Witkiewicz Stanisław - Nadobnisie i koczkodany
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Witkiewicz Stanisław - Nadobnisie i koczkodany |
Rozszerzenie: |
Witkiewicz Stanisław - Nadobnisie i koczkodany PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Witkiewicz Stanisław - Nadobnisie i koczkodany pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Witkiewicz Stanisław - Nadobnisie i koczkodany Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Witkiewicz Stanisław - Nadobnisie i koczkodany Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Sa/on w pałacu Pandeusza Klawistańskiego. Najfantastyczniejsze urządzenie w tonach ciemnoniebieskich. Pole do popisu dla najbardziej wyuzdanego dekoratora. Wprost kominek bardzo wysunięty naprzód. Drzwi we wgłębieniu na prawo wprost sceny, na prawo i na lewo. Klawi-stański i Pępkowicz w białych tropikalnych kostiumach siedzą rozwaleni na ceylońskich leżakach przed kominkiem i palą olbrzymie czerwone "cherooty". Nina siedzi na fotelu na lewo, ubrana w czerwoną lekką sukienkę
1 czerwone pończochy. Pantofle ma koloru vert veronese. Jest zupełnie obojętna. Panowie nie zwracają na nią najmniejszej uwagi. Jest biały gorący dzień. Mimo to na kominku pali się zielony ogień. Za sceną słychać co pewien czas śpiew kanarków, gdakanie kur i pianie kogutów. W miejscach oznaczonych [blask] staje się wprost oślepiający. Okien nie na. Wykluczone jest, aby na scenie wisiały jakiekolwiek Modernistyczne obrazy, np. moje własne, chyba że jest to wyraźnie napisane w informacji. Wykluczona jest również dekoracja ze starych rekwizytów, np. jakiś "cichy kącik" z komedii Bałuckiego, jak również kombinacja tej możliwości
2 Poprzednią. Te ostatnie wymagania stosują się nie tylko do tej sztuki, ale do wszystkich, które napisałem dotąd i może naPiszę jeszcze. , >v ,
Nadobnisie i koczkodan^yij Ziel
470
PANDEUSZ mówi z wzrastającym patosem
Mówię ci, Kwiniu, że problemów w znaczeniu istotnym dawniejszym, nie ma już. W filozofii są jedynie tak zwane "Scheinprobleme", problemy pozorne, a w życiu wszystko jest zdefiniowane, sprecyzowane, skończone Jesteśmy o krok tylko od kompletnej martwoty społecznej, gorszej od tego, co nastąpi po zgaśnięciu słońca. Śmierć za życia, prawie że nieosiągalna dla jednostek^ spełnia się rzeczywiście w społeczeństwach. Mówię: "prawie", bo mamy jeszcze paraliż postępowy i narkotyki. Ale nie mogę nazwać tego pełnym ekwiwalentem samopożerania się ludzkości w formie wzrastającej specjalizacji. Nawet wiara w katastroficzne zakończenie całej tej historii jest ostatnią iluzją degeneratów dawnego porządku. Katastrofa jest czymś zbyt pięknym, aby miało to przydarzyć się naszemu gatunkowi Istnień Poszczególnych. Skończyło się wszystko, co było mniej więcej znanym. Zdaje mi się jednak, że wynalazłem coś zupełnie nowego, coś, co może być sprawdzonym jedynie przez nas obu... TARKWINIUSZ
Pozostaje zawsze miłość. (Wskazuje na Nin ę, która ani drgnęła.) Oto jest problemat, od którego oddzieliłeś mnie, Pandziu, murem przedwczesnego zwątpienia. PANDEUSZ
Chcę cię uchronić od wszystkich tych potworności, które przeżyłem; sam kochałem się i w niewmnycn panienkach, i w demonach, począwszy od klasy pie szej aż do trzeciej. Byłem ofiarą, drobniutką muszM w łapach straszliwych pająków, byłem sam dem^ i rozgniatałem serca jak truskawki, i żarłem je P0. jako marmoladę z czystej męczarni. Przeszedłem dyzm, i masochizm, nie licząc miłości wzniosfycn czących do obłędu przez samą niespefflia prostszych założeń. Jestem młody i piękny, a
zafflykam z tą lekkością i beztroską, jak gdybym zatrzaskiwał drzwiczki od mej kasy, wybrawszy z niej wszyst-jae wartości istotne, (z naciskiem) Musimy wrócić do czasów greckich: odrodzić zamierającą przyjaźń. Przyjaźń stała się dziś czymś wstrętnym, ponieważ znikło poczucie istotnej wrogości. Ale my nie zejdziemy na manowce obrzydliwego erotyzmu: nasza przyjaźń będzie wyrzeczeniem się wszelkich wstrząsów zmysłowych. Sublimacja uczuć jednorodnych w najwyższej sferze życiowego poznania. Będę prowadził cię drogą ciężką ku absolutnej jedności dusz męskich... TARKWINIUSZ zrywając się
To jest zamaskowana perwersja. Błagam cię: pozwól mi raz jeden choćby zakochać się naprawdę. Mężczyzna pięknym jest tylko w samotności albo kiedy zdobywa swoje najwyższe marzenie w postaci nieprzypadkowej kobiety. Elementy męskie w jednorodności połączeń są - powiedziałbym - zbyt psychicznie włochate. Siła musi być samotna, a łup nie może stać się jednością ze swym zdobywcą.
PANDEUSZ uderzając dłonią w poręcz Nie, nie, nie. Nie pozwolę ci się splugawić. Ach, ileż bym dał w tej chwili, aby móc wydrzeć z siebie to wszystko, co przeżyłem. Ty jesteś czysty, ty masz dane, do czego ja dochodzić muszę brnąc przez straszliwe Pustynie przeszłości, przezwyciężając na każdym kroku Wldma i upiory. Kocham cię i nie mogę ci na to pozwolić, abyś zniszczył w sobie to, co jest najpiękniej-sze: bfak wspomnień. A zresztą wszystkich kobiet i tak "ueć nie będziesz. To jest najpotworniejsze w całym TA^m Pr°blemie. rĄRK\V!NlUSZ siadając
j 'to Prawda. O, Boże, Boże. Jakże straszliwie cier-
?• Pozwól mi przynajmniej używać jakichś narkoty-
' "andziu. Ja inaczej nie wytrzymam twojej tresury.
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka
473
PANDEUSZ
Możesz co najwyżej palić. Ja przezwyciężyłem morfinę, C2H5OH, and you must know, my dear, że alkoholizm jest najtrudniejszym do wyleczenia, ponieważ większość pijaków "will not stop their drinking" - nie chcą przestać pić. Pokonałem dalej haszysz i kokainę, nie mówiąc już o wszystkich najnowszych wynalazkach sir Granta, o jego niezwyciężonej cerebro-spinalinie i piekielnych afrodyzjakach z typu trynitrobenzoamidofen-dów. Znasz jego epokowe doświadczenia na brazylijskich gwanxach. Byłem we wszystkich zakładach świata, w których walczą z truciznami. Walczyłem też sam, w pustyniach Australii i puszczach Peru i Borneo. Nie - nie dam ci ani kropli niczego. Jestem uosobieniem potęgi woli w najstraszliwszym, luksusowym wydaniu. Ty, jako czysty i niewinny, przerośniesz mnie w nieskończoność. TARKWINIUSZ
Ależ, Pandziu. Czyż nie dlatego właśnie jesteś tak potężnym, że masz już to wszystko poza sobą? Czyż będę mógł osiągnąć tę doskonałość nie poznawszy wprzód niebezpieczeństw: moich własnych i tych tak zwanych zewnętrznych? Czyż wyrzeczenie się nie stwarza dopiero najistotniejszej żądzy? Wszystko rzuca się wtedy na mózg i opanowuje coraz większe jego obszary. PANDEUSZ
Der Mensch ist ein sich selbst betriigendes Tier. Człowiek jest to samookłamujące się zwierzę. Przebaczam ci to, ale musisz mi przyrzec, że było to po raz ostatni. Przyrzekasz? TARKWINIUSZ wstając
Przyrzekam. Pęknę od tego ciągłego nienasycenia, ale
wytrzymam. Choćbym miał nawet dostać obłędu, a na
wet zwykłego bzika, wytrzymam. ".
