9071

Szczegóły
Tytuł 9071
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9071 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9071 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9071 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9071 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Arthur C. Clarke Powt�rka z Historii - Ju� id� - rzek� Eris - unosz�c si� na przednich ko�czynach i odwracaj�c, by spojrze� w d�ug� dolin�. Na chwil� odesz�y go bolesne i gorzkie my�li, co ledwie zauwa�y�a nawet Jeryl, a przecie� ona mia�a umys� najlepiej ze wszystkich dostrojony do jego umys�u. Wyczu�a nawet pewn� �agodno��, nieodparcie przypominaj�c� Erisa, jakiego zna�a sprzed Wojny - dawnego Erisa, kt�ry teraz wydawa� si� taki daleki i tak dla niej stracony, jakby le�a� z tymi wszystkimi, co na zawsze pozostali tam, na r�wninie. W dolin� wlewa�a si� ciemna fala w osobliwie niezdecydowany spos�b: to dziwnie przystaj�c, to zn�w ruszaj�c do przodu kr�tkimi zrywami. Po bokach b�yszcza�a z�otem - to nieliczni athele�scy stra�nicy, kt�rych jest tak przera�aj�co niewielu wobec czarnej masy je�c�w. Ale ich liczba wystarcza�a - w istocie potrzebni byli jedynie do prowadzenia tej pozbawionej celu rzeki po jej niepewnej drodze. A mimo to na widok tylu tysi�cy nieprzyjaci� Jeryl zadr�a�a, instynktownie przysun�a si� do towarzysza i opar�a swe srebrne futro o jego z�ote. Eris niczym, nie da� pozna� po sobie, �e zrozumia� ani nawet �e zauwa�y� ten gest. Strach ust�pi�, gdy Jeryl spostrzeg�a, jak wolno ciemna fala posuwa si� do przodu. Uprzedzono j�, czego nale�a�o si� spodziewa�, ale rzeczywisto�� przekracza�a jej wyobra�enia. Kiedy je�cy podeszli bli�ej, opu�ci�a j� ca�a nienawi�� i rozgoryczenie, ust�puj�c miejsca przyprawiaj�cemu o md�o�ci wsp�czuciu. Nikt z jej rasy nie musia� ju� obawia� si� tej pozbawionej celu hordy idiot�w, p�dzonych prze��cz� w dolin�, kt�rej nigdy nie opuszcz�. Stra�nicy w�a�ciwie tylko ponaglali je�c�w do szybszego marszu, wydaj�c nieartyku�owane okrzyki jak nia�ki wo�aj�ce dzieci, kt�re s� jeszcze za ma�e, by odbiera� ich my�li. Mimo stara� Jeryl nie uda�o si� wykry� nawet �ladu rozumu w �adnym z owych tysi�cy umys��w przechodz�cych tak blisko niej. Mia�a dostatecznie czu�y umys�, by uchwyci� pierwsze nie�mia�e my�li dzieci na progu �wiadomo�ci. Pokonani wrogowie byli ju� nawet nie dzie�mi, lecz niemowl�tami w cia�ach doros�ych. Fala mija�a ich teraz o kilka metr�w. Po raz pierwszy Jeryl u�wiadomi�a sobie, o ile wi�ksi od jej ziomk�w, s� Mithranie i jak pi�knie na ich ciemnych at�asowych cia�ach po�yskiwa�o �wiat�o bli�niaczych s�o�c. W pewnej chwili jaki� wspania�y okaz, o ca�� g�ow� wy�szy od Erisa, wyrwa� si� z t�umu, chwiejnie ruszy� ku nim i przystan�� w odleg�o�ci kilku krok�w. Potem przypad� skulony do ziemi niczym zagubione i przera�one dziecko, niepewnie wyci�gaj�c wspania�� g�ow� w r�ne strony, jakby nie wiedzia�, czego szuka. Wtem puste spojrzenie wielkich oczu pad�o wprost na twarz Jeryl. Wiedzia�a, �e jest pi�kna zar�wno dla Mithran�w, jak i dla w�asnej rasy, lecz jego pozbawionych wyrazu rys�w nie o�ywi�a nawet male�ka iskierka emocji, a g�owa ani na moment nie zatrzyma�a si� w swym bezcelowym ruchu. W�wczas jaki� zdenerwowany stra�nik pogna� je�ca z powrotem do szeregu. - Chod�my st�d - poprosi�a Jeryl. - Nie chc� ju� na to patrze�. Po co mnie tutaj w og�le przyprowadzi�e�? - doda�a z wyrzutem. Eris pu�ci� si� wielkimi susami po trawiastym stoku i Jeryl nie mia�a nadziei go dogoni�, ale r�wnocze�nie przesy�a� jej swe my�li. By�y one wci�� �agodne, lecz pod nimi tkwi� b�l zbyt g��boki, by da� si� ukry�. - Chcia�em, �eby wszyscy, ��cznie z tob�, zobaczyli, co musieli�my zrobi�, aby zwyci�y� w tej wojnie. Mo�e dzi�ki temu nie b�dziemy mieli wi�cej wojen za naszego �ycia. Czeka� na ni� u szczytu wzg�rza, nie zm�czony szalon� wspinaczk�. Rzeka wi�ni�w p�yn�a do�em, zbyt daleko, by mogli widzie� szczeg�y ich wstrz�saj�cego marszu. Jeryl pochyli�a si� obok Erisa i zacz�te skuba� rzadk� ro�linno��, jakby wygnan� z �yznej doliny. Powoli przychodzi�a do siebie po doznanym szoku. - Ale co z nimi b�dzie? - spyta�a, wci�� pod wra�eniem widoku wspania�ego bezmy�lnego olbrzyma, id�cego do niewoli, kt�rej nigdy nie zrozumie. - Naucz� si� je�� - rzek� Eris. - W tej dolinie wystarczy po�ywienia na p� roku, a potem przeniesiemy ich gdzie indziej. B�d� powa�nym obci��eniem dla naszych zasob�w, ale to nasze moralne zobowi�zanie, a poza tym przewiduje to traktat pokojowy. - Nigdy si� nie wylecz�? - Nie. Ich umys�y s� ca�kowicie zniszczone. Pozostan� tacy a� do �mierci. Na d�u�szy czas zapad�o milczenie. Jeryl b��dzi�a spojrzeniem po wzg�rzach �agodnie opadaj�cych ku brzegowi oceanu. W przerwie mi�dzy nimi dostrzega�a b��kitn� kresk� dalekiego morza - tajemniczego morza nie do przebycia. Wkr�tce jego b��kit pociemnieje - zachodzi�o bowiem bia�e pal�ce s�o�ce - i pozostanie tylko czerwona tarcza jego znacznie s�abiej �wiec�cego, chocia� stokrotnie ode� wi�kszego towarzysza. - Przypuszczam, �e musieli�my to zrobi� - powiedzia�a w ko�cu Jeryl, kieruj�c my�li w�a�ciwie do siebie, cho� pozwoli�a im umkn�� i Eris je przechwyci�. - Widzia�a� ich - odpar� kr�tko. - S� wi�ksi i silniejsi od nas. Chocia� nas by�o wi�cej, powsta�a sytuacja bez wyj�cia. My�l�, �e w ko�cu by zwyci�yli. Robi�c to, co si� sta�o, ocalili�my tysi�ce od �mierci... albo kalectwa. Gorycz na powr�t wype�ni�a jego my�li i Jeryl nie mia�a odwagi na� spojrze�. Zamkn�� przed ni� najg��bsze obszary swego umys�u, lecz wiedzia�a, �e rozpami�tuje strzaskany kikut z ko�ci s�oniowej na swym czole. Podczas wojny, z wyj�tkiem jej ko�ca, u�ywano tylko dw�ch rodzaj�w broni: ostrych jak. brzytwa kopyt ma�ych, prawie bezu�ytecznych ko�czyn przednich, oraz pojedynczych rog�w niczym u jednoro�ca. Swoim Eris ju� nigdy nie b�dzie m�g� walczy� i owa strata by�a przyczyn� wynikaj�cej z rozgoryczenia szorstko�ci, kt�r� czasem bole�nie rani� nawet tych, co go kochali. Eris na kogo� czeka�, jednak Jeryl nie domy�la�a si�, kim by�a ta osoba. Wiedzia�a, �e w takim nastroju lepiej mu nie przerywa� my�li; zachowa�a