Turtledove Harry - Wojna swiatow W rownowadze

Szczegóły
Tytuł Turtledove Harry - Wojna swiatow W rownowadze
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Turtledove Harry - Wojna swiatow W rownowadze PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Turtledove Harry - Wojna swiatow W rownowadze pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Turtledove Harry - Wojna swiatow W rownowadze Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Turtledove Harry - Wojna swiatow W rownowadze Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Harry Turtledove Wojna światów: w równowadze Przekład: Antoni S. Kowal AMBER Tytuł oryginału: WORLD WAR: IN THE BALANGe Ilustracja na okładce: LARRY ROSTANT Redakcja merytoryczna: ALICJA MAKOWSKA Redakcja techniczna: LIWIA DRUBKOWSKA Korekta: HANNA RYBAK Copyright 1994 by Harry Turtledove For the Polish edition Copyright 1997 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7169-253-6 WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62 Warszawa 1997. Wydanie I Druk: Elsnerdruck Berlin Rozdział 1 Pan floty Atvar wszedł raźnym krokiem na stanowisko dowodzenia statku flagowego „127-my cesarz Hetto". Na jego widok oficerowie zastygli w bezruchu na swoich miejscach. Po tym jednak, jak poruszały się jego oczy Ś jedno w łewo, drugie w prawo Ś widać było, że ich zignorował. Niechby jednak który był takim durniem, żeby zapomnieć okazania mu szacunku Ś na pewno spostrzegłby to. I zapamiętał. Pan statku Kirel stanął wraz z nim przy projektorze. Malowidła na ciele kapitana były w rysunku nieco mniej skomplikowane niż te, które nosił jego zwierzchnik. Atvar, jak co rano, rzekł: Ś Przypatrzmy się celowi. Kirel nacisnął wskazującym szponem panel kontrolny. Zobaczyli kulę w kolorach błękitu, szarości i bieli, doskonały przykład dryfującego w przestrzeni życionośnego świata. Wszyscy oficerowie skierowali wzrok na hologram. Atvar, jak to było w jego zwyczaju, obszedł projektor dookoła, by przyjrzeć się obrazowi z wszystkich stron. Kirel podążał za nim. Kiedy wrócili na miejsce, Atvar wysunął rozwidlony język. Ś Wygląda to na zimne miejsce Ś powiedział. Ś Zimne i wilgotne. Ś A jednak będzie służyć Rasie i cesarzowi Ś odparł Kirel. Kiedy wymawiał te słowa, pozostali oficerowie powrócili do swoich zadań. To był koniec porannego rytuału. Ś Szkoda, że taka gorąca biała gwiazda jak Tosev, wysiedziała takie chłodne jajo Ś ciągnął Kirel. Ś Doprawdy, szkoda Ś zgodził się Atvar. Ten zimny świat okrążał gwiazdę ponad dwa razy większą od słońca, pod którym się wychował. Niestety, tor planety biegł po zewnętrznej granicy biosfery. Tosev 3 miał nie tylko za dużo wody, ale gdzieniegdzie leżary na nim połacie lodu. W trzech światach, należących do imperium, zamarzniętą wodę rzadko kiedy widywało się poza laboratorium. Ś Jeśli nawet Tosev 3, biorąc pod uwagę przeciętną, jest chłodniejszy od tego, do czego przywykliśmy, to nie powinno być wielkiego kłopotu z zamieszkaniem tutaj, a w niektórych częściach tego świata może być nawet przyjemnie. Ś Otworzył lekko szczęki i ukazał małe, ostre, równe zęby. Ś Tubylcy nie powinni stanowić dla nas kłopotu. Ś Na cesarza, to prawda. Ś Chociaż jego suweren był odległy o lata świetlne, Atvar automatycznie opuścił na chwilę oczy. Tak samo postąpił Kirel. Potem Atvar również otworzył szczęki, dzieląc rozbawienie z panem statku. Ś Pokaż mi jeszcze raz te obrazy zebrane przez sondę. Ś Tak jest. Ś Kirel delikatnie wykonał kilka ruchów przy panelu kontrolnym projektora. Tosev 3 zniknął. Zastąpił go obraz przedstawiający typowego mieszkańca planety: dwunożną istotę o czerwonobrązowej skórze, nieco wyższą od przeciętnego samca Rasy. Dwunożna istota owinięta była w połowie tułowia kawałkiem tkaniny, niosła łuk i kilka strzał z kamiennymi grotami. Z czubka jej głowy wyrastało czarne futro. Dwunożny zniknął. Jego miejsce zajął inny. Obleczony był od stóp do głów w szatę z brudnej, szarawej garbowanej skóry. Z pasa zwisał mu zakrzywiony żelazny miecz. Obok stało brązowe, pokryte futrem zwierzę z długą szyją i garbem na grzbiecie. Atvar wskazał na włochatego stwora, a potem na szatę dwunożnego. Ś Nawet tubylcze istoty muszą chronić się przed okropnym klimatem Tosev 3. Ś Przejechał dłonią po gładkich, lśniących łuskach na swoim ramieniu. W projektorze holograficznym ukazało się więcej dwunożnych istot; niektóre miały czarną skórę, inne złoto-brązową, inne znów jasnoczerwoną, prawie różową. Kiedy obrazy się zmieniały, Kirel ponownie otworzył szczęki w rozbawieniu. Pokazał na projektor. Ś Uwaga. Teraz! Straszliwy wojownik z Tosev 3. Ś Zatrzymaj ten obraz. Niech każdy mu się przyjrzy dokładnie Ś rozkazał Atvar. Ś Tak jest. Ś Kirel wyłączył zmianę obrazów. Wszyscy oficerowie znajdujący się na stanowisku dowodzenia skierowali po jednym oku na hologramy, ale drugim patrzyli na swoją pracę. Atvar roześmiał się cicho, studiując postać tosewickiego wojownika. Tubylec należał do rasy różowej. Można to było rozpoznać tylko po jednej dłoni i twarzy. Ochronny ekwipunek pokrywał niemal całkowicie resztę jego ciała, podobnie jak szaty spowijające poprzedniego dwunoga. Spiczasty żelazny hełm z kilkoma wgięciami tkwił na czubku jego głowy. Nosił podrdzewiałą kolczugę, która sięgała mu niemal do kolan i ciężkie skórzane buty. Cienki płaszcz z błękitnej materii osłaniał kolczugę przed słońcem. Zwierzę, na którym jechał dwunożny Ś trochę zgrabniejszy kuzyn garbatego stwora Ś wyglądało na znużone tym, co się wokół niego dzieje. Z siedzenia dwunożnego wyrastała zakończona żelaznym ostrzem włócznia. Jeździec był uzbrojony jeszcze w prosty miecz, nóż i tarczę z namalowanym krzyżem. Ś Czy myślicie, że jego rodzaj będzie w stanie przeciwstawić się pociskom, opancerzonym wozom bojowym i samolotom? Ś Pytanie Atvara było retoryczne. Oficerowie roześmieli się. Oczekiwali łatwego podboju, w wyniku którego dołączą czwartą planetę i układ słoneczny do włości