Akt pierwszy
PANDEUSZ
Nie dostaniesz. Znam twoją naturę lepiej, niż ty sam ją znać możesz. Na tle moich własnych przeżyć widzę cię jak przezroczystą tafelkę kryształu wśród najjadowit-szych promieni Rutherforda i Bohra. Przy pomocy moich metod uczynię z ciebie atletę najistotniejszych niedosytów, które dopiero otworzą ci wrota tajemnicy najwyższej: zasady TOŻSAMOŚCI FAKTYCZNEJ POSZCZEGÓLNEJ. Tajemnica ta ma dwa piętra, nieprzepuszczalne, jak dwa możliwe Światy Einsteina. Każdy nawet najgłupszy bydlak wie, że to jest to, a nie co innego. A jednak w wyższym zrozumieniu tego rozwiązuje się najpiekielniejszy problemat wszystkich-możliwych i aktualnych Istnień.
Z prawej strony wbiega Stary służący we fraku.
STARY LOKAJ
Pandziu! Zofia z Abencerage'ów Kremlińska wali tu na sześciu autach z całym sztabem. Czterdziestu Mandel-baumów! Bóg nie wie kto! Miałem wiadomość telefonem ze stacji na folwarku Antares. Minęli już wał na rzece Szlifowanych Ryb.
Wybiega. f.,,• •• <.:,,•'..•< t
TARKWINIUSZ niepewnie l "
No i co teraz? ; ••/.?;••'
PANDEUSZ z lekka powściągnie^ w swoim poprzednim
patosie > ' . ;
Nic - wytrzymamy to.
TARKWINIUSZ
A kiedy wprowadzisz mnie do wyższej sfery twoich myśli?
PANDEUSZ
Dziś wieczór - może jutro - nie wiem. Obecność całej tej hałastry tutaj będzie właśnie doskonałą próbą dla ciebie. Zobaczysz negatywną stronę życia w jej najbardziej luksusowym egzemplarzu. Idę na wieżę
475
474
Akt pierwszy
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułką
popatrzeć na widowisko wjazdu tej bandy metafizycznych snobów.
Przechodzi na prawo.
TARKWINIUSZ
Czy ty znasz tę Kremlińską osobiście?
PANDEUSZ zatrzymując się
Znałem kiedyś. Ale wtedy była trochę inną niż obecnie.
Wychodzi na prawo.
NINA podnosząc głowę po raz pierwszy
Czy pana nie nudzi cały ten patos, którego tak nadużywa nasz gospodarz? (Tarkwiniusz milczy.} No, panie Kwiniu, ze mną może pan być tak otwarty jak z nikim - nawet z pańskim mistrzem.
TARKWINIUSZ
Tak - nudzi mnie. Widzi pani, ja znam wiele rzeczy, ale teoretycznie. Ja więcej czytałem, niż on się tego domyśla. Znam Kamasutrę i Weiningera, Freuda i babilońskich erotomanów. Znam wszystkie możliwe powieści klasy pierwszej i całą prawie poezję świata. Wszystko to razem nudzi mnie już zawczasu. Jednak w tym, czego ogólne zarysy rozwinął przede mną Pandzio, jest coś nowego i nieznanego.
NINA wstając
Czy pan wierzy w te ostatnie wtajemniczenia? (Tarkwiniusz milczy uporczywie.) Mnie się wydaje, że to nie nastąpi nigdy, że na dnie tego wszystkiego jest tylko artystyczny frazes, tworzący rzeczywistość. Czemu pan Klawistański nie może dokonać tego sam? Dlaczego koniecznie pan jest mu potrzebny, właśnie pan, a nie ktoś inny?
TARKWINIUSZ
Nie wiem. (innym tonem) Pani wie, że ja nie jestem nawet tak niewinny naprawdę? (tajemniczo) Niech pani sobie wyobrazi, że ja pocałowałem kiedyś Lizę, o tu - za ucho.
Wskazuje palcem swoją szyję za uchem. > , k. <>
NINA ostro
O - tylko proszę bez zwierzeń. Liza nic mi o tym nie mówiła i nie chcę wcale wdzierać się przypadkiem w jej tajemnice, (innym tonem) Czy pan wie, czym jest dla mnie przyjazd całej tej kompanii? Wuj mój, sir Tomasz Blazo de Lizo, należy do najbliższych przyjaciół pani Zofii. On jedzie tu z nią na pewno. To znaczy: koniec mojej swobody. TARKWINIUSZ
Ech - co tam pani swoboda. Pani wyjdzie sobie za mąż, będzie pani miała kochanków, wszystko, co pani zechce. A ja? Jestem niewolnikiem nowotworu, który mi przeszczepił do mózgu ten piekielny Pandzio. Ja jestem zupełną maszynką w jego rękach, (nagle) Niech pani powie, czy między wami nigdy nic nie było? NINA
Daję panu słowo, że nic. On nie przekroczył w stosunku do mnie granic najnormalniejszego opiekuna. TARKWINIUSZ zaciskając pięści
Ja mu nie zazdroszczę ostatecznie jego przeszłości - to już przezwyciężyłem, ale wie pani, że gdybym się dowiedział, że on teraz coś takiego robi, czego nie powinien, niech mi [pani] wierzy, zabiłbym go jak psa. NINA patrząc mu w oczy
Pan jest o niego zazdrosny. Pan go kocha... TARKWINIUSZ obłędnie
Nie wiem. Nie wiem, czy to jest miłość, (z siłą) Wiem tylko to, że jeśli tak dalej będzie trwać, jeśli on naprawdę mnie nie wprowadzi w inny świat, który by mi mógł zastąpić życie, to stanę się potworem, jakiego dotąd nie było. NINA
Ee - niech pan nie przesadza. Pan jest biedne dziecko, a nie żaden potwór. Gładzi go po głowie.
476
477
Akt pierwszy
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułką
TARKWINIUSZ odsuwając się od niej z gniewem
Niech pani się nade mną nie lituje. To mnie obraża. Niech pani lepiej powie, co pani o nim myśli.
NINA
Powiem panu otwarcie: ja go też kocham.
TARKWINIUSZ ze strachem
Co?...
NINA śmiejąc się
Niech pan będzie spokojny, z tego nic nigdy być nie
; może. (poważnie) On, kiedy był w pańskim wieku, był
kochankiem mojej zmarłej matki. Moja mama była
kobietą złą. Czytałam jej dziennik. Ja nie mogę myśleć
o tym bez wstrętu. r
TARKWINIUSZ groźnie ;
O czym, o czym?
NINA śmiejąc się
O jego pocałunkach, tylko o pocałunkach. A zresztą on jest skończony, zniszczony na zawsze, (z ironią) Ach - on jest niezwyciężony, jemu groził zanik rożków przednich z powodu miłości do pani Kremlińskiej - ona też jest niezwyciężona. Może pan go zwycięży, panie Kwi-niu. Pan jest taki ładny.
TARKWINIUSZ
Więc jednak pani go kocha! Pani go prowokuje fałszywą obojętnością. Co za perfidia.
NINA z ironią
Ach, co za doświadczenie teoretyczne. Ach, co za wzniosłość duszy, (innym tonem) A zresztą, ja pana kocham także. Pan jest śliczny, niewinny chłopczyk. Pan jest jak mała gwiazdka w Drodze Mlecznej.
Całuje go nagle w usta i wybiega na lewo. Tarkwiniusz
stoi przez chwilkę nieruchomo.
