8806

Szczegóły
Tytuł 8806
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8806 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8806 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8806 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8806 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. 2 HONORIUSZ BALZAC KOMEDIA LUDZKA VI Studia obyczajowe SCENY Z �YCIA PRYWATNEGO 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 HONORIUSZ BALZAC PU�KOWNIK CHABERT MSZA ATEUSZA KURATELA KONTRAKT �LUBNY DRUGIE STUDIUM KOBIETY Tytu�y orygina��w francuskich: LE COLONEL CHABERT LA MESSE DE L'ATHEE L�INTERDICTION LE CONTRAT DE MARIAGE AUTRE �TUDE DE FEMME 5 PU�KOWNIK CHABERT Prze�o�y� TADEUSZ �ELE�SKI-BOY PANI HRABINIE IDZIE DE BOCARM� Z DOMU DU CHASTELER 6 OD T�UMACZA1 Znowu historia ma��e�stwa! �wietny kawaler, pi�kna panna, oboje m�odzi, bogaci, maj�cy wszelkie warunki szcz�cia, s�owem, sielanka! Niejeden powie�ciopisarz nakre�li�by dzieje tego dojrzewaj�cego uczucia i zako�czy�by rzecz postawiwszy m�od� par� przed o�tarzem. Ot� widzieli�my nieraz, �e dla Balzaka �wiat zdarze�, �wiat uczu� zaczyna si� tam, gdzie dla innych on si� ko�czy. Uczyni� w obliczu ma��e�stwa to zdumiewaj�co proste odkrycie, �e ono nie zamyka �ycia, ale je otwiera, �e nie jest ani stanem spoczynku, ani definitywnym rozwi�zaniem, ale stanem czynnym, stanem walki, zmaganiem si� dw�ch r�nych interes�w; �e harmonia rodzinna bywa pow�ok�, pod kt�r� kryj� si� sprzeczno�ci i nienawi�ci. Dramat dnia powszedniego to sfera, kt�rej Balzac jest odkrywc� i w kt�rej jest mistrzem. I czy� dziw, �e wsz�dzie w tym dramacie napotyka pieni�dz? I tu, w tym ma��e�stwie, pieni�dz jest nie tylko elementem, ale wr�cz aktorem dramatu. Balzac stwarza wra�enie m i s t y k i p i e n i � - d z a . W jego koncepcji �ycia widzimy, jak pieni�dz, wymy�lony na to, aby s�u�y� ludziom, staje si� ich panem, ujarzmia ich; jak skombinowany z pot�n� gr� spo�ecznych uroje� pcha w nieszcz�cie ludzi maj�cych, zdawa�oby si�, wszystkie warunki do szcz�cia. Tu pieni�dz uciele�nia si� niejako w osobach dw�ch rejent�w: gdy m�oda para grucha w saloniku, oni, niby jej ironiczne sobowt�ry, zmagaj� si� jak dwaj wrogowie wysilaj�cy sw� inteligencj�, aby si� wzajem oszwabi� i podej��. I Balzac umie owym drobnym walkom da� tak� dramatyczn� g��bi�, �e poch�ania si� te naje�one prawniczymi terminami perypetie jak najbardziej pasjonuj�cy romans. I zn�w w �Pu�kowniku Chabert� mamy histori� ma��e�sk�. Ale o ile terenem �Kontraktu �lubnego� by�a codzienno��, tutaj znajdujemy si� w sferze najbardziej fantastycznej niezwyk�o�ci, mimo �e jest ona udramatyzowaniem autentycznego faktu. Zn�w, jak tylekro� u Balzaka, zdumiewa bogactwo materia�u. Czeg� tu nie widzimy! Rzut oka na przeobra�enie, jakiego terenem by�a �wczesna Francja, na fantastyczne kariery nie tylko m�czyzn, ale i kobiet: dawna dziewczyna publiczna, kt�ra poprzez napoleo�skiego �o�nierza staje si� jedn� z w�adczy� naj�wietniejszego monarchicznego towarzystwa. I �w dramat pu�kownika Chabert, jeden z tych, kt�rych tyle musi stwarza� wojna, dramat cz�owieka-bohatera, kt�ry wr�ciwszy po latach widzi, �e nie ma ju� dla� miejsca na ziemi! I kawa� epopei napoleo�skiej, ukazanej nam w jednym b�ysku. I jeszcze raz owo wn�trze kancelarii adwokackiej, w kt�rym Balzac sp�dzi� (i nie na darmo!) kilka lat za m�odu i w kt�rym streszczaj� si� wszystkie brutalno�ci, wszystkie ohydy spo�ecze�stwa, zg�szczonego w wielk� stolic�. Te dwa opowiadania kontrastem swoim jeszcze raz uwydatniaj� wszechstronno�� geniuszu Balzaka, w kt�rego r�kach jednako tw�rczym materia�em stawa�a si� zar�wno najpospolitsza codzienno��, jak i najbardziej patetyczna wyj�tkowo�� �ycia. Warszawa, w grudniu 1926 1 W �Bibliotece Boya� uk�ad poszczeg�lnych utwor�w Balzaka by� inny ni� w niniejszym wydaniu; m. in. �Kontrakt �lubny� poprzedza� �Pu�kownika Chabert�. (Red.) 7 Oho! Znowu nasza stara pelerynka! Ten wykrzyknik wydar� si� pisarczykowi, z gatunku, kt�ry nazywa si� w kancelarii g o - n i a c z e m . Ch�opak gryz� w tej chwili z apetytem pajd� chleba; urwa� nieco o�rodka, zrobi� kulk� i rzuci� j� drwi�co przez okno, o kt�re si� opiera�. Dobrze wymierzona kulka odskoczy�a prawie na wysoko�� okna, ugodziwszy w kapelusz nieznajomego, kt�ry mija� dziedziniec domu, gdzie mieszka� adwokat Derville. � S�uchaj no, Simonnin, nie r�b no figl�w ludziom, bo ci� wyrzuc� za drzwi. Cho�by klient by� najbiedniejszy, zawsze to cz�owiek, u diab�a! � rzek� naczelny dependent, przerywaj�c sumowanie rachunku koszt�w. G o n i a c z jest to zazwyczaj, jak w�a�nie Simonnin, ch�opak trzynasto- lub czternastoletni, poddany we wszystkich kancelariach bezpo�redniej w�adzy pierwszego dependenta, kt�rego polecenia i bileciki mi�osne za�atwia, roznosz�c zarazem pozwy do komornik�w i akta do s�du. Ma co� z paryskiego ulicznika przez swoje narowy, a z palestranta przez swoje losy. Dzieciak ten jest prawie zawsze bez lito�ci, bez hamulca, nieokie�zany, koncepciarz, kpiarz, chciwiec i le�. Mimo to prawie ka�dy pisarczyk ma star� matk�, mieszkaj�c� na pi�tym pi�trze, z kt�r� dzieli swoich trzydzie�ci lub czterdzie�ci frank�w miesi�cznej p�acy. � Je�eli to cz�owiek, czemu go pan nazywa star� pelerynk�? � rzek� Simonnin z min� uczniaka, kt�ry przy�apa� swego nauczyciela. I zabra� si� na powr�t do chleba z serem, opieraj�c si� o okno, odpoczywa� bowiem, stoj�c, jak konie przy dyli�ansie, z nog� za�o�on� o nog�. � Co to za psikusa mogliby�my wyp�ata� temu mandarynowi? � rzek� z cicha trzeci dependent, nazwiskiem Godeschal, zatrzymuj�c si� w po�owie argument�w, jakimi stroi� podanie naszkicowane przez czwartego dependenta, z kt�rego to podania sporz�dzali kopie dwaj nowicjusze z prowincji. Po czym ci�gn�� dalej sw� improwizacj�: � �...Ale, w swojej szlachetnej i �askawej m�dro�ci. Jego Kr�lewska Mo�� Ludwik XVIII (piszcie pe�nymi literami; hej tam, Desroches, panie uczony, kt�ry robisz koncept!), w chwili gdy obj�� wodze swego kr�lestwa, zrozumia�... (co on zrozumia�, ten stary kawalarz?) wysok� misj�, do jakiej go powo�a�a Opatrzno��!...... (wykrzyknik i sze�� kropek: maj� w trybunale na tyle religii, aby nam je przebaczy�) i jego pierwsz� my�l� by�o, jak tego dowodzi data pomienionego dekretu, naprawi� niedole zrodzone z okropnych i smutnych kl�sk epoki rewolucyjnej, wracaj�c swoim wiernym i licznym s�ugom (�licznym� to pochlebstwo, kt�re musi si� spodoba� w Trybunale) ich wszystkie dobra nie sprzedane, czy to znajduj� si� w posiadaniu publicznym, czy znajduj� si� w zwyczajnym lub nadzwyczajnym posiadaniu Korony, czy wreszcie znajduj� si� w dotacjach instytucji publicznych, utrzymujemy bowiem i czujemy si� w prawie utrzymywa�, �e taki jest duch i taka my�l owego s�ynnego i tak szlachetnego dekretu wydanego w...