9641

Szczegóły
Tytuł 9641
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9641 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9641 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9641 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9641 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JAMES COBB Siewcy �mierci Zadedykowane cz�onkom Grupy Bojowej Cunningham. Szefowi, jak zwykle. Dw�m Kasiom, kt�re pomog�y mi zaznajomi� si� na nowo z j�zykiem angielskim. Oraz Sherill i Laurelowi, kt�rzy nauczyli mnie, jak dogl�da� i dokarmia� bohaterk�. BAZA SIGNY Po�udniowe Orkady, Antarktyka 19 marca 2006 roku, godz. 06.30. - Wstawaj i do roboty, kobieto ! Trzeba zebra� �wie�y plankton ! - Kapitan Evan York �ci�gn�� nakrycie ze swojego pierwszego oficera i przy�o�y� jej serdecznie w go�y po�ladek. W odpowiedzi us�ysza� st�umione przekle�stwo; Roberta Eggerston dzieli�a z Yorkiem �ycie i �o�e przez wi�ksz� cz�� tych pi�ciu lat, ale zachowa�a swoje stare nawyki. A wstawanie wcze�nie rano raczej do nich nie nale�a�o. - Wiesz, co mo�esz sobie zrobi� z tym planktonem - mrukn�a. - Shackleton nigdy nie musia� walczy� z tak� niesubordynacj� w�r�d swoich podw�adnych. - Shackleton nigdy nie sypia� z �adnym ze swoich podw�adnych, a w ka�dym razie nie ma o tym w ksi��kach. Niech si� pan odczepi, panie kapitanie! York usiad� na koi i si�gn�� po swoje rzeczy: ciep�e kalesony, grube we�niane skarpety, termoizolowany skafander i �kr�licze buty� z bia�ego plastyku, b�d�ce w powszechnym u�yciu za ko�em podbiegunowym. By�y zrobione na zam�wienie na Falklandach - posiada�y podeszwy przystosowane do pracy na pok�adzie. Na wierzch narzuci� pomara�czow� park� Day- Glo, do kieszeni wepchn�� r�kawice. Wyszed� z kajuty i pow�drowa� w�skim korytarzem do ster�wki. W�adca �Skui� mia� �yczenie dokona� porannego przegl�du, zanim w��czy grzejniki w kabinach i zacznie przygotowywa� �niadanie. Ten statek zosta� zrodzony z mi�o�ci, kt�r� on i Roberta darzyli �eglug�, oraz z ich fascynacji Antarktyk�. By� to dwumasztowy motorowiec d�ugo�ci dwudziestu trzech metr�w, ze wzmocnionym kad�ubem, zaprojektowanym specjalnie do dalekich rejs�w przez pola lodowe. Jego budowa poch�on�a ma�� sumk�, jak� York otrzyma� po uko�czeniu studi�w w Cambridge i ka�dy pens, jaki w owym czasie zdo�ali zarobi�, wy�ebra�, czy po�yczy�. �Skua� by�a tego warta, od trzech lat odbywali na niej rejsy szkoleniowe z za�ogami z�o�onymi ze student�w. Pracowali dla BAS, Brytyjskiego Instytutu Arktycznego. Niecz�sto udaje si� tak szcz�liwie przekszta�ci� marzenie w dochodowy spos�b na �ycie. Morza arktyczne sta�y si� pasj� Yorka, ale �ywi� te� dla nich prawdziwy respekt: nawet teraz, kotwicz�c w bazie BAS na wyspie Signy na Po�udniowych Orkadach, nie zaniecha� wystawiania regularnych wacht. - Witaj, Geoffery. Jak tam nowy dzie� ? - rzuci� York, schodz�c do kokpitu. - Paskudnie mro�ny! - odpar� skostnia�y z zimna wachtowy. - Chyba kompletnie zg�upia�em, �eby si� w to pcha�. Doskona�a praktyka terenowa, na m�j odmro�ony ty�ek! - Nie martw si� - powiedzia� York, podchodz�c do relingu i z uwag� ogl�daj�c cienkie p�achty lodu, kt�re w nocy otoczy�y kad�ub. - Ten malutki przymrozek oznacza, �e ju� czas, zbiera� si� do domu. Pole lodowe wkr�tce si� zamknie. Za dwa tygodnie b�dziesz z powrotem w Anglii, a wszystkie panie b�d� zafascynowane opowie�ciami o twych wyczynach. - O ile mi te wyczyny nie wyjd� bokiem - zrz�dzi� Geoffery, podskakuj�c, by odzyska� troch� czucia w ci�ko obutych stopach. - W�a�nie zamierza�em pana zawo�a�. Mamy towarzystwo. - Tak ? Kt�r�dy p�yn� ? - Przed chwil� weszli do kana�u. My�l�, �e to ten Argentyniec. �Skua� sta�a na kotwicy jakie� pi��dziesi�t metr�w od brzegu w ma�ej, okr�g�ej zatoce na po�udniowym brzegu wyspy Signy. Obcy statek w�a�nie okr��y� zachodni cypel i powoli wp�ywa� na stalowoniebieskie wody zatoki. Pot�ny kad�ub o szerokim dziobie i wysoka wojskowa nadbud�wka lodo�amacza wyra�nie si� odcina�a na tle o�nie�onych wzg�rz dalekiego wybrze�a. - No dobra, to jest �Presidente Sarmiento�, ale co on tu, cholera, robi? Nie ma ju� �adnych rejs�w, to koniec sezonu. York wyszed� na mostek i zdj�� lornetk� ze stojaka obok ramy luku. Wr�ciwszy do kokpitu, przyjrza� si� dok�adnie przybyszowi, uwa�aj�c jednocze�nie, by lodowate okulary nie dotkn�y jego twarzy. Ten sam stary �Presidente�. Argenty�ska jednostka wojskowa nie mia�a przechy�u ani nie wygl�da�a na uszkodzon� przez sztorm czy po�ar. Awaria maszyn ? A mo�e po prostu wpadli z wizyt�. York mia� nadziej�, �e dostan� od nich troch� �wie�ej �ywno�ci. Nagle zamar�. Co� si� nie zgadza�o. Lodo�amacz by� ustawiony burt� w jego stron�, wi�c �atwo zauwa�y� ma��, pude�kowat� konstrukcj� dobudowan� na pok�adzie dziobowym. Wie�yczka strzelnicza - wystawa�a z niej smuk�a, rozszerzona u ko�ca lufa automatycznego dzia�a. - Co jest, do diab�a ? - Problem, kapitanie ? - �Presidente� ma dzia�o dziobowe ! - Co ma ? - Armat�, ma na dziobie armat� ! - No to co ? - Geoffery wzruszy� ramionami. - To okr�t wojskowy i tak dalej. - No to przypomnij sobie pakt. Ci�kie uzbrojenie jest zakazane za ko�em podbiegunowym. Co� jeszcze pojawi�o si� na wodach zatoki. York nie zauwa�y� tego od razu w sk�pym, metalicznym �wietle polarnego �witu. Cztery wielkie, dwunastoosobowe zodiaki wyprzedza�y lodo�amacz. Mkn�y w stron� czarnej, kamienistej pla�y poni�ej stacji Signy. York znowu podni�s� lornetk� do oczu, obserwuj�c postacie przycupni�te za niskimi burtami ponton�w. Biel! Byli ubrani na bia�o. Na lodzie wszyscy nosili ubrania Day- Glo w kolorach dobrze widocznych z daleka. Biel mog�a oznacza� tylko kamufla�. - Geoffery, wszyscy na pok�ad w kamizelkach ratunkowych ! Ty te� ! I powiedz pierwszemu oficerowi, �eby tu raz dwa przysz�a ! Ruszaj si� ! Wystraszony za�ogant znikn�� pod pok�adem. York nie odrywa� lornetki od oczu, nie tyle nie wierz�c, co nie chc�c uwierzy� w to, co widza� Zodiaki dobi�y do brzegu i �lizgiem pokona�y szary l�d oznaczaj�cy lini� przyp�ywu. �o�nierze wyskoczyli z nich sprawnie, po czym ruszyli w stron� stacji, odbezpieczaj�c w biegu bro�. Jeden z nich przykl�kn�� i zacz�� oddawa� starannie wymierzone, potr�jne strza�y w kierunku