8966

Szczegóły
Tytuł 8966
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8966 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8966 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8966 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8966 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Christopher Rowley Basil Z�amany Ogon Cykl: Smoczy Legion tom 1 ROZDZIA� PIERWSZY Wysoko i czysto wygrywa�y srebrzyst� pie�� Dnia Podwalin tr�bki z Wie�y Stra�y miasta Marneri. Ko�czy� si� stary rok, zaczyna�a zima; wkr�tce w powietrzu zawiruj� p�atki �niegu. W wieczorny wiatr wkrada� si� ju� ch��d, przeganiaj�c dzieci z dworu i zmuszaj�c matki do dok�adania drew do ognia. Teraz jednak nadszed� czas na najwi�ksze �wi�to roku. Zbiory zako�czone, s�o�ce nadal ciep�e. Ten dzie� oznacza� koniec starego i pocz�tek nowego. W ca�ym Imperium R�y, od wysp Cunfshon po zachodnie marchie Kenoru ludzi jednoczy� Dzie� Podwalin. W mie�cie Marneri, po�o�onym u uj�cia D�ugiej Cie�niny, Dzie� Podwalin znaczy� co� wi�cej. Z uroczyst� powag� odnawiano w�wczas Wielkie Zakl�cia, wzmacniaj�c miejskie mury na kolejny rok. B�bny i ostre pokrzykiwania ogniomistrz�w wygania�y ludzi z dom�w, wywabiaj�c ich przez masywn� P�nocn� Bram� na Zielone Pole podgrodzia. Dzisiaj! - �piewa�y rogi - nadszed� dzie� Wielkiego Zakl�cia i musi pojawi� si� ka�da czarownica. Niechaj wysokie na pi�tnastu m�czyzn mury pozostan� trwa�e i odporne na wszelkie znane ataki. Niechaj wie�yczki b�d� solidne i twarde jak diament! Niechaj duchy bram: Osver, Yepero, Afo i Ilim nabior� si�, by oprze� si� magii wrog�w. Nad naro�nymi basztami �opota�y jaskrawe chor�gwie szlachetnych rod�w stra�y. W powietrzu unosi�y si� baloniki, a na trawie wirowa�y karuzele. Odziane w kolorowe jedwabie postacie stawia�y kroki w rytm staro�ytnych ta�c�w Dnia Podwalin. T�um tworzyli ludzie w czerwonych i niebieskich czapkach Marneri. M�czy�ni nosili bia�e, we�niane koszule, zwane copa, oraz grube, zimowe, br�zowe i czarne nogawice. Wi�kszo�� kobiet mia�a na sobie tradycyjne, p��cienne, kremowe sukienki, przepasane czerwonymi szarfami zakonu. Oko�o dziesi�tej godziny dnia miasto by�o prawie puste. Odg�osy dalekich fajerwerk�w, rog�w i b�bn�w z trudem dociera�y na brukowany dziedziniec za pot�n� Wie�� Stra�y. Echa odleg�ej zabawy, dochodz�ce do stajni stra�y, w kt�rych cicho parska�o sze��dziesi�t koni, sprawia�y, �e m�odej Lagdalen z Tarcho by�o bardzo ci�ko na sercu. Czasami okropnie by�o nale�e� do szlacheckiego stanu, by� cz�onkiem wysokiego dworu �e wszystkimi zwi�zanymi z tym przywilejami i obowi�zkami. B�bny i piszcza�ki zamilk�y. Cisz� przerywa�o jedynie r�enie zadowolonych rumak�w. Lagdalen pochyli�a si� nad swoj� prac�. Jej zadaniem by�o oczyszczenie stajni z mierzwy. Niezale�nie do tego, jak stara�a si� na to patrze�, sytuacja by�a potwornie niesprawiedliwa. Zupe�nie jakby sprzysi�g� si� przeciwko niej ca�y �wiat, poczynaj�c od lady Flavii i urz�dnik�w nowicjatu, a na jej w�asnej rodzinie ko�cz�c. By�a zwyk��, m�od� dziewczyn�, kt�ra zakocha�a si� po uszy i w efekcie sp�dza�a Dzie� Podwalin na wywo�eniu gnoju �e stajni. Ca�e miasto ta�czy�o na zielonej trawce, a ona za kar� b�dzie trudzi�a si� tutaj godzinami, by� mo�e nawet ca�y dzie�. A kiedy ju� sko�czy i zacznie si� festyn, b�dzie tak zm�czona, �e zdo�a jedynie wyk�pa� si� i po�o�y� spa� na swojej pryczy w nowicjacie. Podwaliny zepsute, a wszystko to z powodu szalonej fascynacji ch�opakiem, g�upim ch�opakiem, do kt�rego wci�� wr�cz bole�nie t�skni�a. Ch�opakiem o tr�jk�tnych, zielonych c�tkach na sk�rze, kt�re zdradza�y w nim dziecko drzew, elfa. Na imi� mia� Werri i pochodzi� z rasy rodz�cej si� z drzew �wi�tych zagajnik�w i u�yczaj�cej swych umiej�tno�ci mieszka�com Marneri i ca�emu Imperium R�y. Pracowa� w ku�ni, kuj�c stal za dnia, a nocami przebywa� w dzielnicy elf�w, w tajemniczym �wiecie rytua��w i transu. Widzia�a go tylko par� razy; w gruncie rzeczy ledwo zna�a; cho� u�wiadomi�a to sobie dopiero ostatnimi dniami. Wie�� o jej nieszcz�ciu nie wywo�a�a �e strony Werriego najmniejszego odd�wi�ku. �adnego romantycznego zaproszenia do rzucenia �ycia w Wie�y Stra�y i przy��czenia si� do niego jako elfia �ona w dzielnicy o zabawnych, w�skich uliczkach i przeludnionych kamieniczkach. Werri zachowa� si� dok�adnie tak, jak przewidzia� jej ojciec. - Zobaczysz - powiedzia� z pe�n� wy�szo�ci wszechwiedz� doros�ego. - Interesuj� go wy��cznie romanse z normalnymi lud�mi. Dla niego nie jeste� bardziej rzeczywista od fantomu. A teraz p�on�a z zak�opotania, gdy� w g��bi serca wiedzia�a, �e ojciec mia� racj�. Pomimo ca�ej mi�o�ci, kt�r� sobie mi�dzy nimi wyobra�a�a, kiedy do niego posz�a, ledwo j� rozpozna� i znalaz� czas, by po�egna� si�, nim uda� si� z odzianymi w elfi� ziele� przyjaci�mi do knajpy na piwo. Wr�ci�a do nowicjatu zalana gorzkimi �zami poni�enia. Jej romantyczne mrzonki rozpad�y si� na kawa�ki. Werri nie chcia� z ni� zamieszka�. Teraz, kiedy ju� dosta� od niej to, co zamierza�, nie chcia� jej nawet zna�. Lady Flavia z ponur� min� wyznaczy�a jej pokut� - d�ug� i ci�k� prac� w Dzie� Podwalin. Oczywi�cie na specyficzny spos�b elf�w Werri by� m�odym przystojniakiem z t� swoj� d�ug�, w�sk� szcz�k�, prostym nosem i zielono-br�zowymi oczami, kt�re ta�czy�y, kiedy m�wi�, oraz sp�ywaj�cymi na ramiona d�ugimi, blond-zielonymi w�osami, kt�re odrzuca� sprzed oczu lub wi�za� w kitk� srebrn�, elfi� wst��k�. Niemniej te jego tr�jk�tne znamiona na sk�rze stanowi�y �wiadectwo przyj�cia na �wiat z �ona drzewa. �adna kobieta nie mog�aby urodzi� Werriego, gdy� jedynymi owocami takich zwi�zk�w by�y na wskro� z�e impy. Bior�c to wszystko pod uwag�, przy�apanie m�odej czarownicy z nowicjatu w ��ku z kim� takim urasta�o do rangi powa�nego problemu. Co gorsza, z Lagdalen z Tarcho wi�zano spore nadzieje. Zdradzi�a jej to sama lady Flavia w trakcie omawiania kary. - Zwykle za co� takiego skazuj� was na ch�ost�, pe�n� odmian� Dekademonu oraz miesi�c s�u�by w �wi�tyni, �eby uzmys�owi� wam, jak g�upie w przypadku czarownicy z nowicjatu jest uleganie fascynacji elfem, a tak�e by przypomnie� o waszym miejscu w naszej misji. Lecz ty nie