9255

Szczegóły
Tytuł 9255
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9255 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9255 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9255 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9255 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Karol May W Sudanie Opracowanie graficzne: Zbigniew Kasprzyk ROZDZIA� I Straceni Jak wspomnia�em poprzednio, obrali�my sobie za cel maijeh Semkat, co po polsku oznacza zatok� rybi�. Wnioskuj�c z tej nazwy, mieli�my nadziej�, �e znajdziemy tam istotnie obfito�� ryb, kt�rymi �ywi� si� b�dzie mo�na. Do odbycia drogi na miejsce trzeba by�o trzech dni; potem nale�a�o uda� si� dalej l�dem. W jaki jednak spos�b? Czy pieszo przez t� bagnist� okolic�? By�oby to bardzo uci��liwe i zabra�oby du�o czasu. Wi�c jecha� wierzchem? No tak, ale na jakich zwierz�tach? W strefie tej nie ma ani wielb��d�w, ani koni, kt�re w �aden spos�b nie daj� si� tu zaaklimatyzowa� i gin� wkr�tce. Mieszka�cy tych okolic musz� si� pos�ugiwa� daleko mniej szlachetnym zwierz�ciem �wierzchowym" od arabskiego ru- maka lub �okr�tu pustyni", a tym jest � w�. Zwierz�ta te przystosowuj� si� wybornie do warunk�w klimatycznych nad bagnistym, g�rnym Nilem. S� silne, poj�tne, pos�uszne i zwinne, co nale�y przypisa� d�ugoletniej tresurze jednej i tej samej rasy. Oczywi�cie u�ywaj� ich tak�e i do przewo�enia ci�ar�w. Gdyby�my mogli wynaj�� te zwierz�ta, to oszcz�dziliby�my czasu, co dla nas by�o bardzo korzystne. Ibn Asl potrzebowa� na przebycie wytkni�tej drogi dwudziestu dni; poniewa� by� w podr�y pi�� dni, dotar�by wi�c do przeznaczonego miejsca po up�ywie pi�tnastu dni. My jednak mogli�my si� dosta� do Wagundy wci�gu dziesi�ciu dni i w tym wypadku zyskaliby�- my sze�� dni, kt�re by najzupe�niej wystarczy�y do wy- przedzenia go i przygotowania mu na miejscu... niespodzian- ki. Chodzi�o tylko o to, sk�d wzi�� wo�y wierzchowe i juczne do pakunk�w. Poczynili�my poszukiwania przede wszystkim w najbli�szej okolicy, to jest ko�o zatoki Semkat. Mieszka tam w czterdziestu wsiach oko�o dziesi�ciu ty- si�cy Bor�w i posiadaj� bardzo du�o byd�a. S� oni od�a- mem ludu Dink�w, a poniewa� szli�my na ratunek pokrew- nym im Gokom, wi�c s�dzili�my, �e ch�tnie udziel� nam pomocy. Nale�a�o r�wnie� liczy� si� z czasem i nie utraci� nawet jednego dnia, wobec czego uk�ady z tymi lud�mi nie mog�y trwa� d�u�ej, jak do nadej�cia naszych okr�t�w. Postanowi- li�my wi�c wys�a� przodem wielk� ��d�, na kt�rej znajdowa�o si� o�miu wio�larzy i jeden sternik oraz potrzebne zapasy �ywno�ci. ��d� ta przy naj pomy�lnie j szym wietrze p�yn�a z chy�o�ci� �Soko�a". Ja mia�em przewodniczy� wyprawie, przy czym emir upowa�ni� mnie do za�atwienia sprawy z czarnymi wed�ug w�asnego uznania. Na wio�larzy wybrano o�miu najsilniejszych m�czyzn. Mi�dzy nimi by� Agadi, kt�ry mia� s�u�y� za t�umacza, gdy� �aden z nas nie w�ada� dobrze j�zykiem Dink�w. Rozumie si� samo przez si�, �e wszyscy byli�my doskonale uzbrojeni. Kilku asaker�w twier- dzi�o, �e nad zatok� Semkat jest mn�stwo hipopotam�w, a na brzegach przebywaj� ca�e stada s�oni. Spodziewa�em si� wi�c, �e nie minie mnie przyjemno�� znakomitego polowania. Plan ten om�wili�my zaraz po naszym odje�dzie ze zburzo- nej przez nas seriby i wyruszyli�my w drog�. Brzegi rzeki by�y g�sto zalesione. Po wodzie p�ywa�y du�e k�py trzciny, kt�re jednak zr�cznie omijali�my. Dla zaoszcz�dzenia si� ludziom, kaza�em wios�owa� im na przemian po czterech. Sam usiad�em u steru. Na wszelki wypadek mieli�my z sob� �agiel. Wieczorem zatrzymali�my ��d� i pok�adli�my si�, oczekuj�c wzej�cia ksi�yca, po czym mieli�my p�yn�� dalej. Musia�em si� pokrzepi� snem cho� przez chwil�, gdy� poprzedniej nocy nie zmru�y�em nawet oka. Agadi by� r�wnie� bardzo znu�ony. Inni nie mogli si� skar�y� na brak wypoczynku na okr�cie. Dym z ogniska chroni� nas przed moskitami, kt�re w tej okolicy s� istn� kl�sk�. Mieszkaniec kraj�w p�nocnych nie ma nawet wyobra�enia o okropnej pladze owad�w w tych stro- nach. Nasze muchy domowe, ba, nawet do�� dokuczliwe komary wodne s� niczym w por�wnaniu z piekieln� z�o�li- wo�ci� rozmaitych owad�w afryka�skich, dr�cz�cych ludzi i inne stworzenia w spos�b niezno�ny. Murzyni spalaj� olbrzymie stosy drzewa, �mieci i mokrej s�omy, aby dymem odstraszy� te owady od swej trzody. Sami chroni�c swoje cia�o od natr�tnych much, zagrzebuj� si� a� po brod� w popiele. Obrzydliwe owady obsiadaj� w olbrzymiej ilo�ci wo�y i owce, nie pozostawiaj�c ani odrobiny wolnego miejsca na sk�rze. Je�eli taka plaga trwa kilka tygodni, to gin� nawet najsil- niejsze bydl�ta. Dlatego te� nawet majtek posiada namuziah czyli siatk� chroni�c� go od komar�w, gdy tymczasem po�a�o- wania godni czarni niewolnicy skazani s� na znoszenie tej plagi. Ksi�yc wzni�s� si� ponad las, i wtedy zbudzono mnie, by rusza� w dalsz� drog�. Dno na przedniej cz�ci �odzi wy�o�one by�o glin�, mogli�my wi�c bezpiecznie rozpali� ogie� dla ochrony przed moskitami; ponadto n�ci� on ryby, kt�re zak�uwali�my, by je nast�pnie upiec. W rzece Rolu jest niezwykle du�o ryb w rodzaju mniejszego suma, kt�re bardzo nam smakowa�y. Wios�owali�my przez ca�� noc. Gdy nad ranem zacz�� wia� wiatr, rozwini�to �agiel i powierzono ��d� jednemu z asake- r�w, gdy reszta pok�ad�a si� na spoczynek. �eglowali�my ju� bez przerwy a� do po�udnia, a gdy wiatr usta�, wypocz�ci �o�nierze chwycili znowu za wios�a. Niebawem, orientuj�c si� wedle map, nale�a�o si� ju� spodziewa� zatoki Semkat. Jeden z asaker�w, zabranych z seriby, kt�ry zna� t� okolic�, oznaj- mi�, �e wej�cie do zatoki b�dzie bardzo trudne, gdy� nie- dawno wyr�bano tam znaczn� cz�� lasu. Palma deleb jest obok daktylowej najpi�kniejszym drzewem Afryki p�nocno-wschodniej. Ma ona wysoki, smuk�y pie�, grubiej�cy stopniowo ku g�rze, a potem coraz cie�szy i przy- pominaj� przez to filary niekt�rych staroegipskich budowli. G�sta korona sk�ada si� z wielu ciemnozielonych wachlarzy li�ci, podobnych do wachlarzy palmy dom. Dojrza�e owoce, barwy pomara�czowo-��tej, s� wielko�ci g�owy dziecka. Drzewo nadaje si� doskonale do wyrobu lekkich �odzi. Wiecz�r si� zbli�a�, gdy