4182
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4182 |
Rozszerzenie: |
4182 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4182 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4182 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4182 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Jerzy Niemczuk
Imitacje
OPOWIADANIA
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
NIE ODWRACAJ SI�
Ewie
Nie mam ambicji literackich. Powt�rka z pami�ci jest raczej spraw� wewn�trznego bilansu.
Jak�� form� przes�uchania samego siebie. Chcia�bym kr�tki fragment mojego �ycia zobaczy� z
zewn�trz poprzez s�owa, kt�re by� mo�e z�o�� si� w ca�o��. Znale�� niekonsekwencje, fa�sz, nowy
trop, kt�ry pozwoli�by na udzielenie sobie sensownego wyja�nienia.
Nie mam do kogo m�wi�. Ci ludzie tutaj... Patrzymy na siebie i widzimy tylko kontury, powierzchnie,
niewyra�ne kszta�ty poruszaj�ce si� za matow� szyb�. Rozmawiamy uprzejmie i
zdawkowo, wiedz�c doskonale, �e niczego si� o sobie nie dowiemy. Na pocz�tku by�em nadto
egzotyczny: cz�owiek z du�ego miasta, kt�ry zjawia si� niespodziewanie, wynajmuje ruder�, doprowadza
j� do stanu u�ywalno�ci, poruszaj�cy si� w�asnym rytmem, zbyt niespiesznym nawet
jak na skromne wymagania tego miasteczka. Woda na m�yn domys��w i plotek. Nigdy nie dowiedzia�em
si�, o co mnie podejrzewali, pewne jest jednak, �e po�wi�cali mi wiele uwagi. A
jeszcze przekazy na niebagatelne przecie� sumy. Kilka miesi�cy min�o, zanim odwa�yli si�
okr�n� drog� poruszy� spraw� pieni�dzy.
� Pan to chyba ma bogat� rodzin� � ni to zapytali, ni to stwierdzili.
� Nie mam rodziny � odpowiada�em. Wiedzia�em doskonale, �e obw�chiwanie trwa�o zbyt
d�ugo, zbyt wiele naros�o domys��w, �eby prawda mog�a ich zadowoli�. Bawi�a mnie ich nieufno��
do jednoznacznie sformu�owanych pyta� i monstrualna cierpliwo�� pozwalaj�ca miesi�cami
czeka� na nast�pn� okazj� do zaspokojenia ciekawo�ci. Dowiedzieli si� wi�c dopiero po roku.
(Pisz� �oni�, bo nie potrafi� dostrzec w nich pojedynczych egzemplarzy. To pewnie niesprawiedliwe,
ale �wiadczy dowodnie o tym, jak ma�o ich znam). Moj� odpowied�, �e zajmuj� si� przek�adami,
uznali zapewne za wykr�t. Po roku cierpliwego wyczekiwania nale�a�o si� im co� bardziej
pikantnego. Jeszcze trudniej przysz�o im si� zapewne pogodzi� z tym, �e nikt mnie nie odwiedza�,
a poza przekazami nie otrzymywa�em �adnych list�w.
Pocz�tkowo przychodzi�y tu dzieci. Stawa�y na palcach przy drodze usi�uj�c dostrzec co�
przez uchylone okno. Nie dzia�o si� nic godnego uwagi, wi�c odchodzi�y zawiedzione.
Kto� tam skojarzy� stempel wydawnictwa z literatur�, bo zjawi�a si� u mnie delegacja ze
szko�y, �ebym wyst�pi� jako pisarz. Wyja�niaj�c nieporozumienie odprawi�em ich uprzejmie.
Monotonny tryb �ycia sprawi�, �e zacz��em traci� rachub� czasu. Nast�puj�ce po sobie dni niczym
si� nie r�ni�y, zmiany pogody uk�ada�y je w jednostajne cykle. Pr�bowa�em �ledzi� dyskretnie
niedzieln� od�wi�tno�� ma�ego miasteczka, nie znalaz�em jednak nic ciekawego poza
imponuj�c� nud�. Wszyscy zdawali si� czeka�, z uwag� obserwuj�c drobne zmiany, kt�re mog�yby
oznacza� zapowied� niezwyk�ych wydarze�. Nie dzia�o si� nic szczeg�lnego.