zielonych budynk�w bazy. Na Boga, po co on strzela ? - pomy�la� sp�oszony York. Jedyn� broni� na brzegu by�a jednostrza�owa dwudziestka dw�jka, u�ywana do �apania okaz�w ptak�w. Echo wystrza��w rozbrzmiewa�o w zatoce, gdy Roberta pojawi�a si� w luku ster�wki. - Co si� dzieje, Evan ? - Argenty�czycy. Opu�� naszego zodiaka i tratwy ratunkowe. Wszyscy na drug� stron� statku. - Czemu ? - Nie zadawaj pyta� ! Ruszaj si� ! Zeskoczy�a pos�usznie pod pok�ad. York wpad� na mostek i podbieg� do konsolety ��czno�ci. Zerwa� plomby z obu transponder�w awaryjnych i uruchomi� je, potem zaj�� si� pot�n� radiostacj�. - CQ, CQ, CQ, tutaj BASK �Skua�, wzywam BASG �Po�udniowa Georgia�. Czy mnie s�yszycie? - Pu�ci� przycisk mikrofonu; z g�o�nik�w dobieg� wysoki, przenikliwy pisk. Evan York nigdy przedtem nie s�ysza� kaskadowego zag�uszania, ale nie w�tpi�, �e w�a�nie teraz mia� t� okazj�. Zakl�� i rozpocz�� wprowadzanie cz�stotliwo�ci awaryjnej. W tym czasie Roberta Eggerston kierowa�a cz�sto �wiczon�, ale nigdy dot�d nie przeprowadzan� naprawd� akcj� opuszczania statku. Nie pozwoli�a sobie na strach ani panik�. W okamgnieniu opu�ci�a �odzie ratunkowe na wod� i pogna�a do ster�wki. York pochyla� si� nad radiostacj�. - Evan, prosz�, powiedz, co si� dzieje ? - Cholerni Argenty�czycy atakuj� baz�. Zag�uszaj� wszystkie nasze cz�stotliwo�ci. Nie mog� si� z nikim po��czy� ! - Co oni wyprawiaj� ? - Nie mam poj�cia. Nie mo�emy wyp�yn�� z zatoki obok ich statku. Pewnie za chwil� przy�l� do nas jak�� ekip�. Musimy kogo� powiadomi�, co si� tutaj dzieje ! Dobiegaj�cy z g�o�nika �wiergot sygna�u zag�uszaj�cego umilk�, a w jego miejsce da� si� s�ysze� spokojny g�os, m�wi�cy doskona�� angielszczyzn�. - Motorowiec �Skua�, motorowiec �Skua�, wy��czy� nadajniki i zaprzesta� pr�b ��czno�ci. Powtarzam, zaprzesta� wszelkich pr�b ��czno�ci albo b�dziemy zmuszeni otworzy� do was ogie�. York nie s�ucha�. Zamiast tego zacz�� gor�czkowo wertowa� spis cz�stotliwo�ci radiowych. - Mo�emy mie� jeszcze szans�, Bobbie - powiedzia�, nie podnosz�c g�owy. - Jankesi u�ywaj� innego zestawu cz�stotliwo�ci ni� my. Mo�e si� uda po��czy� ze Stacj� Palmer zanim Argenty�ce si� skapuj�. - Evan, je�li zn�w co� nadasz, zaczn� do nas strzela� ! - Wiem, wiem ! - York przerwa� na moment. - S�uchaj, musimy komu� da� zna�, co si� tu dzieje. Przez wzgl�d na nas i ludzi w Signy. Oboje czuli, �e nadchodzi koniec ich wsp�lnego �wiata, zbudowanego z tak� trosk�. Marzenia leg�y w gruzach, a czasu zosta�o tylko tyle, by rozmawia� jak kapitan z pierwszym oficerem. Wszystko, co mieli sobie do powiedzenia jako m�czyzna i kobieta, musia�o zosta� wyra�one spojrzeniem. - Bobbie, bierz za�og� i kieruj si� do brzegu. Tam b�dziecie bezpieczniejsi. Musicie podda� si� Argenty�czykom, nie ma wyboru. Zostawcie mi ma�� tratw�. Spr�buj� z�apa� Palmer, potem do was do��cz�. Zbieraj si�, wszystko b�dzie dobrze. Wychodz�c, Roberta p�aka�a. Przez chwil� York chcia� za ni� zawo�a�, �e j� kocha, potem powr�ci� do radia. - CQ, CQ, CQ, BASK �Skua� wzywa Stacj� Palmer. Jeste�my w niebezpiecze�stwie, czy mnie s�yszycie? Po drugiej stronie zatoki wie�yczka strzelnicza okr�tu argenty�skiego obr�ci�a si�, a dzia�o zosta�o za�adowane. R�wnocze�nie z hukiem wystrza�u dziesi�ciometrowy s�up wody wytrysn�� w powietrze obok dziobu �Skui�. - CQ, CQ, CQ, BASK �Skua� wzywa Stacj� Palmer. Jeste�my w niebezpiecze�stwie, powtarzam, jeste�my w niebezpiecze�stwie! Czy mnie s�yszycie ? Cisza, zag�uszanie usta�o, ale nikt nie odpowiada�, a� w ko�cu� - BASK �Skua�, tu Stacja Palmer. S�yszymy ci� wyra�nie. Opisz swoje po�o�enie. Evana dobieg� g�os Roberty wykrzykuj�cej jego imi� i warkot silnika zodiaka ze �Skui�. Do ster�wki dociera�o te� rytmiczne pokas�ywanie dzia�a Argenty�czyk�w, kt�rzy zacz�li ostrzeliwa� statek. - Palmer, tu �Skua� ze Stacji Signy. Argenty�czycy w wielkiej sile l�duj� na wyspie ! Powtarzam, Argenty�czycy w wielkiej sile l�duj� na wyspie ! Uzbrojone oddzia�y zajmuj� stacj� ! To pieprzona inwazja ! York nie us�ysza� odpowiedzi Stacji Palmer. Nie us�ysza� tak�e czterdziestomilimetrowego pocisku, kt�ry przebi� �cian� ster�wki centymetr od jego g�owy. RIO DE JANEIRO 20 marca 2006 roku, godz. 16.30 Amanda Lee Garrett od dawna wiedzia�a, �e musi znale�� troch� czasu dla siebie. Jednak�e w jej zawodzie, kt�ry zreszt� sama sobie wybra�a, trudno by�o o woln� chwil�. Tak wi�c, gdy po raz pierwszy od kilku tygodni nadarzy�a si� szansa na wolne popo�udnie, postanowi�a j� w pe�ni wykorzysta�. Zjad�a obiad w jednej z najlepszych churrascurias w Rio - restauracji specjalizuj�cej si� w ostrej, po�udniowobrazylijskiej kuchni. By� to rozkosznie staro�wiecki lokal, gdzie samotna kobieta przy stoliku nadal budzi�a dezaprobat� obs�ugi. Zasiedzia�a si� troch� nad drug� szklank� dobrego, cho� m�odego miejscowego wina, a potem wysz�a. Przemierza�a gor�ce, trzypasmowe ulice dzielnicy Ipanema i ogl�da�a wystawy sklep�w i butik�w na Rua Visconete de Paraja, nie szukaj�c niczego szczeg�lnego. Id�c wci�� na wsch�d, znalaz�a si� w ko�cu na wy�o�onej bia�ymi p�ytkami promenadzie z widokiem na pla�� Ipanema. Leniwe fale nawo�ywa�y j�, u�atwiaj�c podj�cie decyzji o tym, jak sp�dzi reszt� popo�udnia. Nie planowa�a i�� na pla��, ale ka�dy pretekst jest dobry, by kupi� nowy kostium k�pielowy. W �rodku tygodnia na pla�y nie by�o zbyt t�oczno; Amanda spod wp� przymkni�tych powiek obserwowa�a pla�owicz�w, a jej ubranie, upchni�te w plastikowej torbie, stanowi�o ca�kiem wygodn� poduszk�. Ze swojej strony nie mia�a nic przeciwko temu, by na ni� patrzono. �wiadoma cz�stych, pe�nych uznania spojrze�, wybra�a sobie g�adki jednocz�ciowy kostium z satyny. W por�wnaniu do popularnych tu tongas i monokini, wydawa� si� niemal�e pruderyjny, ale okrywa� wyj�tkowo zmys�owe cia�o. W jej twarzy uwag� przyci�ga�y oczy - du�e, okr�g�e, i, jak to okre�li� jeden z by�ych kochank�w, niebezpiecznie piwne. Amanda Lee Garrett by�a atrakcyjn� kobiet�, nie klasycznie pi�kn�, ale atrakcyjn�. W wieku trzydziestu pi�ciu lat tak�e do�� m�dr�, by o tym wiedzie�. Nie popada�a przez to w pych�, po prostu cieszy� j� ten fakt. Nie zdziwi�a si� wi�c, ani nie dozna�a niezadowolenia, kiedy kiedy us�ysza�a: - Cze��, mam nadziej�, �e m�wisz po angielsku, bo my�l�, �e chcia�bym ci� pozna�. Amanda unios�a si� na �okciu nieco szybciej, ni� zamierza�a. Dobry Bo�e, jaki� pi�kny ch�opak! - A gdyby nie, to co by� zrobi�? - Pewnie dalej bym pr�bowa�. - Wzruszy� ramionami i usiad� na piasku p� metra od niej. - By�oby to nieco bardziej skomplikowane, ale wci�� warte wysi�ku. Zgadywa�a, �e mia� oko�o trzydziestu lat, ale jego u�miech, tak ch�opi�cy, przywodzi� na my�l �wie�o upieczonego studenta. Najwyra�niej jednak przebywa� tu na tyle d�ugo d�ugo, by czu� si� lekko znudzonym obowi�zuj�c� konwencjonalno�ci� kontakt�w damsko-m�skich, tak samo zreszt� jak i ona. - Interesuj�cy pocz�tek. Zamiast romantyzmu - szczero��. - Uwa�am, �e romantyzm nie liczy si� w dzisiejszym �wiecie, za to szczero�� jak najbardziej. Amanda skin�a g�ow�. - To prawda. Jego sylwetka, cho� natura nie obdarzy�a go imponuj�cym wzrostem, przypomina�a pr�n� czcin�. �r�dziemnomorska cera i czarne, kr�cone w�osach podkre�la�y szczeg�lnie przenikliwy, niebieski kolor jego oczu. Te oczy patrzy�y teraz na ni� badawczo. Nie by�o to spojrzenie podrywacza, kt�re zawsze j� ura�a�o, ale raczej pochlebny wzrok konesera, jakkolwiek podejrzewa�a, �e w my�lach �ci�ga w�a�nie z niej nowy kostium i wrzuca go do najbli�szego �mietnika. W porz�dku, szczero�� za szczero��. W jednej chwili wyobrazi�a sobie, jak zsuwa te dopasowane d�insowe szorty, by sprawdzi�, czy pod spodem jest tak samo opalony. - A wi�c dobrze, b�dziemy szczerzy. Mam na imi� Vince. - Amanda. - Amanda� To znaczy: godna mi�o�ci. Pasuje do ciebie. - A co oznacza Vince? - Vince, skr�t od Vincent, inaczej niezwyci�ony. - Czego jeszcze trzeba dowie��. - Oto skutek wiedzy o tym, co znacz� imiona. Wyniesionej zreszt� z przypis�w na ko�cu s�ownika. Ha ! Jak ci�ko jestem ranny? Za�mia�a si� cicho. - Nie tak ci�ko. Potrafi� j� roz�mieszy�, to si� liczy�o, a szczero�� zawsze wysoko ceni�a. Mo�e i nie przyby� na bia�ym koniu, ale m�g�by by� tym rycerzem. - Zosta� zatem i witaj, Vincencie. Zobaczymy, gdzie nas ta szczero�� zaprowadzi. Odpowiedzia� u�miechem. Oboje dobrze znali t� star� i przyjemn� gr�, kt�ra si� w�a�nie zaczyna�a, a pla�a w Rio, w p�ne letnie popo�udnie, to wprost wymarzona sceneria. U�o�yli si� na piasku planuj�c pierwsze posuni�cia i p�niejsz� strategi�. Przy odrobinie szcz�cia oboje mogli wygra�. Trwa�o to jednak tylko kilka minut. Nag�e zamieszanie przy brzegu, dudni�cy warkot silnik�w i zbli�aj�cy si� ch�r wystraszonych g�os�w sprawi�y, �e Amanda poderwa�a si� na r�wne nogi. ��d� z okr�tu, ponton Zodiak z silnikiem na rufie, kierowa�a si� do brzegu, wprawiaj�c w pop�och k�pi�cych si� ludzi. Kiedy jej dzi�b zary� si� w piasku, przez nadmuchiwan� burt� przeskoczy�a drobna figurka w mundurze khaki i podesz�a do nich. - Cholerny �wiat - zamrucza�a Amanda pod nosem. - Prosz� wybaczy�, kapitanie, ale jest pani pilnie potrzebna na statku. Komandor Amanda Lee Garrett, Marynarka Stan�w Zjednoczonych, westchn�a i otrzepa�a si� z piasku. Jej wolne popo�udnie dobieg�o ko�ca. - Dobrze, poruczniku, co si� dzieje? Porucznik Christine Rendino, zwykle wcielenie �ywio�owo�ci, tym razem prezentowa�a pokerow� twarz. - Doprawdy nie wiem, kapitanie. Pierwszy oficer kaza� mi tylko pani� odnale�� i sprowadzi� na statek. - Rozumiem. W porz�dku zatem, wracajcie do �odzi i b�d�cie gotowi do odp�yni�cia. Za chwil� do was do��cz�. - Amanda schyli�a si� po torb�, do kt�rej schowa�a sw�j mundur. Jej nowy znajomy przykl�kn�� obok, nieco zdziwiony i zaniepokojon. - Wszyscy musimy jako� zarabia� na �ycie - rzyk�a skwaszona. - To by�a bardzo dobra przepustka. I tak musia�aby si� sko�czy�, je�li ci� to pocieszy. - Pod wp�ywem nag�ego impulsu schyli�a si� i delikatnie musn�a ustami jego usta. Potem odesz�a w stron� oczekuj�cej �odzi, do swoich obowi�zk�w. Zodiak wyp�yn�� na g��bokie wody, kieruj�c si� w stron� cypla Sugarloaf. - Amanda zaj�a miejsce na jednej z bocznych �awek. Christine Rendino u�o�y�a si� wygodnie na pok�adzie, opieraj�c g�ow� o owiewk� ster�wki i wyci�gaj�c nogi przed siebie. To do�� swobodne zachowanie w obecno�ci oficera starszego rang� stanowi�o element swoistego uroku porucznik Rendino. Drobna blondynka przysz�a do armii z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Zda�a egzamin z wyr�nieniem, ale nie potrafi�a przystosowa� si� wojskowego drylu. Mimo to przetrwa�a i nawet odnosi�a sukcesy. Po pierwsze dlatego, �e by�a bardzo dobra, je�li nie doskona�a, w swoim fachu. Po drugie, marynarka wojenna ju� od dawna wyra�a�a pogl�d, �e oficerowie wywiadu s� na og� co najmniej dziwaczni. Podczas wsp�lnie odbytej s�u�by na Pacyfiku zaprzyja�ni�a si� z Amand�. Kiedy Amanda sama obj�a dow�dztwo okr�tu, u�y�a wielu ze swych nieoficjalnych powi�za�, by mie� pewno��, �e Christine otrzyma odpowiedni przydzia�. - No dobra, Chris. O co naprawd� chodzi? - Nie jestem pewna, pani kapitan, ale zgaduj�, �e to co� du�ego, lokalnego i �e to my mamy si� z tym upora�. - Szczeg�y? - Niewiele. Przed jak�� godzin� dostali�my b�yskawiczn� z wysokiego szczebla. G��wne Dow�dztwo, nie ni�ej, Milstar, bezwzgl�dne pierwsze�stwo. Komandor Hiro odebra� wiadomo��, a zaraz potem poderwa� ca�� za�og� jak przy chi�skich �wiczeniach przeciwpo�arowych. Polecenie pierwsze: odnale�� ciebie. Polecenie drugie: przygotowa� wszystko do natychmiastowej akcji. - Przepi�knie. W�a�nie dzi� nie wzi�am telefonu na l�d. Co jeszcze ? - Jedna rzecz. Dlaczego uwa�am, �e to co� lokalnego: Agencja Wywiadowcza Departamentu Obrony poprosi�a o zapis wszystkich informacji, przechwyconych przez Sigint w ci�gu ostatnich czterdziestu o�miu godzin. W�a�nie je przekazujemy. - Znajd� tam co� ciekawego ? Christine wygl�da�a na zak�opotan�. - Tak naprawd�, kapitanie, to nie rozszyfrowali�my ani jednego przekazu, odk�d kotwiczymy w Rio. Nie mamy priorytet�w, wi�c tylko skanery rejstrowa�y surowe dane. Moi ludzie teraz nad tym pracuj� i zanim znajdzie si� pani na okr�cie, na pewno co� ju� b�d� mieli. - Nie ma potrzeby si� t�umaczy�, Chris - odpar�a �agodnie Amanda, wyg�adzaj�c zgniecenie na mundurze. - Przez te ostatnie par� dni wszyscy starali si� wykra�� troch� czasu dla siebie. A propos czasu dla