po prawej stronie ukaza�a si� wspania�a ziele� lasu deleb. Po p�godzinnej �egludze dotarli�my do miejsca, gdzie rami� rzeki odchyla�o si� na prawo i rozszerza�o w wielki basen na kszta�t jeziora. To by� cel naszej podr�y � zatoka Semkat. W czasie ca�ej �eglugi nie widzieli�my ani jednego cz�owie- ka, a i tu tak�e nie spodziewali�my si� spotka� nikogo. Przy wios�owali�my do zatoki i mogli�my widzie� oba jej brzegi blisko siebie; nast�pnie rozchodzi�y si� one tak daleko, �e, aby nie zmyli� drogi, trzymali�my si� prawej strony. Im wi�cej zbli�ali�my si� do l�du, tym bardziej szuka�em z napi�- t� uwag� cho�by �ladu po jakiejkolwiek istocie ludzkiej. Poszukiwania moje jednak by�y daremne. Ju� zaczyna�o si� zmierzcha�, i s�dzi�em, �e nadchodz�ca noc b�dzie stracona dla naszych zamiar�w, gdy wtem spostrzeg�em tajemniczy, podobny do gilotyny postument, kt�ry umieszczony by� o kilka krok�w od brzegu. Od wody prowadzi�a wydeptana �cie�ka mi�dzy dwoma s�upami krzy�ownicy. Na niej wisia�a na ci�kim kamieniu kr�tka �elazna w��cznia na d�ugiej linie, kt�rej drugi koniec by� przytwierdzony do lekkiej wi�zki trzciny. Postument �w by� pu�apk� na hipopotamy. Hipopotam nie jest wcale tak spokojnym zwierz�ciem, jak je zwykle opisuj�. W wodzie bardzo cz�sto zaczepia cz�owieka. Rozdra�niony lub ranny jest jeszcze gro�niejszy. Zanurza si� on wtedy, a nast�pnie wyp�ywa znowu z wody, wywraca ��dk� i chwyta w olbrzymi� paszcz� ca�ego cz�owieka. Murzyn ucieka od niego w wodzie, lecz tym chytrzej nastaje na niego na l�dzie, gdy� mi�so, a osobliwie s�onina z tego zwierz�cia s� bar- dzo poszukiwanymi smako�ykami. Nawet biali utrzymuj�, �e s�onina jest bardzo smaczna, a oz�r uznaj� za wyszukany przysmak. Przez dzie� pozostaje hipopotam pod wod�, a wieczorem wychodzi na brzeg i po�era soczyste ro�liny. Najch�tniej idzie na pola, gdzie ro�nie trzcina cukrowa, czyni�c tam wielkie spustoszenie, gdy� wi�cej podepce i stratuje, ni� spasie. Jak ka�de prawie dzikie zwierz�, tak i hipopotam ma swoj� �cie�k�, kt�r� co dzie� chodzi, dop�ki go kto� z niej nie wyp�oszy. Na tej �cie�ce Murzyni stawiaj� pu�apki, zaopa- trzone w dzidy lub harpuny z uwi�zanymi u nich kamieniami, aby ich pchni�cie by�o silniejsze i skuteczniejsze. Harpuny zako�czone s� zakrzywionymi hakami, kt�re, wbiwszy si� g��boko w kark lub grzbiet zwierza, nie daj� si� �atwo wydoby�. Zraniony hipopotam rzuca si� do wody i traci z wolna krew. Martwe cia�o nie wyp�ywa zaraz na powierzch- ni� lecz pozostaje cz�sto ca�y dzie�, a czasem i d�u�ej, na dnie. Wobec tego mi�so takiego hipopotama popsu�oby si� i by�oby nie do u�ycia. Lecz harpuny posiadaj� d�ug� lin�, do kt�rej przyczepiona wi�zka trzciny p�ywa po powierzchni wody i wskazuje my�liwym, w kt�rym miejscu nale�y szuka� zabitego zwierz�cia. Na tak� to pu�apk� w�a�nie natkn�li�my si�. �cie�ka, by�a zwyk��, codzienn� drog� hipopotama. Je�eli jest tutaj na- stawiona pu�apka � pomy�la�em, � to musz� te� by� i ludzie. Zawr�ci�em ��d� ku brzegowi. Nie ba�em si� zwierz�cia, lecz nie wyl�dowa�em naprzeciw tej drogi w�a�nie w obawie przed lud�mi, kt�rych to wcze�niej nale�a�o odszuka� � nie wie- dzieli�my bowiem, co to za jedni i jak nas przyjm�, gdy si� z nimi spotkamy. Wnioskowa�em dalej, �e przychodzili cz�sto ku pu�apce, i gdyby�my tu wyl�dowawszy zostawili ��d�, to oni �atwo by j� znale�li i odci�li nam przez to drog� powrotn�. Dlatego te� skierowa�em ��d� w miejsce, gdzie trafili�my na w�sk� wyrw�, wy��obion� przez wod�. Oba brzegi zaro�ni�te by�y wysok� trzcin�, spoza kt�rej prawie nie by�o wida� tej kryj�wki.Tu wi�c ukry�em ��d� tak, �e nikt obcy znale�� jej nie m�g�. �<�..��..< s-,.;';!?! .>�<-. :--..�.�..- .... � � � ... , Pozostawiwszy w owym miejscu swoich ludzi, poszed�em ku pu�apce, aby ze �lad�w znajduj�cych si� ko�o niej, zbada� w jakim kierunku nale�a�o szuka� tych, kt�rzy j� postawili. Podj��em si� tego sam, aby tym �atwiej zatrze� �lady, mog�ce nas niew�tpliwie zdradzi�. Nie by�o to rzecz� �atw�, gdy� brzeg by� bagnisty, a nogi grz�z�y g��boko. Na szcz�cie, powsta�e przez to zag��bienia nape�nia�y si� tak szybko wod� i szlamem, �e mo�na by�o st�pa� po nich bez najmniejszej obawy. Dla zupe�nej jednak pewno�ci obwi�za�em nogi trzcin�, przez co otwory, kt�re wydeptywa�em wygl�da�y prawie tak samo, jak �lady okr�g- �ych, wielkich st�p hipopotama. W pobli�u pu�apki znalaz�em istotnie odciski bosych st�p ludzkich i po bli�szym ich obejrzeniu wywnioskowa�em, �e ludzie, kt�rzy te odciski pozostawili, byli tu niedawno. Przy obu s�upkach ziemia by�a �wie�o podkopana, co dowodzi�o, �e pu�apk� dopiero dzi� ustawiono, a urz�dzaj�cy j� nie przybyli tu na �odzi, lecz od strony l�du, przez las, jak wskazywa�y wyra�ne �lady. Postanowi�em wi�c i�� dalej. W lesie ros�y palmy deleb, kt�rych korony tworzy�y g�ste sklepienie. Z pni drzew zwiesza�y si� ro�liny pn�ce na wszystkie strony, tworz�c g�st� siatk�. Aby si� przez ni� przedosta�, musieli�my pomaga� sobie no�em. Murzyni wy- r�bywali �cie�k� przez ten g�szcz i�cie dziewiczy. Po- st�powa�em wi�c ostro�nie naprz�d, got�w ka�dej chwili za lada podejrzanym ruchem zboczy� z drogi i ukry� si�. Po pi�ciu minutach drogi napotka�em w lesie obszerny zr�b. Sta�o tu sze�� tokul�w, skleconych byle jak, napr�dce, jak to czyni� zazwyczaj Murzyni tam gdzie nie maj� zamiaru d�ugo przebywa�. Tokule te by�y dosy� obszerne, co wskazywa�o, �e miesz- ka�o w nich wi�cej ludzi. Posun��em si� jeszcze dalej. Przed drzwiami le�eli, siedzieli i stali sami czarni m�czy�ni. Kilku z nich znosi�o drwa do ogniska, gdy� zapada� ju� wiecz�r. Warty nie by�o �adnej; widocznie ludzie ci czuli si� zupe�nie 10 bezpiecznie. Pozna�em, �e byli to Dinkowie z rodziny Bor�w, kt�rych w�a�nie szukali�my. Powr�ci�em na drog�, dopiero co przebyt� i skierowa�em si� naprz�d ku pu�apce, a nast�pnie do �odzi. Tu opowiedzia�em wszystko towarzyszom. Agadi, nasz t�umacz, rzek�: � To s� wojownicy Bor�w, effendi. Przybyli tu zapewne na polowanie, bo nie maj� ze sob� kobiet ani dzieci. Pozw�l nam uda� si� do nich! � Przypuszczasz, �e przyjm� nas �yczliwie? � A dlaczego mieliby zaj�� wobec nas nieprzyjazne