wi�c milczenie, pozostaj�c u jego boku. Ich d�ugie po��czone ze sob� cienie k�ad�y si� na grzbiecie wzg�rza. Jeryl i Eris pochodzili z rasy, kt�ra zrz�dzeniem natury mia�a na og� wi�cej szcz�cia od innych, a mimo to jeden z najwi�kszych skarb�w nie przypad� jej w udziale. Mieli silne cia�a, pr�ne umys�y i mieszkali na �yznej planecie o umiarkowanym klimacie. Cz�owiekowi mogliby wydawa� si� dziwni, ale w �adnym wypadku odpychaj�cy. Ich l�ni�ce, pokryte futrem cia�a przechodzi�y w jedn� pot�n� tyln� ko�czyn�, kt�ra pozwala�a im wykonywa� dziesi�ciometrowe susy. Dwie przednie ko�czyny by�y znacznie mniejsze i zwykle s�u�y�y do podpierania si� i utrzymywania r�wnowagi. Zaopatrzone w ostre spiczaste kopyta mog�y w walce zadawa� �miertelne ciosy, ale poza tym nie mia�y �adnego zastosowania. Zar�wno Athele�czycy, jak ich kuzyni Mithranie, mieli sprawne umys�y, kt�re pozwoli�y im osi�gn�� bardzo wysoki poziom w rozwoju matematyki i filozofii, ale zupe�nie nie panowali nad �wiatem fizycznym. Domy, narz�dzia, ubranie - wszelkiego rodzaju przedmioty materialne by�y im zupe�nie obce. Istoty, kt�re maj� r�ce, macki czy inne organy chwytne, mog�yby, uzna� ich kultur� za niewiarygodnie ograniczon�, ale tak to jest z adaptacj� m�zgu i si�� przyzwyczajenia, �e Athele�czycy nie zdawali sobie - sprawy ze swego upo�ledzenia i nie wyobra�ali sobie innego �ycia. By�o dla nich rzecz� naturaln�, �e du�ymi stadami w�drowali po �yznych r�wninach, zatrzymuj�c si� tam, gdzie znajdowali obfito�� po�ywienia, a gdy si� wyczerpa�o, ruszali dalej. To w�drowne �ycie pozostawia�o im do�� wolnego czasu na filozofi�, a nawet na zajmowanie si� pewnymi dziedzinami sztuki. Zdolno�ci telepatyczne jeszcze nie pozbawi�y ich g�osu, mogli wi�c rozwin�� urozmaicon� wokalistyk�, nie m�wi�c o choreografii. Najbardziej byli jednak dumni ze swych zdolno�ci intelektualnych: od tysi�cy pokole� ich umys�y penetrowa�y mgliste niesko�czono�ci metafizyki. O fizyce, a w istocie o wszystkich naukach o materii, nie wiedzieli nic - nawet �e w og�le istniej�. - Kto� si� zbli�a - powiedzia�a nagle Jeryl. - Kto to? - Aretenon. Um�wi�em si� z nim tutaj. - Jak�e si� ciesz�. Kiedy� byli�cie w wielkiej przyja�ni. Zmartwi�o mnie, �e si� pok��cili�cie. Eris zacz�� nerwowo rozgrzebywa� dar�, jak zawsze, kiedy by� z�y czy zak�opotany. - Pogniewa�em si� na niego, gdy opu�ci� mnie w czasie pi�tej bitwy o r�wnin�. Wtedy oczywi�cie nie wiedzia�em, dlaczego musia� odej��. Jeryl ze zdziwienia zrobi�a wielkie oczy. gdy� nagle wszystko zrozumia�a. - Chcesz powiedzie�, �e... mia� co� wsp�lnego z Ob��kaniem i zako�czeniem wojny? - Tak. Tylko bardzo niewiele os�b pozna�o m�zg lepiej od niego. Nie wiem, jak� odegra� rol�, ale na pewno wa�n�. Nie s�dz�, �eby kiedykolwiek m�g� nam powiedzie� co� wi�cej na ten temat. Wci�� jeszcze w znacznej odleg�o�ci Aretenon sun�� zygzakiem w g�r� po stoku wielkimi susami. Wkr�tce dotar� do nich i odruchowo pochyli� g�ow�, by zetkn�� si� z Erisem rogami w powszechnie przyj�tym ge�cie powitania. I wtedy cofn�� g�ow�, ogromnie zak�opotany. Zapad�o kr�puj�ce milczenie, p�ki Jeryl nie przysz�a im z pomoc�, rzucaj�c par� konwencjonalnych uwag. Kiedy Eris zacz�� m�wi�, Jeryl z ulg� wyczu�a, �e ponowne spotkanie przyjaciela, po raz pierwszy od rozstania w z�o�ci w kulminacyjnej fazie wojny, sprawia mu wyra�n� przyjemno��. Ona sama nie widzia�a Arctenona znacznie d�u�ej i ze zdumieniem stwierdzi�a, �e bardzo si� zmieni�. By� znacznie m�odszy od Erisa, lecz teraz nikt by si� tego nie domy�li�. Jego niegdy� z�ote futro pociemnia�o z wiekiem i Eris, w przeb�ysku dawnego humoru, za�artowa�, �e wkr�tce nikt nie b�dzie m�g� odr�ni� go od Mithranina. Aretenon u�miechn�� si�. - Bardzo by mi si� to przyda�o w ci�gu ostatnich paru tygodni. Akurat by�em w ich kraju i pomaga�em sp�dza� W�drowc�w. Jak si� domy�lacie, nie cieszymy si� tam zbyt wielk� popularno�ci�. Gdyby wiedzieli, kim jestem, nie s�dz�, �ebym uszed� z �yciem... bez wzgl�du na zawieszenie broni. - Ale to chyba nie ty kierowa�e� Ob��kaniem, prawda? - spyta�a Jeryl, nie mog�c powstrzyma� ciekawo�ci. Przez chwil� mia�a wra�enie, jakby my�li Aretenona okry�a nagle g�sta obronna mg�a, os�aniaj�c je przed zewn�trznym �wiatem. Potem otrzyma�a odpowied� jako� dziwnie przyt�umion� i jak gdyby z daleka, co w kontaktach telepatycznych bardzo rzadko si� zdarza. - Nie, nie ja. Ale mi�dzy mn� a... g�r� by�y tylko dwie osoby. - Ja, oczywi�cie - odezwa� si� Eris nieco ura�onym tonem - jestem tylko zwyk�ym �o�nierzem i nie rozumiem takich rzeczy. Ale chcia�bym jednak wiedzie� po prostu, jak tego dokonali�cie. Naturalnie - doda� - ani Jeryl, ani ja nikomu o tym nie powiemy. I zn�w ta sama zas�ona zdawa�a si� opada� na my�li Aretenona. Po chwili unios�a si� troch�. - Bardzo niewiele wolno mi powiedzie�. Jak dobrze wiesz, Erisie, zawsze interesowa�em si� m�zgiem i jego funkcjonowaniem. Pami�tasz nasze zabawy, kiedy pr�bowa�em odgadn�� twoje my�li, a ty stara�e� si� do tego nie dopu�ci�? Albo jak czasem zmusza�em ci� do czego� wbrew twojej woli? - Dalej uwa�am, �e z kim� obcym by ci si� nie uda�o - powiedzia� Eris - i �e w rzeczywisto�� pod�wiadomie z tob� wsp�pracowa�em. - W�wczas tak by�o, ale nie teraz. Dowody s� w dolinie. Gestem wskaza� ostatnich maruder�w, poganianych przez stra�nik�w. Ciemna fala ju� prawie przep�yn�a i wkr�tce wej�cie do doliny zostanie zamkni�te. - Kiedy doros�em - ci�gn�� Aretenon - coraz wi�cej czasu po�wi�ca�em badaniom nad dzia�aniem m�zgu, pr�buj�c ustali�, dlaczego niekt�rzy z nas tak �atwo przekazuj� swe my�li, podczas gdy innym nigdy si� to nie udaje i musz� pozostawa� w izolacji i osamotnieniu, z konieczno�ci porozumiewaj�c si� za pomoc� d�wi�k�w czy gestykulacji. Zacz�y mnie fascynowa� te rzadkie przypadki ca�kowicie rozstrojonych m�zg�w u os�b, kt�re s� mniej ni� dzie�mi. Musia�em porzuci� te studia, gdy zacz�a si� Wojna. Potem, jak wiecie, pewnego dnia podczas pi�tej bitwy wezwali mnie. Nawet dzi� nie jestem ca�kiem pewien, kto na to wpad�. Zabrano mnie w miejsce po�o�one daleko st�d, gdzie spotka�em grup� my�licieli, z kt�rych