imperatora. Kirel nie chciał być gorszy w okazywaniu entuzjazmu od swojego dowódcy i dodał: Ś To są ostatnie obrazy; pochodzą zaledwie sprzed około tysiąca sześciuset lat. Ś Przerwał i postukał w kalkulator Ś To będzie około ośmiuset obrotów Tosev 3. A jak dalece, moi bracia-wojownicy, jak bardzo może się zmienić świat w ciągu zaledwie ośmiuset obrotów? Oficerowie roześmieli się znowu, tym razem głośniej. Atvar śmiał się wraz z nimi. Historia Rasy sięgała stu tysięcy lat wstecz; przez prawie połowę tego czasu Ś odkąd wypracowano technikę zapewniającą męskich potomków Ś na tronie zasiadała dynastia Ssumaz. Dwadzieścia osiem tysięcy lat temu, za panowania cesarzy Ssumaz, Rasa podbiła Rabotev 2, a osiemnaście tysięcy lat później zajęła Halless 1. Teraz przyszła kolej na Tosev 3. Atvar pomyślał, że podbojów dokonuje się coraz szybciej. Ś Wykonujcie dalej swoje obowiązki, słudzy cesarza Ś powiedział pan floty. Oficerowie znieruchomieli po raz drugi, kiedy opuszczał stanowisko dowodzenia. Wrócił do swojej kajuty. Zajmował się właśnie uciążliwą robotą papierkową, która towarzyszy czynnościom dowódczym, gdy zapiszczał sygnał przy drzwiach. Zaskoczony, podniósł wzrok znad ekranu komputera. O tej porze nikt nie powinien, według rozkładu dnia, przerywać mu pracy. Rasa nie tak łatwo zrywa z rutyną. Alarm w przestrzeni kosmicznej był raczej nieprawdopodobny, a więc kto ośmieliłby się przerywać mu pracę w związku ze sprawą o mniejszym znaczeniu? Ś Wejść Ś warknął. Młody oficer, który wszedł do kajuty, wyglądał na zdenerwowanego. Koniuszek ogona poruszał mu się, rozglądał się na wszystkie strony, jakby w przeczuciu niebezpieczeństwa czającego się w pomieszczeniu. Ś Dostojny panie floty, krewniaku cesarza. Jak wiesz, zbliżyliśmy się bardzo do układu Tosev Ś powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Ś Dobrze, że mi o tym mówisz Ś odparł Atvar z nutą sarkazmu w głosie. Ś T... tak, dostojny panie floty. Ś Oficer wyglądał tak, jakby miał ochotę uciec, ale opanował się i mówił dalej: Ś Dostojny panie floty, jestem wodzem drugiej rangi w wydziale łączności. W ciągu kilku ostatnich dni pokładowych odkryłem niezwykłą transmisję radiową dochodzącą z tego układu. Wygląda na wysłaną przez inteligentne istoty i... i Ś spodziewając się wybuchu gniewu Atvara zmusił się, by kontynuować Ś sądząc z niewielkich przesunięć w widmie, pochodzi ona z Tosev 3. Pan floty był zbyt zaskoczony, żeby odczuwać wściekłość. Ś To śmieszne Ś stwierdził. Ś Śmiesz twierdzić, że te ujeżdżające zwierzęta dzikusy, które zostały sfotografowane przez nasze sondy, zdołały w przeciągu dziejowego mgnienia oka odkryć elektronikę? Na osiągnięcie takiego stopnia rozwoju potrzebne są tysiąclecia. 8 Ś Dostojny panie floty, ja niczego nie twierdzę Ś powiedział drżącym głosem Erewlo. Ś Ja tylko przedstawiłem ci raport o anomaliach, które mogą okazać się ważne dla naszej misji, a w konsekwencji Ś dla Rasy. Ś Wynoś się Ś powiedział Atvar stłumionym głosem, w którym czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo. Erewlo szybko się wycofał. Pan floty patrzył w ślad za wychodzącym oficerem. Raport był śmieszny. Rasa podlegała przemianom, ale powolnym. Zmiany były niewielkie, ledwie wyczuwalne. Chociaż zarówno mieszkańcy Rabotev, jak i Halless ulegli podbojowi zanim wynaleźli radio, mieli za sobą względnie długi powolny rozwój. To była, z pewnością, norma wśród ras inteligentnych. Atvar zwrócił się do komputera. Dane, o których wspomniał wódz drugiej rangi, pojawiły się na ekranie. Zaczął je studiować i zapytał komputer o ich znaczenie. Znaczenie było takie, jak powiedział Erewlo: z prawdopodobieństwem prawie równym jedności, były to sztuczne sygnały radiowe dochodzące z Tosev 3. Pan floty wywarczał polecenie, którego komputer, ze względów technicznych, nie był w stanie wykonać. Jeśli tubylcy z Tosev 3 jakimś trafem byli w posiadaniu radia, to co jeszcze potrafią? O ile hologram Tosev 3 wyglądał jak planeta dryfująca w przestrzeni, to sam glob, widziany przez szybę pancerną, wyglądał jak holograficzny obraz. Teraz, by przemieścić się na jego drugą stronę, pan floty Atvar musiał czekać, aż „127-my cesarz Hetto" zakończy pół obiegu orbity. Pan floty wpatrywał się w przemykającą pod statkiem planetę. Przyglądał się jej od czasu, kiedy flota przybyła na miejsce. Nikt w długiej historii Rasy nie stawał wobec takiego dylematu. Zebrani panowie statków czekali stojąc, aż Atvar wyda im rozkazy. To on ponosił odpowiedzialność i zbierał nagrody, ale również i ryzykował. Ś Tubylcy z Tosev 3 są bardziej zaawansowani technicznie niż nam się zdawało, gdy podejmowaliśmy tę wyprawę Ś powiedział, przypatrując się, czy to proste stwierdzenie wywoła jakąś reakcję. Jak jeden mąż pochylili głowy na znak zgody. Atvar zacisnął szczęki Ś gdyby im mógł poprzegryzać karki! Ani trochę nie mieli zamiaru mu pomóc. To on ponosi odpowiedzialność. Nie może nawet poprosić cesarza o instrukcje. Przesłanie dotarłoby do rodzimej planety za dwadzieścia cztery lata. Drugie tyle należałoby czekać na odpowiedź. Siły inwazyjne mogłyby przez ten czas hibernować, ale kto wie, co tymczasem wynaleźliby Tosewici? Ś Wydaje się, że obecnie Tosewici prowadzą między sobą kilka wojen. Jak uczy nas historia, brak jedności działa na naszą korzyść Ś powiedział Atvar. Historia starożytna Ś pomyślał. Cesarstwo rządzone jest centralnie od tak dawna, że nikt nie ma doświadczenia w rozgrywaniu polityki „dziel i rządź". Ale podręczniki mówią, że taka okoliczność może się zdarzyć. A podręczniki zazwyczaj się nie mylą. Kirel skłonił się na znak szacunku. W ten uprzejmy sposób dawał znać, że chce przemówić. Atvar zwrócił na niego oboje oczu z ulgą, że ktoś powie przynajmniej część tego, co myśli. Ś Czy to pewne, że jesteśmy w stanie pokonać Tosewitów, panie floty? Poza radiem i radarem mają własne samoloty, a także opancerzone wozy bojowe, nasze sondy jasno to pokazały Ś powiedział pan statku „127-my cesarz Hetto". Ś Ale ich broń jest znacznie gorsza niż nasza podobnego typu. Sondy również dokładnie to pokazały Ś dodał Straha, pan statku ,,206-ty cesarz Yower". Wśród panów statków miał rangę niższą jedynie od Kirela i chciał go pewnego dnia prześcignąć. Kirel znał ambitne plany Straha. Porzucił pełną szacunku postawę i groźnie spojrzał na rywala. Ś Ogromna ilość tej broni jest w akcji i stale wytwarzana jest nowa broń. Natomiast nasze zapasy są ograniczone do tych, które przywieźliśmy ze sobą przez lata świetlne. Ś Czy Tosewici mają broń atomową? Ś szydził Straha. Ś Jeśli zawiodą inne środki, możemy ich zbombardować i wymusić posłuszeństwo. Ś W ten sposób zmniejszymy wartość planety dla kolonistów, którzy przylecą za nami Ś powiedział Kirel. Ś Co zatem proponujesz? Ś spytał Straha. Ś Czy mamy powrócić nie osiągnąwszy niczego? 