TARKWINIUSZ
A jednak usta to jest piekielna rzecz. Teraz już nic
nie wiem. ,-,..,- *",,.,,
Przez drzwi środkowe, w głębi, na prawo od kominka, wchodzi Zofia z Abencerage'ów Kremlińska ubrana w strój automobilowy, ze szpicrutą w ręku. Za nią również w strojach automobilowych: Sir Tomasz, Teer-broom i Oliphant Beedle. Za nimi w stroju kardynalskim dr Don Nino de Gewacz i w pełnym uniformie kirasjerów gwardii graf Czub inin- Zalet a -j e w. Za nim tłoczy się 40 (wyraźnie czterdziestu) Man-delbaumów. Tarkwiniusz dębieje na widok Zofii. ZOFIA
Czego pan tak zdębiał, panie. Jak się pan nazywa? Gdzie jest właściciel zamku?
TARKWINIUSZ f
Poszedł się przebrać. Nazywam się Pępkowicz. f!:
ZOFIA
Śliczne nazwisko. Ja jestem Zofia z Abencerage'ów i tak dalej. Dlaczegóż to pan się nie poszedł przebrać na moje przybycie? TARKWINIUSZ
Zajęty byłem ważną rozmową z księżniczką Passmore St. Edwards. Cierpię na nieopisane ciemności we łbie, a od niejakiego czasu... SIR TOMASZ
Hullo! Więc ona jest tutaj, tak jak to przypuszczałem. Czy nie wie... TARKWINIUSZ
Możesz pan być zupełnie spokojny, sir Tomaszu. Mój przyjaciel kocha tylko i wyłącznie mnie. Stworzył nowy zakon absolutnej, czysto duchowej przyjaźni. Jutro lub nawet dziś wieczorem mam być przypuszczony do tajemnic ostatecznych. ZOFIA
A zatem w porę przybywam. (Wskazując na Tarkwiniusz a) Patrzcie, jaki on śliczny. Ciężką walkę
479
478
Pigułka
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
będę miała z takim rywalem. (Groźny pomruk w tłumie Mandelbaumów i parę głosów ze sztabu główne go.) Cicho, Mandelbaumy, i wy, czciciele pierwszej klasy.
TARKWINIUSZ
Pani obraża mego przyjaciela. Nie może pani objąć swoim kobiecym móżdżkiem wielkości jego ducha. Pani się zdaje, że pani ma do niego jakieś prawa. Proszę się raz na zawsze rozczarować.
ZOFIA do sztabu
Słyszycie? To jest coś niebywałego! Taki kwiatek uchował się w domu tego potwora. I on jeszcze mu wierzy. (do Tarkwiniusza) Straszne chwile czekają cię, smutny młodzieńcze. Nie wiesz jeszcze, czym są psychiczne zbrodnie. Patrz na mnie: czyż nie jestem piękna i młoda? A jednak nie ma we mnie nic. Jestem mumia, mam lat tysiące, a okrucieństwo moje nie ma granic. To on, pański Pandeusz, uczynił ze mnie pajęczycę - ja pożeram duchy, nasyciwszy się ciałami. Patrz na ten tłum. (Wskazuje sztab i Mandelbaumów.) To wszystko skórki od poczwarek, z których uleciały motyle. A te motyle, ich dusze, mam w mojej siatce i bawię się nimi, kiedy chcę i jak chcę, młody idioto. Może i ty zechcesz być okazem w mojej kolekcji?
Tłum milczy.
TARKWINIUSZ . . .
Pani jest banalna, głupia kura. Ci panowie wydali już
sąd na siebie samych, o ile to prawdą jest, co pani
nich mówi. Ja jestem wyższy ponad zwykły życ10^
apetyt i to dzięki niemu, jedynemu dla mnie człowie
wi na tej ziemi, którego pani w jego domu obraza.
ZOFIA
Głupi fanfaronie. Inaczej będziesz mówił za d Ja ci odsłonię jego zamiary w całej grozie-
wiesz...
TARKWINIUSZ
Wiem wszystko, co mi trzeba. Proszę mnie zostawić w spokoju.
Idzie szybko ku drzwiom na prawo. s
TEERBROOM Panie, panie! czy moja Liza jest też tutaj?
TARKWINIUSZ
Tak, jest. Pocałowałem ją wczoraj w ucho. Odpokutuję to tak, jak pan zechce, i to nie tylko przez wzgląd na wiek pana i na nią, ale sam dla siebie, (do Sir Tomasza) A pańska siostrzenica pocałowała mnie dziś w usta, plugawiąc tym moją najświętszą miłość z Pandziem. (do Zofii) Nienawidzę was wszystkie i nigdy waszym nie będę. Wasze pamiętniki pośmiertne i głupie wierszyki dadzą poznać światu, ile mogłem użyć tak zwanej "miłości", gdybym tylko chciał. (Wydobywa z kieszeni zwój papieru i daje go Teerbroomowi.) Oto wiersze pańskiej córki pisane do mnie. (Teerbroom chowa wiersze do kieszeni) Poświęcam to wszystko dla zdobycia ostatecznych prawd istnienia, z dala od waszych ohydnych knowań i zasadzek. Do widzenia!
Wychodzi gwałtownie na prawo.
ZOFIA
Udał się nam ten mały, krwawą miazgę z niego zrobię.
Będę jeść jego nerwy smażone na wolnym ogniu. Czuję,
że zagrała we mnie krew wszystkich Abencerage'ów. TEERBROOM
Ależ, pani Zofio: ten automobil po ostatnim carze CT^lizJi dziś pani dam jeszcze. SIR TOMASZ
Kupię dla pani opactwo St. Patrick. Niech się dzieje, co
Tlo nie t0' nie t0' bo oszaleJ?-BEEDLE do Sir Tomasza
o nie co? Oszalałeś już, sir Tomaszu, (do Zofii) ni: jacht księcia Yorku od dziś jest pani własnością.
480
481
Nadobnisie i kaczkodany, czyli Zielona pigułka
SIR GRANT
Pigułki! Zielone pigułki! Dziś napiszę pani na pergaminie moją najtajniejszą receptę.
ZALETAJEW
Całą platynę Uralu złożę w pani śliczne, drapieżne rączki, madame Sofija. Będziemy "duf wa wsiu".
KARDYNAŁ NINO
Nie wiesz, pani, o tej rozkoszy i nasyceniu ambicji, jakie towarzyszy uwodzeniu najwyższych dostojników Kościoła. Dawniej niewarte to było funta kłaków, ale dziś. A zresztą willa Calafutrini ze wszystkimi bezcennymi zbiorami jest twoja. Niech Bóg ma mnie w swojej opiece.
Modli się.
MANDELBAUMY A my? A my? A my?
ZOFIA ucisza gwar ruchem ręki i tupnięciem
Nie mówcie do mnie jak do ulicznej dziewczynki. Mnie się już tym nie zdobywa.
SIR GRANT "
Od kiedy to, od kiedy? b
ZOFIA
Od dziś, od dziś, (patrzy na zegarek na nodze) od drugiej po południu jestem świętą. Mnie zdobywa się tylko skomplikowaniem psychiki, połączonym z maksymalną siłą.
SIR TOMASZ
Któż to wykazał tę właściwość, że śmiesz pani o nich mówić w ten sposób, jak gdyby były one w kimś rzeczywistością. Kto jest ten wyrodek?
ZOFIA
Ten chłopczyk, który tu był przed chwilą, ten młody Pępkowicz.
Ryk Mandelbaumów rośnie z każdą chwilą.
NAJSTARSZY Z MANDELBAUMÓW
My mamy te właściwości - my, Mandelbaumy. W imieniu nas wszystkich protestuję!! ... ,,..,
ZOFIA zamierzając się na niego szpicrutą
Milczeć!! (Rykucicha.Najstarszy Mandelbaum cofa się.} Służba!! Służba!!!
