8295

Szczegóły
Tytuł 8295
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8295 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8295 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8295 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8295 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Adam Wi�niewski - Snerg Ot�pienie Przed wej�ciem na klatk� schodow� zatrzyma�em si�, aby spojrze� jeszcze raz za siebie. Chocia� z nik�d nie mog�em si� spodziewa� ciosu, by�o to spojrzenie szybkie, z rodzaju tych, jakie si� rzuca poza siebie w biegu, i zn�w odrobin� nerwowe. Przyznam, �e czu�em si� troch� tak, jak myszkuj�cy po zakamarkach domu z�odziej; poprzednia zrodzona w furii desperacka pewno�� siebie prys�a gdzie� i ju� nawet u�o�y�em sobie jak�� wykr�tn� odpowied� na wypadek, gdyby mnie kto spyta�, co ja tutaj robi�. Tyle by�o jeszcze we mnie przytomno�ci umys�u. U�o�y�em sobie t� wykr�tn� odpowied� i pod murem, gdzie wcze�niej o ma�o bym nie zwymiotowa�, klepa�em j� po�piesznie na g�os jak pacierz dop�ty, a� mi wylecia�a z pami�ci. W uszach skwiercza� mi suchy g�os baby dochodz�cej do mnie z s�siedniego bloku. Chyba usiad�bym na progu, ale niepodobie�stwem by�o siedzie� - teraz - gdy trwanie mog�a mi zapewni� jedynie pozycja le��ca. Zdarzy�a mi si� taka chwila, �e zadar�em brod� i ujrza�em, jak �ciana d�ugim �ukiem zwin�a si� nade mn�. I podci�gn�a mnie do siebie, do okien, a ja, wisz�c na niej na cienkiej nylonowej �y�ce kopa�em i gryz�em, a� polecia�y wszystkie szyby. Spostrzeg�em si� zaraz, �e przebieram nogami w miejscu. Wtedy jakie� d�ugie zdanie wyt�amsi�em z gard�a, a by�o to tak, jakbym herbat� sobie s�odzi�, �y�k� po �y�ce i miesza� j� bez ko�ca patrz�c komu� w oczy. Twarda p�yta lodu przywar�a mi do plec�w - to by� ch��d wiosennej nocy. Drzwi naprzeciwko mnie nie wyr�nia�y si� niczym po�r�d innych, jakie kolejno mija�em wa��saj�c si� od godziny po osiedlu. I tak ich identyczno�� dra�ni�a mnie w r�wnym stopniu, jak powtarzana wielokrotnie przez j�kaj�cego si� jedna i ta sama sylaba. Fakt, �e zacz��em si� z�o�ci� akurat pod tymi drzwiami by� oczywi�cie czystym przypadkiem, bo r�wnie dobrze mog�em si� zdenerwowa� pod ka�dymi innymi. W�a�nie dlatego obejrza�em si�, by sprawdzi�, czy kto� nie nadchodzi. Spoza rogu s�siedniego domu wy�oni� si� i pocz�apa� w moj� stron� jaki� emeryt z teczk�. Gdy koleba� si� wzd�u� �ciany wielopi�trowego bloku, pod kt�rym sta�em, zas�oni�em sob� drzwi i wydrapa�em na ich nieskazitelnej powierzchni kilka niekszta�tnych zaciek�w. Dzioba�em w nie scyzorykiem dop�ty, a� z�ama�em czubek ostrza. Wcale nie m�wi�, �e by�o to jakie� wielkie dra�stwo, ale musia�em temu zamkn�� g�b� w jaki� spos�b. Na parterze zatrzyma�em si� przy skrzynkach na listy. Kiedy przygl�da�em si� im w uszach dzwoni� mi jednostajny szmer, kt�rym cisza po setkach stopni strz�sa�a siebie w d� na samo dno wielopi�trowej studni. Trwa�em w tym szumie z twarz� przyci�ni�t� do skrzynki, w kt�rej spoczywa� jeden list: wszystkie przegr�dki by�y puste z wyj�tkiem