbie, bo wyry� si� on g��boko na ca�ym moim �yciu i a� do grobu pi�tno jego na sobie b�d� nosi�. Tarcza herbowego znaku Mohun�w jest g�adka, srebrna lub bia�a, i nic na niej nie ma pr�cz du�ego czarnego "Y". Nazywam to tak, chocia� pastor Glennie wyt�umaczy� mi, �e to wcale nie ta litera, ale co�, co heraldycy nazywaj� "ca�unem". Ca�un nie ca�un - dla wszystkich na �wiecie by�o to po prostu du�e czarne "Y", kt�rego kr�tsze ramiona dochodzi�y do g�rnych rog�w tarczy, a jedno d�ugie - do samego jej do�u. Widnia� ten znak Mohun�w na �cianach dworu, na murze i drewnianych belkach ko�cio�a, na wielu wioskowych domach i na wywieszce ponad wej�ciem do gospody. Ka�dy w obr�bie kilku mil doko�a zna� dobrze to "Y" Mohun�w. Ale kiedy� dzier�awca gospody nazwa� j� �artem "Czemu by nie" i tak ju� od tego czasu zosta�o. Wiele razy tkwi�em pod jej drzwiami w zimowe wieczory i s�ucha�em, jak m�czy�ni pili i �piewali: Niech si� tocz� beczki, raz, dwa, trzy" lub "Drogie kamyczki", albo inne pie�ni znane marynarzom na zachodzie Anglii. NIe maj� one ni pocz�tku, ni ko�ca, a i sensu niewiele. Zwykle kto� zaczyna� sobie nuci� pod nosem, inni podchwytywali melodi� i wkr�tce wszyscy �piewali ch�rem. Nie pito tam du�o, bo Elzewir Block ani sam si� nigdy nie upija�, ani by pozwoli� swoim go�ciom to robi�. W czasie tych roz�piewanych nocy w izbie panowa�o gor�co i para tak grubo osiada�a na szybach, �e nie mog�em dostrzec, co si� wewn�trz dzieje. Ale wiele razy, gdy w gospodzie nie by�o go�ci, spoziera�em poprzez czerwone zas�ony i patrzy�em, jak Elzewir Block i Ratsey graj� w tryktraka przy stole na krzy�owych nogach, stoj�cym opodal kominka. Na tym w�a�Nie stole Block z�o�y� martwe cia�o Dawida i niekt�rzy opowiadali, �e zagl�daj�c do �rodka widzieli ojca, kt�ry zmywa� zakrzep�� krew z jasnych w�os�w syna, i s�yszeli, jak j�cza� i przemawia� do tej martwej bry�y gliny, jakby go mog�a zrozumie�. Od tego czasu ma�o i rzadko pijano w gospodzie, bo Block stawa� si� coraz bardziej milcz�cy i ponury. Nigdy zbytnio swym go�ciom nie nadskakiwa�, ale teraz krzywi� si� na ka�dego, kto przyszed�, wi�c m�czy�ni uwa�ali "Czemu by nie" za jakie� przekl�te miejsce i chodzili pi� do Ringstave "Pod trzy wrony". Serce mi w pi�ty uciek�o z wra�enia, kiedy Ratsey podni�s� zasuw� i wprowadzi� mnie do gospody. Znalaz�em si� w niskiej, piaskiem wysypanej izbie, niczym nie o�wietlonej pr�cz ognia z morskiego zielska na kominku, kt�ry p�on�� jasnym, niebieskawym od soli p�omieniem. Sta�y tu twarde drewniane krzes�a pod �cianami, a przy stole na krzy�aku siedzia� Elzewir Block, pali� d�ug� faj� i patrzy� w ogie�. By� to cz�owiek pi��dziesi�cioletni, ze strzech� siwiej�cych w�os�w, mia� mocn�, ale przyjemn� twarz o regularnych rysach, krzaczaste brwi i najwspanialsze, jakie zna�em, czo�o. By� kr�py i wci�� jeszcze bardzo silny; w ca�ej okolicy opowiadano o jego niezwyk�ej wytrzyma�o�ci i harcie. Rodzina Block�w od wielu lat dzier�awi�a gospod� z ojca na syna, ale matka Elzewira pochodzi�a z Niderland�w, dlatego te� on sam zna� j�zyk holenderski i stamt�d si� wzi�o jego obce imi�. Ma�o kto co� wi�cej o nim wiedzia� i ludzi nieraz dziwi�o, �e m�g� utrzyma� gospod� maj�c tak ma�o go�ci. MImo to nigdy mu nie brak by�o pieni�dzy; opowiadaj�c o jego sile nieraz wspominano tak�e o wdowach i chorych, kt�rzy nie wiadomo sk�d i od kogo dostawali podarki, i domy�lano si�, �e to Elzewir Block, cho� tak milcz�cy i ponury, ukradkiem je posy�a�. Gdy weszli�my do izby, odwr�ci� si� i podni�s�, a mnie strach zdj��, bo zdawa�o mi si�, �e na m�j widok bardziej jeszcze spochmurnia�. - Czego tu chce ten ch�opak? - rzek� ostro do Ratseya. - Tego co i ja, znaczy szklaneczki mleka Araratu na te jesienne ch�ody - odpar� grabarz przysuwaj�c sobie krzes�o. - Krowie mleko bardziej takim dzieciuchom pasuje - rzek� Elzewir, zdj�� z obmur�wki kominka dwa b�yszcz�ce mosi�ne lichtarze, postawi� na stole i zapali� �wiece wzi�tym z paleniska drewkiem. - John nie jest dzieciuchem. Ma tyle lat co Dawid i pomaga� mi wyko�czy� kamie� na jego gr�b. JU� wszystko gotowe, tylko poci�gn�� farb� statki i, jak B�g da, w poniedzia�ek wiecz�r b�dziemy mogli z�o�y� kamie� na cmentarzu, �eby biedny ch�opiec m�g� w wiecznym spoczywa� pokoju, wiedz�c, �e ma nad sob� najlepszy nagrobek d�uta mistrza Ratseya, a na nim wyryte wiersze wielebnego pastora, g�osz�ce wszem wobec, jak podst�pnie przerwano jego m�ode �ycie. Zdawa�o mi si�, �e Elzewir zmi�k� nieco, kiedy Ratsey m�wi� o jego synu. - Tak, Dawid b�dzie spoczywa� w spokoju - powiedzia� - ale nie zaznaj� spokoju ci, co mu �ycie zabrali, p�ki nie nadejdzie ich koniec. A stanie si� to wcze�niej ni� s�dz� - doda�, m�wi�c bardziej do siebie ni� do nas. Wiedzia�em, �e ma na my�li s�dziego Maskewa, i przypomnia�o mi si�, jak niekt�rzy ludzie ostrzegali go, by lepiej unika� Elzewira Blocka, bo nie wiadomo, do czego cz�owiek w rozpaczy mo�e by� zdolny. Ale ci dwaj spotkali si� ju� od tamtego czasu w wioskowej uliczce i nic z�ego z tego nie wynik�o, tyle, �e Elzewir obrzuci� s�dziego bardzo