Lynn Kurland - Przeklęci

Szczegóły
Tytuł Lynn Kurland - Przeklęci
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Lynn Kurland - Przeklęci PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Lynn Kurland - Przeklęci pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Lynn Kurland - Przeklęci Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Lynn Kurland - Przeklęci Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Nie chowaj tej książki przed żoną! I tak kupi sobie nową Strona 2 Prolog Zamek Seakirk, Anglia, 1260 Niech cię diabli, człowieku! - krzyknął Kendrick z Artane. - Nie wiesz, kim jestem? Kochanek Matyldy popatrzył na niego ironicznie. - Wiem doskonale. To bez znaczenia. Nie ma tu twego wszechpotężnego ojca, nie uratuje cię. - Zapłacisz za to głową. - Kendrick parsknął pogardliwie. Jego jasnozielone oczy błyszczały z wściekłości. - Nie prze­ żyjesz roku, gdy ojciec odkryje, co zrobiłeś. - Szarpnął łańcuchy, którymi przykuty był do wilgotnego muru. Ryszard wzruszył ramionami. - Może pomyśli, że dopadły cię wilki albo jacyś zbóje. Możliwości jest wiele. - Będziesz przeklinał ten dzień, Ryszardzie. Już ja się o to postaram... Ryszard wykrzywił się w uśmiechu i podniósł kuszę. - Cieszę się, że tak dyskretnie przywiozłeś złoto na posag Matyldy. Dzięki tobie stałem się dość zamożny. 5 Strona 3 LYNN KURLAND - Czekaj! - zawołał Kendrick. - Matylda musi przy tym być. Chcę patrzeć jej w oczy, kiedy twoja strzała przeszyje mi serce. Ryszard roześmiał się. - Oczywiście. Przyjdzie z przyjemnością - powiedział i skinął na giermka, który pognał schodami na górę. Kendrick nie odrywał wzroku od Ryszarda. Nie mógł uwie­ rzyć w wydarzenia ostatnich kilku godzin. Czy to możliwe, że wczorajszego wieczoru z tak lekkim sercem przekroczył bramy zamku, uszczęśliwiony, że król podarował mu ten majątek i lady Seakirk za żonę? Czyżby zaledwie wczoraj spojrzał na Matyldę, oczarowany jej urodą, i wyczytał na jej twarzy najpierw wyraz nienawiści, a potem 1 satysfakcji, gdy do wielkiego hallu wszedł ze swymi strażnikami Ryszard z Yorku? Kendrick powalił w walce wielu wrogów, ale z tak małą garstką swoich ludzi u boku nie miał najmniejszych San Francisco, lipiec 1995 szans na zwycięstwo. I teraz stał przykuty łańcuchami do muru, czekając na niechybną śmierć. Jak dobrze być znowu w domu. Genevieve postawiła walizkę Matylda schodziła ze schodów; kiedy ich oczy się spotkały, na chodniku, oparła teczkę z dokumentami na kolanie i z przyje­ przeklął w duchu swoją głupotę. Dlaczego był tak ślepy? mnością westchnęła na widok swego biura. Tabliczka ze znakiem Powinien był od razu przejrzeć jej zdradzieckie sztuczki: firmowym wyglądała wspaniale, roślinki w oknach uginały się nieśmiałe trzepotanie rzęsami, chytre przeinaczanie sensu słów od kwiatów, a uchylone drzwi zapraszały klientów do środka. i unikanie szczerej rozmowy. I ten uśmiech... Przeszył go Tak, to było miejsce, dokąd chętnie przychodzili właściciele dreszcz. Jej uśmiech bardziej go zmroził niż lodowaty mur za domów ze zdjęciami swoich zrujnowanych posiadłości. Przy­ plecami. chodzili w nadziei, że z pomocą jakiejś magicznej siły walące Potrząsnął głową, przeklinając własną naiwność. Okazał się się budynki wrócą do dawnej świetności. I każdy z nich, bez takim głupcem, że chyba zasłużył na to, co go czeka. wyjątku, wychodził stąd zadowolony. Genevieve była świetna Przeniósł wzrok na Ryszarda i wyzywająco patrzył swemu w swym fachu i umiała dobrać sobie równie kompetentnych zabójcy prosto w oczy. Czekał. współpracowników. Klientów jej firmy nigdy nie spotykało Strzała ze świstem przecięła powietrze. rozczarowanie. Wniosła bagaż do hallu i roześmiała się widząc ogromny powitalny transparent „Witaj w domu, Gen" zawieszony nad drzwiami jej gabinetu. Biurko zastawione było kwiatami, a pod sufitem wisiały pęki balonów. 7 Strona 4 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI - Niespodzianka! Genevieve skinęła głową i z westchnieniem oparła się Pracownicy obskoczyli ją ze wszystkich stron i kiedy wylądo­ wygodnie w fotelu. Pomyślała, że życie jest zbyt piękne, wała w swoim fotelu, w jedną rękę wcisnęli jej talerzyk z tortem, by było prawdziwe. Po ośmiu latach ciężkiej pracy jej a w drugą kieliszek ponczu. Wszyscy pytali jednocześnie: firma była w pełnym rozkwicie. Czego więcej mogła sobie - Widziałaś jakieś gwiazdy filmowe? życzyć? - Co powiedzieli na projekt? Rozejrzała się po gabinecie. No, może przydałby się jakiś - Przywiozłaś nam coś? rycerz w lśniącej zbroi. Może on wyzwoli ją z tego otaczającego Genevieve roześmiała się patrząc na to wszystko. Jak dobrze zewsząd bałaganu. znów być wśród przyjaciół. Z prawej strony stała Kate, z którą W obronnym odruchu zamknęła oczy. Firma „Dreams najdłużej pracowała - wśród zakurzonych płócien w starych Restored", choć urocza, mieściła się w niewielkim biurze, domach potrafiła wygrzebać dzieła słynnych mistrzów. Obok wciśniętym między inne maleńkie butiki w pewnym artystycz­ Peter, świetny cieśla, nieoceniony konserwator i odtwórca nym zakątku San Francisco. Małe biuro było świetne ze najdrobniejszych nawet detali. Angela, jak zwykle chora z nie­ względu na stosunkowo niski czynsz, lecz przestała się tym cierpliwości, gdy mowa była o prezentach, sterczała nad nią cieszyć, kiedy stało się za ciasne. Na biurku piętrzyły się z lewej strony, z podniecenia ledwie panując nad sobą. próbki materiałów, wzory deseni na tekturkach i fotokopie Genevieve powiedziała z uśmiechem: formularzy podatkowych z 1991 roku. Na podłodze wokół - Jeśli chodzi o gwiazdy, to widziałam tylko Wielką Nie­ biurka można było znaleźć wszystko, od gipsowych odlewów dźwiedzicę. Projekt ich zachwycił, a prezent dla ciebie, Angelo, gzymsów, po książki na temat średniowiecznej architektury. jest w walizce. - Spróbowała tortu przyglądając się całej trójce. Teraz pełno tu było jeszcze kwiatów i balonów. Na pozo­ - Czy to was satysfakcjonuje? stałych biurkach panował względny porządek. Może ten rycerz - Chcę znać wszystkie szczegóły - powiedział Peter. - Ale przytaszczyłby kilka segregatorów, jeśli już miały się na coś widzę, że musimy odłożyć to na później. Angelo, odbierz ten przydać. telefon. Gen, idę dziś po południu do Marphych. Nie objadaj - Gen, telefon do ciebie na drugiej linii. Jakiś adwokat się tortem. Czekolada ci szkodzi. z wybitnie brytyjskim akcentem. - Angela była pod wielkim - Tak, tatku - odpowiedziała z miną grzecznej dziewczynki, wrażeniem. - Może to ktoś z rodziny królewskiej? i kpiąco skinęła mu głową na pożegnanie. A więc rycerstwo nadciąga. Genevieve roześmiała się ze - Ja też znikam. - Kate ruszyła do drzwi. - Muszę załatwić swoich bzdurnych myśli. sprawy związane z twoją podróżą do Carmel. Nie zapomniałaś - Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. chyba? - W każdym razie nie odrzucaj oferty pracy. Jestem pewna, - Nie, oczywiście... Dzięki, że pamiętałaś. że Buckingham Palące dobrze płaci. - Po to tu jestem - powiedziała z uśmiechem. - Cieszę się, Genevieve podniosła słuchawkę. że już wróciłaś. Jutro zrobimy sobie długą przerwę na lunch - Słucham, Genevieve Buchanan. i wszystko mi opowiesz. Usłyszała chrząknięcie mężczyzny po drugiej stronie. 