stano- wisko? Przybywamy przecie do nich w zamiarach uczciwych; ja zreszt� nale�� do ich szczepu i znam ich j�zyk. Chod�my! Zwr�ci� si� w kierunku pu�apki, chc�c uda� si� do czar- nych. � St�j! � rozkaza�em mu. � Tu konieczna jest ostro- �no��! Nie wiemy jeszcze, jak nas przywitaj�. Gdyby zmuszo- no nas do odwrotu i gdyby�my mieli tylko jedyn� drog� ko�o pu�apki, dobrze znan� przez nich, mogliby nas bardzo �atwo dogoni�. � Ee, mamy przecie� doskona�e karabiny i jeste�my od nich bardziej do�wiadczeni. � Nie obawiam si� ich znowu tak bardzo; je�eli jednak mo�na unikn�� pewnych strat, to dlaczeg� nie mamy tego uczyni�? Wytnijmy sobie st�d inn� drog� a� do samych tokul�w. � A trafisz prosto? � Nie troszcz si� o to; trafi�. Na wypadek, gdyby�my byli zmuszeni ucieka�, nie wiedziano by, gdzie�my si� podzieli, bo przecie o tej nowej drodze nie maj� poj�cia. B�d� nas szukali na tamtej drodze, a my tymczasem wsi�dziemy na nasz� ��d� i pu�cimy si� na wod�. � Jak chcesz, effendi; lecz nie s�dz�, by a� taka ostro�no�� by�a konieczna. Bez wzgl�du na to, czy uwaga ta by�a s�uszna, czy nie, wola�em zapewni� sobie odwr�t. Zarzucili�my karabiny na 11 ramiona i dobyli�my no�e do wyr�bywania g�stwy pn�cych si� krzew�w i ro�lin. Oczywi�cie sprawowali�my si� mo�li- wie najciszej. Ja wytycza�em kierunek tej osobliwej wycieczce. No�e by�y ostre i robota sz�a g�adko, lecz zabra�a nam tyle czasu, �e zapad� zmrok zanim wydostali�my si� na widniej - sze w lesie miejsce. Borowie rozpalili ko�o chat ogniska, kt�rych �wiat�o przedostawa�o si� do nas, co u�atwia�o nam robot�. Im wi�cej oddalali�my si� od brzegu, tym twardszy i such- szy by� grunt. Wreszcie dotarli�my do wyr�bu. Pierwsza z chat by�a oddalona o jakie� trzydzie�ci krok�w od miejsca, na kt�rym stali�my. Murzyni piekli nad ogniem mi�so i jego zapach a� do nas dolatywa�. Agadi poci�gn�� kilka razy nosem, mlasn�� j�zy- kiem i rzek�: � To jest miszwi el husan el bahr2. Z�owili zapewne dzi� hipopotama. Effendi, b�dziemy mieli �wietn� go�cin�. P�j- dziemy obaj, czy te� ja sam mam i�� najpierw i rozm�wi� si� z nimi? � Ani jedno, ani drugie. Wybierzemy drog� po�redni�: p�jdziemy razem a� pod pierwsz� chat�; potem ty wyst�pisz, aby ich pozdrowi�, i rozm�wisz si� z nimi, a je�li tylko spostrze�esz, �e s� do nas wrogo usposobieni, cofniesz si� natychmiast z powrotem. Dalszy plan obmy�limy p�niej. Agadi zgodzi� si�, poszli�my wi�c naprz�d. Warty i tutaj nie by�o. Spostrze�ono nas dopiero w pobli�u ognisk, gdy stan�li- �my w pe�nym �wietle ognisk. Czarni wszcz�li straszny ha�as i nast�pnie w okamgnieniu czmychn�li do swych chat. Niepo- dobna by�o i�� dalej, bo Murzyni skierowali ku nam przez drzwi lufy karabin�w, gotuj�c si� do obrony; a z tymi lud�mi �art�w nie ma: jeden krok, i pad�yby strza�y zupe�nie niepo- trzebne. Wobec tego spr�bowali�my porozumienia na drodze poko- jowej. Agadi wybra� si� sam do jednej z chat, kt�ra by�a 1 Piecze� z mi�sa hipopotama. 12 najwi�ksz� i gdzie wedle naszych przypuszcze� powinien by� mieszka� w�dz. Jako znak pokojowych zamiar�w wzi�� Agadi ga��zk� palmow� i wywija� ni�, daj�c tym do zrozumienia, �e chce si� z nimi uk�ada�. Post�pi�em kilka krok�w za Agadim i us�ysza�em wnet rozmow�, nic z niej oczywi�cie nie rozumiej�c. Niebawem wysz�o z chaty dw�ch czarnych, wcale nie uzbrojonych. Przyst�pili oni do Adagiego i m�wili z nim, a miny ich i ruchy nie zdradza�y �adnych wrogich zamiar�w. Wreszcie wskazali chat�, w kt�rej tak�e p�on�o �wiat�o, i za��dali, by si� uda� do niej. Chcia�em temu zapobiec, lecz obawia�em si� podejrze� z ich strony. Agadi poszed�. Up�yn�o dziesi�� minut, min�� ju� kwadrans, nawet p� godziny, a Agadi nie wraca�. Murzyni nie wychodzili r�wnie� ze swych chat. Ognie przed tokulami, nie podsycane, zacz�y powoli gasn��. Zbudzi�o to we mnie pewne podejrzenia. Dlaczego Agadi nie wyszed� ani na chwil�, by mnie przynaj- niej uspokoi�? Czeka� d�u�ej nie mog�em, wi�c zniecierpli- wiony kilkakrotnie na niego zawo�a�em. Dopiero po up�ywie d�u�szego czasu odpowiedzia� mi z wn�trza chaty: � Effendi, schwytali mi� i nie chc� pu�ci�, my�l� bowiem, �e jeste� Ibn Aslem. � Czy jest w�dz w tokulu? � zapyta�em. � Jest. � Niech wyjdzie! Chc� si� z nim rozm�wi�. Agadi nie odpowiedzia� nic. Dopiero po up�ywie kilku minut wyszed� przed otw�r i stan��. R�ce mia� zwi�zane na plecach, a opr�cz tego opasany by� powrozem, kt�rego koniec si�ga� a� do wn�trza chaty. Na tym powrozie mo�na go by�o w ka�dej chwili wci�gn�� do chaty z powrotem. � I c�? � zapyta�em. � Gdzie jest w�dz? � W tokulu, z kt�rego nie wyjdzie za �adn� cen�. Prosz� ci�, odejd� natychmiast. � A je�eli nie odejd�? � To wci�gn� mnie na powrozie do wn�trza chaty i zamor- duj�. 13 � A gdybym odszed�? ^ � � B�d� si� naradzali. �_...- ; � Kiedy� si� dowiem o rezultacie tych narad? ; � Jutro. � Dlaczego a� tak p�no? Wiesz przecie�, jak nam si� �pieszy. Gdzie i w jaki spos�b mo�emy si� od nich czego� dowiedzie�? Powiedzia�e� mo�e, gdzie si� znajduje nasza ��d�? � Nie. M�wi�em, �e znam wprawdzie to miejsce, lecz nie umia�bym go opisa�. Mo�e przekonam ich jeszcze, �e ty nie jeste� Ibn Aslem. Odejd� i czekaj spokojnie do jutra. Nie pr�buj nawet uwolni�, bo pogorszy�by� ca�� spraw�. � Usun� si� i rozwa��, co mam czyni�. Powiedz jednak wodzowi, �e skoro �wit powr�c�. Opowiedz mu wszystko, co wiesz o mnie, i ostrze� go, �e zap�aci �yciem, je�eli tobie bodaj jeden w�os z g�owy spadnie. Agadi znikn�� w drzwiach tokulu, a ja z asakerami odsze- d�em, jednak�e niedaleko. � On ju� stracony � szepn�� jeden z �o�nierzy, gdy�my si� ukryli w cieniu. � Uwa�aj� go za zdrajc�, za sprzymierze�ca Ibn Asla. Je�eli jednak s�dz�, �e ty jeste� �owc� niewolnik�w, to b�d� si� starali za wszelk� cen� umkn�� nam jeszcze w ci�- gu nocy, ale najpierw zapewne odbior� �ycie biednemu Aga- diemu. � I ja ich pos�dzam o to. Ale od czeg� my tutaj jeste�my? Otoczymy ich ob�z i nie dopu�cimy do ucieczki. � To na nic! Mogliby�my wprawdzie zastrzeli� kilku, ale przecie� nie wszystkich. � O, w razie ucieczki wpadliby nam w r�ce co do jednego. Pomy�l tylko. Oni maj� swoje sta�e siedziby nad rzek�, a tu, nad zatok�, przybyli na �owy