Wbiega z prawej strony Młody Lokaj w czerwonej liberii. MŁODY LOKAJ
Słucham, Jaśnie Pani! *S
ZOFIA wskazując szpicrutą tłum Mandelbaumów
Wyprowadzić tę hołotę, dać jej żerć i rozmieścić p&
pokojach.
MŁODY LOKAJ X
Słucham Jaśnie Panią, (do Mandelbaumów) PT@N
szę panów. Proszę.
Pcha ich ku drzwiom środkowym. "
ZOFIA #
Zapamiętajcie sobie dobrze, Mandelbaumy, że jeste
ście dla mnie tylko i jedynie zmieszanym "tłem" męsko
ści bezosobowej i przerywanej, "un fond de masculinite
impersonelle et intermittente". Won!!! (Tamci wychodzą.
Zofia rzuca się na krzesło.) Z tego dzieciaka zrobię
antydot przeciw Pandziowi. Teraz jestem silna, mam
dziś dobry dzień.
Z lewej strony wchodzi Pandeusz. Po obu stronach trzymają się go obie dziewczynki: z prawej Nina, z lewej Liza Nina ubrana w czarną sukienkę, Liza w poprzedniej sukni Niny. Pandeusz w czarnym anglezie. PANDEUSZ
Przepraszam, że tak długo pozwoliłem Państwu na siebie czekać. Musiałem się przebrać i przygotować Lizę do tego, co ją czeka, (do Teerbrooma) Panie Teerbroom: pan nie umie wychowywać córki. Zostanie u mnie tak długo, aż póki nie uznam za stosowne zwrócić jej panu jako kobietę skończoną i niebanalną.
482
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
483
Aktjńerwszy
Pigułka
TEERBROOM
Przez snobizm jestem gotów nawet na to. Tylko tego pan nie wie, że pański przyjaciel już się z nią całował. Mam w kieszeni cały pakiet wierszy napisanych przez nią do tego Pępkowicza. Panu ufam zupełnie, ale pańskim teeee... wychowankom...
PANDEUSZ
To niemożliwe! Jak pan śmie!
TEERBROOM
Sam to przed chwilą powiedział. Prawda, panowie? ZOFIA
Tak, Pandeuszu - mogę to poświadczyć. Jesteś mocno zachwiany w twoich hm... zamiarach. Ale ja cię pocieszę przy pomocy nowych pigułek sir Granta. PANDEUSZ
To okropne! Dziś właśnie chciałem zacząć zdradzać przed nim tajemnice ostateczne najwyższego pojmowania życia.
SIR TOMASZ
Nie dość na tym: moja siostrzenica Nina, jak sam zeznał to pański pupil, pocałowała go dziś w usta. Zdawał się być tym bardzo zasmucony, ale sądzę, że udawał ze strachu przede mną.
PANDEUSZ
Ależ na Aldebarana, sir Tomaszu! Panie leerbroom! Jestem niewinny. Po prostu, po prostu ziemia usuwa mi się spod nóg. Słabo mi.
Panienki go podtrzymują.
ZOFIA
Pandeuszu: twoje wtajemniczenia są blagą. Wiem, czym się to skończy. Chcesz sobie wrócić młodość, używając do tego wspomnień chwil przeżytych w Harvard-Colle-ge. Pamiętaj, że zniknąłeś wtedy z horyzontu. My wiemy, co to było: to był rok karnego domu w Crippen--Heath.
PANDEUSZ
Tak - przyznaję to. I od tego czasu żyłem według praw natury, mimo że są ludzie, którzy śmią dowodzić, że epoki najwyższej kultury są zawsze połączone z ich lekceważeniem. To, o czym marzę obecnie, wyższe jest ponad wasze plugawe podejrzenia. Sądzisz to po sobie, Zosiu. O - ty jesteś zdolna do rzeczy najgorszych. Ja ciebie znam. Ale nic z tego. Będziesz ostatnią pokusą dla Kwinia i to pokusą, którą on pokona. A jeśli pokona ciebie - nie ma dlań już pokus na świecie.
ZOFIA
Dziękuję ci za uznanie. Jesteś przynajmniej sprawiedliwy. Ale radzę ci, strzeż się przed samym sobą. Stan podświadomy zawsze tak postępuje. Ty nie znasz sobie. Ciebie znam tylko ja jedna. Ty masz jeszcze przed sobą szatańskie możliwości.
PANDEUSZ
Na przykład możliwość zakochania się powtórnie w tobie!! Cha, cha, cha!
ZOFIA
Nic jeszcze nie wiadomo. Pigułki - oto ostatnie słowo tajemnicy. A co do mnie, to nie upadłam jeszcze tak nisko, aby być przedmiotem twoich idiotycznych eksperymentów z twoimi mediami.
NINA
W kwestii formalnej: czy państwo nie mogliby odłożyć tej rozmowy na później? Liza: idź przywitać się z ojcem. (Liza pada w objęcia Teerbrooma. Do Pande-u s za) Ci ludzie są zmęczeni drogą. Może by pan zajął się odpowiednim rozmieszczeniem gości. Ja pomyślę o kwiatach do obiadu.
PANDEUSZ
Rzeczywiście ma pani rację, panno Nino. Proszę za mną.
Idzie ku drzwiom środkowym, z prawej strony wbiega Tar-
kwiniusz, ubrany jak poprzednio. ;
485
Akt pierwszy
484
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka
TARKWINIUSZ
Pandziu! Szukam cię po całym pałacu. Mam okropne przeczucia. Ta pani (wskazuje na Zofię) zupełnie mi się nie podoba, ale niepokoi mnie strasznie. (Zofia gniewnie uderza szpicrutą po płaszczu.) Jestem w stanie zupełnej dywergencji najistotniejszych napięć kierunkowych.
PANDEUSZ ponuro
Zdradziłeś mnie. Teraz nie wiem, czy zdołam cię uratować od życia. Nie jesteś już czystym duchem bez wspomnień.
TARKWINIUSZ
Ach, te dziewczątka mnie zdradziły. Nie - to oni ci powiedzieli, (z szalonym zapałem) To jest nic: to są powierzchowne muśnięcia, których już nie pamiętam. Musisz mnie wtajemniczyć zaraz. Jestem w stanie straszliwego wewnętrznego naprężenia. Mogę pęknąć: mogę się przewalić w tę lub tamtą stronę z siłą wulkanu. Ale przysięgam ci: w istocie jestem czysty. Chodźmy do twej leniwni.
PANDEUSZ
Nie - odłóżmy to na jutro. Nie jestem dziś usposobiony, nie jestem dość skupiony. Wytrzymaj naprzód pokusę, okaż się godnym. Pomów wpierw z panią Zofią.
TARKWINIUSZ bardzo rozczarowany
Ach, tak. Teraz ci powiem rzecz straszną: ty nie wie
rzysz sam sobie, ty nie wierzysz w prawdę twego syste
mu. Ty się boisz, ty nie masz siły. Maskujesz nieistot-
ność twych pragnień fałszywą teoryjką. Czemu nie
możesz być sam ze sobą? Dlaczego jestem ci koniecz
nie potrzebny? Przyznaj się, że ty jeszcze nie wiesz, co
masz mi powiedzieć. Ty szukasz natchnienia we mnie,
natchnienia dla uwierzenia w siebie, dla zapełnienia tej
okropnej pustki, która ci nie daje żyć. A żalić się nie
masz już odwagi. •, > " ,
PANDEUSZ z goryczą
Oto jak straszne spustoszenie zrobiły w duszy twej te niby powierzchowne muśnięcia. Jestem zdradzony, obrzydliwie okłamany i zdradzony.
ZOFIA
Tak - Pandzio się zdemaskował. Ja mówiłam to samo.
