9848

Szczegóły
Tytuł 9848
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9848 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9848 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9848 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9848 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Cliff Garnett Reaktor Zwykli ludzie sypiaj� spokojnie po nocach tylko dlatego, �e twardzi m�czy�ni s� zawsze gotowi stosowa� przemoc w ich imieniu. George Orwell Prolog 23 wrze�nia, godzina 17.42, Krajowa Agencja Bezpiecze�stwa, Dow�dztwo Pionu Wschodniego, Tajne Centrum Siatek Specjalnych, Fort Meade, Maryland Wszystkie rozkazy dla grupy TALON Force, kt�re Sam Wong okre�la� skr�tem TAD, mia�y charakter nadzwyczajny. Wszystkie wydawano w trybie alarmowym, a ten wydawa� si� szczeg�lnie pilny. Pewnie dlatego, �e nie nadszed� szyfrowanymi ��czami komputerowymi z samej g�ry. Co wi�cej, nie pochodzi� nawet od prze�o�onego Sama, dow�dcy Po��czonych Si� Specjalnych, genera�a brygady Jacka Kraussa. Dyrektor centrum osobi�cie pofatygowa� si� na d� do mrocznej sali ��czno�ci, co tym bardziej zaniepokoi�o Wonga. Obr�ci� si� ze swoim fotelem w kierunku olbrzymiej baterii monitor�w komputerowych, klawiatur, interfejs�w i track-balli. I jeszcze jedno, pomy�la� m�ody Amerykanin chi�skiego pochodzenia. Poprawi� okulary na nosie i zerkn�� na zapisan� kartk�. Przerazi�a go mina Scofielda. Dotychczas w obliczu ka�dego kryzysu, kt�ry m�g� si� zako�czy� �mierci� wielu ludzi, twarz dyrektora wyra�a�a jedynie zm�czenie. Ale dzi�... rozmy�la� Sam i po�o�y� palce na klawiaturze. Dzi� Scofield by�... tak blady jakby i jemu, tutaj, w Waszyngtonie, grozi�o �miertelne niebezpiecze�stwo. Kto pierwszy? - zastanawia� si� w my�lach. Za wszelk� cen� stara� si� skupi� wy��cznie na stukaniu w klawisze i czytaniu notatek Scofielda. Wpisa� polecenie. Na ekranie wy�wietli�a si� mapa Stan�w Zjednoczonych z sze�cioma czerwonymi znaczkami w kszta�cie orlego szponu, rozrzuconymi od jednego wybrze�a do drugiego. Rzecz jasna, przekaz musia� dotrze� do wszystkich w odst�pach sekundowych. A kto tym razem zostanie uhonorowany i jako pierwszy otrzyma powiadomienie? 7 - Jezu! - sykn�� pod nosem, czytaj�c notatk�. Trzeba by�o zacz�� od szefa grupy. A potem zawiadomi� Wielkiego Jacka. I to jak najszybciej. Godzina 17.43, pustynny p�askowy� nad rzek� Liano, zachodni Teksas U schy�ku dnia trzech je�d�c�w dotar�o na szczyt skalistego grzbietu i zatrzyma�o konie, �eby popatrze� na zach�d s�o�ca. Dziesi�cioletni Randall Barrett z wpraw�uspokoi� swego zniecierpliwionego kuca, lekko �ciskaj�c kolanami jego boki. Zdj�� kapelusz i os�oni� nim oczy przed jaskrawymi promieniami. Nie m�g� si� doczeka�, kiedy i jego stetson, podobnie jak kapelusz ojca, b�dzie nosi� �lady wieloletniego u�ywania. - Ten nowy facet mamy ci�gle si� nam podlizuje, tato - o�wiadczy� po chwili. -Nieprawda! - zaprzeczy�a �arliwie dwunastoletnia siostra Randalla. -M�wisz tak, bo chcia�by�, �eby tata do nas wr�ci�! Ci�gle si� �udzisz! - Nie umie je�dzi� na koniu ani wspina� si� po linie, a z pistoletu nie trafi�by w beczk�, nawet gdyby go do niej wsadzi� - mrukn�� z pogard� ch�opiec. - No wiesz?! Dla ciebie ka�dy facet musi to umie�? - sykn�a rozz�oszczona Berty Sue. - Przynajmniej... -Urwa�a. Doskonale zdawa�a sobie spraw�, �e brat pr�buje gra� rol� pokrzywdzonego dziecka rozwiedzionych rodzic�w, ale wiedzia�a, �e ojciec na pewno nie da si� na to nabra�. Nie mog�a jednak zgodzi� si� z Randallem. - Przynajmniej Jeffery stale jest z nami, nie znika z domu co par� dni. - Ale to mi�czak. Tata s�u�y w zielonych beretach! - Za to Jeffery jest... d�entelmenem - wypali�a Berty Sue. - Prawnikiem. Je�dzi nowiutkim lexusem, a nie poobijan� furgonetk� chevroleta, kt�ra ma tyle lat, co on. Tylko udawa�a niech�� do ojca. Kocha�a go. Szanowa�a za to, �e regularnie przysy�a czeki i prezenty z r�nych zak�tk�w �wiata. Ale widywali si� sporadycznie, jedynie wtedy, kiedy on mia� czas, a dla niej by�o to za ma�o. - Jeffery to zwyk�y palant! - rzuci� ch�opak. - Randall! - krzykn�a Betty Sue. - Chyba sam nie wiesz, co... - Do�� tego. Major Travis Beauregard Barrett m�wi� z ledwie wyczuwalnym teksa-skim akcentem, zawsze tak samo powoli i spokojnie. Ale jego g�os mia� specyficzne brzmienie, kt�re zawsze przykuwa�o uwag� s�uchaczy, tak�e dzieci. 8 - Jestem �o�nierzem, Betty Sue - wyja�ni� ojciec. Spod przymru�onych powiek obserwowa� wielk� pomara�czow� kul� p�omieni spadaj�c� na Meksyk, gdzie� daleko za Rio Grand�. - To m�j zaw�d. Nie zamierzam ci� za to przeprasza�, ale rozumiem, �e nie musi ci si� to podoba�. Dziewczynka nie odpowiedzia�a. Siedzia�a sztywno w siodle, tak�e spogl�daj�c na s�o�ce. - Randall, mama ma do�� zmartwie� z wychowaniem was, prowadzeniem rancza i prac� w banku - zwr�ci� si� Travis do syna. - Potrzebuje waszej pomocy, a nie krytyki co do wyboru swojego... �yciowego partnera. - Tak jest - odpar� ch�opak grobowym g�osem. Barrett poczu� nagle na biodrze charakterystyczne drgania odbiornika. Poruszy� si� niespokojnie. Do diab�a! Tylko nie teraz! Nie w ten weekend! -przemkn�o mu przez my�l. Skupi� si� na odczytywaniu przekazywanej alfabetem Morse'a wiadomo�ci. s-z-e-f-i-e//t-a-d//p-a-s-k-u-d-n-y//s-z-p-i-k-u-l-e-c/// - Jasna cholera! - mrukn�� Travis. - Co si� sta�o? - Betty Sue zerkn�a podejrzliwie na ojca. Nie mia�a poj�cia nawet o istnieniu oddzia��w TALON Force, tym bardziej nie wiedzia�a o tym, �e Barrett dowodzi� jednym z siedmiu zespo��w. - No c�, nie b�dziemy mogli jutro pojecha� na zakupy do Austin - odpar� Travis. - W�a�nie... przypomnia�em sobie, �e mam piln� spraw� do za�atwienia. - Och, tato! Znowu...? -j�kn�a dziewczynka. Randall nisko zwiesi� g�ow�. Barrett, mimo �e uczestniczy� w wielu akcjach zbrojnych, poczu�, �e serce mu si� kroi. - Teraz sobie przypomnia�e�? - zapyta� ch�opak piskliwym g�osem, z trudem prze�ykaj�c �zy. - Tak. - B�g jeden wiedzia�, jak Travis nienawidzi� takich chwil. -No w�a�nie! - rzuci�a ze z�o�ci� Betty Sue, ocieraj�c d�oni� policzki. -Z tob� zawsze tak jest, tato! Hej! Szarpn�a wodzami, zawr�ci�a i pogalopowa�a w d�, w kierunku rancza. Nie obejrza�a si�. Nie zwolni�a