Nim przywyk�em do narzuconego sobie rytmu codziennych zaj��, zdarza�y mi si� chwile s�abo�ci,
gdy sk�onny by�em rzuci� swoj� pustelni� i wraca� do by�ej �ony. Ratowa�a mnie jednak
wyobra�nia � wiedzia�em doskona�e, �e naci�ni�cie klamki uruchomi stare uk�ady wzajemnych
pretensji i niemo�no�ci. Pozosta�o mi przystosowa� si� do rytmu posi�k�w, pracy i snu. Znalaz�em
prawdziw� satysfakcj�, jakby �ycie by�o opornym tworzywem, kt�re podda�o si� wreszcie
kreacji. Sta�o si� to z czasem czym� w rodzaju organicznej potrzeby, w kolejne fazy dnia wkracza�em
machinalnie, a najmniejsze odchylenie od codziennego rygoru sta�o si� niezno�ne. Zacz��em
obawia� si� wszystkiego, co mog�oby zagrozi� mojej precyzyjnej i okrzep�ej ju� konstrukcji:
ba�em si� choroby, tego �e zga�nie �wiat�o, a zapas �wiec zniknie w niewyt�umaczalny
5
spos�b. Ale z czasem ka�dy dzie� sta� si� zamkni�t�, doskona�� formu��, niemal samowystarczaln�
ide� dnia wype�nionego do ko�ca. Zdaj� sobie spraw�, �e z punktu widzenia og�lnie
przyj�tych norm wiod�em �ycie ekscentrycznego idioty, cho� nie by�o w tym nic widowiskowego.
Mia�o to nie tylko znakomite pozory unormowanego �ycia, ale w spos�b paradoksalny � by�o
nim.
Na dobr� spraw� ka�de ludzkie zaj�cie jest g��boko pozbawione sensu i bezsensem jest wnikanie
w to. Podj��em wysi�ek, aby stworzy� siebie na nowo. Nieefektowny wprawdzie, ale nie
pozbawiony heroizmu.
Przek�ady krymina��w, solidne, rzemie�lnicze sprawne, dawa�y mi doch�d znacznie wi�kszy,
ni� potrzebowa�em do wygodnej egzystencji. Pozostawa�o nadzorowanie dzia�ania mojego perpetuum
mobile. �ycie zakomponowane jako idealny mechanizm to przecie� czysta forma... Odczuwa�em
wyra�n� satysfakcj� tw�rcz� i przewag� nad �wiatem, kt�ry podporz�dkowa� si� moim
zamiarom. Obwarowa�em si� tak doskonale, �e do mojej przejrzystej kuli nic z zewn�trz nie
mia�o dost�pu. Nast�pi�o apogeum. By�em za�lepiony zadowoleniem z siebie jak gwa�town� nami�tno�ci�.
Sfera odczu� uleg�a wi�c tak�e pewnym przemianom. Moja nietypowa metoda
kszta�towania osobowo�ci przeobrazi�a psychik�. Wiedzia�em o tym i upaja�em si� w�asn� inno�ci�.
Mniej wi�cej przed miesi�cem oko�o dziesi�tej, z nowymi si�ami po dwugodzinnym relaksie,
zabra�em si� do ko�czenia kolejnej porcji przek�adu. Uda�o mi si� prze�o�y� kilka zda� na jednym
oddechu... Musz� jeszcze cofn�� si� na chwil�. Ot� samotno�� uczyni�a mnie wyj�tkowo
wra�liwym na odczuwanie czyjej� obecno�ci w pobli�u. Kiedy przechodzi�em przez miasteczko,
cz�sto czu�em na sobie ludzkie spojrzenia. Zwykle gdy odwraca�em si�, udawa�o mi si� pochwyci�
czyj� wzrok albo dostrzec odwracaj�c� si� twarz. Piel�gnowa�em i doskonali�em t� umiej�tno��,
a� osi�gn��em w niej bezb��dn� perfekcj�.
Wtedy w�a�nie, przed miesi�cem, poczu�em na sobie ci�ar czyjego� wzroku. Nie przysz�o mi
oczywi�cie do g�owy, �e m�g�bym si� myli�. S�dzi�em, �e kto� wszed� niepostrze�enie do pokoju
i czeka na stosowny moment, aby si� do mnie zwr�ci�, odrzuci�em jednak natychmiast t� mo�liwo��
� bezszelestne przej�cie po mojej niemi�osiernie skrzypi�cej pod�odze graniczy�oby z cudem.
Odwr�ci�em si� jednak machinalnie, tak jak robi�em to na ulicy, gdy chcia�em sprawdzi�,
kto mnie obserwuje. Pok�j by� ponad wszelk� w�tpliwo�� pusty. Mimo to nie mog�em oprze� si�
wra�eniu, �e kiedy odwraca�em si�, czyje� spojrzenie skry�o si� za powiekami. To przywidzenie
rozbawi�o mnie pocz�tkowo, potem nieco zaniepokoi�o. W moich �yciowych planach nie przewidzia�em
miejsca na urojenia. Otworzy�em na wszelki wypadek okno � wydawa�o mi si�, �e
niedob�r tlenu mo�e wywo�ywa� niewielkie halucynacje. Ponownie siad�em do pracy, tym razem
z mocnym postanowieniem, �e nie ulegn� nie kontrolowanym impulsom wyobra�ni. Po paru minutach
praca poch�on�a mnie na tyle, �e zapomnia�em o tym drobnym incydencie psychologicznym.