gro�nym spojrzeniem. - Ha�ba! - rzek� grabarz. - To by� najpodlejszy czyn, jaki cz�owiek mo�e pope�ni�. Ale nie pogr��aj si� zbytnio w pr�nych rozpami�tywaniach ani o zem�cie nie rozmy�laj. ZOstaw to Opatrzno�ci; B�g, kt�ry w swej m�dro�ci dopuszcza, aby ludzie podobne czyny pope�niali, na pewno dopilnuje, by spotka�a ich za nie nale�na kara. "Zemsta moj� jest rzecz�, ja jej dope�ni�" - m�wi Pan. Ratsey zdj�� kapelusz i powiesi� na haku. Block nic nie odpowiedzia�; ustawi� szklanki na stole, wyj�� z szafy ma��, okr�g�� flaszk� z d�ug� szyjk� i nala� z niej sobie i Ratseyowi. Trzeci�, nape�nion� do po�owy szklank� pchn�� ku mnie. - Napij si�, je�li masz ochot�, ch�opcze - powiedzia�. - NIe zaszkodzi ci, ale i nie pomo�e. Grabarz uni�s� swoj� szklank� niemal zanim j� Elzewir nape�ni�. POw�cha� trunek i obliza� wargi. - O, cenne mleko Araratu! - wykrzykn��. - s�odkie i mocne, i �agodz�ce serca! A teraz, John, podaj nam desk� do tryktraka i roz�� na stole. Obaj pogr��yli si� w grze, a ja nie�Mia�o poci�gn��em �yk i omal si� nie zakrztusi�em, bo nie by�em przyzwyczajony do tak mocnego napitku. Zakr�ci�o mi si� w g�owie, pali�o w gardle. Nikt si� ju� nie odzywa�, w ciszy s�ycha� by�o jedynie stuk rzucanych ko�ci i szmer przesuwanych pionk�w. Od czasu do czasu kt�ry� przerywa� gr�, �eby zapali� fajk�. W ko�cu zliczyli punkty, zapisane na stole kawa�kiem kredy. Ca�� godzin� przygl�da�em si� tej grze, doskonale mi znanej, ale najbardziej ciekawi�a mnie deska do tryktraka, bo s�ysza�em ju� kiedy�, jak o niej m�wiono. By�a ona w tej gospodzie od lat, stanowi�a cz�� jej urz�dzenia, jak sto�y czy krzes�a, i zapewne jeszcze za czas�w wojen domowych rojali�ci * przy niej zabijali czas. Sama deska, pude�ko do ko�ci i pionki zrobione by�y z l�ni�cego czarnego d�bu; wok� niej bieg� napis �aci�ski, inkrustowany ja�Niejszym drzewem, kt�ry owego wieczoru pierwszy raz mog�em odczyta�. NIe zrozumia�em jego znaczenia, ale pastor Glennie p�niej mi je wyt�umaczy�. A �e z r�nych powod�w na zawsze ten napis mia�em zapami�ta�, przytocz� go tu w jego �aci�skim brzmieniu dla tych, co j�zyk ten znaj�: "Ita in vita ut in lusu aleae pessima jactura arte corrigenda est", czyli jak mi pastor Glennie powiedzia�: "W �yciu jak w hazardowej grze: zr�czno�� wiele uczyni� mo�e nawet z najgorszego rzutu ko��mi". Rojali�ci - stronnicy kr�la Karola I walcz�cy przeciw puryta�skim zwolennikom Parlamentu w czasach angielskiej wojny domowej w XVII w. Rojalist�w zwano te� inaczej "kawalerami", a dowodzonych przez Cromwella purytan - "okr�g�ymi �bami". W ko�cu Elzewir spojrza� na mnie i rzek� ca�kiem przyja�nie: - Ju� czas na ciebie, ch�opcze. Powiadaj�, �e Czarnobrody w��czy si� po nocach zw�aszcza teraz, gdy zima za pasem. Niekt�rzy podobno spotkali go twarz� w twarz na drodze z gospody do twego domu. Zrozumia�em, �e chce, abym zostawi� ich samych, wi�c �ycz�c obu dobrej nocy, ruszy�em do domu. Bieg�em ca�� drog�, ale nie ze strachu przed Czarnobrodym, bo Ratsey nieraz mi m�wi�, �e spotka� go mo�na tylko w nocy na naszym cmentarzu. Czarnobrody by� z rodu Mohun�w, umar� sto lat temu, pochowano go w krypcie pod ko�cio�em i le�a� tam wraz z innymi MOhunami, ale nie m�g� zazna� wiecznego spoczynku, czy, jak powiadali jedni, dlatego, �e ci�gle szuka� swego zagubionego skarbu, czy te�, jak twierdzili inni, z powodu wielkiej za �ycia niegodziwo�ci. Musia� wi�c by� rzeczywi�cie bardzo z�ym cz�owiekiem, bo wszyscy Mohunowie, kt�rzy przed nim lub po nim pomarli, odznaczali si� wystarczaj�c� niegodziwo�ci�, aby godnie mu dotrzymywa� towarzystwa w krypcie i gdziekolwiek indziej. Jak twierdzili mieszka�cy wioski, podczas ciemnych zimowych nocy mo�na by�o spotka� Czarnobrodego, kt�ry przy �wietle latarni rozkopywa� cmentarn� ziemi� szukaj�c skarbu. Ci, co jak sami m�wili, wiedzieli najlepiej, zapewniali, �e jest on niezwykle wysoki, ma d�ug� czarn� brod�, miedzian� twarz i z�e spojrzenie, kt�re niechybn� �mier� w ci�gu roku sprowadza na ka�dego, na kim oczy jego spoczn�. I jakkolwiek z tym by�o naprawd�, ma�o kto by si� w Moonfleet znalaz�, co by nie wola� raczej o dziesi�� mil omin�� cmentarz ni� przej�� w pobli�u niego po zmroku; a raz, kiedy pewnego letniego ranka odkryto martwe, wiotkie cia�o Pomylonego JOnesa, le��ce na cmentarnej ziemi, uwa�ano, �e spotka� on w nocy Czarnobrodego. Pastor Glennie, kt�ry o podobnych sprawach wi�cej wiedzia� ni� inni, m�wi� mi, �e Czarnobrody to pu�kownik John MOhun, kt�ry zmar� oko�o stu lat temu. W czasie okrutnych wojen przeciw Karolowi I zdradzi� lojalno�� dla kr�lewskiego domu i sprzysi�g� si� z rebeliantami. Buntownicza partia parlamentarna uczyni�a go namiestnikiem zamku Carisbrooke, powierzaj�c pilnowanie uwi�zionego tam kr�la. Lecz z kolei sprzeniewierzy� si� tym, co mu teraz zaufali, zwiedzia� si� bowiem, �e jego wi�zie� ma wielki diament, kt�ry otrzyma� kiedy� od kr�la Francji. W�wczas pu�kownik MOhun obieca� Karolowi, �e je�Li da mu �w diament, przez palce patrze� b�dzie na jego ucieczk�. P�Niej za�, ten nikczemnik, gdy mia� ju� w r�Ku kr�lewski