PANDEUSZ
Ty nie masz prawa głosu, Zosiu. Przestałem dla ciebie istnieć od czasu, jak nie mogłem być w stosunku do ciebie mężczyzną. Demaskujesz się sama.
TARKWINIUSZ
Ale co będzie ze mną? Życie wdziera się wszystkimi porami do mego oszalałego mózgu.
ZOFIA
Biedny chłopiec! Dosyć. Wszystko rozstrzygnie się samo. Uwolnimy się nareszcie od tego przeklętego problemu Pandeusza Klawistańskiego. Albo jest zwykłym szarlatanem, albo największym metafizycznym bydlęciem, jakie znam. Idźmy się kąpać, a potem jeść.
Idzie ku drzwiom środkowym, a za nią inni. Kardynał
modli się idąc.
TARKWINIUSZ do Niny
Panno Nino: muszę pani coś powiedzieć. Gangliony pękają mi od niewyrażalnych myśli.
Chwyta Ninę za rękę i wywleka na lewo.
PANDEUSZ krzyczy za nim : ;
Obyś tego nie pożałował! Uważaj! ';
Zofia wybucha śmiechem i wychodzi. Z nią inni i P a n -
deusz. Zostaje Sir Grant Blaguewell-Padlock,
który zatrzymuje Oliphanta Beedle.
SIR GRANT
Rozumie pan? Wszystko jest w moim ręku. (Wyjmuje pudełeczko z kieszeni od kamizelki i stuka w nie palcem.) Zielone pigułki. Jednak, pomyśl pan, życie w dzisiejszych czasach bez narkotyków byłoby czymś
486
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielon
strasznym. Jestem ostatnim dobroczyńcą upadając ' ludzkości, o ile naturalnie środek mój nie okaże się -;• śmiertelnym w dalszych skutkach. Na ludziach nie miałem odwagi go wypróbować.
OLIPHANT BEEDLE
Tak - albo właściwie, co nas to wszystko obchodzi? Wytwarzacie sztuczne problemy.
SIRGRANT
Ależ ona musi być moją, dziś, zaraz, kiedy zechcę. (Oliphant robi groźny ruch.) Uspokój się pan, następną pigułkę rezerwuję dla niej i dla pana. Historia stara jak świat, zamiast napoju - pigułki. Zaś co do problemu Pandeusza, to nie jest on tak nieistotnym, jak pan myśli. Na przykładzie tym zademonstruję pewne prawa wieczne.
MŁODY LOKAJ wchodząc przez drzwi środkowe Proszę Jaśnie Panów do łaźni.
Wychodzą szybko przed lokajem, który ich przepuszcza.
KONIEC AKTU PIERWSZEGO
AKT DRUGI
O DSŁONA PIERWSZA
Ten sam pokój. Wieczór, godzina wpoi do dziesiątej. Przez drzwi środkowe wchodzi Zofia, ubrana w czarną suknię balową, w towarzystwie obu panienek. Nina ubrana zielono, Liza żółto. Zofia siada na kanapce, która stoi obecnie na prawo od kominka, wprost drzwi (na kominku pali się dalej zielony ogień) i wkłada do pudełeczka od pudru coś, co dotąd trzymała w zaciśniętej ręce. Nina siada po jej prawej ręce, Liza - po lewej. Za sceną słychać od czasu do czasu przeciągłe, ponure ryki.
NINA •••<;;.,
Co pani tam robi, pani Zofio? s J,
ZOFIA
To jest tajemnica dzisiejszego wieczoru. Nigdy nie byłam tak silną jak teraz. Znalazłam przeciwwagę dla psychicznej perwersji Pandeusza w postaci tego chłopczyka. Ale to tylko siła negatywna. Mam jeszcze coś, ha, ha, mam jeszcze coś.
NINA
Siła kobiety zawsze jest negatywną, nawet nie w znaczeniu zła. LIZA
lak - ja też; to myślę. Siła kobiet jest wklęsła - ich siła jest wypukła...
Nadobnisie i
488
NINA
Poczekaj, Liza: pani Zofia mówi, że ma coś więcej, coś pozytywnego. Co pani ma w tym pudełeczku?
ZOFIA wstając
Mam zieloną pigułkę sir Granta. Nowy narkotyk stwarzający nienasycenie tak potworne, że wobec tych, którzy go zażyją, Mesalina byłaby owieczką tylko. Wpuścił mi, bestia, do kieliszka. Ale spostrzegłam i zatrzymałam między zębami. A potem wyjęłam ją nieznacznie. Komu ją dam, ten będzie kochał mnie, jak nikt jeszcze dotąd nikogo nie kochał od początku świata. NINA
Tylko proszę oszczędzać Tarkwiniusza. Ja go kocham. ZOFIA
Pani nie będzie miała siły pokonać wpływu Pandeusza. Nie wie pani, z kim pani walczy. Zwyciężyć w nim fikcję • wyższego poznania życia bez miłości, którą mu wszczepił Klawistański, mogę tylko ja.
NINA
Tak, ale przy tym zabierze go pani dla siebie. Ja nie chcę. ZOFIA
I cóż mi zrobisz, biedna kureczko? Ty nie wiesz, jak ja ich znam. Ja znam każdy fibr ich pozornie skomplikowanych dusz. Nie było jeszcze takiego, który by mi się ;; oparł. NINA ironicznie
Z wyjątkiem Pandeusza, wobec którego pani negatywna siła już nie wystarcza. ZOFIA
Ale pani zdaje się też kochać Klawistańskiego. Tak mi przynajmniej mówiono. NINA
i,i Gdyby nie to, że był kochankiem mojej n matki, kochałabym go nawet takim, jaki jest
489
zielonych pigułek sir Granta. (błagalnie) Pani: niech pani nie zabiera mi Tarkwiniusza. Błagam panią.
ZOFIA
Dobrze: spreparuję go tylko dla pani. Na tyle tylko, na ile będzie mi potrzebnym, aby mógł zwyciężyć pokusy Pandzia. Ani na tyle więcej. ,w " = •,
Pokazuje na palcu. _ :Ihvv..^-> "j. v^ż
NINA :-:••. -.' .;.-.-• •• -,--:,. ••••: : u,,r- ':
Dziękuję pani. ; . = - ; ';A
Całuje ją w rękę. " f' : •-•'•
LIZA
Jaka pani Zofia jest piękna we wszystkim, co mówi i co robi. (do Niny) Gdyby kto inny mówił tak jak ona; byłoby to wstrętne.
NINA
Niestety, czyny mężczyzn mają wartość bezwzględną. To, co czyni kobieta, zanadto zależne jest od jej twarzy, figury i stroju, a nade wszystko od tego, czy ma ładne ręce i nogi.
Przez drzwi z prawej strony wchodzi Tarkwiniusz we
fraku, Zofia rozpręża się.
TARKWINIUSZ
Przychodzę na tę próbę mojej siły. Ale ostrzegam panią, że jestem skondensowany jak nigdy. Wszystko wisi na jednym włosku, który ma wytrzymałość stalowej liny.
ZOFIA
tym lepiej dla mnie, panie Pępkowicz. Niech pan siada. ^KWINIUSZ siadając między dziewczynkami "ani mnie nie rozumie, mówiłem o rzeczach istotnych, ^zuję do pani obrzydzenie graniczące z bólem fizycznym prawie. W każdym słowie, które pani wymawia, Jest [Pani] cyniczna i wstrętna. W każdym najobojęt-niejszym zdaniu tkwi ukryta jakaś myśl lubieżna. Pani 8 s zdaje się nie wychodzić z gardła, tylko diabli Wledząskąd..
490
491
Akt drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka
ZOFIA
Na tym polega moja siła. Takie powiedzenia zapadają
głęboko w najskrytsze zakręty waszych ciał i potem tak
. trudno je wam z siebie wyrwać jak wspomnienia rozko-
szy.