hipopotam�w i sklecili sobie prowizoryczne sza�asy. Jestem wi�c pewny, �e dostali si� tu nie przez las, bo ten jest nie do przebycia, ale drog� wod- n�, na �odziach, kt�re z przezorno�ci ukryli gdzie� w po- bli�u �cie�ki, bo tu jest naj�atwiejszy dost�p do wody. Je�eli tedy zamkniemy im t� jedyn� drog�, to st�d si� nie wydostan�. Otoczymy ich ob�z ze wszystkich stron. Jest nas 14 o�miu; staniemy wi�c po dw�ch w czterech punktach na brzegu wyr�bu tak, aby po wzej�ciu ksi�yca pozostawa� w cieniu drzew. Na wypadek, gdyby Murzyni chcieli si� przedrze� w kt�r�kolwiek stron�, to �o�nierz na odpowiednim posterunku krzyknie g�o�no i w�wczas wszyscy tam si� zbiegniemy. Nie ma co obawia� si� starej, lichej broni murzy�skiej. Chod�cie, wyznacz� wam miejsca! Obszed�szy z niezwyk�� ostro�no�ci� ob�z, postawi�em w odpowiednich miejscach trzy posterunki, obieraj�c sobie z jednym z pozosta�ych asaker�w stanowisko najwa�niejsze, to jest na �cie�ce ku zatoce. Po�o�yli�my si� na mi�kkiej ziemi w cieniu palm. Ognie ko�o tokul�w wygasa�y powoli, a niebawem zapanowa�a g��boka ciemno�� i cisza. Nie s�ycha� by�o �adnego g�osu z chat murzy�skich, �adnego szmeru, i nawet �wiat zwierz�cy nie dawa� znaku �ycia, tylko miliardy robaczk�w �wi�toja�- skich uwija�y si� pomi�dzy li��mi palm i r�wnie� miliardy moskit�w opad�y nas. Ale zawiod�y si� tym razem skrzydlate natr�ty, nasmarowali�my si� bowiem pewn� ro�lin� wodn�, kt�rej muchy i komary wr�cz nie znosz�. Jeszcze w ci�gu popo�udnia napotkali�my ca�e k�py ro�liny sitt ed d�ami el minchar i zabrali�my spory jej zapas do �odzi. Jest to nik�a, drobna, podobna z li�ci do soczewicy ro�lina, na poz�r nie wydaj�ca �adnej woni; dopiero po zgnieceniu �mierdzi nie- zno�nie. Ale co to znaczy wobec m�k, jakie zadaj� cz�owiekowi komary? Je�eli si� nie os�oni siatk� twarzy, to w kr�tkim czasie nie mo�na si� w niej dopatrze� nawet podobie�stwa; tak puchnie pod dzia�aniem jadu komar�w, �e oczu prawie nie wida�, a nos wygl�da jak bezkszta�tna fioletowa bry�a; nawet wargi i j�zyk obrzmiewaj�, bo i do ust si� dostaj� te okropne owady; nieszcz�sne s� te� i uszy, kt�re puchn� do tego stopnia, �e cz�owiek g�uchnie na kilka godzin. Wobec tego lepiej jest znie�� przykr� wo� wspomnianej ro�liny, ni� nara�a� si� na tak straszn� udr�k�. Przele�eli�my mo�e p� godziny. Powoli gwiazdy zacz�y bledn��, a niebo natomiast rozja�nia�o si� powoli, gdy� ksi�yc 15 wzni�s� si� przez baldachim palm, jak przesiany przez sito- srebrny, migotliwy py�, �udz�cy oko, niby niezliczone mn�- stwo robaczk�w �wi�toja�skich. Nagle da� si� s�ysze� w po- bli�u lekki szmer. � S�yszysz, effendi? � szepn�� m�j towarzysz. � Co to by�o? � Skrada si� dwu ludzi. S� to zapewne Murzyni. Cofn�li�my si� ze �cie�ki w g��b wij�cych si� ro�lin, aby nas nie spostrze�ono. By�o tu wprawdzie dosy� ju� ciemno, bo palmy zas�ania�y �wiat�o, mimo to zdo�a�em rozr�ni� syl- wetki dw�ch Murzyn�w. Zdawa�o mi si�, �e maj� w r�kach wios�a. Przeszli ko�o nas, i niebawem powt�rzy� si� znowu podobny szmer, jak poprzednio. � Prawdopodobnie idzie ich wi�cej � szepta� askari. � Przepu�cimy ich r�wnie�? � Oczywi�cie. Id� oni do swoich �odzi. Je�eli ich przepu�- cimy, to wnet dowiemy si�, gdzie je ukryli; w przeciwnym razie trzeba by ich szuka� bardzo d�ugo. Tych jednak, kt�rzy teraz nadejd�, nie pu�cimy. Nadesz�o znowu dw�ch z wios�ami i udali si� za tamtymi w d�. Niew�tpliwie mieli zamiar we czterech pu�ci� ��d� na wod�. Od strony obozu by�o ju� cicho. � P�jd� za nimi � rzek�em � a wy tu zosta�cie i, gdyby jeszcze nadszed� jaki� Murzyn z obozu, to zatrzymajcie go, je�eli za� nie zechce si� cofn��, mo�ecie strzela�. Wysun��em si� z kryj�wki i chy�kiem pod��y�em w stro- n� zatoki. �cie�ka spada�a prosto, a� do samej wody. Mia- �em wspania�y widok na zatok�. Powierzchnia wody, nie zmarszczona ani jedn� fal�, l�ni�a w potokach �wiat�a ksi�- �ycowego, jak wypolerowany metal. Las oddalony by� od zatoki w�skim pasem trzciny, z kt�rej wystawa�a wspomniana pu�apka. Stali tu czterej czarni, patrz�c z wielk� uwag� na wod�. Poniewa� byli zwr�ceni do mnie plecami, pod- szed�em dalej, a� na brzeg lasu, i ukry�em si� w cieniu palmy, zaciekawiony, co ich tak bardzo zajmuje. I nied�ugo czeka�em na wyja�nienie tej zagadki. Oto przy brzegu ukaza� 16 si� hipopotam. Po wielko�ci g�owy mo�na by�o wnioskowa�, �e to olbrzym. Zanurza� si� w wod� i wyp�ywa� znowu, jakby si� bawi�, nie ukazuj�c jednak ca�ego tu�owia, a tylko g�ow� i grzbiet, na kt�rym bryka�o sobie najspokojniej w �wiecie m�ode hipopotami�tko wielko�ci psa nowofundlandzkiego, ale o wiele od niego grubsze. Staro�ytni Egipcjanie nazywali hipopotama �rer", to zna- czy � wieprz. Zwierz� to istotnie przypomina budow� cielska nasz� swojsk� �wini�, ale z g�owy podobne do niej nie jest. Takiego �ba, jaki ma hipopotam, nie posiada �adne zwierz�. Mowa tu oczywi�cie o kszta�cie, nie o wielko�ci. Przednia cz�� g�owy jest wprost olbrzymia i nieproporcjonalnie do tu�owia szeroko sp�aszczona. Oczy, podobne do �wi�skich, osadzone s� bardzo wysoko, a paszcza, zaopatrzona w pot�ne k�y, mo�e obj�� wp� najgrubszego cz�owieka. Poniewa� oczy, uszy i nozdrza rozmieszczone s� prawie w jednej linii, mo�e zwierz� �atwo ukry� w wodzie ca�y korpus, a na powierzchni� wystawia tylko przedni� cz�� g�owy dla zaczerpni�cia powie- trza lub rozejrzenia si� za �upem. Pod grub� sk�r� posiada zwierz� olbrzymi� warstw� p�- p�ynnego t�uszczu, przez co mo�e �atwo utrzymywa� si� na powierzchni wody. Nogi ma grube i tak kr�tkie, �e na l�dzie brzuch szoruje po ziemi. W tej chwili zwierz wypu�ci� z paszczy wod� przez nozdrza na obie strony w formie p�kolistej fontanny, obr�ci� si� raz 1 drugi, str�ci� m�ode z grzbietu do wody, ale je zaraz pochwyci� i podp�yn�� do brzegu. Wywnioskowa�em st�d, �e jest to samica. Przy brzegu zrzu- ci�a ona znowu do wody ma�e hipopotami�tko, kt�re przez chwil� p�yn�o samodzielnie, nareszcie wydosta�o si� na l�d i posz�o �cie�k� a� do pu�apki. Tu przystan�o, ogl�daj�c si� za matk�, kt�ra wystawi�a �eb z wody, bacz�c pilnie, czy m�odemu nic nie grozi. Kiedy ju� hipopotami�tko znalaz�o si� na sta�ym gruncie, wylaz�a z wody i matka... W�osy na g�owie staj� na wspomnienie tego olbrzymiego, bezkszta�tnego po- twora... '�;�:<......r,'::'-'. '"'. ''..