okup, raz jeszcze sta� si� zdrajc�; o um�wionej na ucieczk� Karola godzinie przyby� z oddzia�em �o�nierzy, pochwyci� zbiega, kt�ry sta� ju� w oknie swej celi, i zamkn�� go w ciemnicy, a sam obwie�ci� Parlamentowi, �e dzi�Ki jego czujno�ci ucieczka zosta�a udaremniona... I jak�e s�uszne jest, m�wi� pastor Glennie, �e nigdy nie powinni�my zazdro�ci� tym, co bezbo�ne pope�niaj� czyny i ulegaj� podszeptom szatana. Bo oto zacz�to podejrzewa� pu�kownika Mohuna o k�amstwo, pozbawiono go urz�du i musia� wr�ci� do swej posiad�o�ci w Moonfleet. �y� tu w odosobnieniu, pogardzany przez oba stronnictwa, a� umar� w dniu, kiedy Karol II szcz�Liwie na tronie zasiada�. Ale nawet po �mierci nie m�g� zazna� spokoju, bo jak powiadano, schowa� gdzie� diament, kt�ry otrzyma� za pozwolenie na ucieczk� kr�la; nie �mia� go, p�ki �y�, ruszy� i tajemnic� jego kryj�wki ze sob� do grobu zabra�. Teraz z trumny wstaje i usi�uje skarb sw�j odzyska�. Pastor Glennie nigdy nie powiedzia�, czy wierzy w t� opowie��, czy nie, wskazywa� tylko, �e w Pi�Mie �wi�tym jest wprawdzie mowa o pojawieniu si� zar�wno dobrych, jak i z�ych duch�w, ale nie wydaje si� mo�liwe, by pu�kownik MOhun na cmentarzu swego skarbu szuka�; bo gdyby tam go zakopa�, to mia� przecie� za �ycia setki sposobno�ci zabrania go. Ja jednak, cho� za dnia by�em odwa�ny jak lew i cz�sto chodzi�em na cmentarz, gdy� rozci�ga� si� stamt�d najdalszy widok na morze, niczym nie da�bym si� skusi�, aby p�j�� tam po zmroku. A i sam �wiadczy� mog�em, �e opowie�� ta jest prawdziwa, bo pewnej nocy, kiedy moja ciotka z�ama�a nog� i musia�em i�� do Ringstave po doktora Hawkinsa, wybra�em �cie�k� przez ��ki, odleg�� zaledwie o mil� od cmentarza; i wtedy jak najwyra�niej widzia�em �wiat�o poruszaj�ce si� to tu, to tam, przy ko�cielnym murze, w miejscu, gdzie �aden uczciwy cz�owiek nie m�g� przebywa� o godzinie drugiej nad ranem. 2~ POw�d� A potem z hukiem run�� brzeg, a potem fal spienionych bieg, a potem w�d pot�nych �ciek... ...�wiat ca�y morzem sta� si�. (Jean Ingelow) Trzeciego listopada, w par� dni po mojej wizycie w gospodzie, zacz�� d�� po�udniowo_zachodni wiatr, kt�ry oko�o czwartej przemieni� si� w gwa�towny, porywisty wicher. Ca�e rano gawrony fruwa�y nisko, wi�c wiadomo by�o, �e idzie z�a pogoda; i kiedy wyszli�my po lekcjach, kt�rych udziela� nam pastor Glennie w starym przytu�ku, w powietrzu lata�y ju� wi�zki s�omy, a nawet dach�wki i dzieci �piewa�y: :|Idzie sztorm, wicher wyje, da B�g |statek |si� |rozbije Jest to piosenka dosy� okrutna, kt�ra zawsze przypomina si� w czasie takiej w�a�Nie albo i gorszej pogody; bo chocia� nie przecz�, �e ka�dy �wie�y wrak na wybrze�u Moonfleet uwa�ano niemal za dar niebios, to jednak chyba nikt z nas nie by� a� tak pod�y i nie �yczy� sobie, by jaki� statek si� rozbi� i sta� naszym �upem. Przeciwnie, wielu zna�em w Moonfleet ludzi, co setki razy nara�ali swe �ycie ratuj�c rozbitk�w, jak na przyk�ad wtedy, gdy "Dariusz", kt�ry kursowa� do Indii Wschodnich, zosta� na brzeg wyrzucony; nawet biedne, bezimienne cia�a, przyniesione przez morze, mog�y by� pewne chrze�cija�skiego pogrzebu, a czasem i nagrobka Ratseyowego, z wyryt� dat� i napisem "kobieta" lub "m�czyzna", o czym mo�na si� dzi� jeszcze na naszym cmentarzu przekona�. Nasza wioska le�y prawie w samym �rodku zatoki Moonfleet, wielkiego wg��bienia o �rednicy dwudziestu mil, �miertelnej pu�apki dla �eglarzy wychodz�cych na Kana� przy po�udniowo_zachodnim wietrze. Bo gdy wiatr ten d�� silnie od po�udnia i statek nie zdo�a� op�yn�� przyl�dka Snout, to na pewno wynosi�o go na brzeg; wiele statk�w, kt�re nie mog�y tego dokona�, t�uk�o si� ca�y dzie� po zatoce, a� pod wiecz�r fale wyrzuca�y je na mielizn�. Wtedy morze nie zna lito�ci; wdziera si� tam g��boko w l�d, a naporu fal przelewaj�cych si� po kamieniach �adne okr�towe drzewo nie wytrzyma. Gdy za� jaki� nieszcz�nik pr�buje �ycie ratowa�, zab�jczy pr�d powrotny �cina go z n�g, wsysa i niesie pod wzburzonym morzem. �Oskot zabieranych i toczonych przez fale kamieni rozlega si� wiele mil w g��b l�du, a gdy noc jest cicha, s�ysz� go nawet i w Dorchester, mimo �e wiatr, kt�ry tak morze rozhu�ta�, dawno ju� umilk�. Ludzie przewracaj� si� wtedy na drugi bok w swych ��kach i Bogu dzi�kuj�, �e nie musz� zmaga� si� z morzem u wybrze�y Moonfleet. Ale tego dnia �aden statek si� nie rozbi�, tylko d�� wicher, jakiegom do tej pory nie zna�, a z jakim raz jeszcze w �yciu si� spotka�em. Ca�� d�ug� noc sztorm przybiera� na sile i chyba nikt w Moonfleet nie po�o�y� si� spa�, bo ha�as spadaj�cych dach�wek, brz�k rozbijanych szyb, �omot drzwi i stuk okiennic nikomu by zasn�� nie da�y - a i bali�my si� te�, �e kominy zaczn� nam spada� na g�owy. Wiatr d�� najsilniej oko�o pi�tej rano, p�Niej kto� bieg� ulic�, ostrzegaj�c przed nowym niebezpiecze�stwem - oto morze wdar�o si� w l�d i grozi nam zalewem. Wiele kobiet chcia�o od razu biec na po�o�one wy�ej ��ki, ale Ratsey, kt�ry wraz z innymi chodzi� od domu do domu pokrzepiaj�c ludzi, przekona� nas, �e g�rna cz�� wioski znajduje si� na tej samej