Nast�pnego dnia uleg�em identycznemu z�udzeniu. Prze�wiadczenie, i� kto� mnie obserwuje,
by�o tak silne, �e mimo woli spojrza�em w t� stron� pod pretekstem si�gni�cia po zapa�ki. I ponownie
tak jak poprzednio odnios�em wra�enie, �e kto� odwr�ci� wzrok. Postanowi�em nie poddawa�
si� fantasmagoriom. Skoncentrowa�em uwag� na tek�cie i mozolnie brn��em przez obcoj�zyczne
zdania. Odczuwa�em jednak sztuczno�� ca�ej tej sytuacji, �mieszno�� w�asnego uporu
granicz�cego z donkiszoteri� � walczy�em przecie� z urojonym przeciwnikiem. Je�li co� mnie
niepokoi�o, to nie poczucie zagro�enia, kt�re mo�e nadej�� z zewn�trz, lecz s�abo�� mojej psychiki.
Nigdy przedtem nie zdarzy�o mi si� traci� kontroli nad imaginacj�.
Kiedy ze znacznym op�nieniem zdo�a�em uko�czy� sz�st� stron�, nie my�la�em ju� o tym
b�ahym incydencie, mia�em tylko troch� �alu do siebie, �e uleg�em chwilowej s�abo�ci.
6
Nast�pny dzie� pami�tam doskonale. Odbiega� on znacznie od zwyk�ego rozk�adu zaj��. Postanowi�em
zafundowa� sobie wi�ksz� dawk� relaksu i kilka godzin przesiedzia�em nad rzek�
�owi�c ryby. Mg�a opad�a, niebo by�o przejrzyste i s�oneczne, a po�yskliwie metalicznej powierzchni
rzeki ani na moment nie zmarszczy� podmuch wiatru. Wyblak�a ju� nieco w s�o�cu
ziele� li�ci i trawy uzupe�nia�a spokojn� sceneri� tego poranka. Daleki jestem od sentymentalnej
emfazy wobec przyrody, do tak zwanych wspania�ych zachod�w s�o�ca czu�em zwykle lekkie
obrzydzenie, a ogl�daj�c imponuj�c� licytacj� jesiennych barwnych plam w lesie czy parku nie
mog�em oprze� si� wra�eniu, �e to natura na�laduje kultur�, powielaj�c niezamierzenie impresjonistyczne
pejza�e. Doceniam jednak scenograficzne walory przyrody, o ile nie zak��caj� one
mojego stanu wewn�trznego. Tak by�o tym razem.
Wieczorem rozlu�niony i wypocz�ty rytmicznie wystukiwa�em na maszynie kolejne strony
powie�ci. W ci�gu godziny przepisa�em sze�� stron i mimo �e zako�czenie pracy nad ksi��k�
planowa�em na dzie� nast�pny, wszystko wskazywa�o na to, �e uporam si� z tym przed czasem.
Przepe�nia�a mnie energia, nagli�a �wiadomo�� bliskiego ko�ca, wydawa�o si�, �e nic nie jest w
stanie zak��ci� fina�owego tremolo.
W pewnej chwili zacz��em jednak odczuwa� rodzaj niewygody zmuszaj�cej do zmiany pozycji
lub cho�by do lekkiego napi�cia mi�ni. By�a to dok�adna kopia sytuacji z dnia poprzedniego.
Tym razem da�em si� sprowokowa� nadwra�liwej wyobra�ni i przez d�u�szy czas siedzia�em bez
ruchu. Rozlu�ni�em mi�nie, pozwoli�em opa�� powiekom, oddycha�em powoli i g��boko. Kiedy
podnios�em si� wreszcie, wra�enie min�o bez �ladu. Szuka�em przyczyn powracaj�cej natr�tnie
niedyspozycji, ale nic nie przychodzi�o mi do g�owy. By�em bez w�tpienia zdrowy fizycznie,
nigdy dot�d nie mia�em �adnych obsesji, nie �ywi�em nieuzasadnionych obaw czy l�k�w.