wielu ju� zna�em. Plan by� prosty, a jednocze�nie przera�aj�cy. Od zarania naszej rasy wiadomo, �e kiedy dwa czy trzy m�zgi po��cz� swe my�li, to mo�na nimi sterowa� w spos�b, kt�rego u�y�em wobec ciebie, jakim� innym umys�em, je�li on tego chce. Od najdawniejszych czas�w korzystali�my z tej energii, by leczy�, a teraz mieli�my zamiar u�y� jej do niszczenia. By�y dwie g��wne przeszkody. Jedna wi�za�a si� w�a�nie z tym dziwnym ograniczeniem naszych zdolno�ci telepatycznych, kt�re sprawia, �e poza wyj�tkowymi przypadkami, na odleg�o�� mo�emy porozumiewa� si� jedynie z kim�, kogo ju� znamy, natomiast z obcymi w�a�ciwie tylko w ich obecno�ci. Drugi, znacznie wi�kszy problem stanowi�a potrzeba po��czenia energii wielu m�zg�w, dawniej bowiem nie mo�na by�o skojarzy� wi�cej ni� dwa lub trzy. Jak nam si� to uda�o, pozostanie naszym najwi�kszym sekretem, a kiedy ju� tego dokonali�my, wydaje si� to �atwe, jak zreszt� wszystko. W praktyce okaza�o si� jeszcze �atwiejsze - ponad wszelkie oczekiwania. Energia dw�ch m�zg�w jest przesz�o dwukrotnie silniejsza ni�, jednego, trzy za� daj� razem o wiele wi�cej energii od trzech m�zg�w z osobna. Ta dok�adnie wyliczona zale�no�� matematyczna jest bardzo interesuj�ca. Wiecie, jak szybko ro�nie liczba mo�liwych kombinacji przedmiot�w w grupie wraz ze wzrostem ich liczby? Ot� podobn� zale�no�� wyst�puje i w tym wypadku. W ko�cu wi�c osi�gn�li�my ten nasz Zespolony M�zg. Pocz�tkowo by� niestabilny i da� si� utrzyma� zaledwie przez kilka sekund. Wci�� nas to ogromnie wyczerpuje psychicznie i nawet obecnie mo�emy go utrzyma� tylko przez... hm, wystarczaj�co d�ugo. Oczywi�cie wszystkie te eksperymenty prowadzono w wielkiej tajemnicy. Je�li my�my potrafili tego dokona�, mogliby to zrobi� tak�e Mithranie, gdy� ich m�zgi s� r�wnie sprawne jak nasze. Mieli�my pewn� liczb� mithra�skich je�c�w i na nich prowadzili�my do�wiadczenia. Zas�ona okrywaj�ca g��bsze my�li Aretenona jakby drgn�a i zacz�a rzedn��, lecz natychmiast odzyska� nad ni� panowanie. To by�o najgorsze. Samo zsy�anie ob��du na daleki kraj jest ju� wystarczaj�co straszne, ale niesko�czenie straszniejsze jest na w�asne oczy widzie� skutki tego, co si� zrobi�o. Po udoskonaleniu naszej techniki przeprowadzili�my pierwsz� pr�b� na du�� odleg�o��. Ofiar� by�a osoba tak dobrze znana jednemu z naszych je�c�w, kt�rego umys� przej�li�my, �e bezb��dnie da�a si� zidentyfikowa� i odleg�o�� nie stanowi�a �adnej przeszkody. Do�wiadczenie zako�czy�o si� powodzeniem i oczywi�cie nikt nas nie podejrzewa�. Nie zacz�li�my dzia�a�, p�ki nie nabrali�my pewno�ci, �e nasz atak b�dzie na tyle druzgoc�cy, by zako�czy� wojn�. W umys�ach naszych je�c�w zidentyfikowali�my pewn� liczb� Mithran�w - ich - przyjaci� i krewnych - tak szczeg�owo, �e mogli�my ich wy�owi� i zniszczy�. Ka�dy umys�, kt�ry by� celem naszego ataku, dostarcza� nam danych o innych osobach i w ten spos�b rozszerza� si� zakres naszego dzia�ania. Mogli�my spowodowa� znacznie wi�ksze straty, lecz wybierali�my tylko osobniki p�ci m�skiej. - Uwa�acie to za wielk� �ask�? - spyta�a Jeryl z gorycz�. - Mo�e i nie, ale nale�y pami�ta�, �e to dobrze o nas �wiadczy. Natychmiast wszystko wstrzymali�my, gdy tylko nieprzyjaciel poprosi� o pok�j, a poniewa� jedynie my wiedzieli�my, co si� sta�o, weszli�my do ich kraju, by naprawi� wszelkie szkody. By�y one stosunkowo niewielkie. Zapad�o d�u�sze milczenie. Dolina ju� opustosza�a i zasz�o bia�e s�o�ce. Na wzg�rzach d�� zimny wiatr, p�dz�c tam, gdzie nikt nie m�g� za nim pod��y�: nad puste morze, po kt�rym jeszcze nikt nie podr�owa�. W�wczas odezwa� si� Eris, a jego my�li by�y niemal szeptem w m�zgu Aretenona. - Nie przyszed�e� tu jedynie po to, �eby mi o tym opowiada�, prawda? Chyba masz mi co� wi�cej do przekazania? Zabrzmia�o to raczej jak stwierdzenie ni� pytanie. - Tak - odpar� Aretenon. - Mam dla ciebie wiadomo��... wiadomo��, kt�ra bardzo ci� zaskoczy. Od Therodimusa. - Od Therodimusa?! My�la�em... - My�la�e�, �e zgin��, albo, co gorsza, �e jest zdrajc�. Ani jedno, ani drugie, cho� od dwudziestu lat mieszka na terytorium nieprzyjaciela. Mithranie traktowali go jak my i dawali mu wszystko, czego potrzebowa�. Jego umys� cieszy si� tam uznaniem i nawet w czasie wojny go nie tkn�li... Teraz chcia�by si� znowu z tob� zobaczy�. Cokolwiek Eris odczuwa� na wie�� o swym dawnym nauczycielu, nie da� tego po sobie pozna�. Mo�e wspomina� m�odo�� pami�taj�c, �e Therodimus odegra� najwi�ksz� rol� w kszta�towaniu jego umys�u. Lecz dla Aretenona, a nawet dla Jeryl, my�li jego by�y niedost�pne. - Co robi� przez ca�y ten czas? - spyta� w ko�cu Eris. - l dlaczego teraz chce si�. ze mn� widzie�? - To d�uga i skomplikowana historia - odpar� Aretenon. - Therodimus dokona� r�wnie donios�ego odkrycia jak nasze, i to mo�e nawet o jeszcze powa�niejszych nast�pstwach., - Odkrycia? Jakiego odkrycia? Aretenon zawaha� si�, w zamy�leniu spogl�daj�c w dolin�. Wracali stra�nicy, pozostawiwszy jedynie kilku potrzebnych do odnajdywania zab��kanych je�c�w. - Znasz, Erisie, nasz� histori� tak samo jak ja - zacz��. - Oko�o miliona pokole� pracowa�o na obecny poziom naszego rozwoju. A to ogromny kawa� czasu! Osi�gni�ty post�p zawdzi�czamy niemal ca�kowicie naszym zdolno�ciom telepatycznym; bez nich niewiele by�my si� r�nili od tych wszystkich zwierz�t, kt�re tak zdumiewaj�co nas przypominaj�. Bardzo si� szczycimy nasz� filozofi� i matematyk�, nasz� muzyk� i ta�cem, ale czy kiedykolwiek pomy�la�e�, Erisie, �e mog� istnie� inne kierunki rozwoju kulturalnego, o kt�rych nigdy nawet nie �nili�my? �e poza pot�g� umys�u mog� istnie� jeszcze inne si�y we wszech�wiecie? - Nie wiem, o co ci chodzi - rzek� bez entuzjazmu Eris. - Trudno to wyt�umaczy� i nawet nie b�d� pr�bowa�, co� ci jednak powiem. Czy zdajesz sobie spraw�, jak �a�o�nie mizerna jest nasza w�adza nad �wiatem zewn�trznym, jak naprawd� bezu�yteczne s� te nasze ko�czyny? Nie... bo nie widzia�e� tego, co ja. Ale to, co ci opowiem, pomo�e ci chyba wiele zrozumie�. My�li Aretenona przesz�y nagle w tonacj� minorow�. - Pami�tam, �e kiedy� natkn��em si� na k�p� pi�knych kwiat�w o dziwnie