10 Ś Taka decyzja leży w kompetencjach pana floty Ś powiedział Kirel z uporem. Miał rację; decyzja o rezygnacji z inwazji należała do Atvara. Nie zostanie potępiony, jeśli się wycofa Ś to znaczy, nie zostanie potępiony oficjalnie. Jednak zamiast zostać zapamiętanym na wieki jako Atvar Zdobywca Światów Ś tylko dwóch wodzów nosiło ten przydomek przed nim Ś zostanie zapisany w annałach jako Atvar Uciekinier. Byłby pierwszym noszącym takie miano. Ale mało komu zależałoby na tak wątpliwym zaszczycie. To on ponosił odpowiedzialność. W końcu, nie miał wyboru. Ś Czy przebudzenie i orientacja żołnierzy przebiegła pomyślnie? Ś zapytał panów statków. Nie potrzebował ich potwierdzającego syku, żeby znać odpowiedź na to pytanie; śledził raporty komputera zanim jeszcze flota weszła na orbitę Tosev 3. Broń i wojownicy cesarza byli gotowi. Ś Wykonać Ś powiedział. Panowie statków ponownie zasyczeli. Ś Dalej, Joe! Ś Sam Yeager ryknął do swojego pitchera Ś gracza serwującego. Ś Jeszcze jeden raz. Dasz radę. Mam nadzieję, dodał w myśli. Joe Sullivan ruszył do akcji, okręcił się, podał. Czego można wymagać od siedemnastoletniego dzieciaka, pomyślał Yeager. Ale dzisiaj piłka poleciała wielkim łukiem i uderzyła w zewnętrzny róg. Ręka sędziego uniosła się. Kilkunastu ludzi w kilkusetosobowym tłumku zaczęło wiwatować. Sullivan strzelił jeszcze raz. Wielki, leworęczny baseman Ś gracz na pierwszej bazie, o nazwisku Kobeski, odwrócił się za późno i pozwolił, żeby piłka przeleciała z lewej strony. Ś Cholera! Ś powiedział na głos i zdegustowany rzucił kij na ziemię. Yeager odsunął się do tyłu o kilka kroków. Kiedy piłka uderzyła go w rękawicę, nakrył ją natychmiast drugą ręką. Potem pobiegł w stronę szatni przeznacznej dla gości. To samo zrobiła reszta drużyny Decatur Commodores. Ś Wynik końcowy, Decatur 4, Madison 2 Ś powiedział spiker do obdrapanego małego mikrofonu. Ś Zwycięża Sullivan, przegrywa Kovacs. Springfield Brownies rozpoczynają 11 rozgrywkę ligową z Blues tutaj, w Breese Stephens Field jutro. Mecz rozpoczyna się w południe. Mam nadzieję, że się znowu spotkamy. Yeager, ledwie dobiegł do szatni, wyciągnął z bocznej kieszeni aksamitnego dresu paczkę cameli. Zapalił, zaciągnął się głęboko i z zadowoleniem wydmuchnął obłoczek dymu. Ś Tak to się robi, Joe Ś krzyknął do Sullivana, który szedł przed nim tunelem prowadzącym do szatni gości. Ś Piłkę puszczaj nisko i z dala od takiego wielkiego byka jak Kobeski. Ś O tak, dzięki Sam Ś powiedział zwycięski pitcher przez ramię. Zdjął czapkę i wytarł rękawem spocone czoło. Zaczął rozpinać koszulę. Yeager gapił się na plecy Sullivana. Zdziwiony wolno pokręcił głową. Ten dzieciak nawet nie wie, co zrobił; przypadkowo postąpÓ tak jak trzeba. Ma tylko siedemnaście lat, przypomniał sobie Yeager. Większość zawodników Commo-dores była w wieku Joego Ś dzieciaki za młode na pobór. Yeager czuł się przy nich staro nawet jak na te trzydzieści pięć lat, które miał naprawdę. Jego „szatnią" był gwóźdź wbity w ścianę. Usiadł na zydlu i zaczął ściągać ubranie. Bobby Fiore opadł ciężko na stołek obok. Drugi baseman też był weteranem walk i współlokatorem Yeagera. Ś Staję się za stary na to Ś powiedział krzywiąc się. Ś Co proszę? Masz dwa lata mniej niż ja Ś stwierdził Yeager. Ś Chyba tak, coś koło tego Ś okolona brodą, ciemna, pociągła twarz Fiorego przypominała maskę o smutnym wyrazie. Stanowiła ostry kontrast w stosunku do Yeagera, którego jasne, rumiane oblicze nasuwało natychmiast skojarzenie, że jego właściciel pochodzi ze wsi. Ponury Fiore ciągnął dalej: Ś Jaki jest, do cholery, sens gry w tej zakichanej drugiej lidze w naszym wieku? Ciągle ci się wydaje Sam, że będziesz wielkim zawodnikiem? Ś Kto wie? Wojna trwa już dość długo. Mogą wziąć do wojska każdego, a mnie nie pozwolili tknąć karabinu. Pół roku temu chciałem się zaciągnąć na ochotnika, to było zaraz po ataku na Pearl Harbor. 12 Ś O Jezu, ty przecież masz sztuczną szczękę Ś powiedział Fiore. Ś To nie znaczy, że nie mogę jeść albo strzelać Ś odparł Yeager. O mało nie umarł w czasie epidemii grypy w 1918 roku. Zęby, osłabione gorączką, spróchniały mu w dziąsłach i wypadły w ciągu następnych kilku lat. Zanim jeszcze zaczął się golić, nosił już pełny sztuczny garnitur w górnej i dolnej szczęce. Jak na ironię, jedyne własne zęby, jakie mu zostały były to zęby mądrości, właśnie te, które wszystkim innym sprawiają tyle kłopotu. Wyrżnęły się w doskonałym stanie, długo potem, kiedy wszystkie inne mu wypadły. Fiore tylko parsknął i wszedł pod prysznic. Yeager poszedł za nim. Umył się szybko; woda była zimna. Mogło być gorzej, myślał, kiedy wycierał się do sucha. W niektórych trzecio-ligowych szatniach nie ma nawet natrysków dla drużyn gości. Chciał uniknąć powrotu do hotelu w lepiącym się, cuchnącym dresie, co było zwyczajem ligi „krzakowej". Wrzucił dres do płóciennej torby razem z kolcami i rękawicami. Kiedy zaczął się przebierać w codzienne ubranie, podjął rozmowę z Fiore. Ś To co mam zrobić Bobby, zrezygnować? Za długo już się tym zajmuję. Poza tym, niewiele więcej potrafię poza grą w piłkę. Ś A co musisz umieć, żeby dostać pracę w zakładach zbrojeniowych? Zarobisz więcej niż tu Ś zapytał Fiore. Ś A dlaczego ty tego nie zrobisz, skoro ci to wszystko wychodzi bokiem? Ś odparł Yeager. Fiore odchrząknął. Ś Zapytaj mnie tego dnia, kiedy nie zdobędę ani jednego punktu. Dziś miałem dwa z czterech. Ś Przewiesił niebieską torbę przez ramię i wyszedł z szatni, przepychając się przez tłumek. Yeager poszedł wraz z nim. Kiedy przechodzili, gliniarz stojący przy wejściu dla zawodników dotknął palcami czapki. Sądząc po jego białych wąsach, mógł być ochotnikiem podczas wojny hiszpańsko-amerykańskiej. Obaj zawodnicy równocześnie głęboko odetchnęli i uśmiechnęli się do siebie. W powietrzu czuć było słodki zapach bułek i chleba dochodzący z piekarni Gardnera po drugiej strome ulicy przy parku. 