siebie, jak mnie znalaz�a�? Kiedy schodzi�am z okr�tu, nie wiedzia�am nawet, �e p�jd� na pla��. - O rany, przecie� to Rio. Kto� z twoim bzikiem na punkcie morza, s�o�ca i piasku musi w ko�cu wyl�dowa� na pla�y. Kiedy komandor poleci� mi: Na Boga, znajd� kapitana, wzi�am zodiaka ze sternikiem, dobr� lornetk� i zacz�am na pla�y wypatrywa� rudzielc�w. - Dobre my�lenie i �wietna robota - odpowiedzia�a Amanda, dopinaj�c bluzk� za�o�on� na kostium k�pielowy. Rendino delikatnie odchrz�kn�a. - Je�eli wolno mi si� tak wyrazi�, pani kapitan te� mia�a tam na brzegu niez�� robot� do wykonania. - Nie, poruczniku, nie wolno wam si� tak wyrazi�. Chyba �e macie �yczenie zawisn�� na ko�nierzu w�asnego munduru. - B�d� uosobieniem dyskrecji. - Ma�o prawdopodobne - parskn�a Amanda, wci�gaj�c sp�dnic�. - Zostan� uczestniczk� pla�owej orgii, gdy tylko wejdziesz do mesy. - Zasun�a suwak i w�o�y�a pantofle. Rozgl�daj�c si� na boki, pu�ci�a oko do swojego oficera wywiadu. - Z drugiej strony, niech wiedz�, �e �Dama� ma jeszcze w sobie troch� ikry. - Jasne jak s�o�ce, kapitanie, jak s�o�ce ! - za�mia�a si� Chris tak beztrosko, jakby wci�� by�a dziewczynk� z ma�ej wioski w dolinie. * * * W miar�, jak ��d� okr��a�a przyl�dek, mo�na by�o zobaczy� dzielnic� portow� Rio i statki stoj�ce na kotwicowisku. Dwa z nich nale�a�y do Marynarki Wojennej Stan�w Zjednoczonych: unowocze�niona wersja fregaty eskortuj�cej klasy Perry, i niszczyciel typu DDG- 79, USS. �Cunningham�, kt�ry znajdowa� si� pod komend� Amandy. Wyprostowa�a si�, by lepiej widzie�. Dowodzi�a dosy� kr�tko i, patrz�c na sw�j okr�t, nadal odczuwa�a przyp�yw dumy i ekscytacji. Nie zdawa�a sobie jeszcze sprawy, �e ju� zawsze tak b�dzie. Marynarz floty wojennej z okresu wojny �wiatowej poczu�by si� na ten widok cokolwiek zak�opotany. Po pierwsze, nie przysz�oby mu na my�l, �e jednostka tej wielko�ci jest niszczycielem. �Cunningham� mierz�c sto siedemdziesi�t cztery metry od maksymalnie uko�nego jak u klipra dziobu, do zupe�nie kr�tkiej rufy, wygl�da� jak przeci�tny kr��ownik. Pot�ne, kanciaste nadbudowy i naje�one przer�nymi urz�dzeniami wie�e, znak rozpoznawczy ameryka�skiej architektury stoczniowej przez siedemdziesi�t pi�� lat, znikn�y. Ich miejsce zaj�a pojedyncza nadbudowa pok�adowa, niska i z pochy�ymi bokami, przesuni�ta nieco od �rodka statku w stron� rufy. Na jej przedzie b�yszcza� przezroczysty pas okna mostkowego, otoczony prostok�tnymi antenami p�aszczyznowymi systemu szpiegowskiego SPY 2A Augmented Aegis. Nie by�o ju� te� tr�jno�nych maszt�w. Ich funkcj� pe�ni�a wolno stoj�ca wie�a radiowa, konstrukcja w kszta�cie p�etwy, wygl�daj�ca jak zamontowane pionowo skrzyd�o bombowca. Dawne talerze radar�w i roz�o�yste anteny, kt�re upodabnia�y maszty do choinek, zosta�y zast�pione segmentami nadajnik�w i odbiornik�w. Wszystko to sprawia�o, �e okr�t mia� co� ze smuk�o�ci stylu art deco, niczym pojazd kosmiczny z ok�adki magazynu S-F z lat czterdziestych. Nie mia� �adnych ca�kowicie p�askich powierzchni ani k�t�w prostych, nawet otwarte pok�ady widokowe mia�y lekko ob�y kszta�t. Nie chodzi�o tutaj o aerodynamik� w konwencjonalnym znaczeniu tego s�owa, ale o elektromagnetyczn� propagacj� fal. �Ksi��� by� bowiem pierwszym na �wiecie niewidocznym okr�tem oceanicznym. Projekt jego kad�uba eliminowa� wszystkie powierzchnie odblaskowe, pu�apki fal, daj�ce wyra�ne echo na ekranie radaru. Ten�e kad�ub, pokryty materia�ami radioabsorbcyjnymi RAM ostatniej generacji, mie�ci� w sobie �wier� miliarda dolar�w pod postaci� najnowszej technologii wojskowej. Kamufla� okr�tu �Cunningham� dotyczy� te� aspektu wizualnego. Jasnoszara farba, u�ywana dot�d w marynarce, ust�pi�a miejsca matowej, maskuj�cej szaro�ci - podobnej do tej stosowanej na ameryka�skich samolotach pasa�erskich. Widmowe litery uk�ada�y si� w nazw� i oznakowanie statku. Dodatkowe ciemniejsze pasy bieg�y by�y na burtach od relingu po lini� wody, pionowo od g�ry do do�u na kad�ubie i poziomo na p�etwie wie�y radiowej. Weteran wojny �wiatowej z satysfakcj� rozpozna�by wariant �lepego kamufla�u z dni swojej chwa�y. Og�lny efekt by� uderzaj�co podobny do homochromii rekina tygrysiego; rozmywa� sylwetk� okr�tu, czyni�c go trudniejszym do zauwa�enia i rozpoznania. Jeszcze jedna rzecz zdziwi�aby hipotetycznego weterana. Jak na swoje rozmiary, �Cunningham� wydawa� si� niezwykle lekko uzbrojony: tylko dwie samotne wie�yczki strzelnicze - jedna z przodu nadbudowy; druga z ty�u, na pok�adzie rufowym. Pozory jednak myli�y. �Ksi��� m�g� do zatopi� niewielki� flot�, zestrzeli� ma�� eskadr� samolot�w lub do zr�wna� z ziemi� niedu�e miasto. Bez wsparcia m�g� nawet, dokona� eksterminacji nielicznego narodu, teoretycznie oczywi�cie. Gdy ponton wci�gano po schodni, dzwon pok�adowy wybi� cztery czyste nuty, a g�o�niki na g�rze odpowiedzia�y metalicznie: � �Cunningham�, przybycie �. Osi�gn�wszy poziom pok�adu rufowego, Amanda zwr�ci�a si� ku rufie i odda�a tradycyjne honory barwom narodowym. Jak pokolenia kapitan�w przed ni�, wykorzysta�a ten moment na szybki przegl�d stanu swojej jednostki. Wyczu�a delikatn� wibracj� w g��bi kad�uba oraz basowy, dudni�cy grzmot dochodz�cy z dw�ch bocznych ruroci�g�w wentylacyjnych. Technicy musieli nawin�� kt�r�� z magistrali przewodowych, miejmy nadziej�, �e testuj� ten portburtowy system antypodczerwienny, pomy�la�a. Wachta pok�adowa, uwija�a si� ze sprz�tem do malowania i konserwacji; inna grupa usi�owa�a jak najszybciej naprawi� ten sprytny uszczelniacz przy windzie l�dowiska dla helikopter�w. Postanowi�a zapisa� to na czarnej li�cie. O jeden raz za du�o od�o�yli wszystko na ostatni� chwil�. Sko�czy�a salutowa� i w�a�nie odwraca�a si� w stron� dziobu, gdy jej zast�pca pojawi� si� w luku pok�ad�wki. Komandor podporucznik Kenneth Hiro, potomek japo�skich emigrant�w, nale�a� do tego typu pierwszych oficer�w, o jaki modl� si� kapitanowie: za swe �yciowe wyzwanie uwa�a� kierowanie operacjami na statku. Dorzuci� mu problem�w, to tylko uczyni� to wyzwanie bardziej ekscytuj�cym. Podszed� do Amandy, na g�owie mia� s�uchawki z mikrofonem, a pod pach� przeno�n� klawiatur�. - Dzie� dobry, kapitanie. Przepraszam, �e zepsu�em pani dzie� na brzegu. Jedn� chwileczk�. Zaraz