� Czekaj 8 cie � rzek� Godeschal do trzech dependent�w � to szelmowskie zdanie zaj�o mi ca�y koniec stronicy. No wi�c � podj��, wil��c j�zykiem papier, aby obr�ci� grub� kart� stemplowego papieru � je�li chcecie mu wyp�ata� kawa�, trzeba powiedzie�, �e pryncypa� przyjmuje klient�w tylko mi�dzy drug� a trzeci� rano; zobaczymy, czy przyjdzie, ten stary opryszek! � I Godeschal rozpocz�� zacz�te zdanie: � �...wydanego w...� Macie ju�? � spyta�. � Tak! � krzykn�li trzej kopi�ci. Wszystko sz�o r�wnocze�nie, podanie, gaw�da i spisek. � �Wydanego w ...� He, Boucard, jaka jest data dekretu? Trzeba k�a�� kropki nad i, kro�set bomb! Z tego robi� si� stronice. � �Kro�set bomb!� � powt�rzy� jeden z kopist�w, zanim szef kancelarii Boucard odpowiedzia�. � Jak to, napisa�e� �kro�set bomb?� � wykrzykn�� Godeschal patrz�c na jednego z nowicjusz�w z min� surow� i jowialn� zarazem. � Ale� tak � rzek� czwarty dependent, Desroches, nachylaj�c si� nad kopi� s�siada � napisa�: �Trzeba k�a�� kropki nad i� i �Kro�set b�b� przez �. Wszyscy dependenci parskn�li �miechem. � Jak to, panie Hur�, pan bierzesz �kro�set bomb� za termin prawny i powiadasz pan, �e jeste� z Mortagne! � wykrzykn�� Simonnin. � Wyma� pan to dobrze � rzek� pierwszy dependent. � Gdyby s�dzia maj�cy taksowa� akty zobaczy� co� podobnego, powiedzia�by, �e sobie kpimy ze �wi�tego Gryzmo�a. �ci�gn��by pan przykro�ci na pryncypa�a. No, niech pan ju� nie robi takich g�upstw, panie Hur�. Normandczyk nie powinien pisa� podania bez g�owy. To� to jest �Prezentuj bro� palestry! � �Wydanego w... w...?� � spyta� Godeschal. � Powiedz�e mi, kiedy, Boucard? � Czerwiec 1814 � odpar� pierwszy dependent, nie przerywaj�c pracy. Pukanie do drzwi przerwa�o frazes tego wielom�wnego podania. Pi�ciu dependent�w z ostrymi z�bami, z �ywymi i drwi�cymi oczyma, z k�dzierzawymi g�owami, zadar�o nosy ku drzwiom, krzykn�wszy g�osem ministrant�w: �Prosz�. Boucard nie oderwa� g�owy zanurzonej w kupie akt�w i dalej sporz�dza� rachunek. Kancelaria by� to wielki pok�j, ozdobiony klasycznym piecem, kt�ry stroi wszystkie jaskinie palestry. Rury przechodzi�y sko�nie przez pok�j i bieg�y do �lepego kominka, na kt�rego okapie spoczywa�y kawa�ki chleba, sera, kotlety wieprzowe, szklanki, kieliszki, butelki oraz fili�anka czekolady naczelnego dependenta. Wo� tych prowiant�w zlewa�a si� tak skutecznie z zaduchem pieca rozgrzanego bez miary, z zapachem w�a�ciwym biurom i starym papierom, �e nie poczu�oby si� tu ani fetoru lisa. Pod�oga by�a ju� pe�na b�ota i �niegu naniesionego przez dependent�w. Ko�o okna znajdowa�o si� biurko �naczelnego�, do kt�rego to biurka przytyka� stoliczek przeznaczony dla drugiego dependenta. Drugi stawa� w tej chwili w s�dzie. Mog�a by� �sma lub dziewi�ta rano. Kancelaria mia�a za ca�� ozdob� owe wielkie ��te afisze, oznajmiaj�ce zaj�cia nieruchomo�ci, sprzeda�e, licytacje, przys�dzenie tymczasowe lub ostateczne, chwa�a kancelarii! Za pierwszym dependentem znajdowa�a si� olbrzymia p�ka na akty, stroj�ca ca�� wysoko�� �ciany; ka�da przegroda by�a wypchana plikami, od kt�rych zwisa�a niezliczona ilo�� etykiet i czerwonych nitek, daj�cych w�a�ciw� fizjonomi� aktom s�dowym. Ni�sze p�ki pe�ne by�y tek, po��k�ych od u�ycia, oklejonych niebieskim papierem; widnia�y na nich nazwiska �grubych� klient�w, kt�rych soczyste sprawy pichci�o si� w tej chwili. Brudne szyby w oknach przepuszcza�y ledwie troch� �wiat�a. Zreszt� w lutym istnieje w Pary�u bardzo ma�o kancelaryj, gdzieby mo�na by�o pisa� bez lampy przed dziesi�t�. Lokale te znajduj� si� w stanie do�� zrozumia�ego zaniedbania: wszyscy tam przechodz�, nikt nie zostaje, �aden osobisty interes nie wi��e si� z tym, co jest niejako niczyje; ani adwokatowi, ani stronom, ani dependentom nie zale�y na wykwincie miejsca, kt�re dla jednych jest klas�, dla drugich przej�ciem, dla pryncypa�a za� warsztatem. Niechlujne urz�dzenie przechodzi z adwokata na adwokata z tak� dok�adno�ci�, �e niekt�re kancelarie posiadaj� 9 jeszcze skrzynki na papiery, worki pochodz�ce od prokurator�w C h l e t , skr�cenie s�owa C h � t e l e t , kt�ra to jurysdykcja przedstawia�a w dawnym porz�dku rzeczy dzisiejszy trybuna� pierwszej instancji. Ta kancelaria, ciemna, t�usta od kurzu, mia�a tedy, jak wszystkie inne, co� odpychaj�cego dla klient�w, co�, co z niej czyni�o jedn� z najwstr�tniejszych potworno�ci Pary�a. Zaiste, gdyby nie istnia�y wilgotne zakrystie, gdzie modlitwy wa�y si� i sprzedaje jak wiktua�y, gdyby nie istnia�y tandeciarnie, w kt�rych wisz� �achy kalaj�ce wszelkie z�udzenia �ycia, przez to i� pokazuj� nam, gdzie ko�cz� si� nasze zabawy, gdyby nie istnia�y owe dwie kloaki poezji, ze wszystkich kram�w spo�ecznych kancelaria adwokacka by�aby najokropniejsza. Ale to samo jest z domami gry, z s�dem, z biurami loterii i z domami publicznymi. Czemu? Mo�e w tych miejscach dramat, rozgrywaj�c si� w duszy cz�owieka, sprawia, i� akcesoria s� mu oboj�tne, co t�umaczy�oby r�wnie� abnegacj� wielkich my�licieli i ludzi po�eranych ambicj�. � Gdzie m�j scyzoryk? � Jem �niadanie! � Id��e do kata, pasztet na podaniu! � Cyt! panowie. Wykrzykniki te rozleg�y si� r�wnocze�nie, w chwili gdy stary klient zamkn�� drzwi z ow� charakterystyczn� pokor�, kt�ra wynaturza ruchy cz�owieka nieszcz�liwego. Nieznajomy pr�bowa� si� u�miechn��, ale mi�nie jego twarzy zastyg�y, podczas gdy na pr�no szuka� jakiego� �ladu �yczliwo�ci na oboj�tnych twarzach sze�ciu dependent�w. Przywyk�y zapewne orientowa� si� w ludziach, zwr�ci� si� uprzejmie