wysoko�ci co ��ki i woda mog�aby nas zala� r�wnie dobrze tu, jak i tam. By� to czas wielkiego przyp�ywu, morze przedar�o si� przez kamienist� mielizn�, co si� od pi��dziesi�ciu lat nie zdarzy�o - i w zalewie tyle si� wody zebra�o, �e wyst�pi�a z brzeg�w, zatapiaj�c nadmorskie pastwiska i nawet doln� cz�� wioskowej uliczki. O �wicie cmentarz sta� ju� pod wod�, cho� po�o�ony by� na wzniesieniu, i tylko ko�ci� stercza� jak ma�a, stroma wysepka. MOrze podesz�o r�wnie� do samych drzwi gospody, lecz Elzewir Block zbytnio si� tym nie przej��, m�wi�c, �e wszystko mu jedno, czy go fale zabior�, czy nie. I zdarzy� si� niespodziewany cud, bo wiatr nagle ucich�, a woda zacz�a wraca�. S�o�ce zn�w jasno �wieci�o i zanim nadesz�o po�udnie, ludzie wychodzili ju� z dom�w przygl�da� si� ust�puj�cej powodzi i rozprawia� o minionym sztormie. Wielu twierdzi�o, �e nigdy jeszcze tak straszliwego szkwa�u nie widziano; ale niekt�rzy ze starszych m�wili, �e zdarzy� si� raz taki sam albo i mocniejszy w drugim roku panowania kr�lowej Anny. NIezale�nie od tego, czy wtedy, czy teraz d�� silniejszy wiatr, ten sztorm sta� si� dla mnie wydarzeniem wielkiej wagi i wp�yn�� na zmian� ca�ego biegu mojego �ycia, o czym niebawem us�yszycie. M�wi�em ju�, �e woda podesz�a wysoko i ko�Ci� stercza� z niej jak ma�a wysepka; ale pow�d� szybko ust�pi�a i pastor Glennie m�g� w najbli�sz� niedziel� odprawi� nabo�e�stwo. Ma�o ludzi bywa�o w naszym ko�ciele, ale mniej jeszcze ni� zazwyczaj przysz�o tego ranka, bo ��ki by�y nadal mokre i b�otniste. Wst�gi wodorost�w oplata�y nagrobki i ca�e zwa�y wodnego zielska le�a�y pod cmentarnym murem, wydzielaj�c zgni��, s�onaw� wo� podobn� do zapachu jajek nurzyka, bo po�udniowo_zachodni sztorm zwykle wyrzuca na brzeg wszelkiego rodzaju morskie �miecie. Tutejszy ko�Ci� jest ca�kiem du�y, przedzielony w �rodku kamiennym przepierzeniem. Zapewne dawniej, gdy Moonfleet by�o wi�ksze, starczy�o ludzi, by go wype�ni�, ale odk�d pami�tam, nikt si� nigdy nie modli� w jego zachodniej cz�ci, zwanej g��wn� naw�. Znajdowa�o si� tam tylko par� starych grobowc�w i tarcza z herbem kr�lowej Anny, pod�oga by�a wilgotna i poros�a mchem, a na bia�ych �cianach widnia�y zielone zacieki po deszczach. Dla tej garstki ludzi, kt�rzy przychodzili do ko�Cio�a, zupe�nie wystarcza�o prezbiterium po drugiej stronie przepierzenia, gdzie pod�oga w stallach by�a drewniana, a ich wysokie d�bowe oparcia chroni�y od przeci�g�w. Tej niedzieli przysz�y do ko�Cio�a mo�e trzy lub cztery osoby, nie licz�c pastora Glennie, RAtseya i nas kilku ch�opc�w, kt�rzy przebyli�my bagniste ��ki usiane potopionymi kretami i sorkami. Nawet mojej ciotki nie by�o w ko�ciele, bo akurat cierpia�a na migren�, ale tych, kt�rzy przyszli, czeka�a nie lada niespodzianka, bo oto w stallach zasiad� Elzewir Block we w�asnej osobie. Ludzie wchodz�c gapili si� na niego, gdy� nikt go w ko�Ciele jeszcze nie widzia�; jedni twierdzili, �e jest katolikiem, inni - �e w og�le w nic nie wierzy. Jakkolwiek by z tym by�o, tego dnia, do ko�cio�a przyszed�, bo mo�e chcia� odwdzi�czy� si� pastorowi za u�o�enie wierszy na gr�b Dawida. Na nikogo uwagi nie zwraca�, nie k�ania� si� wchodz�cym, jak to by�o w zwyczaju, tylko utkwi� wzrok w modlitewniku, kt�ry trzyma� w d�oni, cho� wcale z niego nie czyta�, bo nawet kartki nie odwr�ci�. W ko�ciele panowa�a taka wilgo� po niedawnej powodzi, �e Ratsey rozpali� ogie� w miedzianym koszu za stallami, czego nigdy nie robiono, p�ki zima si� naprawd� nie zacz�a. My, ch�opcy, usadowili�my si� jak najbli�ej ognia, bo ch��d szed� od kamiennych p�yt pod�ogi, a poza tym byli�my tu daleko od pastora, zas�oni�ci wysokimi oparciami �awek, i mogli�my upiec sobie jab�ko czy kasztana bez obawy, �e nas przychwyci. Ale tego ranka co� innego jeszcze zaprz�ta�o nasze my�li; bo zanim nabo�e�stwo na dobre si� rozpocz�o, us�yszeli�my jakie� dziwne �oskoty dobywaj�ce si� spod ko�cio�a. Pierwszy raz zdarzy�o si� to, gdy pastor Glennie ko�czy� w�a�Nie "Drodzy moi...", a znowu nas dosz�y, zanim odczyta� drug� lekcj�. NIe by� to ha�as g�o�ny, co� jakby stukot obijaj�cych si� o siebie �odzi na morzu, tylko �e bardziej pusty i g�uchy. Patrzyli�my po sobie, bo wszyscy wiedzieli, co si� pod ko�cio�em znajduje; �oskoty te mog�y si� jedynie dobywa� z krypty Mohun�w. Nikt w Moonfleet nigdy wn�trza tej krypty nie ogl�da�, ale ojciec Ratseya, kt�ry r�wnie� by� grabarzem i zakrystianem, m�wi� mu, �e krypta MOhun�w znajduje si� pod prezbiterium i �e z�o�ono w niej ponad dwadzie�cia trumien. Nie otwierano jej z g�r� czterdzie�ci lat, to jest od dnia, kiedy pochowano tam Geralda MOhuna, kt�rego krew zala�a, gdy pi� w Weymouth podczas wy�cig�w. POdobno te� pewnego niedzielnego popo�udnia, wiele lat temu, doby� si� stamt�d krzyk tak straszny i nieludzki, �e wszyscy porwali si� i z ko�cio�a uciekli, i nie modlono si� w nim p�Niej przez ca�e tygodnie. Przypomnia�y nam si� owe opowie�ci i skupili�my si� jeszcze bli�ej ognia, przera�eni tymi �oskotami i niepewni, czy nie lepiej wybiec z ko�cio�a i uciec. Co� tam w tej krypcie