z�o�onej budowie. Chcia�em zobaczy�, jakie s� w �rodku. Pr�bowa�em wi�c otworzy� jeden z nich za pomoc� z�b�w, przytrzymuj�c go kopytami. I nie uda�o mi si� to mimo wielokrotnych pr�b. W ko�cu, na wp� oszala�y z w�ciek�o�ci, wdepta�em wszystkie kwiaty w ziemi�.. Jeryl wyczuwa�a zam�t w my�lach Erisa, lecz spostrzeg�a jego zainteresowanie i ch�� dowiedzenia si� czego� wi�cej. - Ja te� prze�y�em co� podobnego - przyzna�. - Ale c� mo�na poradzi�? Ostatecznie czy to naprawd� takie wa�ne? We wszech�wiecie jest wiele rzeczy, kt�re mog� nam si� nie podoba�. Aretenon u�miechn�� si�. - To prawda. Ale Therodimus znalaz� spos�b, �eby co� z tym zrobi�. No wi�c, wybierzesz si� do niego? - To na pewno d�uga podr�. - St�d oko�o dwudziestu dni i b�dziemy musieli przej�� przez rzek�. Jeryl zauwa�y�a, �e Eris lekko zadr�a�. Athele�czycy nie znosili wody z bardzo prostego i uzasadnionego powodu: zbyt ci�ko zbudowani, by p�ywa�, natychmiast ton�li. - To jest na terytorium nieprzyjaci� i mog� im si� nie spodoba�. - Oni ci� szanuj�, dobrze by� zrobi�, okazuj�c im taki przyjacielski gest. - Ale ja jestem potrzebny tutaj. - Uwierz mi na s�owo, �e nic, co tu robisz, nie jest a� tak wa�ne jak to, co Therodimus ma do przekazania tobie i ca�emu �wiatu, Eris na chwil� przys�oni� swe my�li, a potem szybko je odkry�. - Zastanowi� si� nad tym - rzek�. Zdumiewaj�ce, jak niewiele Aretenon powiedzia� w czasie ich wielodniowej podr�y. Si�om broni�cym dost�pu do jego my�li Eris rzuca� od czasu do czasu wyzwanie, p�artem przypuszczaj�c ataki odpierane jednak skutecznie i bez �adnego wysi�ku. Aretenon nie chcia� nic powiedzie� o broni, kt�ra ostatecznie po�o�y�a kres wojnie, lecz Eris wiedzia�, �e ci, co ni� w�adali, jeszcze si� nie rozeszli i w dalszym ci�gu przebywaj� razem w swej sekretnej kryj�wce. O przesz�o�ci Aretenon nie chcia� m�wi�, cz�sto jednak opowiada� o przysz�o�ci z przesadnym zapa�em kogo�, kto pomaga j� kszta�towa� i nie jest pewien, czy s�usznie post�puje. Podobnie jak wielu innym przedstawicielom jego rasy, nie dawa�a mu spokoju my�l o tym, co zrobi�, i czasami przyt�acza�o go poczucie winy. Cz�sto wyg�asza� uwagi, kt�re w�wczas by�y dla Erisa zagadk�, lecz mia�y pozosta� w jego pami�ci na d�ugie lata. - Doszli�my do punktu zwrotnego w naszej historii, Erisie. Odkryte przez nas moce wkr�tce znajd� si� w posiadaniu Mithran�w, a nast�pna wojna oznacza�aby zag�ad� tak samo dla nas, jak i dla nich. Przez ca�e �ycie pracowa�em nad rozwojem wiedzy o m�zgu, lecz obecnie zastanawiam si�. czy nie wyda�em na �wiat czego�, co jest zbyt pot�ne, zbyt niebezpieczne, �eby�my mogli si� tym pos�ugiwa�. Jednak w tej chwili jest ju� za p�no, aby da�o si� to cofn��. Wcze�niej czy p�niej nasza kultura musia�a doj�� do tego punktu i dokona� tego samego odkrycia. To straszny dylemat i jest tylko jedno wyj�cie. Nie mo�emy si� cofn��, a je�li p�jdziemy dalej, prawdopodobnie spotka nas katastrofa. Musimy wi�c zmieni� sam� istot� naszej cywilizacji i ca�kowicie zerwa� z tradycj� miliona pokole�, kt�re by�y przed nami. Z pewno�ci� nie masz poj�cia, jak tego dokona�. Ja te� nie mia�em, p�ki nie spotka�em Therodimusa, kt�ry mi opowiedzia� o swym marzeniu. Umys� to cudowna rzecz, Erisie, ale sam jest bezradny we wszech�wiecie materii. Obecnie wiemy, jak pomno�y� moc naszych m�zg�w do kolosalnej pot�gi, mo�e i umiemy rozwi�zywa� wielkie problemy matematyczne, z kt�rymi borykali�my si� od wiek�w. Jednak ani nasze niczym nie wspomagane m�zgi, ani m�zg zespolony, jaki teraz stworzyli�my, nie mog� w najmniejszym stopniu zmieni� faktu, kt�ry przez ca�� histori� prowadzi� do konflikt�w z Mithranami: �e poda� �ywno�ci jest wielko�ci� sta��, a nasze populacje nie. Jeryl jedynie ich obserwowa�a, prawie nie w��czaj�c si� do wymiany my�li, kiedy roztrz�sali te sprawy. Dyskusje toczy�y si� przewa�nie w czasie popas�w, wszystkim bowiem du�ym prze�uwaczom znaczn� cz�� dnia zajmuje poszukiwanie jedzenia. Na szcz�cie ziemie, przez kt�re podr�owali, by�y niezwykle �yzne i w�a�nie to sta�o si� jedn� z przyczyn Wojny. Jeryl z zadowoleniem stwierdzi�a, �e Eris zn�w zaczyna przypomina� dawnego siebie. Poczucie frustruj�cego rozgoryczenia, kt�re wype�nia�o jego my�li od wielu miesi�cy, jeszcze ca�kowicie nie ust�pi�o, ale ju� nie dominowa�o jak przedtem. Dwudziestego dnia podr�y dotarli do kra�ca rozleg�ej niziny. Od d�u�szego czasu przemierzali terytoria mithra�skie, ale tych kilku niedawnych przeciwnik�w, kt�rych widzieli po drodze, okazywa�o im raczej zainteresowanie ni� wrogo��. Teraz ko�czy�y si� stepy i przed sob� ujrzeli puszcz� z jej odwiecznymi zagro�eniami. - W tej okolicy �yje tylko jeden drapie�nik i z nasz� tr�jk� nie ma �adnych szans - pociesza� ich Aretenon. - Przej�cie lasu zajmie nam dzie� i noc. - Noc... w lesie! - wykrztusi�a Jeryl, sztywniej�c ze strachu na sam� my�l o tym. Aretenonowi zrobi�o si� najwyra�niej g�upio. - Wcze�niej nie chcia�em o tym wspomina� - usprawiedliwia� si� - ale naprawd� nie ma �adnego niebezpiecze�stwa. Kilka razy pokonywa�em t� drog� samotnie. Poza wszystkim nie ma ju� tych wielkich mi�so�ernych drapie�nik�w, kt�re istnia�y w dawnych czasach... i nie b�dzie tak ca�kiem ciemno, nawet w lesie, bo czerwone s�o�ce jeszcze nie zajdzie. Jeryl wci�� lekko dr�a�a. Pochodzi�a z rasy, kt�ra od tysi�cy pokole� �y�a na wysokich wzg�rzach i rozleg�ych nizinach, gdzie szybka ucieczka pozwala�a umkn�� przed niebezpiecze�stwem. Na my�l o znalezieniu si� w�r�d drzew, szczeg�lnie w czerwonym p�mroku, kiedy g��wne s�o�ce nie �wieci�o, wpad�a w pop�och. A przy tym, na wypadek walki, z ca�ej tr�jki jedynie Aretenon mia� r�g, kt�ry nie by�, zdaniem Jeryl, ani tak d�ugi, ani tak ostry jak utracona bro� Erisa. W dalszym ci�gu czu�a si� nieswojo, chocia� dzie� sp�dzony w puszczy up�yn�� im ca�kowicie bez wydarze�. Jedynymi zwierz�tami, jakie widzieli, by�y niewielkie d�ugoogoniaste stworzenia, kt�re biega�y po drzewach z zadziwiaj�c� zwinno�ci�, wydaj�c niezrozumia�e d�wi�ki na widok przechodz�cych intruz�w. Obserwowanie ich by�o �wietn� rozrywk�, ale Jeryl obawia�a si�, �e las nie jest tak zabawny