do g o n i a c z a , s�dz�c, �e ten dzieciak odpowie mu przychylnie. � Prosz� pana, czy mo�na widzie� si� z mecenasem? Z�o�liwy urwis odpowiedzia� nieborakowi, jedynie prztykaj�c si� palcami .lewej r�ki w ucho, jak gdyby dla powiedzenia: �G�uchy jestem�. � Czego pan sobie �yczy? � spyta� Godeschal, kt�ry zadaj�c to pytanie �yka� r�wnocze�nie k�s chleba wielki jak nab�j armatni, potrz�sa� no�em i zak�ada� nog� na nog�, zadzieraj�c niemal powy�ej g�owy t�, kt�ra by�a w powietrzu. � Przychodz�, prosz� pana, po raz pi�ty � odpar� pacjent. � Pragn� m�wi� z panem Derville. � W interesie? � Tak, ale mog� przedstawi� rzecz jedynie samemu... � Pryncypa� �pi; je�li pan chce si� go poradzi� co do pewnych trudno�ci, pracuje serio jedynie o p�nocy. Ale gdyby pan zechcia� opowiedzie� nam swoj� spraw�, mogliby�my r�wnie dobrze... Nieznajomy pozosta� niewzruszony. Rozgl�da� si� skromnie wko�o niby pies, kt�ry, w�lizn�wszy si� do obcej kuchni, boi si� ci�g�w. Ze zrozumia�ych powod�w dependenci nigdy nie obawiaj� si� z�odziei, nie podejrzewali tedy cz�owieka z pelerynk� i pozwolili mu ogl�da� lokal, gdzie szuka� daremnie krzes�a, aby usi���, bo by� widocznie znu�ony. Z umys�u adwokaci zostawiaj� niewiele krzese� w kancelarii. Pospolity klient, zm�czony staniem, odchodzi mrucz�c, ale nie zabiera czasu, kt�ry, wedle wyra�enia pewnego starego obro�cy, nie podlega taksie. � Panie � odpowiedzia� � mia�em ju� zaszczyt uprzedzi�, �e mog� przedstawi� swoj� spraw� jedynie samemu panu Derville, zaczekam, a� wstanie. Boucard sko�czy� sumowa�. Uczu� wo� swojej czekolady, wsta� z trzcinowego fotela, podszed� do kominka, zmierzy� oczami starego cz�owieka, spojrza� na pelerynk� i zrobi� nieopisany grymas. Pomy�la�, �e w jakikolwiek spos�b �cisn�oby si� tego klienta, nie podobna by wydoby� ze� bodaj centyma; odezwa� si� tedy zwi�le, w intencji oczyszczenia kancelarii z lichego nabytku. 10 � Powiedziano panu prawd�. Pryncypa� pracuje tylko w nocy. Je�li pa�ska sprawa jest powa�na, radz� panu przyj�� o pierwszej z rana. Interesant popatrza� na naczelnego dependenta z og�upia�� min� i sta� jaki� czas nieruchomy. Przywykli do wszystkich zmian fizjonomii i do charakterystycznej mimiki spowodowanej wahaniem lub zadum�, kt�re cechuj� procesowicz�w, dependenci jedli dalej, robi�c szcz�kami ha�as godny koni przy ��obie, i nie zwracali ju� uwagi na starca. � Dobrze, przyjd� w nocy � rzek� wreszcie stary, kt�ry wytrwa�o�ci� w�a�ciw� ludziom nieszcz�liwym chcia� upokorzy� ludzko��. Jedyne szyderstwo, kt�re dozwolone jest n�dzy, to zmusi� Sprawiedliwo�� i Dobroczynno�� do tego, by zada�y fa�sz samym sobie. Przekonawszy spo�ecze�stwo o k�amstwie, nieszcz�liwi tym �arliwiej chroni� si� na �ono Boga. � C� za wspania�y czerep! � rzek� Simonnin, nie czekaj�c, a� starzec zamknie drzwi. � Wygl�da, jakby go z grobu odkopano � odpar� kt�ry� dependent. � To jaki� pu�kownik, kt�ry prawuje si� o zaleg�y �o�d � rzek� naczelny. � Nie, to eks-od�wierny � rzek� Godeschal. � Za��my si�, �e to szlachcic! � wykrzykn�� Boucard. � Zak�adam si�, �e by� str�em � odpar� Godeschal. � Jedynie od�wiernych wyposa�y�a natura w surduty zniszczone, zat�uszczone i obstrz�pione u do�u jak u tego starego. Czy�cie nie widzieli but�w bez obcas�w, z otwartymi paszczami, ani krawata, kt�ry mu s�u�y za koszul�? On musia� sypia� pod mostem. � M�g� by� szlachcicem i str�em � wykrzykn�� Desroches. � Bywali tacy. � Nie � odpar� Boucard w�r�d powszechnego �miechu � ja twierdz�, �e on by� piwowarem w 1789, a pu�kownikiem za Republiki. � Haha! zak�adam si� o teatr dla ca�ej kompanii, �e to nie �o�nierz � rzek� Godeschal. � Stoi � odpar� Boucard. � Panie! panie! � krzykn�� smarkacz, otwieraj�c okno. � Co ty robisz, Simonnin? � spyta� Boucard. � Wo�am go, aby spyta�, czy by� pu�kownikiem, czy od�wiernym; musi przecie� wiedzie�. Wszyscy zacz�li si� �mia�. Co si� tyczy starca, szed� ju� z powrotem po schodach. � Co my mu powiemy? � wykrzykn�� Godeschal. � Zostawcie to mnie � rzek� Boucard. Biedny cz�owiek wszed� nie�mia�o, spuszczaj�c oczy, mo�e aby nie zdradzi� swego g�odu zbyt chciwym wpatrywaniem si� w prowianty. � Szanowny panie � rzek� Boucard � czy zechce pan poda� swoje nazwisko, aby pryncypa� wiedzia�, czy... � Chabert. � Czy pu�kownik, kt�ry zgin�� pod Eylau2 ? � spyta� Hur�, kt�ry nie odezwawszy si� dot�d nie chcia� pozosta� w tyle za dowcipnisiami. � Ten sam � odpar� starzec z rzymsk� prostot�. I wyszed�. � Tam do licha! � To ci da�! � Haha! � Hoho! � Huhu! � Hihi! � A, stary ladaco! � Hip, hip, hurra! � Wpadli�my! 2 E y l a u (Preussisch-Eylau) � I�awa Pruska, miasteczko w Prusach Wschodnich, gdzie w r. 1807 Napoleon odni�s� zwyci�stwo nad Prusakami i Rosjanami. 11 � Panie Desroches, p�jdzie pan do teatru gratis � rzeki Hur� do czwartego dependenta, wal�c go w grzbiet z si�� zdoln� po�o�y� nosoro�ca. Powsta� zgie�k krzyk�w, �miech�w, wybuch�w, na kt�rego oddanie trzeba by zu�y� wszystkie onomatopeje naszego j�zyka. � Do jakiego teatru p�jdziemy? � Do Opery � odpar� naczelny. � Przede wszystkim � odpar� Godeschal � teatr nie by� wyszczeg�lniony. Mog�, je�eli zechc�, zaprowadzi� was do pani Saqui3. � Pani Saqui to nie jest przedstawienie � rzek� Desroches. � Co to jest przedstawienie? � odpar� Godeschal. � Ustalmy najpierw s t a n f a k t y c z n y . O co si� za�o�y�em, panowie? O widowisko. Co to jest widowisko? Co�, co si� widzi... � Ale�, wedle tej teorii, m�g�by si� pan wyp�aci� pokazuj�c nam wod� p�yn�c� pod mostem � przerwa� Simonnin. � Co si� widzi za pieni�dze � ci�gn�� Godeschal. � Za pieni�dze widzi si� wiele rzeczy, kt�re nie s� widowiskiem. Okre�lenie nie jest �cis�e � rzek� Desroches. � Ale� s�uchajcie! � Bredzisz, m�j drogi � rzek� Boucard. � Czy Kurcjusz to jest widowisko? � rzek� Godeschal. � Nie � odpar� naczelny � to muzeum figur woskowych. � Zak�adam si� o sto frank�w przeciw jednemu su � odpar� Godeschal � �e gabinet Kurcjusza stanowi zbi�r rzeczy, kt�rym si� daje miano widowiska. Zawiera rzeczy do ogl�dania po rozmaitych cenach, zale�nie od miejsca, kt�re si� chce zaj��. � Bum cyk, bum cyk, bum cyk, cyk, cyk � zanuci� Simonnin. � Uwa�aj, �eby� nie