*>'*'1*'j* '.;.. 17 M�ode, widz�c, �e matka idzie za nim, posz�o spokojnie dalej a� do miejsca, gdzie zaczaili si� Murzyni. Biedactwo nie mia�o jeszcze poj�cia o niebezpiecze�stwie, mog�cym grozi� tak pot�nemu potworowi, jakim jest ko� rzeczny czyli hipopotam. Obserwuj�c te osobliwe zwierz�ta o wszystkim innym zapo- mnia�em. Widocznie tego samego uczucia doznali i Murzyni, bo nie �pieszyli do �odzi, po kt�re ich pos�ano, lecz ju� z g�- ry cieszyli si� wyborn� pieczeni�, mimo, �e by�a jeszcze surowa... Ka�dy przeci�tny Europejczyk wie, jak wielka jest r�nica w smaku mi�dzy pieczeni� z delikatnego prosi�cia a pieczeni� ze starego wieprza. Tak samo do�wiadczony Suda�czyk przepada za przysmakiem z m�odego hipopotama. W tym przypadku przysmak niemal do samego garnka wlaz� czarnym smakoszom � i jak�e nie mia�a i�� im �linka do ust! Zerwali si� wi�c z kryj�wki, poskoczyli ku zwierz�tku i pocz�li je bi� wios�ami po g�owie tak, �e zaledwie zdo�a�o wyda� z siebie skrzecz�cy, przera�liwy g�os. I oto sta�o si� to, co by�o do przewidzenia. Hipopotamica, zauwa�ywszy ten napad, parskn�a zajadle i rzuci�a si� na pomoc. Nigdy bym nie uwierzy�, �e tak olbrzymie cielsko mo�e by� zdolne do tak gwa�townego skoku. Hipopotamica bowiem przebieg�a pod pu�apk�, str�caj�c harpun, kt�ry jednak z powodu szybko�ci ruchu zwierza chybi�. Nie dra- �ni�ta nawet skierowa�a si� w to miejsce, gdzie le�a�o m�ode, i przystan�a, parskaj�c kilkakrotnie i rozgl�daj�c si� woko�o. Murzyni zawiedli si� ogromnie na swojej pu�apce. Praw- dopodobnie przypuszczali, �e zwierz� nie przedostanie si� tutaj, wi�c te�... oniemieli z przera�enia i chwil�, w kt�rej zatrzyma�a si� stara nad m�odym, wykorzystali do ucieczki. Jeden za drugim, porzuciwszy wios�a, zmykali �cie�k� ku obozowi. W tej samej chwili us�ysza�em g�osy naszych: � St�j, bo strzelam! Gro�ba ta by�a skierowana nie do tych, kt�rzy uciekali, lecz do innych, wychodz�cych z obozu. Ci czterej pocz�li przera- 18 �liwie wrzeszcze�, z czego nie zrozumia�em ani s�owa, wnio- skuj�c tylko, �e ostrzegali swych towarzyszy przed zwie- rz�ciem. Krzyk ten obudzi� ma�py i r�ne ptactwo, gdy wtem rozleg� si� strza�. W obozie zapanowa�a wrzawa nie do opisania. Moi �o�nierze na posterunkach odezwali si� r�wnie� i pocz�li strzela�... Sta�o si� to wszystko w bardzo kr�tkim czasie. Podczas ucieczki czterech Murzyn�w wcisn��em si� g��bo- ko w zaro�la, aby si� na mnie nie natkn�li. Mog�em jednak obserwowa� rozjuszone zwierz�, kt�re, przekonawszy si�, �e m�ode nie �yje, pu�ci�o si� za uciekaj�cymi Murzynami, a ja za nim. Hipopotamica wydawa�a z siebie g�os, nie daj�cy si� opisa�, i bieg�a naprz�d. Obie lufy mojej strzelby by�y na�adowane i mog�em strze- la�. Ale... wiedzia�em z g�ry, �e to si� na nic nie przy- da; nale�a�o bowiem celowa� tylko w takie miejsce, �eby potwora ubi� od razu � by�em za� poza nim, z ty�u, i na dodatek na �cie�ce panowa�a ciemno��, �e ledwie na krok mo�na by�o co� wyra�nie widzie�. Z jednej i drugiej stro- ny g�szcz nie do przebycia, na przedzie strza�y i zamie- szanie, a tu�-tu� ko�o mnie rozjuszony potw�r. Niechby si� tylko obr�ci� wstecz, a chwyci�by mnie w sw� paszcz�!... Co robi�? Jak ratowa� kilkudziesi�ciu zagro�onych ludzi? Nie wiedzia�em ani w�wczas, ani obecnie jeszcze sobie przypom- nie� nie mog�, w jaki spos�b znalaz�em si� przed olbrzymem, depcz�c po cia�ach, powalonych przez potwora. Dotar�em nareszcie do wyr�bu, na miejsce po�wiat� ksi�ycow� o�wiet- lone. Naoko�o mnie biegali jak ob��kani czarni, krzycz�c i j�cz�c bez opami�tania. O jakie dziesi�� krok�w ode mnie hipopotam obali� jakiego� Murzyna i zmia�d�y� go na placek. Podskoczy�em par� krok�w naprz�d i, stan�wszy nagle, podnios�em bro� do ramienia. W pierwszym momencie stara�em si� upewni�, czy nie dr�� mi r�ce. Wycelowa�em w prawe ucho i... rozleg� si� strza�, grzmi�c echem po lesie. Strzeli�em nast�pnie po raz drugi i da�em susa w bok, a� w cie� tokulu, a si�gn�wszy lew� r�k� po nowe naboje, 19 r�wnocze�nie obejrza�em si�, by zobaczy�, jaki skutek odnio- s�y moje strza�y. Zwierz sta�, jakby do miejsca przykuty, rozwar�szy ol- brzymi� paszcz�, w kt�rej b�yszcza�y wielkie k�y, i sili� si� na wydobycie z siebie g�osu, lecz bezskutecznie; zabrak�o mu powietrza w przestrzelonych p�ucach. Po pewnej chwili zacz�� dr�e� i chwia� si� to na jedn�, to na drug� stron�, a� wreszcie zatoczy� si� i pad� na ziemi� jak olbrzymia, ci�ka k�oda. Na�adowawszy strzelb� ponownie, podszed�em do ol- brzyma i wpakowa�em mu jeszcze dwie kule w g�ow�, ale by�o to ju� zupe�nie zbyteczne. Jak si� p�niej okaza�o, pierwsza kula przedziurawi�a m�zg, druga p�uca, i to wystarczy�o do u�miercenia potwora. Teraz dopiero rozejrza�em si� woko�o. Tu� na ziemi le�eli zabici i potratowani Murzyni; ca�o nie wyszed� z nich �aden. Reszta czarnych pochowa�a si� do tokul�w. Uda�em si� w kierunku najwi�kszego z tokul�w i stan�wszy u wej�cia, zapyta�em: � �yjesz jeszcze, Agadi? � �yj�! � j�kn��, jak spod ziemi. � O Allach! Co za zgroza idzie po �wiecie! � Jeste� jeszcze zwi�zany? � Tak. Zawieszono mnie na palu. � Jest tam du�o czarnych? � Bardzo du�o. � Poczekaj, uwolni� ci� � rzek�em, wchodz�c do wn�trza i roztr�caj�c zebranych tam Murzyn�w, kt�rzy jakby onie- mieli z przestrachu i patrzyli na mnie os�upia�ymi oczyma. Wyj��em n� zza pasa poprzecina�em p�ta palmowe u r�k Agadiego i wyprowadzi�em go na dw�r. Murzyni jeszcze bali si� wyj�� z tokulu. � Ach, le�y bestia! Na Allacha! Czy na pewno nie �yje? � zapyta� Agadi ujrzawszy cielsko hipopotama. � Mo�esz by� o to spokojny. Strzela�em ja... � Allach akbar! � zabrzmia� ko�o zabitego zwierz�cia dono�ny g�os. � Czworono�ny diabe� nie �yje! Effendi, to 20 zapewne twoje dzie�o? Widzia�em, jak bieg�e� za nim z ty�u i by�bym ch�tnie uda� si� za tob�, lecz wierzaj mi, nie mo- g�em. By� to �w askari, z kt�rym czuwa�em razem na posterunku od strony zatoki. � Allach akbar! � zacz�� znowu Agadi � wygrali�my. � Ty, effendi, uratowa�e� Murzyn�w od niechybnej �mierci. Ta bestia by�aby