13 Ś Mam kuzyna, który prowadzi małą piekarnię w Pitts-burghu. U niego tak ładnie nie pachnie Ś powiedział Fiore. Ś Następnym razem, jak będę w Pittsburghu, powtórzę twojemu kuzynowi, co powiedziałeś Ś odparł Yeager. Ś Nie pojedziesz ani do Pittsburgha, ani do żadnego innego pierwszoligowego miasta, nawet gdyby wojna miała potrwać do roku 1955 Ś odgryzł się Fiore. Ś Jaka jest najlepsza liga, w której kiedykolwiek grałeś? Ś Grałem przez pół sezonu dla Birmingham w 1933 Ś odparł Yeager. Ś Southern Association, klasa A-1. W drugiej grze w czasie święta 4 Lipca złamałem nogę w kostce i wypadłem z obiegu do końca roku. Wiedział, że spadł o stopień, może o półtora stopnia, kiedy wrócił w następnym sezonie. Wiedział też, że jeśli kiedykolwiek miał prawdziwą szansę na zrobienie kariery, to przepadła ona wraz ze złamaną nogą. Ś To mnie wyprzedzasz. Grałem przez trzy tygodnie w Albany Ś Eastern League, klasa A Ś ale jak popełniłem trzy błędy w jednej grze, wyrzucili mnie natychmiast. Skurwiele. Ś Fiore powiedział to bez większego zapamiętania. Jeśli skrewisz, na twoje miejsce zawsze znajdzie się chętny zawodnik. Kto tego nie rozumie, nie ma po co grać za pieniądze. Yeager zatrzymał się przy kiosku za rogiem hotelu i kupił magazyn. Ś Coś do poczytania w pociągu do Decatur Ś powiedział, wręczając facetowi w budce ćwierć dolara. Rok temu dostałby parę centów reszty. Teraz nic nie dostał. Kiedy się ma trzecioligowe zarobki, liczy się każdy cent. Fiore aż ściągnął wargi, kiedy zobaczył, co kupił Yeager. Ś Możesz czytać te bzdury Bucka Rogersa? Ś Lubię to Ś Yeager kurczowo złapał nowe wydanie „Astounding". Ś Kto by kilkadziesiąt lat temu uwierzył w bombardowania, lotniskowce, albo w czołgi? A oni tu pisali o tym wszystkim już dawno temu. Ś No tak, żałuję, że się nie pomylili Ś westchnął Fiore; Yeager nie potrafił tego skomentować. Kilka minut później dotarli do hotelowego holu. Recepcjonista włączył radio, żeby złapać popołudniowe wiadomości. Pełen godności, głęboki głos H. V. Kaltenborna mówił 14 o walkach w północnej Afryce, w pobliżu Ghazali, o wojnie w Rosji, na południe od Charkowa, o lądowaniu Amerykanów na wyspie Espiritu Santo w archipelagu Nowych Hebrydów. Yeager przypomniał sobie, że Espiritu Santo leży gdzieś na południowym Pacyfiku. Nie miał jednak pojęcia gdzie dokładnie. Nie mógłby też znaleźć Ghazali albo Charkowa bez dużego atlasu i sporej dozy cierpliwości. W czasie tej wojny wymieniano jedną po drugiej miejscowości, o których nigdy nie uczył się w szkole. Słyszał jak Kaltenborn mówił dalej: „Dzielni patrioci czescy dokonali pod Pragą zamachu na Reinharda Heydricha, zastępcę „Protektora Czech i Moraw", współorganizatora eksterminacji ludności w krajach okupowanych przez III Rzeszę. Utrzymują, że go zabili. Radio niemieckie obwinia za zamach „zdradzieckich Brytyjczyków" i twierdzi, że Heydrich żyje. Ś Miło słyszeć, że gdzieś posunęliśmy się naprzód, nawet, jeśli nie potrafię wymówić nazwy tego miejsca Ś powiedział Yeager. Ś To znaczy „Duch Święty" Ś podpowiedział mu Fiore. Ś To musi być po hiszpańsku, ale brzmi wystarczająco podobnie do włoskiego, żebym zrozumiał. Ś O.K. Ś powiedział Yeager, zadowolony, że go oświecono. Podszedł do schodów, za nim szedł Fiore. Windziarz uśmiechał się szyderczo. To nieodmiennie powodowało, że Yeager czuł się jak sknera, ale był tak przyzwyczajony do tego uczucia, że nie przejmował się tym zbytnio. Hotel i tak był tani, miał tylko jedną łazienkę przy końcu korytarza na każdym piętrze. Otworzył drzwi, rzucił torbę na łóżko, wyjął walizki i położył je obok torby. Zaczął automatycznie przekładać ubrania z torby i z szafy do walizek tak, jak odbijał piłki. Gdyby myślał o tym, co robi, zajęłoby mu to dwa razy tyle czasu, ale w małomiasteczkowych hotelikach spędził połowę życia. O czym tu należało jeszcze myśleć? Na drugim łóżku, Fiore pakował się z tą samą bezmyślną zręcznością. Prawie jednocześnie skończyli i znieśli bagaże na dół. W holu pojawili się jako pierwsi, bo dla większości kolegów z drużyny, z braku wprawy, pakowanie się nie było tak łatwe. 15 Ś Jeszcze jedna podróż zakończona Ś powiedział Yeager. Ś Ciekawe, ile mil przejechałem przez te wszystkie lata. Ś Nie wiem Ś odpowiedział Fiore. Ś Ale jakbym znalazł używany samochód z takim przebiegiem mil na liczniku, to za żadne skarby bym go nie kupił. Ś Idź do diabła Ś roześmiał się Yeager. Używany samochód z takim przebiegiem najprawdopodobniej w ogóle nie nadawałby się do użytku. Pojedynczo i parami reszta graczy Commodores zeszła na dół. Paru wyszło, żeby odetchnąć świeżym powietrzem, reszta skupiła się w małe grupki. Związki młodości były silniejsze niż więzy łączące drużynę. Yeager posmutniał, ale rozumiał to. Dawno temu, w 1925 roku, kiedy zaczynał grać zawodowo też nie miał śmiałości, żeby podejść do weteranów drużyny. Wojna pogorszyła tylko sprawę, zabierając prawie wszystkich młodszych od niego i Fiore, a starszych od tych dzieciaków. Menażer, Pete Daniels (powszechnie zwany Mutt) uregulował rachunki u recepcjonisty, potem odwrócił się do swojego oddziału i oznajmił: Ś Chodźcie, chłopaki. Musimy