oberwa� po g�bie, ty! � rzek� Godeschal. Dependenci wzruszyli ramionami. � Zreszt� nie jest dowiedzione, �e ta stara ma�pa nie zakpi�a sobie z nas � rzek�, przerywaj�c sw�j wyw�d, st�umiony �miechem reszty dependent�w. � Faktem jest, �e pu�kownik Chabert naprawd� nie �yje; �ona jego wysz�a powt�rnie za m�� za hrabiego Ferraud, radc� stanu. Pani Ferraud jest klientk� naszej kancelarii! � Odk�ada si� spraw� do jutra � rzek� Boucard. � Do roboty, panowie. Kro�set bomb! Nic si� tu nie robi. Ko�czcie� swoje podanie, musi by� wniesione przed sesj� w czwartej Izbie. Sprawa idzie na st� dzi�. Dalej, na ko�! � Gdyby to by� pu�kownik Chabert, czy�by nie zaaplikowa� kopniaka temu kawalarzowi Simonnin, kiedy mu odstawia� g�uchego? � rzek� Desroches, uwa�aj�c t� refleksj� za istotniejsz� od uwag Godeschala. � Skoro rzecz jest nie rozstrzygni�ta � powiedzia� Boucard � zg�d�my si�, �e p�jdziemy na drugie pi�tro do Komedii Francuskiej zobaczy� Talm� jako Nerona4. Simonnin p�jdzie na parter. Za czym naczelny usiad� przy biurku, a wszyscy poszli za jego przyk�adem. � �...Wydanego w czerwcu roku tysi�c osiemset czternastego� (pe�nymi literami) � rzek� Godeschal � macie ju�? � Tak � odparli dwaj kopi�ci, kt�rych pi�ra zacz�y zn�w skrzypie� po stemplowym papierze, czyni�c w kancelarii ha�as stu chrz�szczy zamkni�tych przez sztubak�w w papierowej torebce. � �I mamy nadziej�, i� Wysoki Trybuna�...� � ci�gn�� dyktuj�cy. � St�j! Musz� odczyta� zdanie, nie rozumiem ju� sam siebie. 3 P a n i S a q u i � popularna w tej epoce akrobatka, kt�ra popisywa�a si� ta�cem na linie. 4 Joseph T a l m a (1768�1826) � wybitny aktor francuski, ulubieniec Napoleona, podziwiany zw�aszcza w tragediach klasycznych, m. in. w �Brytanniku� Racine'a, gdzie odtwarza� posta� Nerona. 12 � Czterdzie�ci sze��... To musi si� zdarza� cz�sto!... a trzy, czterdzie�ci dziewi�� � rzek� Boucard. � �Mamy nadziej� � podj�� Godeschal odczytawszy wszystko � �e Wysoki Trybuna� nie oka�e si� mniej wielkoduszny od dostojnego tw�rcy dekretu i �e da odpraw� niewczesnym pretensjom zarz�du Wielkiej Kancelarii Legii Honorowej, ujmuj�c rozpoznanie sprawy na szerokiej platformie, kt�r� my tu ustalamy�. � Panie Godeschal, chce pan szklank� wody? � rzek� pisarczyk. � Ladaco ten Simonnin! � rzek� Boucard. � S�uchaj, przygotuj swoje konie na podw�jnych zolach, bierz ten pakiet i fruwaj do Inwalid�w. � �Kt�r� tu ustalamy� � podj�� Godeschal. � Dodajcie: �w interesie pani...� (pe�nymi literami) �wicehrabiny de Grandlieu...� � Jak to! � wykrzykn�� naczelny. � Ty wa�ysz si� wnosi� podanie w sprawie wicehrabiny de Grandlieu przeciw legii honorowej, w sprawie na rachunek kancelarii, podj�tej rycza�tem? A to z ciebie ostry ciemi�ga! Schowajcie zaraz do szuflady te kopie i sw�j koncept, zachowaj to na spraw� ksi���t Navarreins przeciw szpitalom. P�no ju�, ja zrobi� napr�dce ma�e p l a - c e t z obfitym Z w a � y w s z y , i p�jd� sam do s�du... Ta scena odtwarza jedn� z tysi�ca uciech, kt�re p�niej ka�� wzdycha�, wspominaj�c m�odo��: �To by�y dobre czasy!� Oko�o pierwszej po p�nocy rzekomy pu�kownik Chabert zapuka� do drzwi adwokata Derville, adwokata przy trybunale pierwszej instancji departamentu Sekwany. Od�wierny powiedzia� mu, �e pan Derville jeszcze nie wr�ci�. Starzec powo�a� si� na um�wion� godzin� i pod��y� po schodach do s�awnego prawnika, kt�ry mimo swej m�odo�ci uchodzi� za jedn� z najt�szych g��w w trybunale. Zadzwoniwszy, nieufny interesant zdziwi� si� niema�o, widz�c, jak pierwszy dependent uk�ada w jadalni pryncypa�a na stole liczne akta spraw przypadaj�cych na dzie� nast�pny. Dependent, nie mniej zdziwiony, sk�oni� si� pu�kownikowi, prosz�c, by usiad�, co te� interesant uczyni�. � Na honor, my�la�em, �e pan �artuje wczoraj, naznaczaj�c mi tak wczesn� godzin� � rzek� starzec z fa�szyw� weso�o�ci� bankruta, kt�ry sili si� na u�miech. � Ch�opcy �artowali i r�wnocze�nie m�wili prawd� � odpar� prawnik, nie odrywaj�c si� od pracy. � Pan Derville obra� t� godzin� na rozpatrywanie spraw, orientowanie si� w aktach, wyci�ganie wniosk�w, rozdzielanie obrony. Jego zadziwiaj�ca inteligencja swobodniejsza jest w owej chwili, jedynej, w kt�rej mo�e mie� spok�j i cisz� potrzebne do skupienia my�li. Pan jest, od czasu jego adwokatury, trzecim przyk�adem konsultacji o tej porze. Za powrotem przedyskutuje ka�d� spraw�, przeczyta wszystko, sp�dzi mo�e cztery lub pi�� godzin przy pracy; potem zadzwoni na mnie i powie mi swoje decyzje. Rano, od dziesi�tej do drugiej, przyjmuje klient�w; reszt� dnia konferencje. Wieczorem bywa w �wiecie dla podtrzymania stosunk�w. Ma wi�c tylko noc na to, aby bada� procesy, przetrz�sa� arsena� kodeksu i tworzy� plany bitwy. Nie chce przegra� ani jednej sprawy, kocha swoj� sztuk�. Nie przyjmuje, jak jego koledzy, ka�dego procesu. Oto jego �ycie, szalenie czynne. Tote� zarabia du�o. S�uchaj�c tego, starzec siedzia� w milczeniu, a dziwna jego twarz przybra�a wyraz takiej t�poty, �e dependent, spojrzawszy na�, przesta� si� nim zajmowa�. W chwil� p�niej wszed� Derville w stroju balowym; naczelny dependent otworzy� mu drzwi i wr�ci� do klasyfikowania akt�w. M�ody adwokat przystan�� chwil� zdziwiony, widz�c w p�mroku osobliwego klienta. Pu�kownik Chabert by� nieruchomy jak woskowa figura w owym gabinecie Kurcjusza, dok�d Godeschal chcia� zaprowadzi� koleg�w. Nieruchomo�� ta nie by�aby tak zdumiewaj�ca, gdyby si� z ni� nie ��czy� fantastyczny wygl�d tej osobisto�ci. Stary �o�nierz by� ko�cisty i chudy. Czo�o jego, rozmy�lnie zakryte w�osami g�adkiej peruki, dawa�o mu cos tajemniczego. Oczy zdawa�y si� pokryte przezroczystym bielmem; rzek�by�, brudna per�owa masa, kt�rej odcienie migota�y w blasku �wiec. Twarz blada, sina, o ostrych rysach, zdawa�a si� martwa. Szyja tkwi�a w czarnym jedwabnym krawacie, bardzo zniszczonym. Reszta, po 13 ni�ej ciemnej linii tego �achu, by�a tak ukryta w cieniu, �e cz�owiek o bujnej wyobra�ni wzi��by t� star� g�ow� za jak�� fantastyczn� sylwetk� lub za portret Rembrandta bez ramy. Rondo kryj�ce czo�o starca rzuca�o ciemn� smug� na g�rn� cz�� twarzy. Ta dziwna, mimo �e naturalna gra �wiat�a i cienia