Zasn��em jak zwykle bez trudno�ci. �pi� g��boko, ale do�� czujnie. M�j model snu dostosowa�
si� do programu zaj�� � jego g��boko�� pozwala na pe�n� regeneracj�. Pami�tam jednak, �e
budzony przez kogo� trze�wia�em od razu. Nie znam b��dzenia na pograniczu snu i jawy. Tak�e i
tym razem wra�enie czyjej� obecno�ci w pobli�u spowodowa�o, �e natychmiast przekroczy�em
granic� snu. Zapami�ta�em dok�adnie, co mi si� �ni�o. By�o to typowo oniryczne przetworzenie
wra�e� z najbli�szej przesz�o�ci. Siedzia�em nad rzek� w swoim fotelu i �owi�em ryby. U moich
st�p ros�y rydze, podlewa�em je wod� z rzeki, a one powi�ksza�y si� na moich oczach. Sp�awik
zanurza� si� co pewien czas, czu�em, �e �y�ka napina si� do granic wytrzyma�o�ci. W siatce trzepota�y
trzy wielkie liny. Zastanawia�em si�, co robi� z kolejnymi schwytanymi rybami � moje
w�asne potrzeby by�y w tym wzgl�dzie niewielkie. Z pami�ci wy�ania�y si� twarze przyjaci� i
kobiet, kt�re zna�em, a tak�e twarze zapami�tane przelotnie, tych ostatnich nie umia�em przypisa�
do konkretnego miejsca i czasu. Wszyscy wywo�ani z pami�ci kr�cili g�owami albo odwracali
si� wzruszaj�c ramionami. Ryby le��ce na brzegu trzepota�y konwulsyjnie. Zacz��em spycha�
je nog� do wody, ale one wyskakiwa�y na brzeg i bezz�bnymi pyszczkami czepia�y si� nogawek
moich spodni. G�adzi�em je po �liskich grzbietach, wypowiada�em jakie� s�owa pocieszenia.
Pr�bowa�em uciec, ale pe�z�y za mn� z piskiem. Dopiero gdy wszed�em do wody, uspokoi�y
si�, wszystkie zwr�ci�y pyszczki w moj� stron� i zacz�y wpe�za� do rzeki.
Obudzi�em si� nagle, czuj�c nieokre�lony niepok�j. Kto� patrzy� na mnie w ciemno�ci. Senno��
ust�pi�a bez �ladu. Zapali�em �wiat�o. Nie ba�em si�. Nie zwr�ci�em nawet twarzy w stron�,
gdzie mog�em si� spodziewa� tej irytuj�cej obecno�ci. To bez sensu. Nie mia�em najmniejszej
sk�onno�ci do metafizyki i nawet w drobiazgach unika�em nieracjonalnych odruch�w. Czu�em
jednak, �e nie zasn�. Si�gn��em po papierosy �ami�c bezwzgl�dnie dot�d przestrzegane zasady.
Zapa�ka trzasn�a rachitycznym p�omieniem i wtedy k�tem oka dojrza�em zielonkawy refleks
czyich� oczu. Zdawa�em sobie oczywi�cie spraw�, �e ulegam halucynacji, ale mimo to �cierp�a
mi sk�ra. Wra�enie by�o mocne. Zapali�em ostre �wiat�o, licz�c na to, �e rozs�dek rozproszy
7
przywidzenia. Metr po metrze przejrza�em ca�y pok�j; drzwi i okna by�y dok�adnie zamkni�te,
pod�oga nie naruszona. Sko�czy�em dok�adne ogl�dziny, gdy nasta� brzask. Zjad�em lekkie �niadanie
i wcze�niej, ni� mia�em to w zwyczaju, poszed�em po zakupy. �wiadomo�� nie najlepszej
kondycji psychicznej sprawi�a, �e po raz pierwszy od roku pomy�la�em, czy nie zrobi�aby mi
dobrze rozmowa z kimkolwiek. Zagadn��em po drodze jak�� kobiet� � wydawa�o mi si�, �e znam
j� z widzenia. Patrzy�a na mnie nieufnie i mimo moich usilnych pr�b nawi�zania rozmowy odesz�a.
Odwyk�em widocznie od obcowania z lud�mi, konwersacyjn� terapi� poprowadzi�em zbyt
niezr�cznie i �apczywie, po zdawkowej wymianie grzeczno�ci odsuwano si� ode mnie. Nic dziwnego
� przyzwyczajeni do mojej dyskretnej, nie narzucaj�cej si� obecno�ci, nag�� zmian� w
moim zachowaniu potraktowali z pewn� rezerw�. Przyzwyczai�em ich do mojego obrazu stworzonego
na podobie�stwo marze� o pe�nej niezale�no�ci.