nawet, gdy p�d powietrza zerwa� jej kapelusz z g�owy. Travis z w�ciek�o�ci zazgrzyta� z�bami. Spojrza� na syna, kt�ry mierzy� go badawczym wzrokiem. Po twarzy ch�opca sp�ywa�y �zy. Major z wysi�kiem podni�s� r�k� i po�o�y� d�o� na ramieniu Randalla. - Wiem, �e... w takiej chwili �adne t�umaczenia nie maj� sensu. Ale kt�rego� dnia, synu... b�d� m�g� ci wszystko wyja�ni�. - Jak wst�pi� do zielonych beret�w? - Randall troch� si� rozpromieni�. Travis u�miechn�� si� smutno. - Zgadza si�. Je�li tylko b�dziesz chcia� zosta� �o�nierzem, podobnie jak ja. Ch�opiec wyszczerzy� z�by w u�miechu. - �cigamy si� do domu! - Jak chcesz, ch�opcze. Tylko uwa�aj na tego �wistaka. - Gdzie? - Dzieciak zacz�� si� rozgl�da�. Travis zachichota� i szarpn�� wodzami. Wielki ogier rasy Tennessee Wal-ker pogalopowa� �cie�k� w d�. - Tato! - wrzasn�� za nim Randall, rzucaj�c si� w pogo�. - To nie fair! Oszukujesz! Sto metr�w przed ranczem Barrett ledwie zauwa�alnie �ci�gn�� wodze. Wierzchowiec zwolni� troch�, dzi�ki czemu ch�opak na rozp�dzonym kucyku wyprzedzi� go o p� d�ugo�ci i pierwszy min�� bram�. Godzina 17.43, kreolska winiarnia, Nowy Orlean, Luizjana Wielki Jack ko�ysa� si� zamaszy�cie w rytm �ywego bluesa. Na parkiecie pary podrygiwa�y i podskakiwa�y, obraca�y si� i wirowa�y. Olbrzymie ca�o-�cienne lustro za barem a� dygota�o od dudni�cych uderze� b�bna taktowego. Obaj barmani r�wnie� ta�czyli, energicznie potrz�sali shakerami i przesuwali po kontuarze trunki. W zadymionej sali panowa� og�uszaj�cy ha�as, ale i tak te� powinno by�. Na podwy�szeniu w g��bi pomieszczenia M�ynarz McGhee silnie d�� w po�yskuj�cy saksofon, kt�rym wywija� w powietrzu. Wygl�da�, jakby lada moment mia� dosta� apopleksji. Na jego wysokim czarnym czole pojawi�y si� nabrzmia�e �y�y. Pianista Sk�rzak, przebieraj�c palcami po klawiszach, ma�powa� Raya Charlesa i demonstrowa� z�by w u�miechu o szeroko�ci zderzaka cadillaca eldorado, rocznik 1976. Pochylony nad mikrofonem Biegus tr�ca� kciukiem struny gitary z zaciek�o�ci� cz�owieka op�tanego przez demony. Dick Richeaud natomiast wydobywa� z elektrycznego basu takie tony, kt�re wprawia�y w rezonans szare kom�rki wszystkich os�b przebywaj�cych w budynku. Za rz�dem muzyk�w i bateri� per�owoczerwonych b�bn�w oraz po�yskliwych talerzy siedzia� pot�nie zbudowany Jac�ues Henri DuBois. To on by� si�� nap�dow� zespo�u. Kapitan korpusu piechoty morskiej Stan�w Zjednoczonych wybija� rytm z ogromnym impetem. Nic dziwnego, mia� sto dziewi��dziesi�t pi�� centymetr�w wzrostu i wa�y� sto czterna�cie kilogram�w. Zwalisty, zlany potem, szeroko u�miechni�ty olbrzym rycz�cy na ca�y g�os. Pa�eczki ze �wistem rozcina�y powietrze. Go�cie ch�rem powtarzali s�owa znanego przeboju: 10 - Nerwus Leeee! Wkroczy� do baru...! I wyszed� na �rodek parkieeetu! Wyci�gn�� rewolwery... czterdziestki czw�rki... o d�ugich luuufach! Taki to by� Nerwus Leeee! Po obu stronach Jacka ta�czy�y dwie zgrabne Murzynki w obcis�ych sukienkach, ze szklaneczkami w d�oniach. Zmys�owo kr�ci�y biodrami w rytm piosenki, uwa�aj�c, �eby nie wyla� ani kropli drink�w, a jeszcze bardziej, by nie znale�� si� w zasi�gu �mierciono�nych pa�eczek perkusisty. Doskonale wiedzia�y, �e w przerwach Jack uwielbia, gdy mu si� masuje graj�ce pod sk�r� musku�y, ale podczas wyst�pu nie wolno mu przeszkadza�. DuBois strzyg� si� tak kr�tko, �e wygl�da�, jakby by� �ysy. Uwa�a� to nawet za pow�d do dumy. Zreszt�, opr�cz gry w zespole, no i mo�e paru kobiet, dla Jacka nie liczy�o si� nic poza korpusem piechoty morskiej. W sali przebrzmia�a pi�ta zwrotka, w kt�rej Nerwus Lee dwoma szybkimi strza�ami po�o�y� trupem zdradzieck� dziwk� i jej tajemnego kochanka. Jack najbardziej lubi� t� cz�� piosenki. Ze zdwojonym impetem uderzy� w talerze. W ten spos�b zaakcentowa� swoje uznanie dla s�odkiej zemsty. Szkocka whisky by�a doskona�a, dziewczynki jeszcze lepsze, ale nic nie mog�o si� r�wna� z dobrym bluesem. -Nerwus Leeee...! Kopn�� peda� b�bna taktowego. Uderzenie rozbrzmia�o jak wystrza� z armaty. Wtedy nadesz�a wiadomo��. M�ynarz odebra� j�pierwszy, bo o u�amek sekundy wcze�niej w p� taktu urwa� melodi� i szybko obejrza� si� na Wielkiego Jacka. Perkusista zastyg� z r�koma w g�rze. Pozbawiona rytmicznej podstawy piosenka zamar�a w powietrzu. Muzycy stopniowo urywali frazy. Powoli milk� t�um zdziwionych go�ci. Wszyscy wpatrywali si� w DuBois, kt�ry siedzia� bez ruchu, jakby pogr��ony w transie. - Hej, Jack - odezwa�a si� cicho jedna z dziewcz�t. - Wszystko w po-rz�...? Pa�eczki z trzaskiem wyl�dowa�y na pod�odze. Ciemnosk�ry olbrzym poderwa� si� ze sto�ka, zeskoczy� z podwy�szenia i ruszy� truchtem mi�dzy rozst�puj�cymi si� gwa�townie parami na parkiecie. Wbieg� po schodkach i po chwili znikn�� w wyj�ciu na ulic�. - A niech to szlag... - sykn�a kobieta przy barze. P�dz�c chodnikiem do swojego czarnego lincolna navigatora, Jack koncentrowa� si� na odczytywaniu wiadomo�ci przekazywanej alfabetem Morse^ w postaci delikatnych impuls�w elektrycznych, generowanych przez nowoczesny odbiornik, kt�ry nosi� na biodrze wetkni�ty za pasek spodni. w-i-e-l-k-i//t-a-d//t-y-m/r-a-z-e-m/c-u-c-h-n-i-e/z/d-a-l-e-k-a//s-z-p-i-k-u-l-- e-c/// DuBois przyspieszy�. 11 Godzina 17.43, wojskowa operacyjna strefa powietrzna Echo Zulu, po�udniowa Nevada, lotniczy tor �wiczebny Tango, obecnie wykorzystywany Jedna z m�odszych znajomych okre�li�a kapitana lotnictwa Huntera Evansa Blake'a jako �po��czenie Toma Cruise'a z Valem Kilmerem". By� niezwykle przystojny, uprzejmy i szarmancki. Zawsze jednak istnia� cie� podejrzenia, �e u�miech rodem z sennych marze� dentyst�w lada moment mo�e obna�y� gro�ne k�y. Matka Blake'a wywodzi�a si� z bogatej bosto�skiej rodziny, ojciec by� wojskowym pilotem. Blake po raz pierwszy zasiad� za sterami w wieku dziesi�ciu lat, a do tego czasu skonstruowa� setki modeli samolot�w. Cz�onkowie za��g, z kt�rymi lata�, mawiali, �e utrzyma�by maszyn� w powietrzu, nawet gdyby zosta� z niej sam szkielet. Teraz, dwa tysi�ce metr�w nad ziemi� w tyle kabiny najnowszej maszyny szturmowej pionowego startu, nosz�cej z�owieszcz� nazw� �T-Rex", Blake zwyczajnie si� nudzi�. W grupie wybranych oficer�w prowadzi� szkolenie z