uwydatnia�a si�� kontrastu bia�e zmarszczki, sine bruzdy, wyblak�y ton tej trupiej fizjonomii. Wreszcie, brak wszelkiego ruchu, wszelkiego blasku w spojrzeniu godzi� si� z wyrazem smutnego szale�stwa, z haniebnymi cechami zidiocenia, i czyni� z tej postaci cos okropnego, czego �adne s�owo ludzkie nie zdo�a�oby wyrazi�. Ale obserwator, a zw�aszcza adwokat, dostrzeg�by w tym z�amanym cz�owieku oznak� g��bokiej bole�ci, oznak� n�dzy, kt�ra spodli�a t� twarz, jak krople wody spadaj�ce na pi�kny marmur zeszpec� go stopniowo. Lekarz, powie�ciopisarz, poeta, s�dzia odgadliby ca�y dramat widz�c t� wspania�� ohyd�, podobn� do owych fantazji, kt�re malarze kre�l� dla zabawy na ramie kamienia litograficznego, gwarz�c z przyjaci�mi. Widz�c adwokata, nieznajomy wzdrygn�� si� konwulsyjnym ruchem podobnym gestowi poety, gdy nieoczekiwany szmer wyrwie go w ciszy nocnej z p�odnej zadumy. Starzec odkry� szybko g�ow� i wsta�, aby si� sk�oni� m�odemu adwokatowi; sk�ra wy�cielaj�ca wn�trze kapelusza by�a zapewne bardzo t�usta, tak i� bez jego wiedzy peruka przylepi�a si� do niej; nieznajomy b�ysn�� nago�ci� czaszki straszliwie zeszpeconej poprzeczn� blizn�, kt�ra zaczyna�a si� w tyle g�owy, a ko�czy�a u prawego oka, tworz�c na ca�ej przestrzeni gruby, stercz�cy szew. Nag�e uchylenie brudnej peruki, kt�r� biedak nosi�, aby ukry� sw� ran�, nie zbudzi�o bynajmniej ochoty do �miechu w dw�ch prawnikach; widok tej roz�upanej czaszki by� okropny. Pierwsza my�l, jak� budzi� obraz tej rany, by�a: �T�dy uciek�a inteligencja!� �Je�li to nie jest pu�kownik Chabert, musi to by� t�gi wiarus!� �pomy�la� Boucard. � Prosz� pana � rzek� Derville � z kim mam zaszczyt? � Pu�kownik Chabert. � Kt�ry? � Ten, kt�ry zgin�� pod Eylau� odpar� starzec. S�ysz�c te szczeg�lne s�owa, dependent i adwokat wymienili spojrzenie, kt�re znaczy�o: �To wariat!� � Prosz� pana � doda� pu�kownik � pragn��bym jedynie panu powierzy� tajemnic� swego po�o�enia. Rzecz� godn� uwagi jest nieustraszono�� w�a�ciwa adwokatom. Czy to nawyk przyjmowania wielu os�b, czy g��bokie poczucie ochrony, jakiej u�ycza im prawo, czy ufno�� w swoje pos�annictwo �wchodz� oni wsz�dzie bez �adnej obawy, jak kap�ani i lekarze. Derville da� znak Boucardowi, kt�ry znik�. � Prosz� pana � rzek� adwokat � w dzie� nie rachuj� si� zbytnio z czasem, ale w nocy minuty s� mi drogie. Zatem niech pan b�dzie zwi�z�y i tre�ciwy. Niech pan przyst�pi do rzeczy bez ko�owa�. Ja sam poprosz� pana o wyja�nienia, kt�re mi si� wydadz� potrzebne. M�w pan! Usadowiwszy osobliwego klienta, m�ody cz�owiek sam usiad� przy stole, ale, s�uchaj�c bacznie nieboszczyka Chabert, przegl�da� akta. � Prosz� pana � rzek� zmar�y � wiadomo panu mo�e, �e ja dowodzi�em pu�kiem kawalerii pod Eylau. Przyczyni�em si� wiele do sukcesu s�ynnej szar�y Murata, kt�ra rozstrzygn�a o wygranej. Nieszcz�ciem dla mnie, �mier� moja jest faktem historycznym, zanotowanym w �Zwyci�stwach i podbojach�5, gdzie j� opisano szczeg�owo. Roz�upali�my na dwoje trzy szeregi rosyjskie, kt�re, sformowawszy si� na nowo, zmusi�y nas do tego, aby si� przebi�, przez nie z powrotem. W chwili gdy, rozproszywszy Moskali, wracali�my do cesarza, spotka�em korpus nieprzyjacielskiej kawalerii. Skoczy�em na tych uparciuch�w. Dwaj oficerowie 5 �Z w y c i � s t w a i p o d b o j e � � wielotomowa historia wojenna Francji, opublikowana po raz pierwszy w latach 1817 do 1821, dzie�o genera��w Beauvais, Thi�bauta i Parisota; ta nieudolna kompilacja, po�wi�cona g��wnie wojnom okresu rewolucji i Cesarstwa, sta�a si� jednym ze �r�de� legendy Napoleo�skiej. 14 ruscy, dwa istne olbrzymy, rzucili si� na mnie r�wnocze�nie. Jeden r�bn�� mnie w g�ow� szabl�, rozci�� wszystko a� do jedwabnej czapeczki i otworzy� mi g��boko czaszk�. Spad�em z konia. Murat przybieg� mi na pomoc, przejecha� po mnie, on i ca�a jego kawaleria, tysi�c pi��set ludzi, bagatela! Oznajmiono moj� �mier� cesarzowi. Cesarz, przez ostro�no�� (lubi� mnie dosy� m�j pryncypa�), chcia� si� upewni�, czy nie ma jakich widok�w ocalenia cz�owieka, kt�remu zawdzi�cza� ten energiczny atak. Pos�a� dla rozpoznania i przeniesienia mnie do ambulansu dw�ch chirurg�w, powiadaj�c im, mo�e zbyt niedbale, bo mia� robot�: �Id�cie no popatrze�, czy m�j biedny Chabert przypadkiem nie dycha?� Te szelmy konowa�y, kt�re widzia�y przed chwil�, jak po mnie przejecha�y ca�e dwa pu�ki, nie fatygowali si� z pewno�ci� z obmacywaniem pulsu i orzekli, �e jestem trup. Akt zgonu sporz�dzono tedy prawdopodobnie wedle formalno�ci wojskowych. S�ysz�c, i� klient wyra�a si� zupe�nie jasno i opowiada fakty tak prawdopodobne, mimo �e szczeg�lne, m�ody adwokat porzuci� akta, opar� g�ow� na r�ku i popatrzy� bystro na pu�kownika. � Czy pan wie � przerwa� � �e ja prowadz� interesy hrabiny Ferraud, wdowy po pu�kowniku Chabert? � Mojej �ony? Tak, panie. Tote� po stu daremnych krokach u prawnik�w, kt�rzy brali mnie wszyscy za wariata, zdecydowa�em si� przyj�� do pana. Opowiem panu o swoich nieszcz�ciach p�niej. Niech mi pan pozwoli najpierw ustali� fakty, wyt�umaczy� panu raczej, jak musia�y si� sta�, ni� jak si� sta�y. Pewne okoliczno�ci, znane tylko Ojcu Przedwiecznemu, zmuszaj� mnie do przedstawienia niekt�rych wydarze� w formie hipotezy. Zatem, prosz� pana, rany moje spowodowa�y prawdopodobnie t�ec lub pogr��y�y mnie w stanie zwanym, je�li si� nie myl�, katalepsj�. Inaczej jak poj��, �e zosta�em obyczajem wojennym odarty z ubrania i rzucony do wsp�lnego do�u przez grabarzy? Tutaj niech mi pan pozwoli wspomnie� pewien szczeg�; mog�em si� go dowiedzie� dopiero po wypadku, kt�ry trzeba nazwa� m o j � � m i e r c i � . Spotka�em w r. 1814, w Stuttgarcie, dawnego kwatermistrza mego pu�ku. Ten z�oty cz�owiek, jedyny, kt�ry zechcia� mnie pozna� i o kt�rym opowiem za chwil�, wyt�umaczy� mi cud mego ocalenia, powiadaj�c, �e m�j ko� otrzyma� kul� w bok, w chwili gdy mnie raniono. Zwierz� i je�dziec run�li tedy obaj jak domek z kart. Kiedym si� zwali� b�d� na prawo, b�d� na lewo, z pewno�ci� ko� pokry� mnie swym cia�em, co mnie ocali�o od zdeptania przez inne konie lub dosi�gni�cia kul�. Kiedym odzyska� przytomno��, prosz� pana, by�em w pozycji