Po po�udniu poszed�em jednak do restauracji przy dworcu. Nosi ona oczywi�cie nazw�
,,Dworcowa�. Nie mia�em ochoty na alkohol, chcia�em znale�� si� przez chwil� w�r�d ludzi, sta�
si� na moment jednym z anonimowych klient�w zak�adu czwartej kategorii, ws�ucha� si� w szum
nic nie znacz�cych rozm�w i czu� to mizerne i smrodliwe ciepe�ko pijackiej od�wi�tno�ci. Zobaczy�
tych ludzi na luzie, na moment poddaj�cych si� iluzji, �e to, co m�wi� i s�ysz�, jest wa�ne,
podejrze� karykatury ich skrywanych ambicji, ich groteskowy kurzy wzlot, nim kolejny kac pogr��y
ich w letargu.
Wchodz�c s�ysza�em brz�czenie wielu g�os�w, co jaki� czas ponad g�owami siedz�cych
wzlatywa� jaki� namolny be�kot. Kelnerka zjawi�a si� niemal natychmiast � zam�wi�em setk� i
�ledzia. Gwar przycich�, coraz wi�cej oczu zwraca�o si� w moj� stron�. Wkr�tce sta�o si� to bardziej
niezno�ne od moich nocnych majak�w. Zap�aci�em wi�c i wyszed�em nie dopijaj�c w�dki.
By�em intruzem. Zbyt dobrze znali m�j tryb �ycia, �eby pojawienie si� w knajpie uzna� za fakt
zwyk�y. Pr�bowa�em zbagatelizowa� lekkie rozgoryczenie, wmawia�em sobie, �e poprzednio
tak�e nie czu�em si� dobrze w knajpach kategorii czwartej. Przysz�o mi to jednak nie bez trudno�ci.
Rozlu�nienie psychicznej dyscypliny przeobrazi�o si� wi�c w lekk� depresj�.
Do pisania siad�em tym razem niech�tnie. Zacz��em sobie nawet wyobra�a�, �e zmieni� tryb
�ycia, przenios� si� w jakie� inne miejsce i zaczn� wszystko od pocz�tku, inaczej. Otrz�sn��em
si� z tego z za�enowaniem. Sam przecie� postanowi�em ukszta�towa� sw�j los. �wiadomy wyb�r
� to wystarczy, �eby by� cz�owiekiem.
Robi� to, co umiem, i staram si� to robi� jak najlepiej. Nikomu nie chc� niczego zawdzi�cza�.
Nie chc� rezygnowa� z siebie dla innych i od nikogo nie wymagam takiego kompromisu. M�j
dekalog i m�j modus vivendi. Jedynie to r�ni mnie od innych, w tym tylko jestem niepowtarzalny
jako jednostka, a ca�a reszta jest pozorem, ornamentacj� osobowo�ci, szlaczkiem. z ta�mowej
produkcji ludzko�ci.
Jestem pustelnikiem, zgoda. Ale to ja sam jestem stw�rc� mojego przyziemnego boga. Je�li
dla jednych mo�e by� bogiem porz�dek rzeczy, to dla mnie mo�e nim by� porz�dek mojego w�asnego
�wiata. Moja idea jest przyziemna, ale ma swoj� ludzk� miar� wyrzecze�, kt�ra przes�dza
o jej warto�ci.
Powzi��em wi�c mocne postanowienie, �e podporz�dkuj� si� terapii przez prac�. Siadaj�c za
biurkiem odczuwa�em jednak lekki niepok�j. Nie wiem, ile czasu up�yn�o, nim skupi�em uwag�
na przek�adzie, a kiedy wyda�o mi si�, �e wzi��em pierwsz� przeszkod�, znowu zacz��em poddawa�
si� tej przekl�tej obsesji. Nie traci�em kontroli nad sob�, ca�kowicie panowa�em nad gestami.
Wyprostowa�em si� ostro�nie. �adnych zak��ce� percepcji. Zmys�y dzia�a�y na poz�r
sprawnie. Ostro widzia�em roz�o�one na biurku przedmioty. S�uch �owi� wyra�nie szelesty za
oknem. Chcia�em mo�liwie d�ugo zachowa� ten stan psychiczny, obejrze� siebie siedz�cego nie-
8
ruchomo, n�kanego natr�tn� mani� prze�ladowcz�. Ja siedz�cy czu�em na sobie ci�ar czyjego�
wzroku w pokoju, w kt�rym poza mn� nikogo nie by�o. Ja wnikaj�cy w siebie pyta�em o przyczyny
i odpowiada�em szczerze, �e nie czuj� l�ku, �e moje zmys�y s� sprawne, t�tno w normie,
moje oczy widz� za oknem ciemny kontur ga��zi i niebo z chmurami, kt�rych kraw�dzie rozja�nia
odbite �wiat�o ksi�yca, ramy okna s� bia�e, pokryte siatk� drobnych p�kni��, szyby nosz�
�lady zaciek�w po ostatnim deszczu, w szybie odbija si� moja nieruchoma twarz i... Odwr�ci�em
si� powoli. W odleg�o�ci paru metr�w dojrza�em dwa opalizuj�ce punkty mniej wi�cej p� metra
ponad oparciem fotela, kt�rego ciemna bry�a rysowa�a si� obok. Nie szuka�em tymczasem �adnych
racjonalnych wyja�nie�. Zachowuj�c spok�j zacz��em ostro�nie eksperymentowa�. Si�gn��em
za siebie r�k� i powoli unosz�c aba�ur skierowa�em �wiat�o lampy w tamt� stron�.