roznios�a wszystkie tokule i pozabija�a ludzi, kt�rzy teraz nie powinni uwa�a� nas za wrog�w. Musz� w ko�cu uwierzy�, �e nie jeste� Ibn Aslem. Chod� ze mn� do �rodka, a ja powt�rz� im to i oznajmi�, �e� ich wybawi�. � Id� sam i powiedz wodzowi, aby rozniecono ognie na nowo, bo trzeba si� zabra� do oprawienia zwierza, a ka�dy z nich otrzyma cz��. Ja tymczasem odszukam naszych asaker�w. Agadi wbieg� do tokulu, a ja obszed�em posterunki. Asa- kerzy spisali si� bardzo dzielnie, bo �aden z nich nie uciek�, ani si� nie przel�k�; zreszt�, mimo krzyku i zamieszania, nie wiedzieli, o co chodzi. Kiedy Borowie, nastraszeni przez potwora, chcieli umkn�� w g�szcz, �o�nierze powi- tali ich strza�ami i zmusili do cofni�cia si� do tokul�w. Prawdopodobnie �aden z uciekaj�cych nie przypuszcza�, aby zwierz dotar� a� tutaj, gdy� w przeciwnym razie wszy- scy byliby, mimo strzelania do nich, schronili si� w g�- stwin�. Sprowadzi�em swoich �o�nierzy przed tokule, nie pytaj�c, czy si� to komu spodoba, czy nie � by�em bowiem panem sytuacji i spodziewa�em si�, �e pozostan� nim nadal. Dlatego te� rozkaza�em asakerom roznieci� dwa wielkie ogniska tu� ko�o zabitego zwierza, �eby przy �wietle mo�na si� by�o zabra� do niego. Tymczasem przypatrywa�em si� Murzynom, kt�rzy r�wnie� rozniecili ogniska i pocz�li znosi� swoich zabitych i rannych. By�o czterech stratowanych na �mier�, a o�miu ci�ko pokaleczonych. Tych ostatnich u�o�ono w jed- nym z tokul�w, a nieboszczyk�w pogrzebano. Po uko�czeniu tej czynno�ci przybli�y� si� do mnie w�dz. By� to m�czyzna 21 w �rednim wieku. Twarz jego, czarna jak w�giel, rysami swymi dowodzi�a, �e nie reprezentowa� w�a�ciwego typu mu- rzy�skiego. G�ow� mia� ostrzy�on� starannie, jak to czyni� zazwyczaj szczepy Dink�w, a tylko na samym czubku pozo- stawiony by� bujny pukiel. R�wnie� tatuowanie by�o tego samego rodzaju, co u Agadiego. Ubranie wodza sk�ada�o si� z d�ugiej po sam� niemal ziemi� koszuli koloru niebie- skiego, przepasanej na biodrach rzemieniem, za kt�rym tkwi� stary pistolet i n�. W r�ku mia� d�ugi arabski karabin z krzesiwem. � Wi�c nie jeste� Ibn Aslem? � rzek� w swoim narzeczu, k�aniaj�c si� bardzo nisko, a Agadi przet�umaczy� to zdanie na j�zyk arabski. � Znasz osobi�cie Ibn Asla? � skierowa�em pytanie do wodza. � Spotka�em go raz ko�o Mokren el Bohur. � Mo�esz wi�c teraz przekona� si�, �e nie jestem tym �otrem. � Przedtem, gdy si� tu pojawi�e�, nie mog�em z powodu ciemno�ci rozpozna� twojej twarzy i trzeba by�o zachowa� ostro�no��, bo w�a�nie Ibn Asl zacz�� ob�aw� na ludzi. Teraz ju� wierz� ci zupe�nie. Agadiego kaza�em zwi�za� w�a�nie dlatego, �e by� na us�ugach Ibn Asla. � By�, ale nie jest. Ja otworzy�em mu oczy na niebez- piecze�stwo, jakie grozi�o ze strony tego �otra. Wyrzek� si� wszelkiej z nim styczno�ci. Mo�esz mu zaufa� zar�wno, jak i mnie. � Tak, teraz ci wierz� i prosz�, wska� w jaki spos�b mam ci okaza� wdzi�czno��, a ch�tnie to uczyni�. � Nie ��dam �adnej wdzi�czno�ci za to, co dla was uczyni�em, a tylko prosz� ci� o pewn� przys�ug�, za kt�r� ci dobrze i rzetelnie zap�acimy. Potrzebne nam s� wo�y pod wierzch i do przewiezienia pakunk�w. � A wi�c to prawda, �e Ibn Asl wybra� si� na Gok�w? � Niestety, prawda, a �e nale�� oni do twego szczepu, tym bardziej oczekuj� od ciebie pomocy. 22 � Ale� rozumie si�. To s� nasi pobratymcy i mamy wzgl�dem nich �wi�ty obowi�zek. Zreszt� i tobie winni�my wdzi�czno��. Oni nie s� twymi krewnymi, ani nawet do twojej rasy nie nale��, a mimo to �pieszysz im z pomoc�. Jak�eby�my mogli my, ich bliscy, zachowa� si� oboj�tnie, gdy grozi im niebezpiecze�stwo! Ile potrzeba ci wo��w? � Oko�o dwustu. Postaraj si� o tyle, no, i oczywi�cie jak najpr�dzej. � O, znajdzie si� cho�by nawet tysi�c, bo mamy byd�a dosy�. Najdalej jutro w po�udnie b�dziesz je mia�, jednak nie dwie�cie, bo to ma�o... To m�wi�c, przypatrywa� mi si� z u�miechem, jakby mi chcia� uczyni� jak�� mi�� niespodziank�. � Jak to ma�o? � Bo dwie�cie wo��w nie zawiezie wszystkich wojow- nik�w, kt�rzy poci�gn� Gokom na pomoc. Czy�by� s�dzi�, �e my nie p�jdziemy r�wnie�? Zbior� co najmniej dwustu wojownik�w. Ucieszy�o mnie to ogromnie, rzek�em wi�c: � Pomoc dla nas bardzo po��dana. Aczkolwiek liczymy na to, �e wszyscy podkomendni Agadiego, skoro rozm�wimy si� z nimi, opuszcz� Ibn Asla, to jednak w takich okoliczno- �ciach nie zaszkodzi mie� pot�ny oddzia� do dyspozycji. Idzie tylko o to, czy zdo�asz zebra� na czas swoich dzielnych wojownik�w. � Kiedy przyb�dzie tu reis effendina? � Przypuszczam, �e jutro, oko�o wieczora najprawdopo- dobniej. � I zapewne b�dzie zmuszony zatrzyma� si� tu do rana. Ale mniejsza o to. �eby na wszelki wypadek nie traci� cza- su, roze�l� w tej chwili pos�a�c�w i zobaczysz, �e oko�o po�udnia b�dzie got�w do drogi ca�y oddzia�. Kobiety przez noc jeszcze sporz�dz� dla swoich potrzebne zapasy �yw- no�ci, a�eby potem nie traci� czasu po drodze na polowanie. Pozw�l, �e si� oddal� i wydam swoim ludziom odpowiednie rozkazy. ^.-^. �.�---�-. , -.-�--:,� � �".,-, .v ..-.: s 23 Wys�a� sze�ciu w kierunku zatoki, by wydobyli cz�na i pop�yn�li do serib. Kilku innych posz�o razem z nimi zabra� ma�ego hipopotama, kt�rego niebawem przywlekli, oprawili po�piesznie i zacz�li piec na ogniu. Siedzia�em z moimi asakerami ko�o jednego ogniska i przypatrywa�em si� tej robocie. Niebawem przysiad� si� do nas w�dz i d�ugo ze mn� rozmawia�. Ze s��w jego wynika�o, �e zyskali�my w nim znakomitego sprzymierze�ca. Borowie byli niedawno po wieczerzy, ale mimo to zaprz�t- n�li si� bardzo gorliwie ko�o sporz�dzenia sobie drugiej uczty. Ile jeden cz�owiek potrafi zje�� mi�sa, o tym dot�d nie mia- �em w�a�ciwie poj�cia. Ja, co prawda, zjad�em t�gi kawa� od razu, ale jak i ile ci ludzie jedli, wprawi�o mnie w podziw. Wykrawali oni olbrzymie po�cie mi�sa, piekli je i trzyma- j�c w r�ku, zajadali w ten sam spos�b, jak neapolita�ski ulicznik zajada d�ugie rurki makaronu. Ostatecznie dosz�o do tego, �e pocz��em si� naprawd� obawia�, aby kt�remu� z �ar�ok�w nie zdarzy�o si� jakie nieszcz�cie. Ale gdzie tam! Jedli i jedli �na si��", a nawet napychali rannych przemoc�, podobnie, jak to czyni� gosposie