złapać pociąg o piątej. Ś Kiedy mówił, przeciągał i łączył słowa typowo dla człowieka, który wychowywał się na farmie gdzieś nad Missisipi. Przed trzydziestu laty załapał się na prawie dwa sezony z Cardinals, kiedy ten zespół był prawie na samym dole listy. Potem, przez długi czas, grywał w drugorzędnych drużynach. Yeager zastanawiał się, czy Mutt nadal marzył o tym, by być menażerem w pierwszej lidze. Nigdy nie miał śmiałości, żeby o to zapytać, ale wątpił w to: wojna nie otworzyła mu drogi do kariery. Najprawdopodobniej Daniels był tutaj, bo nie widział dla siebie niczego lepszego do roboty. Byłoby to zatem coś, co ich łączyło. Ś No, to chodźmy Ś powiedział Daniels jak tylko recepcjonista wręczył mu rachunek. Wyszedł sam na ulicę. Commodores podreptali za nim. W ubiegłym roku wepchnęliby się do trzech albo czterech taksówek i pojechali na stację. Ale w związku z trudnościami w zaopatrzeniu w benzynę i opony, taksówki wymiotło z ulic. Zawodnicy czekali na skrzyżowaniu aż nadjedzie autobus. Potem wrzucili po parę centów do automatu biletowego i weszli do wozu. Autobus pojechał wzdłuż Washington Avenue. Na skrzyżowaniach z ulicami biegnącymi z północy na południe Yeager 16 mógł po obu stronach zobaczyć wodę; Madison położone było na wąskim pasie ziemi między jeziorami Mendota i Monona. Autobus okrążył Capitol Park, wrócił na Washington Avenue i pojechał dalej na stację Illinois Central. Nad niską zabudową miasta dominował Kapitol; zwieńczony granitową kopułą biały marmurowy budynek wznoszący się na planie greckiego krzyża. Autobus zatrzymał się dokładnie na wprost dworca. Mutt Daniels machał biletami na pociąg. Trzymał rękę na pulsie podczas objazdu czterech miast w Illinois, Iowa i Wisconsin; następne cztery miesiące Commodores spędzą w Fan's Field. Przez ten czas będzie się musiał martwić najwyżej o ustawianie zawodników na boisku. Ciemnoskóry bagażowy podjechał wózkiem. Dotknął palcami daszka czapki, uśmiechnął się i pokazał garnitur złotych zębów Ś Witam, panowie Ś mówił z akcentem południowym, jeszcze silniejszym niż menażer. Yeager pozwolił, żeby facet postawił jego bagaże na wózku i dał mu parę centów, co wywołało promienny uśmiech na jego twarzy. Fiore usiadł w wagonie obok Yeagera. Ś Kiedy mój tatuś po raz pierwszy przyjechał ze starego kraju do Nowego Jorku, wsiadł tam do pociągu do Pittsbur-gha, gdzie mieszkał już wujek Joe. Pierwszy czarny, jakiego w życiu zobaczył, to był kelner. I też miał złote zęby, tak jak ten bagażowy.. Przez całe miesiące mój stary myślał, że kolorowi mają taki zwyczaj wstawiania sobie złotych zębów Ś powiedział. Ś Yeager roześmiał się zanim odpowiedział: Ś Do diabła, wychowałem się między Lincoln a Omaha i nie widziałem ani jednego białego, zanim nie zacząłem grać w piłkę. Parę razy byłem w objazdach, gdzie grywałem przeciwko drużynom kolorowych, żeby zimą zarobić dodatkowe pieniądze. Niektórzy z tych chłopaków, gdyby byli biali, mogliby grać wszędzie. Ś To chyba prawda Ś powiedział Fiore. Ś Ale nie są biali. Pociąg ruszył. Fiore zaczął wiercić się, żeby usiąść wygodniej. Ś Chcę się trochę przespać, potem, jak tłum się przerzedzi, pójdę do restauracyjnego. 2 Ś Wojna światów: w równowadze 17 Ś Jeśli nie obudzisz się przed ósmą, dam ci szturchańca w żebra Ś stwierdził Yeager. Fiore pokiwał głową z zamkniętymi oczami. Dobrze mu się zawsze spało w pociągu, lepiej niż Yeagerowi, który wyjął „Astounding" i zaczął czytać. Najnowsza powieść w odcinkach autorstwa Henleina skończyła się przed miesiącem. Ale było tam wiele opowiadań Asimova, Roberta Moore Williamsa, del Reya, Hubbarda i Clementa. Było co czytać. W ciągu kilku minut znalazł się o miliony mil i tysiące lat od doczesnej rzeczywistości i pociągu jadącego z Illinois Central przez płaską prerię ciągnącą się pomiędzy miastami Środkowego Zachodu. Kuchnia polowa podjechała do kompanii czołgów znajdujących się gdzieś na południe od Charkowa. Po kilku tygodniach przemieszczania się czołgów w różnych kierunkach w celu powstrzymania natarcia Rosjan, a potem, wciągnięcia ich w pułapkę, major Heinrich Jager nie byłby w stanie precyzyjnie określić, gdzie się znajduje bez kontaktu z pododdziałem łączności Szesnastej Dywizji Pancernej. Właściwie, ta kuchnia polowa nie należała do ich kompanii. Podobnie jak pozostałe dwa pododdziały, z których składał się drugi pułk czołgów, miała ona własną zmotoryzowaną kuchnię. Teoretycznie, powinna być na miejscu. Ta, która właśnie przybyła ciągnięta była przez zaprzęg konny. Jagerowi to nie przeszkadzało. Zatrzymał woźnicę machnięciem ręki i krzyknął do swoich załóg czołgowych. Niektórzy ludzie nie przerywali snu w swoich czołgach albo pod nimi. Jednak magiczne słowoŚjedzenie i smakowity zapach, unoszący się znad kotła z gulaszem, podniósł wielu na nogi. Ś Co macie dla nas? Ś Jager zwrócił się do kucharza i woźnicy. Ś Gotowaną kaszę, panie majorze, z cebulą i mięsem Ś odpowiedział kucharz. Zanim jego dywizja pancerna nie przebiła się w lipcu do południowej Rosji, Jager nigdy nie jadł kaszy gryczanej. Nie była to w najmniejszym stopniu jego ulubiona potrawa, ale przyjemnie zapełniała brzuch. Wolał nie pytać o mięso Ś końskie, ośle, może psie? Nie chciał wiedzieć. Gdyby to była wołowina albo baranina, kucharz by się tym pochwalił. 