Punkty przyblad�y nieco, lecz nie zgas�y. Gdy odwr�ci�em �wiat�o, widzia�em je r�wnie wyra�nie
jak poprzednio � dwa zielonkawo opalizuj�ce punkty. My�la�em �punkty�, a nie �oczy�, jakbym
mimowolnie budowa� hipotez�, staraj�c si� wystrzega� pochopnych wniosk�w. Nie bez pewnej
pedanterii odnotowa�em ich rozstawienie � mog�o wynosi� oko�o trzech centymetr�w, odleg�o��
od pod�ogi mniej wi�cej p�tora metra. Odrzuci�em wszelkie prymitywne analogie, kt�re podsuwa�a
mi natr�tnie wyobra�nia. Bada�em to, jak bada si� zapewne rodzaj fizycznego fenomenu,
przyjmuj�c na wst�pie materialno�� zjawiska, bo je�li to przejaw choroby psychicznej, i tak by�em
skazany na przegran�. Nie mia�em z�udze�, �e niesprawny mechanizm mo�na naprawi� nie
nadaj�cymi si� do u�ytku narz�dziami. Musia�em wi�c korzysta� z szansy, jak� stanowi�a ta w�t�a
alternatywa.
Unios�em si� z fotela i zacz��em zbli�a� si� powoli. Gdy by�em w odleg�o�ci oko�o dw�ch
metr�w, �punkty� znikn�y na moment i pojawi�y si� ponownie nieco dalej. Wr�ci�em na poprzednie
miejsce i one tak�e przesun�y si� z powrotem. Z tego dystansu mog�em je obserwowa�
dok�adnie. Przypomina�y ludzkie oczy w tym kszta�cie, jaki nadaj� im powieki. Po�yskliwa rog�wka
i rozszerzona w p�mroku, lekko fosforyzuj�ca �renica.
Niegdy� jako ma�e dziecko wiele uwagi po�wi�ca�em manekinom. Najpierw s�dzi�em, �e s�
�ywymi lud�mi, wynaj�tymi do stania na wystawach, ale szybko zauwa�y�em, �e nie umiej� patrze�.
Ich wzrok by� nieobecny, zawieszony ponad g�owami prawdziwych ludzi, omija� przedmioty
i nigdzie si� nie zatrzymywa�. Inaczej by�o z twarzami na portretach i fotografiach. One
patrzy�y i nie mo�na si� by�o przed nimi schowa�.
Oczy nie by�y nieruchomymi oczami manekin�w i nie by�y te� wszystkowidz�cymi oczami z
portret�w. One patrzy�y. Od owego dnia nie podgl�da�y mnie ju� ukradkiem. Czeka�y na mnie,
wyraz zmienia� si�, zdawa�o mi si�, �e umiem rozpoznawa� ich nastr�j. Po tygodniu przyzwyczai�em
si� do tej niemej obecno�ci. Oswojone pozwoli�y podchodzi� do siebie na niewielk� odleg�o��,
musia�em wtedy koncentrowa� spojrzenie na jednym z nich, a kiedy u�miecha�em si� do
nich, zw�a�y si� nieco. Znika�y tylko wtedy, gdy wyci�ga�em r�k�. Sp�oszone patrzy�y na mnie
z niemym wyrzutem. Przesta�y mi przeszkadza�, bywa�o cz�sto, �e poch�oni�ty prac� zapomina�em
o nich.