noc�. Mia�a uzasadnione obawy; kiedy ostre bia�e s�o�ce schowa�o si� za drzewami, a czerwony olbrzym rzuca� wsz�dzie szkar�atne cienie, ca�y �wiat jakby si� zmieni�. W lesie szybko zapad�a cisza, kt�r� nagle przerwa� jaki� bardzo daleki skowyt. Ca�a tr�jka odruchowo zwr�ci�a si� w jego stron�, ostrze�ona instynktem odziedziczonym po przodkach. - Co to? - wykrztusi�a Jeryl. Aretenon mia� przy�pieszony oddech, ale w jego odpowiedzi by� spok�j. - Nie b�j si� - rzek�. - To bardzo daleko st�d. Nie wiem, co to by�o... Kolejno trzymali stra� i noc powoli up�ywa�a. Od czasu do czasu Jeryl budzi�a si� z niespokojnego snu, by znale�� si� w koszmarnej, gro�nej rzeczywisto�ci, pe�nej dziwnie powykr�canych drzew. Stoj�c na warcie, w pewnej chwili us�ysza�a, jak gdyby co� ci�kiego przedziera�o si� przez las w oddali, ale poniewa� odg�osy te si� nie zbli�a�y, nie chcia�a niepokoi� swych towarzyszy. W ko�cu niebo zacz�a wype�nia� tak d�ugo oczekiwana jasno�� bia�ego s�o�ca i zn�w nasta� dzie�. Jeryl zauwa�y�a, �e Aretenon odczu� wi�ksz� ulg�, ni� da� po sobie pozna�. Zachowywa� si� niemal jak ma�y ch�opiec: bryka� w �wietle porannego s�o�ca, w przelocie zajadaj�c li�cie, kt�re ca�ymi p�kami zrywa� ze zwisaj�cych ga��zi. - Teraz pozosta�o nam ju� tylko p� dnia drogi - odezwa� si� rado�nie. - Do po�udnia wyjdziemy z lasu. Jeryl zaintrygowa�a jaka� nuta przekory w jego my�lach. Aretenon chyba wci�� co� przed nimi ukrywa� i ciekawa by�a, jakie jeszcze przeszkody b�d� musieli pokona�. Zanim nadesz�o po�udnie, ju� wszystko wiedzia�a, gdy� drog� zagrodzi�a im wielka rzeka, p�yn�ca tak wolno, jakby jej si� nie �pieszy�o na spotkanie z morzem. Eris popatrzy� na rzek� troch� zafrasowany, mierz�c j� do�wiadczonym okiem. - Jest o wiele za g��boka, �eby da�a si� tu przej��. Czeka nas d�uga droga w g�r� jej biegu, nim znajdziemy br�d. Aretenon u�miechn�� si�. - Wr�cz przeciwnie - powiedzia� weso�o. - P�jdziemy w d� rzeki. Eris i Jeryl spojrzeli na� zdziwieni. - Zwariowa�e�?! - wykrzykn�� Eris. - Zaraz zobaczysz. Wcale nie musimy daleko chodzi�... jako� uda�o wam si� przej�� taki kawa� drogi, chyba wi�c mo�ecie zaufa� mi do ko�ca. Rzeka stawa�a si� powoli coraz szersza i g��bsza. O ile przedtem wydawa�a si� nie do przebycia, to tym bardziej teraz. Eris wiedzia�, �e czasem udaje si� pokona� strumie�, przechodz�c po pniu obalonego drzewa, chocia� to bardzo ryzykowne. Ale ta rzeka by�a szeroka - jej brzeg�w nie po��czy�oby nawet wiele drzew - i w og�le si� nie zw�a�a. - Ju� niedaleko - rzek� w ko�cu Aretenon. - Poznaj� to miejsce. Lada moment kto� powinien wyj�� z tamtego lasu. Wskaza� rogiem na drzewa rosn�ce po drugiej stronie rzeki i niemal w tej samej chwili wyskoczy�y susami na brzeg trzy postacie. Jeryl zauwa�y�a, �e dwie z nich to Athele�czycy, trzecia za� by�a Mithrank�. Zbli�ali si� teraz do wielkiego drzewa, stoj�cego nad sam� wod�, ale Jeryl prawie nie zwr�ci�a na to uwagi, gdy� bardziej interesowa�y j� postacie na odleg�ym brzegu; zastanawia�a si�, co zamierzaj� zrobi�. Tote�, kiedy zaskoczenie Erisa zabrzmia�o niczym grzmot w jej w�asnych my�lach, przez chwil� by�a zbyt oszo�omiona, by u�wiadomi� sobie jego �r�d�o. Potem odwr�ci�a si� w stron� drzewa i spostrzeg�a, co zobaczy� Eris. Dla pewnych ras i umys��w nie ma chyba rzeczy bardziej naturalnej ni� zawieszona mi�dzy drzewami gruba lina, unosz�ca si� na wodzie w poprzek rzeki. Jednak u Jeryl i Erisa widok ten wywo�a� strach przed nieznanym, a Jeryl prze�y�a okropn� chwil� my�l�c, �e to jaki� ogromny w��. Zaraz si� jednak zreflektowa�a, lecz obawy pozosta�y. By� to bowiem pierwszy sztuczny przedmiot, jaki kiedykolwiek widzia�a. - Teraz si� nie zastanawiajcie, co to jest i sk�d si� tu wzi�o - radzi� im Aretenon. - Przeniesie was na drug� stron�, a w tej chwili idzie tylko o to. Sp�jrzcie! Kto� si� przeprawia. Jedna z postaci na drugim brzegu zesz�a do wody i zacz�a przesuwa� si� po linie za pomoc� przednich ko�czyn. Kiedy si� zbli�y�a - a by�a to Mithranka - Jeryl spostrzeg�a, �e do g�rnej cz�ci cia�a ma przymocowan� drug�, znacznie cie�sz� lin�. Z wpraw� �wiadcz�c� o d�ugiej praktyce nieznajoma przeprawi�a si� przez rzek� po p�ywaj�cej linie i wysz�a na brzeg ociekaj�c wod�. Wygl�da�o na to, �e zna Aretenona, ale Jeryl nie mog�a przechwyci� ich my�li. - M�g�bym przej�� rzek� bez niczyjej pomocy - powiedzia� Aretenon - lecz poka�� wam �atwiejszy spos�b. Za�o�y� p�tl� pod ramiona i, skoczywszy do wody, zawiesi� si� przednimi ko�czynami na linie. Po chwili dwie pozosta�e osoby szybko przeci�gn�y go na drugi brzeg, gdzie wkr�tce, po wielkich emocjach, do��czyli do� Eris i Jeryl. Nie by� to wprawdzie most, jakiego nale�a�oby oczekiwa� od rasy, kt�ra z �atwo�ci� mog�a obliczy� wytrzyma�o�� �uku ze zbrojonego betonu - gdyby w og�le przysz�o jej to do g�owy. Jednak�e spe�nia� swoje zadanie, a skoro go wykonano, by� w ka�dej chwili do dyspozycji. Skoro go wykonano. Ale... kto go wykona�? Kiedy ich ociekaj�cy wod� przewodnicy ponownie przy��czyli si� do nich, Aretenon przestrzeg� swych przyjaci�. - Obawiam si�, �e podczas waszego pobytu tutaj nieraz b�dziecie zaskoczeni. Zobaczycie pewne bardzo dziwne rzeczy, lecz kiedy wszystko pojmiecie, w og�le przestan� was dziwi�. I wkr�tce rzeczywi�cie stan� si� dla was normalne. Jeden z nieznajomych, kt�rego my�li nie uda�o si� pochwyci� ani Erisowi, ani Jeryl, przekaza� Aretenonowi jak�� wiadomo��. - Therodimus oczekuje nas - rzek�. - Bardzo pragnie was zobaczy�. - Pr�bowa�em nawi�za� z nim kontakt, ale bez powodzenia - skar�y� si� Eris. Aretenon sprawia� wra�enie troch� zak�opotanego. - Przyznasz mi racj�, �e si� zmieni� - powiedzia�. - Mimo wszystko, nie widzieli�cie si� tyle lat. Mo�e troch� potrwa�, nim nawi��esz z nim taki kontakt jak dawniej. Szli kr�t� drog� przez las, �d kt�rej co jaki� czas odchodzi�y w r�nych kierunkach dziwne w�skie �cie�ki. Eris pomy�la�, �e Therodimus chyba naprawd� si� zmieni�, je�li na sta�e zamieszka� w�r�d drzew. Wkr�tce droga wysz�a na du�� p�kolist� polan�, kt�r� przecina�a niska, �wiec�ca biel� �ciana. U jej podn�a znajdowa�o si� kilka ciemnych otwor�w r�nej