18 Wyjął swoją menażkę i stanął w kolejce. Kucharz nałożył mu dużą porcję gulaszu. Zaatakował ją z zapałem. Żołądek przez moment stawił opór; major nie był przyzwyczajony do tego rodzaju posiłków o tak wczesnej porze. Potem stwierdził, że lepiej być najedzonym do syta i postanowił sprzątnąć wszystko. Gdzieś, w oddali zaczął terkotać karabin maszynowy, po kilku sekundach dołączył następny. Jager nadal jedząc skrzywił się. Sądzono, że w tych okolicach Rosjanie są już wyparci od kilku dni. Ale nie pożyje długo ten, kto za wcześnie przestaje się liczyć z Rosjanami pomyślał Jager. Dowiodła tego poprzednia zima. Jak przyciągany magnesem, Jager wbił wzrok we wrak T-34, który osiadł ze skręconą wieżą o jakieś pięćdziesiąt metrów od niego. Zniszczony czołg wyglądał w ciemnościach jak zamazany kształt, ale nawet rzut oka spowodował, że major zaczął się pocić ze strachu. Ś Gdybyśmy tylko mieli takie czołgi Ś powiedział półgłosem. Włożył łyżkę w gulasz i pogłaskał czarną baretkę odznaczenia otrzymanego za ranę. To przez T-34 będzie miał bruzdę na łydce aż do śmierci. Reszta załogi czołgu Panzer III, w którym był, wtedy nie miała takiego szczęścia. Wydostał się z niego tylko jeszcze jeden człowiek. Jest teraz w Niemczech, gdzie składają go w szpitalu do kupy. Porównując oba czołgi, trzeba przyznać, że Panzer III, nawet z nowym pięćdziesięciomilimetrowym działem, nie dorównywał T-34. Rosyjski czołg odznaczał się półtora rażą większym działem, grubszym pancerzem, tak nachylonym, aby odbijał pociski i silnikiem o większej mocy od tego, w który wyposażony był Panzer III. Na dodatek, był to diesel, więc nie stawał w płomieniach tak łatwo, jak niemieckie silniki benzynowe Maybach. Ś Nie jest tak źle, panie majorze. Ś Wesoły głos za plecami należał do jego zastępcy, kapitana Ernsta Riecke. Ś Ha! Słyszałeś jak mruczę do siebie, co? Ś powiedział Jager. Ś Tak jest. Z czołgami jest tak samo, jak z rypaniem, panie majorze. Jager uniósł brwi. Ś A to ciekawe. 19 Ś No cóż, w obu przypadkach Uczy się bardziej to, że się wie, co robić z tym, co się ma, niż jak to jest duże. Dowódca kompanii parsknął. Riecke miał rację. Bolszewicy nawet po roku bolesnej szkoły, jaką dawali im Niemcy, nadal mieli zwyczaj rozpraszania swoich sił pancernych zamiast użyć je w sposób zmasowany dla osiągnięcia maksymalnego efektu. To wyjaśniało, dlaczego teraz martwy T-34 popadł w tarapaty: obijał się po okolicy bez wsparcia, został namierzony i zniszczony przez trzy czołgi Panzer III. Ale... Ś Pomyśl, jak by to było dobrze mieć dużego i wiedzieć, jak się to robi. Ś To miłe, panie majorze Ś powiedział Riecke z zadowoleniem. Ś A może pan znowu mówi o czołgach? Ś Jesteś niepoprawny Ś stwierdził Jager, a potem zaczął myśleć, czy tak jest dlatego, że kapitan nadal ma niewiele ponad trzydzieści lat. Na froncie rosyjskim awanse następowały szybko. Dobrzy oficerowie znajdowali się na czele swoich oddziałów, a nie na tyłach, żeby wysyłać rozkazy. To znaczyło, że dobrzy oficerowie częściej ginęli. Ta odwrotna selekcja naturalna martwiła Jagera. Czuł na barkach każdy rok ze swoich czterdziestu trzech łat. Walczył w okopach we Francji, w roku 1918, uczestniczył w ostatnim ataku na Paryż, a potem w tragicznym odwrocie nad Ren. Wtedy po raz pierwszy zobaczył czołgi, niezdarne potwory, których użyli Brytyjczycy. Od razu wiedział, że jeśli wojna miałaby się powtórzyć, chce je mieć po swojej stronie. Ale zakazano ich posiadania powojennej armii niemieckiej. Jak tylko Hitler zdjął białe rękawiczki i rozpoczął remilitary-zację, Jager zgłosił się do broni pancernej. Zjadł kilka łyżek gulaszu i zapytał: Ś Ile czołgów mamy na chodzie? Ś Jedenaście, odpowiedział Riecke Ś może będziemy mieli jeszcze jeden na chodzie do rana, jeśli skombinujemy przewód paliwowy. Ś Nieźle Ś stwierdził Jager, chcąc zarówno pocieszyć siebie, jak i podbudować morale Rieckego. Na papierze jego kompania miała dwadzieścia dwa czołgi Panzer III. W rzeczywistości, gdy Rosjanie rozpoczęli natarcie, miała ich dziewiętnaście. Na froncie wschodnim posiadanie takiej liczby maszyn, bliskiej oficjalnie przypisanej, było nie lada osiągnięciem. 20 Ś Czerwoni też nie mogą być w najlepszym stanie Ś powiedział Riecke. W jego głosie przez moment słychać było niepokój. Ś Prawda? Ś Upolowaliśmy ich sporo przez ostatnie trzy tygodnie Ś odparł Jager. To była prawda. Kilkaset tysięcy Rosjan powlokło się do niewoli, kiedy Niemcy zlikwidowali wyrwę we froncie. Wróg porzucił ponad tysiąc czołgów i dwa tysiące dział. Straty bolszewików z poprzedniego lata były nawet jeszcze większe. Zanim jednak Jager przeszedł granicę między Rumunią a Rosją, nie wyobrażał sobie nawet, jak ogromny jest ten kraj, którego równiny zdawały się rozciągać bez końca; w jak cienką linię może się rozciągnąć dywizja, korpus, armia, tylko po to, żeby utrzymać front, nie mówiąc już o posuwaniu się do przodu. Z tych bezgranicznych równin zdawały się wylewać bez końca rzeki ludzi i czołgów. Wszyscy walczyli zaciekle, choć bez większej wprawy. Jager wiedział doskonale, że Wehrmacht miał ograniczone rezerwy. Jeśli każdy żołnierz niemiecki zabiłby dwóch czerwonoarmistów, jeśli każdy czołg rozbiłby dwa T-34 czy KW, to i tak Rosjanie będą górą. Riecke zapalił papierosa. Ogień zapałki na krótko oświetlił jego pooraną bruzdami ze zmęczenia twarz. Miesiąc wcześniej nie miał jeszcze tych zmarszczek. Nadal jednak wyglądał chłopięco. Jager zazdrościł mu tego; sam siwiał w takim tempie, że niedługo będzie wyglądał jak dziadek. Kapitan podał mu paczkę papierosów. Wziął jednego i nachylił się bliżej po ogień. Ś Dziękuję Ś powiedział, zasłaniając jedną ręką płomyk; nie było sensu pokazywać celu snajperowi. Riecke też zasłaniał żar papierosa. Gdy przydeptali niedopałki, Riecke odezwał się nagle: Ś Czy dostaniemy wkrótce nowy model, panie majorze? Co mówi pański brat? Ś Nie mówi nic, czego nie powinien, a to znaczy, że ja nie wiem niczego na pewno Ś odpowiedział Jager. Jego brat, Johann, pracował jako inżynier u Henschla. Listy od Johanna były zawsze cenzurowane ze szczególną uwagą, na wypadek, gdyby miały wpaść w ręce wroga podczas długiej drogi z Niemiec do jednostki stojącej gdzieś na południe od Charkowa. Ale bracia mieli sposoby, których cenzorzy nie znali. Po chwili Jager dodah 21 Ś Być może, że coś otrzymamy, ale sądziłem, że rozmiar jest dla ciebie bez znaczenia...? Ś Och, dam sobie radę z tym, co mamy Ś młody człowiek odparł beztrosko. I tak nie ma wyboru, pomyślał Jager. Riecke mówił dalej: Ś Ale jak pan major powiedział, byłoby miło być i lepszym i większym jednocześnie. Ś