b�d� do dyspozycji. - Przechyli� si� przez reling z plastyku i nylonowych lin i zawo�a� w kierunku �odzi czekaj�cej na dole: - Hej, De Lancy, p�y� na brzeg i zacznij zbiera� ludzi z przepustek z powrotem na pok�ad. - Wyprostowa� si� i spojrza� z aprobat� na Christine Rendino, kt�ra do nich do��czy�a. - Dobra robota, poruczniku. - Nasza Christine jest bardzo zdolnym m�odym oficerem i powinna zaj�� daleko, o ile jej przedtem nie powiesz� - skomentowa�a t� wypowied� Amanda. - Dobra, Ken, co ty wyprawiasz z moim okr�tem i dlaczego? - Jak pani ju� wie od porucznika, otrzymali�my rozkaz przygotowania si� do interwencji w potencjalnym konflikcie zbrojnym. Musia�em odnale�� pani� tak szybko, jak tylko mo�liwe. - Zosta�am odnaleziona. Stan gotowo�ci jednostki? - Wszelkie prace konserwacyjne i serwisowe zosta�y przerwane i w tej chwili przygotowujemy si� do wyj�cia w morze. Dzia� techniczny informuje, �e uszkodzenie dmuchaw portburtowego systemu Czarna Dziura zosta�o usuni�te. Przeprowadzaj� teraz ostatnie testy. Sekcja bojowa mia�a zrobi� par� symulacji na pomocniczych zestawach kierowania ogniem, ale powinni je ju� sko�czy� i za par� minut by� gotowi z zestawem podstawowym. - Co z lud�mi na przepustkach? - Przeszukujemy nadbrze�e, dodatkowo poprosi�em o pomoc brazylijskie patrole stra�y wybrze�a. Amanda zastanowi�a si� przez chwil�, czy zapomnia� o jakim� wa�nym szczeg�le przygotowa�. Bez zdziwienia stwierdzi�a, �e nie. - Bardzo dobrze, Ken. Za dziesi�� minut oczekuj� po��czenia z G��wnym Dow�dztwem przez kana� Milstar. Odbior� w swojej kwaterze. - Tak jest, kapitanie. - Chris, dowiedz si�, czy twoi ludzie ju� co� maj�. Podejrzewam, �e ci z Dow�dztwa urz�dz� mi niez�� odpraw� a nie chcia�abym w to wchodzi� na �lepo. - Tak jest - rzuci�a Chris przez rami�, ju� w drodze na Krucz� Grz�d�. - Jeszcze jedno, Ken. Czy �Boone� odebra� takie same rozkazy? - Nie kapitanie. Ani nie odebra�, ani si� z nami nigdzie nie wybiera. Rozmawia�am dzi� z ich pierwszym oficerem. Maj� z�amane skrzyd�o w �rubie, tak wi�c, cokolwiek to jest, oni nie bior� w tym udzia�u. - Dzi�ki niebiosom za ma�e �aski. Wej�� do akcji z tak� eskort� to jak ta�czy� Jezioro �ab�dzie z wiadrem na nodze. - Amanda odwr�ci�a si� i ruszy�a w stron� swojej kajuty. - Zwo�aj zebranie grupy O, gdy tylko sko�cz� rozmawia� z Dow�dztwem. Kwatery kapita�skie na niszczycielach typu DDG by�y kompromisem, kt�ry nie zadowala� nikogo, a zw�aszcza tych oficer�w marynarki, kt�rzy musieli je zajmowa�. Projektantom przy�wieca�a ��dza po��czenia tradycyjnych kabin postojowych i operacyjnych w jeden funkcjonalny apartament. Zgodnie z tym zamierzeniem, usytuowane zosta�y bezpo�rednio pod mostkiem, zdaj�c �pi�cych w nich ludzi na �ask� i nie�ask� ci�ko obutej nocnej wachty. Przednia cz�� kajuty, sk�adaj�ca si� z jednakowo male�kich pracowni, sypialni i kabiny dziennej, przylega�a do zewn�trznej �ciany nadbudowy. By�a zatem pochylona, przez co wygodne i jednocze�nie funkcjonalne u�ytkowanie jej przestrzeni stawa�o si� niemo�liwe. W �rodku panowa� zaduch, poniewa� klimatyzacja nie mog�a sobie da� rady z ciep�em promieniuj�cym z biegn�cych tu� obok przewod�w parowych. Gdy tylko Amanda przekroczy�a pr�g kabiny, natychmiast poczu�a pod ubraniem kilka przeoczonych ziarenek piasku. Przez chwil� zastanawia�a si�, czy bezpiecze�stwo cywilizacji Zachodu nie zawi�nie na w�osku, je�li we�mie szybki prysznic. Ostatecznie poprzesta�a na rozpi�ciu jednego guzika bluzki i wcisn�a si� za swoje biurko, po��czone ze stanowiskiem obs�ugi komputera. W tej samej chwili zadzwoni� telefon wewn�trzny. - Kapitan. - M�wi Chris z Kruczej Grz�dy. Moje ch�opaki ju� znalaz�y. Mog� potwierdzi�, �e jest to akcja du�a, lokalna i robiona po cichu, skupiona wok� Argentyny, a w ka�dym razie Argentyna bierze w tym udzia�. - Szczeg�y ? - W�a�nie sko�czyli�my konturowy pomiar komunikacji wojskowej; odnotowano zdecydowany wzrost u�ycia standardowych argenty�skich cz�stotliwo�ci. Nie jest to powszechna mobilizacja, ale potencja� narasta. - Jakie� informacje o Anglikach w Mount Pleasant? - Nieosi�galne, kapitanie, s� poza naszym efektywnym monitorowaniem. To co mamy pochodzi z Sigintu, wywiadu �aczno�ciowego pods�uchuj�cego p�nocnoargenty�skie bazy i ich ��cza satelitarne. Nie sprawdzali�my jeszcze, co przechwyci�y satelity naszego systemu Elint.Poza tym na wszystkich kana�ach �apiemy od cholery rozkaz�w z ostatniej chwili: lotnictwo, marynarka, Agencja Bezpiecze�stwa Narodowego, Elint, wywiad, pogoda i ��czno��. Wygl�da na to, �e szykuj� si� do przesy�ania sprawozda� z ca�ej po�udniowej p�kuli. Nie programuje si� od nowa satelit�w, je�eli nie zanosi si� na co� du�ego. - A co na terytoriach s�siaduj�cych? - �adnych zmian tego rodzaju ani w brazylijskich, ani w urugwajskich sieciach. Cisza. - A �wiatowe media? Pokazuj� co�? - Nie. Lokalne i mi�dzynarodowe ��cza milcz�. Cokolwiek to jest, jeszcze nie wybuch�o. - Mo�e to znowu Falklandy? - zastanowi�a si� Amanda. - Mo�e. Pomiary nas�uchowe wykazuj� jeszcze jedno: na wszystkich cz�stotliwo�ciach u�ywanych przez Ameryka�ski Progam Bada� Antarktycznych i Brytyjski Instytut Antarktyczny odnotowano wczoraj jeden skok. Od tego czasu kompletnie umilk�y. Nie wiem, czy to istotne, czy nie. B�d� w stanie co� powiedzie�, gdy ju� zaczniemy to przes�uchiwa�. - Dobra, bierz si� do roboty, Chris. Spotkamy si� na odprawie grupy O. Amanda od�o�y�a s�uchawk� i odchyli�a si� z fotelem do ty�u. Lekko przygryz�a doln� warg� i spr�bowa�a sobie przypomnie� ostatnie wydarzenia, kt�re mia�y miejsce na tych wodach. Usi�owa�a zgadn��, jak� rol� m�g�by w nich odegra� jej okr�t. Delikatny dreszcz przebieg� wzd�u� jej plec�w, jak na my�l o spotkaniu z nowym kochankiem. Wyprostowa�a si� i znowu si�gn�a po telefon. - ��czno��, tu kapitan. Jestem gotowa na rozmow� z G��wnym Dow�dztwem. - Gdy zad�wi�cza� sygna� po��czenia, powiedzia�a spokojnie i wyra�nie: - Tu komandor Amanda Lee Garrett, identyfikator Sweetwater - Tango - zero - trzy - pi��. Jej s�owa pow�drowa�y �wiat�owodem na d�, do kabiny ��czno�ci, a stamt�d z powrotem w g�r�, do stabilizowanego �yroskopowo przeka�nika laserowego na szczycie wie�y radiowej �Ksi�cia�. Z