wielko�ci - zapewne wej�cia do jaski�. Zar�wno Eris, jak i Jeryl mieli po raz pierwszy w �yciu wej�� do jaskini i nie bardzo im si� to u�miecha�o. Odetchn�li, gdy Aretenon kaza� im zaczeka� na zewn�trz, a sam ruszy� ku zagadkowemu ��temu �wiat�u, ja�niej�cemu w g��bi. Po chwili w m�zgu Erisa zapulsowa�y jakie� niewyra�ne wspomnienia - wiedzia�, �e zbli�a si� jego dawny nauczyciel, cho� nie m�g� jeszcze w pe�ni nawi�za� z nim kontaktu my�lowego. Co� poruszy�o si� w mroku, a potem w �wietle s�o�ca ukaza� si� Therodimus. Na jego widok Jeryl wykrzykn�a z wra�enia i wtuli�a g�ow� w grzyw� Erisa, kt�ry stan�� jak wryty, chocia� ca�y dr��cy, co dotychczas nigdy mu si� nie zdarza�o, nawet przed bitw�. Therodimus ol�niewa� bowiem przepychem, jakiego nie zna�a jego rasa od pocz�tku swej historii. Na szyi mia� wst�g� z jakimi� b�yskotkami, kt�re mieni�y si� w s�o�cu krociem kolor�w, a jego cia�o okrywa� gruby wielobarwny materia�, cicho szeleszcz�cy, gdy Therodimus si� porusza�. Jego r�g nie mia� ju� ��tawego odcienia ko�ci s�oniowej - w cudowny spos�b zmieni� barw� na przepi�kn� purpur�, jakiej Jeryl jeszcze nie widzia�a. Therodimus przez chwil� sta� bez ruchu, napawaj�c si� ich os�upieniem. Potem jego gromki �miech odbi� si� echem w ich my�lach. I wtedy stan�� d�ba - barwna szata opad�a z szelestem na ziemi�, a zrzucony ruchem g�owy �wiec�cy naszyjnik polecia� niczym t�cza w k�t jaskini. Lecz r�g pozosta� purpurowy. Eris mia� wra�enie, �e stoi na skraju g��bokiej przepa�ci, a Therodimus wzywa go z przeciwleg�ego brzegu. Usi�owali porozumie� si� my�lami, lecz nie mogli nawi�za� kontaktu. Dzieli�a ich otch�a� po�owy �ycia, wielu bitew i niezliczonych tak r�nych prze�y�: �lub Erisa z Jeryl i pami�� o ich utraconych dzieciach oraz lata sp�dzone przez Therodimusa w tym dziwnym kraju. Stali twarz� w twarz o kilka metr�w od siebie, ale ich my�li nie mog�y si� po��czy�. W�wczas ca�� moc� swych niezr�wnanych umiej�tno�ci Therodimus uczyni� z jego umys�em co�, czego Eris nigdy nie potrafi� sobie dok�adnie przypomnie�. Wiedzia� tylko, �e te d�ugie lata jakby si� cofn�y, �e oto znowu jest ch�tnym i gorliwym uczniem i �e mo�e rozmawia� z Therodimusem jak dawniej. Dziwnie spa�o si� pod ziemi�, lecz nie by�o to tak nieprzyjemne jak noc sp�dzona w lesie ze �wiadomo�ci� jego nieznanych niebezpiecze�stw. Zapatrzona w karmazynowy p�mrok, pog��biaj�cy si� przed wej�ciem do niewielkiej groty, Jeryl pr�bowa�a pozbiera� rozproszone my�li. Niewiele rozumia�a z tego, co zasz�o mi�dzy Erisem a Therodimusem. ale wiedzia�a, �e dzieje si� co� niewiarygodnego. Wystarczy �wiadectwo jej w�asnych oczu: widzia�a dzi� takie rzeczy, na kt�re brakowa�o s��w. Wiele r�wnie� s�ysza�a. Kiedy mijali wej�cie do jednej z jaski�, do jej uszu dotar� jaki� dziwny rytmiczny warkot, niepodobny do d�wi�k�w wydawanych przez jakiekolwiek znane jej zwierz�. Warkot �w nie ustawa� ani na chwil�, p�ki da� si� s�ysze�, a nawet jeszcze teraz mia�a w uszach jego niespieszny rytm. Aretenon chyba te� go zauwa�y�, ale nie okaza� zdziwienia, Eris natomiast by� za bardzo poch�oni�ty Therodimusem. Stary filozof m�wi� niewiele; wola� raczej, jak sam stwierdzi�, pokaza� im swoje kr�lestwo, kiedy dobrze si� wy�pi�. Rozmowa niemal w ca�o�ci dotyczy�a wydarze� w ich kraju z ostatnich kilku lat, co dla Jeryl by�o troch� nudne. Tylko jedno j� zainteresowa�o i chcia�a si� temu lepiej przyjrze�: �w �a�cuch przepi�knych kolorowych kryszta��w, kt�ry Therodimus mia� na szyi. Nie wiedzia�a, z czego i jak powsta�, ale zazdro�ci�a go starcowi. Zasypiaj�c u�wiadomi�a sobie, �e na pr�no, cho� niemal ca�kiem serio, pomy�la�a, co to by�aby za sensacja, gdyby powr�ci�a do swoich z takim cudem b�yszcz�cym na futrze. Na niej kryszta�y wygl�da�yby znacznie lepiej ni� na starym Therodimusie. Aretenon i Therodimus spotkali si� z. nimi przed jaskini� o �wicie. Tym razem filozof zrezygnowa� ze swych regali�w, kt�re poprzedniego dnia w�o�y� najwyra�niej w tym celu, by zrobi� wra�enie na go�ciach, a jego r�g wr�ci� do swej normalnej ��tawej barwy. To jedno by�o dla Jeryl zrozumia�e, zetkn�a si� ju� bowiem z owocami, kt�rych sok powodowa� zmian� koloru, Therodimus usadowi� si� przy wej�ciu do groty. Zacz�� sw� opowie�� bez �adnych wst�p�w i Eris domy�li� si�, �e musia� j� ju� wielokrotnie powtarza� wcze�niejszym go�ciom. - Przyby�em tutaj, Erisie, w jakie� pi�� lat po opuszczeniu naszej ziemi. Jak wiesz, zawsze interesowa�em si� dziwnymi krajami, a w�r�d Mithran�w kr��y�y pog�oski, kt�re bardzo mnie zaintrygowa�y. W jaki spos�b dotar�em do ich �r�d�a, to d�uga historia, a w tej chwili nic o to idzie. T� rzek� przeszed�em latem, daleko st�d, w g�rnym jej biegu, kiedy stan wody by� bardzo niski. Mo�na to zrobi� tylko w jednym miejscu i wy��cznie w najbardziej suchych latach. Jeszcze wy�ej rzeka p�ynie przez g�ry, kt�re, jak przypuszczam, s� nie do przebycia. Jest to wi�c prawdziwa wyspa, niemal ca�kowicie odci�ta od terytori�w mithra�skich. To wyspa, ale nie bezludna. Jej mieszka�cy, Philenowie. maj� bardzo rozwini�t� kultur�, zupe�nie inn� ni� nasza. Niekt�re z wytwor�w tej kultury ju� widzieli�cie. Jak wam wiadomo, na naszej planecie �yje sporo r�nych ras i wiele z nich ma rozwini�t� inteligencj�, lecz dzieli je od nas przepa��. O ile wiemy, tylko my jeste�my zdolni do abstrakcyjnego my�lenia i z�o�onego logicznego rozumowania. Philenowie to rasa znacznie m�odsza od naszej, stanowi�ca ogniwo po�rednie mi�dzy reszt� zwierz�t a nami. Zamieszkuj� t� do�� du�� wysp� od kilku tysi�cy pokole�, jednak tempo ich rozwoju jest o wiele, wiele szybsze od naszego. Nie maj� i nie pojmuj� naszych zdolno�ci telepatycznych, ale posiadaj� co�. czego mo�emy im pozazdro�ci� i co zadecydowa�o o tak niewiarygodnie szybkim rozwoju ich cywilizacji pod ka�dym wzgl�dem, Therodimus przerwa� i wsta�. - Pozw�lcie za mn� - rzek�. - Poka�� wam Philen�w. Zaprowadzi� ich do jaski�, z kt�rych wyszed� poprzedniego wieczoru w towarzystwie Aretenona, i zatrzyma� si� tam, sk�d dochodzi� �w dziwny rytmiczny warkot. D�wi�k ten by� teraz g�o�niejszy i Jeryl s�ysza�a go wyra�niej. Spostrzeg�a, �e