jeste� pierwsz� lepsz� nowicjuszk�, Lagdalen. Mamy nadziej�, �e wiele osi�gniesz. Udasz si� do Cunfshon, do tamtejszych nauczycieli. Je�li b�dziesz osi�ga� odpowiednie post�py, zrobisz wielk� karier� w �wi�tyni lub s�u�bie administracyjnej. Flavia zmarszczy�a si� w�wczas z namys�em, wbijaj�c wzrok w bia�e kartki akt na jej biurku. - Dlatego te�, podczas Dnia Podwalin, b�dziesz czy�ci� stajnie stra�y, a z pe�n� odmian� Dekademonu uporasz si� do ko�ca tygodnia. Zrozumiano? Lagdalen zmartwi�a si�, gdy� Dzie� Podwalin lubi�a ponad wszystkie inne �wi�ta i cho� Flavia mia�a ci�k� r�k�, to z ochot� wytrzyma�aby ch�ost�, byle tylko nie traci� takiego dnia na pracy w stajni. Opiekunka doda�a wtedy - Musisz zrozumie�, Lagdalen, �e zes�ano na nas porywy cia�a, by zadawa�y nam cierpienie i odwraca�y uwag� od historycznej misji, kt�r� trzeba nam wype�ni�. Podczas lat nauki powinny�my powstrzymywa� si� od wszelkich my�li o mi�o�ci i rodzinie. Nie musz� oczywi�cie dodawa�, �e nie wolno nam wi�za� si� z elfami. Z takich zwi�zk�w rodz� si� jedynie impy i nieszcz�cia. Elfy nie rozumiej� zamieszania, jakie wzbudzaj� takim zachowaniem. W tej dziedzinie jeste�my dla nich zabawkami. Lecz dla czarownicy to zbrodnia, popadniecie w wynaturzenie. I tak oto Dzie� Podwalin zamieni� si� dla niej w katastrof�. Na szcz�cie, ku jej olbrzymiej uldze, przeprowadzone po rozmowie z Flavi� badanie wykaza�o, �e w jej �onie nie zagnie�dzi� si� �aden imp. Od tamtej pory przela�a wiele gorzkich �ez. W my�lach wci�� na nowo prze�ywa�a tamto okropne poni�enie, kiedy Helena z Roth, najwi�kszy wr�g Lagdalen, otworzy�a drzwi i pokaza�a cenzorom, co si� wyprawia w ma�ej pralni na ty�ach dormitorium. Helena by�a starsz� nowicjuszk� i szczeg�ln� przyjemno�� sprawia�o jej dyscyplinowanie �ma�ego nicponia Tarcho�. Z lodowatym dreszczem przypomina�a sobie m�ciwy �miech, jakim Helena powita�a aresztowanie Lagdalen i odeskortowanie jej do biura Flavii. A teraz harowa�a, czyszcz�c przegrody sze��dziesi�ciu koni. Oczywi�cie stajenni, do kt�rych nale�a� zwykle ten obowi�zek, a dzi� otrzymali wychodne na Dzie� Podwalin, zostawili brud i s�om� z co najmniej dw�ch ostatnich dni. Wiedzieli, �e znajdzie si� jaki� biedak, kt�ry sp�dzi tu za kar� ca�y dzie�. D�wign�a kolejn� szufl� mierzwy i wsypa�a j� do beczki. Czekaj�ca j� praca zdawa�a si� nie mie� ko�ca. Zabierze jej ca�y dzie�. Ze znu�eniem nape�ni�a beczk�, podnios�a j� i poturla�a do kompostownika. Urz�dzono go w zakrywanym dole wewn�trz Starej Bramy, pod wysokimi murami wie�y. Aby tam dotrze�, musia�a opu�ci� stajni� i przeby� wypolerowany bruk dziedzi�ca wie�y, gdzie �o�nierze �wiczyli musztr�. By�a to bardzo niebezpieczna cz�� drogi, gdy� nawet kapka zawarto�ci beczki nie mog�a dotkn�� kamieni. Rozgniewa�oby to starego wo�nego Sappino, kt�ry wr�cz obsesyjnie polerowa� je i czy�ci�. G�o�ne by�yby jego skargi, gdyby narobi�a mu ba�aganu. D�ugo kl�cza�aby na bruku, poleruj�c go, gdyby Sappino poskar�y� si� dyrektorce Flavii. Wok� chronionej zakl�ciem stajni k��bi�y si� z wigorem t�uste muchy, kt�re b�yskawicznie odkry�y wieziony przez ni� �adunek. Lagdalen nienawidzi�a much i szybko spr�bowa�a rzuci� w�asny czar antymuchowy. Niestety, wymaga�o to dw�ch pe�nych odmian i paragrafu z Birraka. Pomyli�a si� w odmianie. Muchy wci�� brz�cza�y, nieczu�e na spartaczone zakl�cie. Przeklinaj�c k��bi�ce si� wok� twarzy owady, wchodz�ce jej w oczy i w�osy, Lagdalen pcha�a bary�k� tak szybko, jak tylko mog�a po kamieniach dziedzi�ca. Mucha wpe�z�a jej do nosa. Pisn�a z obrzydzeniem, zatrzyma�a si� i przegna�a j�. Beczu�ka zakoleba�a si� i przewr�ci�a na bok, rozsypuj�c zawarto�� po bruku. Lagdalen zala�a si� �zami, a przekl�te owady obsiad�y mierzw� z triumfalnym brz�czeniem. Z lewej strony rozleg� si� dono�ny, radosny �miech. Podnios�a g�ow�, roze�lona, natychmiast zapominaj�c o �zach. W drzwiach smoczego domu z czerwonej ceg�y ujrza�a m�odego, obszarpanego smoczego giermka. Pokazywa� j� palcem i zanosi� si� �miechem. Czuj�c do niego nag�y przyp�yw antypatii, si�gn�a do kieszeni szaty nowicjuszki, wyci�gn�a proc� i strzeli�a w niego jednym z okr�g�ych kamieni, kt�re zawsze przy sobie nosi�a. Ch�opiec natychmiast znikn��, a kamie� odbi� si� od �ciany i wyl�dowa� na dziedzi�cu. Lagdalen podbieg�a i podnios�a go, gotowa do nast�pnego strza�u. Lecz kiedy podnios�a wzrok, ujrza�a jedynie ponur� sylwetk� Heleny z Roth. Jej nieprzyjaci�ka z nieskrywanym zachwytem wymierzy�a w ni� d�ugi, blady palec. - Posiadanie broni! Wyra�nie zabronione! U�ycie broni przeciwko cz�owiekowi! Czeka ci� ch�osta! Nie wspominaj�c ju� o kupie gnoju, kt�ry wywali�a� na czysty bruk wo�nego Sappino. Zaczekaj, a� mu powiem, co zrobi�a�. Powinnam by�a pomy�le�, �e kiedy Flavia z tob� sko�czy, nazbiera ci si� na nast�pny rok sprz�tania! Z trudem t�umi�c okrzyk triumfu, Helena okr�ci�a si� na pi�cie i pogna�a odnale�� wo�nego, kt�ry zazwyczaj przesypia� Dzie� Podwalin i wszystkie inne �wi�ta, wolny od troski o l�ni�cy bruk paradnego dziedzi�ca. Lagdalen spojrza�a na miejsce katastrofy. Wo�ny Sappino zjawi si� tu na d�ugo przed tym, zanim zd��y zebra� wszystko do beczki i op�uka� kamienie wod�, a kiedy zobaczy, co narobi�a, natychmiast poskar�y si� Flavii. W k�cikach oczu zn�w pojawi�y si� �zy. Wygl�da na to, �e reszt� �ycia strawi na sprz�taniu stajni. Poczu�a, jak kto� tr�ca j� w �okie�. Obr�ci�a si� z mokrymi oczami i ujrza�a przed sob� giermka, kt�ry na�miewa� si� z niej zaledwie par� minut temu. Na pierwszy rzut oka nie mia� wi�cej jak czterna�cie lat. U�miechn�� si� �obuzersko. Jego smoczy, br�zowy str�j by� stary i znoszony, a buty zdarte. Czapk� nosi� zawadiacko obr�con� ty�em na prz�d. W r�ku ni�s� par� szufli. Opar�a si� pierwszemu odruchowi, by str�ci� mu czapk� z g�owy i poci�gn�� za nos. Skin�� na ni� szufl�. - We� t�, a my skorzystamy z naszych. Baz przyniesie troch� wody. Jestem Relkin, Relkin Sierota, do us�ug. Zatka�o j�. Za ch�opcem majaczy� smok bojowy, wysoki na dziesi�� st�p, o oliwkowo- zielonej sk�rze i du�ych, czarnych oczach, kt�re wpatrywa�y si� w ni� z uwag�. Potrz�sn�� szerok� na metr �opat�. Poczu�a, jak ogarniaj� smoczy parali� - instynktowna reakcja ludzi na