musia�o si� porusza�, ale przecie� jedynym do niej wej�ciem by�a kamienna p�yta w pod�odze prezbiterium, kt�rej nie podnoszono od lat czterdziestu. Cho� strwo�eni, zostali�my na miejscu, ale gdy stan��em i wyjrza�em przez wysokie oparcie �awki, zobaczy�em, �e inni te� si� nieswojo czuj�; babka Tucker tak si� gwa�townie zatrz�s�a s�ysz�c te �oskoty, �e okulary dwa razy spad�y jej z nosa na podo�ek; RAtsey za� jakby usi�owa� ten ha�as zag�uszy� - to szura� nogami, to z trzaskiem zamyka� sw�j modlitewnik. Lecz najbardziej mnie zdumia�o, �e Elzewir Block, kt�ry, jak powiadano, nie ba� si� ani Boga, ani diab�a, rzuca� na RAtseya szybkie, niespokojne spojrzenia, ilekro� s�ycha� by�o podziemny �oskot. Tak wi�c zostali�my wszyscy w ko�ciele, a pastor Glennie doszed� ju� do po�owy kazania. Jego wywody zaciekawi�y mnie, cho� by�em tylko ch�opcem, bo przyr�wnywa� �ycie cz�owieka do litery "Y", m�wi�c, �e ka�dy z nas dojdzie kiedy� do miejsca, w kt�rym drogi si� rozchodz�, podobnie jak ramiona tej litery, i �e musi wtedy wybra�, czy p�jdzie dalej szerok� i spadzist� drog� na lewo, czy strom� i w�sk� �cie�yn� na prawo. "Bo - m�wi� - je�li zajrzycie do waszych ksi��ek, przekonacie si�, �e litera "Y" nie jest taka jak w herbie Mohun�w, kt�rej oba ramiona s� jednakowe, lecz jej lewe rami� jest szersze i mniej strome ni� prawe; dlatego te� staro�ytni m�drcy utrzymywali, �e to lewe rami� przedstawia spadzist�, �atw� drog� upadku i zniszczenia, a prawe - trudn� i w�sk�, lecz wznosz�c� si� do Boga drog� �ycia". Wys�uchawszy tych s��w zacz�li�my wszyscy szuka� w naszych modlitewnikach du�ej litery "Y", a babka Tucker, kt�ra nie odr�nia�a "A" od "B", naj�ywiej grzeba�a w swojej ksi��ce, chc�c ludziom pokaza�, �e czyta� umie. I w tej w�a�nie chwili doby� si� spod ko�cio�a g�uchy i straszniejszy jeszcze ni� przedtem odg�os, niby j�k g��bokiego b�lu. Babka Tucker a� w g�r� podskoczy�a, zawo�a�a g�o�no do pastora Glennie: - Jak�e mamy s�ucha� kazania, gdy MOhunowie z grob�w powstaj�! - po czym w pop�ochu wybieg�a z ko�cio�a. Tego ju� i dla innych by�o za wiele i uciekli wszyscy, a pani Vinning biegn�c krzycza�a: - Na lito�� bosk�! Czarnobrody chce nas zadusi� jak Pomylonego Jonesa! W jednej chwili ko�ci� opustosza� i zosta� w nim tylko pastor Glennie, Ratsey, Elzewir Block i ja. Bo nie uciek�em; po pierwsze dlatego, �e nie chcia�em stch�rzy� w obecno�ci doros�ych m�czyzn; po drugie mia�em nadzieje, �e gdyby Czarnobrody wtargn�� do ko�cio�a, to rzuci�by si� raczej w�a�nie na nich, a nie na mnie, ma�ego ch�opca; a po trzecie wiedzia�em, �e Elzewir Block jest silny i nawet Mohunowi da�by rad�. Pastor Glennie dalej g�osi� s�owo Bo�e, jak gdyby nie s�ysza� owych �oskot�w ani nie widzia� ludzi opuszczaj�cych ko�ci�. Elzewir Block wyszed� dopiero po sko�czonym kazaniu, ale ja zosta�em, �eby us�ysze�, co pastor powie Ratseyowi o ha�asach dochodz�cych z krypty. Grabarz pomaga� mu zdj�� ornat i widz�c mnie powiedzia�: - B�g zes�a� mi�dzy nas z�e duchy i straszno si� cz�owiekowi robi, gdy s�yszy, jak pod jego nogami umarli ruszaj� si� w grobach. - Gadanie! - rzek� pastor. Tylko ludziom pospolitym, kt�rzy strach w sobie kryj�, te odg�osy wydaj� si� tak okropne. A je�li o Czarnobrodego idzie, to nie przecz�, �e czasem dusze z�ych ludzi spoczynku znale�� nie mog� i �ywym si� ukazuj�. Te ha�asy za� s� z pewno�ci� dzia�aniem si� Natury, jak ryk fal uderzaj�cych o brzeg. POw�d� zala�a krypt�, trumny zacz�y p�ywa� i niesione przez jakie� wiry uderzaj� o siebie, wydaj�c te puste odg�osy. I macie te wasze z�e duchy! Wi�c prawd� jest, �e umarli poruszaj� si� pod naszymi stopami, ale nic na to poradzi� nie mog�, bo woda ich po ca�ej krypcie nosi. A fe, Ratsey, wstydzi�by� si�, cz�owieku, tak straszy� biednego ch�opca g�upim gadaniem o duchach. To, co si� tam rzeczywi�cie dzieje, jest ju� i tak do�� okropne. W s�owach pastora brzmia�a prawda i nie w�tpi�em, �e ma racj�. Tak wi�c tajemnica zosta�a wyja�niona; a jednak by�o to straszne i przechodzi� mnie dreszcz na my�l o Mohunach dryfuj�cych w swych trumnach i obijaj�cych si� o siebie w ciemno�Ci. Wyobra�a�em sobie, jak to musi wygl�da�: ca�e pokolenia Mohun�w, starcy i dzieci, m�czy�ni i m�ode kobiety, teraz same ko�ci, unosz� si� w swoich spr�chnia�ych skrzynkach, a sam Czarnobroedy w najwi�kszej trumnie nadp�ywa, roztrzaskuje inne, jak statek na wzburzonym morzu, kt�ry czasem druzgoce w�r�d fal ma�� ��d� usi�uj�c� do niego przybi�. A jeszcze pomy�Le� o ca�kowitej ciemno�Ci panuj�cej w krypcie, o duchocie, o cuchn�cej zgnilizn� wodzie, po kt�rej te �a�osne statki �egluj� niemal pod sklepieniem! S�owa pastora zbi�y nieco RAtseya z tropu, ale robi�c dobr� min� do z�ej gry, powiedzia�: - Tak, ojcze, jestem tylko prostym cz�owiekiem i nie znam si� na powodziach i tych r�nych wirach, i tajemnych si�ach Natury; ale, za przeproszeniemn Ojca, uwa�am, �e nale�y bra� nauk� z przestr�g, jakie s� nam dane. Zawsze m�wiono: "Mohun ruszy si� w grobie, to Moonfleet w �a�obie", a ojciec m�j powiada�, �e jak ostatni raz si� ruszyli, a dzia�o