W nocy budzi�y mnie lekkie dotkni�cia. Ignorowa�em je pocz�tkowo s�dz�c, �e s� kolejn� faz�
imaginacji. Obsesja wyda�a mi si� niegro�na. Nie zak��ca�a jeszcze ustalonego rytmu, stanowi�a
nawet pewne urozmaicenie w moim monotonnym �yciu. Pewnej nocy poczu�em przez sen
delikatne mu�ni�cie. Zerwa�em si� na r�wne nogi i wyda�o mi si�, �e widz� w mroku umykaj�cy
bezszelestnie kszta�t. Rozs�dek podpowiada� mi, �e powinienem zg�osi� si� do psychiatry, ale
ciekawo�� dalszego ci�gu gry, kt�r� podj��em, powstrzyma�a mnie. Lekarz � to by�oby naruszenie
autonomii �wiata, kt�ry stworzy�em. Z dwojga z�ego wola�em ju� paranoj� w domowym zaciszu.
Nie odczuwa�em zreszt� przykro�ci ani zagro�enia, tylko emocj�.
9
Przed dwoma tygodniami (zaj��em si� w�a�nie przek�adem powie�ci Nathaniela Blackwooda)
odwr�ci�em si� si�gaj�c po s�ownik i dostrzeg�em r�k� cofaj�c� si� z oparcia fotela. Wydawa�o
mi si�, �e k�tem oka dostrzegam jaki� ruch za moimi plecami, raz mign�� mi nawet owal kobiecej
twarzy. W nocy s�ysza�em czyj� lekki oddech, delikatne skrzypienie pod�ogi, wielokrotnie widzia�em
cie� przesuwaj�cy si� po pokoju.
To ukrywanie si� przede mn� by�o jednak irytuj�ce. Sk�onny by�em zgodzi� si� na oczywiste
nieprawdopodobie�stwo, na ob��d, ale nie na dziecinne podchody wyobra�ni. Jakby zdaj�c sobie
spraw� z moich nie wyjawionych pretensji, to co�, znane mi dot�d we fragmentach, ukaza�o si� w
ko�cu w ca�ej okaza�o�ci. Owego wieczoru wypi�em troch� koniaku. By�o deszczowo i ni�owo �
przy moim ci�nieniu kieliszek koniaku dzia�a korzystnie. Wyszed�em po co� z pokoju, a po powrocie
kieruj�c si� jakim� wewn�trznym impulsem spojrza�em w stron� fotela. Ujrza�em dziewczyn�
stoj�c� nieruchomo z r�kami z�o�onymi na oparciu. Gdy pr�bowa�em si� zbli�y�, kszta�ty
si� zaciera�y, ale gdy wraca�em na poprzednie miejsce, wydawa�y si� intensywnie realne. Oczy
rozpozna�em od razu. Sta�a naga, jej twarz by�a nieruchoma. Patrzy�a nie na mnie, lecz gdzie�
obok, jakby w zamy�leniu nie zdawa�a sobie sprawy z mojej obecno�ci. Nie zareagowa�a tak�e,
gdy si� poruszy�em, si�gaj�c po butelk�. Wypi�em spory �yk. Zrobi�a dwa sztywne kroki w g��b
pokoju, wyci�gn�a przed siebie r�k� szukaj�c czego� w powietrzu. Mog�em si� jej teraz przyjrze�
dok�adnie � gdyby by�a �yw� kobiet�, mog�aby mie� oko�o dwudziestu lat. Kr�tkie ciemne
w�osy, sk�ra nosi�a �lady niedawnej opalenizny. Jej r�ce by�y w ci�g�ym ruchu, pochyla�a si�,
jakby co� podnosi�a � szybko zda�em sobie spraw� ze znaczenia tej pantomimy, takie gesty wykonuje
cz�owiek, kt�ry si� ubiera. Powoli zak�ada�a wyimaginowan� sukienk�, zapina�a nie ko�cz�cy
si� rz�d guzik�w, w nie istniej�cym lustrze poprawia�a w�osy. Mia�em ju� za sob� po�ow�
butelki i bawi�a mnie bezmiernie pi�trz�ca si� fantasmagoria oraz to, �e z podgl�danego przeobrazi�em
si� nagle w podgl�dacza. Pr�bowa�em nawet nam�wi� j� na kieliszek koniaku, ale nie
zwr�ci�a na mnie uwagi. Patrzy�em, jak przykl�ka przyciskaj�c kolanem jaki� nie istniej�cy
przedmiot, wreszcie zmierza do drzwi. Narzuci�em p�aszcz, wys�czy�em resztki z butelki i poszed�em
za ni�. Otwieraj�c drzwi us�ysza�em odg�os gwa�townej ulewy.