widok doros�ych smok�w. - Ja... ja... nie wiem, co powiedzie�. Olbrzymia smocza paszcza rozdziawi�a si� w u�miechu, a �lepia zal�ni�y rado�nie. Ch�opiec przyjrza� si� jej i strzeli� palcami, wytr�caj�c j� z pocz�tk�w smoczego transu. - Tak, wiem, jeste� przyt�oczona, dziewcz�ta cz�sto tak na nas reaguj�, lepiej jednak przesta� si� gapi� i �ap za szufl�, zanim wr�ci tu ta paskudna dziewucha z wo�nym. - Dlaczego to robicie? - zapyta�a nareszcie. - Om�wili�my to. Postanowili�my, �e lubimy ciebie, a nie tamt� - pod�� Helen� z Roth. Uwa�amy za niesprawiedliwe, �eby ktokolwiek tkwi� na tym dziedzi�cu, pracuj�c przez ca�y Dzie� Podwalin. Lagdalen patrzy�a na niego. Obdarzy� j� kr�tkim u�miechem i zabra� si� do roboty. Lecz ich po��czone wysi�ki by�y zgo�a niepotrzebne. Smok poradzi� sobie �e stert� mierzwy dwoma ruchami. M�oda czarownica popatrzy�a na �adunek, tak szybko umieszczony z powrotem w beczce. Relkin z�apa� za uchwyt i potoczy� j� szybko do kompostownika. Tymczasem smok przeszed� si� do stoj�cej pod �cian� stajni wielkiej beki z deszcz�wk� i d�wign�� j�, jakby nic nie wa�y�a. Obmy� bruk trzema chlu�ni�ciami. Woda sp�yn�a z bulgotem do kratki, pozostawiaj�c dziedziniec mokry, lecz czysty. Lagdalen skorzysta�a �e st�jennej szmaty i wytar�a kamienie do sucha, przywracaj�c im dawny blask. - Dzi�kuj� ci, panie smoku - powiedzia�a, kiedy sko�czy�a. Pysk bestii rozsczepi� si� w przera�aj�cym u�miechu, obna�aj�c d�ugie na dwa cale k�y i zielony, rozdwojony j�zyk. Odpowiedzia� z typowym dla smok�w sykiem - C�, panienko, mo�esz zwraca� si� do mnie po imieniu - Bazil z Quosh, do us�ug. Co rzek�szy, wyprostowa� si� tak energicznie, �e zadr�a�a ziemia i zasalutowa� jej na mod�� legionist�w. Lekko oszo�omiona odda�a honory, maj�c nadziej�, �e czyni to poprawnie. Relkin wr�ci� z pust� beczu�k�, kt�r� zostawi� za wej�ciem do stajni. - Zawsze mi�o pom�c damie w opa�ach - stwierdzi� z lekkim uk�onem, zamaszy�cie wywijaj�c kapeluszem. U�miechn�a si�. Pomimo pewnych jej obaw, w tym m�odym �otrzyku by�o co� b�aze�sko s�odkiego. - Oczywi�cie, byliby�my wdzi�czni za zdradzenie nam imienia tej konkretnej damy - doda� Relkin z przebieg�ym u�mieszkiem. - Czemu nie, panie Relkinie Sieroto. Na imi� mam Lagdalen, z domu Tarcho. Dzi�kuj� wam. - Lagdalen z Tarcho, h�? Prosz�, prosz�. - Wyszczerzy� �eby w u�miechu. C� za u�yteczny sojusznik. Po b��kitnym oblamowaniu r�kawa pozna�, �e jest w starszej klasie nowicjatu, a Tarcho byli jedn� z najbardziej wp�ywowym rodzin Marneri. - To by� dobry strza�, Lagdalen z Tarcho. Gdybym nie uskoczy�, nabi�aby� mi niez�ego guza. - Przepraszam - mrukn�a. - Za co? Wiem, �e nie powinienem by� si� �mia�, ale pocz�tkowo wzi��em ci� za kogo� innego, chyba za stajennego. Jeden z nich ma podobnie przyci�te, br�zowe w�osy. Nie przepadamy za sob�. Wszyscy maj� ponad szesna�cie lat i cierpi� na zadarte nosy, o ile wiesz, o czym m�wi�. - Domy�lam si�. - A poza tym, lubi� dziewczyny, kt�re potrafi� celnie strzela� i nosz� dobre kamienie. - No c�... dzi�kuj�. - Lagdalen nagle nie wiedzia�a, co powiedzie�, oczarowana tym dzikim ch�opcem �e smoczych zagr�d. Ch�opcem o dziwnie wyrachowanym spojrzeniu. Waha� si� przez chwil�, jakby obawiaj�c si� co� powiedzie�, lecz w ko�cu wyrzuci� z siebie. - Zastanawiam si�, czy by�oby z mojej strony grubia�stwem... eee... zapyta� lady Lagdalen z Tarcho, czy nie ucieszy�oby jej towarzystwo podczas wieczornego festynu Podwalin. Zauwa�y�a, �e m�wi�c, mi�� w r�ku czapk�. - C�, sama nie wiem. Mia�am sp�dzi� ca�y dzie� na pracy w stajni. Nie sko�cz� przed zmrokiem i b�d� tak zm�czona, �e nie s�dz�, abym... Relkinowi poja�nia�y oczy. - Pomo�emy, prawda, Baz? Spojrza�a na smoka, wci�� opieraj�cego si� na szufli. Ten ponownie obdarzy� j� swym przepastnym u�miechem. - Pomo�emy z przyjemno�ci�, Lagdalen z Tarcho. Przynios� smocz� beczk�; pomie�ci o wiele wi�cej, ni� ta ma�a, kt�rej u�ywasz. Znowu j� zaskoczyli. Zagapi�a si� na nich. Naprawd� chcieli to zrobi�. Od wielu lat nikt nie by� dla niej tak mi�y. - Hm, dzi�kuj� wam, Relkinie i Bazilu - zdo�a�a wykrztusi�. - Ufam, �e je�li zdo�am sko�czy� prac� na czas, pani Flavia nie sprzeciwi si� mej pro�bie o uczestniczenie w wieczornych obchodach. - �wietnie! - zawo�a� ch�opiec. - Wiem, jak zdoby� troch� gor�cego jab�ecznika i dobre miejsca na kukie�kowym przedstawieniu. Smok zasycza� nagle ostrzegawczo. - Kto� idzie. - Pr�dko, musimy si� schowa� - rzuci� Relkin. Lagdalen zosta�a raptem wci�gni�ta do olbrzymiego, mrocznego wn�trza smoczego domu. Pachnia�o tu zio�ami. Z wewn�trznego, niewidocznego st�d korytarza, wia�o ciep�e powietrze. Przez szpar� w drzwiach patrzy�a, jak Helena z Roth wraca z wo�nym Sappino, kt�rego z niejakim trudem wyrwa�a z porannej drzemki. Staruszek by� przez to nieco rozdra�niony, tote� widok czystego dziedzi�ca wywo�a� w nim furi�. Zawsze podejrzewa� te sprytne dziewuszyska z nowicjatu, �e tylko czyhaj�, by sp�ata� mu jakiego� psikusa i o�mieszy� go. Obr�ci� si� na pi�cie i pomaszerowa� na poszukiwanie dyrektorki Flavii. - By� mo�e kilka pr�g po r�zdze wyleczy ci� z bezczelno�ci! - rzuci� przez rami�. Helena toczy�a doko�a dzikim wzrokiem. Jak ta ma�a niecnota Tarcho mog�a to zrobi�? By�a tu przecie� olbrzymia kupa ko�skiego �ajna. Nie mia�a szans tak szybko tego posprz�ta�. Us�ysza�a z g�ry czyj� �miech. Obejrza�a si� i dostrzeg�a okr�g�olicego ch�opaka, kt�ry u�miecha� si� do niej przez chwil�, po czym znik� w szczelinie drzwi do smoczego domu. Zmarszczy�a brwi, zmylona tym nag�ym obrotem wydarze�. Przetrz�sn�a stajni� w poszukiwaniu Lagdalen, zaraz jednak podda�a si� z niesmakiem i ruszy�a ku bramie, maj�c nadziej�, �e uda si� jej nie wpakowa� na Flavi� przynajmniej do ko�ca Dnia Podwalin. P�niej tego samego popo�udnia, kiedy walczy�a o stoj�ce miejsce na przedstawieniu kukie�kowym, tak daleko, �e trudno by�o odr�ni� od siebie figurki starej wied�my i dzieci�tka, zauwa�y�a z w�ciek�o�ci� Lagdalen, siedz�c� na dobrym miejscu w towarzystwie ch�opaka w uniformie smokowego. Zazgrzyta�a z�bami. Gdyby to Flavia widzia�a! Ale Helena by�a bezradna. Zg�oszenie tej zbrodni oznacza�oby odwiedzenie dyrektorki Flavii, co, jak dobrze wiedzia�a, by�o