pilota�u powietrznych platform bojowych. By�y to najwi�ksze i najgro�niejsze maszyny rosyjskich Mi-24 �Hind", lecz tego dnia odbywa�y si� zaj�cia z podstawowych element�w manewrowania, r�wnie m�cz�ce dla kadet�w, co bezgranicznie nudne dla instruktora. Na szcz�cie nie trwa�o to d�ugo. Na pulpicie zapali�o si� czerwone �wiat�o, a mechaniczny g�os w s�uchawkach natychmiast wyrwa� Huntera z letargu. - Alarm po�arowy, kapitanie! - wrzasn�a siedz�ca za sterami dziewczyna w stopniu podporucznika. - Widz� - odpar� spokojnie Blake. Stara� sienie zwraca� uwagi na skrzekliwe ostrze�enia: �alarm po�arowy, alarm po�arowy...", rozbrzmiewaj�ce na okr�g�o w s�uchawkach niewygodnego he�mu wyposa�onego w noktowizor i sprz�onego z termolokacyjnym systemem naprowadzania. Pochyli� si� i ze zmarszczonymi brwiami zacz�� wodzi� spojrzeniem po wskazaniach przyrz�d�w pok�adowych. Spojrza� przez okno na kr�tki, t�po �ci�ty p�at no�ny z p�kat� gondol� silnika turbinowego nap�dzaj�cego wielkie cztero�opatkowe �mig�o. Podczas l�dowania i startu gondol� obraca�o si� do pionu, przekszta�caj�c samolot w helikopter. - Przekazuj� stery, kapitanie! - rzuci�a pospiesznie dziewczyna. By�a �wie�o po promocji i nie mia�a wi�kszego do�wiadczenia. W obliczu powa�nego niebezpiecze�stwa wola�a si� zda� na instruktora. Ze zdenerwowania mimowolnie poruszy�a dr��kiem. Ci�ka hybrydowa maszyna zako�ysa�a si� w powietrzu. - Nic z tego, poruczniku Herrera - oznajmi� spokojnie Blake przez interfon. - To pani pilotuje. Ja jestem tylko instruktorem. Ma pani dyplom pilota i uczy si� prowadzi� nowy typ maszyny. Wi�c prosz� uczy� si� dalej. 12 -Ale... kapitanie! To... prawdziwy alarm! My... si� palimy! - Na to wygl�da. Radz� wi�c przyst�pi� do dzia�ania, �eby zaoszcz�dzi� dow�dztwu trzydziestu milion�w dolar�w, nie m�wi�c ju� o naszych ty�kach. - Ale... -wykrztusi�a przera�ona Herrera. - Jestem tylko... - Zna pani takie okre�lenie: �zw�glone szcz�tki nie nadaj�ce si� do identyfikacji"? W sytuacji alarmowej liczy si� ka�da sekunda. Musi pani szybko podj�� decyzj�. �Alarm po�arowy, alarm po�arowy...". Herrera pr�bowa�a odzyska� zimn� krew. - Takjest... kapitanie! Je�eli... - Niech pani my�li, Herrera. Co jest najwa�niejsze? Szybko! - Kontrola. Utrzymanie kontroli nad maszyn�. - �wietnie. Wi�c prosz� przesta� wymachiwa� dr��kiem jak pack� na muchy, dop�ki silniki si� jeszcze nie rozlecia�y. Co dalej? �Alarm po�arowy, alarm po�arowy...". - Trzeba znale�� awaryjne l�dowisko. - Zgadza si�. Musimy zosta� nad wybranym miejscem przymusowego l�dowania, bo innego mo�emy ju� nie znale��. Jeszcze gorsze od upadku na ziemi� s� pr�by posadzenia maszyny na wodzie, mi�dzy drzewami czy na stromym zboczu. Dziewczyna zacz�a si� gor�czkowo rozgl�da�. Tak szybko pochyli�a si� w bok, �e a� hukn�a he�mem o os�on� kabiny. - A potem zameldowa� o sytuacji awaryjnej - doda�a, kieruj�c samolot w stron� pobliskiego pola. �Alarm po�arowy, alarm po�arowy..." - Doskonale, Herrera. Wreszcie zaczyna pani m�wi� jak oficer Si� Powietrznych Stan�w Zjednoczonych. Prosz� wy��czy� alarm g�osowy, �eby�my nie musieli si� nawzaj em przekrzykiwa�, i rozpozna� sytuacj � przed z�o�eniem meldunku. Porucznik wcisn�a klawisz komputera pok�adowego. Skrzekliwy g�os w s�uchawkach urwa� si� nagle, ale czerwone �wiat�o ostrzegawcze nad tablic� przyrz�d�w wci�� miga�o. - No wi�c... To alarm og�lny, nie specyficzny. Temperatura obu turbin w normie, kapitanie - powiedzia�a rzeczowym tonem. - Temperatura i ci�nienie oleju w silnikach w normie. W uk�adach hydraulicznych te�. Napi�cie na pr�dnicach... prawid�owe. - Widzi pani gdzie� p�omienie, poruczniku? Herrera zn�w spojrza�a najpierw na jedno skrzyd�o, potem na drugie, tak daleko w stron� ogona, na ile tylko mog�a si� wychyli� z fotela usytuowanego nad wie�yczk� sprz�onego dwudziestomilimetrowego dzia�ka typu Vulcan. - Nie, kapitanie. - A mo�e czuje pani dym? Albo zauwa�a nietypowe reakcje maszyny? 13 -Nie - odpowiedzia�a ju� ca�kiem spokojnie. - Co zatem nale�y zrobi� w takiej sytuacji? - No wi�c... zawr�ci� do bazy i zej�� na pu�ap dwustu metr�w na wypadek, gdyby rzeczywi�cie grozi� nam po�ar, potem lecie� skokami od jednego awaryjnego l�dowiska do drugiego, staraj�c si� doprowadzi� samolot do lotniska. - Doskonale, poruczniku. Na pewno to lepsze, ni� ucieka� jak najdalej od skalistej ziemskiej opoki, zanurzy� si� w bezgranicznej dziedzinie ob�ok�w i wyci�ga� r�ce do nieba w nadziei zobaczenia oblicza Boga. - Tak jest, kapitanie. - Herrera zdoby�a si� na wstydliwy u�miech. - Najwyra�niej mamy po prostu awari� g��wnego systemu przeciwpo�arowego, ale na wszelki wypadek przeprowadzimy l�dowanie awaryjne. Zawsze trze... Blake poczu� delikatne uk�ucia impuls�w elektrycznych. Skupi� si� na odczytaniu wiadomo�ci przekazywanej alfabetem Morse'a. l-o-t-n-i-k//t-a-d//c-h-y-b-a/c-o-�/p-o-w-a-�-n-e-g-o//s-z-p-i-k-u-l-e-c/// - Przejmuj� stery. - Szybko prze��czy� uk�ady na stanowisko drugiego pilota. Pchn�� d�wigienki gazu do przodu, dobywaj�c z silnik�w ca�� moc, i w locie nurkowym skierowa� samolot w stron� niezbyt odleg�ego lotniska. Dopiero teraz mamy sytuacj� awaryjn�, pomy�la�. Godzina 17.43, sala gimnastyczna klubu oficerskiego przy szpitalu marynarki wojennej, Bethesda, Maryland Spocone, zdyszane kobiety z rado�ci� powita�y kr�tk� przerw�. Natychmiast zaj�y si� poprawianiem drogich i modnych element�w ubioru: firmowych opasek na w�osy, r�owych getr�w, jaskrawych, celowo nie dobranych do pary skarpet, wystaj�cych ze zbyt wyszukanych i niepraktycznych but�w do joggingu. Instruktorka grupy, porucznik Jennifer Margaret Olsen, przygl�da�a si� strojom. Pewnie s� wytwarzane w birma�skich dusznych barakach przez dwunastoletnie dzieci pracuj�ce niewolniczo po pi�tna�cie godzin dziennie, pomy�la�a. Nie mia�a w�tpliwo�ci, �e jej podopieczne chcia�y tylko zrobi� wra�enie na kole�ankach i w og�le nie my�la�y o poprawieniu kondycji. Stara�a si� jednak st�umi� pogard�, wodz�c spojrzeniem po przetuczonych i s�abych fizycznie, lecz doskonale wypiel�gnowanych �onach oficer�w, kt�re z trudem �apa�y oddech. Chryste, na pewno musi by� lepszy spos�b �usuni�cia si� na dalszy plan". Domaga� si� tego