Brat mojego męża - Danka Braun

Szczegóły
Tytuł Brat mojego męża - Danka Braun
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Brat mojego męża - Danka Braun PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Brat mojego męża - Danka Braun pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Brat mojego męża - Danka Braun Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Brat mojego męża - Danka Braun Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Spis treści Karta redakcyjna   Dedykacja   Prolog. Grudzień 2019 CZĘŚĆ PIERWSZA. DIANA I PAWEŁ Rozdział 1. Pięć miesięcy później Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 CZĘŚĆ DRUGA. DIANA I PIOTR Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Strona 4 Rozdział 28 CZĘŚĆ TRZECIA. PIOTR I PAWEŁ Rozdział 29 Rozdział 30. Piotr Rozdział 31. Piotr Rozdział 32. Piotr Rozdział 33. Piotr Rozdział 34 Rozdział 35. Piotr Rozdział 36. Piotr Rozdział 37. Piotr Rozdział 38. Piotr Rozdział 39 Rozdział 40 Rozdział 41. Piotr Rozdział 42. Piotr Rozdział 43. Piotr Rozdział 44. Piotr Rozdział 45 Rozdział 46. Piotr Rozdział 47. Piotr Rozdział 48 Rozdział 49. Piotr CZĘŚĆ CZWARTA. CISOWSCY Rozdział 50 Rozdział 51 Rozdział 52 Rozdział 53 Rozdział 54 Rozdział 55. Diana Rozdział 56. Diana Rozdział 57. Diana Rozdział 58 Rozdział 59 Rozdział 60 Epilog. Rok później Strona 5   Wydawnictwo poleca Strona 6   Copyright © by Grupa Wydawnicza Literatura Inspiruje Sp. z o.o., 2022   Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved Książka ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w jakikolwiek inny spo- sób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.   Redakcja: Sylwia Drożdżyk-Reszka Korekta: Justyna Jakubczyk, Agnieszka Brach Projekt graficzny okładki: Marta Grabowska DTP: Justyna Jakubczyk Zdjęcie na okładce: Copyright © feedough (iStock)   ISBN 978-83-67173-22-3   Gdańsk/Warszawa 2022   Wydawnictwo Prozami [email protected] www.prozami.pl www.literaturainspiruje.pl   Konwersja: eLitera s.c. Strona 7         Mojej Mamie, Wiesławie Kluczewskiej – najwierniejszej czytelniczce moich książek Strona 8 Prolog Grudzień 2019 Paweł Cisowski pogłośnił radio i nacisnął pedał gazu. Rozgło- śnia puszczała jego ulubioną piosenkę Tiny Turner. Spojrzał na zegar na tablicy rozdzielczej, była 22:10. Zadzwoniła ko- mórka. Odebrał. – Cześć. Jadę do ciebie, powinienem być za pół godziny  – powiedział do telefonu. – Dlaczego późno? Mamy przed sobą całą noc. Czeka nas niezła zabawa. Czy to ważne, co jej powie- działem? Grunt, że zaraz się zabawimy. – Na chwilkę zamilkł, wsłuchując się w  słowa po drugiej stronie linii.  – Naprawdę? Super. Dobrze, wstąpię na stację benzynową i  kupię wódkę. Ile? Dwie? A  ile prezerwatyw?  – Zaśmiał się.  – Dlaczego nie? Kondomy zawsze są potrzebne. No to na razie. Odłożył telefon i zaczerpnął głęboko powietrza. Jakoś dziw- nie się czuł, dlatego otworzył okno w  samochodzie, ale po chwili zamknął, gdy poczuł mroźny powiew. Zrobiło mu się zimno. Cholera, czy to nie przeziębienie? Jeszcze tego brako- wało, żeby zachorować teraz, kiedy wszystko ma się zmienić. Przyszłość rysowała się w fantastycznych kolorach. Paweł po- czuł w sobie nagłą falę ekscytacji. Koniec z nudą. Żegnaj, sta- gnacjo. Teraz będzie inaczej. Przed nim nowy początek, nowe życie. Uśmiechnął się do swoich myśli. Znowu ogarnęło go błogie