8 9 Strona 5 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI - Och, panno Buchanan, moje nazwisko Bryan McShane. Genevieve poczuła się zaintrygowana, mimo że więzy rodzin­ Jestem przedstawicielem firmy „Maledica, Smythe i deLip- ne nie kojarzyły jej się najlepiej i w głębi duszy wolała nie mieć kau", z siedzibą w Londynie. Przyleciałem na kilka dni do San do czynienia ze swymi przodkami. Niestety, tego popołudnia Francisco i chciałbym się z panią spotkać. W sprawie służ­ była już zajęta. Obiecała państwu Campbellom, że obejrzy ich bowej. posiadłość w Carmel. Przytrzymała słuchawkę ramieniem, - W sprawie służbowej? sięgając po stertę dokumentów, które musiała teraz uporząd­ Kto, na Boga, chciałby ją skarżyć? I za co? Za wypaczoną kować. podłogę w kuchni czy nierówno ułożone kafelki? Mógł umknąć - Przykro mi, panie McShane - westchnęła - ale dziś po jej jakiś drobiazg, ale zwykle stosowała się skrupulatnie do południu to niemożliwe. Czy mógłby pan przysłać mi pocztą planów zaakceptowanych przez klientów. Traktowała swoją dokumenty do przejrzenia? pracę bardzo poważnie. - Niestety, otrzymałem polecenie, by omówić tę sprawę - Chodzi o spadek - powiedział mężczyzna zniżając głos, z panią osobiście. Może pod koniec tygodnia? jakby obawiał się, że ktoś podsłuchuje. - Sprawa wymaga Przyznała w duchu, że ten adwokat jest człowiekiem osobistej rozmowy, panno Buchanan. Znajdzie pani dla mnie upartym. To stawało się naprawdę ciekawe. Myśl o odziedzi­ czas dziś po południu? czeniu jakiegoś bibelotu po szlachetnie urodzonym przodku - Panie McShane... - powiedziała powoli - chyba z kimś zaczęła ją coraz bardziej intrygować. Co to może być? I jaką mnie pan myli. Nie mam rodzeństwa, a moi zmarli rodzice historię ma ten przedmiot? A jeśli to jakiś skarb sprzed również byli jedynakami. Nie mam żadnych krewnych. wieków? - Panno Buchanan, zapewniam, że odziedziczyła pani spadek - A wieczorem? - nalegał McShane. i jest on dość pokaźny. Jest pani ostatnim żyjącym bezpośrednim - Dobrze - odparła, ku własnemu zaskoczeniu. W końcu potomkiem Matyldy z Seakirk. Rodney, ostatni hrabia Seakirk, może postarać się wrócić na późną kolację. zmarł niedawno, a mnie polecono zawiadomić panią o spadku. Podała panu McShanowi nazwę jednej z restauracji w centrum - Kto?... Czy jest pan pewien? miasta i odłożyła słuchawkę. - Hrabia Seakirk. I tak, jestem pewien. Drobiazgowo zbada­ Może to jakiś ciekawy klejnot. Skromna zawartość jej łem tę sprawę. Kiedy mogłaby pani spotkać się ze mną, by skrzynki depozytowej w banku wzbogaciłaby się o kosztowny o tym porozmawiać? drobiazg. Podpisze dokumenty potwierdzające odbiór spadku Genevieve potrząsnęła głową. i na tym sprawa się zakończy. - Przecież on musi mieć tysiące potomków... - Niestety, wszyscy pozostali albo zmarli, albo z innych powodów nie są w stanie przejąć dziedzictwa. Restauracja wydała jej się bardziej hałaśliwa niż zwykle. - Nie są w stanie? Sztućce pobrzękujące o chińską porcelanę, gulgot trunków Pan McShane milczał dłuższą chwilę. nalewanych do kieliszków, odgłosy żucia, przełykania, dyskret­ - Obłęd jest plagą tej rodziny, panno Buchanan. nego odkasływania, czkawki. Zauważyła zaczerwienienie wod- 10 11 Strona 6 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI nistoniebieskich oczu Bryana McShane'a, zmarszczki wokół Pan McShane wyciągnął z kieszeni chusteczkę do nosa jego zaciśniętych ust i żałosny brak owłosienia na czubku i przetarł okulary, które nagle zapotniały. głowy. A przede wszystkim sposób, w jaki jego palce nerwowo - Panno Buchanan, konto bankowe, które na panią czeka, przemykały po sztućcach i kryształowym kieliszku do wina. jest tak pokaźne, że wątpię, by była pani w stanie do końca Zupełnie jak trzepocące skrzydełka motyla, który boi się zaznać życia wydać jedną dwudziestą tej sumy. Ma pani do dyspozycji spoczynku, by coś, na czym usiadł, nie ożyło nagle i go nie większy majątek, niż może sobie pani wyobrazić, i całkowitą pożarło. Ten dziwny stan wyostrzonej świadomości ogarnął ją, swobodę, jak zechce pani go spożytkować. Może na odnowienie gdy usłyszała szokującą wiadomość. zamku? - Włożył okulary z powrotem na nos i utkwił w niej - Zamek? - powtórzyła przez ściśnięte gardło. wzrok. - Zamek. - Pan McShane skinął głową, poprawiając ro­ - Och, nie... - jęknęła, ściskając krawędź stołu. - To nie zedrganą dłonią węzeł krawata. - Seakirk szczyciło się może być prawda. kiedyś posiadaniem klasztoru i renomą najświetniejszego - Wspaniała fortuna, jeśli wolno mi wyrazić swoją opinię. dworu na wybrzeżu zwanym dziś Northumberland. Opactwo Okazja nie do pogardzenia. jest obecnie w ruinach, ale zamek zachował się w prawie Genevieve usilnie starała się zachować resztki zdrowego nienaruszonym stanie. Czeka jedynie na szlif nowej wła­ rozsądku. ścicielki. - Nie mogę tak po prostu zostawić pracy - powiedziała Genevieve zwilżyła usta, czuła wciąż jednak taką suchość, że przypominając sobie, ile wysiłku kosztowało ją zbudowanie sięgnęła po swój kieliszek z wodą i dwoma rykami opróżniła firmy. - Czy zdaje pan sobie sprawę, ile lat zajęło, by jego zawartość. Zamek? Nie, to chyba sen. Takie rzeczy nie przekonać ludzi, że jestem artystką w swoim zawodzie, zdarzają się w prawdziwym życiu. a nie tylko dekoratorką wnętrz? Mam klientów w całych - Pan żartuje, prawda? - wydusiła. Stanach. McShane potrząsnął głową. Nareszcie zaczęły jej wracać władze umysłowe. - Zamek należy do pani, panno Buchanan. Aby prawnie - Kocham swoją pracę - ciągnęła z przekonaniem. - Od­ wejść w jego posiadanie, musi pani tylko tam zamieszkać. krywanie oryginalnego charakteru budowli, zdejmowanie na­ Genevieve z wysiłkiem opanowała wymykające się spod kładanych latami warstw starej farby pobudza moją wyobraźnię. kontroli emocje. Oparła dłonie o stół i odsunęła się odrobinę Spodziewa się pan, że porzucę to wszystko, żeby spędzić resztę z krzesłem. Potrząsnęła gwałtownie głową. życia w zamku, który może znienawidzę od pierwszego wej­ - Nie mogę... - Znów potrząsnęła przecząco głową, na rzenia? wypadek, gdyby jej słowa nie okazały się dość przekonujące. - Ależ, panno Buchanan, co mogłoby podziałać bardziej - Proszę się nie spieszyć - powiedział McShane. - Kilka dni twórczo niż restaurowanie wspaniale zachowanego trzyna­ namysłu pomoże pani podjąć decyzję. Czy wspomniałem już, stowiecznego zamku? - Popatrzył na nią błagalnie. - Proszę że wraz z zamkiem odziedziczyła pani pokaźną fortunę? tylko pomyśleć o tych ogromnych pieniądzach i cudownych - Słucham? antykach, które mogłaby pani za nie kupić. Poza tym, 12 13 Strona 7 LYNN KURIAND PRZEKLĘCI mogłaby pani przecież kontynuować działalność zawodową twierdze, które własnoręcznie wystrugała. Były tu też kupione w Anglii. przez Genevieve repliki autentycznych, lecz nie istniejących już Och, ta żelazna logika prawników. Genevieve poczuła, że jej budowli, po których zostały jedynie te wyglądające jak zabawki niewzruszone postanowienie zaczyna chwiać się w posadach. makiety. Musi stąd uciec - szybko, zanim zrobi coś, czego później Uśmiechnęła się lekko. Ten pokój był czymś w rodzaju będzie