genera� Krauss po akcji wy�apywania chi�skich szpieg�w w Los Alamos. Sama wiedzia�a, �e musi na jaki� czas znikn�� z pola widzenia �wiatowej spo�eczno�ci wywiadowczej, ale nia�czenie rozpieszczonych babsztyli w przyszpitalnej bazie marynarki, 14 zagubionej w�r�d podwaszyngto�skich osiedli, by�o ponad jej si�y. Mog�a si� jedynie pociesza�, �e zgodnie z obietnic� Kraussa mia�o to potrwa� tylko do najbli�szego zadania grupy TALON Force, co dla niej by�o i tak o wiele za d�ugo. Przewodnicz�ca Stowarzyszenia Rodzin Oficerskich, �ona komandora Gavicha, Helen�, �ci�gn�a mokr� od potu elastyczn� bluzk�. Do czorta, ca�y makija� mi si� rozma�e, pomy�la�a, spogl�daj�c na Olsen z wyrzutem. Wed�ug Helen� instruktorka nale�a�a do tych obrzydliwych szcz�ciarek o wygl�dzie nordyckiej blond pi�kno�ci i z pewno�ci� by�a lesbijk�. Wystarczy�o tylko na ni� spojrze�. Sto siedemdziesi�t pi�� centymetr�w wzrostu i najwy�ej sze��dziesi�t kilo wagi. Nawet najmniej szych sk�onno�ci do tycia. Perfekcyjna sylwetka, idealnie umi�niona, bez karykaturalnych przerost�w kulturystycznych. No i ten str�j! Szorty z wystrz�pionymi nogawkami, marynarska koszula byle jak przerobiona na podkoszulek i bose stopy! Na tym brudnym parkiecie! Co za brak og�ady! - Jenny, kochanie - wydysza�a w ko�cu Helen�. - Wiem, �e przemawiam w imieniu ca�ej grupy. Naprawd� jeste�my... zaszczycone, �e zechcia�a� po�wi�ci� sw�j czas na zorganizowanie dla nas kursu samoobrony, ale czy na pewno te wszystkie... sk�ony i przysiady s� konieczne? - Oczywi�cie, pani Gavich. - Jen wbi�a w twarz Helen� nieruchome spojrzenie b�yszcz�cych oczu. A co, ty �wi�tobliwa krowo, rzuci�a w my�lach. S�dzisz, �e zorganizowa�am ten cyrk, �eby� mog�a si� na mnie powy�ywa�? - No w�a�nie - wtr�ci�a szybko druga kobieta. - �adna z nas nie zamierza wst�powa� do komandos�w. Chcia�y�my si� tylko nauczy�... no, wie pani... tych r�nych sztuczek karate, kt�re pokazuj� na filmach. Po to, �eby raz--dwa za�atwi� ka�dego �obuza! Kilka innych pokiwa�o g�owami. - Powiedzmy sobie wprost - ci�gn�a Helen�. - Wszystkie widzia�y�my w telewizji, jak to si� robi. Gdy si� stanie oko w oko z gwa�cicielem, wystarczy wymierzy� mu kopniaka w... j�dra. Padnie, skr�caj�c si� z b�lu, i po k�opocie. �ony oficer�w przytakn�y energicznie. Rozleg�y si� pe�ne uznania pomruki, kt�ra� zachichota�a. Helen� u�miechn�a si� szeroko. - Jasne! Co w tym trudnego!? - zawo�a� gruby babsztyl z trzema podbr�dkami. - Wystarczy kopn�� �obuza w jaja! Mo�emy teraz wyj�� na papierosa? Rozbrzmia�y st�umione �miechy, kt�re wyra�a�y bardziej politowanie nad g�upot� Sandy Dowick ni� rozbawienie. No i jak ja mam to d�u�ej wytrzyma�? - zapyta�a w duchu Olsen. - Moje panie - zacz�a podnios�ym tonem, mi�kkim kocim krokiem ruszaj�c wzd�u� szeregu. Jej przenikliwe spojrzenie szybko uciszy�o �miechy. - 15 Gdyby zaatakowa� was doros�y m�czyzna, pr�dzej rabu� ni� gwa�ciciel, do tego stopnia sparali�owa�oby was przera�enie, �e pewnie posika�yby�cie si� w majtki. Kobiety b�yskawicznie spowa�nia�y. - Gdyby�cie spr�bowa�y kopn�� napastnika w j�dra, pewnie by�cie nie trafi�y. A gdyby nawet, to tak by si� rozw�cieczy�, �e zbi�by was do utraty przytomno�ci. Jen niepodzielnie skupi�a na sobie uwag� ca�ej grupy. - Mog�yby�cie m�wi� o wielkim szcz�ciu, gdyby sko�czy�o si� na rozci�tej wardze, wybitych z�bach, z�amanym nosie czy podbitym oku. Kobiety zacz�y si� bole�nie krzywi� i spuszcza� g�owy. - Natura wysoko ceni m�skie j�dra, moje panie... - Podobnie jak ja, doda�a w my�lach - ...i dlatego znajduj� si� w takim miejscu, �e nie�atwo je trafi� kopniakiem, a ponadto zaprogramowa�a m�czyzn, bardzo dumnych z posiadania j�der, do ich zaciek�ej obrony i odruchowego przeciwdzia�ania wszystkiemu, co im zagra�a. Zacz�am trenowa� karate inshinru, kiedy mia�am osiem lat. Zdoby�am czarny pas dziewi�tego poziomu wed�ug punktacji korea�skiej. Jestem w doskona�ej kondycji i wysz�am zwyci�sko ze wszystkich szesnastu walk z m�czyznami, do jakich by�am zmuszona, w tym dwukrotnie z trzema przeciwnikami naraz. Dw�ch z nich zmar�o od ran. Mo�na mnie wi�c nazwa� tward� suk�. Ale ja, moje panie, nigdy nie wybra�abym kopania napastnika w j�dra jako podstawowej techniki obrony. Bardzo trudno jest skutecznie trafi�, je�li m�czyzna stoi, a tym bardziej kopni�ciem zwali� go z n�g. S� znacznie lepsze sposoby. Pami�tajcie, �e g��wnym celem kobiecej obrony nie jest unieszkodliwienie napastnika, lecz ucieczka przed nim. Przejd�my zatem... Ku os�upieniu grupy Jen zastyg�a w p� kroku i lekko si� zachwia�a. Miniaturowy odbiornik, kt�ry mia�a umocowany pod rami�czkiem stanika, zacz�� wysy�a� impulsy elektryczne. - Wybaczcie, moje panie - odezwa�a si� pospiesznie. - W�a�nie sobie przypomnia�am, �e zostawi�am piecze� we w��czonym piekarniku. Truchtem ruszy�a do wyj�cia sali gimnastycznej, nie ogl�daj�c si� na os�upia�� gromadk�, z ulg� odprowadzaj�c� j� spojrzeniami. �-l-i-c-z-n-o-t-k-o//t-a-d//t-o-/n-i-e/�-w-i-c-z-e-n-i-a//s-z-p-i-k-u-l-e-c/// Godzina 17.43, domek nr 91 w miasteczku oficerskim bazy marynarki wojennej, Norfolk, Wirginia Gdyby samiec borsuka w nast�pnym wcieleniu przybra� posta� cz�owieka, zapewne wygl�da�by j ak instruktor Navy SEAL, komandor porucznik Sta- 16 nis�aw Michael Powczuk - by�by kr�py i barczysty, grubo ciosany, wiecznie patrz�cy spode �ba, pozornie got�w zabija� inne stworzenia tylko dla kaprysu. Stan nie znosi� angielskiej formy imienia, Stanley. Pozwala� tak do siebie m�wi� jedynie swej drobniutkiej, w ka�dym calu sycylijskiej �onie, Angeli Luchii Elizabeth Maranello Powczuk. I gdyby samica borsuka w nast�pnym wcieleniu uzyska�a ludzk�posta�, na pewno wygl�da�aby jak Angela Luchia Elizabeth Maranello Powczuk. - Stanley! - krzykn�a w�a�nie, oskar�ycielsko mierz�c palcem w m�a. -Ty zak�amany pijaczyno, przebrzyd�y, niewierny dziwkarzu! - Och, skarbie, daj spok�j - mrukn�� Stan. - Wcale tak du�o nie pij�. Przysadzisty komandor �ci�gn�� z g�rnej p�ki swoj� zawsze spakowan� torb� podr�n� i pchn�� japo pod�odze sypialni, a� zatrzyma�a si� tu� przy drzwiach. Szybko zapi�� marynark� munduru. - Tylko bez wykr�t�w! - grzmia�a Angela. - Nie oszukasz mnie, Stan-leyu Powczuku! Dobrze wiem, �e