tego dnia wyj�tkowo ryzykowne. Flavia nie cierpia�a starego Sappino i zem�ci�aby si� na dziewczynie, kt�ra da�a mu pow�d do odwiedzenia jej z g�o�nymi i potoczystymi narzekaniami! ROZDZIA� DRUGI P�niej, kiedy wzeszed� ksi�yc, obwieszczaj�c koniec Dnia Podwalin, Relkin i Lagdalen do��czyli do t�umu wylewaj�cego si� przez P�nocn� Bram�, gdzie wielkie czarownice tworzy�y dwa kwadraty, r�wno jak �o�nierze na paradzie. Okolic� o�wietla�y tysi�ce pochodni na dziesi�ciostopowych tyczkach. Twarze zgromadzonych rozjarzy�y si� oczekiwaniem. Nadesz�a pora odnowy. Wielkie Zakl�cie by�o ju� prawie zako�czone. Czarownice szepta�y s�owa w doskona�ym unisono, wzmacniaj�c mistyczn� wi�. Wyrecytowano ju� tysi�ce linii odmian, teksty z Birraka i paradygmaty Dekademonu, gdy� takie zakl�cie wymaga�o wielogodzinnych przygotowa�. Konieczne by�y olbrzymie umiej�tno�ci koncentracji i nie zwracania uwagi na ogniomistrz�w, b�bny i okrzyki zebranych na festiwalu. Teraz, kiedy po�o�ono ju� podwaliny, rozpocz�to trudniejsze pasa�e, korzystaj�c z mocy pe�ni ksi�yca, pot�guj�cej si�� zakl�cia. T�um zamilk�. Jedynie od czasu do czasu rozlega�y si� ciche powitania nap�ywaj�cych na pole ludzi. Relkin i Lagdalen obserwowali wszystko z miejsca na ty�ach t�umu, gdzie niewielki pag�rek oferowa� lepszy widok nad g�owami pierwszych szereg�w. Widzieli zwarte rz�dy odzianych w czer� wielkich czarownic, z wyszytymi na prawych ramionach oznakami ich zakon�w. Otacza� je basowy pomruk s��w inkantacji. Poczuli buduj�c� si� moc zakl�cia, kiedy staro�ytna sztuka magii Cunfshon ponownie oplata�a mury Marneri czarodziejsk� energi�. Nadesz�a naj�wi�tsza chwila roku, �wi�to przywr�cenia w�adzy Cunfshonu nad krainami Argonathu. W dawnych czasach ziemie te nawiedzane by�y przez s�ugi wrog�w, w�adc�w demon�w, Mach Ingboka i Cho Kwuda, kt�rzy rz�dzili strachem tam, gdzie wcze�niej kwit�y jasne kr�lestwa Argonathu, po ich gorzkim upadku w grzech i ruin�. Restauracja Argonathu by�a d�uga i krwawa. Sze�� razy Cho Kwud prowadzi� na po�udnie pot�n� armi�, otaczaj�c jasne Marneri. Sze�� razy pobi�y go mury miejskie i odsiecz legion�w z pobliskich miast. Stoczono tuzin walnych bitew, zanim niebieskosk�re wynaturzenie, Mach Ingbok z Dugguth, zosta�o ca�kowicie zniszczone. Listy dzielnych poleg�ych by�y d�ugie, a ich imiona wykuto na murach Marneri. Miasto pami�ta�o o umar�ych, czcz�c ich odwag� i zatykaj�c proporzec cywilizacji na wschodniej granicy rozleg�ej Ianty. Pojedyncza nuta tr�bki og�osi�a kr�tk� przerw� w rzucaniu czar�w. Lagdalen i Relkin wymienili uszcz�liwione spojrzenia. - Podoba ci si�, Lagdalen z Tarcho? - zapyta� smoczy giermek. - Tak, Relkinie Sieroto. Jeszcze raz dzi�kuj�. - Prawd� rzek�szy, istnieje spos�b, w jaki mog�aby� odwdzi�czy� si� nam, a zw�aszcza Bazowi. - To znaczy? Z rado�ci� zrobi� wszystko, co tylko znajduje si� w zasi�gu moich mo�liwo�ci. Relkin pochyli� si� ku niej i zni�y� g�os do szeptu. - Mamy k�opot. Chodzi o nasze papiery. Brakuje nam stempla odprawy od naszego poprzedniego pracodawcy. Rozumiesz, wynikn�y mi�dzy nami pewne... hm... r�nice zda�. - My�la�am, �e jeste� tu nowy - odrzek�a r�wnie cicho. No c�, s�dzili�my, �e uda si� nam zaci�gn�� do powstaj�cego tu Nowego Legionu. - A wtedy nigdy wi�cej was nie zobacz� - westchn�a z �artobliwym smutkiem. - Nie, lady Lagdalen, zobaczysz nas znowu - zapewni� j� ch�opiec. - Ale tylko w�wczas, je�li zdob�dziesz dla Baza smocz� piecz��. Bez niego nie przyjm� nas do legionu. - Jak mog� wam pom�c? - Mamy przyjaciela w komnacie administracji, kt�ry ma potrzebn� nam piecz��. Tyle tylko, �e boi si� wynie�� j� z biura. Zastanawiali�my si�, czy nie mog�aby� ty tego zrobi�. Waha�a si� przez chwil�. - Przypuszczam, �e by�oby to do zrobienia. - Wspaniale! - zakrzykn�� ochoczo. - Nied�ugo i tak tam p�jdziesz po piecz�tk� urodzinow�, mam racj�? Lagdalen by�a wstrz��ni�ta. Sk�d o tym wiedzia�? Poczu�a si� tak, jakby kto� dokona� zamachu na jej prywatno��. - Tak - odpowiedzia�a g�o�no. - Id� tam jutro. W zesz�ym tygodniu sko�czy�am siedemna�cie lat. - Przepraszam, ale m�j przyjaciel w komnacie ci�gle ma do czynienia z takimi informacjami, wi�c kiedy dowiedzia�em si�, kim jeste�, poprosi�em go o zerkni�cie w twoje akta. Wiem, �e post�pi�em �le, lecz nasza sytuacja staje si� rozpaczliwa. Nie zosta�o nam zbyt wiele pieni�dzy, przez co nie mo�emy opu�ci� Marneri i musimy znale�� robot�. Jeste� nasz� jedyn� nadziej�. - Doprawdy? - Pos�uchaj, Bazil to pierwszorz�dny smok, jeden z najlepszych. Marneri go potrzebuje. - Wygl�da wspaniale! - zgodzi�a si�. - Tak naprawd�, to osi�gn�� �rednie rozmiary jak na sk�rzanego smoka. Lecz potrafi wyczynia� cuda �e swoim mieczem i jest bardzo wytrzyma�y. Mn�stwo sk�rzanych ma wra�liwe stopy i nie nadaje si� do marszu, lecz Bazil to prawdziwy piechur dotrzyma kroku ka�demu. Poza tym lubi konie, i to nie tylko jako jedzenie, tote� nie ma problem�w z kawaleri�. - Jestem pewna, �e jest taki, jak m�wisz, Relkinie. Niemniej, co� takiego oznacza naruszenie mojej prywatno�ci. Uwa�am, �e sam powiniene� mnie o to zapyta�. Ch�opiec zwiesi� g�ow�. Wygl�da�o na to, �e zaprzepa�ci� ich szans�. A by� taki pewny, �e ta dziewczyna im pomo�e. �le j� oceni�. Nie s�dzi�, �e mo�e zapyta� j� o wiek. - Niemniej i tak wam pomog� - o�wiadczy�a. - Naprawd�? Jego nadzieje poderwa�y si� z kurzu i o�y�y. Jak�e mog�aby mu odm�wi�? - Oczywi�cie b�d� musia�a przej�� przez skrutator�w. - Zmartwi�a j� ta my�l. Nigdy przedtem niczego nie ukrad�a, ani nie szmuglowa�a, wobec czego nie posmakowa�a l�ku zdemaskowania przez skrutator�w. - Zgadza si�, ale jeste� starsz� nowicjuszk�. Mo�esz rzuci� czar maskuj�cy i min�� ich bez obawy, �e ci� odkryj�. - Mog� to zrobi�, ale podobno skrutatorzy zwracaj� szczeg�ln� uwag� na nowicjuszki, kt�re w ich obecno�ci pos�uguj� si� zakl�ciami ukrywaj�cymi. Relkin przyj�� to zrezygnowanym potrz��ni�ciem g�ow�. - No tak, w�a�nie dlatego nasz dobrodziej z komnaty nie przemyci tej piecz�ci. Wszyscy pracownicy biura s� drobiazgowo przeszukiwani przy wyj�ciu. - Tak, rozumiem. - Naprawd� rozumia�a. Fakt, �e Relkin bardzo jej pom�g�, ale teraz prosi� j� o podj�cie wielkiego ryzyka w imi� zdobycia