znużenie. Nagle coś zabrzęczało w aucie. Kurwa, nie tylko ja zaczynam szwankować, lecz także moja audica – pomyślał. Żeby tylko dojechać na miejsce, nie- dobrze by było wzywać lawetę. W Krakowie trzeba będzie wy- brać się do warsztatu. Zwiększył ogrzewanie. Po chwili wnętrze audi wypełniło się przyjemnym ciepełkiem. O, teraz jest dobrze. Bardzo przyjemnie… Baaardzo… Nie zauważył, gdy samochód skręcił w lewo, zjeżdżając na drugi pas jezdni. Strona 9 Poczuł dopiero zderzenie z drzewem i… ból. Okropny ból. Ale trwało to chwilę. Na szczęście śmierć przyszła szybko. Strona 10 Część pierwsza Diana i Paweł Strona 11 Rozdział 1 Pięć miesięcy później Dziś jest wyjątkowo zimno. Dawno nie było tak mroźnego maja. Wracam z Olkusza. Musiałam zrobić zakupy. Pandemia pandemią, ale jeść trzeba, a w sklepiku Sawickiej nie ma zbyt dużego wyboru. Dodaję gazu, żeby pokonać wzniesienie, i  podjeżdżam pod nasz dom. Pilotem otwieram bramę wjaz- dową i parkuję na podjeździe. Drzwi domu się otwierają i wi- dzę w nich buźkę Kariny. – Mamusiu, kupiłaś mi czekoladki i kredki do malowania? – Wejdź szybko do środka, bo się przeziębisz  – mówię do córeczki. – Nie przeziębię się, bo jest już wiosna. – Ale jest zimno. Z tyłu za Kariną ukazuje się masywna postać pani Wandy. – Nie da się jej upilnować. Gdzie masz pantofle? – woła ko- bieta. – Mamy ogrzewanie podłogowe, można chodzić boso  – przekomarza się nasza młodsza latorośl. Co za zwariowana pogoda, maj, a  my musimy jeszcze ogrzewać dom – smutna refleksja przelatuje mi przez głowę. Na myśl o rachunku za gaz i elektryczność od razu robi mi się gorąco. Nie wiem, jak długo możemy liczyć na wspaniałomy- ślną pomoc twojego ojca. Na razie przelewa co miesiąc na moje konto trzy tysiące złotych, ale nie wiadomo, jak długo będzie to robił, ma przecież żonę. Młodą żonę, która ma wy- jątkowo duże wymagania finansowe. Za trzy tysiące mogłaby sobie kupić nową torebkę lub fajne nowe buty – ona przecież musi mieć wszystko z najwyższej półki, drogie i firmowe. Strona 12 Wciąż się zastanawiam, jak taki inteligentny człowiek jak mój teść mógł poślubić tę pazerną imbecylkę. Nie musiał się z  nią żenić, wystarczyłoby, gdyby co miesiąc wpłacał na jej konto zadowalającą ją sumkę. Przy odpowiednich pertrakta- cjach mógłby zaoszczędzić dużo forsy. Nie powinnam jej osądzać, bo czy byłam od niej lepsza? Za- chodząc w  ciążę, też liczyłam na to, że podpiszesz cyrograf przed ołtarzem. Wchodzę do strefy kuchennej i rozpakowuję zakupy. Nasz dom jest duży, wygodny i  ładnie urządzony. Otwarta prze- strzeń strefy dziennej sprawia wrażenie przestronności. Cie- szę się, że udało mi się zablokować twój pomysł, gdy planowa- łeś wyłożyć całą podłogę marmurem. Na moją prośbę, zaak- ceptowaną przez twojego ojca, zrobiliśmy to tylko w  holu, kuchni i jadalni, a w saloniku daliśmy drewno. Nie miałam dużo do powiedzenia w  kwestii wystroju wnętrz, bo to ty ze swoim ojcem wszystko finansowaliście i dlatego zawsze decyzja należała do was. Na szczęście deko- ratorka wnętrz miała dobry smak i gust podobny do mojego, dzięki temu czuję się tu dobrze. Na blat szafek kuchennych wskakuje Filuś, jak zwykle cie- kawy, co kupiłam. Nie muszę go przeganiać, bo robi to za mnie pani Wanda. – A kysz, wstrętny kocie! – woła. – To najgłupszy kot, jakie- go widziałam. Strasznie go rozpieściliście. Kto to widział po- zwalać mu na łażenie po blatach i stołach. – Nie pozwalamy, niestety nie mam zdolności pedagogicz- nych, bo mnie nie słucha – wzdycham. – Pawła też nie słuchał. – Za bardzo się z nim certolisz, niech łapie myszy i nornice, a  nie zajada się przysmakami. Ten kot ma lepiej niż dzieci w Afryce. Strona 13 – Chyba tak, pani Wando.  – Siadam zmęczona na krześle przy stole. – Zrobić ci kawy? Specjalnie na ciebie czekałam, żebyśmy mogły razem ją wypić. Wczoraj upiekłam ciasto i udało mi się uratować kawałek przed łakomstwem mojego Leszka. – Pani Wandziu, co ja bym bez pani zrobiła? Jak to dobrze, że panią mam. To była prawda. Najlepsze, co mnie spotkało w Żuradzie Le- śnej, to sąsiedztwo. Kupno działki od Leszka Kieresa było naj- lepszym twoim pomysłem, Pawle. Zarówno pan Leszek, jak i jego żona zawsze byli wspaniałymi sąsiadami. Od początku okazywali nam życzliwość i chęć pomocy. Sam fakt, że sprze- dali nam bardzo tanio parcelę, świadczył o  ich przyjaźni i  sympatii do nas. Wiem, że pan Leszek był kuzynem twojej mamy i  przyjacielem ojca, ale to wcale go nie obligowało do pozbywania się ładnej działki za połowę rynkowej ceny. Sły- szałam, że jego żonie nie za bardzo to pasowało, ale postawił na swoim, bo to on wniósł ziemię do ich małżeństwa. Mimo to lubiłam panią Grażynę i  nigdy nie czułam do niej żalu, że chciała zarobić więcej na sprzedaży nieruchomości. Przykro mi było, gdy zabił ją nowotwór. Była dla mnie niczym ciocia. Trochę mniej serca mam dla Marceliny. Zawsze sprawiała ro- dzicom kłopoty, ale po śmierci matki stała się wyjątkowo ci- ężkim przypadkiem. Współczuję panu Leszkowi i pani Wan- dzie, że muszą znosić jej humory i  wybryki. Wszystko wska- zuje na to, że znowu zawali rok. Wywalili ją z medycyny, ale na farmacji też ma problemy z zaliczaniem egzaminów. Zdzi- wiłbyś się, jak się ostatnio zmieniła. Zawsze brałeś ją w obro- nę i  usprawiedliwiałeś jej niewłaściwe zachowanie, ale teraz sam stwierdziłbyś, że postępuje paskudnie. Może jestem dla niej zbyt surowa, ale oburza mnie sposób, w jaki traktuje swo- ją babcię – ja nigdy się tak nie zachowywałam w stosunku do mojej. Wiem, że utrata matki była dla niej wielką traumą, ale Strona 14 to nie usprawiedliwia jej chamskich odzywek i roszczeniowej postawy. – Diana, zejdź na ziemię – słyszę słowa pani Wandy. – Zno- wu błądzisz myślami. – Myślałam o Marcelinie. Jest w domu czy pojechała do Kra- kowa? Czoło pani Wandy marszczy się i kobieta wzdycha. – Chyba pojechała, bo nie widzę jej samochodu. Wyłudziła od ojca dwa tysiące złotych i się zmyła. Przecież teraz, w cza- sie pandemii, wszystkie zajęcia są prowadzone zdalnie. Po- winna zrezygnować z wynajętego mieszkania i mieszkać tutaj z ojcem i babką. – Pani Wandziu, młodzi wolą mieszkać sami. Co ona by ro- biła w Żuradzie? – A  co ma do roboty w  Krakowie? Przecież jest lockdown. Wszystko pozamykane. I  restauracje, i  kina, i  teatry. Znowu suszy Leszkowi głowę, żeby kupił jej mieszkanie. – Inwestycja w  nieruchomości w  dużych miastach jest do- brym interesem. Gdyby nawet Marcelina wróciła do Żurady Leśnej, mieszkanie można wynająć. – I tu się mylisz, Diana. Teraz wcale nie jest tak łatwo o na- jemców. Leszka znajomy z  Krakowa, który ma kamienicę w  Śródmieściu, narzeka, że nie ma komu wynająć trzech mieszkań. Przez pandemię studenci wrócili do swoich do- mów i coraz więcej ludzi pracuje zdalnie. – Przecież pandemia nie będzie trwała wiecznie  – mówię, siedząc w fotelu i popijając kawę. – Jeśli lokale stoją wolne, to dlaczego wzrosła cena nieruchomości? Mieszkania w  Krako- wie ostatnio bardzo podrożały. – Skąd wiesz? Nie od razu odpowiadam. Strona 15 – Pyszne ciasto, pani Wandziu. Ten sernik to z sera mielo- nego? – Nie zagaduj.  – Kobieta nie spuszcza ze mnie wzroku.  – Chcesz się przenieś do Krakowa? Odchrząkuję w pięść i odwzajemniam spojrzenie. – Coraz częściej się nad tym zastanawiam. Kiedy obronię pracę magisterską, rozejrzę się za jakimś zajęciem, a w Krako- wie dużo łatwiej znaleźć dobrą pracę niż w Olkuszu. – Przecież tłumaczenia możesz robić tutaj, teraz wszystkie firmy preferują pracę zdalną. Gdzie ci będzie lepiej niż w Żu- radzie? Co zrobisz z dziećmi? – Racja, pani Wandziu, tu mam panią, a  w  Krakowie nie miałabym nikogo. Ale… ten dom… Tu wszystko mi się kojarzy z Pawłem. – To zrób mały remont, przemaluj ściany, poprzestawiaj meble. Wtedy dom będzie wyglądał trochę inaczej. Leszek po śmierci synowej za moją radą wszystko pozmieniał. – Wiem, widziałam. Ale to dla mnie takie trudne… – Doskonale cię rozumiem. Kiedy uporasz się już z żałobą, rzeczywiście powinnaś ułożyć sobie życie na nowo. Chyba Henryk nie powinien mieć nic przeciwko temu. – Zmarszczy- ła brwi. – Hmm, tak rozpaczał po śmierci Lidii, ale dość szyb- ko się pocieszył. – No nie tak szybko, dopiero po pięciu latach. – Nie zarzucam mu, że się powtórnie ożenił, ale wziąć sobie na żonę dziewczynę w wieku synów to już przesada. – Nie tak całkiem w wieku synów, przecież Paweł był młod- szy od Patrycji o całe pięć lat. – Chociaż staram się powiedzieć to lekkim tonem, wyczuwa się sarkazm. – Heniek na starość całkiem ogłupiał! Sama nie wiem, co bym wolała, czy żeby mój Leszek do końca życia był wdow- Strona 16 cem, czy żeby ożenił się z  taką młodą latawicą. Ale mimo wszystko chyba wolałabym to pierwsze. Chociaż wstydu by mi oszczędził. – Znowu westchnięcie. – Chciałabym, żeby kiedyś się ponownie ożenił, ale z  odpowiednią kobietą. Nie jest do- brze być samemu na tym świecie. Kiedy mnie zabraknie, nie będzie miał kto o niego zadbać. – Pani Wandziu, pan Leszek jeszcze długo nie będzie sam. Jest pani w świetnej formie, dożyje pani setki. Oprócz tego ma Marcelinę. – Wolałabym, żeby to mnie Pan Bóg zabrał, a nie moją sy- nową. To niesprawiedliwe, gdy młodzi umierają, a starzy wci- ąż żyją. – Pani Wandziu, wcale nie jest pani stara, co to jest siedem- dziesiąt dziewięć lat. Do setki daleko. – Powiedz lepiej, dlaczego chcesz się wyprowadzić z Żura- dy. Nie wiem, czy by się to spodobało twojemu teściowi. – To jest nasz dom, nie teścia. Pawła i mój. – Ale Henryk go sfinansował. – Nie do końca. Paweł przez ponad dziesięć lat był jego wy- robnikiem. To on załatwiał większość zagranicznych kontrak- tów. Ja też mam jakiś wkład, bo to ja spotykałam się i negocjo- wałam z  Niemcami, najlepszymi jego kontrahentami. Prze- cież mój teść zna tylko rosyjski i trochę francuski. – No cóż, kiedy studiował, nie przywiązywano dużej wagi do znajomości języków obcych. Żyliśmy zamknięci w socjali- stycznej enklawie, tylko język rosyjski był pomocny w karierze zawodowej. – Wcale nie. W latach siedemdziesiątych, za czasów Gierka, Polacy zaczęli więcej podróżować. Studenci jeździli za granicę do pracy, turyści do Bułgarii i Jugosławii… Strona 