jednej. Otworzy�em j� zgi�tym gwo�dziem, wyj��em list i schowa�em go do portfela. Bez po�piechu wszed�em na pierwsze pi�tro, potem - ze �wie�o zapalonym papierosem w z�bach - na drugie, i wreszcie na trzecie, gdzie podszed�em do uchylonego okna. Z daleka, z rudo-granatowej g��bi g�uchej nocy i z bliska - z szerokiej �ciany przeciwleg�ego bloku wykipia� na mnie r�j ��tych okien. Pochwycone przez lustro obracaj�cej si� okiennej szyby przelecia�y na tle nieba, zadr�a�y i zm�tnia�y ogl�dane poprzez k��b tytoniowego dymu, zanim zn�w przysiad�y na swych rzeczywistych miejscach w d�ugich, poszczerbionych szeregach. Tak zawis�y i zastyg�y w moich oczach. Przywar�em do parapetu okna i lekko wychyli�em si� nad nim. Patrzy�em przed siebie, kl��em i dr�a�em. Przez d�ugi czas �adna my�l nie przychodzi�a mi do g�owy, nawet wtedy, gdy zebra�em �lin� aby splun�� na chodnik i gdy �ledzi�em, jej lot - nawet wtedy jeszcze nie pomy�la�em o tym. Wreszcie zrobi�o mi si� zimno. Najpierw wyda�o mi si�, �e mam przepe�niony p�cherz, tote� zanim si� cokolwiek zdarzy, powinienem zej�� na d� i poszuka� jakiego� wychodka. Poza mn�, tam i z powrotem przemyka�a winda. Mi�dzy dwoma kolejnymi strza�ami zatrzaskiwanych drzwi zdecydowa�em si� podjecha� wy�ej. Przebieg�em po schodach p� pi�tra i nacisn��em przycisk, akurat w momencie kiedy gas�o �wiat�o. �ci�gni�ta przez kogo� na parter kabina windy wr�ci�a do mnie pusta. Wchodz�c do niej us�ysza�em czyj� podniesiony g�os dobiegaj�cy z parteru. Po kilku sekundach ruchu windy sta�a si� najg�upsza rzecz, jaka mog�a si� przytrafi� w mojej sytuacji: winda zatrzyma�a si� w po�owie drogi mi�dzy dwoma pi�trami. Jak na z�o�� p�cherz podwoi� swoje rozpaczliwe sygna�y: mia�em ju� powa�ne w�tpliwo�ci, czy jego zawarto�� zd��� donie�� do w�a�ciwego miejsca. Pr�by poruszenia drzwiami w celu przywr�cenia przerwanego kontaktu na stykach nie zdo�a�y o�ywi� windy. Omijaj�c przycisk, przy kt�rym widnia� gro�ny napis ,,alarm'' zacz��em naciska� na pozosta�e, ale r�wnie� bez �adnego rezultatu. Naraz pomy�la�em o li�cie: nale�a�o pozby� si� go jak najpr�dzej. Nie mog�em jednak odm�wi� sobie przyjemno�ci przeczytania go przed zniszczeniem. Si�gn��em r�k� do portfela i opar�em si� o drzwi. W tej w�a�nie chwili winda drgn�a i ruszy�a z miejsca, ale nie wznosi�a si� lecz opada�a w d�. Zatrzyma�em si� na parterze. Wr�bel, kt�rego trzyma�em w pude�ku po pa�cie Colgate obudzi� si� i zacz�� �wierka�. Po drugiej stronie okienka drzwi ukaza�a mi si� siwa g�owa i ciemne okulary przes�aniaj�ce znaczn� cz�� piegowatej twarzy. Otworzy�em drzwi. Przede mn� sta� wysoki, dobrze ubrany starzec. Ca�a uwaga jak� mu po�wi�ci�em w pierwszej chwili koncentrowa�a si� na elementach, kt�re nie wiem czemu pierwsze rzuci�y mi si� w oczy: na bia�ym ko�nierzyku jego koszuli i na niesionym przez niego bukiecie czerwonych i ��tych tulipan�w. W prawej r�ce �ciska� bia�� lask�. - Pa�stwo nie wychodz�? - spyta� Przekrzywi� g�ow� na bok i znieruchomia� nas�uchuj�c. Wida�, zaskoczy�o go �wierkanie mojego Fi-Fi. - Nie, wracam na