Eris zachowuje si� tak, jakby zauwa�y� go dopiero w tej chwili. W�wczas Therodimus ostro gwizdn�� i natychmiast warkot zacz�� cichn��, opadaj�c kolejnymi oktawami coraz ni�ej, a� w ko�cu zupe�nie usta�. Po chwili z p�mroku wy�oni� si� jaki� cie�. By�o to niewielkie stworzenie, wzrostem si�gaj�ce im zaledwie do pasa; nie skaka�o jak oni, lecz chodzi�o na dw�ch cienkich, s�abych ko�czynach, zaopatrzonych w stawy. Na swej du�ej kulistej g�owie mia�o troje ogromnych, szeroko rozstawionych oczu, kt�re porusza�y si� niezale�nie od siebie. Nawet mimo najlepszych ch�ci Jeryl nie mog�aby uzna� jego wygl�du za atrakcyjny. Therodimus ponownie zagwizda� i stworzenie wyci�gn�o do nich swe przednie ko�czyny. - Patrzcie uwa�nie - powiedzia� bardzo cicho - a znajdziecie odpowied� na wiele swoich pyta�. Dopiero teraz. Jeryl zauwa�y�a, �e przednie ko�czyny stworzenia s� pozbawione kopyt i naprawd� w niczym nie przypominaj� n�g czy �ap znanych jej dotychczas zwierz�t. Na ko�cach przechodzi�y w co najmniej tuzin cienkich, gi�tkich macek i dwa haczykowate pazury. - Podejd� do�, Jeryl - rzek� Therodimus. - Ma co� dla ciebie. Jeryl z wahaniem ruszy�a naprz�d. Zauwa�y�a na ciele stworzenia dwa skrzy�owane pasy z jakiego� ciemnego materia�u, na kt�rych wisia�y trudne do rozpoznania przedmioty. Stworzenie si�gn�o do jednego z nich i unios�o klap� przykrywaj�c� wydr��enie, w kt�rym co� po�yskiwa�o. Niewielkie macki schwyci�y cudowny kryszta�owy naszyjnik, kt�ry Philen tak zr�cznie narzuci� Jeryl na szyj�, �e niemal tego nie spostrzeg�a. Therodimus uda�, �e nie widzi jej wzruszenia i wdzi�czno�ci, ale w g��bi swego bystrego umys�u by� bardzo zadowolony. Teraz, bez wzgl�du na to, co zamierza zrobi�, b�dzie mia� w Jeryl sojusznika. Jednak z Erisem nie p�jdzie mu r�wnie �atwo; tu nie wystarczy zwyk�a logika. Jego dawny ucze� tak bardzo si� zmieni� i przesz�o�� zada�a mu tak g��bokie rany, �e Therodimus nie m�g� by� pewny powodzenia. Lecz powzi�� pewien plan, kt�ry mia� nawet i to obr�ci� na jego korzy��. Znowu zagwizda�, na co Philen dziwnie poruszy� r�kami i znikn�� w jaskini. Po chwili na nowo us�yszeli ten zagadkowy warkot, ale obecnie ciekawo�� Jeryl przy�miewa� zachwyt nad jej nowym nabytkiem. - P�jdziemy przez las do najbli�szego osiedla - odezwa� si� Therodimus. - To niedaleko st�d. Philenowie nie �yj� na otwartej przestrzeni jak my. W�a�ciwie r�ni� si� od nas prawie pod ka�dym wzgl�dem. Obawiam si� nawet - doda� ze smutkiem - �e maj� lepszy charakter ni� my, i wierz�, �e kiedy� b�d� od nas inteligentniejsi. Przede wszystkim jednak pozw�lcie, �e wam powiem, czego si� o nich dowiedzia�em, aby�cie mogli zrozumie� moje zamierzenia. Ewolucja umys�owa ka�dej rasy jest chyba najbardziej uwarunkowana czynnikami fizycznymi, kt�re dana rasa traktuje jako co� zwyk�ego, jako cz�� naturalnego porz�dku rzeczy. Cudownie wra�liwe r�ce pozwoli�y Philenom ustali� pewne fakty w wyniku pr�b i do�wiadcze� dziesi�tki tysi�cy razy szybciej ni� jedynemu inteligentnemu gatunkowi, �yj�cemu na tej planecie, kt�ry dochodzi� do tego samego drog� dedukcji. W do�� wczesnym okresie swej historii Philenowie wynale�li proste narz�dzia. Od tego przeszli do tkanin, garncarstwa i wykorzystania ognia. Kiedy dotar� do nich Therodimus, u�ywali ju� tokarki i ko�a garncarskiego, a niebawem wkroczyli w sw� pierwsz� epok� metalu, ze wszystkimi jej konsekwencjami. W sferze czysto umys�owej nie robili tak szybkich post�p�w. Byli m�drzy i zdolni, lecz nie lubili abstrakcyjnego my�lenia, a ich matematyka mia�a charakter czysto empiryczny. Wiedzieli, na przyk�ad, �e tr�jk�t o stosunku bok�w jak trzy do czterech i pi�ciu jest tr�jk�tem prostok�tnym, ale nie podejrzewali, �e to tylko szczeg�lny przypadek og�lniejszego prawa. Ich wiedza mia�a mn�stwo takich ogromnych luk. z kt�rych wype�nieniem nie �pieszyli si� mimo pomocy Therodimusa i jego kilkudziesi�ciu uczni�w. Therodimusa czcili jak boga i przez ca�e dwa pokolenia swej kr�tkowiecznej rasy byli mu we wszystkim pos�uszni, zaopatruj�c go we wszelkie potrzebne wytwory swego talentu. Wykonywali te� nowe narz�dzia i urz�dzenia, kt�re sam wymy�li�. Wsp�dzia�anie to okaza�o si� nies�ychanie p�odne, obie bowiem rasy jak gdyby nagle wyzwoli�y si� z kr�puj�cych je wi�z�w. Du�a sprawno�� manualna w po��czeniu z wielkimi zdolno�ciami umys�owymi da�a owocny zwi�zek, prawdopodobnie unikalny w ca�ym wszech�wiecie, i w ci�gu niespe�na dziesi�ciu lat dokonano post�pu, kt�ry w zwyk�ych warunkach wymaga�by tysi�cleci. Cho� Eris i Jeryl zobaczyli wiele cud�w, to jednak Aretenon mia� racj� m�wi�c, �e widok ma�ych phile�skich rzemie�lnik�w przy pracy i ich ozdobnych czy u�ytkowych wytwor�w, wyczarowywanych z naturalnych surowc�w za pomoc� r�k, pozwoli im zrozumie� wszystko, z czym si� spotkaj�. Nawet owe male�kie miasteczka i prymitywne gospodarstwa rolne wkr�tce straci�y dla nich sw� niezwyk�o�� i sta�y si� cz�ci� normalnego porz�dku rzeczy. Therodimus pozwoli� im napatrze� si� do woli, kiedy zapoznawali si� z przejawami tej dziwnie wyrafinowanej kultury z epoki kamiennej. Poniewa� nie mieli punktu odniesienia, nie znajdowali nic niezwyk�ego w widoku phile�skiego garncarza, kt�ry cho� ledwie potrafi� zliczy� do dziesi�ciu, to pod kierunkiem m�odego matematyka mithra�skiego nadawa� w�a�ciwy kszta�t z�o�onym p�aszczyznom. Jak wszyscy przedstawiciele swej rasy, Eris mia� wspania�� wyobra�ni�, ale dopiero teraz u�wiadomi� sobie, o ile �atwiejsza jest geometria, je�li widzi si� rozpatrywane formy. Cho� nawet si� tego nie domy�la�, pewnego dnia w�a�nie to mia�o da� pocz�tek idei j�zyka pisanego. Jeryl najbardziej zafascynowa� widok male�kich Philenek. tkaj�cych na prymitywnych krosnach. Potrafi�a godzinami patrze� na �migaj�ce cz�enka zazdroszcz�c, �e sama nie mo�e tego robi�. Wszystko na oko wydaje si� tak proste i oczywiste - i tak ca�kowicie niedost�pne dla niezr�cznych, bezu�ytecznych ko�czyn jej ziomk�w. Bardzo polubili Philen�w. kt�rzy ch�tnie spe�niali ich �yczenia i byli wzruszaj�co dumni ze swych zdolno�ci manualnych. W tym innym i osobliwym otoczeniu, codziennie spotykaj�c coraz to nowsze