modulowan� wi�zk� skupionego �wiat�a pomkn�y w kierunku satelity komunikacyjnego Milstar B na orbicie synchronicznej nad Po�udniowym Atlantykiem, a potem do bli�niaczego satelity nad p�kul� p�nocn�. Tam zosta�y skierowane do odbiornika na jednym z budynk�w rozleg�ego kompleksu operacyjnego Marynarki Stan�w Zjednoczonych w Norfolk stan Wirginia. Gdy osi�gn�y cel, system identyfikuj�cy dopasowa� cyfrowy zapis otrzymanej pr�bki g�osu do matrycy przechowywanej w pami�ci. Pojedy�cze s�owo zab�ys�o na ekranie: �Potwierdzone�. Odpowied� rozpocz�a podr�. - Tu Wiceadmira� Elliot McIntyre. Identyfikator Iron Fist - November - zero - dwa - jeden. Dzie� dobry, kapitanie Garrett. Mamy dla pani zadanie� WASZYNGTON, DYSTRYKT KOLUMBII 20 marca 2006 roku, godz. 17.20 Dla sekretarza stanu Harrisona Van Lyndena koniec jednej d�ugiej podr�y oznacza� pocz�tek nast�pnej. - Zszed� z pok�adu ameryka�skiego odrzutowca, kt�rym przylecia� z Nowej Zelandii i zasta� na pasie startowym wojskowy helikopter czekaj�cy na niego z w��czonym silnikiem. Po dziesi�ciu minutach lotu z mi�dzynarodowego lotniska Dulles znalaz� si� w bazie lotniczej Andrews. Tu czeka� na niego nast�pny samolot, tym razem pot�ny Boeing 700 SST. By� to wariant operacyjny si� powietrznych oznaczony symbolem VC- 31: transport Bardzo Wa�nych Osobisto�ci. Cz�sto wykorzystywany w misjach dyplomatycznych Departamentu Stanu, zyska� sobie miano ekspresu Kissingera. Sekretarz Van Lynden, sympatyczny, szczup�y m�czyzna po czterdziestce, pochodzi� z Nowej Anglii. Nawet po trzynastu godzinach sp�dzonych w samolocie, promieniowa� wr�cz m�odzie�czym wigorem. Wyj�wszy kr�tki okres s�u�by w piechocie morskiej, ca�e swoje doros�e �ycie sp�dzi� pracuj�c w korpusie dyplomatycznym Stan�w Zjednoczonych. Osi�gn�� szczyty w swoim zawodzie, bo by� w nim dobry, a by� w nim taki dobry, poniewa� go uwielbia�. Na Van Lyndena dyplomacja mi�dzynarodowa dzia�a�a jak narkotyk. Rozmowy na wysokim szczeblu, polityczne strategie, tworzenie historii przy stole konferencyjnym dodawa�y mu skrzyde�. W tej chwili, wje�d�aj�c ruchomymi schodami na pok�ad samolotu, poczu� przyjemnie znajomy przyp�yw adrenaliny. Wiedzia�, �e zaczyna si� wielka rozgrywka. Steven Rosario, jego asystent do spraw Ameryki �aci�skiej, oczekiwa� u wej�cia. - Dobry wiecz�r, panie sekretarzu. Przykro mi z powodu pa�skich przerwanych wakacji. - W porz�dku, Steve - odpowiedzia� Van Lynden. - Mam tylko nadziej�, �e kto� pomy�la� o mojej garderobie. Ekwipunek do w�dkowania to ca�y baga� jakim dysponuj�. - Zadbali�my o to, sir. Pa�ska �ona spakowa�a ubrania. Prosi�a te�, by przekaza�, �e pana kocha. Przyjecha�aby osobi�cie, ale wiedzia�a, �e b�dzie si� pan bardzo spieszy�. - Niech i tak b�dzie. Zadzwoni� do niej, gdy znajdziemy si� w powietrzu. Czy na pok�adzie obecny jest pe�ny sztab kryzysowy? - Tak, sir. Wszyscy gotowi. - Dobrze. Widz�, Steve, �e ty tu dowodzisz, wi�c zgaduj�, �e lecimy do Ameryki Po�udniowej. - S�ucham? Van Lynden za�mia� si�, widz�c jego zak�opotanie. - Bo�e, przecie� w hotelu mia�em do dyspozycji tylko zwyk�y telefon. Z�apa�em w Wellington ostatni w tym tygodniu samolot do Stan�w tylko dzi�ki szalonemu kierowcy. Nie by�o okazji, �eby skorzysta� z bezpiecznej linii. Nie mam najmniejszego poj�cia, gdzie si� wybieram. - Do Buenos Aires, panie sekretarzu. Van Lynden u�miechn�� si� kwa�no i klepn�� Rosaria w rami�. - No, to zaczynamy. Zielonkawe ognie p�on�y w dyszach pot�nych silnik�w odrzutowych, kiedy olbrzymi transportowiec wzbija� si� w niebo nad Atlantykiem, zostawiaj�c za sob� zachodz�ce s�o�ce. Na wysoko�ci dwudziestu pi�ciu tysi�cy metr�w boeing �agodnie przekroczy� barier� d�wi�ku i wszed� w kana� powietrzny prowadz�cy do Argentyny. W sali odpraw odrzutowcaVan Lyndenowi przedstawiono nowego cz�onka ekipy. - Panie Sekretarzu, to jest doktor Caroline Towers z Narodowej Fundacji Naukowej, obecnie dyrektorka USARP, Ameryka�skiego Programu Bada� Antarktycznych. Szczup�a przystojna kobieta, ubrana w klasyczny kostium, mia�a oko�o czterdziestu pi�ciu lat, a jej kr�tkie br�zowe w�osy wygl�da�y jak wyblak�e na s�o�cu. R�ka, kt�r� poda�a Van Lyndenowi, by�a silna i stwardnia�a od pracy. Pomy�la�, �e kariera naukowa tej kobiety niewiele ma wsp�lnego z myciem prob�wek i �l�czeniem za biurkiem. - Doktor Towers jest jedyn� osob�, kt�ra mo�e nas reprezentowa� w sprawie Antarktyki. - Antarktyki? - Tak, sir. To nasz punkt krytyczny. - No dobrze. Witamy na pok�adzie, pani doktor. Niecz�sto miewamy wiadomo�ci z pani ko�ca �wiata. Caroline Towers kiwn�a potakuj�co g�ow�. - Zwykle udawa�o nam si� za�atwia� wszelkie problemy we w�asnym zakresie, panie sekretarzu. Przynajmniej do tej pory. Mam nadziej�, �e pomo�e nam pan ogarn�� obecn� sytuacj�. - Ja te� mam tak� nadziej� - odpar� Van Lynden, opadaj�c na jeden z mi�kkich foteli stoj�cych wok� sto�u konferencyjnego. - Czy pani i Steve mogliby�cie wprowadzi� mnie w sytuacj� ? Same podstawowe fakty, tak, �ebym m�g� si� zorientowa�. - Obawiam si�, �e sprawa jest raczej skomplikowana - odpowiedzia�a, przysuwaj�c sobie klawiatur� steruj�c� ekranami w sali. Dotkn�a kilku przycisk�w i p�aski monitor na przeciwleg�ej �cianie o�y�, wy�wietlaj�c map� przedstawiaj�c� obszar antarktydy w du�ej skali. Kolejne dotkni�cie i lewy g�rny kwadrat mapy wype�ni� ca�y ekran, ukazuj�c skrawek g�rzystego, pokrytego lodowcem l�du, kt�ry wyci�ga� si� jak kr�tka, gruba macka. - Panie sekretarzu, to jest P�wysep Antarktyczny. Nazwa ta jest rezultatem wzgl�dnie niedawnego kompromisu. Przez lata Anglicy nazywali ten obszar Ziemi� Grahama, Chilijczycy Ziemi� O�Higginsa, Argenty�czycy P�wyspem San Martin, a my nadawali�my mu nazw� Palmer. Ka�dy kraj mia� inne oznaczenie na swoich mapach. Nikt nie wprowadza� obcych nazw w obawie, �e r�wna�oby si� to uznanim praw innego kraju do tego terytorium. Wielu z nas w USARP mia�o jednak nadziej�, �e ta polityczna asekuracja to ju� przesz�o��. Chyba si� mylili�my. - Ponownie dotkn�a klawiszy. Pi�tna�cie punkt�w zab�ys�o na wybrze�u p�wyspu i kilku pobliskich wyspach. Obok ka�dego z nich widnia�a male�ka flaga narodowa. - Jak pan widzi, obecnie na tym terenie kilka pa�stw utrzymuj�cych stacje badawcze. My