g�r�. Sta� przy mnie z twarz� zwr�con� do lustra, podczas gdy winda z ha�a�liwym mozo�em pokonywa�a kolejne pi�tra. Teraz dopiero, przygl�daj�c si� jego odbiciu w lustrze mog�em zauwa�y�, jak bardzo si� pomyli�em. Wcale nie by� stary: w�osy, kt�re wzi��em pocz�tkowo za siwe, by�y po prostu jasne, za� widniej�ce na jego twarzy fioletowo-szare c�tki nie by�y piegami, lecz licznymi bliznami. Po�wi�ca�em mu tyle uwagi, �e a� zacz�o mnie to niecierpliwi�. Chcia�em te� ju� wreszcie wiedzie�, po co w og�le go dostrzeg�em i przygl�da�em mu si� coraz natarczywiej, z coraz wi�kszym strachem, bo jedno zaraz poci�ga za sob� drugie, bo zaraz co� mog�o mi przyj�� do g�owy, a nie by�o gdzie ucieka� zw�aszcza, �e do�� mia�em w�asnego, zbyt, ju� przepe�nionego p�cherza; taki by�em og�upia�y i wytr�cony z r�wnowagi tym jego daremnym zagl�daniem w lustro, tymi tulipanami przygarni�tymi do bia�ego ko�nierzyka i niemal �miesznym skupieniem �ci�gaj�cym jego c�tkowane policzki, jakby ca�y czas zgrzytania i rozpaczliwych j�k�w windy - czas naszej wi�ziennej celi - nie by� tym, czym by� powinien: niemo�liwie przeci�gaj�cym si� czasem oczekiwania na otwarcie drzwi, lecz bry�� pulsuj�c� w mojej piersi - sercem, wielkim kamieniem uwi�zanym na p�tli przy mojej szyi, ci�arem poci�gaj�cym mnie w g��b. Kiedy docierali�my do jedenastego pi�tra, m�j Fi-fi odezwa� si� po raz drugi. - Niech pan nie trzyma zwierz�t w domu - powiedzia� m�czyzna. Podnios�em na niego oczy odrywaj�c je od swych bosych i oczywi�cie brudnych st�p, by�em bowiem tylko w samej koszuli i spodniach, tak ubrany, jak wybieg�em z domu w tamtej przera�aj�cej chwili, czyli w�a�ciwie prawie nagi; przyjrza�em mu si� wi�c ju� chyba po raz dziesi�ty i chwyci�em go za r�k�. To chyba te jego idiotyczne okulary prze�ama�y co� we mnie i ograniczy�y moj� wdzi�czno��, bo powiedzia�em tylko: dzi�kuj� i poca�owa�em go w nadgarstek. Czy umia� czyta� w cudzych my�lach, czy mo�e bra� mnie za niepoprawnego weso�ka, do�� na tym, �e wcale nie zbity z tropu doda� jeszcze: - Taki ptaszek wyleci przez okno, a potem mo�e si� zdarzy� wielkie nieszcz�cie. Panu r�wnie�. Nie wiedzia�em, kto tu z nas by� wi�kszym wariatem i kto kogo parodiowa�. Winda zatrzyma�a si�, a my stali�my nadal w jej wn�trzu. - Wie pan - zwr�ci�em si� do niego - jakby to panu naj�atwiej wyt�umaczy�. Ot� pewne okoliczno�ci zmuszaj� mnie do przest�powania z nogi na nog�. Ale niech�e pan wreszcie doko�czy! - To tutaj - wskaza� na swoje okulary - to wynik eksplozji. W�a�ciwie bardzo banalna przygoda. Rzuci�em �elazkiem w telewizor. Mo�e... Wyszed�em z windy. Nale�a� wi�c do tego rodzaju kalek, kt�rzy lubi� rozprawia� nad swoim nieszcz�ciem. Mia�em jednak nadziej�, �e nie b�dzie mnie ju� d�u�ej m�czy�. - Wiem - zacz�� zaraz za progiem - jak ci�ko jest nawi�za� kontakt z takim jak ja samotnym cz�owiekiem. Zaczynam zawsze od ko�ca... - urwa�, postuka� troch� kijem, zbli�y� si� do drzwi jednego z mieszka� i odwr�ci� si� do mnie - ... na tym chyba polega moje dziwactwo. Lepiej �eby tego w og�le nie m�wi�. Usiad�em