wybierasz si� na kolejn� obmacywan� ekspedycj�! Ty... Co wyprawiasz, do pioruna?! Stan nagle zacz�� nerwowo podskakiwa� i klepa� si� po biodrze. - Szlag by to trafi�! Zabij� tego przekl�tego okularnika! Au! Jasna cholera! - Stanley! Co ci si� sta�o?! - Nic. - Pospiesznie chwyci� z rega�u kluczyki od samochodu. - Przysi�gam na Boga, skarbie, �e wzywaj� mnie obowi�zki s�u�bowe. Dobrze wiesz, jak kapitan Ballestere uwielbia nocne alarmy i... - K�amiesz, Stanley! Tak samo m�wi�e� o alarmie ba�ka�skim, a p�niej biedna serbska dziewczynka zapuka�a do drzwi z dzieckiem na r�ku i powiedzia�a... -Nie przesadzaj, skarbie. Mia�a co najmniej... siedemna�cie lat... Przynajmniej na tyle wygl�da�a. - Ani s�owa! A ta saudyjska fl�dra, kt�ra... -No wiesz, kochanie?! Nale�a�a do rodziny kr�lewskiej. - G�wno mnie to obchodzi, mog�a nawet by� pieprzon� kr�low� Sab�! Nie mia�e� prawa bra� z ni� �lubu! - Ale�, najdro�sza, to by�a tylko... przyjacielska ceremonia, a nie prawdziwy... - Przyjacielska ceremonia! To sk�d si� wzi�� jej tusz do rz�s na perskim dywanie?! - Skarbie, ona tylko tak gada�a, �eby mnie... -Milcz! Angela rzuci�a w niego ksi��k�, ale zd��y� zas�oni� si� r�k�. Si�gn�a wi�c po stoj�c� na regale kryszta�ow� figurk� or�a, kt�r� dosta� od swoich podw�adnych, kiedy zdawa� dow�dztwo pi�tego oddzia�u Navy SEAL. - Tylko nie orze�! Nie! - Za p�no zrozumia�, �e tym okrzykiem wyda� bezapelacyjny wyrok na pami�tkow� figurk�. 2 - Reaktor 17 Ledwie zd��y� zrobi� unik, kiedy orze� przelecia� - a raczej bezw�adnie przekozio�kowa� jak wrona trafiona �rutem - tu� nad jego g�ow�, wpad� przez otwarte drzwi do �azienki i roztrzaska� si� o glazur� pod prysznicem. -Och, skarbie...! -1 nie m�w do mnie �skarbie", ty dwulicowy polski sukin... Stan b�yskawicznie przeskoczy� przez tapczan. Angela wyprowadzi�a kilka cios�w w twarz m�a, lecz zr�cznie je sparowa�, obj�� �on� wp�, przewr�ci� na ��ko i zacz�� zasypywa� poca�unkami. Jeszcze przez jaki� czas pomrukiwa�a ze z�o�ci� i pr�bowa�a si� wyrywa�, ale tylko dla fasonu. Wkr�tce zarzuci�a mu r�ce na szyj� i nami�tnie przywar�a ustami do jego warg. Chwil� p�niej szamotanina przerodzi�a si� w akt nami�tno�ci. Oboje gor�czkowo zdzierali z siebie ubrania. Po dziesi�ciu minutach Powczuk podni�s� z pod�ogi wymi�ty mundur i chwiejnym krokiem, lekko zadyszany, ruszy� do drzwi. - Stan! - Angela podbieg�a do niego ca�kiem naga. Zn�w zarzuci�a mu r�ce na szyj� i szepn�a do ucha: - Nawet nie wiesz, jak bardzo ci� kocham, najdro�szy. Uwa�aj na siebie. Nie pozw�l, �eby co� z�ego przydarzy�o si� mojemu Stanibubu! Wracaj ca�y i zdr�w... - Oczywi�cie, skarbie. Przysi�gam. Wy�lizn�� si� z ramion zap�akanej Angeli i ty�em wycofa� z domu. - Kocham ci�, Stanny! - Ja te� ci� kocham! - Wrzuci� torb� podr�n� do baga�nika i zatrzasn�� klap�. - Au! Jasna cholera! Szlag by ci� trafi�, Wong, ty ma�y kutasie! -Wskoczy� za kierownic� z takim impetem, a� samoch�d si� zako�ysa�. - Jak nie wyregulujesz napi�cia w tym diabelstwie, to je rozgniot� obcasem na chodniku i powtykam ci wszystkie od�amki w twoj�parszyw� chi�sk� dup�! - Spod k� sportowego chevroleta impali strzeli�y strugi �wiru. - Au! Jezu! Ju� odebra�em! Ju� do ciebie p�dz�, Sam! t-r-o-l-u//t-a-d//b-a-r-d-z-o/p-a-s-k-u-d-n-y//s-z-p-i-k-u-l-e-c/// Godzina 17.43, laboratorium kontroli biologicznej poziomu pi�tego, Fort Detrick, Maryland Pi�� os�b w he�mach i niebieskich kombinezonach biohermetycznych sta�o wok� wysokiego sto�u z nierdzewnej stali, jaskrawo o�wietlonego olbrzymi� lamp� chirurgiczn�. Od he�m�w bieg�y do sufitu p�ki bia�ych kabli i w�y ci�nieniowych. ��czno�� zapewnia�y miniaturowe s�uchawki i mikrofony zainstalowane wewn�trz he�m�w, przez kt�re s�ycha� by�o nawet szmer oddech�w i cichy syk sterylnego powietrza t�oczonego w�ami. Na stole le�a� 18 martwy rezus rozci�ty od brody a� po krocze. �ebra i sk�ra na brzuchu by�y rozchylone i umocowane stalowymi szczypcami. W�r�d os�b w kombinezonach znajdowa�a si� niska, drobna kobieta postury wyczynowej gimnastyczki, doktor Sara Greene, kapitan armii Stan�w Zjednoczonych. - Jak pa�stwo widz�, ten szczep eboli czyni olbrzymie spustoszenia w narz�dach wewn�trznych, i to zaledwie w ci�gu kilkunastu godzin. Niemal natychmiastowymi objawami infekcji jest gwa�towny skok temperatury o trzy stopnie oraz krwawienie z nosa i dzi�se�. Stoj�ca obok znacznie wi�ksza kobieta wyci�gn�a r�k�, �eby dotkn�� p�p�ynnych wn�trzno�ci zwierz�cia. Greene b�yskawicznie chwyci�a jej d�o�. - Przykro mi, doktor Washington. W strefie poziomu pi�tego obowi�zuje kategoryczny zakaz kontaktu bezpo�redniego. Ebola motaba to najgro�niejszy z odkrytych dot�d szczep�w. Z �alem musz� stwierdzi�, �e jeszcze szybciej i gwa�towniej atakuje organizm ludzki. Oczywi�cie jeste�my chronieni przez kombinezony, ale regulamin zabrania wszelkich nieuzasadnionych kontakt�w z �gor�cym" materia�em. - Rozumiem, doktor Greene. Chcia�am tylko sprawdzi�, czy konsystencja organ�w wewn�trznych na tym etapie infekcji umo�liwia jej rozpoznanie przy powierzchownym badaniu. - Owszem, ale wtedy ju� nie ma �adnych szans na skuteczn� profilaktyk�. - Innymi s�owy, doktor Greene, kiedy da si� stwierdzi� infekcj� podczas wst�pnego badania, pacjent... - B�dzie ju� tak martwy, jak niekt�re obowi�zuj�ce przepisy - doko�czy�a Sara. Rozleg�y si� st�umione �miechy. - Doktor Greene, czy kt�rykolwiek ze szczep�w eboli jest brany pod uwag� jako bro� biologiczna? - zapyta� jeden z m�czyzn. Sara zawaha�a si� tylko przez sekund�. - Nie zajmuj� si� broni� biologiczn�, doktorze Clark - sk�ama�a. By�a g��wnym wojskowym ekspertem w tej dziedzinie. - Nie potrafi� wi�c odpowiedzie� na pa�skie pytanie. Jest to jednak ma�o prawdopodobne ze wzgl�du na du�� szybko�� rozprzestrzeniania si� eboli. Doskonale wiedzia�a, �e w wojskowych laboratoriach prowadzi si� badania nad wykorzystaniem tego wirusa na r�wni z innymi. Przewodniczy�a trzem tajnym komitetom nadzoruj�cym takie eksperymenty. I z niepokojem my�la�a o tym, �e w innych wojskowych plac�wkach na ca�ym �wiecie, r�wnie� w tak zwanych pa�stwach bezprawia, a wi�c Iraku czy Korei P�nocnej, robi si� podobne do�wiadczenia. Zwyk�a mawia�, �e w spo�ecze�stwie