cuda. Eris wydawa� si� dochodzi� do siebie po ranach, kt�re Wojna zada�a jego psychice. Jednak Jeryl wiedzia�a, �e w dalszym ci�gu wiele pozostawa�o do naprawienia. Czasami w g��bi jego umys�u napotyka�a wci�� jeszcze �wie�e i piek�ce rany, nim zdo�a� je ukry�, i obawia�a si�, �e wiele z nich - jak cho�by sprawa utraconego rogu - nigdy si� nie zabli�ni. Eris nienawidzi� Wojny, a spos�b, w jaki si� sko�czy�a, ci�gle go prze�ladowa�. Poza tym Jeryl wiedzia�a o nie daj�cej mu spokoju obawie, �e Wojna zn�w mo�e wybuchn��. O tych k�opotach cz�sto rozmawia�a z Therodimusem, kt�rego ju� zd��y�a bardzo polubi�. Ci�gle nie rozumia�a, dlaczego ich tutaj sprowadzi� i co zamierzali zrobi� jego zwolennicy. Therodimus nie �pieszy� si� z wyja�nieniami, pragn�� bowiem, �eby Jeryl i Eris sami wyci�gn�li jak najwi�cej wniosk�w. Ostatecznie jednak, pi�tego dnia pobytu, wezwa� ich do swej groty. - Zobaczyli�cie ju� - rozpocz�� - wi�kszo�� tego, co mamy wam tutaj do pokazania. Wiecie, co robi� Philenowie, i chyba ju� pomy�leli�cie o tym, jak bardzo wzbogaci si� nasze �ycie, je�li b�dziemy mogli skorzysta� z wytwor�w ich umiej�tno�ci. To by�a moja pierwsza my�l, kiedy tu dotar�em tyle lat temu. By� to pomys� oczywisty i poniek�d naiwny, lecz prowadzi� do znacznie wa�niejszego wniosku. Kiedy lepiej pozna�em Philen�w i zorientowa�em si�, jak nadzwyczaj szybko post�puje ich rozw�j umys�owy, u�wiadomi�em sobie, w jak bardzo niekorzystnej sytuacji musia�a zawsze pracowa� nasza w�asna rasa. Zacz��em si� zastanawia�, o ile dalej by�my zaszli maj�c takie mo�liwo�ci jak Philenowie. To nie tylko kwestia wygody czy umiej�tno�ci wykonywania r�nych pi�knych rzeczy, jak cho�by ten tw�j naszyjnik, Jeryl, ale sprawa o wiele g��bsza. To r�nica mi�dzy ignorancj� a wiedz�, mi�dzy s�abo�ci� a si��. Rozwijamy nasze umys�y i tylko umys�y, a� dojdziemy do miejsca, z kt�rego dalej nie ruszymy. Jak wam powiedzia� Aretenon, stoimy wobec niebezpiecze�stwa zagra�aj�cego ca�ej naszej rasie. Gro�by broni, przed kt�r� nie ma obrony. A rozwi�zanie tego problemu znajduje si� dos�ownie w r�kach Philen�w. Musimy Wykorzysta� ich umiej�tno�ci, by przekszta�ci� nasz �wiat i w ten spos�b usun�� przyczyn� wszystkich wojen. Musimy zacz�� od nowa i przebudowa� fundamenty naszej kultury. Nie b�dzie ona jednak�e wy��cznie nasz� w�asno�ci� - b�dziemy j� dzieli� z Philenami. Oni dadz� r�ce - my m�zgi. Och, jak�e marz� o �wiecie, kt�ry dopiero nadejdzie za setki lat, a w kt�rym nawet owe cuda, jakie widzicie wok� siebie b�d� uwa�ane za dziecinne zabawki! Lecz filozof�w jest niewielu, a ja potrzebuj� argumentu konkretniejszego ni� marzenia. By� mo�e znalaz�em taki ostateczny argument, ale nie jestem pewien. - Zaprosi�em ci� tutaj, Erisie, cz�ciowo dlatego, �e pragn��em odnowi� nasz� star� przyja��, a po cz�ci z tego powodu, �e twoje s�owo znaczy teraz o wiele wi�cej od mojego. Jeste� w�r�d swoich bohaterem, a i Mithranie b�d� ci� s�uchali. Chc�, �eby� powr�ci�, zabrawszy ze sob� kilku Philen�w oraz niekt�re ich wyroby. Poka�esz wszystko swoim i poprosisz ich o przys�anie nam tutaj m�odych ludzi do pomocy w pracy. Nast�pi�a przerwa, podczas kt�rej Jeryl nie uda�o si� przechwyci� my�li Erisa. Ten za� po chwili odezwa� si� z wahaniem: - Ale ja wci�� nie rozumiem. Rzeczy wytwarzane przez Philen�w s� bardzo pi�kne, a niekt�re z nich i bardzo przydatne. Lecz w jaki spos�b zdo�aj� nas tak g��boko zmieni�, jak ty wydajesz si� s�dzi�? Therodimus westchn��. Eris nie potrafi� wyrwa� si� z tera�niejszo�ci i spojrze� daleko w przysz�o��. W przeciwie�stwie do Therodimusa nie dostrzega� obietnicy ukrytej w narz�dziach i pracowitych r�kach Philen�w - rysuj�cych si� mo�liwo�ci zbudowania pierwszej maszyny. Mo�e tego nigdy nie zrozumie, ale niewykluczone, �e da si� jeszcze przekona�. Ukrywaj�c swe najg��bsze my�li Therodimus m�wi� dalej: - Zapewne niekt�re z tych rzeczy s� zabawkami, Erisie... lecz mog� okaza� si� pot�niejsze, ni� my�lisz. Wiem, �e Jeryl niech�tnie rozsta�aby si� ze swoj�... i chyba znajd� co�, co przekona i ciebie. Eris potraktowa� to sceptycznie, a Jeryl zauwa�y�a, �e by� w jednym ze swych najgorszych nastroj�w. - Bardzo w�tpi� - rzek�. - No, c�, ja jednak spr�buj�. Therodimus zagwizda� i przybieg� jaki� Philen. Przez chwil� ze sob� rozmawiali. - Zechcesz mi towarzyszy�, Erisie? To troch� potrwa. Jeryl i Aretenon pozostali na miejscu na pro�b� Therodimusa; Eris ruszy� za nim. Wyszli z du�ej groty i udali si� w stron� mniejszych jaski�, u�ywanych przez Philen�w do r�nych zaj��. Uszy Erisa wype�ni� g�o�ny warkot, a poniewa� �wiat�o lamp olejnych by�o zbyt s�abe dla jego oczu, przez pewien czas nie m�g� zobaczy� �r�d�a tego dziwnego d�wi�ku. Po chwili dostrzeg� jakiego� Philena pochylonego nad drewnianym sto�em, na kt�rym co� szybko si� obraca�o, nap�dzane peda�em naciskanym przez drugie z tych ma�ych stworze�. Widzia� ju� garncarzy u�ywaj�cych podobnego urz�dzenia. Obrabia�o drewno, nie glin�, a palce garncarza zast�powa� ostry metalowy n�, z kt�rego w fascynuj�cych spiralach sp�ywa�y d�ugie, cienkie wi�ry. Philenowie, kt�rzy nie lubili bezpo�redniego �wiat�a s�onecznego, swymi ogromnymi oczyma doskonale widzieli w p�mroku, ale nim Eris zorientowa� si�, co oni tam robi�, up�yn�o sporo czasu. Potem nagle zrozumia� - Aretenonie - odezwa�a si� Jeryl, kiedy tamci odeszli - dlaczego Philenowie mieliby to wszystko dla nas robi�? Oni s� chyba i tak ca�kiem szcz�liwi? Aretenon pomy�la�, �e to pytanie, typowe dla Jeryl, z ust Erisa nigdy by nie pad�o. - Zrobi� wszystko, co im powie Therodimus - odpar�. - Ale nawet Niezale�nie od tego, my te� mo�emy da� im wiele. Kiedy zastanowimy si� nad ich problemami, znajdziemy rozwi�zania, kt�re im nigdy by nie przysz�y do g�owy. Bardzo ch�tnie si� ucz� i chyba ju� przy�pieszyli�my rozw�j ich kultury o setki pokole�. S� przy tym bardzo s�abi fizycznie. Chocia� nie jeste�my tak zr�czni jak oni, nasza si�a umo�liwia im to, o co bez niej nawet by si� nie pokusili. Spaceruj�c bez celu, doszli do brzegu rzeki, gdzie na chwil� si� zatrzymali, by

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!