w milczeniu na schodach z desperackim postanowieniem czekania a� si� ode mnie sam odczepi. Jednak wcale mi si� nie narzuca�; zamkn�� za sob� drzwi mieszkania i tyle go widzia�em. Min�o du�o czasu. Mo�e p�, a mo�e ca�a godzina. Winda chodzi�a tam i z powrotem. Trz�s�em si� z zimna. Strza� na dole, strza� ponad mn�: ba�em si� tylko jednego: �eby tutaj kto� nie wysiad�. Gdzie� na odleg�ej ulicy odezwa�o si� i ucich�o przeci�g�e wycie syreny przeje�d�aj�cego wozu policyjnego albo karetki pogotowia. Mi�dzy rozbitym palcem nogi, kt�ry sobie po�lini�em by go oczy�ci� z brudu, a tamtym sygna�em istnia� jaki� daleki zwi�zek, pomy�la�em wi�c, ze ju� jad�. Wszystko co robi�em do tej chwili, a zw�aszcza zatarg z dozorczyni�, wyda�o mi si� bardzo po�yteczne. Bez tego nie by�oby sceny zaskoczenia. Wytar�em nos r�kawem koszuli. Fi-fi spa� cicho w pude�ku. By�o mi zupe�nie dobrze. Pierwsza nasun�a mi si� scena przy oknie. Mo�e dlatego, �e jedenaste pi�tro daje dostateczn� wysoko��. Przez okno - rzecz znana - tylko z nud�w wygl�da si�. To takie naturalne. A jednak zbyt rzadko widzi si� jak�� twarz w oknie. Niestety, tak to ju� jest: tyle okien, a nigdy �adnej twarzy. M�g�bym powo�a� si� na statystyk�. Swoj� drog�, �eby tak zaraz wali� �elazkiem w telewizor. Za wiele w tym powagi. Ale co to? Wszyscy pouciekali od okien. (Niniejszym za�wiadcza si�, �e wy�ej wymienieni nie maj� zamiaru opuszcza� miejsc sta�ego zamieszkania). Odsun�li si� tylko, odst�pili w g��b. Widzia�em je nie pierwszy raz z ukrycia: te postacie za firankami. By�o w nich du�o intymno�ci: ,,Piotrusiu uwa�aj - kapie ci na marynark�!'', ,,Czy nie uwa�asz kochanie, �e dzisiaj mo�emy sobie darowa� t� globulk�. Przecie� to dopiero dziewi�ty dzie�.'' Pude�ko z wr�blem ulokowa�em za �cian�. Podkre�lam: nie po�o�y�em go tam, lecz ulokowa�em. Fi-fi nic z tym nie mia� wsp�lnego. No, a teraz buty. Rzecz prosta, trzeba by�o zdj�� buty. Niewykonalne! Ale znowu, co za tragedia. Mog�em zamiast zdejmowania but�w wypowiedzie� na g�o� co� bardzo m�drego. Na przyk�ad co� z literatury klasycznej: ,,NIVEA zawiera EUCERYT, dlatego wnika �atwo w g��b". To mnie powinno postawi� na nogi. Przynajmniej w tym jednym by�o co� niew�tpliwego; fakt, �e euceryt umo�liwia� wnikanie sta� si� dla mnie r�wnie oczywisty jak drugi fakt - �e by� on osi�galny jedynie w kremie NIVEA. Rozumie si� samo przez si�, �e bez wnikania nie mog�em si� oby�. By�em jeszcze na tyle nierozs�dny, �e bodaj po raz ostatni pomy�la�em, �eby to wszystko od�o�y� na p�niej. �wiat n�ci� wieloma pokusami i zach�ca� do u�ywania. Na opakowaniu drogiego �rodka do czyszczenia, przeczyta�em kiedy� taki oto przepis u�ycia: ,,Na�o�y� na szmatk� i trze� energicznie a� do osi�gni�cia po��danego po�ysku''. W sformu�owaniu tej lakonicznej instrukcji nie by�o ani odrobiny przesady, bo istotnie energia okaza�a si� tu niezb�dna. Po praktycznym stwierdzeniu powy�szego faktu przepis wyda� mi si� nieprzyzwoicie wr�cz g�upi. Lecz tylko w pierwszej chwili, bo zaraz zosta�em ol�niony jego zdumiewaj�c� celno�ci�. Dot�d - nieszcz�sny - wyobra�a�em sobie, �e skoro ju� si� p�aci i nak�ada, to powinno zwalnia� od energiczngo pocierania. Tymczasem, czy z na�o�eniem, czy bez niego - energiczne pocieranie zawsze by�o nieuniknione. W kolejnej fazie sceny pod oknem - kt�ra zacz�a si� ju� nieco przeci�ga� - zdarzy�a mi si� taka chwila, �e przesta�em rozumie�, co mn� kierowa�o kiedy krad�em list ze skrzynki. Zanosi�o si� przecie� na to, �e wcale nie zd��� go przeczyta�. By�em zaj�ty czym� zupe�nie innym. Wygl�da�em przez okno, kl��em i dr�a�em. Po jakim� czasie spr�bowa�em oceni� sytuacj�. Zada�em sobie ten trud po prostu dlatego, �e zawsze lepiej by� na bie��co. Ot� przez ostatni kwadrans patrzy�em na d� na chodnik pod murem i pr�bowa�em sobie co� wyt�umaczy�. M�j p�cherz nie bra� w tym trudzie �adnego udzia�u, gorzej nawet: nie dawa� ju� znaku �ycia. Wreszcie uda�o mi si� prze�o�y� praw� nog� przez parapet okna. Wr�ci�a zaraz na swoje stare miejsce. Wi�c wys�a�em tam lew� - ta sama historia. Wtedy powiedzia�em do siebie ostro: ,,Ty...!''. Wola�em sobie jednak tego nie powtarza�. Widzia�em raz tani film, w kt�rym g��wny bohater pope�nia samob�jstwo. Na kr�tko przed tym desperackim aktem wypowiedzia� jaki� drastyczny termin, chyba co� w rodzaju zwi�z�ego podsumowania swojego n�dznego �ycia. Zdaje si�, �e by�o to: ,,g�wno'' lub mo�e nawet: ,,A ja mam w dupie to wszystko!'' - ju� dok�adnie nie pami�tam. Podobno cenzura mia�a z tym jego terminem wiele k�opotu i nawet jaki� stylista chcia� go w og�le usun�� z tekstu scenariusza, bo mu nasuwa� zbyt nieprzyjemne skojarzenia. Jednak ten krytyk, kt�ry potem wyst�pi� w jakim� kulturalnym periodyku napisa� tam, �e jemu taka forma wyra�ania goryczy wcale nie przeszkadza i �e nawet wykszta�cony cz�owiek ma prawo raz w �yciu, przynajmniej przed sam� �mierci� pozwoli� sobie na jak�� bardziej swobodn� wypowied�, a tego prawa nie nale�y ukrywa� w tajemnicy. ,,Cz�owiek'' - pisa� ten pan na ko�cu swego artyku�u - w chwili �mierci potrafi by� straszny. To trzeba uchwyci� i odda� w filmie mo�liwie najwidoczniej. Tak mnie to wszystko zaciekawi�o, �e kiedy tylko film wszed� na ekrany pobieg�em zaraz do kina i stan��em w d�ugiej kolejce do kasy. Ju� wcze�niej zastanawia�em si� wielokrotnie, jak to w�a�ciwie jest, gdy cz�owiek postanawia sam siebie wyko�czy�, albo jest nieuleczalnie chory i wie na pewno, �e pozosta�o mu najwy�ej kilka godzin �ycia. Przecie� wtedy mo�e ju� robi� co mu si� podoba, bo nie ma nic do stracenia, wi�c mo�e te� p�j�� mi�dzy ludzi z jak�� wstr�tn� wypowiedzi� i wcale go wtedy nie obchodzi, �e wszystkim dooko�a zwi�d�y uszy. Jednak takich ordynarnych s��w rzeczywi�cie nie powinno si� podawa� do publicznej wiadomo�ci. Film z trudem uda�o mi si� obejrze� do ko�ca: nie ogl�da�em jeszcze nigdy bardziej nudnej i krety�skiej historyjki i nawet ten smakuj�cy w luksusowych samochodach chudy brunet razem ze swoim kulminacyjnym podsumowaniem wcale mnie nie rozweseli�. Zaraz przypomnia�em sobie inny film o ludziach przysypanych w piwnicy pod zwalonym