tej piecz�ci. Co b�dzie, je�li oka�e si� szpiegiem? Ostatnio wiele si� m�wi�o o szpiegach wys�anych celem infiltracji miasta. Pot�ny wr�g z p�nocy po raz kolejny gromadzi� si�y. Na �wiecie k�ad� si� przera�aj�cy cie� w�adc�w Zag�ady. Zaraz jednak zmieni�a zdanie. �aden smok nie s�u�y�by z�ym w�adcom. Nienawi�� smoczej rasy do w�adc�w by�a wieczna i niezmienna; to ona ��czy�a ich z lud�mi. A skoro Bazil nie by� szpiegiem, to jak m�g�by nim by� jego giermek? Wzruszy�a ramionami. Paranoja by�a ostatnio bardzo rozprzestrzeniona i �atwo by�o pa�� jej ofiar�, kiedy plotki o szpiegach by�y tak powszechne. - Tak czy owak, co mam zrobi�, kiedy min� ju� skrutator�w? - Nie martw si�, b�d� wygl�da� ci� w okolicach bramy. Po prostu p�jdziesz Nitk�, a ja skontaktuj� si� z tob�, gdy uznam, �e to bezpieczne, a ciebie nikt nie �ledzi. Strach pomy�le�, jak wp�yn�oby to na jej reputacj�, wystarczaj�co ju� zszargan� przygod� z Werrim. - Gdyby jednak ci� z�apali, podejd� do nich i przyznam si� do winy - to ci przysi�gam na moich przodk�w. U�miechn�a si�. - Ale� Relkinie, przecie� nie wiesz, kim s� twoi przodkowie. Jak mo�esz na nich przysi�ga�? - No to przysi�gam na w�asne sumienie, kt�re niechaj nigdy nie da mi spokoju, gdybym mia� ci� zdradzi�, Lagdalen. - C�, dzi�kuj�, Relkinie. To chyba wystarczy. Martwi mnie jednak co� jeszcze. - Tak? - Natura waszego sporu z poprzednim pracodawc�. O co posz�o? Przypatrywa�a si� mu z uwag�. To by� najwa�niejszy moment - wiedzia�a, �e teraz w�a�nie powinno ujawni� si� znami� mordercy, o ile takowe istnia�o. - Podpisali�my kontrakt z baronem Borganu. Je�li nigdy wcze�niej nie obi�o ci si� o uszy, to Borgan le�y ko�o Ryotwy, po�r�d Wzg�rz B��kitnego Kamienia. Baron uzna�, �e smoki s� za kosztowne, wi�c kupi� br�zowe trolle - paskudne stwory, rodz�ce si� w wyniku krzy�owania �osi z ��wiami. Lagdalen zblad�a. - Ale przecie� trolle s� zakazane w ca�ym Argonathcie. - Zabawne, jak mimo to wiele ich tutaj �yje. Baz i ja sp�dzili�my ca�e �ycie na walce z nimi, przewa�nie w krainie B��kitnego Kamienia. - Ale dlaczego? - S� tanie. �ywi� si� pomyjami i �atwo je zadowoli�. Do szcz�cia wystarczy im cienkie piwo i seks z byd�em. To ni� wstrz�sn�o. - Obrzydliwe. Relkin przytakn��. - Osobi�cie zawsze tak uwa�a�em. - Co w takim razie si� sta�o? - zapyta�a. - Kiedy? - Kiedy tamten baron sprowadzi� trolle. Ch�opiec przymkn�� oczy i wzruszy� ramionami. - K�opoty. - K�opoty? Jakiego rodzaju? - No c�, br�zowe s� po pijanemu agresywne, a baron da� im za du�o piwa. W ko�cu wyzwa�y Baza. Dosz�o do diabelnej walki i Baz musia� zabi� jednego przekl�tnika, a drugiemu po�ama� nogi. Po czym� takim baron nie zamierza� nam zap�aci� i jest nam teraz winny za sze�� miesi�cy. - I co zrobili�cie? - C�, rozwa�ali�my obrabowanie go, ale nie chcieli�my zosta� wyj�ci spod prawa. Pragn�li�my jedynie uczciwej, �o�nierskiej roboty; to robimy najlepiej. Dlatego w�a�nie zerwali�my kontrakt, wymkn�li�my si� na wzg�rza i przyw�drowali�my tutaj. Rozumiesz, us�yszeli�my o powstaj�cym tu Nowym Legionie. No jasne. Nowy Legion �ci�ga� rekrut�w z najdalszych zak�tk�w �wiata. Obawy Lagdalen zosta�y rozwiane. Nie wykry�a na jego twarzy najmniejszych oznak nieuczciwo�ci, a przesz�a odpowiednie ku temu przeszkolenie. - W porz�dku, Relkinie Sieroto, pomog� wam. Lecz je�li mnie ok�ama�e�, odkryj� to, a wtedy lepiej miej si� na baczno�ci! Obejrza�a si� na szeregi czarownic. W blasku ksi�yca ich w�osy by�y d�ugie i srebrzyste, oblicza naznaczone surowymi bruzdami, a oczy skryte w cieniu. Wiedzia�a, �e pewnego dnia znajdzie si� w�r�d nich, recytuj�c Wielkie Zakl�cie. By�a to wizja jednocze�nie poci�gaj�ca i budz�ca obawy. Sprawia�y wra�enie takich powa�nych, rzeczowych, dalekich od �ycia, jakie zna�a. Zastanawia�a si�, czy kiedykolwiek zdo�a nauczy� si� takiej cierpliwo�ci i determinacji; czy przyjm� j� w swoje szeregi. W pobli�u strzelaj�cych w niebo, sze��dziesi�ciometrowych wie�yc P�nocnej Bramy rozpalono ogie�. Arcykap�anka Ewilra poprowadzi�a m�ski ch�r, �piewaj�cy hymny Podwalin, do kt�rego do��czy�o wielu obecnych, a tymczasem czarownice odpoczywa�y po bezb��dnie wyrecytowanych odmianach, deskrypcjach i konwolucjach. Nadesz�a pora na ostatnie odmiany. Na o�tarzu spalono ostro�nie odpowiednie zio�a i zgromadzonych spowi� s�odki dym. Czarownice zebra�y si� w sobie do ostatnich inkantacji, dziewi��dziesi�ciu linii mocy wykutych z dekademonicznej regu�y. Podniecenie t�umu osi�gn�o szczyt. Zagrzmia�y b�bny i zacz�o si�. Recytacja linii przebiega�a sprawnie i moc zakl�cia ros�a, a� nad okolic� zawis� ca�un napi�cia, podobny niewidzialnej mgle. G�osy spot�nia�y, ostatnie wersety zosta�y dos�ownie wykrzyczane, wsparte gromkim, euforycznym wo�aniem t�umu. P�omienie rozb�ys�y, b�bny i cymba�y hukn�y i dokona�o si�... Wielkie Zakl�cie zosta�o rzucone. Przez d�ug� chwil� panowa�a absolutna cisza, nie przerywana najmniejszym kaszlni�ciem, szeptem ani ptasim trelem. A wtedy zagrzmia�y fanfary, ludzie zacz�li wiwatowa� i rozleg�a si� g�o�na, powszechna muzyka. Ca�a ludno�� ruszy�a uroczystym pochodem za czarownicami, przechodz�c przez ka�d� z pot�nych bram oraz ��cz�cymi je ulicami. Najpierw weszli do miasta przez P�nocn� Bram�, kontrolowan� przez ducha Osvera. - Za Osvera i jego zdrowie! - zakrzykn�li, spijaj�c pe�ne kufle. Nast�pnie pomaszerowali szerok� ulic� Wie�ow�, zostawiaj�c za plecami pot�n� mas� Wie�y Stra�y i pod��aj�c w stron� strzelistej Wie�y Bramy Wodnej. Tam pozdrowili Yepero, a poniewa� strzeg�a ona tak�e zatoki, wykrzykiwali jej imi�, pod��aj�c na zach�d wzd�u� dok�w i cie�niny. Tutaj powitali ich �eglarze �e stoj�cych w dokach statk�w oraz kupcy i ich pracownicy, wychylaj�cy si� z balkon�w wysokich budynk�w o bia�ych frontach, wzniesionych po obu stronach ulicy. Cumowa�y tu statki z ka�dego portu Argonathu oraz pot�ne, bia�e okr�ty z wysp Cunfshon, a w�r�d kupc�w mo�na by�o spotka� tak�e reprezentant�w ka�dego wi�kszego domu handlowego �e wschodniego wybrze�a Ianty. Dotarli wreszcie do Zachodniej Bramy, gdzie od�piewali hymn dla Ilim, kt�ra strzeg�a tej cz�ci umocnie�. Tam procesja zawr�ci�a i uda�a si� wiod�cym przez ca�e miasto Zachodnim Traktem i