i w atmosferze, o kt�rej nie m�g�bym panu da� poj�cia, cho�bym opowiada� do jutra. Odrobina powietrza, kt�r� oddycha�em, by�a zgni�a. Chcia�em si� ruszy� i nie znajdowa�em miejsca. Kiedym otworzy� oczy, nie ujrza�em nic. Brak powietrza by� mi najgro�niejszy i o�wieci� mnie co do mego po�o�enia. Zrozumia�em, �e tam, gdzie tkwi�, powietrze nie odnawia si� i �e przyjdzie mi umrze�. Ta my�l odj�a mi poczucie niewys�owionego b�lu, kt�ry mnie obudzi�. W uszach dzwoni�o mi gwa�townie. Us�ysza�em lub zdawa�o mi si�, �e s�ysz� � nie chc� nic twierdzi� � j�ki wydawane przez kup� trup�w, po�r�d kt�rych le�a�em. Mimo �e �wiadomo�� tych chwil jest bardzo mglista, mimo �e wspomnienia moje s� bardzo m�tne, mimo pami�ci g��bszych jeszcze cierpie�, kt�re mia�em pozna� i kt�re zm�ci�y moj� g�ow�, s� noce, w kt�rych wydaje mi si�, �e jeszcze s�ysz� te zd�awione westchnienia! Ale by�o co� okropniejszego ni� krzyki; to cisza, taka, jakiej nie spotka�em nigdzie, cisza grobu. Wreszcie, podnosz�c r�ce, macaj�c zmar�ych, uczu�em pr�ni� mi�dzy swoj� g�ow� a nawozem ludzkim wy�ej niej. Mog�em tedy zmierzy� przestrze�, kt�r� mi zostawi� nieznany przypadek. Zdaje si�, �e dzi�ki niedbalstwu czy te� po�piechowi, z jakim rzucono nas na kup�, dwa trupy skrzy�owa�y si� nade mn� jak dwie karty wsparte o siebie przez dziecko, kt�re uk�ada domki. Rozpatruj�c si� �piesznie w po�o�eniu, bo nie by�o czasu na zabaw�, spotka�em na szcz�cie rami�, kt�re nie trzyma�o si� niczego, rami� herkulesowe! Grub� ko��, kt�rej winien by�em ocalenie. Bez tej niespodziewanej pomocy by�bym zgubiony! Ale z w�ciek�o�ci�, kt�r� pan pojmuje, zacz��em ry� si� przez trupy, kt�re mnie dzieli�y od warstwy ziemi z 15 pewno�ci� rzuconej na nas; powiadam �na nas�, tak jakby tam byli �ywi! Pracowa�em t�go, prosz� pana, skoro tu jestem! Ale nie wiem dzisiaj, w jaki spos�b zdo�a�em przebi� pokryw� mi�sa, kt�ra tworzy�a zapor� mi�dzy �yciem a mn�. Powie pan, �e mia�em trzy r�ce! Ta d�wignia, kt�r� pos�ugiwa�em si� zr�cznie, dawa�a mi b�d� co b�d� troch� powietrza mi�dzy trupami, kt�re usuwa�em; stara�em si� oddycha� oszcz�dnie. Wreszcie ujrza�em �wiat�o dzienne, ale poprzez �nieg, s�yszy pan! W tej chwili spostrzeg�em, �e mam rozci�t� g�ow�. Na szcz�cie, moja krew, krew moich towarzyszy lub mo�e okaleczona sk�ra mego konia, czy ja wiem co! Krzepn�c opatrzy�a mnie jakby naturalnym plastrem. Mimo tej skorupy zemdla�em, skoro czaszka moja zetkn�a si� ze �niegiem. B�d� jak b�d�, odrobina ciep�a, kt�ra mi pozosta�a, stopi�a �nieg doko�a mnie; kiedym odzyska� przytomno��, znalaz�em si� w ma�ym otworze, przez kt�ry krzycza�em tak d�ugo, jak mog�em. Ale w tej chwili wstawa�o dopiero s�o�ce, ma�o by�o tedy widok�w, aby mnie us�yszano. Czy byli ju� ludzie w polu? Wspina�em si� czyni�c z n�g spr�yn�, kt�rej punktem oparcia byli umarli maj�cy t�gie bary. Pojmuje pan, �e to nie by�a chwila, aby im m�wi�: �C z e � � n i e s z c z � � l i w e j o d w a d z e !� Kr�tko m�wi�c, napatrzywszy si� d�ugo z b�lem � je�eli to s�owo mo�e odda� m� w�ciek�o�� � d�ugo, och, d�ugo! jak te przekl�te Szwaby zmyka�y, s�ysz�c g�os, a nie widz�c cz�owieka, doczeka�em si� uwolnienia. Uwolni�a mnie kobiecina do�� �mia�a lub do�� ciekawa, aby si� zbli�y� do mej g�owy, kt�ra wyros�a w jej oczach z ziemi niby grzyb. Posz�a po m�a i we dwoje przenie�li mnie do swej lepianki. Zdaje si�, �e tam nast�pi� nawr�t katalepsji (niech pan daruje to wyra�enie, okre�lam nim stan, o kt�rym nie mam �adnego poj�cia, ale s�dz�, z relacji moich gospodarzy, �e podobny jest do tej choroby). Le�a�em tam p� roku mi�dzy �yciem a �mierci�, nie m�wi�c wcale lub bredz�c. Wreszcie moi gospodarze umie�cili mnie w szpitalu w Heilsbergu. Rozumie pan, �e wyszed�em z owej czelu�ci nagi, jak mnie matka porodzi�a, tak i� w p� roku potem, kiedy pewnego pi�knego poranka przypomnia�em sobie, �e jestem pu�kownik Chabert, i kiedy odzyskuj�c �wiadomo�� chcia�em uzyska� od piel�gniarki wi�cej wzgl�d�w, ni� ich u�ycza�a biednemu przyb��dzie, towarzysze szpitalni zacz�li si� ze mnie �mia�. Szcz�ciem dla mnie, chirurg zar�czy�, przez ambicj�, za moje wyleczenie; tym samym zainteresowa� si� swoim chorym. Kiedy mu zacz��em rozs�dnie m�wi� o swym dawnym �yciu, zacny cz�owiek, nazwiskiem Sparchmann, kaza� stwierdzi�, wedle form prawnych jego kraju, cudowny spos�b, w jaki wydosta�em si� z trupiego do�u, dzie� i godzin�, w kt�rej mnie odnalaz�a moja dobrodziejka i jej m��, rodzaj i dok�adne umiejscowienie ran, do��czaj�c do tych protoko��w opis mej osoby. Ot�, prosz� pana, nie mam ani tych wa�nych papier�w, ani o�wiadczenia, jakie z�o�y�em u rejenta w Heilsbergu celem ustalenia mej to�samo�ci! Od dnia, w kt�rym wygna�y mnie stamt�d wypadki wojenne, b��dzi�em wci�� jak w��cz�ga, �ebrz�c chleba, traktowany jak wariat, kiedym opowiada� sw� przygod�, nie znalaz�szy ani nie zarobiwszy grosza, aby si� wystara� o te akty, kt�re mog�y dowie�� moich s��w i wr�ci� mi spo�eczne prawo bytu. Cz�sto cierpienia moje zatrzymywa�y mnie ca�e miesi�ce po miasteczkach, gdzie u�yczano opieki choremu Francuzowi, ale �miano mu si� w nos, kiedy twierdzi�, �e jest pu�kownikiem Chabert. D�ugi czas te �miechy, te pow�tpiewania wprawia�y mnie we w�ciek�o��, kt�ra mi zaszkodzi�a i kt�ra sprawi�a, �e mnie zamkni�to w domu ob��kanych w Stuttgarcie. W istocie, s�uchaj�c mego opowiadania mo�e pan s�dzi�, �e do�� w nim by�o wystarczaj�cych racji, aby przymkn�� cz�owieka! Po dw�ch latach zamkni�cia, kt�re musia�em wycierpie�, s�ysz�c tysi�c razy, jak moi str�e m�wili: �A, to ten biedny cz�owiek, kt�remu si� zdaje, �e jest pu�kownikiem Chabert!� � na co ludzie odpowiadali: �Biedny cz�owiek!� � przekona�em si� o niemo�liwo�ci w�asnej przygody. Sta�em si� smutny, zrezygnowany, spokojny i wyrzek�em si� to�samo�ci z pu�kownikiem Chabert, aby si� wydosta� z wi�zienia i wr�ci� do Francji. Och, panie, ujrze� zn�w Pary�! To by�o upojenie, kt�rego nic... Nie doko�czywszy pu�kownik Chabert popad� w g��bok� zadum�, kt�r� Derville uszanowa�. 