TARKWINIUSZ wstrząsając się
O, jakież to obrzydliwe! Nienawidzę pani.
Wstaje.
ZOFIA
Ale poczuł pan jednocześnie ten dreszcz tajemniczy, którego pan nie znał dotąd. Wie pan.
TARKWINIUSZ
Skąd pani wie? Pani jest jasnowidząca.
Dziewczynki przychylają się do siebie i patrzą na Zofię
z uwielbieniem.
ZOFIA
Właściwie jestem ciemnowidząca, ale widzę pewnie. Moje tajemne oczy krążą razem z czerwonymi kulkami twojej młodej krwi i zaglądają w ukryte sprężyny twego ,': jestestwa.
TARKWINIUSZ
Tu się pani pomyliła! To zdanie nie budzi we mnie żadnego dreszczu. Jest artystycznie nieudane. Głos się pani zmienił i załamał. Niech pani nie udaje czegoś ponad siebie, bo może się pani wysypać.
ZOFIA
Ach - nie mów tak ordynarnie. Patrz na mnie - nie unikaj mego wzroku. Czyż nie czujesz potwornej rozpaczy na myśl o tym, czego nigdy, nigdy nie będzie? Cały świat nie istnieje w tej chwili dla ciebie. Wszystkie barwy zbladły gdzieś w oddali, a formy najpiękniejszych widoków skurczyły się w ohydne, zeschnięte, starcze zmarszczki, jakby je spalał od wewnątrz tajemny żar bezdennej pustki. Wszystkie twoje uczucia stały się wyrazem najstraszliwszej wewnętrznej nudy i dzień
jutrzejszy zdaje ci się nieskończoną pustynią, której przebrnięcie jest niemożliwością aż po wieczność całą. Patrz na mnie: czyż to nie prawda? TARKWINIUSZ
Rzeczywiście - widzi mnie pani na wylot. W głowie mi się kręci. ZOFIA wskazując Ninę
Czymże jest to biedne czyste uczuciątko, które masz
dla niej, wobec nienasycenia wszystkich żądz, które
czujesz teraz? Ja mogę spełnić to wszystko albo odejść
w tej chwili z okrutnym uśmiechem i zostawić cię
spalonego na popiół, sparaliżowanego, stężałego od
niewysłowionej męki ogromu nigdy niesytego pragnie
nia. Patrz w moje oczy. Podobasz mi się.
TARKWINIUSZ zbliżając się do niej ; • {.
To straszne -ja nie mogę się oprzeć. Ogląda się na dziewczynki. NINA zrywając się
Ja go nie oddam! Ja go kocham, a pani chce się niną bawić. Proszę go zaraz zostawić w spokoju. ZOFIA łagodnie
Idź stąd w tej chwili, moje dziecko. Weź Lizę i idźcie spać obie. A przedtem porozmawiajcie sobie o wszystkim.
Nina zgnębiona bierze Lizę za rękę i obie wychodzą powoli na lewo. Zofia i Tarkwiniusz patrzą na siebie. Z chwilą zatrzaśnięcia się drzwi Tarkwiniusz rzuca się na Zofi ę, która obwija go wężowatym uściskiem. Całując się padają oboje na kanapę. W tej samej chwili przez drzwi środkowe wchodzi Sir Gra n t. Tamci rozrywają się. SIR GRANT
Pani Zofio! Ja się przyznam do wszystkiego, ja pani dałem w winie zieloną pigułkę. Pani obiecała mi kiedyś... To już zaczyna działać... Niestety przedwcześnie...
492
493
Akt drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka
- Według moich doświadczeń na gwanxach powinno zacząć się najwcześniej w cztery godziny. Ja panią błagam... Pani mi przyrzekła... Tylko my możemy to wypróbować.
2łOFIA wstając; Tarkwiniusz siedzi dalej
Jesteś pan skończony osioł. Pańską pigułkę mam tu - patrz pan. (Pokazuje pudełeczko od pudru.) Zatrzyma-
tf. łam ją na zębach. Idź pan do swoich gwanxów. (Słychać
:> ryki silniejsze od poprzednich.) O - nie słyszy pan, jak
:, ryczą? Zażyje, kiedy będę chciała, albo dam ją, komu zechcę. To jeszcze lepsze. Rozumie pan, panie trucicielu? Proszę!
Wskazuje drzwi. Sir G ran t wychodzi zgnębiony, bez
słowa.
TARKWINIUSZ ciągnąc Z ofi ę ku sobie na kanapkę Jeszcze... Daj mi twoje usta!
ZOFIA siadając koło niego
Nie, dziecinko, teraz porozmawiamy poważnie. Ja nie chcę tylko twoich ust, choć tak ślicznie umiesz całować. Ty masz w sobie dane to, czego inni uczą się latami. Ale ja cię kocham, ja chcę twojej duszy. Ty musisz być mój naprawdę, przedtem, nim nasycisz twoje pragnienie. Inaczej otrujesz się mną tak jak inni.
TARKWINIUSZ
Więc naprawdę pani mnie kocha? ;,
ZOFIA
Tak - musisz uwierzyć w twoje szczęście. Jestem twoja. Poznaj mnie teraz, żebyś potem nie pożałował tego, że mnie nie oceniłeś. Ja mogę być wszystkim. Trzeba mnie tylko bardzo, bardzo kochać. Może wrócą jeszcze moje dni dziewczęce, kiedy byłam naprawdę szczęśliwa.
TARKWINIUSZ zabierając się do niej
Więc pozwól mi się całować. Dlaczego mnie odpy
chasz? , ..,....,
ZOFIA
Nie, nie - nie teraz. Teraz chcę tylko twojej duszy.
TARKWINIUSZ ponuro
Wie pani - zdaje mi się w tej chwili, że duszy nie mam wcale, (głosem dziecka, które dopomina się o cukierek) Ja chcę twoich ust.
ZOFIA
Zdaje ci się. Siądź tu przy mnie spokojnie, oprzyj twoją główkę o mnie i mów. Mów do mnie tak jak do Niny, jak do niego... do Pandzia.
TARKWINIUSZ sadowiąc się koło niej
Ja nie mam nic do powiedzenia. Zapomniałem o wszystkim. Chodź zaraz do mnie, do mego pokoju.
ZOFIA
Nie, nie, nie pójdę. Ty wcale nie jesteś mój. Ja ci się tylko podobam. Ty ciągle myślisz o nim, o tym przeklętym Pandeuszu.
TARKWINIUSZ wstając
To jest właśnie fatalne, że o nim zapomniałem. Czuję okropne wyrzuty sumienia. Nie tylko w stosunku do niego, ale do siebie samego. Zdradziłem siebie. Jestem człowiek upadły.
ZOFIA wstając
Dziecko! Ty nie wiesz, kto jest ten twój Pandeusz. To jest wcielenie najgorszej perwersji połączone z najbardziej plugawym apetytem. Ty się dopiero dziś przekonasz, że wszystkie jego teorie na temat wyższego życia są zupełną blagą. Wyższego sposobu istnienia naprawdę nie ma. Są to tylko fikcje uspołecznionych bydląt, jakimi jesteśmy. Na dnie duszy Pandzia jest tylko zamaskowana żądza najzwyklejszego użycia.
TARKWINIUSZ wstając
Pani się pomyliła. Nie wiedziała pani, z kim pani ma do czynienia. Ja jestem silniejszym, niż pani myśli. A przy
494
495
Akt drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułką
tym wiem więcej, niż pani przypuszcza. Proszę o dowody rzeczowe. Ja nie znam wtajemniczeń ostatecznych ale to, co wiem, wystarcza, abym tego nie uważał za r blagę. Proszę o dowody rzeczowe.
ZOFIA
Wiem - zasada Tożsamości Faktycznej Poszczególnej. Wszystko, co jest, jest to, a nie tamto. Ależ o tym wiemy wszyscy. Jest to bezpłodna prawda i nie darmo prześlepili ją najwięksi mędrcy świata. Cóż jest w tym dziwnego?