żałować. Praca była dla niej całym życiem. Wielkim świątyni, miejscem, gdzie lubiła się zamykać, kiedy życie jej wysiłkiem zbudowała swoją firmę z niczego. Była to jedyna dopiekło. Bez względu na prawdę historyczną na temat średnio­ rzecz, jaką stworzyła całkowicie sama, bez niczyjej pomocy. To wiecza, dla niej zamek oznaczał poczucie bezpieczeństwa, ważniejsze niż pieniądze i stan posiadania. schronienie przed nawałnicami zewnętrznego świata, miejsce - Panie McShane, niestety muszę odmówić. pełne bliskich sobie ludzi, śmiechu i miłości. - Ale... - Jego ruchliwe palce zerwały się do rozpaczliwego A teraz podarowano jej zamek. lotu. - Jeśli nie przyjmie pani zamku, dostanie go jeden Czy Bryan McShane jest przebraną wróżką? Zakręciło jej się z dalekich krewnych zmarłego hrabiego. Z pewnością nie tego w głowie. Jak to by było mieć na własność domostwo przesiąk­ pani pragnie. nięte tak bardzo historią, przez wieki znaczone życiem wielu Genevieve wstała. pokoleń? Czy przywracając pierwotną formę byłaby w stanie - Muszę już iść - powiedziała z rozpaczliwą miną, odwróciła ogołocić to miejsce z warstw czasu, śladów, które pozostawili się i wybiegła z restauracji. po sobie kolejni mieszkańcy? Chyba jednak nie chciałaby tego. Przywróciłaby dawny kształt architekturze i wnętrzom, mie­ siącami szukając odpowiednich drobiazgów wystroju. To ucie­ Pół godziny później weszła do swojego mieszkania. Od­ leśnienie marzeń każdego znawcy. Ale nie tylko architektura ją ruchowo zamknęła za sobą drzwi i w ciemności oparła się o nie interesowała. plecami. Upuściła torbę na ziemię. Po chwili na podłodze W szkole podstawowej, kiedy inne dziewczynki bawiły się znalazł się też żakiet. lalkami, ona marzyła o smokach i rycerzach. W szkole średniej, Odepchnęła się od drzwi i ruszyła korytarzem licząc po gdy koleżanki martwiły się o makijaż i chłopców, ona marzyła omacku kolejne drzwi. Drugie na prawo. Położyła rękę na o smokach, rycerzach i ich średniowiecznych twierdzach. Na klamce, powoli ją przekręciła, weszła do pokoju i zaniknęła za studiach, kiedy dziewczyny myślały o złapaniu męża albo sobą drzwi. Dopiero teraz sięgnęła do kontaktu. Blade, złotawe ruszały w świat w poszukiwaniu szczęścia, ona szkicowała, światło wypełniło pomieszczenie, przepędzając cienie w kąty malowała i projektowała urządzenie średniowiecznych siedzib i szpary. dla swoich rycerzy - domów, gdzie znajdowaliby schronienie Genevieve usiadła na podłodze i zapatrzyła się w to, co po ciężkim dniu walki ze smokami. Zamki zawsze ją fas­ wypełniało pokój. Zamki. Zamki wszelkich rozmiarów, kształ­ cynowały, a w każdym z nich musiał oczywiście mieszkać tów i barw. Papierowe zamki, które sama kleiła, zamki z puzzli, czarujący, waleczny i przystojny rycerz, nieprzytomnie w niej które pieczołowicie konstruowała, prosto ciosane drewniane zakochany. 14 15 Strona 8 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI Freud miałby dużo pracy analizując jej marzenia. Nie Nagle znieruchomiała. To byłoby chyba trochę zbyt drastycz­ zastanawiała się, dlaczego ciągle marzy, by ktoś ją uratował, ale ne posunięcie. Może uda jej się obejrzeć zamek. Wyłączyła podejrzewała, że ma to związek z faktem, iż większość ludzi ją młynek w zlewie i zakręciła wodę. Mogłaby wyrwać się na wykorzystuje, a ona na to pozwala. miesiąc w zimie, kiedy jest mniej pracy. No, cóż, tym razem tak nie będzie. Kto wie, jaki znów Po chwili wahania wyprostowała się. Te dodatkowe atrakcje bezlitosny despota czeka na nią na tej dalekiej wyspie? Nie, na nic nie są jej potrzebne. Najlepiej, jeśli zrezygnuje, dopóki najlepiej będzie, jeśli zostanie tu, gdzie jest. Praca to całe jej starcza jej jeszcze siły woli. Mądre to czy głupie, wiedziała, że życie. Ciężko harowała, by osiągnąć to, co ma. Praca pozwoliła ma swoje powody. Położyła wizytówkę McShane'a na stercie jej zapomnieć o stracie rodziców, o braku kochanka i tęsknocie papierów, które miała później wrzucić do niszczarki. za dziećmi. Tylko przez moment poczuła cień żalu, ale zgasiła światło Koledzy z firmy zastąpili jej rodzinę. Dbali o nią, kochali w kuchni i poszła się położyć. i dawali poczucie przynależności, którego nigdy wcześniej nie miała, nawet we własnej rodzinie. Praca wymagała poświęcenia całej energii. Miłość, którą obdarowałaby dzieci, wkładała w odnawiane domy. Najmniejszy drobiazg musiał idealnie pasować do swojego miejsca i przeznaczenia, stare drewno odzyskiwało w jej rękach dawny blask, jasny kamień zrzucał maskę pstrych tapet, cegły oczyszczano z grubego kożucha farb. Domy rozkwitały nabierając swojskiego, ciepłego charak­ teru. To dawało jej najwięcej radości. Żadne pieniądze nie mogą tego zastąpić. Ojciec Genevieve był opętany ideą robienia pieniędzy, a matka wciąż miała pretensje, że mąż zarabia za mało. W wieku pięćdziesięciu lat dostał zawału, matka zmarła niedługo później. Po opłaceniu wszystkich rachunków adwokat wręczył Genevieve jej spadek. Ironia losu sprawiła, że całym dziedzictwem córki, po dzikiej pogoni obojga rodziców za majątkiem, był czek na pięćset dolarów. Zachowała go na pamiątkę, by nie tracić dystansu do spraw materialnych. Nie, nie podda się pokusie. Wstała i wróciła do drzwi wejściowych. Zapaliła światło, podniosła torebkę i wyjęła z portfela wizytówkę McShane'a. Potem w kuchni odkręciła kran i włączyła młynek do odpadków w odpływie zlewu. 16 Strona 9 PRZEKLĘCI Kate upadła na fotel stojący przed biurkiem Genevieve. - Żartujesz. - Chciałabym, żeby to były żarty. - Gen, to był zadatek na sumę pół miliona dolarów! Coś ty, u diabła, narozrabiała? Genevieve zacisnęła usta. - Nic nie zrobiłam. - Musiałaś! Dlaczego mieliby tak ostentacyjnie z nas rezyg­ nować, jeśli ich nie obraziłaś ani nic w tym rodzaju? Wiesz, 2 jacy bywają drażliwi. Genevieve wiedziała, jak drażliwi są jej klienci, gdyż kilku z nich odprawiło ją z kwitkiem w ciągu ostatnich dwóch tygodni. - Wiem, że chcesz mi pomóc, Kate, ale skutek jest w tej chwili odwrotny. Ale... - Sądzę, że powinnaś okazywać trochę więcej klasy. Może - Nie mam pani nic więcej do powiedzenia, panno Buchanan. popracować nad sposobem wysławiania się podczas rozmów Zegnam. z klientami. Nie stać mnie na to, by pracować dla osoby, która Genevieve usłyszała trzask odkładanej słuchawki. Popatrzyła na obraża każdego, na kogo się natknie. Właściwie sądzę, że nie telefon w swojej dłoni i poczuła, że za chwilę rozłoży go na możemy dłużej współpracować. - Wstała. - Odchodzę. czynniki pierwsze i przekona się, co za złośliwe stworzenie tam Genevieve patrzyła w kompletnym osłupieniu, jak Kate wlazło, żeby ją prześladować. To był trzeci klient w ciągu tygodnia, wychodzi z gabinetu i zatrzaskuje za sobą frontowe drzwi. który nagle zrezygnował z jej usług, jakby była zadżumiona. Zadzwonił telefon. Kiedy dzwonek uporczywie się powtarzał, Drzwi gabinetu otworzyły się i weszła Kate. Genevieve Genevieve zmarszczyła brwi. Gdzie podziewa się Angela? odepchnęła od siebie czarne myśli i spytała: W końcu sama odebrała. - Jak ci poszło? - Firma „Dreams Restored". Słucham, tu Genevieve. Kate bezsilnie wzruszyła ramionami. - Gen, mówi Peter. Jestem na lotnisku. W Denver. - Wszystko