ulic� Szerok� do Zawiasy i placu przed wie�� Afo. I tam nagle wszystko uleg�o zatrzymaniu. Od czo�a kolumny dobieg�y ich okrzyki gniewu i przera�enia. Kap�anki za�ka�y. Czarownice przerwa�y recytacje i natychmiast rozpocz�y rzucanie zakl�cia oczyszczaj�cego. Do bramy przepchn�li si� �o�nierze z kr�lewskiej stra�y. Do��czyli do nich wszyscy miejscy konstable. Okrzyki wzmaga�y si�. Dopuszczono si� tu z�a. Ze �rodka bramy stercza�a belka z latarni� na ko�cu. Zwisa�y z niej na linie zmaltretowane zw�oki starszej kobiety. Kto� umie�ci� je tam ukradkiem w ci�gu dnia, kiedy miasto by�o prawie ca�kowicie wyludnione. Cia�o kobiety stanowi�o straszliwy widok. Zosta�a okropnie wykorzystana do rzucenia jakiego� mrocznego zakl�cia, by� mo�e kt�rego� z ksi�gi Fugasha. Mia�a odci�t� praw� d�o�, kt�r� wetkni�to jej do ust w taki spos�b, �e wystaj�ce palce stercza�y jak jakie� obrzydliwe j�zyki. Ci, kt�rzy zg��bili tajniki sztuki z�a, nazywali to R�k� Leothy. By� to pewny znak nekromancji. Lew� stron� twarzy odarto jej �e sk�ry i mi�sa do samej ko�ci. Brakowa�o prawego oka. Lewe wpatrywa�o si� w nich z zastyg�ym wyrazem kra�cowego przera�enia. Powieki usuni�to. W trzech miejscach czernia�y dziury po rozpalonym do czerwono�ci metalowym pr�cie, bardzo powoli wbijanym w cia�o. Stopy mia�a zbite razem gwo�dziem. Taka potworno�� w Dniu Podwalin by�a zamachem na Wielkie Zakl�cie. Pot�ny Afo, duch chroni�cy bram� przed atakami z zewn�trz, by� oczywi�cie bezsilny wobec tego typu napa�ci. �miertelni stra�nicy zawiedli. W obliczu takiego okropie�stwa przez ca�� noc b�d� rzucane czary oczyszczaj�ce, a samo Wielkie Zakl�cie trzeba b�dzie powt�rzy�. Relkin i Lagdalen szli daleko z ty�u procesji i zd��yli us�ysze� o tragedii na d�ugo, nim mogli na ni� zerkn�� ponad ramionami stra�nik�w. Wyciszony t�um pe�z� krok po kroku z opuszczonymi chor�gwiami. Ujrzeli jedynie bezw�adnego wisielca na belce latarni nad bram�. Aby dotrze� do tego miejsca, z�oczy�cy musieli wej�� do budynku wie�y i wychyli� si� przez okno umieszczone dok�adnie nad belk�. Po przetrz��ni�ciu budowli odkryto cia�o m�odego stra�nika z poder�ni�tym gard�em, wci�ni�te za jakie� skrzynie w spi�arni na parterze. T�um poni�s� Relkina i Lagdalen ulic� Mistrz�w. Otaczaj�cy ich ludzie paplali jak oszalali, a plotka olbrzymia�a z ka�d� minut�. - Kto to zrobi�? - zapyta� Relkin, oszo�omiony demonstracj� z�a. - W Marneri kryj� si� pot�ni nieprzyjaciele, lecz nie wymieniamy ich imion, gdy� to tylko wzmog�oby zamieszanie, kt�re tak skutecznie wzniecaj� odrzek�a Lagdalen. Od razu poj��, kogo mia�a na my�li, i zadr�a�. Na Wzg�rzach B��kitnego Kamienia mieli sporo problem�w, lecz nic bezpo�rednio zwi�zanego z w�adcami Padmasy, tymi zimnymi inteligencjami, kt�re d��y�y do zdobycia w�adzy nad �wiatem. Po zabiciu ich s�ugi Ingboka i upadku Dugguthu w nadmorskich prowincjach Argonathu zapanowa� wzgl�dny spok�j. Pe�ne grozy wspomnienia zblad�y. - Nazywamy ich Ginestrubl - mrukn��. - Nie�miertelni. Obawiam si�, �e w krainie B��kitnego Kamienia popadli ju� w zapomnienie. - To jedno z ich imion i nie zapomnieli�my o nich tutaj, w Marneri. - A wi�c maj� swoich agent�w w samym sercu Argonathu. - Na to wygl�da, Relkinie Sieroto. - Co to b�dzie? Co zrobi kr�l? - Przeszukaj� ca�e miasto, wypytaj� wszystkich, ale nie znajd� s�ugi z�a, kt�ry to uczyni�. - Sk�d ta pewno��? - Poniewa� to najnowsza z jego wielu sprawek. I nikt za nie jeszcze nie odpowiedzia�. - Co to by�o? - Co� podobnego do dzisiejszego wydarzenia, tyle �e z udzia�em zwierz�t. Pokr�ci� g�ow�. - Mroczna magia zawsze wymaga �ycia. - �eruje na �yciu. Niszczy �ycie... ka�de �ycie. Skr�cili w milczeniu w ulic� P�nocn� mijaj�c w�skie domy dzielnicy elf�w. Lagdalen wr�ci�a my�lami do Werriego i zarumieni�a si�. Przyznanie tego by�o okropne, lecz jej ojciec mia� absolutn� racj�. Werri nigdy jej nie kocha�, nie by� zdolny do takich uczu�. Teraz by�o to dla niej przera�liwie jasne. Elfy by�y sojusznikami ludzi, lecz na wiele sposob�w by�y od nich bardziej odleg�e ni� smoki. Na placu Wie�y rozdzielili si�, ustaliwszy wcze�niej, �e spotkaj� si� nazajutrz przed budynkiem Administracji Wie�y Stra�y. Relkin oddali� si� do smoczego domu, a Lagdalen skr�ci�a w najbli�sz� bram� i uda�a si� do zbudowanego z br�zowych kamieni nowicjatu. ROZDZIA� TRZECI Ranek po Dniu Podwalin by� szary i zimny; wia� przenikliwy, zachodni wiatr. Czarownice Marneri wsta�y wcze�nie - musia�y powt�rzy� Wielkie Zakl�cie, teraz ju� bez ucztowania i ta�c�w, kt�re mog�yby je rozprasza�. Miasto tak�e wsta�o i zaj�o si� w�asnymi sprawami. Statki wyp�yn�y z dok�w do zatoki. W Zachodniej Dzielnicy hucza�y ognie ku�ni, a na wzg�rzu Foluran stuka�y wrzeciona i obraca�y si� ko�owrotki. Wsz�dzie jednak j�zyki mieli�y o zgrozie, kt�ra mia�a miej sce w Dniu Podwalin. Czarownice z ponurymi minami rozpocz�y rzucanie czaru, a konstable i kap�anki wyruszyli w miasto w poszukiwaniu poszlak. Miasto Marneri chroni�y mury, kt�rych moc z ka�d�godzin� s�ab�a. Ta niemi�a �wiadomo�� psu�a radosn� atmosfer�, panuj�c� zwykle po Podwalinach. Lecz miasto by�o centrum ca�ego regionu. �ycie musia�o podj�� sw�j zwyk�y rytm, pomimo wisz�cego w powietrzu gniewu i niepokoju. W smoczym domu z czerwonej ceg�y panowa�y szum i rozgardiasz. Ten dzie�, pierwszy dzie� zimy, oznacza� pocz�tek zawod�w m�odych smok�w i rekrut�w, kt�re mia�y wy�oni� kandydat�w do Nowego Legionu. Smoczy giermkowie sprawdzali w przegrodach paski olbrzymich, stalowych napier�nik�w i he�m�w. Ostrzyli i polerowali smocze miecze i tarcze. Nie pozwol� zaj�� swoim smokom miejsca w amfiteatrze, dop�ki nie upewni� si�, �e wszystko jest w idealnym porz�dku. Rozpocz�y si� najwa�niejsze pr�by. Uzbrojeni w t�pe miecze i owijane materia�em maczugi potykali si� pojedynczo, dw�jkami i tr�jkami. Na podstawie wynik�w tych pojedynk�w zostan� wybrani ci, kt�rzy pod koniec tygodnia zmierz� si� z legionistamiweteranami. Wszystko zale�a�o od tego wyboru oraz wra�enia, jakie wywr� w p�niejszym starciu z do�wiadczonymi smokami na oczach mieszka�c�w miasta. Ci�kie �apy wzbija�y kurz i dudni�y o chodniki amfiteatru. Dwudziestostopowe smoki �ciera�y si� pier� w pier�; brz�cza�y