TARKWINIUSZ
Zasada jest prosta - to przyznaję. Ale rzeczywiste konsekwencje mogą być niezwykłe.
ZOFIA
I to wiem! Każda chwila sama dla siebie, przezwyciężenie życia nie w Nirwanie, tylko w koncentracji osobowości - oczywiście ktoś drugi jest tu konieczny. Niechby Pandeusz potrafił przeżyć to sam! Upadłabym przed nim na brzuch. Jest to nauka istniejąca jedynie w samym fakcie nauczania, (ze złością) Wszystko to blaga! , albo jest czyn określony, taki, a nie inny - wszystko jedno: twórczość artystyczna czy życiowa, albo Nirwana. Reszta to fałsz wymyślony przez nie umiejących żyć
; zdechlaków.
TARKWINIUSZ
Nieprawda! Ja czuję, że poza tym jest jeszcze coś, czego nie pojmuję. Nie w słowach, ale w wykonaniu. Tego trzeba dokonać. To się nie da określić przed stworzeniem.
ZOFIA
Bergsonowskie baliwernie! Jesteście obaj idioci. Je
den okłamuje drugiego, a każdy jeszcze okłamuje
siebie na dodatek. Zobaczysz, czym będzie to dokona
nie. Zobaczysz dziś w nocy. Pamiętaj, co ci mówiłam.
.Pamiętaj! , , ;i ; << •>;..; : .
TARKWINIUSZ
Dobrze. Zobaczymy. Jeśli to okaże się nieprawdą, to może pani mnie uważać za swoją własność. Życie moje niewarte jest wtedy zdechłego gwanxa.
ZOFIA
Ależ ja ciebie wcale "nie chcę. Już nie. To była chwila złudzenia. Jesteś dla mnie tylko antydotem: środkiem opanowania siebie dla zdobycia jego. O niego mi tylko chodzi, o twego głupiego, kłamliwego mistrza. Co mówię: nie o niego, o jego zewnętrzną, dotykalną aparycję tylko - duszę jego miałam już i zwomitowałam dawno, tak była wstrętną i małą.
TARKWINIUSZ
Teraz pani obraziła śmiertelnie i jego, i mnie. Nie wiem już, co jest prawdą we mnie. To może rozstrzygnąć przypadek tylko - raczej przeznaczenie.
ZOFIA
W kogóż to zechcesz wcielić to twoje przypadkowe przeznaczenie?
TARKWINIUSZ
W panią. Idea nie jest tak głupia, jak się to pani zdaje. Życie jest właśnie przypadkowym przeznaczeniem. To wyraża sprzeczność inicjalną istnienia. Dwa te poglądy nie dadzą się połączyć, a życie łączy je w każdej chwili. Tworząc świadomie możliwość przypadku, wyzywamy objawienie ogólnej determinacji wszystkiego.
Zamyśla się. >"
ZOFIA i
A więc do rzeczy, chłopczyku. Rzeczywiście masz w so
bie jakąś siłę i to zaczyna mnie zaciekawiać.
TARKWINIUSZ
Złapałem mój pomysł, który się błąkał w nieświadomych otchłaniach mojej jaźni. Wiem, że pani ma trzecią nagrodę za walkę na florety na międzynarodowym konkursie w Melbourne. Ja też biję się nieźle. Będzie-
497
496
drugi
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona
my walczyć o niego i o mnie, a może też i o panią samą Od pani to zależy.
ZOFIA
A wie pan, że ta myśl jest świetna. Jeszcze dziś w nocy o drugiej, zaraz po wtajemniczeniu, o ile naturalnie nie straci pan wiary usłyszawszy wszystko.
TARKWINIUSZ
Nawet wtedy będę się bił o siebie i o to coś, czego w pani zgłębić nie mogę. Ja pani tak po prostu uwieść nie potrafię.
ZOFIA z ironią
Uwieść. I takie coś, pokręcone jak pan, śmie mi coś podobnego mówić.
TARKWINIUSZ
Milczeć! Ja muszę wprzód poznać wyższe prawo mego życia, a nie zwykłe codzienne regułki. Teraz jest pani dla mnie środkiem tylko, papierkiem lakmusowym, którym badam reakcję mojej duszy. Ale jedno musi mi pani przyrzec: będzie się pani bić ze mną bez żadnej litości.
Wyciąga do niej rękę. > tti
ZOFIA podając mu rękę r ft;
Ależ przyrzekam, przyrzekam. Co za zarozumiałość! Nie chodzi mi o ciebie wcale. Podoba mi się ten pomysł jako zupełnie nowy temat, wpleciony w gmatwaninę erotycznych zaburzeń.
Tarkwiniusz wyrywa jej rękę.
TARKWINIUSZ
Wstrętny babon! Ale mimo to pewne warunki: o ile pani mnie rani, jeśli stracę wiarę w Pandeusza, uważam się za pani własność, o ile ja panią ranie, nigdy więcej nie wejdzie mi pani w drogę, chyba że sam tego zażądam. O ile któreś z nas zginie, problemy między nami rozwiązują się oczywiście same przez
Się. . ... ,- •.)•; ,, -: .-•---. •• '• ,••• -.•'..
ZOFIA
Dobrze, mój mały. Zaczynasz mi się znów podobać.
TARKWINIUSZ
Do widzenia o drugiej w tym pokoju.
Wychodzi na lewo. Jednocześnie przez drzwi środkowe wchodzi towarzystwo mężczyzn z Pandeuszem na czele.
Sztab we frakach. Mandelbaumy jak poprzednio.
ZOFIA do siebie
Zdaje się, że przesadziłam dawkę antydotu. Zanadto mi się podoba ten chłopiec.
PANDEUSZ
Jakże tam pokusy? Żałuję, że nie widziałem. Ale sir Grant upił się jak świnia i mówił rzeczy tak cudowne" o swoich przyprawach, że się oderwać wprost nie mogłem. A gdzie Tarkwiniusz?
ZOFIA zła
Poszedł przygotować się do wtajemniczeń ostatecznych. Rzeczywiście, masz nad nim władzę piekielną. Tylko tortury mogą was rozdzielić.
PANDEUSZ z tryumfem
A widzisz. Ja wiedziałem, że Kwinio mnie nie zdradzi. Dziś wtajemniczę go definitywnie.
SIR TOMASZ
Szansę nasze zwiększają się. Myślę, że nie będziemy się kłócić i założymy stowarzyszenie czcicieli tej nowej Astarte.
KARDYNAŁ NINO
Niech Bóg ma nas w swojej opiece. Czuję, że stanie się coś straszliwego.
Pomruk Mandelbaumów. Z lewej strony wchodzą obie panienki w szlafroczkach.
ZOFIA nagle rozjaśnia się
Panie Teerbroom i ty, sir Tomaszu: pozwólcie dziś po raz ostatni zabawić się moim małym przyjaciółkom. Możecie być za to pewni mojej łaski. (Wahanie Te er-
499
498
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielo
'SiPigutka
brooma l Sir Tomasza.} No - zrobione. R0z
poczynamy orgię. Pandziu: każ podać, co masz najlep-: szego. Nie wymieniam tych rzeczy, których pragnę, aby
nie być posądzoną przez [was] o nieistotny snobizm
albo o zły gust.
Pandeusz wychodzi przez drzwi środkowe. Liza idzie do ojca. Mężczyźni pozostają w głębi. Na froncie Zofia i Nina. NINA
No i co? Uwiodła go pani? ZOFIA
Ale gdzie tam. Biję się z nim na szpady o drugiej
w nocy. Nie bój się, Nina. Nic mu się złego nie stanie. NINA
Przyrzekła mi pani. Ale o co bić się będziecie? ZOFIA
Głupstwo. On musi odzyskać utracony - jak mówi -
honor. Musi zobaczyć siebie do dna czy coś podobnego.