świetnie szło, dopóki nie zadzwonił telefon. - Co się stało? Potem wyrzucili mnie z domu. Bez żadnych wyjaśnień, po - Wyrzucili mnie, to się stało! Co zrobiłaś tym ludziom? prostu do widzenia i koniec! Nie wierzyła własnym uszom. Genevieve westchnęła. Odłożyła słuchawkę, którą wciąż - Ja nic nie zrobiłam. - Czy przed chwilą nie powiedziała ściskała w dłoni. tego samego Kate? To zaczyna być jakaś mania. - Posłuchaj, - Najwyraźniej coś wisi w powietrzu. Montgomery wycofał Peter, zadzwonię do Johnsonów i dowiem się... właśnie zadatek. - Nie dzwoń. Nie rób już nic więcej. Nie chcą mieć z tobą 18 19 Strona 10 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI do czynienia. Powiedzieli mi, że wystąpią z oskarżeniem była tak odrętwiała przebiegiem wypadków, że wyczyściła całe o napastowanie, jeśli usłyszą od nas jeszcze jedno słowo. swoje konto oszczędnościowe, żeby wypłacić Kate tę sumę. Odchodzę z firmy, Gen. Rujnujesz moją reputację. W ciągu popołudnia rozmawiała z kilkunastoma prawnikami, - Ale... reprezentującymi klientów, którzy zdecydowali się zerwać z nią - Zabiorę swoje rzeczy po powrocie. Wpadnę, gdy nie wszelkie umowy. Gdyby uszczypnięcia tak bardzo nie bolały, będzie cię w biurze. byłaby pewna, że to nie kończący się, koszmarny sen. W słuchawce zapadła cisza. Genevieve nie mogła uwierzyć Tak więc po ośmiu godzinach tego piekła wciąż siedziała za w to, co się dzieje. Powoli odłożyła słuchawkę. Telefon prawie biurkiem Angeli. Centralka telefoniczna umilkła. Klucze od natychmiast znów się rozdzwonił. Gdzie jest Angela? Wstała biura, których używała Angela, leżały na swoim miejscu, tuż i wyszła do niewielkiego hallu. obok kluczy Kate. Genevieve chciała uśmiechnąć się na myśl, Kolekcja suwenirów Angeli zniknęła, a do ekranu komputera że sekretarka jak zwykle pozostawiła biuro we wzorowym zużytą gumą do żucia przyklejona była kartka: Ja też odchodzę, porządku. Uśmiech jednak się nie pojawił. Gen. Przykro mi. Angela. Położyła głowę na biurku i wybuchnęła płaczem. Genevieve objęła głowę rękami i cicho jęknęła. Zabrzmiało to jak skomlenie psa. Porażki w pracy to jedna sprawa, dezercja całego zespołu to zupełnie co innego. Usiadła ciężko za Nie mogła jej znaleźć. biurkiem Angeli wpatrzona tępo w błyskające bez przerwy na Chodziła w tę i z powrotem przed kominkiem, nerwowo centralce lampki linii telefonicznych. Musi znaleźć jakieś pochłaniając kolejny haust lodów karmelowych. W pewnej tymczasowe zastępstwo do sekretariatu, zanim zatrudni kogoś chwili podniosła do ust pustą łyżkę. Zaklęła zła, że pudełko na stałe. było takie małe. Położyła łyżkę na obramowaniu kominka, Ale teraz, jeśli nie odbierze kilku telefonów, nie będzie miała wrzuciła kartonowy kubełek do ognia i patrzyła, jak pożerają wolnej linii, żeby gdziekolwiek zadzwonić. Przygotowana na go płomienie. Poszedł z dymem. Tak jak jej życie. najgorsze podniosła słuchawkę. Potarła rękami twarz starając się zebrać myśli. Zdrzemnęła się dziś po południu, więc nie mogła usprawiedliwiać się /.męczeniem. To chyba deszcz bijący wściekle o szyby nie Osiem godzin później pomyślała, że jeszcze wczoraj nawet pozwalał jej się skoncentrować. Jak na wrzesień było straszliwie nie przyszedłby jej do głowy równie koszmarny scenariusz zimno, jakby świat opanował jakiś ponury żywioł i znęcał się wydarzeń. Kate pojawiła się koło dziesiątej rano i zapakowała niemiłosiernie na nędznych śmiertelnikach przemykających swoje rzeczy do kartonowych pudeł. W południe posłaniec od ulicami. Ona też niedługo wyląduje na ulicy, jeśli szybko jej adwokata dostarczył na piśmie oficjalne żądanie wypłacenia czegoś nie wymyśli. Gdyby tylko znalazła tę cholerną wizytów­ Kate równowartości dwumiesięcznej pensji w związku z ze­ kę... Jeśli nie jest za późno na zmianę decyzji, wyrwie się z tego rwaniem ich współpracy. Załączył ostrzeżenie, że wystąpi do niesamowitego chaosu. sądu, jeśli dawna pracodawczyni tego nie uczyni. Genevieve Rozejrzała się po salonie. Jaki dramat może spowodować 20 21 Strona 11 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI zgubienie takiego świstka papieru! Meble Genevieve zniknęły, a Genevieve jak cień ludzkiego wraka. Mimo wysiłku nie sprzedane na spłacenie rozwścieczonych klientów. Resztki mogła przypomnieć sobie nazwy firmy pana McShane'a. rzeczy z biura piętrzyły się w rogu pokoju. Szyld „Dreams Zadzwoniła do londyńskiej informacji w poszukiwaniu jego Restored" stał krzywo oparty o ścianę. Odwróciła się. Nawet domowego numeru, lecz bez rezultatu. dwa miesiące po zamknięciu firmy trudno jej było o tym myśleć. Niech to diabli!... Musi znaleźć wizytówkę Briana McShane'a. To jej ostatnia Stwierdziła, że musi coś zjeść, żeby mózg zaczął pracować. nadzieja. Jest zrujnowana - bez grosza, bez mebli, z dnia na Wygrzebała spod zalegających kuchnię papierowych śmieci dzień chudsza i bardziej przezroczysta. Przy odrobinie szczęścia słoiczek na drobne i zaczęła liczyć monety. Gdyby tylko udało można założyć, że pan McShane spędził całe lato na wakacjach jej się uzbierać na małe pudełko lodów z wiórkami czekolado­ i nie miał okazji wepchnąć komuś innemu tej kupy kamieni. wymi, wszystko nabrałoby innych kolorów. Miałaby przynaj­ Genevieve była teraz gotowa przyjąć spadek. Nie ma rodziny, mniej dość energii na kolejną rundę poszukiwań. straciła firmę i wszystkie pieniądze. Wyjazd do Anglii wydawał Obliczyła, że ma dolara i sześć centów. To starczy zaledwie się jedynym ratunkiem. Może polubi herbatę. na niewielki batonik. Może tylko pomarzyć o lodach. Pamiętała, że rzuciła wizytówkę na stertę papierów do Kiedy łzy zaczęły ściekać jej po policzkach, zadzwonił wyrzucenia. Ale w mieszkaniu było co najmniej dwadzieścia telefon. stert niepotrzebnych papierów. Matka Genevieve z pewnością Genevieve nie ruszyła się z miejsca. Pewnie następny adwokat byłaby zgorszona tym widokiem, ale chociaż dobrze, że były chce sprawdzić, czy można z niej coś jeszcze wydusić. Roz­ starannie ułożone. czarowałby się niestety. Jeśli ktoś liczy punkty w tej grze, to Zaczęła od kopca starych faktur przy drzwiach, starając się wynik rozgrywki Smoki - Buchanan brzmi: milion do zera. nie poddać ogarniającej ją coraz bardziej panice. Znajdzie tę Och, gdzie podziewa się jej piękny książę na białym rumaku? wizytówkę. Musi tylko zdobyć się na trochę cierpliwości. Telefon wciąż dzwonił. Niepotrzebnie sprzedała automatyczną Po godzinie i dwóch przewalonych do góry nogami stertach sekretarkę. Dowiedziałaby się, kto dzwoni, nie podchodząc do zastanowiła się, ile jeszcze cierpliwości może z siebie wykrzesać. aparatu. Po trzech godzinach grzebania w kolejnych czterech stertach W końcu skapitulowała. Może przecież w każdej chwili wiedziała, że cierpliwość na nic się nie zda. Jedynie cud może odłożyć słuchawkę. ją uratować. - Halo? - zaskrzeczała ochryple. Koło świtu zwątpiła nawet w cud. Przekopała całe mieszkanie. - Panna Buchanan? Sprawdziła odkładane do wyrzucenia papiery przy telefonie Genevieve podskoczyła na równe nogi. i obok zlewu, prawie pewna, że nie znajdzie tam wizytówki - Pan McShane? - prawie zapiszczała. McShane'a. Nie wyrzuciła jej przecież. Kiedy miałaby na to - Tak. Jestem w mieście i pomyślałem, że może miałaby czas w tym łańcuchu katastrof, które ostatnio spadły jej na pani ochotę ponownie się spotkać. głowę? Roześmiała się głośno. W południe mieszkanie wyglądało jak po bombardowaniu, - Kiedy? 