16 � Zatem pewnego pi�knego dnia � ci�gn�� klient � na wiosn�, dano mi wolno�� i dziesi�� talar�w pod pozorem, �e m�wi� rozs�dnie o wszystkim i �e nie twierdz� ju�, i� jestem pu�kownik Chabert. Na honor, w owej epoce i jeszcze chwilami dzisiaj moje nazwisko mi obrzyd�o. Chcia�bym nie by� sob�. �wiadomo�� moich praw mnie zabija. Gdyby moja choroba odj�a mi ca�� pami�� minionej egzystencji, by�bym szcz�liwy! By�bym wr�ci� do s�u�by pod Jakimkolwiek nazwiskiem i kto wie? Zosta�bym mo�e feldmarsza�kiem w Austrii albo w Rosji. � Doprawdy � rzek� adwokat � w g�owie mi si� miesza, kiedy pana s�ucham. Zdaje mi si�, �e �ni�. Je�li �aska, przerwijmy na chwil�. � Jest pan � rzek� melancholijnie pu�kownik � jedyn� osob�, kt�ra mnie tak cierpliwie wys�ucha�a. �aden prawnik nie chcia� wy�o�y� dziesi�ciu napoleon�w na sprowadzenie z Niemiec akt�w potrzebnych na rozpocz�cie mego procesu. � Co za procesu? � rzek� adwokat, kt�ry zapomnia� o bolesnej sytuacji swego klienta, s�ysz�c opowie�� o jego minionych niedolach. � Ale� panie, czy� hrabina Ferraud nie jest moj� �on�? Ma trzydzie�ci tysi�cy funt�w renty, kt�re nale�� do mnie, i nie chce mi da� ani szel�ga. Kiedy m�wi� te rzeczy adwokatom, ludziom rozs�dnym, kiedy proponuj�, ja, �ebrak, wytoczenie procesu hrabiemu i hrabinie, kiedy powstaj�, ja, nieboszczyk, przeciw aktowi �mierci, przeciw aktowi ma��e�stwa i aktom urodzin, pozbywaj� si� mnie, zale�nie od swego charakteru, b�d� to z ow� zdawkow� uprzejmo�ci�, kt�r� panowie umiecie przybra�, aby si� uwolni� od nieszcz�liwego, b�d� te� brutalnie, jak ludzie, kt�rym si� zdaje, �e maj� do czynienia z intrygantem lub wariatem. By�em zagrzebany pod trupami, ale obecnie jestem zagrzebany pod �ywymi, pod aktami, pod faktami, pod ca�ym spo�ecze�stwem, kt�re chce mnie wepchn�� z powrotem pod ziemi�! � Prosz�, zechce pan m�wi� dalej � rzek� adwokat. � Z e c h c e p a n � wykrzykn�� nieszcz�liwy starzec, ujmuj�c r�ce m�odego cz�owieka � oto pierwsze uprzejme s�owo, jakie s�ysz� od czasu... Pu�kownik rozp�aka� si�. Wdzi�czno�� d�awi�a jego g�os. Ta przejmuj�ca i niewys�owiona wymowa, kt�ra tkwi w spojrzeniu, ge�cie, milczeniu nawet, do reszty przekona�a Derville'a i wzruszy�a go. � Niech pan pos�ucha � rzek� do klienta � wygra�em dzi� wiecz�r trzysta frank�w, mog� obr�ci� po�ow� tej sumy na to, aby stworzy� szcz�cie cz�owieka. Rozpoczn� poszukiwania i kroki, aby si� wystara� panu o potrzebne akty; do ich przybycia b�d� panu dawa� pi�� frank�w dziennie. Je�li pan jest pu�kownikiem Chabert, wybaczy pan szczup�o�� tej po�yczki m�odemu cz�owiekowi na dorobku. Prosz�, niech pan m�wi dalej. Rzekomy pu�kownik sta� chwil� nieruchomy i zdumiony: bezgraniczne nieszcz�cie zniszczy�o zapewne jego wiar�. Je�li ugania� si� za sw� s�aw� wojskow�, za swym maj�tkiem, za sob� samym, to mo�e z pobudek owego niewyt�umaczonego uczucia, tkwi�cego w sercu ludzi, kt�remu zawdzi�czamy dociekania alchemik�w, nami�tno�� s�awy, odkrycia astronomiczne, fizyczne, co pcha cz�owieka do spot�gowania swego istnienia przez pomno�enie go faktami lub idea�ami. Ego, ja, by�o w jego poj�ciu ju� tylko drugorz�dnym przedmiotem, jak ambicja lub rozkosz wygranej staj� si� dro�sze zak�adaj�cemu si� ni� przedmiot zak�adu. S�owa m�odego adwokata by�y jak cud dla tego cz�owieka, odtr�canego dziesi�� lat przez �on�, przez trybuna�y, przez ca�e spo�ecze�stwo. Znale�� u adwokata owych dziesi�� sztuk z�ota, odmawianych mu tak d�ugo, przez tyle os�b i na tyle sposob�w! Pu�kownik podobny by� do owej damy, kt�ra, maj�c gor�czk� przez pi�tna�cie lat, s�dzi�a, �e wpad�a w now� chorob� w dniu, w kt�rym ozdrowia�a. S� szcz�cia, w kt�re si� ju� nie wierzy; skoro si� zdarz�, s� jak piorun, wal� cz�owieka z n�g. Tote� wdzi�czno�� nieboraka by�a zbyt �ywa, aby j� m�g� wyrazi�. Wyda�aby si� zimna ludziom powierzchownym, ale Derville odgad� ca�� uczciwo�� w tym os�upieniu. Szalbierz by�by znalaz� g�os. 17 � Gdzie ja by�em? � rzek� pu�kownik z naiwno�ci� dziecka lub �o�nierza, bo cz�sto jest dziecko w prawdziwym �o�nierzu, a prawie zawsze �o�nierz w dziecku, zw�aszcza we Francji. � W Stuttgarcie. Wyszed� pan z wi�zienia � odpar� adwokat. � Zna pan moj� �on�? � spyta� pu�kownik. � Tak � odpar� Derville, sk�aniaj�c g�ow�. � Jaka ona jest? � Zawsze urocza. Starzec uczyni� gest, jakby po�era� jak�� tajemn� zgryzot� z ow� powa�n� i uroczyst� rezygnacj�, kt�ra charakteryzuje ludzi do�wiadczonych we krwi i ogniu bitew. � Panie � rzek� z odcieniem weso�o�ci, oddycha� bowiem biedny pu�kownik, wsta� po raz drugi z grobu, przebi� warstw� �niegu trudniejsz� do stopienia ni� ta, kt�ra niegdy� mrozi�a mu g�ow�, i wdycha� powietrze tak, jakby opuszcza� wi�zienie. � Panie � rzek� � gdybym by� �adnym ch�opcem, �adne z moich nieszcz�� nie by�oby mi si� zdarzy�o. Kobiety wierz� ludziom, kt�rzy szpikuj� s�owa westchnieniami mi�o�ci. W�wczas drepc�, biegaj�, staj� na g�owie, intryguj�, �wiadcz�, porusz� piek�o dla tego, kt�ry im si� podoba. Jakim cudem zdo�a�bym zainteresowa� kobiet�? Mia�em twarz nieboszczyka, by�em ubrany jak oberwaniec, podobniejszy by�em do Eskimosa ni� do Franucuza, ja, kt�ry niegdy� uchodzi�em za naj�adniejszego lalusia, w r. 1799! Ja, Chabert, hrabia Cesarstwa! Zatem w dniu, w kt�rym rzucono mnie na bruk jak psa, spotka�em kwatermistrza, o kt�rym ju� panu m�wi�em. Kamrat nazywa� si� Boutin. Ten nieborak i ja to by�a razem naj�adniejsza para szkap, jak� kiedy widzia�em; spotka�em go na przechadzce, ja go pozna�em, ale on nie m�g� zgadn��, kto ja jestem. Poszli�my razem do szynku. Tam, kiedy wymieni�em swoje nazwisko, g�ba Boutina rozwar�a si� w szerokim �miechu na kszta�t p�kaj�cego mo�dzierza. Ta weso�o��, prosz� pana, to by� jeden z moich najwi�kszych b�l�w w �yciu. M�wi�a mi bez ogr�dek o zmianach, jakie zasz�y we mnie! By�em tedy nie do poznania, nawet dla najskromniejszego i najwdzi�czniejszego z moich przyjaci�! Niegdy� ocali�em Boutinowi �ycie, ale to by� tylko rewan�. Nie powiem panu, w jaki spos�b odda� mi t� przys�ug�. Rzecz dzia�a si� we W�oszech, w Rawennie. Dom, w kt�rym Boutin ocali� mnie od pchni�cia sztyletem, to nie by� dom bardzo przyzwoity. W owej epoce nie by�em pu�kownikiem, by�em prostym kawalerzyst�, jak Boutin. Na szcz�cie, ta historia mia�a szczeg�y, kt�re mogli�my zna� tylko my