17 – Ty mnie tu nie ucz, gdzie Polacy jeździli za Gierka, chyba lepiej znam ten temat. Jugosławia była traktowana jak kraj de- wizowy, trzeba było mieć paszport i  zaproszenie albo odpo- wiednią ilość dolarów na koncie. Też byłam w  Jugosławii na urlopie w tamtych czasach. – Wanda marszczy brwi. – Znowu odbiegamy od tematu. Nie tylko Heńkowi się nie spodoba twój pomysł sprzedaży domu, mojemu Leszkowi również. Nie po to odstąpił wam parcelę za półdarmo, żeby jacyś obcy lu- dzie tu mieszkali. Mnie też by się to nie podobało. – Pani Wandziu, nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji, tylko zadzwoniłam do biura nieruchomości. Proszę się nie mar- twić, mieszkania w  Krakowie bardzo poszły w  górę. Takie mieszkanie, jakie by mnie interesowało, kosztuje mniej więcej pół miliona, a za dom wzięłabym najwyżej siedemset tysięcy. Nie za bardzo się to opłaca. I nie wiadomo, czy w ogóle by się trafił jakiś kupiec na dom. – Tylko siedemset tysięcy? To oburzające! Przecież dom jest nowy i pięknie urządzony, no i działka dwadzieścia arów. – Liczy się miejsce. W Krakowie taki dom kosztowałby dru- gie tyle albo nawet więcej. Do pokoju wchodzi nasza córeczka. Staje przede mną z nadąsaną buzią. – Mamusiu, daj mi czekoladkę, bo jestem głodna. – Karinko, już podaję zupę. – Zrywam się z fotela. – Ale ja jestem głodna na czekoladkę, nie na zupę. – Dziś jemy zupę ogórkową, którą bardzo lubisz. – Już nie lubię zupy ogórkowej. Lubię czekoladki, które ku- piłaś w sklepie. – Czekoladki będą na deser, gdy już zjesz zupę i  mięsko z  ziemniaczkami i  surówką  – mówię, idąc do strefy kuchen- nej. Strona 18 Pani Wanda wraca do siebie, a ja podaję na stół zupę i biorę się do obierania ziemniaków. Zawsze jemy najpierw pierwsze danie, drugie podaję dopiero po godzinie. Do jadalni schodzi z piętra nasz syn, Igor. Jak na dziesięciolatka jest wyjątkowo duży i zaradny. I bystry. I inteligentny. Doskonale daje sobie radę z nauką zdalną, nie muszę przy nim sterczeć przed kom- puterem. – Znowu ogórkowa? – mówi, robiąc niezadowoloną minę. – Dlaczego „znowu”? Jedliśmy ją dwa tygodnie temu. – Właśnie że nie.  – Wyjmuje z  kieszeni smartfon i  włącza aplikację Kalendarz. – Ogórkowa była w ubiegły czwartek. – Wtedy była z ziemniakami, dziś jest z ryżem – prostuję. – Czy musisz zapisywać wszystko, co jemy? – Muszę. To dowód, że mamy zbyt monotonny jadłospis – mówi, z obrzydzeniem biorąc do ręki łyżkę. – Mamo, powin- naś nam urozmaicić jedzenie. Przeczytałem w  internecie, że tak radzą dietetycy. Zdrowa dieta powinna być urozmaicona. Dawno nie robiłaś frytek i pierogów. – Rzeczywiście frytki to najzdrowsza potrawa! – Naprawdę mamusiu?  – podchwytuje Karina.  – To ja też chcę jeść zdrowo. Zrób nam frytki na obiad. – Mama żartowała. – Syn wzrusza ramionami. Moje dzieci nie za bardzo odczuwają brak twojej obecności. To chyba dobrze, prawda? Karinka przez pierwsze tygodnie po twojej śmierci dopytywała, jak jest w  niebie, czy są tam czekoladki i  coca-cola, a  dla dużych panów piwo. O  niebie opowiadała im pani Wanda, ale każde z nich inaczej odbierało jej opowieści. Igor, który zaliczył już pierwszą komunię, do kwestii nieba i piekła podchodził bardziej filozoficznie, nato- miast Karinka z  pułapu swoich czterech lat wszystko brała bardzo dosłownie. Interesowało ją, jak wygląda niebo, kiedy zmarłym wyrastają skrzydła i  