z drobiem. Nareszcie mieli ju� wszyscy do�� i ledwie mogli si� dowlec do tokul�w na odpoczynek. Ja wola�em spa� pod go�em niebem, i w tym celu asakerzy przynie�li mi z ukrytej �odzi siatk�. Poobwijali�my si� wszy- scy, jak mumie, i pok�adli do snu, nie uwa�aj�c nawet za konieczne postawienie warty � tak wielkie mieli�my zaufanie do ludzi, kt�rzy dopiero co byli naszymi wrogami. Wczesnym rankiem obudzi� nas krzyk r�norodnego ptac- twa i g�osy le�nej zwierzyny. Rozejrza�em si� wko�o... Czarni siedzieli ju� przy ogniu, zajadaj�c �niadanie z takim apetytem, jakby co najmniej przez tydzie� po�cili. Je�eli ludzie ci b�d� tak samo dzielni wobec nieprzyjaciela � pomy�la�em � to Ibn Asl nie ujdzie nam. Ca�e przedpo�udnie zesz�o na pieczeniu zapas�w mi�sa, bo pieczone nie psuje si� tak szybko. Wkr�tce wr�cili pos�a�cy z oznajmieniem, �e wojownicy z sze�ciu wsi ci�gn� ju� tutaj 24 i p�dz� wo�y na jak�� sawann�, kt�rej nazwy nie zapami�ta- �em, i �e kobiety dostawi� �ywno�� p�niej. W po�udnie przyby� jeden czarny, melduj�c o przybyciu wo��w. W�dz chcia� si� tam uda� i zabra� mnie z sob�. W obawie, aby reis effendina, przybywszy wcze�niej, nie traci� zbyt wiele czasu na odnalezienie nas, wys�a�em czterech asaker�w �odzi� a� do miejsca, gdzie zatoka styka si� z rzek�. Potem uda�em si� za wodzem, bior�c oczywi�cie Agadiego, kt�ry z wielk� gorli- wo�ci� pe�ni� rol� t�umacza. Po niespe�na kwadransie drogi przez las ponad zatok� zeszli�my na obszern� sawann�, pokryt� bujn� traw�. Tu roz�o�y�o si� dwustu wojownik�w oraz poganiacze wo��w. Byli to ludzie zbudowani silnie i dobrze od�ywieni. Ubra- nia ich sk�ada�y si� wy��cznie z przepasek biodrowych, a bro� stanowi�y no�e i d�ugie stare karabiny. Przekona�em si� jednak p�niej, �e ludzie ci umieli strzela� z nich znako- micie. Wo�y, przeznaczone dla nas, przedstawia�y si� ku naszemu zadowoleniu jak najlepiej: by�y silne, dobrze wypasione i kszta�tami wielce si� r�ni�y od naszych oci�a�ych bydl�t zaprz�gowych. Zwierz�ta te s� znakomicie wytresowane i no- sz� ludzi i �adunki lepiej ni� niejeden ko� po�ledniej rasy. Wybra�em sobie najlepsze bydl� i by�em ze� w ci�gu ca�ej podr�y zupe�nie zadowolony. Zwierz�t tych by�o przesz�o czterysta sztuk. Wo�y wierz- chowe dla przednie j szych je�d�c�w mia�y pewnego rodzaju siod�a, juczne za� d�wiga�y na grzbietach kosze z �ywno�ci� i du�e gliniane garnki na wod�, w kt�r� nale�a�o si� zaopa- trzy� na drog�, gdy� w bagnistych okolicach nie ma czystych �r�de�. Cugle u zwierz�t wierzchowych przytwierdzone by�y do dw�ch k�ek, nasadzonych w nozdrzach. W�dz mia� d�u�sz� przemow� do swoich ludzi. Niestety, nic z niej nie zrozumia�em, i dopiero t�umacz obja�ni�, �e by�o to wy �uszczenie powod�w mobilizacji, tudzie� jej celu, a wresz- C1e zach�ta do dzielnego spisania si� w tej s�usznej i dobrej sprawie. Wojownicy przerywali mu cz�sto okrzykami zna- 25 cz�cymi prawdopodobnie tyle, co nasze �brawo". Potem rozkaza�, aby si� wszyscy zebrali w ordynku i przedefi- lowali przede mn�. Arcyciekawa parada! Armia ta nie umia�a jednak ani rusz �trzyma� kroku" i ka�dy �o�nierz szed� sam sobie. Zwraca�a szczeg�ln� uwag� ta nies�ychana marsowo�� na twarzach. Gdyby tu, na moim miejscu by� Selim, to powiedzia�by, �e ma przed sob� najwi�kszych bohater�w �wiata! Po uko�czonym �przegl�dzie wojska" wr�cili�my do obo- zu, zabrawszy z sob� tylko cz�� wojownik�w, aby odnie�li zapasy mi�sa, kt�re przedstawia�y si� do�� okazale, bo zabity zwierz mia� przesz�o cztery metry d�ugo�ci. Niebawem powr�cili moi ludzie, kt�rych wys�a�em na cz�nie i oznajmili, �e okr�t ju� si� zbli�a. Poszed�em wi�c nad zatok� i istotnie ujrza�em okr�t tu� niedaleko brzegu. Po up�ywie kilku minut okr�t stan�� i reis effendina zszed� na l�d. By� bardzo uradowany wynikiem moich przygotowa�, a zw�aszcza ucieszy� si�, �e Borowie w tak znacznej liczbie przy��cz� si� do naszej ekspedycji. Mimo to nie wyda� roz- kazu za�odze do wyl�dowania, dop�ki go nie upewni�em, �e Gokowie nie knuj� przeciw nam �adnych zdradzieckich zamiar�w. St�d udali�my si� do obozu, gdzie w�dz za po�rednictwem t�umacza powita� reisa effendin� bardzo �yczliwie i z uni�ony- mi uk�onami, po czym zaprosi� go na sawann�, aby zobaczy� oddzia� wojownik�w. Poniewa� ja mia�em ju� t� przyjemno�� za sob�, nie towarzyszy�em wi�c reisowi effendinie, po- stanowiwszy sp�dzi� pozostaj�cy do wieczora czas o wiele korzystniej, a mianowicie � mia�em ch�� upolowania na drog� troch� b�otnego ptactwa. Zasi�gn��em w tym celu informacji u wodza, kt�ry oznajmi� mi za po�rednictwem Agadiego, �e w pobli�u wszystkie ptaki zosta�y przez nich wyp�oszone podczas d�u�szego ich pobytu, a natomiast po tamtej stronie zatoki mo�na natrafi� na ca�e ich stada. � A czy nie spotka mnie tam jaka� przykro�� ze strony mieszka�c�w? � zapyta�em. 26 � C� znowu! Tam nie ma �ywej duszy; obszary te nie s� zamieszkane i nale�� do nas. Odpowied� ta mog�a wystarczy� do rozproszenia obaw. Wezwa�em Ben Nila, aby mi towarzyszy�, gdy wtem zjawi� si� przede mn� dawno ju� niewidziany towarzysz, kt�ry przebywa� na okr�cie reisa effendiny, marnuj�c swoj� �si��" i niezwyk�e �zdolno�ci". Czytelnik domy�la si�, �e by� to Selim... � Zabierz mi� z sob�, effendi! � b�aga� � przekonasz si�, ile upoluj� ptactwa. � Jeste� mi zupe�nie zbyteczny � odpowiedzia�em, po- mny na r�ne nieprzyjemno�ci, na kt�re by�em przez niego nara�ony. � Co? Jak? � podchwyci� �ywo z nies�ychanym zdziwie- niem. � A tak, �e znowu pope�ni�by� ca�y szereg g�upstw. Zrozumia�e�? Za�o�y� d�ugie r�ce na g�ow� i krzykn��: � Ca�y szereg g�upstw? No, prosz�! Ja, najwi�kszy bohater pod s�o�cem, najdoskonalszy my�liwy, mia�bym by� zdolny do g�upstw! Effendi, obra�asz mnie okropnie i zadajesz memu sercu niewymown� bole��. To� wobec mnie nie ostoi si� �aden olbrzym na kuli ziemskiej. Postaw przede mn� pi��dziesi�t hipopotam�w i sto s�oni, a zobaczysz, �e uporam si� z nimi w pi�ciu minutach. No, a ty przecie� chcesz polowa� tylko na ptactwo. Jednak, mimo tak gor�cych i przekonywaj�cych s��w Seli- ma, nie by�bym si� sk�oni� do jego pro�by, gdyby nie Ben Nil, kt�ry widocznie mia� ch�� wzi�� starego blagiera po