dwaj; kiedy mu je przypomnia�em, niedowiarstwo jego os�ab�o. Nast�pnie opowiedzia�em mu koleje swego dziwnego �ycia. Mimo �e oczy moje, g�os m�j by�y, jak m�wi�, znacznie zmienione, mimo �e nie mia�em ju� ani w�os�w, ani z�b�w, ani brwi, �e by�em bia�y jak albinos, po tysi�cu pyta�, na kt�re odpowiedzia�em zwyci�sko, pozna� wreszcie w �ebraku swego pu�kownika. Opowiedzia� mi swoje przygody, by�y nie mniej niezwyk�e od moich: wraca� z kra�c�w Chin, k�dy chcia� si� przedosta� uciek�szy z Syberii. Opowiedzia� mi kl�sk� rosyjsk� i pierwsz� abdykacj� Napoleona. Ta wiadomo�� by�a z tych, kt�re mi sprawi�y najwi�cej b�lu! Byli�my niby dwa ciekawe szcz�tki toczone po globie, jak si� tocz� w oceanie kamyki niesione burz� od brzegu do brzegu. We dw�ch widzieli�my Egipt, Syri�, Hiszpani�, Rosj�, Holandi�, Niemcy, W�ochy, Dalmacj�, Angli�, Chiny, Tartari�, Syberi�, brak�o nam jedynie Indii i Ameryki! Wreszcie, lepiej ode mnie w�adaj�cy nogami Boutin podj�� si� i�� najszybciej jak zdo�a do Pary�a, powiadomi� moj� �on� o moim losie. Napisa�em do pani Chabert bardzo szczeg�owy list. By� to ju� czwarty, prosz� pana! Gdybym mia� krewnych, wszystko to nie by�oby si� mo�e trafi�o; ale, musz� panu wyzna�, jestem podrzutkiem, �o�nierzem, kt�ry za ojcowizn� mia� tylko swoje m�stwo, za rodzin� ca�y �wiat, za ojczyzn� Francj�, za opiekuna Boga. �le m�wi�! Mia�em ojca, cesarza! Och, gdyby on �y�, kochany cz�owiek, i gdyby ujrza� s w e g o C h a b e r t a , jak mnie nazywa�, w podobnym stanie, ale� by�by wpad� w furi�! C� pan chce, nasze s�o�ce zasz�o, zimno jest nam wszystkim. Ostatecznie, wypadki polityczne mog�y usprawiedliwi� milczenie �ony! 18 Boutin ruszy� w drog�. On by� szcz�liwy! Mia� dwa bia�e nied�wiedzie, wspaniale tresowane, z kt�rych �y�. Nie mog�em mu towarzyszy�: cierpienia moje nie pozwala�y mi na odbywanie d�ugich marsz�w. P�aka�em, prosz� pana, kiedy�my si� �egnali; towarzyszy�em mu tak d�ugo, jak tylko stan m�j pozwala� mi dotrzymywa� kroku nied�wiedziom i jemu. W Karlsruhe mia�em napad newralgii w g�owie, le�a�em sze�� tygodni na s�omie w ober�y! Nie sko�czy�bym, prosz� pana, gdyby mi trzeba by�o opowiada� niedole swego �ebraczego �ycia. Ale cierpienia moralne, przy kt�rych bledn� cierpienia fizyczne, budz� mniej wsp�czucia, bo si� ich nie widzi. Przypominam sobie, �e p�aka�em przed hotelem w Strasburgu, gdzie wyda�em niegdy� bal i gdzie nie dosta�em nic, nawet kawa�ka chleba. Ustaliwszy z Boutinem drog�, kt�r� mia�em i��, wst�powa�em do ka�dego biura pocztowego pyta�, czy nie ma dla mnie listu i pieni�dzy. Zaszed�em a� do Pary�a, nie znalaz�szy nic. Ile rozpaczy trzeba mi by�o po�kn��! �Boutin musia� umrze� � powiada�em sobie. W istocie, nieborak pad� pod Waterloo. Dowiedzia�em si� o jego �mierci p�niej, przypadkiem. Jego poselstwo do mojej �ony by�o zapewne daremne. Wreszcie wszed�em do Pary�a r�wnocze�nie z kozakami. Dla mnie by�a to bole�� po bole�ci. Widz�c Moskali we Francji, nie pami�ta�em ju�, �e nie mam trzewik�w na nogach ani pieni�dzy w kieszeni. Tak, panie, odzie� moja by�a w strz�pach. W wili� przybycia musia�em biwakowa� w lasach Claye. Ch��d nocny przyprawi� mnie najwidoczniej o atak jakiej� choroby, kt�ra mnie chwyci�a, kiedy przechodzi�em przez Przedmie�cie Saint-Martin. Pad�em prawie zemdlony w bramie handlarza �elazem. Kiedy si� obudzi�em, by�em w ��ku w szpitalu. Tam sp�dzi�em miesi�c do�� szcz�liwy. Niebawem wypuszczono mnie, by�em bez pieni�dzy, ale zdr�w i na kochanym bruku Pary�a. Z jak� rado�ci� i po�piechem uda�em si� na ulic� Mont-Blanc, gdzie �ona musia�a mieszka� w moim pa�acyku! Ba! Ulica Mont- Blanc sta�a si� ulic� Chauss�e-d'Antin. Nie ujrza�em ju� swego pa�acyku, sprzedano go, zburzono. Spekulanci zbudowali kilka dom�w w moim ogrodzie. Nie wiedz�c, �e �ona wysz�a ponownie za m�� za pana Ferraud, nie mog�em uzyska� �adnej informacji. Wreszcie uda�em si� do starego adwokata, kt�ry niegdy� prowadzi� moje sprawy. Poczciwiec umar� odst�piwszy klientel� m�odemu nast�pcy. Ten oznajmi� mi, ku memu zdumieniu, o otwarciu spadku po mnie, o jego likwidacji, o ma��e�stwie mojej �ony i o urodzeniu dwojga dzieci. Kiedym wyzna�, �e jestem pu�kownik Chabert, zacz�� si� �mia� tak szczerze, �e opu�ci�em go nie rzek�szy nic. Moje zamkni�cie w Stuttgarcie nasun�o mi my�l o Charenton�6, postanowi�em by� ostro�ny. Za czym dowiedziawszy si�, gdzie mieszka �ona, uda�em si� do jej pa�acu z sercem pe�nym nadziei. Wie pan � rzek� pu�kownik z odruchem zd�awionej w�ciek�o�ci � nie przyj�to mnie, kiedym si� kaza� oznajmi� pod przybranym nazwiskiem, w dniu za�, gdy poda�em moje w�asne, zabroniono mnie wpuszcza�. Aby ujrze� hrabin� wracaj�c� z balu lub z teatru nad ranem, sta�em ca�e noce przylepiony do �ciany przy bramie. Wpatrywa�em si� we wn�trze powozu, kt�ry przemyka� przed mymi oczyma z szybko�ci� b�yskawicy: ledwie mog�em dojrze� t� kobiet�, kt�ra jest moja, a kt�ra ju� nie nale�y do mnie. Och! od tego dnia �y�em dla zemsty � wykrzykn�� starzec g�ucho, prostuj�c si� w oczach Derville'a. � Ona wie, �e istniej�; otrzyma�a ode mnie, od mego powrotu, dwa listy pisane moj� w�asn� r�k�. Nie kocha mnie ju�! Ja, ja nie wiem, czy j� kocham, czy jej nienawidz�! Pragn� jej i przeklinam j� na przemian. Winna mi jest sw�j los, szcz�cie i ot, nie przes�a�a mi nawet najl�ejszej pomocy! Chwilami nie wiem ju�, co si� dzieje ze mn�! Przy tych s�owach stary �o�nierz pad� na krzes�o i le�a� jak martwy. Derville milcza�, wpatruj�c si� w klienta. � Sprawa jest powa�na. Ale, przypu�ciwszy autentyczno�� dokument�w, kt�re maj� si� znajdowa� w Heilsbergu, nie jestem wcale prze�wiadczony, aby�my od razu wygrali. Proces p�jdzie przez trzy instancje. Trzeba si� zastanowi� spokojnie nad podobn� spraw�, jest zupe�nie wyj�tkowa. 6 C h a r e n t o n � miejscowo�� pod Pary�em, gdzie mie�ci si� zak�ad dla umys�owo chorych. 19 � Och � rzek� zimno pu�kownik, podnosz�c dumnie g�ow� � je�li padn�, potrafi� umrze�, ale w towarzystwie. Tu starzec jakby odm�odnia�. Oczy energicznego m�czyzny zab�ys�y rozpalone p�omieniem ��dzy i zemsty. � Trzeba b�dzie mo�e si� uk�a

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!