Ja się nie rozumiem na tych subtelnościach. Mnie bawi
sam fakt. NINA
Pani bawi się zawsze, ale ja? ZOFIA
Bądź pewna, że mu nic złego nie zrobię. Oddam ci go
jeszcze szlachetniejszym, niż był. NINA
Tak byłam pewna, że pani mu da tę pigułkę - tak się
bałam. Ale nie śmiałyśmy wejść z Lizą. ZOFIA
Tarkwiniusz nie potrzebuje żadnych pigułek. To cud0^"
ny chłopczyk. Gdyby nie to, że kocham naprawa?
jednego tylko Pandeusza, odebrałabym ci go
A teraz słuchaj, a potem patrz uważnie. Nie mam K
się zwierzyć. Zieloną pigułkę dam dziś
W ten sposób skompromitujemy go wobec
sza, który i tak jest już zachwiany w swojej wierze w niego. A potem, wolny od złudzeń wyższego życia, Tarkwiniusz będzie tylko twoim.
NINA Jaka pani jest szlachetna i piękna we wszystkim! Dzię-
kuję pani za wszystko.
Całuje ją w rękę. Wchodzi Pandeusz z lokajem noszą-
cym wino i kieliszki. Nalewanie i picie. Mandelbaumy
stoją ponuro w tle.
ZOFIA wpuszczając pigułkę do swego kieliszka Pandziu: przyjmij ten kielich ode mnie i wychyl go za zdrowie twego pupila i za skuteczne wtajemniczenie go w naukę wyższej świadomości życia, życia bez kobiet. Nie dla Nirwany czynisz to - wiemy o tym wszyscy - tylko dla spotęgowania aż do pęknięcia naszej nędznej, plugawej, uspołecznionej osobowości. Hurra!
PANDEUSZ przyjmując kieliszek Teraz nareszcie będziemy żyć w przyjaźni. Kto wie - może i ty, Zosiu, przejdziesz na moją wiarę, wyczerpawszy wszystkie rozkosze. A tymczasem piję za wielkość zasady Tożsamości Faktycznej Poszczególnej, którą. pojąłem dotąd ja jeden z wszystkich filozofów świata. Niech trwa wśród rzadkich okazów naszego gatunku. największe, bezpłciowe szczęście wyższej świadomości życia, bez wiary w zaświaty, bez teozofii, bez żadnej ogóle blagi! Hurra!!
GRANT
Nie pij pan: tam może być zielona pigułka. Ona... andeusz zatrzymuje się i pytającym wzrokiem patrzy dookoła.
ZOFIA
Milczeć! Zwariował stary! Pij, Pandziu - ciebie nie
.zdradziłam nigdy. s , " ; i* :
lr Grant cofa się. ,
500
Nadobnisie i koczkodany, czyli
PANDEUSZ
Tak - wierzę ci zupełnie, nasze dusze nie rozstały się nigdy. (Wychyla kielich do dna.) A teraz chodźmy do sali okrągłej na najwścieklejszą z orgii. Muszę się wzmocnić widokiem życiowego świństwa przed objawieniem Tarkwiniuszowi prawd ostatecznych.
Z lewej strony wbiega Tarkwiniusz.
TARKWINIUSZ
Pandziu! Ja już dłużej nie mogę. Chodźmy zaraz. Wtajemnicz mnie albo przewalę się całkiem na drugą stronę.
PANDEUSZ
Dobrze - niech będzie teraz. Czuję jakąś dziwną siłę, ogarniającą wszystkie wiązania [?] mego mózgu, a tajemnicze dreszcze przebiegają mój zmartwiały mlecz. Myślę, że sam będę miał jeszcze nowe objawienia. Nie pójdę na tę orgię, (do gości) Państwo pozwolą sami. (do Zofii) Prowadź ich, Zosiu, do tej okrągłej sali, w której przeżyliśmy tyle chwil rozkoszy nieistotnych. My z Tarkwiniu-szem dogonimy was za parę godzin. Będziemy wtedy na niedostępnej wyżynie przyjaźni i absolutnej wiedzy. Jak dwa paraboliczne zwierciadła zwrócone ku sobie odbijać się będziemy w sobie, w zamkniętej Nieskończoności.
ZOFIA
Cha, cha, cha, cha, cha, cha!
PANDEUSZ zimno
Z czego śmiejesz się, Zosiu?
ZOFIA
Ja nic - ja tylko tak - z radości, (do sztabu i Mań-delbaumów) Chodźcie, panowie, i wy, moje drogie panienki. (Obejmuje Ninę, która stała dotąd oboK^ niej.) Będziemy się bawić jak nigdy, oczekując dalszyc rozwiązań.
Idzie ku drzwiom środkowym z Niną. Za nią tłum. M a ^
d e l b a urny mruczą głucho. Podczas tego Pandę
mówi:
PANDEUSZ
Chodź, Tarkwiniuszu, teraz dopiero przeniknie cię wiedza ostateczna. Nie zatracisz twej osobowości, tylko stworzysz nowego siebie ponad przypadkowością dnia i nocy. Będziesz jedynym sam dla siebie i dla mnie. Tylko we dwóch możemy tego dokonać. Samotność zabija istotę jaźni i zbliża nas do Nirwany. Tylko tak zwany wyższy pustelnicyzm otwiera wrota tajemnicy cierpiącym na niedosyt absolutu. Żadna sztuka ani żaden czyn realny, ani żadna wiara nie może być wyższą nad to, co stworzymy. Świat uleci w Nicość, zostawiając nas w zimnej, kryształowej sferze prawdy o nas samych. Jesteśmy jedyni. TARKWINIUSZ
Muszę ci coś powiedzieć. Nie czuję się godnym - całowałem się z twoją Zofią. PANDEUSZ zainteresowany
Całowałeś się jednak. Nie wiem czemu, ale dziś nawet
to dodaje ci uroku. Kocham twoją duszę. ,
Obejmuje go. ••, ! t
TARKWINIUSZ z lekkim dreszczem
Ona mówiła mi to samo. f
PANDEUSZ
Ona kłamie. Chodź, idziemy do mojej leniwni w wieży pomocnej. Czuję, jak myśl moja niby zimny sztylet wwierca się w rozpalone łono Wiecznej Tajemnicy. Nie w pojęciach, nie w ich systemach ani w intuicyjnym wniknięciu w rzeczywistość leży rozwiązanie. I nie w wyrzeczeniu się życia. Ono jest w samym życiu, w podwójnym zrozumieniu jedyności i tożsamości każdej chwili
Id tnvania sameg° dla siebie.
, % J(r)4 drzwiom naprawo i wychodzą. Za sceną słychać dziki Kch Zofii i pomruk daleki Mandelbaumów - Potem ryk gwawców. Wpada Sir Grań t przez drzwi Sfodkowe i rozgląda się.
502
Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielo,
na
SIR GRANT krzyczy
Nie ma ich!
Biegnie ku drzwiom na prawo. We drzwiach ukazuje się Ml ody Lokaj, a za nim Stary Lokaj z rewolwerami w rękach. MŁODY LOKAJ
Ani kroku dalej, sir Grant. Jaśnie pan kazał strzelać
w łeb każdemu, kto by ośmielił się wtargnąć do wieży*
północnej. SIR GRANT
Za późno. Za późno. Wybiega przez drzwi środkowe.
KONIEC PIERWSZEJ ODSŁONY AKTU DRUGIEGO l
ODSŁONA DRUGA
Ten sam pokój, prawie zupełnie ciemno. Przez chwilę scena pusta. Słychać z prawej strony zbieganie ze schodów z szaloną szybkością. Wpada Tarkwiniusz w jasnej piżamie i zapala światło. Po czym pada na kanapkę i zakrywa twarz