I tak będzie Ś Jager wlał odrobinę wody z manierki do menażki i wyrwał trochę wiosennej, świeżej trawy, by ją choć trochę oczyścić. Potem ziewnął. Ś Spróbuję się przespać do wschodu słońca. Obudź mnie, jakby miary być jakieś kłopoty. Ś Taki rozkaz dawał Rieckemu chyba ze sto razy. Kapitan, jak zwykle, skinął głową. Wibracja czterech merlinów sprawiała, że plomby w zębach porucznika lotnictwa Georga Bagnalla zachowywały się, jakby miały ochotę wypaść. Lancaster podskakiwał w powietrzu od wybuchów. Pociski artylerii przeciwlotniczej rozrywały się dookoła, wypełniając nocne powietrze obłoczkami dymu. Inżynierowi pokładowemu kojarzyły się one absurdalnie z pierożkami. Smugi światła reflektorów wbijały się w niebo, próbując nadziać bombowiec jak chrząszcza na szpilkę. Brzuch lancas-tera był matowoczarny, ale nie miałoby to znaczenia, gdyby trafił w niego któryś ze strumieni światła. Na szczęście, Bagnall był zbyt zajęty śledzeniem temperatury silnika, obrotów, zużycia paliwa, ciśnienia oleju, hydrauliki i innych skomplikowanych systemów, które musiały działać, żeby lancaster mógł lecieć, by bać się tak, jak gdyby był tylko pasażerem. Ale nawet człowiek-maszyna nie potrafiłby patrzeć wyłącznie na wskaźniki i tarcze urządzeń i nie zwrócić uwagi na widowisko, które rozgrywało się za grubą szybą z perplexu. Bagnall patrzył jak w Kolonii widać było coraz więcej ogni. Niektóre miały białoniebieski połysk, jaki dają materiały łatwopalne, inne były czerwone Ś rozszerzające się bąble zwyczajnego ognia. Nieco niżej, około 800 metrów od samolotu Bagnalla, jakiś bombowiec przechylił się i zanurkował. Jedno skrzydło po-22 kryte miał płomieniami. Dreszcz, który przeszedł inżyniera, nie był wywołany przez zimne powietrze, w którym unosił się jego lancaster. Siedzący obok niego pilot, Ken Embry chrząknął: Ś Do Kolonii poleciało cholerne tysiąc bombowców Ś powiedział. Ś Teraz zobaczymy, ile cholernych maszyn wróci. Jego głos brzmiał metalicznie w słuchawkach interkomu. Ś Adolf nie jest z nas zadowolony tej nocy, prawda? Ś odparł Bagnall, żeby nie dać się przyjacielowi prześcignąć w cynizmie i lekceważeniu. Pod nimi, w dziobie samolotu, Douglas Bell wydał głośny okrzyk. Ś Tam jest stacja kolejowa! Trzymaj równo, równo... teraz! Ś krzyknął celowniczy. Lancaster drgnął ponownie. Tym razem w inny sposób. Zagłada spadła na niemieckie miasto nad Renem. Ś To za Coventry Ś powiedział spokojnie Embry. Półtora roku temu, podczas niemieckiego nalotu na to angielskie miasto, stracił siostrę. Ś Za Coventry i trochę więcej Ś przytaknął Bagnall. Niemcy nie są w stanie posłać na nas tylu samolotów co my na nich. I nie mają bombowca, który mógłby się równać z lancaste-rem. Ś Czule położył dłoń w rękawicy na desce z instrumentami. Pilot odezwał się ponownie. Ś Oni zabijają naszych cywilów, a my zabijamy ich cywilów. Tak samo jest z żołnierzami na pustyni, tak samo jest w Rosji. Japończycy ciągle posuwają się naprzód na Pacyfiku, a Szwaby zatapiają za dużo statków na Atlantyku. Gdybym nie wiedział, jak jest naprawdę, powiedziałbym, że przegrywamy tę cholerną wojnę. Ś To byłaby przesada Ś odparł Bagnall po kilku sekundach namysłu. Ś Zdaje się, że raczej nastąpił stan równowagi, prawda? Wcześniej albo później, któraś strona uczyni jakieś wielkie głupstwo. I na tym sprawa się skończy. Ś Dobry Boże, jesteśmy straceni, jeśli tak ma być Ś wykrzyknął Embry. Ś Czy możesz sobie wyobrazić kogoś głupszego niż rozwścieczony Anglik? Bagnall podrapał się po policzku pod okularami lotniczymi. Był to jedyny fragment ciała nie przykryty jedną, albo kilkoma Ś zazwyczaj kilkoma Ś warstwami odzieży. Policzek miał 23 całkowicie odrętwiały. Szukał jakiejś nposty, ale nic mu nie przychodziło do głowy; tym razem musiał oddać przewodzenie w cynizmie pilotowi. Miał tylko kilka sekund, żeby odczuć porażkę. Krzyki dobiegające od strony tylnego strzelca i z górnej wieżyczki zadźwięczały w jego uszach i nieomal go ogłuszyły. Ś Nieprzyjacielski myśliwiec w dole od sterburty! Bandyta! Bandyta! Pierdolony bandyta! Ś Zaczęły jazgotać karabiny maszynowe. Ken Embry pochylił lancastera i wymknął się niebezpieczeństwu. Prowadził wielki, niezgrabny samolot, jakby to był myśliwiec. Kadłub zaprotestował z jękiem. Jak każdy rozsądny pilot, Embry zignorował to. Bardziej prawdopodobne było, że zabije go Niemiec, niż że bombowcowi odpadną skrzydła. Dodał mocy silnikom po jednej stronie, odjął ją z drugiej. Lancaster spadał jak kamień. Bagnall zatkał rękawicą usta, jakby chciał przytrzymać żołądek, który podpełzał mu do krtani. Krzyki strzelców wzrosły. Mimo lodowatego powietrza, oblany nagle potem, Bagnall poczuł uderzenia pocisków Ś pierwsze, drugie, trzecie Ś w skrzydło i w bok kadłuba. W szybie owiewki ukazał się dwusilnikowy samolot i z rykiem zniknął w ciemnościach ścigany seriami z karabinów lancastera. Ś Messerschmitt-110 Ś powiedział Bagnall drżącym głosem. Ś Dobrze, że mi powiedziałeś Ś odparł Embry. Ś Byłem zbyt zajęty, żeby zauważyć. Ś Podniósł głos. Ś Wszyscy obecni i przytomni? Dobiegły ich piskliwe odpowiedzi siedmiu członków załogi. Byli wszyscy. Embry zwrócił się do Bagnalla: Ś A co z naszym poczciwym gratem? Bagnall odczytał wskaźniki. Ś Wszystko wydaje się... w normie. Ś Zdziwiło go zaskoczenie w jego własnym głosie. Dodał z ożywieniem i nieco żartobliwie. Ś Bylibyśmy w nieco większym kłopocie, gdyby Szwab zechciał nas zestrzelić zanim pozbyliśmy się ładunku. Ś Prawda Ś stwierdził pilot. Ś Skoro się go już pozbyliśmy, nie widzę naglącej przyczyny, dla której mielibyśmy zwlekać. Panie Whyte, czy zechciałby pan podać nam kurs powrotny? 