ludzi szale�stwo poci�ga za sob� inne szale�stwo. Nie znosi�a te� roli Wielkiego Brata, ale odnotowa�a w my�lach, i� trzeba powiadomi� s�u�b� bezpiecze�stwa, �e doktor Clark wypytuje o wa�ne 19 X7j&ZTy wykraczaj�ce poza jego zainteresowania. Z broni� biologiczn� wi�za�o si� zbyt du�e niebezpiecze�stwo, aby lekcewa�y� cho�by najdrobniejsze podejrzenia. Takie kompromisy, jak w sprawach Walkera czy Amesa, tutaj w og�le nie wchodzi�y w rachub�. A je�li nawet doktor Clark interesowa� si� tymi zagadnieniami z czystej ciekawo�ci, dodatkowa kontrola w niczym nie mog�a mu zaszkodzi�. Sara spojrza�a na rozci�gni�te na stole cia�o ma�py, wyniszczone infekcj�. W 1945 roku Teller czy Oppenheimer pewnie te� mieli t� przygn�biaj�c� �wiadomo��, �e ich praca mo�e przynie�� ludzko�ci zbawienie... albo zag�ad�, pomy�la�a. Nawet si� ucieszy�a, gdy poczu�a delikatne elektryczne impulsy emitowane przez miniaturowy odbiornik zamocowany pod bielizn�. Natychmiast przypomnia�a sobie niewielkiego wzrostem przyjaciela, Sama Wonga, kt�ry zaprojektowa� to urz�dzenie. B�yskawicznie przesta�a s�ucha� rozmowy lekarzy i skoncentrowa�a si� na odczytywaniu wiadomo�ci przesy�anej alfabetem Morse'a. Rado�� doktor Greene nie trwa�a d�ugo. o-g-r-o-d-n-i-c-z-k-o//t-a-d//b-a-r-d-z-o/p-o-w-a-�-n-y//s-z-p-i-k-u-l-e-c/// Cofn�a si� od sto�u i szybko podesz�a do panelu ��czno�ci na �cianie. Z kieszonki na piersi kombinezonu wyci�gn�a ko�c�wk� kabla, wetkn�a wtyczk� do gniazdka i wystuka�a kod. - Ochrona biologiczna - rozleg� si� w s�uchawkach m�ski g�os. - Tu Greene z pi�tego laboratorium kontrolnego. Prosz� natychmiast przygotowa� �luz� dezynfekcyjn�. Najwy�szy priorytet. - Ju� si� robi, pani doktor. Dwadzie�cia minut p�niej stra�nik przy bramie numer 4 spostrzeg� znajomego ��tego volkswagena garbusa. Samoch�d szybko iktiask si� w�sk� alejk�. Stra�nik nosi� mundur cywilnej s�u�by ochroniarskiej, ale w rzeczywisto�ci by� sier�antem rangers�w z jednostki desantowej. Wiedzia�, �e czarnow�osa kobieta za kierownic� jest nie tylko lekarzem, lecz r�wnie� wysokim rang� oficerem. �ywi� dla niej ogromny szacunek, poniewa� uko�czy�a ten sam kurs spadochroniarski, co on, i do tego z wyr�nieniem. Mia� ogromn� ochot� zasalutowa� kapitan Greene, ale pe�niona funkcja na to nie zezwala�a. Samoch�d zatrzyma� si� przed szlabanem. Kobieta popatrzy�a na stra�nika ponad r� stoj�c� w male�kim wazoniku umocowanym na szczycie deski rozdzielczej. Jak zwykle mia�a na sobie typowe dla pokolenia X lu�ne, wzorzyste ubranie. W lewym uchu nosi�a pi�� srebrzystych k�eczek. Sier�ant musia� zapami�tywa� wszelkie szczeg�y ubioru i wygl�du os�b mijaj�cych bram�, a doktor Greene bardzo mu u�atwia�a zadanie. Nigdy si� nie malowa�a. Zreszt� nie musia�a, jej uroda nie wymaga�a �adnych poprawek. Stra�nik nie po raz pierwszy doszed� do wniosku, i� rzadko kt�ra trzydziestopi�cioletnia kobieta wygl�da na m�odsz� o dziesi�� lat. 20 Tylko pobie�nie rzuci� okiem na legitymacj� s�u�bow�. Dwaj pozostali wartownicy zajrzeli do baga�nika auta. Wcze�niej uprzedzono ich telefonicznie, �e doktor Greene si� spieszy i ma najwy�szy priorytet. Volkswagen z wyciem silnika ruszy� w kierunku autostrady. Sier�ant u�wiadomi� sobie ze smutkiem, �e tym razem wyj�tkowo doktor Greene nie zaszczyci�a go swoim wspania�ym u�miechem. Ciekawe, co si� sta�o, pomy�la�. Rozdzia� pierwszy 24 wrze�nia, godzina 0.27, drugi hangar przegl�dowy 167 eskadry lotnictwa Gwardii Narodowej Wirginii Zachodniej, Martinsburg, Wirginia Zachodnia Wci�gu dw�ch godzin po zmroku w bazie wyl�dowa�o siedem odrzutowych falcon�w. Ka�dy ko�owa� w pobli�e hangaru, a ludzie szybko znikali w �rodku, by nie zwraca� na siebie uwagi niepowo�anych obserwator�w. �adnej sensacji nie wzbudzi�o te� l�dowanie wielkiego czterosilnikowe-go turbo�mig�owego transportowca C-130 hercules, bo takie same maszyny by�y w wyposa�eniu 167 eskadry lotnictwa. Nikt z personelu pomocniczego nie zauwa�y� nawet, �e zamiast typowych emblemat�w Gwardii Narodowej ten samolot ma wymalowane matowoczarn� farb� oznakowanie regularnej armii. Siedmioro cz�onk�w grupy TALON Force pospiesznie zaj�o miejsca w granatowej furgonetce. Mia�a ich podwie�� do czekaj�cego transportowca. Wszyscy byli ju� ubrani w czarne kombinezony BDU bez pagon�w, naszywek czy oznacze�. Nikt nie zadawa� �adnych pyta�, znali regulamin. We w�a�ciwym czasie zostan� zapoznani z sytuacj�. Tylko Stan Powczuk bez przerwy mamrota� pod nosem: - Jezus, Maria! J�zefie �wi�ty! Przekl�ta Wirginia Zachodnia. Dlaczego, do cholery, nie mo�emy startowa� z miejsca po�o�onego bli�ej celu, dok�d mogliby�my wr�ci� cho�by na mu�ach? Sara Greene wbija�a wzrok w pod�og� auta. - A ilu szpieg�w lub �owc�w sensacji mo�e obserwowa� t� baz�? - odpowiedzia�a p�g�osem. - Masz racj� - mrukn�� Stan. - Pewnie i tak powinienem si� cieszy�, �e �aden nawiedzony maniak nie wtyka nosa w moje �ycie prywatne. 23 Travis Barrett obserwowa� oboje w milczeniu, zas�uchany w rytmiczne stukanie k� na ��czeniach betonowej nawierzchni. U�miechn�� si� lekko. Wci�� dr�czy�y go wyrzuty sumienia, �e musia� zostawi� dzieci na ranczu. Samoch�d zatrzyma� si� z piskiem hamulc�w. Dw�ch nosz�cych czarne berety �andarm�w si� powietrznych, uzbrojonych w pistolety M-16, kt�rzy stanowili ich eskort� od chwili przybycia do bazy, otworzy�o tylne drzwi furgonetki. Na migi dali zna�, �eby uwa�a� na wiruj�ce w pobli�u �mig�a silnik�w numer 1 i 2. Zaj�li pozycje po obu stronach auta, czujnie rozgl�daj�c si� na boki niczym agenci prezydenckiej ochrony. Travis wysiad� ostatni. Ledwie min�� otwarte drzwi furgonetki, przystan�� na widok porucznik Jennifer Olsen. P�d powietrza wyrzucanego spod �migie� rozwiewa� jej kr�tko obci�te blond w�osy. - Co� si� sta�o, Jen? - zapyta�. Olsen szybko chwyci�a go za klapy rozpi�tego kombinezonu, przyci�gn�a do siebie i �arliwie poca�owa�a. - B�g jeden raczy wiedzie�, kiedy zn�w b�dziemy mieli ku temu okazj�! - powiedzia�a z u�miechem, przekrzykuj�c ryk silnik�w. Odwr�ci�a si� na pi�cie, w paru susach pokona�a odleg�o�� dziel�c� ich od samolotu i wbieg�a po schodkach do �rodka. Travis jeszcze przez chwil� sta� zaskoczony. W ko�cu otar� usta i mrukn��: - Mnie