si� to w drugim roku panowania kr�lowej Anny, to by� taki sztorm, �e ludziom dachy znad g��w zabiera�o. Je�li za� o straszenie dzieci chodzi, to lepiej by by�o, �eby niekt�rzy niesforni ch�opcy bardziej si� w ryzach trzymali, a nie w�cibiali nosa w nie swoje sprawy, bo jeszcze co� z�ego mo�e im si� przytrafi�. POj��em, �e te ostatnie s�owa do mnie jako ostrze�enie by�y skierowane, cho� wtedy jeszcze w pe�ni nie zrozumia�em, co Ratsey mia� na my�li. Rzek� swoje i odszed� gniewny z Elzewirem, kt�ry czeka� na niego przed ko�cio�em. Ja za� odprowadzi�em pastora do domu, nios�c jego ornat. Pastor Glennie by� zawsze bardzo przyjazny, lubi� mnie i rozmawia� ze mn� jak z r�wnym sobie; pewnie dlatego, �e nikt w naszych stronach nie posiada� takiej jak on wiedzy i wszystko mu by�o jedno, czy m�wi z nieuczonym ch�opcem, czy z nieuczonym doros�ym cz�owiekiem. Gdy min�wszy furtk� cmentarza wyszli�my na zamulone ��ki, znowu zapyta�em go o Czarnobrodego i jego zagubiony skarb. - M�j synu - rzek� mi na to - tyle tylko wiem, �e �w pu�kownik Mohun (tak nierozs�dnie zwany Czarnobrodym) roztrwoni� maj�tek rodzinny i swoimi wybrykami doprowadzi� do ruiny przytu�ek i wygna� z niego ubogich. Je�li pog�oski o nim nie s� k�amliwe, by� cz�owiekiem z�ym i poza licznymi pomniejszymi niegodziwo�ciami r�ce swoje splami� krwi� wiernego s�ugi, kt�rego zg�adzi�, gdy� do uszu tego cz�owieka doszed� jaki� grzeszny sekret jego pana. P�Niej za�, gdy poczu� zbli�aj�cy si� koniec, pe�en strachu i wyrzut�w sumienia (jak to zwykle bywa z tymi, co z�e wiod� �ycie), mimo �e by� protestantem, wezwa� katolickiego proboszcza KIndersleya z Dorchester, by mu si� wyspowiada�; pragn�c za� naprawi� wyrz�dzone krzywdy, przeznaczy� skarb tak zdradliwie wy�udzony od kr�la Karola (bo nic ju� innego nie mia�) na odbudow� i utrzymanie przytu�ku dla ubogich. Wszystko to spisa� w testamencie, kt�ry widzia�em; �w skarb okre�lony jest w nim jedynie jako diament, lecz gdzie go odnale�� mo�na, s�owem nie wspomnia�. Zapewne sam go pragn�� odszuka�, by sprzeda� i p�niej przeznaczy� otrzymane pieni�dze na �w szlachetny cel, lecz nim zd��y� to uczyni�, �mier� go zaskoczy�a. Wi�c ludzie m�wi�, �e nie mo�e zazna� spokoju, bo krzywd wyrz�dzonych naprawi� nie zd��y�, i wtedy dopiero w grobie odpocznie, kiedy skarb zostanie odnaleziony i z korzy�ci� dla ubogich u�yty. Wiele rozmy�la�em o tym, co pastor Glennie powiedzia�. Zastanawia�em si� te�, gdzie Czarnobrody m�g� sw�j diament ukry� i czy ja sam nie m�g�bym go kiedy� odnale�� i sta� si� bogatym cz�owiekiem. A gdy przypomnia�em sobie ha�asy, jakie si� spod ko�cio�a dobywa�y, i jak je pastor t�umaczy�, r�ne pomieszane my�li przychodzi�y mi do g�owy, bo, jak ju� m�wi�em, by� to odg�os g��boki i g�uchy, wi�c jak�e go mog�y wydawa� przegni�e trumny? Widywa�em nieraz, jak Ratsey, kopi�c nowy gr�b, wyci�ga� z ziemi kawa�ki trumien, a czasem i tablic� z zatartym nazwiskiem i dat� wskazuj�c�, �e trumna niezbyt d�ugo w ziemi le�a�a, ju� za� by�a przegni�a i spr�chnia�a. Wprawdzie w ziemi �atwiej ni� w krypcie niszcza�a, ale gdy zdj�to p�yt� z murowanego grobu starego Guya, �eby wdow� po nim obok u�o�y�, Ratsey pozwoli� mi zajrze� do �rodka i zobaczy�em, �e trumna Guya jest ca�a pop�kana i wypaczona i wygl�da, jakby j� mo�na by�o jednym mocnym uderzeniem rozbi� na kawa�ki. A w krypcie Mohun�w trumny od ca�ych pokole� sk�adano i na pewno teraz spr�chnia�e s� jak hubka, lecz uderzaj�c o siebie dudni� niby b�bny, jakby ze zdrowego by�y jeszcze drzewa i ca�kiem szczelne. Pastor Glennie musi jednak mie� racj�, bo je�eli nie trumny, to co tak g�o�no dudni�o? W poniedzia�ek, nast�pnego dnia po owej niedzieli, kiedy s�yszeli�my w ko�ciele te ha�asy, pobieg�em zaraz po lekcjach na cmentarz, �eby pos�ucha� na zewn�trz ko�cio�a, czy Mohunowie jeszcze si� w trumnach ruszaj�. M�wi� "na zewn�trz ko�cio�a", bo domy�la�em si� z tego, co Ratsey powiedzia� o ch�opcach w�cibiaj�cych nosy w nie swoje sprawy, �e mi teraz klucza nie po�yczy; a poza tym pewnie i ba�bym si� znale�� ca�kiem sam w ko�ciele. Dobieg�em zdyszany na cmentarz i przytkn��em ucho najpierw do p�nocnego, to jest znajduj�cego si� od strony wioski muru ko�cio�a. PO�o�y�em si� na ziemi w wysokiej, mokrej trawie, �eby lepiej s�ysze�, czy jaki g�os dobiegnie. Ale cicho by�o zupe�nie, wi�c doszed�em do wniosku, �e Mohunowie zn�w w spokoju odpoczywaj�. Pomy�la�em sobie jednak, �e jeszcze obejd� ko�ci� i pos�ucham od strony morza, czyli od po�udnia, bo by� mo�e ci ja�niepa�stwo przesun�li si� na tamt� stron� i tam si� teraz o siebie obijaj�. Poszed�em wi�c dooko�a muru i nie bez przyjemno�ci wydosta�em si� z zimnego cienia na s�oneczn� stron�. Lecz tu czeka�a mnie niespodzianka, bo gdym si� wy�oni� spoza stercz�cej przy murze przypory, ujrza�em dw�ch m�czyzn, kt�rymi byli nie kto inny jak mistrz Ratsey i Elzewir Block. Nie zauwa�yli mnie, bo Ratsey ni mniej, ni wi�cej tylko tak samo jak ja przed chwil� le�a� na ziemi z uchem przy murze, podczas gdy Elzewir siedzia� oparty o przypor�, z lunet� przy oku, fajk� w ustach