22 23 Strona 12 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI - Hm... Czy jest pani wolna w porze kolacji? - Szczerze mówiąc... - Zniżył głos do szeptu. - W tym To pytanie nie wymagało wiele namysłu. Biorąc pod uwagę zamku dzieją się jakieś dziwne rzeczy. zawartość lodówki - nadgniłą główkę sałaty i butelkę keczupu Genevieve uśmiechnęła się ironicznie. - z pewnością będzie wolna w porze kolacji. Bryan McShane - Chce pan powiedzieć, że nawiedzają go duchy? nie jest chyba jednak jej wyśnionym księciem z bajki - tamten - Nie jestem upoważniony do udzielania takich informacji. nie traciłby ani minuty. Roześmiała się. - A może umówimy się na późny lunch? - Było jej obojętne, - Proszę się nie niepokoić, panie McShane. Nie pozwę pana czy wyda mu się natrętna. Przynajmniej w końcu zje coś <Io sądu, jeśli obudzą mnie w nocy jakieś podejrzane hałasy. porządnego. - Na przykład za dziesięć minut? Miała wrażenie, że pan McShane marzy o jak najszybszym - Jeśli nie jest pani zajęta... zakończeniu tej sprawy. Zrobiło jej się go żal i poprosiła - Zapewniam pana, że nie. Zna pan tę knajpkę „China Bowl"? kelnera o zapakowanie w pudełka ogromnej ilości jedzenia, Znał. Genevieve z uśmiechem na ustach odłożyła słuchawkę. którego nie zdołali zjeść. Poczuła się trochę winna, że zamówiła Cuda się jednak zdarzają. połowę menu, ale po chwili się rozgrzeszyła. Adwokat odliczy Dwadzieścia minut później znów siedziała naprzeciw od- prawdopodobnie wszystkie koszty swej podróży ze spadku, wokata, tym razem nad masą chińskiego jedzenia. który ma jej przekazać. - Tak? Słucham pana... - odezwała się z pełnymi ustami. Pan McShane wyglądał na zaszokowanego, kiedy weszli Gdyby była w stanie szybciej machać widelcem, pewnie zupełnie do ogołoconego z mebli mieszkania i Genevieve otworzyła by się zatkała. Co za miła odmiana po najtańszym makaronie pustą lodówkę, żeby schować przyniesione z restauracji je­ z serem, którym żywiła się od dłuższego czasu. dzenie. Uśmiechnęła się na widok jego wybałuszonych ze - Chodzi o Seakirk. Chciałem spytać, czy nie zmieniła pani zdumienia oczu. w tej sprawie zdania. - Sam pan widzi - to dla mnie dar niebios. Kiedy mogę To właśnie pragnęła usłyszeć. wyjechać? - Zmieniłam - odpowiedziała. - Pojadę tam. - A kiedy będzie pani gotowa? - spytał nerwowo. Pan McShane szeroko otworzył oczy ze zdziwienia. - Za tydzień. - Dwa tygodnie temu odnowiła ważność - Pojedzie pani? paszportu, licząc właściwie na cud. - Tak. To dla mnie prawdziwy dar niebios. Adwokat wsunął palec za kołnierzyk koszuli i szarpnął lekko, Rozejrzał się niespokojnie po sali, zanim pochylił się nad jakby z trudem oddychał. stołem i powiedział: - Jeśli jest pani pewna... - Wie pani, panno Buchanan, nie musi pani przyjmować - Jestem pewna. - Stanowczo skinęła głową. spadku, jeśli nie ma pani ochoty... - W takim razie świetnie. Bilet będzie czekał na panią na - Dlaczego nie? - Uśmiechnęła się, zaskoczona nagłą zmianą lotnisku. Polecę wcześniej do Anglii sprawdzić, czy wszystko w jego postawie. - Twierdził pan, że zamek jest w dobrym list należycie załatwione. stanie. Teraz mi pan odradza? Odprowadziła go do wyjścia, pożegnała i zamknęła drzwi. 24 25 Strona 13 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI Odczekała, aż kroki McShane'a ucichną, i odtańczyła krótki nej umieszczonej na murach zamku obraz tej dzikiej walki taniec radości. W podskokach przeszła do kuchni, żeby spraw­ docierał do gabinetu. dzić, czy kelner zapakował resztę ciasteczek z wróżbami. - Walczą jak baby, nie sądzisz? - zabrzmiał niski głos. Odwróciła papierową torebkę do góry dnem i na bufet spadło - Tak jest, milordzie - pisnął w odpowiedzi Bryan, po raz jedno ciasteczko oraz dziesięć studolarowych banknotów. Na­ kolejny zdając sobie sprawę, że w obecności lorda Seakirk reszcie jakiś rycerski gest! struny głosowe odmawiają mu posłuszeństwa. Przełamała ciasteczko i wpakowała połowę do ust. Potem - Nie stercz tak i przestań się trząść, człowieku. Jakie wieści rozwinęła maleńki rulonik papieru. przynosisz? Strzeż się prezentów od duchów. - Powinna tu być na początku przyszłego tygodnia, milordzie. Roześmiała się głośno. Zabawny zbieg okoliczności, Bryan Obraz telewizyjny nagle zniknął, a klient Bryana wstał McShane nie jest z pewnością duchem. Zignorowała lekki i odwrócił się do niego. McShane nigdy nie mógł oswoić się dreszcz na plecach. W zamkach dzieją się czasem dziwne z ogromnym wzrostem tego człowieka, jego postać niezmiennie rzeczy. Było jej zupełnie wszystko jedno, czy piwnice Seakirk budziła w nim niepokój. Nie chodziło tylko o chłód blado­ pełne są trumien z wampirami, czy nie. zielonych oczu ani o groźnie ściągnięte brwi. Ani nawet Od dziś jest właścicielką prawdziwego zamku. o widoczne pod ubraniem falujące muskuły czy dłonie, które Marzenie stało się rzeczywistością. z łatwością przełamałyby dorosłego mężczyznę na pół. Nie, chodziło o ten sarkastyczny uśmiech. Niebezpieczny uśmiech bez cienia ciepła. Kiedy ten człowiek się uśmiechał, Bryan miał Bryan McShane szedł korytarzem w stronę gabinetu, ochotę uciekać. klnąc cicho pod nosem. Oczywiście, to on musiał przyjechać - Mam nadzieję, że zadbasz o wszystkie konieczne drobiazgi, do Seakirk. Nie dość, że z narażeniem życia poleciał jeśli chodzi o Worthingtona? do Stanów. Teraz po raz drugi naraża życie, by zdać Worthington był to starszy dżentelmen, podejrzana postać relację najnowszemu klientowi agencji „Maledica". Żadne nosząca miano zarządcy. Bryan za wszelką cenę omijałby go pieniądze nie były w stanie zrekompensować tego kosz­ z daleka. marnego stresu. Sięgnął po wymiętoszoną chusteczkę do - Tak jest, milordzie. Natychmiast się tym zajmę. nosa i przetarł brwi starając się dojść do siebie. Za dziesięć - Wypłaciłeś już sobie pieniądze? minut wsiądzie do samochodu i odjedzie. Przeżyje te dziesięć - Tak jest, milordzie - odpowiedział unikając w panice minut. wzroku gospodarza. - Ani pensa więcej, niż się należało. W odpowiedzi na jego nieśmiałe pukanie rozległ się ponury - Nawet nie przyszło mi to do głowy. Twoja stawka jest pomruk: „Wejść!" McShane niepewnie wszedł do środka niebotyczna, ale muszę uznać, że wykonałeś swoje zadanie. i spojrzał na ekran telewizora zajmujący prawie całą ścianę. Z pewnością będę jeszcze w przyszłości potrzebował usług Zawodnicy futbolu amerykańskiego warczeli i obrzucali się twojej agencji. Domyślam się, że znajdę cię w londyńskim wyzwiskami podczas zaciekłego meczu. Dzięki antenie satelitar- biurze? 26 27 Strona 14 LYNN KURLAND - Oczywiście, milordzie. Pozostaję zawsze do usług. Na pożegnanie Bryan usłyszał jedynie niski pomruk i ekran telewizora znowu jaskrawo rozbłysnął na ścianie. Mężczyzna z kocią gracją osunął się na fotel i oparł nogi o stołek. Bryan wiedział, że może już odejść. W całej tej scenie nie byłoby niczego niezwykłego, gdyby Kendrick z Artane był zwykłym człowiekiem. Lecz on nie był zwykłym człowiekiem. Był duchem. 