24 Ś Z przyjemnością, proszę pana Ś odparł Alf Whyte zza czarnej zasłony, która oddzielała go od świateł kokpitu. Ś Przez moment myślałem, że próbujesz mnie wyrzucić za burtę. Kurs dwa-osiem-trzy, powtarzam dwa-osiem-trzy. To pozwoli nam wylądować w Swinderby za około cztery i pół godziny. Ś Oby przynajmniej gdzieś w Anglii Ś zauważył Embry; długodystansowa nawigacja w nocy była odległa od naukowej precyzji. Kiedy Whyte wydał pełne oburzenia parsknięcie, pilot dodał Ś może i powinienem wyrzucić cię za burtę; z równym powodzeniem moglibyśmy powrócić, podążając za rzuconymi po drodze okruszkami chleba. Mimo tych połajanek, Embry wprowadził bombowiec na kurs, który podał mu nawigator. Bagnall uważnie śledził panel ze wskaźnikami, ciągle zaniepokojony, czy nie został uszkodzony jakiś przewód. Ale wszystkie wskazówki znajdowały się na właściwych miejscach; cztery merliny ciągnęły lancastera z szybkością powyżej 320 kilometrów na godzinę. Lancaster to twarda sztuka, szczególnie w porównaniu z blenheimami, na których zaczynali wojnę. A poza tym Ś mieli szczęście. Zerknął przez owiewkę. Czarne kontury innych lancas-terów, stirlingów i manchesterów odcinały się na tle ciemnego nieba; gazy wylotowe jaśniały czerwienią. Gdy zniknął obraz płonącej Kolonii, poczuł, że strach łagodnieje. Najgorsze było za nimi. Prawdopodobnie przeżyje, żeby polecieć w następną misję Ś i znowu się bać. Załoga gawędziła, w słuchawkach słyszał tę samą ulgę, którą on odczuwał. Ś Cholernie mocno przetrzepaliśmy skórę Szwabom Ś ktoś powiedział. Bagnall zorientował się, że kiwa potakująco głową. Była artyleria przeciwlotnicza i były myśliwce, przez moment wydało mu się, że widzi Me-110; bywało już jednak gorzej; tym razem ogromny nalot na wpół sparaliżował obronę przeciwlotniczą Kolonii. Większość jego przyjaciół Ś a przy odrobinie szczęścia wszyscy Ś wróci do Swinderby. Poprawił się na siedzeniu, żeby ułożyć się wygodniej. Teraz z górki, pomyślał. Ludmiła Gorbunowa leciała niecałe sto metrów nad ziemią. Jej dwupłatowy U-2 wyglądał nieomal jak zabawka. Każdy 25 myśliwiec z ostatnich dwóch lat poprzedniej wojny mógłby strącić kukuruźnika bez trudu. Ale maszyna nie służyła wyłącznie do celów szkoleniowych; sprawdziła się jako samolot bojowy już w pierwszych dniach wielkiej wojny ojczyźnianej. Mała i cicha, była stworzona do tego, by przemykać się niezauważalnie nad liniami wojsk niemieckich. Przyciągnęła drążek, by zyskać na wysokości. Nie pomogło. Na obszarze, który początkowo był rosyjską pozycją wyjściową do ataku, później rosyjskim punktem oporu, a wreszcie, co upokarzające Ś rosyjską enklawą otoczoną przez faszystów, nie było widać rozbłysków ognia artyleryjskiego. Poprzedniej nocy również nikt nie meldował o ogniu dział w enklawie, podobnie było także wcześniej. Szósta armia była bez wątpienia martwa. Ale dowództwo lotnictwa frontu, jakby nie chcąc w to uwierzyć, nadal wysyłało samoloty z nadzieją, że armia w jakiś cudowny sposób ożyje. Ludmiła leciała bez przeszkód. W jej oczach, za okularami lotniczymi, pojawiły się łzy. Ofensywa była z początku tak obiecująca. Nawet faszystowskie radio potwierdziło, że Sowieci mogą odbić Charków. Ale Ludmiła nie była pewna, co stało się później, chociaż przez cały czas odbywała loty zwiadowcze. Niemcom udało się załatać wyrwę, którą w ich pozycjach uczynili Sowieci i bitwa zakończyła się zagładą. Jej dłoń w rękawicy zacisnęła się na drążku jakby to był kark faszysty. Przypomniała sobie jak wydostała się razem z matką z Kijowa na kilka dni przed otoczeniem miasta przez Niemców. Obaj jej bracia i ojciec byli w wojsku, od miesięcy nie przychodziły od nich listy. Czasem, choć było to wysoce niewłaściwe dla sowieckiej kobiety urodzonej pięć lat po Rewolucji Październikowej, żałowała, że nie umie się modlić. W dali zajaśniał ogień. Skierowała samolot w jego stronę. Według tego, co do tej pory widziała, ktokolwiek zapalał światła w nocy, musiał być Niemcem. Gdyby jakiś oddział sowiecki uszedł z okrążenia, nie ośmieliłby się ściągać na siebie uwagę. Zniżyła lot kukuruźnika do wysokości drzew. Czas przypomnieć faszystom, że nie powinno ich tutaj być. Kiedy ogień rozjaśnił się przed nią, jej odwaga zmalała. Zagryzła mocno dolną wargę, aby bólem zwalczyć strach. Ś Nie boję się, nie boję się, nie boję się Ś powtarzała. Bała się jednak za każdym razem, kiedy leciała. 26 Nie było już czasu, by pozwolić sobie na luksus strachu. Figurki ludzi w kręgu światła w ciągu chwili powiększyły się do rozmiarów naturalnych. To na pewno byli Niemcy, w brudnych mundurach feldgrau i hełmach w kształcie nocnika. Rozbiegli się moment wcześniej zanim nacisnęła kciukiem guzik spustu zamontowany na szczycie drążka. Do klekotu pieciocylindrowego gwiaździstego silnika dołączył grzechot dwóch karabinów maszynowych przymocowanych pod dolnym skrzydłem dwupłatu. Ludmiła strzelała przez cały czas, gdy samolot nadlatywał nad ognisko. Gdy zniknęło za nią, popatrzyła przez ramię, żeby zobaczyć, czego dokonała. Kilku Niemców leżało rozciągniętych na ziemi, jeden z nich nie poruszał się. Inni wili się pod wpływem bólu. Ś Charaszo Ś powiedziała miękko Ludmiła. Uczucie triumfu zdominowało strach. Ś Oczeń charaszo. Ś To było dobre. Każdy cios w faszystów pomagał ich odeprzeć Ś a przynajmniej nie pozwalał im pójść dalej do przodu. Rozbłyski w ciemności, z dwóch miejsc, potem trzech; to nie ognisko, to ogień z karabinów. Strach powrócił. Ludmiła uruchomiła całą niewielką moc, jaką dysponowała maszyna. Kula karabinowa świsnęła koło jej głowy, obrzydliwie blisko. Rozbłyski z luf nie ustawały, ale w ciągu kilku sekund znalazła się poza zasięgiem ognia. Pozwoliła dwupłatowi wzbić się, żeby wypatrzyć następny cel. Wiatr świszczący nad owiewką otwartego kokpitu osuszał pot na jej czole. Kłopot z Niemcami polegał na tym, że byli za dobrzy w swym fachu morderców i niszczycieli. Mieli tylko kilkusekundowe ostrzeżenie, zanim jej samolot znalazł się nad ich głowami, ale zamiast uciekać i szukać kryjówki, rozbiegli się, a potem zaczęli strzelać Ś i o mały włos jej nie zabili. Zadrżała znowu, chociaż pozostawiła ich już parę kilometrów za sobą. Kiedy zdradziecko zerwali pakt o pokoju i

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!