r�wnie� mi�o ci� widzie�, porucznik Olsen. Zauwa�y�, �e przez opuszczon� klap� ogonow� technicy �aduj� do przedzia�u transportowego du�e plastikowe skrzynie w barwach maskuj�cych, w kt�rych znajdowa� si� specjalistyczny sprz�t techniczny dru�yny Eagle. Wbieg� po schodkach, zanurkowa� pod stalow� grodzi� i wszed� do przestronnego g��wnego przedzia�u samolotu. Po�rodku przedniej cz�ci sta� ju� rozstawiony sprz�t ��czno�ci satelitarnej Sama Wonga. Po bokach, naprzeciwko siebie, siedzia�o sze�ciu cz�onk�w grupy przypi�tych pasami do sk�adanych fotelik�w. Sara, Jen i pot�ny Jack zajmowali miejsca z prawej strony. Hunter, Sam i Stan z lewej, bli�ej wej�cia. W tylnej cz�ci przedzia�u, na aluminiowej palecie, le�a� przymocowany do pod�ogi jaki� pod�u�ny obiekt dziesi�ciometrowej d�ugo�ci i ponadmetro-wej �rednicy. Na zakrywaj�cym go cienkim czarnym brezencie w kilku miejscach by� wymalowany bia�� farb� napis: PROJEKT NADZIEJA, a poni�ej mniejszymi ��tymi literami - SPRZ�T MEDYCZNY. Wielko�� i kszta�t pakunku niewiele m�wi�y. Jeszcze dalej, przy podnosz�cej si� w�a�nie klapie za�adunkowej transportowca, tak�e na przytwierdzonych do pod�ogi paletach znajdowa�y si� skrzynie ze sprz�tem TALON Force. Travis stan�� w rozkroku, by �atwiej utrzyma� r�wnowag� w rozp�dzaj�cej si� maszynie. Przez cienkie poszycie dolatywa�o coraz g�o�niejsze wycie silnik�w. Po chwili podszed� do najbli�szego fotelika, usiad� i zapi�� pasy. Po 24 zabezpieczeniu rampy oficer techniczny zbli�y� si� do za�ogi. Opar� si� o tajemniczy �adunek z napisem PROJEKT NADZIEJA i wyrecytowa� standardowy komunikat: - Na wypadek nieprzewidzianej sytuacji alarmowej podczas lotu... Hercules nie zatrzyma� si� na pocz�tku pasa, tylko po wykonaniu skr�tu zacz�� od razu przyspiesza� do startu. Oficer techniczny szybko usiad� i przypi�� si� do fotelika. Wycie silnik�w przesz�o w og�uszaj�cy ryk. Barrett po raz kolejny nie m�g� si� nadziwi�, jakim cudem taki kolos w og�le mo�e si� wzbi� w powietrze. Wkr�tce maszyna wysoko zadar�a dzi�b. Par� sekund p�niej rozleg� si� syk uk�ad�w hydraulicznych. Metaliczny trzask oznajmi�, �e podwozie zosta�o schowane. Sze�� minut p�niej transportowiec wyr�wna� lot. Hunter, jak na pilota przysta�o, natychmiast wyczu� zmniejszenie obrot�w po osi�gni�ciu pu�apu podr�nego. Oficer techniczny wsta� z fotelika, r�k�pozdrowi� Travisa i wbieg� po schodkach do kabiny pilot�w. Grupa TALON Force zosta�a sama. Kiedy i Barrett rozpi�� pasy, pozosta�a sz�stka szybko posz�a w jego �lady. Drobny Sam Wong pobieg� na ty� przedzia�u, otworzy� skrzyni� ze sprz�tem, zacz�� kolejno zdejmowa� z uchwyt�w niezwyk�e, szarobrunatne, lekkie he�my i podawa� je cz�onkom grupy. Ostatni na�o�y� sobie na g�ow� i b�yskawicznie przebieg� palcami po klawiszach panelu sterowania umieszczonego pod obrze�em. Innym nie sz�o jeszcze tak sprawnie zak�adanie asymetrycznych he�m�w, w��czanie urz�dze� elektronicznych i rozsuwanie �ukowatych wysi�gnik�w, biegn�cych od ko�ci policzkowych a� przed oczy. W s�uchawkach od razu rozleg�y si� w�ciek�e pomruki Stan� wzmocnione niemal do poziomu wytrzyma�o�ci b�benk�w. Wszyscy, krzywi�c si� bole�nie, zacz�li szybko mruga� do soczewki uk�adu steruj�cego, �eby �ciszy� urz�dzenia. -Do jasnej cholery, Sammy! Odczytuj�c twoj� wiadomo��, czuj� si�jak w angolskim obozie pracy przymusowej. Je�li nie wyregulujesz napi�cia w moim odbiorniku, to ci wpakuj� do plecaka dodatkowy balast! - Dobra, dobra. - Mi�kki g�os Wonga zabrzmia� w s�uchawkach prawie tak, j akby Sam ka�demu r�wnocze�nie szepta� do ucha. - Wiemy ju�, �e mamy ��czno�� ze Stanem. Jack? - Wszystko gra, kurduplu! - odpar� rado�nie DuBois g�osem przypominaj�cym ryk nied�wiedzia w g��bi wielkiej jaskini, jak gdyby zapomnia� ju�, �e czu�e urz�dzenia he�m�w s� w stanie wy�owi� nawet najcichszy szept. - Hunter? - Dziesi�� na dziesi��. - Sara? - Dobry wiecz�r wszystkim. Mi�o mi znowu was widzie�. -Jen? - Czy Chi�czycy maj�tak�e sko�ne fiutki, Sammy? 25 Wong zachichota�. - Mo�e kt�rego� dnia b�dziesz mia�a okazj� to sprawdzi�, aryjska ksi�niczko. Tw�j he�m tak�e funkcjonuje bez zarzutu, szefie? - Witam wszystkich. Wygl�da na to, �e zabawki Wuja Sama pracuj� na medal - powiedzia� Travis p�g�osem. Wiedzia�, �e wszyscy go doskonale s�ysz�. Jen przeszy� dreszcz na brzmienie g�osu Barretta. - Zabawki grupy Eagle musz� by� zawsze na chodzie, szefie - odpar� Sam. - Nie mo�e by� inaczej, skoro sam he�m jest wart sto osiemdziesi�t sze�� tysi�cy dolar�w. Mamy jeden zapasowy, ale postarajcie si� nie zniszczy� w�asnego. A gdyby�cie mieli go zgubi�, to najlepiej razem z g�ow�. - Uwaga! - w��czy� si� Travis, nie chc�c traci� czasu. - Zaczynamy odpraw�. Wszyscy na pewno odebrali�cie wst�pne raporty w czasie przelotu do Martinsburga, spr�bujcie si� wi�c teraz skupi�. Mamy paskudne zadanie. Jen? Porucznik Olsen z wywiadu marynarki wojennej szybko poda�a Wongo-wi miniaturowy dysk optyczny. Sam wsun�� go do czytnika ma�ego szyfruj�cego radiokomputera, kt�ry nosi� przy czarnym elastycznym pasie. Kr�tka antenka urz�dzenia by�a ledwie widoczna. Chi�czyk obr�ci� pas na biodrach i zacz�� wciska� male�kie klawisze. Cz�onkowie grupy podnie�li wzrok na niewielkie, przypominaj�ce mo-nokl aparaty znajduj�ce si� na ko�cach wysi�gnik�w przy he�mach. W jednej chwili znale�li si� w wirtualnej rzeczywisto�ci tworzonej przez projektory holograficzne, kt�re rzutowa�y obrazy bezpo�rednio na siatk�wce oka. Ca�e pole widzenia zape�ni�y rz�dki ma�ych, czerwonych, nieco kanciastych literek. Gdyby kto� chcia� si� uwolni� od tego obrazu, wystarczy�o spu�ci� wzrok z projektora. A ca�e to ultranowoczesne wyposa�enie komputerowe mie�ci�o si� w kompozytowym, grafitowo- kevlarowym he�mie, kt�ry wa�y� zaledwie sze��set gram�w. Dwie sekundy p�niej tekst przed oczyma cz�onk�w TALON Force zast�pi�y tr�jwymiarowe obrazy - na tyle wyra�ne, kontrastowe i szczeg�owe, na ile mog� by� wywiadowcze fotografie wysokiej rozdzielczo�ci. - Trzeba podzi�kowa� genera�owi Kraussowi - mrukn�� Hunter, nie odrywaj�c wzroku od pierwszego zdj�cia. - Dok�adno�� obrazu jest zadziwiaj�ca. - Oto mapa Kuby, z wolna trac�cego blask komunistycznego klejnotu w�r�d Wysp Karaibskich - odezwa�a si� pospiesznie Jen. - Zwr��cie uwag� na zachodni� cz�� po�o�onej na �rodku wyspy prowincji Cienfuegos, regionu uprawy trzciny cukrowej. Stolic� tego obszaru jest port o tej samej nazwie, Cienfuegos, le��cy na p�nocno-zachodnim kra�cu zatoki wrzynaj�cej si� w po�udniowe wybrze�e. To ogromny port oceaniczny, najwi�kszy o�rodek prze�adunkowy cukru na �wiecie. W centrum miasta znajduje si� pi�kna, malownicza star�wka o typowej hiszpa�skiej kolonialnej architekturze. Tyle dobrych wiadomo�ci. Reszta jest zdecydowanie nieprzyjemna. 