Stacj� Palmer, Rosja Bellinghausen, a Polska Baz� Arctowskiego. Pozosta�e s� r�wno podzielone pomi�dzy Argentyn�, Chile a Zjednoczone Kr�lestwo. Palmer i stacje europejskie to stosunkowo niewielkie bazy, od sze�ciu do dwudziestu os�b obs�ugi, w zale�no�ci od pory roku. Ich g��wnym celem jest prowadzenie czysto naukowych program�w badawczych. Bazy po�udniowoameryka�skie s� wi�ksze, prawdziwe ma�e kolonie. Maj� za zadanie wspiera� pretensje terytorialne swoich rz�d�w. - Chwileczk�, pani doktor. Czy Pakt Antarktyczny z 1961 roku nie zni�s� wszelkich pretensji terytorialnych do tych ziem? - Nie, panie sekretarzu, cho� powszechnie tak si� to b��dnie interpretuje. Pakt z roku 1961 jedynie zawiesza takie pretensje na czas trwania porozumienia. �adna ze stron podpisuj�cych porozumienie, w��czaj�c Stany Zjednoczone, nie zrzek�a si� swych roszcze�. A sam uk�ad tak�e nie zabrania jego cz�onkom podejmowania okre�lonych akcji w celu dochodzenia swych praw. - Na przyk�ad? - Wypuszczanie znaczk�w pocztowych, mianowanie pe�nomocnik�w, wydawanie na �wiat obywateli Antarktyki. - Co?! - Van Lynden i Rosario wykrzykn�li niemal r�wnocze�nie. - W bazach chilijskich, panie Sekretarzu, spotka�am nastolatk�w, kt�rzy niemal ca�e �ycie sp�dzili na lodzie. - Niewiarygodne, pani doktor. - Nie tak bardzo, je�eli si� nad tym zastanowi�. Chile i Argentyna zawsze �ywo interesowa�y si� Antarktyk�, to swego rodzaju manifest predestynacji, je�li pan woli. Podchodz� do tego bardziej serio, bardziej chyba, ni� kiedykolwiek my�leli�my. - Ponownie spojrza�a na ekran. - W ka�dym razie wczoraj rano, oko�o godziny �smej trzydzie�ci czasu waszyngto�skiego Stacja Palmer - ameryka�ska flaga obok jednej z baz niedaleko ni�szego ko�ca p�wyspu zab�ys�a - odebra�a wezwanie o pomoc od ma�ego angielskiego statku badawczego z bazy Brytyjskiego Instytutu Antarktycznego na Po�udniowych Orkadach. - Symbol Wielkiej Brytanii zamigota� tu� obok p�nocno - wschodniego kra�ca l�du. - Wed�ug ich relacji, oddzia�y argenty�skie zajmowa�y stacj� si��. Gdy Palmer pr�bowa� uzyska� potwierdzenie ani ten statek, ani baza nie odpowiedzia�y. Dalsze pr�by wykaza�y, �e wszystkie brytyjskie stacje na p�wyspie umilk�y niemal jednocze�nie. Komendant Stacji Palmer og�osi� zatem stan alarmowy i powiadomi� nasz g��wny o�rodek w McMurdo Sound. - Doktor Towers spojrza�a na asystenta sekretarza. - Wydaje mi si�, �e teraz kolej na pana Rosario. Rosario skin�� g�ow� i podj�� opowiadanie. - Admira� dowodz�cy Pomocnicz� Jednostk� Antarktyczn� po zorientowaniu si� w sytuacji natychmiast podj�� odpowiednie kroki. VXE- 6, szwadron marynarki do dzia�a� w strefie podbiegunowej, mia� w tej strefie C- 17 wykonuj�cy lot badawczy celem zrobienia zdj�� nad Morzem Weddella; zosta� on natychmiast zawr�cony nad Po�udniowe Orkady. Poniewa� C-17 tak�e nie m�g� nawi�za� ��czno�ci z Anglikami, zszed� do niskiego przelotu obserwacyjnego nad baz�. - Rosario przej�� klawiatur� i uruchomi� drugi �cienny ekran. Zacz�y si� na nim ukazywa� powi�kszone fotografie. Na pierwszej wok� kilku zielonych budynk�w wida� by�o grup� ubranych na bia�o ludzi. Na zbli�eniu okaza�o si�, �e s� oni uzbrojeni. Kolejne zdj�cie przedstawia�o zwalist� sylwetk� okr�tu wojennego o szerokim pok�adzie; dzia�o na jego dziobie by�o uniesione i wycelowane w kamer�. Ostatnia fotografia ukaza�a niedu�y motorowiec, z kad�ubem podziurawionym kulami, le��cy na burcie na zamarzni�tej p�yci�nie. - �o�nierze to oddzia�y specjalnej jednostki argenty�skiej piechoty morskiej �Buzo Tactico�. Statek to argenty�ski wojskowy lodo�amacz. Reszta jest chyba ca�kiem jednoznaczna. Nasz samolot kr��y� nad t� stref� przez kilka minut, pr�buj�c z�apa� kogo� w angielskiej stacji. W ko�cu zosta� wywo�any przez radio i ostrze�ony, �e narusza argenty�sk� przestrze� powietrzn�. Rozkazano mu wycofa� si� pod gro�b� ataku. - Jedn� chwil�, Steve. Doktor Towers, do kogo nale�a�yby te wyspy, gdyby pretensje terytorialne do tych ziem nadal pozostawa�y w zawieszeniu? Dyrektorka USARP wzruszy�a ramionami. - Bardzo dobre pytanie. Do P�wyspu Antarktycznego zg�aszaj� roszczenia i Chile, i Argentyna, i Wielka Brytania. Anglicy na podstawie odkrycia i pobytu, Chilijczycy i Argenty�czycy z racji swej blisko�ci oraz pobytu. Nawet Stany Zjednoczone i Rosja maj� potencjalnie uzasadnione prawa odkrywcze. Zak��canie stref terytorialnych i konflikty na tym tle s� powszechne na ca�ym kontynencie. Dzieje si� tak dlatego, �e pierwsi badacze nie prowadzili dok�adnych zapis�w, ani nie mieli szczeg�owych map. - W tej chwili wszystko wskazuje na to, �e pobyt stanowi w dziewi��dziesi�ciu procentach o posiadaniu - doda� Rosario. - Nasz wywiad donosi, �e Argentyna zaj�a wszystkie cztery brytyjskie bazy na p�wyspie w wyniku jednej skoordynowanej akcji zbrojnej. Van Lynden zmarszczy� brwi. - Jaki jest status personelu baz? - To jedna z niewielu precyzyjnych odpowiedzi, jakie uda�o nam si� uzyska� od Buenos Aires. Poza jednym wyj�tkiem, wszyscy Anglicy s� cali i zdrowi. W kr�tkim czasie powr�c� do domu; ma si� tym zaj�� Chile. Wyj�tkiem jest kapitan brytyjskiego statku szkoleniowego. Argenty�czycy utrzymuj�, �e zosta� zabity, kiedy zostali, cytuj�: �Zmuszeni do podj�cia akcji obronnej�. Jedna z drukarek w sali odpraw zacz�a bucze� i cicho zgrzyta�. Rosario obr�ci� si� na krze�le i wzi�� do r�ki wydruk wiadomo�ci, kt�r� przekaza�a. - Agencja Wywiadowcza Departamentu Obrony przekazuje nowe ustalenia o rozmieszczeniu wojsk argenty�skich, panie sekretarzu. - Pos�uchajmy. - Liczebno�� oddzia��w �Buzo Tactico� w ka�dej zaj�tej bazie angielskiej oraz w ka�dej z mniejszych baz argenty�skich oszacowano na jeden pluton. Do ich g��wnej bazy, San Martin, przetransportowano ca�y batalion piechoty oraz dodatkowo lekk� artyleri�, oddzia�y wspomagaj�ce i ci�kie helikoptery bojowe. Obecnie na p�wyspie stacjonuje ponad dwa tysi�ce �o�nierzy. Sekretarz Stanu powr�ci� my�lami do czas�w, gdy by� podporucznikiem piechoty morskiej i pr�bowa� przypomnie� sobie wszystko, czego si� nauczy� o logistyce dzia�a� inwazyjnych. Cokolwiek Argenty�czycy zamierzali, operacja o takich rozmiarach i z�o�ono�ci prawdopodobnie wyczerpa�a ich mo�liwo�ci