3 Genevieve była pod wielkim wrażeniem. Jechali przez teren posiadłości ponad kwadrans, zanim zobaczyła zamek. Kiedy w końcu jego zarysy ukazały się w oddali, mocno zacisnęła ręce, żeby nie podskoczyć na przednim siedzeniu samochodu pana McShane'a. To było wspanialsze niż sobie wyobrażała! Gdyby to nie była jawa, przysięgłaby, że zbliża się do legendarnej siedziby króla Artura, zamku Camelot. Zewnętrzne mury z wieżami, blankami i mostem zwodzonym otaczały wewnętrzny, wyższy pierścień muru. W środku wyłaniała się twierdza, ponura i nieprzystępna. Kontrastem dla tej surowości wydawała się powiewająca wesoło w lekkim wietrze czarno- -srebrna flaga zatknięta u szczytu najwyższej wieży. Genevieve zobaczyła w wyobraźni pędzących z przeciwka rycerzy na koniach. Zażądaliby z pewnością wyjaśnień, kto ośmielił się przekroczyć granice ziem Seakirk. Przypominająca celtyckie czasy nazwa zamku wywołała jej uśmiech. Most zwodzony opuszczono, gdy podjechali do zewnętrznego muru, jednak w zasięgu wzroku nie widać było żywej duszy. 29 Strona 15 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI Genevieve nie wierzyła w duchy, lecz zupełny brak służby czy zobaczy wnętrza komnat za tymi pięknymi, zwieńczonymi jakichś pracowników wydał jej się nieco niepokojący. ukośnie oknami o szybach oprawionych w ołowiane kratki. - Jest tu chyba jakaś służba, prawda? - spytała mimochodem. Po prawej stronie zobaczyła rozległy ogród pełen ostatnich Bryan przełknął ślinę. letnich kwiatów i ogromnych drzew. Wydawał się odrobinę - Oczywiście, panno Buchanan. Przepraszam... lady Bu­ zaniedbany i pomyślała od razu, że z ochotą się nim zajmie. chanan. Dziedziniec przed zamkiem wyłożony był jasnokremowymi - Och, niech pan nie myśli, że roszczę sobie prawo do tytułu. kamiennymi płytami. Musiały być bardzo stare, ale świetnie - Zapewniam panią, że skrupulatnie zbadałem wszelkie utrzymane. Rozemocjonowana wyskoczyła z samochodu - to źródła. Jest pani ostatnim żyjącym potomkiem Ryszarda z Sea- wszystko o mały włos nie przeszło jej koło nosa. Cała posiadłość kirk, trzynastowiecznego hrabiego. I ma pani pełne prawo była w nienagannym stanie. I należy do niej. To chyba sen. dziedziczyć tytuł i wszystko, co się z tym łączy. Z trudem powstrzymała dziką ochotę wykonania na frontowych „Wszystko, co się z tym łączy"? Dlaczego zabrzmiało to tak schodach kilku podskoków radości. złowieszczo? Bryan również prawie w biegu wysiadł z samochodu, wyciąg­ Genevieve odpędziła niemądre myśli i skupiła się na otocze­ nął z bagażnika dwie walizki Genevieve i postawił je u podnóża niu. Gdy most zwodzony opadł w dół, podniosła się metalowa szerokich schodów prowadzących do głównego hallu. krata i przejechali przez fragment obwarowania, który kiedyś - Życzę wszystkiego najlepszego - rzucił przez ramię musiał być strażnicą. To barbakan - przypomniała sobie. Po i wskoczył do wozu. chwili znaleźli się na szerokiej przestrzeni terenu otaczającego - Ale... wewnętrzne mury. Machnął na pożegnanie ręką i odjechał. Podjechali do następnego barbakanu, gdzie uniosła się przed Genevieve stała na schodach patrząc za oddalającym się nimi kolejna krata. samochodem. Dziwnie się poczuła. Przypomniała sobie, jak - Krata broniąca wstępu do twierdzy - stwierdził Bryan. matka po raz pierwszy zostawiła ją samą w przedszkolu. Jednak - Wiem - powiedziała wpatrzona w ukazujący się u wylotu teraz czuła się o wiele gorzej. A jeśli nikogo tu nie ma? Albo, tunelu dziedziniec. - Trochę czytałam na temat średniowiecznej nie daj Boże, w środku są jakieś ciała... powiedzmy czyjeś architektury - dodała skromnie. zwłoki? Wiedziała na ten temat dużo więcej niż „trochę", ale Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do drzwi. Musi popisywanie się teraz wiedzą nie miało sensu; pan McShane był okiełznać wybryki swojej wyobraźni, zanim zupełnie poniesie tak spięty, jakby za chwilę miał dostać ataku histerii. ją fantazja. To jest jej dom. Ma prawo zapukać do drzwi Zamek prezentował najwspanialsze osiągnięcia średniowiecz­ i spodziewać się, że otworzy jej jakaś zupełnie normalna osoba. nej sztuki budowniczej. Główny budynek składał się z czterech Gdy tylko uniosła rękę, żeby zastukać, drzwi się otworzyły wysokich kondygnacji z basztami na każdym rogu. Dwa niższe i stanęła oko w oko z lokajem o nader surowym obliczu. Nie piętra miały tylko kilka okien, lecz wyższe z nawiązką uzupeł­ mógł być nikim innym. Miał na sobie ciemny garnitur, wy- niały ten brak. Genevieve nie mogła się doczekać, kiedy krochmaloną białą koszulę i pedantycznie zawiązaną pod szyją 30 31 Strona 16 LYNN KURIAND PRZEKLĘCI czarną muszkę. Siwe włosy były idealnie zaczesane do tyłu, średniowiecznymi motywami zawieszone na murach sięgały każdy kosmyk na swoim miejscu. Bezwiednie się roześmiała. od sufitu prawie do ziemi. Musiały być albo autentyczne, - Och, pan jest... doskonały. albo doskonale odtworzone. Podeszła do ściany i wyciągnęła Nie mrugnął nawet okiem. dłoń, żeby dotknąć tkaniny, kiedy Worthington chrząknął - Lady Buchanan, jak się spodziewam - odezwał się dziw­ znacząco. Tęsknie popatrzyła na tapiserie, a potem na nym tonem. swego rządcę. Wyglądał na nieco zniecierpliwionego. No Genevieve poczuła, że uśmiech znika z jej twarzy. Powitanie cóż, tapiserie mogą poczekać. Pewnie bliża się czas po­ nie było zbyt wylewne. Pewnie nie wypada okazywać ser­ dawania herbaty, a Worthington nie lubi zaniedbywać obo­ deczności przy pierwszym spotkaniu. Skinęła głową i wy­ wiązków w najmniejszym detalu. Posłusznie weszła za nim ciągnęła rękę. na schody. - Ma pan z pewnością jakieś nazwisko, prawda? Idąc krętą klatką schodową pomyślała o tym, jak zawsze - Worthington, milady - powiedział, ignorując jej wyciąg­ wyobrażała sobie wnętrze zamku Camelot. Podążając za Wort- hingtonem przesunęła palcami po chłodnej kamiennej poręczy. niętą dłoń. - Rządca. Schody prowadziły do długiego korytarza. Oświetlenie imitujące - Ach, rządca... - powtórzyła z powagą. - Bardzo mi miło pana poznać. pochodnie rzucało długie cienie na ściany. Genevieve z niedo­ wierzaniem uśmiechała się do siebie. Wyobraziła sobie, że - Milady... - skwitował oficjalnie i minął ją, żeby wziąć naprawdę jest panią tego domostwa, popołudnia spędza w pokoju bagaże. dziennym na szyciu i haftowaniu z damami dworu i czeka, aż - Ależ nie, mogę sama... dzielny małżonek wróci z wyprawy i obrzuci ją zdobytymi Pod jego miażdżącym spojrzeniem słowa zamarły jej na w ciężkiej walce łupami. ustach. Poczuła się jak dziecko, które narozrabiało w niedzielnej - Oto pani pokój, milady - zaanonsował Worthington. szkółce. Worthington najwyraźniej bardzo poważnie traktował Postawił bagaże przed drzwiami i przekręcił klamkę. swoją pracę. Przepuścił Genevieve przed sobą. Weszła do środka i stanęła - Tędy proszę, milady - powiedział kierując się w głąb hallu. jak wryta. Genevieve ruszyła za nim. Po chwili przystanęła pod wraże­ Czegoś obrzydliwszego nie widziała nigdy w życiu. Cała niem tego, co zobaczyła. Poczuła dreszcz zachwytu. Ten komnata była urządzona w stylu Ludwika XIV, a w rogu stała przepastny hall... Nigdy nie widziała czegoś podobnego. Sala pozłacana