kiedy przemieniają się oni Strona 19 w  anioły, czy anioły śpią w  łóżkach, czy na kwiecistej łące i  czym bawią się aniołki dzieci. Z  kolei Igor się zastanawiał, czy anioł od razu po śmierci ma zlecone zadanie opiekować się kimś na ziemi, czy musi ukończyć jakiś kurs lub szkolenie i  czy opieką objęci są tylko krewni, czy również obcy ludzie. Nie uzyskał zadowalającej go odpowiedzi od katechety, dlate- go wypytywał panią Wandę, która była najbardziej obeznana w kwestiach wiary katolickiej. Kobieta nie przepadała za tego typu pytaniami, przede wszystkim tymi zadawanymi przez Igora, bo czterolatkę łatwiej było zadowolić odpowiedzią, ale dużo trudniej bystrego i  dociekliwego dziesięciolatka, który umie korzystać z  internetu. To ja odsyłam dzieci do pani Wandzi z tego typu pytaniami, uzasadniając, że ona lepiej im wytłumaczy sprawy wiary i  nieba, bo kiedyś była nauczyciel- ką. Staram się nie demonizować problemu twojej śmierci. Nie chcę, żeby nasze dzieci żyły w atmosferze ciągłej żałoby, per- manentnego smutku i  lęku przed umieraniem. Trochę baga- telizuję aspekt śmiertelności, przedstawiając im kres ludzkie- go istnienia w  mitologiczno-biblijnym ujęciu. Niech wierzą w  niebiańską tęczę, którą każdy człowiek kiedyś przekroczy jako granicę starego i nowego życia. W założeniu: to nowe ży- cie będzie lepsze niż to na ziemi. Chcę złagodzić im traumę sieroctwa, po co mają opłakiwać utratę ojca i  jego tragiczne odejście. Niech wierzą, że znajduje się teraz w lepszym świe- cie i że kiedyś znowu się z nim spotkają. Pani Wandzia i  pan Leszek popierają moje podejście do dzieci w  kwestii twojej śmierci, ale mój teść ma trochę inne zdanie. Wyrzuca mi, że nie pożegnałam z  powagą i  żalem jego syna, że nie kultywuję pamięci o nim, że stępiam u dzieci poczucie straty, że… Tych zarzutów w stosunku do mnie jest bardzo wiele. Nigdy nie byłam pupilką twojego ojca i nigdy za mną nie przepadał. Wiem, że odradzał ci ślub, radząc płacić tylko alimenty. W  trakcie tych prawie jedenastu lat naszego małżeństwa nie udało mi się zdobyć jego sympatii, wciąż Strona 20 traktował mnie z  pewnym dystansem. A  teraz, po twojej śmierci, czuję się jak intruz w jego rodzinie. Gdyby nie Kiere- sowie, nie miałabym w Żuradzie Leśnej żadnej przyjaznej mi duszy. Chyba miałeś rację, mówiąc, że mam problemy w na- wiązywaniu bliskich relacji z innymi ludźmi. Nigdy nie mia- łam prawdziwej przyjaciółki. Ani w  szkole, ani na studiach, ani w Żuradzie. Rzeczywiście jest ze mną coś nie tak. Kiedyś moją jedyną przyjaciółką była babcia, a  teraz jest nią pani Wanda. Nie umiem nawiązać dobrego kontaktu ze swoimi ró- wieśniczkami, ale nieźle dogaduję się z mężczyznami; w szko- le i  na studiach nie miałam koleżanek, tylko kolegów. Teraz też jedynym życzliwym mi człowiekiem  – nie licząc Kiere- sów  – jest Darek Drewniak. Wiem, że nigdy nie przepadałeś za policjantami, ale Darek jest miłym i  uczynnym człowie- kiem. Dużo mi pomógł po twoim pogrzebie. Przyjeżdżał do nas, pomagał mi z odśnieżaniem podjazdu, naprawił mi auto. Pani Wandzi nie za bardzo się to podobało, bo zaczęły krążyć po Żuradzie plotki na mój temat. Uważa, że nie wypada, że- bym przyjmowała w  domu mężczyznę, gdy mąż jeszcze nie ostygł w  grobie. Ostrzega mnie, żeby się nie powtórzyło to samo, co było z moją mamą.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!