dziewi�ciostopowe miecze. Od ci�kich tarcz od�upywa�y si� stalowe drzazgi. A jednak nie by�y to walki na �mier� i �ycie, cho� od czasu do czasu mocamiejszy smok zapomina� si� i odrobin� za mocno uderza� mniejszego, kt�ry wali� si� w piach bez zmys��w i musia� by� odci�gany przez potr�jny ko�ski zaprz�g. Zazwyczaj obra�enia by�y niegro�ne. Otarcia i skaleczenia, po�amane pazury, rany od miecza i pogruchotane �ebra. Smocza lecznica b�dzie pe�na przez ca�y tydzie�, a giermkowie nabiegaj� si� z opatrunkami, �rodkami odka�aj�cymi i ok�adami. Jednak, pomimo takiej brutalno�ci, przypadki �miertelne by�y rzadko�ci�. Jednym z pe�nych nadziei smok�w by� Bazil z Quosh, czternastoletni weteran wielu pomniejszych kampanii w Krainie B��kitnego Kamienia. By� �rednich rozmiar�w smokiem z br�zowo-zielonych sk�rzanych - od czubka nosa do kra�ca ogona mierzy� dwadzie�cia dwie stopy d�ugo�ci. Mniejsz� mas� rekompensowa�a wrodzona umiej�tno�� w�adania or�em. Porusza� si� zwinnie i oszcz�dnie i mia� nadnaturalny zmys� wyczuwania cios�w przeciwnika. W walce mieczem dor�wnywa� szybko�ci� ludziom, co u smok�w by�o do�� niezwyk�e. Niestety, zanim wkroczy na aren�, b�dzie musia� okaza� smocz� piecz��. Ten skrawek pergaminu rozmiar�w ludzkiej d�oni by� teraz najwa�niejszy. Smocze prawa by�y jasne je�li tak wielkie i potencjalnie niebezpieczne stworzenia jak smoki szuka�y zatrudnienia u ludzi, musia�y posiada� piecz�� i okazywa� j� na ka�de ��danie. Smocze prawa utrzymywa�y pok�j, odk�d obydwie rasy po��czy�y si�y przeciwko straszliwemu wrogowi - Padmasie - z jej hordami imp�w, trolli i odmie�c�w, hodowanych na mroczne sposoby z �ywych zwierz�t. Aby dosta� si� do Marneri, Relkin musia� zagada� stra�nik�w przy Wodnej Bramie. Weszli do miasta w samym �rodku najwi�kszego porannego ruchu i uda�o si� im przej�� bez konieczno�ci demonstrowania dokument�w. W tym czasie do miasta przybywa�o mn�stwo smok�w. Niestety, �eby dosta� si� na aren�, musieli okaza� piecz��, a pierwsze starcie Bazila wyznaczone zosta�o na samo po�udnie. Relkin przebywa� w mie�cie ledwie kilka dni, ale ju� zd��y� zdoby� wielu przyjaci�, w��czaj�c w to cz�owieka z Biura Administracji, kt�ry tak�e pochodzi� z Quosh, cho� by� nieco starszy od giermka. Jednak ka�dy w Quosh by� niesamowicie dumny z Bazila i wszyscy bardzo przej�li si� niesprawiedliwym potraktowaniem go przez barona Borganu. Pracownik Biura Piecz�ci by� ch�tny do pomocy, lecz nie m�g� samemu wynie�� dokumentu z pracy. Skrutatorzy niechybnie wykryliby tak� pr�b�. Tak wi�c Lagdalen z Tarcho wsta�a, zjad�a �niadanie i umy�a �eby. Nast�pnie, wielce nieszcz�liwa, uda�a si� na spotkanie z Relkinem. Jeszcze nigdy nie ba�a si� skrutator�w i by�o to bardzo nieprzyjemne do�wiadczenie. Spotkali si� pod budynkiem administracji i razem poszli do P�nocnej Bramy, a Relkin wprowadzi� j� po drodze w sytuacj� i wyja�ni�, co ma zrobi�. Ch�opak ubrany by� w wiejski, br�zowy p�aszcz, co nie by�o niezwyk�ym widokiem w okolicach P�nocnej Bramy, jako �e mie�ci� si� tutaj targ zwierz�cy, gdzie pracowa�y setki poganiaczy i pastuch�w. Dowiedzia�a si�, �e wszystko zosta�o przygotowane. Oczywi�cie skrutatorzy byli tego dnia czujni bardziej ni� zwykle, lecz przyczyny ich niepokoju mog�y bardzo pom�c Lagdalen w wyniesieniu piecz�ci. Skrutatorzy wypatrywali podejrzanych obcych lub skorumpowanych mieszka�c�w miasta. Nie zwr�c� uwagi na nowicjuszk� �e �wi�tyni. Mia�a wej�� do budynku, wspi�� si� na drugie pi�tro i przej�� korytarzem, gdzie petenci rejestrowali i nieformalnie rozstrzygali sporne sprawy cywilne. Zwykle panowa� tu wielki ruch, a ludzie ci�gle wymieniali si� jakimi� zwojami, a nawet ca�ymi ich nar�czami. Podejdzie do niej m�czyzna w szarej tunice i b��kitnych spodniach kap�a�skiego korpusu administracyjnego i po kr�tkiej rozmowie poda jej piecz��. Wtedy wr�ci korytarzem i zejdzie po schodach. Skrutatorzy stali na p�pi�trach i nie mogli jej zatrzyma�. Taki przynajmniej by� plan. Czuj�c mdl�ce ssanie w �o��dku, Lagdalen wesz�a do budynku przez wielkie, szare wrota. W �rodku przesz�a jak we �nie korytarzem, wmiesza�a si� w t�um ludzi reprezentuj�cych wszystkie grupy spo�eczne miasta i wspi�a po marmurowych schodach. Wysoko w g�rze wisia� portret kr�la Sankera, uwiecznionego w wieku lat trzydziestu. Mia� na sobie zbroj� i he�m komandora legionu oraz stosown� czerwon� szat�. Moc� sztuki Rupachtera, najwi�kszego malarza epoki, oczy w�adcy zdawa�y si� �ledzi� patrz�cych, jak gdyby jego wysoko�� surowo ocenia� ka�dego petenta. Sanker widzia� wszystko! Lagdalen poczu�a si� zupe�nie bezwarto�ciowa. Za chwil� mia�a zrobi� co�, co pogwa�ci ducha, o ile nie natur�, jej przysi�g. Co gorsza, by�a pewna, �e j� z�api�. I co wtedy? B�dzie musia�a wyja�ni� ojcu, �e po katastrofie z Werrim wpl�ta�a si� w przygod� �e smoczym giermkiem, dzikim, pechowym ch�opakiem z dalekich stron. Dla niego w�a�nie ryzykowa�a swoj� przysz�o�� w zakonie. Ojcowskie oblicze spowije mg�a smutku. Odprawi j� z �alem. Matka zaniesie si� histerycznym �kaniem. Lagdalen z ulg� powita�aby odes�anie i ods�u�enie kary na froncie, w wojsku. W legionie funkcjonowa�a �e�ska brygada. Od wielu lat wykorzystywano j� jako �rodek dyscyplinuj�cy m�ode mieszkanki Marneri. Wyobra�a�a sobie, jak tam s�u�y, nabieraj�c twardo�ci i szorstko�ci. W ko�cu osiedli�aby si� na pograniczu i zosta�a osadniczk�. Jej prze�wietna rodzina, oczywi�cie, od dawna by si� jej wyrzek�a. Stopy ponios�y j� dalej. Po mini�ciu portretu kr�la Sankera XXII schody zaprowadzi�y j� na drugie pi�tro. Dygnitarze i cudzoziemscy delegaci przemykali wydzielon� galeri�, znajduj�c� si� kilka st�p nad g��wnym korytarzem i po��czon� z nim jedynie strze�onymi, tajnymi przej�ciami. To by�o miejsce magnat�w, z kt�rego mogli komunikowa� si�, wymienia� i handlowa� z ludem, nadal utrzymuj�c stosowny dystans. Zar�wno galeria, jak i znacznie szerszy od niej korytarz, prowadzi�y do pod�u�nego, prostok�tnego Holu Skarg. Tutaj Lagdalen porusza�a si� znacznie wolniej. W wielkiej sali rozmawia�o kilka tuzin�w ludzi. Urz�dnicy pchali przed sob� ma�e w�zki wy�adowane zwojami. Wzd�u� �cian sta�y pulpity do czytania, w wi�kszo�ci wykorzystane. Nagle pojawi� si� przed