i patrzy� na morze. I chocia� mia�em takie samo jak oni prawo by� na cmentarzu, wstyd mnie nag�y ogarn��, jakby mnie na gor�cym uczynku przy�apano, i poczu�em, �e si� czerwieni�. Chcia�em zrazu odwr�ci� si� i uciec, alem w ko�cu postanowi� zosta� na miejscu, bo i tak pewno mnie zauwa�yli, wi�c powiedzia�em "dzie� dobry". Mistrz Ratsey skoczy� na r�wne nogi zwinnie jak kot i gdyby nie by� doros�ym m�czyzn�, pomy�la�bym, �e te� si� zaczerwieni�. W ka�dym razie krew mu nabieg�a do twarzy, ale to mo�e od d�ugiego le�enia na ziemi. Spostrzeg�em jednak, �e by� nieco zbity z tropu, gdy stara� si� powiedzie� "dzie� dobry, JOhn" swobodnie, jakby nie widzia� w tym nic nadzwyczajnego, �e le�y sobie w zimowy poranek na cmentarnej ziemi, z uchem przytkni�tym do muru ko�cio�a. - Dzie� dobry John - powiedzia� wi�c. - Co tu robisz na cmentarzu w tak pi�kny dzie�? Odpar�em, �e przyszed�em pos�ucha�, czy MOhunowie jeszcze si� ruszaj�. - Tego ci powiedzie� nie mog� - rzek� Ratsey - bo nie mam czasu zajmowa� si� takimi g�upstwami. Musz� sprawdzi�, czy pow�d� nie podmy�a muru ko�cio�a i czy nie trzeba go b�dzie podstemplowa�. A je�li nie masz nic lepszego do roboty, jak wa��sa� si� ca�y ranek, to lepiej skocz do mego warsztatu i przynie� mi m�otek, bom go zapomnia� zabra�, a musz� zobaczy�, jak tynk si� trzyma. Domy�la�em si�, �e to tylko takie wym�wki, bo mur by� mocny jak ska�a, ale ucieszy�o mnie, �e mog� skorzysta� z okazji i wycofa� si� z miejsca, gdzie nie by�em po��dany. I rzeczywi�cie szybko mia�em si� przekona�, �e ze mnie zadrwi�, bo gdy wraca�em z m�otkiem, spotka�em ich obu na ��kach, w drodze do wsi. Ratsey znowu sprytnie si� wykr�ci� m�wi�c, �e ju� go teraz nie potrzebuje, bo wie, gdzie troch� zaprawy doda�. - Ale jak masz tyle wolnego czasu - ci�gn�� - to pomo�esz mi jutro za�o�y� nowe �awy do "Petrela", bo stare ju� do niczego. Wracali�my we trzech do wioski, a gdy mistrz Ratsey zmy�la� swe wykr�ty, zerkn��em na Elzewira i spostrzeg�em, �e mru�y oczy pod g�stymi brwiami, jakby go bawi�o zak�opotanie grabarza. Nast�Pnej niedzieli w ko�Ciele panowa� zwyk�y spok�j, Elzewir na nabo�e�stwo nie przyszed� i nigdy wi�cej nie s�ysza�em, �eby si� kiedy MOhunowie w swej krypcie ruszali. 3~ Odkrycie Odwa�ni ryzykanci gardz� ograniczon� zmys��w w�adz�, w nieznane patrz� �mia�o: s�uchaj� g�osu wiatru, lecz gdy naprz�d p�dz�, spojrz� wstecz... (Gray) M�wi�em ju�, �e cz�sto sp�dza�em za dnia wolny od lekcji czas na cmentarzu; po�o�ony by� na niewielkim wzniesieniu, sk�d roztacza� si� najlepszy widok na morze i przy dobrej pogodzie mo�na by�o dostrzec francuskich korsarzy zaczajonych pod ska�ami przyl�dka Snout na statek kursuj�cy do Indii lub wychodz�cy na Kana�. W Moonfleet niewielu by�o ch�opc�w w moim wieku i z �adnym si� jako� nie przyja�ni�em; pozostawiony sam sobie, cz�sto duma�em nad tym, czy owym, a zawsze na �wie�ym powietrzu - g��wnie dlatego, �e ciotka nie lubi�a patrze� na ch�opca, kt�ry bezczynnie wa��sa si� w zab�oconych butach po domu. Przez kilka tygodni po owym dniu, gdy niespodzianie zaskoczy�em Elzewira i Ratseya, trzyma�em si� z dala od cmentarza, boj�c si� ich spotka�; lecz nieco p�Niej znowu zacz��em tam chodzi� i nie natkn��em si� na nich wi�cej. Najbardziej lubi�em siadywa� na p�askim szczycie nagrobka znajduj�cego si� po po�udniowo_wschodniej stronie ko�cio�a. S�ysza�em, jak pastor Glennie nazywa� go "o�tarzem", i pewnie kiedy� by� to �adny pomniczek z rze�bionymi festonami kwiat�w i owoc�w, ale tak zniszcza� od niepog�d, �e nawet nie da�o si� odczyta� wyrytych na nim liter i dowiedzie�, kogo pod nim pochowano. Tu lubi�em przebywa� nie tylko dlatego, �e wygodnie by�o siedzie� na p�askiej p�ycie nagrobka, ale i dlatego, �e zas�ania�a go od wiatru g�sta k�pa cis�w. Kiedy� pewnie okala�y go ze wszystkich stron, lecz od po�udnia albo wygin�y, albo wyci�to je umy�lnie, by ka�dy, kto na nagrobku siada�, m�g� patrze� na morze, doskonale chroniony przed wiatrem. Drzewa ros�y g�sto i blisko nagrobka, tworz�c niby wysokie oparcie fotela. NIejednokrotnie jesieni� p�yt� pokrywa�y karmazynowe jagody mirtu, kt�re zbiera�em i zanosi�em ciotce, bo lubi�a je przegryza� do szklaneczki tarni�wki po niedzielnym obiedzie. Bez w�tpienia i inni uwa�ali, �e miejsce to jest wygodne i daje dobry widok na morze, bo od strony po�udniowej wydeptano �cie�yn�, chocia� nigdy, b�d�c tam, nikogo nie spotka�em. Zdarzy�o si� wi�c, �e pewnego popo�udnia z pocz�tkiem lutego roku 1758 siedzia�em na tym nagrobku i patrzy�em w morze. Zima jeszcze trwa�a, ale ciep�o by�o jak w maju i tak spokojnie, �e wyra�nie dochodzi� mnie dudni�cy stuk rzepy, kt�r� dziadek George wrzuca� do swego w�zka o p� mili st�d, na stoku wzg�rza. Pogoda od czasu powodzi by�a �agodna, tyle, �e wia�y mocne wiatry, ale deszcz prawie nie pada�. I gdy podesch�o, zacz�a p�ka� ci�ka, gliniasta gleba, na kt�rej stoi ca�e Moonfleet - co zwykle zdarza si� w samym �rodku lata. P�kni�cia bieg�y wzd�u� �cie�ki wiod�cej przez nadmorskie ��ki ze wsi do ko�cio�a, pojawi�y si� te� na samym cmentarzu, a jedna