domem. By�a tam taka tragiczna scena, w kt�rej nieszcz�nicy dochodz� do wniosku, �e ju� nie mo�na liczy� na ratunek z zewn�trz. W�wczas m�czy�ni i kobiety dobieraj� si� razem parami, tak jako� w milczeniu, i powolutku rozchodz� si� po wszystkich zakamarkach i k�tach. Chocia� nie by�o pokazane wyra�nie, co oni tam potem robi�, z wielu szczeg��w mo�na si� by�o domy�le�, �e ju� im wszystko na tym �wiecie zwisa. Tak tylko wypad�o, �e jedna kobieta z d�ugim oczkiem na po�czosze i z rozbitym kolanem zosta�a sama na �rodku i ju� do ko�ca filmu ze �zami w oczach siedzia�a na walizie. Wieczorem kiedy wr�ci�em do domu i wsun��em si� pod ko�dr� my�la�em jeszcze przez jaki� czas o tej kobiecie i dziwi�em si�, dlaczego nie podbieg�a ona do kt�rego� k�ta i nie zrobi�a tam dzikiej awantury. Potem przewr�ci�em si� na wznak i zacz��em wyobra�a� sobie, �e ja te� tam pod tym zwalonym domem siedz�. Widzia�em tam siebie, jak daj� jej znak i wskazuj� na jakie� tajemne przej�cie, kt�rego przedtem nikt nie zauwa�y�. Po cichu wyszli�my na �wie�e powietrze i stan�li�my po drzewkiem, a ja zaraz do niej ze s�owami otuchy i czystym banda�em - kt�ry kl�kn�wszy w b�ocie - zawi�za�em jej na rozbitym kolanie, tak jak trzeba. W szkole uczyli nas prawid�owego zak�adania opatrunk�w i od razu pomy�la�em sobie, �e to mi si� kiedy� w �yciu przyda. Film ten obejrza�em chyba ju� ze cztery lata temu i owego wieczoru d�ugo rozpami�tywa�em o r�nych sposobach nawi�zywania znajomo�ci z kobietami. W ko�cu znudzi�o mi si� to wszystko, wi�c zapali�em �wiat�o i pu�ci�em sobie p�yt� z Erth� Kid. O ile �atwiej by�o mi teraz wyobrazi� sobie, �e siedz� wci�� na tym samym miejscu. Sta�o si� to mo�liwe zw�aszcza dzi�ki temu, �e kraw�d� kamiennego schodka w�yna�a mi si� pod biodro, a brzuch obejmowa� mi przelewaj�cy si� na nogi jaki� ch�odny ci�ar. M�g�bym mie� co� sobie za z�e lub przeciwnie - cieszy� si� spokojn� rozwag� z jak� rozegra�em pierwsz� scen� pod oknem; potem nast�pi�aby scena druga, nie we wszystkim identyczna z pierwsz�. Tkwi�c tam dowolnie d�ugo mia�em zawsze do�� czasu, by przynajmniej ze sto razy przypomnie� sobie, po co tam si� znalaz�em. A tutaj u mnie na schodku nic si� w�a�ciwie nie dzia�o. Zdaje mi si�, �e pali�em papierosa, cho� nie wiem jak to mog�o by� mo�liwe, bo przedtem musia�bym pomy�le�: ,,chyba zapal� papierosa'' i potrze� zapa�k� - ciszy za� - je�eli ten monotonny grzmot, kt�ry odzywa si� natychmiast, gdy milkn� wszystkie szmery, mo�na nazwa� cisz�! Od kilku minut nie zak��ca� jej �aden d�wi�k, z wyj�tkiem oddechu kobiety stoj�cej za moimi plecami. Czyli, �e sta�o si�: ostatnim co zanotowa�a moja pami�� by� zgrzyt otwieraj�cych si� drzwi windy. Zatrzyma�a si� tu� za mn� i - jak to si� m�wi - ,,�achn�a si� na widok...''