klatka dla ptaka. Różowy dywan dopasowano do miała co najmniej dwa piętra wysokości, a na przeciwległych różowych obić na meblach, różowej kapy na łóżku i różowych ścianach znajdowały się dwa ogromne kominki. Określenie tapet. Poczuła się, jakby zjadła za dużo cukrowej waty. „ogromne" właściwie nie wystarczało. Na każde palenisko Cofnęła się na korytarz i potrząsnęła głową. można by rzucić pół wielkiego pnia i zostałoby jeszcze miejsce - Nie mogę. na upieczenie dwóch dzików. - Przepraszam? Kamienną posadzkę w średniowieczu pokrywało może siano, lecz teraz podłoga była wypolerowana do połysku. Tapiserie ze - Ten pokój... Jest okropny. Będę spać gdziekolwiek, w po- 32 33 Strona 17 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI koju gościnnym, w części dla służby, w piwnicy... Wszędzie wygląda lepiej niż to, co widziała do tej pory. Nie zaszkodzi jej tylko nie tu. noc czy dwie pod zwykłym kocem. Siwa brew na zaskoczonej twarzy rządcy uniosła się do góry. - Lady Buchanan - szybko powiedział Worthington. - Nie - Nie odpowiada pani? wolno... - Zemdliło mnie. Odwróciła się i popatrzyła na niego wyniośle, zdecydowana Druga brew również się uniosła. od początku odpowiednio ustawić porządki w swoim nowym - W rzeczy samej. Zechce pani obejrzeć inne sypialnie? domu. Worthington jest jej lokajem, a nie przełożonym. Przez Mamy ich kilka, może pani wybrać. ostatnie pół godziny nie przestawał nią komenderować, ale Skinęła potakująco. Worthington pokazał jej pokój obok, teraz dość już tego. Najlepiej niech od razu zrozumie, że ona udekorowany w tym samym stylu, tylko w błękitach. Wizja nie należy do kobiet, które potulnie pozwalają wodzić się za nos. prześladujących ją we snach wystrojonych w koroneczki Smer­ Ona jest tu głową domu i, do diabła, jej lokaj zaraz się o tym fów sprawiła, że gwałtownie potrząsnęła głową. przekona. Kolejna sypialnia tonęła w żółto-pomarańczowych falbankach - Nie wolno czego? - spytała stanowczym tonem, wyob­ i ozdóbkach. Genevieve wzdrygnęła się, powstrzymując obrzy­ rażając sobie, jak królowa Elżbieta I wypowiedziałaby te słowa. dzenie i poprosiła rządcę, by umieścił ją raczej w stajni. - Milady - odezwał się pojednawczo -jestem pewien, że nie Worthington ceremonialnie ruszył korytarzem w stronę dwóch spodoba się pani ten pokój. ostatnich pokoi gościnnych. Były równie okropne jak poprzednie. - O tym zdecyduję sama. Genevieve z rozpaczą wyrzuciła ręce do góry. - Zaklinam panią... - Czemu to wszystko jest tak strasznie pretensjonalne! Kiedy mówił te słowa, otwierała już drzwi. W oczach Worthingtona pojawił się błysk aprobaty. Worthington i jego zaklęcia przestały ją zupełnie interesować - Milady, każda z ostatnich pięciu pań Seakirk urządziła na widok tej cudownej komnaty. inną komnatę. Żadna z nich się pani nie podoba? Nigdy dotąd nie widziała tak niezwykłej sypialni, a oglądała - Jestem pewna, że to bardzo miłe damy, ale gust miały po ich przecież i sama urządzała tak wiele. Całą jedną ścianę prostu straszny - powiedziała z przekonaniem. - Jedyne zajmował masywny kominek, prawie tak ogromny jak paleniska pocieszenie to to, że mam pieniądze, by całkowicie zmienić na dole. Wysokie okna z ciężkimi zasłonami zajmowały drugą wystrój tych pokoi, czego nie omieszkam zrobić jak najszybciej. ścianę. Przy jednym z nich, wychodzącym prawdopodobnie na A teraz proszę pokazać mi stajnie. Nic mi się nie stanie, jeśli ogród, stało wielkie drewniane biurko. Przy drugim oknie tam spędzę kilka nocy. zobaczyła miękko wyściełaną, przytulną ławeczkę. Najchętniej - W stajniach jest zbyt zimno, milady - powiedział marszcząc natychmiast wskoczyłaby na poduszki i zwinęła się w kłębek. w zamyśleniu czoło. - Może przygotuję jeden z pokoi służby... Nad łóżkiem, również ogromnych rozmiarów, zwisały umo­ Odeszła, zanim skończył zdanie. Widząc, że ominął jeszcze cowane na czterech kolumnach zasłony baldachimu. Może jedne drzwi w głębi korytarza, Genevieve chciała wiedzieć tapiserie w hallu są replikami, lecz zasłony przy łóżku z pew­ dlaczego. Nawet jeśli jest to jakiś składzik, z pewnością nością nie. Genevieve nie musiała podchodzić bliżej, żeby 34 35 Strona 18 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI zauważyć, że materia jest bardzo stara, jednak w zadziwiająco Worthington znowu westchnął i rzucił błagalne spojrzenie ku dobrym stanie. Poczuła, jakby przeniosła się kilkaset lat niebiosom, po czym wszedł do środka. Kendrick chodził w tę w przeszłość. i z powrotem po pokoju, z rękami założonymi do tyłu. - Piękne... - szepnęła. - No i co? - spytał niecierpliwie. - Którą komnatę wybrała, - Ależ, milady, tu jest tak zimno - powiedział Worthington. staruszku? Mam nadzieję, że niebieską. Zawsze chciałem - Zaziębi się pani. napędzić stracha jakiejś bezrozumnej kobiecie w niebieskiej - Trzeba rozpalić w kominku - stwierdziła. - Worthington, komnacie. ten pokój jest idealny. - Promiennie uśmiechnęła się do rządcy, - Nie, milordzie, nie wybrała niebieskiej komnaty. nie pamiętając już, że przed chwilą ją zirytował. - Zrobił to pan Kendrick skrzyżował ręce na piersi. Na jego twarzy pojawił specjalnie, prawda? Nie doceniłabym piękna tej komnaty, gdyby się grymas uśmiechu. nie pokazał mi pan najpierw tych koszmaronów. Dziękuję. - Co, wybrała pewnie tę żółtą graciarnię? Lady Emily tak się Z wdzięcznością uścisnęła jego rękę, porwała swoje bagaże napracowała nad swoim sanktuarium, zanim przedwcześnie i zamknęła mu drzwi przed nosem. opuściła ten padół. Odwróciła się i oparła o ścianę. To miejsce jest doskonałe. Worthington nie zdołał stłumić kolejnego westchnienia. I należy do niej. - Lordzie Kendrick, sądzę, że może powinien pan ponownie Gdyby mogła jeszcze płakać po tych potokach łez, jakie to przemyśleć. wylała w ostatnim czasie, teraz właśnie rozpłakałaby się ze Kendrick zmarszczył gniewnie brwi. szczęścia. Ta sypialnia i całe to cudowne, magiczne miejsce - Pozbycie się tej ostatniej z rodu Buchananów jest moją warte były każdej minuty udręki, przez którą przeszła w ciągu jedyną nadzieją, o czym sam wiesz doskonale. ubiegłych trzech miesięcy. - Ona jest inna. To było tego warte. - Należy do Buchananów. I to wystarczy. Znalazła swój prawdziwy dom. [ - Ma charakter. - I z pewnością wygląda zupełnie jak Matylda. Worthington potrząsnął głową. Worthington marzył, żeby zbiec po schodach, zaryglować - Nie. Ma ciemne włosy i najpiękniejsze piwne oczy, jakie się w piwnicy i upić do nieprzytomności. Niestety, to po prostu widziałem. Na pewno nie chciałby pan jej zabić, co nie znaczy, nie było możliwe. Jego lordowska mość musi się o tym jak że kiedykolwiek w przeszłości był pan do tego zdolny. najszybciej dowiedzieć. Zanim sam odkryje prawdę. Twarz Kendricka jeszcze bardziej spochmurniała. Westchnął głęboko i ruszył korytarzem. Schody na trzecie - Widzę, że rzuciła już na ciebie urok. - Zamaszyście piętro nigdy nie wydawały mu się takie długie i strome. Wlokąc podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. - Wszystkie kobiety się noga za nogą, podszedł do drzwi gabinetu lorda Seakirk Buchananów były sukami, poczynając od tej dziwki, której i zapukał mocno. o mało nie poślubiłem. Może