ni� pulchny m�czyzna w szarej tunice. - Ach - powita� j�. - Musisz by� przyjaci�k� Bazila z Quosh. - Tak - potwierdzi�a szeptem. Pods�uchiwali ich? Czy w Holu mogli znajdowa� si� skrutatorzy? - To bardzo szczeg�lny smok. Wszyscy w naszej wiosce bardzo uwa�nie przygl�damy si� jego karierze. - T�u�cioch zatar� r�ce i rozpromieni� si�. - Rozumiem, �e wasza wioska go wychowa�a. - Od samego jajka, a to by� strasznie �ar�oczny brzd�c. Maj�c pi�� lat potrafi� zje�� za jednym posiedzeniem dziesi�� kurcz�t. - O Bogini. - Tak, wychowanie smoka jest dla wioski bardzo kosztowne, lecz zwolnienie z podatk�w na legiony nadaje inwestycji nowy sens, zw�aszcza w przypadku dobrych zbior�w. Je�li kr�cili si� tu skrutatorzy, to ju� po nich, gdy� ten Quoshita z Biura Piecz�ci by� kompletnym idiot�. Ze�l� j� do legion�w albo na wygnanie. Grubas zauwa�y� jej zaniepokojenie i przysun�� si� do niej, m�wi�c szeptem. - Wszystko jest w doskona�ym porz�dku. Nikt nie stara si� zapanowa� nad tym miejscem - to dom wariat�w. Jedyne niebezpiecze�stwo czyha na schodach, lecz jeste� niebiesk� nowicjuszk�, wi�c nawet na ciebie nie spojrz�. - Chcia�abym by� o tym r�wnie przekonana - mrukn�a. - Zobaczysz, wszystko b�dzie w porz�dku. Oto piecz��. Tak oto nadesz�a chwila zbrodni. Wzi�a od niego dokument, zwini�ty i wetkni�ty w tub� z suchego li�cia symonu. Wetkn�a go w kieszonk� w r�kawie. - Pami�taj, liczy na ciebie ca�e Quosh! - doda� m�czyzna. Obr�ci� si� i zostawi� j�, przepychaj�c si� przez grup� dyskutuj�c� nad prawami wodnymi kt�rej� z nale��cych do miasta ziem. Lagdalen obliza�a wargi i posz�a w przeciwn� stron�, do wyj�cia i skrutator�w. Powr�ci� l�k. Do diab�a z Quosh - tu chodzi�o o jej przysz�o��. Nigdy jej nie wybacz�, je�li to si� wyda. Prowadz�ce na d� schody by�y zat�oczone, a pierwsi skrutatorzy sprawiali wra�enie wr�cz rozbrajaj�co roztargnionych, oboj�tnie przygl�daj�c si� przechodz�cym ludziom. Na p�pi�trze siedzia�y na krzes�ach dwie grube kobiety i starszy m�czyzna o siwych w�osach, przypatruj�cy si� przechodniom. Zatopieni w rozmowie, wygl�dali na zupe�nie nie zainteresowanych procedurami. Lagdalen pokona�a schody, unikaj�c cho�by zerkni�cia w jej stron�. Rozpaczliwie stara�a si� nie ogl�da� za siebie, zupe�nie jakby j� do tego prowokowali, by zwr�ci�a na siebie ich uwag�. Min�a pierwszy podest. Pozostawieni za plecami skrutatorzy przestali si� liczy�. Sz�a dalej, poc�c si� obficie i nadal nie s�ysza�a z g�ry polecenia zatrzymania si�. Drugi zesp� by� m�odszy i sk�ada� si� z samych m�czyzn. Uwa�nie przypatrywali si� ka�dej twarzy i Lagdalen by�a pewna, �e zaczerwieni�a si�, schodz�c ko�o nich po schodach. Wci�� nie rozlega�o si� �adne wo�anie, nie pojawia� si� �aden konstabl, �eby j� aresztowa�, i po kilku chwilach by�a ju� na ulicy z fa�szyw� smocz� piecz�ci�, schowan� bezpiecznie w r�kawie i sercem �omocz�cym w piersiach jak oszala�e. Przesz�a na o�lep przez plac Wie�y i ruszy�a przed siebie Nitk�. Relkin do��czy� do niej na rogu ulicy Bankowej, po chwili wsp�lnego marszu przekaza�a mu piecz��. Przysi�g� jej dozgonn� wdzi�czno�� i oddanie i zaraz znik�. By�a ju� najwy�sza pora zarejestrowa� Bazila na po�udniow� walk�. ROZDZIA� CZWARTY Na pierwsz� walk� Bazil wylosowa� pojedynek jeden na jeden �e Smilgaxem, wi�kszym od niego zielonym smokiem z hrabstwa Troat. Smilgax mia� opini� niech�tnego nauce ponuraka. Je�li chodzi o umiej�tno�ci taktyczne i wiedz�, to plasowa� si� w ostatniej dziesi�tce kohorty. Dlatego te�, je�eli mia� liczy� si� w wy�cigu o miejsce w legionach, musia� zr�wnowa�y� to doskona�ymi wynikami w walce. Tylko dwie trzecie kohorty zostanie wcielone do Nowego Legionu, reszta wr�ci do rodzinnych wiosek, pomaga� w uprawie roli - warto�ciowa, cho� niezbyt ekscytuj�ca perspektywa. - Powodzenia, Baz - �yczy� mu Relkin, klepi�c go po ramieniu, zanim ze�lizgn�� si� �e smoczego grzbietu i zaj�� miejsce z przodu przegrody, za ochronn� barier� z nieheblowanych k��d drewna, kt�ra otacza�a aren� amfiteatru. - Jest du�y - stwierdzi� Bazil, cicho wymacuj�c paski tarczy. Stoj�c na zadnich �apach, Baz liczy� nieca�e dziesi�� st�p. Jego przeciwnik by� o sze�� cali wy�szy i odrobin� szerszy. Nieoficjalnie obstawiano wynik pojedynku na dwa do jednego na korzy�� Smilgaxa. Szans� Bazila oceniano na niepochlebne dziewi�� do jednego. - A co tam, du�y niekoniecznie znaczy sprytny. Inaczej �wiatem rz�dzi�yby trolle - doda� do siebie. Uj�� r�koje�� swojego miecza, Piocara. Wkroczyli na aren� i podeszli do siebie. Smilgax popisywa� si� fechtunkiem przy akompaniamencie dzikich parskni�� i ryk�w. Baz pozosta� cicho, nieporuszony pokazem, wbijaj�c w przeciwnika twarde spojrzenie. Smilgax kr��y� wok� niego z obna�onymi dziewi�cioma calami l�ni�cej stali miecza. Bazil doby� Piocara, dzier�onego przez wiele pokole� smok�w z Quosh. Zabrzmia� gong i rozpocz�� si� pojedynek. Jednym skokiem znale�li si� przy sobie, a ich sze��dziesi�ciofuntowe klingi zderzy�y si�, krzesz�c wachlarze iskier. Kr��yli wok� siebie. Smilgax mia� na g�owie he�m z czarnej stali, z kt�rego czo�a wystawa�a para rog�w. G�ow� Bazila chroni� bardziej konserwatywny he�m garnkowy z pojedynczym kolcem. Smilgax zaatakowa�, kr�c�c mieczem m�ynek, uderzaj�c, rzucaj�c si� na przeciwnika. Bazil broni� si� i ust�powa� pola, dobrze korzystaj�c z tarczy, dop�ki nie w��czy� do walki maczugi ogonowej, kt�ra z szerokiego zamachu uderzy�a mocno w he�m Smilgaxa, z �atwo�ci� omijaj�c zastaw�. Zielony smok przewr�ci� si�; w g�owie mu dzwoni�o. Smagn�� ziemi� ogonem i doby� w�asnej maczugi. No dobra, Quoshito, zobaczymy teraz - prychn��. Ponowi� atak, zadaj�c mieczem szerokie ci�cia i gwa�towne pchni�cia. Bazil odbija� ciosy mieczem i tarcz�. Raz jeszcze u�y� ogona, lecz tym razem Smilgax by� szybszy i maczugi zabrz�cza�y o siebie, kiedy tak wymieniali ciosy, zwierali si� i przepychali tarczami. Smilgax nie m�g� zdoby� przewagi. Zakl�� i odepchn�� przeciwnika, po czym znowu zad�wi�cza�y miecze. Tym razem jednak Bazil nie cofn�� si�, lecz zanurkowa� pod ostrzem i ci�� Smilgaxa w przedni� �ap�, odpychaj�c j� jednocze�nie na bok. W drodze powrotnej k

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!