prostu dla rozrywki i wstawi� si� za nim: � Nie odmawiaj mu, effendi. S�ysza�e� przecie, �e mo�emy by� zupe�nie bezpieczni i nic nas niepo��danego nie zaskoczy. � Ale� on nam pop�oszy wszystkie ptaki. Znasz go przecie i wiesz, co on potrafi. Zreszt� zobaczymy; mo�e si� ju� Poprawi� bodaj troch�. Odczepili�my od okr�tu najmniejsz�, a wi�c i najl�ejsz� 27 ��d�, kt�ra mog�a pomie�ci� ledwie trzy osoby, i pop�yn�- li�my na drug� stron� zatoki. Selim i Ben Nil wios�owali, ja za� by�em przy sterze. Niebawem przebyli�my jezioro i wyl�do- wawszy pod��yli�my w las. Na razie nie uda�o si� nam nic upolowa�, ptaki bowiem by�y bardzo p�ochliwe. � Widocznie jeste�my za blisko obozu, skoro ptactwo jest tak wyl�knione � zauwa�y� Ben Nil. � Mo�eby�my si� wr�cili do zatoki i pop�yn�li jeszcze nieco dalej. Uwaga by�a trafna, zastosowa�em si� wi�c do niej. Powio- s�owali�my wzd�u� brzegu do�� spory kawa�, a� do miejsca, gdzie zatoka wrzyna�a si� w l�d d�ugim ramieniem, i skiero- wali�my ��dk� ku brzegowi, a Selim rzek�: � Tu b�dzie znakomite miejsce do wyl�dowania. I nie czekaj�c na moje pozwolenie, wyci�gn�� wios�o. Do brzegu, u kt�rego nagromadzi�a si� k�pa wodorost�w w formie p�wyspu, by�o jeszcze kilka metr�w. Poniewa� Selim �ci�gn�� wios�o, ��dka przybra�a nagle inny kierunek, zawadzaj�c dziobem o ow� k�p�. Selim s�dzi�, �e to sta�y grunt, i... � St�j! � krzykn��em � bo p�jdziesz na dno! Zanim jednak zdo�a�em to wypowiedzie�, Selim skoczy� i, jak to by�o do przewidzenia, znikn�� pod zdradliw� p�acht� ro�lin. ��dka za� wskutek skoku zacz�a si� chybota� do tego stopnia, �e woda si�ga�a kraw�dzi. By�bym jednak mo�e zdo�a� utrzyma� jej r�wnowag�, gdyby nie Selim, kt�ry wydobywszy si� z g��biny, chwyci� r�k� za kraw�d� i rycza�: � Topi� si�! Ratunku! � Podnie� nogi i p�ywaj � odrzek�em � inaczej prze- wr�cisz ��dk�. � Nie mog�... Krokodyle!... Pom�cie mi!... Pr�dko, pr�dko, bo mnie po�r�!... Krokodyli oczywi�cie nie by�o wcale. Ga�ganowi tylko si� uroi�o, �e je widzi i dlatego trzyma� si� wci�� kraw�dzi �odzi, jak ton�cy brzytwy. � Ben Nil, przechyl si� na tamt� stron�, bo inaczej wywr�cimy si� � rozkaza�em towarzyszowi, kt�ry chc�c mnie 28 us�ucha� posun�� si� w prawo. To spot�gowa�o jeszcze wi�ksz� trwog� dr�gala. � Nie uciekajcie! Wyci�gnijcie mnie! � Dar� si� na ca�e gard�o i zebra� wszystkie si�y, by si� wydosta� na ��dk�, kt�ra oczywi�cie nie mog�a si� wobec tego utrzyma� w r�wnowadze i... posz�a pod wod� razem z Selimem, Ben Nilem i karabina- mi. Ja jeden zosta�em na powierzchni, gdy� z g�ry ju� by�em przygotowany do p�ywania. Ben Nil wydoby� si� r�wnie� w sekundzie na powierzchni� i zapyta�: � A gdzie Sel�m? � Pod wod�! Zanurz� si� po niego, bo si� utopi. Spu�ci�em si� w g��bi� i nagle poczu�em, �e uj�� mnie kto� za nog�, jak kleszczami. Kilka pot�nych ruch�w, a odetchn��em znowu na powierzchni i nast�pnie poci�gn��em Selima ku brzegowi. Konwulsyjnie trzyma� si� mojej nogi obydwoma r�kami i przez d�u�szy czas po wyci�gni�ciu go z wody pu�ci� jej nie chcia�; dopiero ze znacznym wysi�kiem uwolni�em si� od kurczowego u�cisku. � �yje? � pyta� Ben Nil, wydobywszy si� na brzeg. . -�.. � Tak pr�dko nie m�g� si� przecie� utopi�. � Ale omdla�. Spr�bujmy, czy s�yszy. Selim! Selim! Otw�rz oczy! Opami�ta� si�, popatrzy� zdziwiony na nas i na wod�, a nast�pnie krzykn��: � Krokodyle!... Uciekajmy! Chcia� istotnie ucieka�, ale go zatrzyma�em. � Zatrzymaj si�, tch�rzu jeden! Nie ma tak g�upiego krokodyla, kt�ry by si� �akomi� na twoje piszczelowate cz�on- ki i pust� g�ow�. Nic ci nie grozi. Ale polowanie nasze przepad�o, dzi�ki temu, �e zabra�em ci� z sob�. Na te s�owa oprzytomnia� zupe�nie, a przekonawszy si�, �e niebezpiecze�stwo istotnie min�o, przybra� od razu ton zwyk�ej swojej zarozumia�o�ci i odrzek�: � Nie m�w tak, effendi! Bo... kto z nas pope�ni� g�upstwo? Ja> czy ty? Kto skierowa� ��d� na t� przekl�t� traw�, kt�r� uwa�a�em za sta�y grunt? Przecie nie ja, tylko ty! i 29 � Przepraszam. Steruj�c w t� stron�, chcia�em zr�cznie traw� omin��, a ty, nie pomn�c na moje rozkazy, �ci�gn��e� wios�o i narobi�e� tyle k�opotu. Powinni�my byli w�a�ciwie pozostawi� ci� swemu losowi; niechby� si� utopi�. Przynaj- mniej byliby�my si� uwolnili od wym�wek sko�czonego g�upca i idioty. � G�upca, powiedzia�e�? Idioty? Czy to mo�e mam by� ja? Nie, effendi. To niemo�liwe, �eby� mnie mia� na my- �li. Zw�aszcza co do utopienia. Zapewniam ci�, �e nawet na samym �rodku oceanu czu�bym si�, jak we w�asnym domu. � A no, skoro tak, to wejd� do wody i wydob�d� ��dk�; obawiam si�, czy karabiny nie spad�y na dno. Poskroba� si� swoim zwyczajem w g�ow� za uchem i umilk�. Rozumie si�, �e tylko w �arcie ��da�em a� takiego po�wi�cenia od �bohatera ze �rodka oceanu". Do czego�.podobnego nie by� on wcale zdolny. Wyj��em wszystko, co mia�em w pasie i po kieszeniach i roz�o�y�em na s�o�cu w celu wysuszenia, a nast�pnie zrzuciwszy obuwie, pop�yn��em i da�em nura w tym miejscu, gdzie zasz�a katastrofa. Woda nie by�a zbyt g��boka. Karabiny le�a�y na dnie; namaca�em je nogami. Z trudno�ci� zdo�a�em je uchwyci� i wyp�yn�� z nimi na powierzchni�. Tymczasem Ben Nil r�wnie� si� rozebra� i pop�yn�� w kierunku ��dki, kt�ra unosi�a si� na wodzie, obr�cona dnem do g�ry. Przywl�k� j� i wyci�gn�� nast�pnie na brzeg. Usiedli�my na niej i zaj�li�my si� czyszczeniem karabi- n�w i rewolwer�w ze szlamu, rozmawiaj�c swobodnie, gdy� nie by�o wcale potrzeby obawia� si� czegokolwiek � tak przynajmniej zapewnia� w�dz Bor�w. A jednak... spotkali�my si� tu istotnie z lud�mi, i to jeszcze z jakimi! Uko�czy�em w�a�nie robot� z karabinem i chcia�em ogl�d- n�� rewolwery, czy bardzo ucierpia�y, gdy wtem us�ysza�em za sob� gromki g�os: � Trzyma� ich! Powi�za�! Nie mia�em czasu nawet obejrze� si�, gdy kilku czarnych ludzi chwyci�o mnie z ty�u za g�ow� i za ramiona. Pocz��em si� 30 szamota�, i by�a chwila, �e si� otrz�sn��em z napastnik�w, ale pokonali mnie na nowo i ostatecznie obezw�adnili. Kil- ku innych zuchwa�ych czarnych sprawi�o si� podobnie z Ben Nilem i Selimem, �najwi�kszym... bohaterem na �wiecie"! Kiedy ju�

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!