. Nawet nie musia�em ogl�da� si�, by oceni� rozmiar niesmaku zniekszta�caj�cego sympatyczn� zapewne przy innych okazjach buzi�. (Fragment czytanki: ,,Osiedle by�o bardzo nowoczesne i �adne. Szerokie przeloty mi�dzy strzelistymi wie�owcami o jasnych, czystych oknach i kolorowych tynkach. Uliczki osiedla wysadzone zosta�y kilka lat temu dojrza�ymi drzewami, kt�re pokry�y si� ju� �wie��, wiosenn� zieleni�.''). Oczywi�cie obraz by�by nie pe�ny, gdyby nie domalowa� gdzie� grupy dzieci swobodnie igraj�cych sobie woko�o na ten cel przeznaczonego miejsca. W takiej to oto scenerii smuk�a pani nios�c siatk� z zakupami, z kt�rej (szczeg�lnie agresywnie) poprzez nylonowe oczka wygl�da�y kuleczki czerwonych rzodkiewek, wjecha�a wind� na jedenaste pi�tro, by tutaj, zwyczajnie, jak co dzie�, skierowa� si� do drzwi swojego malutkiego mieszkania. My�li zaprz�tni�te mia�a wy��cznie podniecaj�c� perspektyw� tej zapobiegliwej krz�taniny w jakiej si� wypowiada si�gaj�cy bodaj samych gen�w zmys� estetycznego przyrz�dzania posi�k�w, i ju� szumia� jej w r�kach niebieskawy strumie� ciekn�cej do wanny ciep�ej wody (bo oczywi�cie k�piel w pierwszej kolejno�ci), gdy tutaj, dwa kroki przed progiem, nieledwie na samej kraw�dzi tej g��bokiej ulgi, kt�r� wyzwala zrzucenie przyciasnych bucik�w, zatrzyma�a si� na miejscu - i jak si� m�wi - ,,�achn�a si� na widok...". No bo... schody niby to czysto zamiecione, a tu jakie� szcz�tki, jaki� spity, rozche�stany pokurcz... �eby nie nazwa� tego czego� inaczej, tak prosto z mostu i po imieniu... Nic mnie ju� nie powstrzymywa�o przed przywo�aniem tamtej, zdawa�oby si� ostatecznie zapomnianej historii ze sp�akanym maluchem, kt�rego ma�o mi w�wczas znany czternastoletni wyrostek otoczony kilkoma m�odszymi od siebie ch�opcami z mojej ulicy sterroryzowa� kiedy� w parku za jakie� wyimaginowane przewinienie i pod gro�b� solidnego lania zmusi� do wyj�cia z krzak�w, przy kt�rych czatowa�a grupa jego prze�ladowc�w - na �cie�k�, i pokazania pewnej przechodz�cej tamt�dy kobiecie tego, co zwyczaj nakazuje wstydliwie ukrywa� przed p�ci� przeciwn�. Mia�em wszelkie warunki do tego, by uczyni� teraz co� na miar� tragizmu mojej sytuacji. Pytanie tylko, przera�aj�ce pytanie: czy by�oby to dostatecznie straszne. Tak si� w tej w�tpliwo�ci zaci��em, �e a� co� we mnie drgn�o i kaza�o rzuci� okiem poza siebie, wreszcie si� obejrze�. O bodajby mi kark p�k� przed tym lub zesztywnia�! - tak �le t�umaczy�em sobie szelest jej sukienki, jej nieruchomo�� za swoimi plecami. Ani k�tem br�zowego oka, ani skrajem d�ugiej rz�sy, ni my�l�, ni twarz�, ani nawet dziurk� w nosie, s�owem: NICZYM, przez t� minutow� wieczno�� nie zerkn�a ku mnie - to by�o napisane w niej i na niej, mog�em sobie to swoimi wyba�uszonymi �lepiami odczyta� na ka�dej jej cz�ci. Nie dostrzeg�a mnie wi�c. Ale nie dlatego, by mnie nie chcia�a zobaczy�. Po prostu wcale widocznie mnie tutaj nie by�o. Sta�a sobie ca�kiem sama, lekko zgi�ta w pasie, pochylona nad torebk�, kt�r� podtrzymywa�a kolanem (obcas przy tym dziko w puste korytarze skrzypia�) i grzeba�a w niej spokojnie w poszukiwaniu klucza. Znalaz�a go. Wsun�a w zamek - nie by�o mnie dla niej przy tym. Przekr�ci�a: tru-tam! - praktycznie i indywidualnie, te� sama, przy mojej w niej nieobecno�ci pchn�a drzwi i znik�a za nimi, jakbym w og�le nie istnia�. By�em