26 Na obrazie holograficznym ukaza�o si� zbli�enie rozleg�ego portu nad zatok� Cienfuegos. - To naj�wie�sze zdj�cie satelitarne, pochodz�ce najwy�ej sprzed dwunastu godzin - ci�gn�a Olsen. - Macie tu na�o�one trzy obrazy: rzeczywisty, podczerwony i topograficzny. Zwr��cie uwag� na portowe nabrze�a za�adunkowe na wsch�d od star�wki, tam, gdzie stoj� przycumowane najwi�ksze statki oceaniczne. A teraz pow�drujcie wzrokiem dalej na wsch�d wzd�u� wybrze�a. Widzicie te dwa pier�cienie z dala od zabudowa�? - Jasne. -Tak. - O cholera! - No w�a�nie - podsumowa�a Jen. - Szanowni pa�stwo, oto przed wami niedawno uruchomiona, zbudowana przez Rosjan elektrownia atomowa Ju-ragua. Pojawi�o si� kolejne zdj�cie, tym razem wykonane z Ziemi. Ukazywa�o kopulasto sklepione, masywne budowle w otoczeniu ni�szych hal i kilkunastu wysokich �urawi budowlanych. - Tak wygl�da�a jeszcze podczas budowy, w 1985 - wyja�ni�a Olsen. - Konstruuj� tam bro� atomow�- szepn�� Stan. - Pewnie - doda� pos�pnym tonem Jack. - Kuba�czycy robi� w�asn� bomb�. - Mylicie si�, ch�opcy - odpar�a Jen. - Niestety, mamy do czynienia z j esz-cze powa�niejszym zagro�eniem. Wszyscy z wyj�tkiem Travisa zerkn�li na ni� spod obrze�y he�m�w. - W elektrowni pracuj� dwa rosyjskie reaktory typu V 318. To eksportowa wersja starszych V 440 z ci�nieniowym wodnym obiegiem ch�odz�cym. To ju� nie ten sam z�om, kt�ry stopi� si� w Czarnobylu w 1986, ale i tak nie spe�nia wymog�w bezpiecze�stwa przyj�tych w krajach zachodnich. Rosjanie rozpocz�li monta� tych reaktor�w w 1983, ale ju� we wrze�niu 1992, kr�tko po rozpadzie Zwi�zku Radzieckiego, zarzucili produkcj�, zostawiaj�c nawet kilka nie zrealizowanych zam�wie�. Jednak w 1997 roku, gdy Kuba uzyska�a trzysta milion�w dolar�w od europejskich inwestor�w, a dawni komunistyczni przyjaciele z Moskwy hojnie dorzucili osiemset milion�w, wznowiono produkcj�. Gdyby�cie kiedy� mieli w�tpliwo�ci, na co id� p�acone przez was podatki, to nie zapominajcie o pomocy humanitarnej udzielanej Iwanom przez administracj� Clintona. W ka�dym razie trzy miesi�ce temu... nast�pi� rozruch elektrowni Juragua. - Przejd� wreszcie do X7&ZTy - wtr�ci� zniecierpliwiony Hunter. - Elektrownia stanowi dla nas zagro�enie, nawet je�li jest wykorzystywana wy��cznie do produkcji pr�du - doda�a Sara mentorskim tonem dzia�acza Greenpeace. - Kuba to jeden z najbardziej zaniedbanych ekologicznie kraj�w �wiata. Alemendares przep�ywaj�ca przez Hawan� to najbardziej ska�ona rzeka zachodniej p�kuli, jeden wielki �ciek, prawie ca�kowicie pozbawiony 27 fauny i flory. Otaczaj�ce Kub� skupiska raf koralowych, najwi�ksze na zachodniej p�kuli, zosta�y niemal w po�owie zniszczone z powodu ska�enia odpadami przemys�owymi. Od pocz�tku lat osiemdziesi�tych Castro przeznacza miliardy dolar�w na badania i rozw�j przemys�u biotechnicznego oraz chemicznego. Z powodu ska�enia �rodowiska trzeba ju� by�o ewakuowa� mieszka�c�w kilku region�w na Kubie. Jak mieliby�my wi�c uwierzy�, �e Kuba�czycy poradz� sobie z usuwaniem odpad�w radioaktywnych czy cho�by kontrol� reaktor�w zbudowanych przez tych samych sowieckich geniuszy, kt�rzy doprowadzili do katastrofy w Czarnobylu i �mierci stu dwudziestu pi�ciu tysi�cy ludzi?! - Sara ma ca�kowit� racj� - powiedzia�a Jen. - Reaktory elektrowni Jura-gua nie tylko znajduj� si� na mocno nawodnionym gruncie. Le�� te� w rejonie podwy�szonej aktywno�ci sejsmicznej. Ale... i to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. - Matko Boska! - szepn�� Hunter. - Ju� nast�pi� wyciek? -Nie - odpar�a szybko Olsen. - Ale wed�ug naj�wie�szych, dok�adnie sprawdzonych informacji wywiadowczych wkr�tce mo�e do tego doj�� na skutek akcji dywersyjnej ugrupowania terrorystycznego o nazwie Miecze Allaha. - Chryste - sykn�� Jack. - Sprawa jest... - Jen zawaha�a si�. - Nawet nie wiem, jak to okre�li�... Krytyczna to z�e s�owo... Krytyczna do dziesi�tej pot�gi. Je�li Mieczom uda si� wysadzi� w powietrze reaktory elektrowni Juragua, b�dziemy mieli... - ...katastrof� atomow�- wpad�a jej w s�owo Sara, podrywaj�c si� z fotelika - przy kt�rej awaria w Czarnobylu to drobny wypadek w Disneylandzie. W tysi�cmegawatowym reaktorze j �drowym znaj duj e si� tyle rozszczepialnego paliwa o d�ugim czasie po�owicznego rozpadu, co w tysi�cu takich bomb, jaka spad�a na Hiroszim�. W ci�gu czterech dni od stopienia reaktora na Kubie utworzy si� radioaktywna chmura zakrywaj�ca wszystkie po�udniowo--wschodnie stany od Waszyngtonu po Houston! Lekko licz�c, b�dziemy mieli po p� miliona ofiar napromieniowania rocznie! - Matko przenaj�wi�tsza - mrukn�� Stan. - A i to przy sprzyjaj�cych wiatrach - ci�gn�a Sara, z trudem �api�c oddech. - Je�li Juragua si� stopi w okresie p�nocno-wschodniej cyrkulacji powietrza, wed�ug ostro�nych szacunk�w Komisji Energii Atomowej nale�y si� spodziewa� dwudziestu milion�w ofiar w ci�gu pi�tnastu lat. Ludzie b�d� umierali z powodu choroby popromiennej, jak te� raka tarczycy i bia�aczki. - Kiedy Miecze planuj� atak na elektrowni�? - zapyta� rzeczowo Sam. - Niekt�rzy z was pewnie ju� s�yszeli o Mieczach Allaha. To arabskie ugrupowanie muzu�ma�skich fundamentalist�w uchodzi za najbardziej bezwzgl�dne i nieobliczalne. Nale�� do niego ludzie, kt�rym od wczesnej m�odo�ci wmawiano, �e Stany Zjednoczone s� wytworem szatana. Uczeni od ma�ego nienawi�ci do Amerykan�w stali si� najgro�niejszymi, zaciek�ymi przeciwnikami zachodniej demokracji, gotowymi bez wahania po�wi�ci� w�asne 28 �ycie, je�li tylko przy okazji b�d� mogli pos�a� na tamten �wiat z dziesi�ciu naszych rodak�w. To najbardziej fanatyczn

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!