taktyczne. - Pierwsze pytanie, kt�re zadam dla porz�dku, brzmi: po co? - powiedzia� Van Lynden. - Po co Argentyna podejmuje akcj�, niew�tpliwie podwa�aj�c� na ca�e lata jej dobre stosunki z g��wnymi mocarstwami? Po co tyle ha�asu o tereny, kt�re s� g��wnie ciekawostk� naukow� ? - Prawdopodobnie dlatego, �e Antarktyka jest te� ostatnim wielkim i nietkni�tym z�o�em surowc�w mineralnych na powierzchni Ziemi - odpar�a trze�wo Caroline Towers. - Badania mineralog�w potwierdzaj� wyst�powanie tam wielu cennych metali: miedzi, tytanu, �elaza, srebra, a nawet uranu i z�ota. Kraje Ameryki Po�udniowej prowadzi�y w tej dziedzinie o wiele bardziej intensywne badania ni� my. Mo�liwe, �e uda�o im si� ju� zlokalizowa� z�o�a o warto�ci przemys�owej. Wiemy tak�e - doda�a - �e Antarktyka posiada najwi�ksze zasoby w�gla na �wiecie oraz, jak podejrzewamy, pok�ady ropy naftowej i gazu ziemnego trzykrotnie wi�ksze od tych na Alasce. - Ale c� z tego, je�eli nikt nie mo�e si� do nich dosta�? - Tak by�o do niedawna, panie sekretarzu. Prawie nieprzenikliwa pokrywa lodowa oraz skrajne warunki klimatyczne czyni�y rozw�j przemys�u niemo�liwym. Dlatego w�a�nie ten kontynent osta� si� niemal�e w stanie pierwotnym. - Prawdopodobnie tak�e dlatego uda�o nam si� wynegocjowa� Pakt Antarktyczny z roku 1961 - uzupe�ni� Rosario. - �adne z podpisuj�cych go pa�stw nie mia�o tak naprawd� nic do stracenia. - Ca�kiem s�usznie - zgodzi�a si� Doktor Towers. - Ale czasy i technologie ulegaj� zmianie. Na Alasce, Syberii i w Kanadzie wydobycie w�gla i ropy naftowej na p�noc od ko�a podbiegunowego sta�o si� codzienno�ci�. Nied�ugo to samo b�dzie mo�liwe i na Antarktyce. - Obecnie jednak jest to wbrew obowi�zuj�cym tam prawom mi�dzynarodowym, prawda? - zapyta� Van Lynden - Mhm. Umowa Wellingtona z roku 1991 przed�u�y�a zakaz eksploatacji z�� mineralnych wprowadzony przez Pakt Antarktyczny na dalsze pi��dziesi�t lat. - W jej g�osie da� si� s�ysze� gniew i frustracja. - Wielu ludzi z naszych kr�g�w chcia�o czego� solidniejszego. I, niech to cholera, a� do teraz my�la�am, �e ju� to mamy. - Park mi�dzynarodowy? - W�a�nie, panie sekretarzu. Przez dziesi�ciolecia pa�stwa Paktu rozwa�a�y projekt og�oszenia Antarktyki parkiem mi�dzynarodowym pod opiek� i zarz�dem Narod�w Zjednoczonych. Ca�y kontynent zosta�by na zawsze uznany za rezerwat przyrody z zakazem wszelkiej eksploatacji ekonomicznej, z wyj�tkiem ograniczonej turystyki. - Ale czy to nie by� tylko projekt, pani doktor? - zapyta� Rosario. - Wiem, �e w ostatnich latach Stany Zjednoczone popiera�y ide� parku, ale pozosta�e pa�stwa Paktu nie by�y co do tego jednomy�lne. - Tak, jak powiedzia�am, panie Rosario, czasy si� zmieniaj�. Przez ostatnich kilka miesi�cy w �wiatowych kr�gach naukowych starano si� o poparcie, po cichu, lecz intensywnie. W ko�cu uda�o nam si� przekona� rz�dy kilku opornych pa�stw. Wierzyli�my, �e na spotkaniu pa�stw Paktu Antarktycznego, w czerwcu tego roku, akt przejdzie wi�kszo�ci� g�os�w i park zostanie utworzony. - Doktor Towers pochyli�a si� do przodu, a jej g�os przybra� nieco na sile: - Przysz�y rok, 2007, zosta� nazwany Drugim Mi�dzynarodowym Rokiem Geofizycznym. Planowany jest olbrzymi naukowy program ekologiczny, kt�ry obejmie niemal�e ca�� �wiatow� spo�eczno�� naukow�. Zapowiada si� jako najwi�kszy mi�dzynarodowy projekt badawczy tej po�owy dwudziestego pierwszego wieku. Pakt Antarktyczny by� bezpo�rednim rezultatem pierwszego Roku Geofizycznego, 1957. Nasza komisja pracuj�ca nad projektem parku nie mog�a sobie wyobrazi� lepszego uk�onu w stron� mi�dzynarodowej wsp�pracy naukowej, ni� posuni�cie si� w swoich pracach nad jego utworzeniem. - Wyprostowa�a si� z powrotem. - A przynajmniej tak zak�adano. Van Lynden podni�s� brwi. - Chyba nie ma potrzeby pyta� o opozycj�? - Argentyna i Chile walczy�y z nami na ka�dym kroku. Brazylia te�, ale nie do tego stopnia. Ich tereny antarktyczne s� cokolwiek mniejsze i maj� po�ledniejsze znaczenie. Teraz widocznie Argenty�czycy chc� z nami walczy� czym� wi�cej ni� s�owami. - Mo�na sobie wyobrazi� ich punkt widzenia - zamy�li� si� Rosario. - Przez wieki ta gra nazywa�a si� eksploatacj�. Teraz, gdy s� gotowi, �eby poeksploatowa� na w�asn� r�k�, kto� im zmienia regu�y gry. - Czy taki punkt widzenia, Steve, czy inny, Argentyna u�y�a si�y wobec sojusznika Stan�w Zjednoczonych. Co wi�cej, zlekcewa�y�a traktat, kt�ry podpisali�my tak�e my. O ile znam naszego szefa, to nie pu�ci tego p�azem. - Zgadzam si�, sir. - Rosario podni�s� swoj� walizk�, po�o�y� j� na stole, ustawi� kombinacj� zamk�w szyfrowych, otworzy� i poda� Van Lyndenowi ciemnoniebiesk� akt�wk� z wyt�oczon� z�ot� piecz�ci� prezydenta. - Pa�skie instrukcje, panie sekretarzu. Og�lnie rzecz bior�c, ma pan uda� si� do Buenos Aires i odby� rozmowy z prezydentem Sparz�. Pa�skim zadaniem jest stwierdzi� przyczyny argenty�skiej akcji i wyrazi� sprzeciw Stan�w Zjednoczonych w najmocniejszy z mo�liwych sposob�w. Ma pan tak�e za��da� od argenty�skiego rz�du wycofania ich oddzia��w i dotrzymania warunk�w Paktu Antarktycznego z 1961 roku. - Domy�lam si�, �e maj� to by� zdecydowane ��dania? - Tak, sir. Prezydent przes�a� panu tak�e oficjalny protest, kt�ry dor�czy pan prezydentowi Sparzie. Kopia tekstu zosta�a w��czona do pa�skich instrukcji. - Bardzo dobrze. Czy pokaz si�y wchodzi w gr�? - Tak, sir. Flota Atlantycka otrzyma�a rozkaz wys�ania okr�t�w na po�udnie. Armia brytyjska tak�e rozpocz�a du�e przegrupowanie. G��wne Dow�dztwo Floty Atlantyckiej b�dzie pana o wszystkim informowa�. - Zn�w bardzo dobrze - Van Lynden otworzy� akt�wk�. Poprawi� nieco swoje druciane okulary i przebieg� wzrokiem pocz�tkowe akapity. Po chwili podni�s� wzrok. - � propos. Czy Argenty�czycy zachowywali si� wrogo wobec innych baz na p�wyspie: naszych, chilijskich, innych pa�stw europejskich? - Nic bezpo�redniego, opr�cz gro�enia naszemu samolotowi - odpowiedzia�a Caroline Towers. - Chilijczycy, zdaje si�, wsp�pracuj� z nimi, a przynajmniej utrzymuj� ��czno��. Argentyna zerwa�a kontakt ze wszystkimi opr�cz nich i nie pozwala obcym samolotom l�dowa� w San Martin ani w �adnej ze swoich baz. To jest kolejne narusze

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!