zdruzgotany. Przesz�a sobie t�dy i ju� nic nie by�o. Nie by�o mnie dla niej ju� tutaj, ani potem tam, gdzie roztrzaskany na chodniku pod murem le�a�em, lecz ju� teraz tutaj. Naraz co� mi w g�owie p�k�o. Po prostu struchla�em. Bo przecie� tam - u niej - w �rodku, dalszy ci�g tej nieobecno�ci mojej. Zerwa�em si� z miejsca i skoczy�em do drzwi. Ucho w lakierowane drewno ca�� swoj� powierzchni� wsysa, a tam kontakt: pstryk, lewy i prawy but: szur do k�ta, westchnienie, b�oga ulga - zaraz potem, kurek nad wann�, psst - woda niebieskawym strumieniem ju� posz�a, uff.., wtem drzwi zatka� szmer w �azience, troch� trwo�nej ciszy i... brzd�k! - szklanka o talerz z j�kiem przeci�g�ym t�ucze, a gnieciony papier jakiego� opakowania sapanie moje w jej drzwi przedrze�nia, wi�c pewnie zaraz i rzodkiewki, co mi ostanie na progu przy jej �ydce mign�y do zlewu wpadn�, pod kran, aby... aby... Struchla�em raz jeszcze. Wi�c co to? Jak to jest mo�liwe? Gdzie ja? Czy tu - o cztery kroki, ale nieistniej�cy, czy w mie�cie odleg�ym jakim�? A co ja tutaj ze swoim gilem przy nosie robi�? Czy si� ju� wytrze� nie op�aci? Naraz co� si� zn�w zakot�owa�o we mnie. Na pr�g! Na wycieraczk� jej nasikam. Ka�u�� nieczysto�ci tajemny znak jej dam. W ten pod�y spos�b w jej �ycie osob� swoj� brutalnie wtargn�, o sobie jej przypomn�. Lecz czy to aby wszystko razem dostatecznie straszne? Czy jutro prawd� moj� o mnie wiernie jej to odda? A jak przed �sm� rano, przechodz�c nad ostatnim �ladem po mnie wcale na ca�ym ciele nie zadygocze, a jak ,,Psia ko��!'' pod zmarszczonym noskiem niedbale mruknie: ,,Zn�w jaka� rura w �cianie trzas�a'' - niegramatycznie doda? Taki� to nekrolog m�j? Taka wzmianka, tre�� taka? Chyba jednak pali�em papierosa. Dymek jaki� siny snu� mi si� przy twarzy: jak worek mokrych trocin odpad�em od drzwi, od wn�trza za nimi, od my�li o niej i siedzeniem lodowatym przywar�em ci�ko do starego miejsca na schodach. Ale� te� i to trwa�e, rozwlek�e ponad miar� przesiadywanie do reszty mi obmierz�o, tak samo, jak bieganina po my�lach: od okna na schodek i z powrotem do okna. Jedenaste pi�tro za niskie takie wyda�o mi si�. Niebezpieczna to rzecz z niepewnej wysoko�ci skaka�. Ca�y czas majaczy�o mi w k�cie pude�ko po tubie pasty ,,Colgate''. Ciasno w nim musia�o by� mojemu choremu Fi-fi. Po c� ja nieszcz�sny targa�em go tu, na to swoje niedosz�e miejsce ka�ni? Blondyn te� nie wys�uchany, odtr�cony w noc swoj�, trzaskania drzwiami i przebiegi windy liczy�. I drzwi pokiereszowane, i list komu� odj�ty - po c� to? A gdyby tak wsta� i tam... do domu, do sto�u - gdzie od czterech godzin moja niedopita herbata styg�a - jak gdyby nigdy nic powr�ci�, si��� tam i z�by w �miertelnym milczeniu zaci��? A mo�e wcale nie zacina�? Tylko kromk� chleba ukroi�, posmarowa� mas�em... i jeszcze szczypiorku �wie�ego na deseczce no�em: ciach, ciach, ciach... naci�� drobniutko i posypa� na wierzch? Wszak: ,,Systematyczne spo�ywanie witamin - to niezb�dny warunek zachowania d�ugiego �ycia!''

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!