zabójstwo nie okaże się konieczne, - Wejdź i mów szybko! - wrzasnął Kendrick. ale na pewno dostanę od niej to, czego chcę. - Odwrócił się 36 37 Strona 19 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI i przeszył Worthingtona zimnym wzrokiem. - A teraz powiedz, pokrywające go od stóp do głów zawsze wywoływały jeden lub który z pięciu pokoi wybrała. Dość mam już dziś zagadek. dwa zduszone krzyki. Tak, kostium jest dość oryginalny, na Worthington zdał sobie sprawę, jak bezcelowa byłaby dalsza pierwszy seans straszenia wystarczy. Uśmiechnął się ponuro, dyskusja. Kendrick całkowicie tracił zdrowy rozsadek, kiedy wyobraziwszy sobie przeraźliwy wrzask lady Buchanan. Z pew- chodziło o Matyldę albo którąś z jej nieszczęsnych potomkiń. Worthington już dawno dał za wygraną i zaprzestał prób zmiany swego pana. Nie udało się to jego ojcu ani dziadkowi, ani pradziadkowi. Z westchnieniem odwrócił głowę. - Nie wybrała żadnego z tych pokoi, milordzie - rzucił przez I nością wyskoczy z jego łóżka jak z procy. Może będzie jeszcze wrzeszczeć pędząc po schodach, przez główny hall i na podjeździe. Przewidując taką ewentualność zaparkował samochód tuż przy wejściu i zostawił kluczyki w stacyjce. Kiedy ta wiedźma zniknie raz na zawsze z zamku, ramię otwierając drzwi gabinetu. Kendrick wezwie Bryana McShane'a i zmusi go, żeby wydostał Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Worthington był już od niej odpowiednie podpisy na dokumentach. Panna Buchanan piętro niżej, gdy cały zamek zatrząsł się od wściekłego ryku z rozkoszą podpisze oświadczenie, że widziała obiekt i że Kendricka. z niego rezygnuje. Sprawa zostanie załatwiona zgodnie z prawem Rządca uśmiechnął się do siebie, niespiesznie schodząc po i ostatecznie. schodach. Może młody lord Seakirk zastanowi się dwa razy, A potem, dzięki starannie podrobionej metryce urodzenia, zanim zabije dziewczynę, której krew obryzgałaby jego własne przejmie zamek w posiadanie, tak jak powinno się było stać siedemset lat temu. i łóżko. I wtedy będzie wolny. Kendrick zjawił się w jej pokoju o północy. To jego pokój! - pomyślał ze złością. Genevieve czytała przy świetle świecy. Genevieve wtuliła się głębiej w poduszki i przysunęła Cholernie romantyczne. Tuż przy łóżku stała lampa, ale książkę bliżej płomienia. Czytanie przy świetle świecy jest na najwidoczniej nie zadała sobie trudu, żeby się rozejrzeć. pewno romantyczne, ale niezbyt zdrowe dla oczu. Mimo Stał w cieniu i myślał o tym, co ma zrobić. Tak, to jedyne wszystko uśmiechnęła się. No to co, jeśli nawet rozboli ją wyjście. Przed upływem tygodnia zamierzał doprowadzić ostat­ głowa? To nieistotne. Tak właśnie sobie to wyobrażała - siedzi nią z Buchananów do ucieczki, obłędu albo śmierci. Prawdę w swoim średniowiecznym zamku, w swojej średniowiecznej mówiąc, było mu wszystko jedno, w jaki sposób tego dokona, sypialni i czyta przy świetle świecy. Do zupełnej doskonałości jednak myśl o drobnym odwecie za swoją udrękę trochę go brakowało jej tu tylko średniowiecznego manuskryptu. kusiła. Gdyby bardzo się postarał, mógłby wyobrazić sobie, że Pierwszy dzień w Seakirk minął bez żadnych szczególnych to wrzeszczy Matylda, a nie Genevieve. wydarzeń. Oprócz tego potwornego ryku po południu, ale Raz jeszcze popatrzył, jak prezentuje się w swoim przebraniu. Worthington zapewnił ją, że to tylko dźwięki wydobywające się Może mógł wymyślić coś lepszego, ale pomysł ze strzałą z rur kanalizacyjnych. Pomyślała z wdzięcznością o osobie, potwornie sterczącą z piersi był naprawdę trafiony. Plamy krwi która kazała zainstalować w zamku kanalizację, i poleciła 38 39 Strona 20 LYNN KURLAND PRZEKLĘCI Worthingtonowi, by nazajutrz natychmiast sprowadził hyd­ rzeczy, o czym bąknął kiedyś w czasie rozmowy McShane? To raulika. Aluzje Briana McShane'a sprawiły, że czuła się naprawdę przestawało być zabawne. trochę przewrażliwiona. Podejrzane hałasy nie działają uspo­ Rozległo się głośne, ponure chrząknięcie. kajająco. Genevieve podniosła oczy. Gdyby nie odjęło jej głosu, jej Kątem oka dostrzegła jakiś cień koło kominka. Gwałtownie wrzask podniósłby umarłego z grobu. Wydała z siebie jedynie coś pomiędzy cichym piskiem a skrzekiem. odwróciła głowę. Westchnęła z ulgą. Nic. Odsunęła spadającą To było ogromne. Tonęło we krwi. Wgapiało się w nią na twarz grzywkę. Zabawne, jak tańczące przed oczami kosmyki złowieszczo. Wyciągnęło ramiona i wciąż się zbliżało, zupełnie włosów zmieniają kształty w mroku. jak Frankenstein. Krzyknęłaby pewnie znowu na widok strzały Płomień świecy zaczął nagle drżeć, jakby ktoś lekko na niego sterczącej z piersi tego monstrum, lecz straciła po prostu dmuchał. Przeszedł ją lodowaty dreszcz. Po chwili odetchnęła oddech. Cofnęła się odruchowo pod wezgłowie łóżka i podciąg­ i powiedziała do siebie głośno: nęła kołdrę pod brodę. Nie to nie jest żaden film. Ani serial - Nie bądź głupia. To tylko przeciąg. o wampirach, który oglądała w dzieciństwie, siedząc na tyle Usłyszawszy własne słowa poczuła się lepiej. Płomień przestał blisko telewizora, by błyskawicznie zmienić kanał, jeśli sprawy podskakiwać. Genevieve rozluźniła się, próbując uspokoić dzikie przybrałyby zbyt przerażający obrót. To dzieje się naprawdę, bicie serca. Wortłiington uprzedzał ją przecież, że tu strasznie a ona za chwilę wyzionie ducha. wieje. Przy dziennym świetle obejrzy dokładnie pokój i znajdzie źródło przeciągu. Nie pozwoli zamrozić się na śmierć. Stwór zatrzymał się przy łóżku i zamachał groźnie rękami. Nagle usłyszała jakiś głuchy odgłos. Genevieve nie zastanawiała się ani sekundy dłużej. Odrzuciła Worthington wciąż tłucze garnkami w kuchni. Musi jak pościel i wyskoczyła z łóżka do drzwi. Klamka ślizgała się jej najszybciej ustalić z nim godziny pracy. Podskoczyła nerwowo, w dłoni, jakby ktoś wymazał ją smarem. czując, że po plecach jakby przebiegł jej pająk. - Precz, ladacznico, jeśli ci życie miłe! - zaryczało widmo Znowu ten głuchy odgłos. tuż za jej plecami. Czyżby Worthington sprzątał pokoje? O północy? Och, tak, Z krzykiem otworzyła drzwi i wypadła na korytarz. Biegła musi rozmówić się z nim z samego rana. przed siebie, nie zważając, że rani bose stopy o twarde, Tym razem rozległo się jakieś mruknięcie. wyziębione kamienie posadzki. Widziała właśnie upiora i niech ją piekło pochłonie, jeśli spędzi z nim choć jedną chwilę dłużej Mruknięcie? pod jednym dachem. Natychmiast znajdzie miejsce w jakimś Nie będzie się rozglądać. To może być jakiś wielki szczur przytulnym hoteliku, a potem zdybie Bryana McShane'a i zabije albo monstrualna kreatura z horroru klasy B. Spotkanie ani go za oszustwo. „Dziwne rzeczy"? Matko Święta, to był duch! z jednym, ani z drugim nie wzbudzało w niej entuzjazmu. Dzikim pędem zbiegła po kręconych schodach na dół. Na Z powrotem wetknęła nos w książkę. ostatnim stopniu potknęła się i uderzyła w palec. Zasyczała Znowu łomot i pomruki. z bólu, ale utykając, ciągle biegła w stronę wyjścia. O Boże, pomyślała przerażona, czując, że potnieją jej dłonie. - Lady Genevieve, na miłość boską!... To chyba sen. Czyżby w zamku rzeczywiście działy się dziwne 40 41

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!