z takich szpar podchodzi�a pod ten w�a�nie nagrobek, na kt�rym siedzia�em. Musia�o by� chyba po czwartej i chcia�em ju� wraca�, �eby zd��y� do ciotki na kolacj�, gdy pos�ysza�em jakie� szmery i �oskoty dobywaj�ce si� spod nagrobka. Szybko zeskoczy�em z mojego siedzenia i zobaczy�em, �e rozpadlina poszerzy�a si� tu� przy grobie i utworzy�a dziur� co najmniej na jedn� stop� szerok�, si�gaj�c� pod du�y kamie�, kt�ry stanowi� jeden z bok�w pomniczka. Ukl�k�em, opar�em si� r�kami o ziemi� i stwierdzi�em, �e owa dziura otwar�a wej�cie do znajduj�cej si� pod nagrobkiem obszernej jamy. Nie ma chyba ch�opca, kt�ry by widz�c dziur� w ziemi, jaskini� na zboczu wzg�rza lub, co wi�cej, jakie� podziemne przej�cie, zdo�a� si� oprze� gwa�townej pokusie i natychmiast tam nie wlaz�, �eby zobaczy�, co to takiego i dok�d prowadzi. Tak w�a�nie by�o ze mn�: gdym ujrza�, �e dziura podchodzi pod nagrobny kamie�, wsun��em si� w ni� stopami naprz�d, opad�em na mi�kkie usypisko na dnie i po chwili ca�kiem wyprostowany stan��em pod samym nagrobkiem. Tego mniej wi�cej oczekiwa�em, bo ju� przedtem s�dzi�em, �e pod tym pomniczkiem musi by� jaka� krypta; teraz jej sklepienie run�o i ziemia obsypa�a si� do �rodka. Lecz gdy moje oczy przyzwyczai�y si� do ciemno�ci, zobaczy�em, �e to nie �adna krypta, tylko pocz�tek podziemnego korytarza, kt�ry �agodnym spadkiem prowadzi� w stron� ko�cio�a. Serce wali�o mi mocno, tak by�em tym zaskoczony i podniecony, i wydawa�o mi si�, �em dokona� wspania�ego odkrycia i to tajemne przej�cie na pewno musi prowadzi� do jakiego� niezwyk�ego miejsca i wspania�ych rzeczy, by� mo�e nawet do skarbu Czarnobrodego, bo od czasu gdym us�ysza� opowie�� pastora Glennie, cz�sto widzia�em przed oczyma diament pu�kownika MOhuna i bogactwa, jakie by mi przyni�s�. Korytarz mia� dwa kroki szeroko�Ci, a wysoki by� na tyle, �e ros�y m�czyzna m�g� si� w nim zmie�ci� - przekopano go niczym nie obmurowuj�c ani nie szaluj�c. Najbardziej zdumia�o mnie, �e nie sprawia� wra�enia opuszczonego, nie by�o w nim paj�czyn ani ple�ni, jak to zwykle w podobnych miejscach, wygl�da� za� raczej na przej�cie cz�sto u�ywane. W mi�Kkiej glinie widnia�o wiele odcisk�w but�w, rysowa� si� te� ci�g�y �lad, jakby przepychano t�dy bardzo ci�kie przedmioty. Ruszy�em wzd�u� korytarza, trzymaj�c r�k� przed sob�, �eby na nic w ciemno�ciach nie wpa��, i powoli przesuwa�em stopy, by omija� dziury. Ale gdy zrobi�em kilka krok�w, mrok zg�stnia�, zl�k�em si� ciemno�ci i szybko zawr�ci�em, zadowolony, �e mam teraz przed sob� w�t�y promyczek �wiat�a ws�czaj�cy si� przez rozpadlin� pod nagrobkiem. Chwyci� mnie strach i anim si� obejrza�, a ju� przeciska�em si� na zewn�trz, by jak najszybciej wydosta� si� na mi�kk� muraw� i zn�w oddycha� �wie�ym, �agodnym powietrzem zapadaj�cego zmierzchu. Pobieg�em co si� do domu, bo ju� pora kolacji min�a. A poza tym wiedzia�em, �e musz� zdoby� �wiec�, je�li mam zbada� podziemny korytarz; postanowi�em sobie bowiem to zrobi�, mimo �e si� porz�dnie strachu najad�em. Kiedy wszed�em do kuchni, ciotka ledwie mnie przywita�a, bom si� sp�Ni� i by�em zgrzany. Nigdy nie m�wi�a wiele, gdy mia�a o co� do mnie pretensj�, lecz umia�a nawet milcze� w taki spos�b, �e ju� wola�bym jej �ajania; zbywa�a mnie tylko kr�tkim "tak" lub "nie", gdy o co� pyta�em. KOlacja przesz�a w ciszy, ciotka ju� j� ko�czy�a, nim przyszed�em, a mnie ma�o obchodzi�o, co jem, bo g�ow� mia�em nabit� swoim odkryciem. Poza tym herbata by�a ledwo ciep�a, a i reszta niezbyt smaczna. MO�ecie si� domy�li�, �e nie powiedzia�em ciotce o tym, co widzia�em. POstanowi�em, gdy tylko p�jdzie spa�, wzi�� �wiec�, hubk� i krzesiwo i wr�ci� na cmentarz. S�o�ce zasz�o, ciotka Jane odm�wi�a dzi�Kczynn� modlitw� za posi�ek i zwracaj�c si� do mnie powiedzia�a r�wnym, suchym g�osem: - Zauwa�y�am Johnie, �e cz�sto w��czysz si� po nocy, czasem nawet a� do p� do �smej czy �smej. To niestosowne dla m�odych ludzi, kt�rzy powinni po zmroku siedzie� w domu, i nie chc�, �eby mojego siostrze�ca nazywano w��czykijem. "Czym skorupka za m�odu nasi�knie, tym na staro�� tr�ci" - powiada przys�owie, a pami�taj, �e takie wa��sanie si� po nocy sprowadzi�o twego ojca na bezdro�a, przez co moja biedna siostra tak okrutnie cierpie� musia�a i ci�kie mia�a �ycie, p�ki go mi�oSierny B�g nie powo�a� do siebie. Ciotka zawsze tak o moim ojcu m�wi�a i chocia� go nie pami�ta�em, wierzy�em g��boko, �e by� cz�owiekiem uczciwym i wiernym towarzyszem w potrzebie, tyle, �e lubi� si� w��czy� i czasem r�k� do kontrabandy przy�o�y�. - Wi�c zapami�taj - m�wi�a dalej ciotka - �e nie pozwol� ci wyj�� dzi� po zmroku, o nie, ani dzi�, ani �adnego innego dnia. Gdy robi si� noc, ��ko jest jedynym w�a�ciwym miejscem dla ch�opc�w w twoim wieku. A je�li wydaje ci si�, �e jest zbyt wcze�nie, to mo�esz posiedzie� ze mn� w bawialni, a ja poczytam ci nauk� doktora Sherlocka, kt�ra wybije ci puste my�li z g�owy i przysposobi do spokojnego snu. POsz�a naprz�d do bawialni, zdj�a ksi��k� z p�ki, po�o�y�a j� na stol

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!