Obudzi� mnie plusk wody w �azience � czu�em, jak pod czaszk� �opocze wielki wodospad, ale
na moje wyschni�te wargi nie spada nawet kropla. Oddychaj�c nieco konwulsyjnie, powlok�em
si� w stron� �azienki � drzwi by�y jednak zamkni�te. Zrezygnowany zwali�em si� na rozbabrane
��ko. Stan�y mi przed oczami wydarzenia ubieg�ej nocy, ale bez ci�g�o�ci, jak� w pami�ci pozostawia
realne nast�pstwo fakt�w, lecz we fragmentach, obrazach bez t�a. Nie zdziwi�em si�
s�ysz�c plaskanie go�ych st�p po pod�odze, nie zwr�ci�em nawet twarzy w stron�, sk�d dochodzi�y
te odg�osy. Czu�em, �e m�j stan kompletnej ruiny o�mieli koszmar � chwasty zawsze pieni�
si� bujnie na gruzach. Nas�uchiwa�em oboj�tnie krz�taniny za moimi plecami maj�c nik�� �wiadomo��,
�e jestem padlin�, do kt�rej dobieraj� si� monstra wyobra�ni. Przyjmowa�em ten fakt z
pokor�, bo na nic innego nie by�o mnie sta�. Le�enie w bezruchu. Bierny op�r, dok�d si� da. A
potem... Niewa�ne. Chcia�em tylko spokoju. Dociera�y do mnie jakie� s�owa nie powi�zane sensem.
Gdy odwr�ci�em si� wreszcie, zobaczy�em, �e stoi nade mn�, a jej usta poruszaj� si� � mia�a
na sobie m�j szlafrok. ,,Przesada� � pomy�la�em.
� M�wi... � wymamrota�em do siebie z trudno�ci�. � Ciekawe � doda�em oboj�tnie po chwili.
Patrzy�a na mnie z wyrazem rozbawienia.
� Cz�sto ci si� to zdarza? � zapyta�a. Milcza�em, bo nawi�zywanie rozmowy z fantomem wyda�o
mi si� niestosowne. Sta�a chwil� patrz�c na mnie w milczeniu.
� Chcesz, to sobie p�jd�? Co� si� we mnie za�mia�o potrz�saj�c zbola�ym cia�em. Spojrza�a
teraz z zainteresowaniem.
10
� Ty nie jeste� chyba zupe�nie normalny?
Trz�s� mn� wielki, tektoniczny �miech.
� Gdybym by� normalny... � nie doko�czy�em. Kac po��czony z bezsensem sytuacji wprawi�
mnie w wyj�tkowo niezno�ny nastr�j. Fantasmagoryczna konwersacja przekracza�a tymczasem
moje si�y. Koszmar utrwali� si�, rozpanoszy�, nabra� bezczelnej wprawy w podtrzymywaniu pozor�w.
Powlok�em swoje cia�o do �azienki. Strumienie lodowatej wody pobudzi�y jakie� mechanizmy
�yciowe. Chwilowo odzyska�em w�adz� nad cia�em. Krew przepycha�a si� rytmicznie odpowiednimi
kana�ami. Mog�em oddycha�. �Odda szlafrok?� Odda�a. By�o to by� mo�e zastanawiaj�ce,
ale z pewnego punktu widzenia korzystne. Wracaj�c do pokoju zauwa�y�em, �e zapina
sukienk�.
� Widz�, �e moja wyobra�nia wyprodukowa�a ju� odpowiednie kostiumy � powiedzia�em to z
lekk� ironi�.
� My�la�am, �e to ci si� zdarza tylko po pijanemu.
� Co?
� Te historie, kt�re mi wczoraj opowiada�e�.
� My�la�em, �e nie s�uchasz � ostro�nie wyrazi�em przypuszczenie.
� Nie mia�am wyboru.
� W to nie w�tpi� � zabrzmia�o to nieco ponuro.
� Wi�c jednak co� pami�tasz?
� Wiem swoje.
� Wygl�da�e�, jakby nic do ciebie nie dociera�o, ob��d w oczach, chwiejny krok, pocz�tkowo
nie my�la�am jednak, �e jeste� pijany, dopiero kiedy przygl�da�e� mi si� z bliska, poczu�am alkohol.
Robi�e� wra�enie faceta z za�wiat�w. Tamci dwaj od razu uciekli.
� To by�o ich dw�ch? M�czy�ni?
� Tak, i to najzupe�niej m�scy. Zjawi�e� si� w sam� por�, chocia� w pierwszej chwili nie by�am
pewna, co gorsze, sta�am jak sparali�owana, kiedy podchodzi�e� do mnie, a potem te nieprawdopodobne
teksty, a do najbli�szej wsi par� kilometr�w.
� Tamci dwaj ci� nie wzi�li?
� Wzi�li pieni�dze za kurs do Torunia, sp�ni�am si� na poci�g, potem kazali wysiada�, znasz
to, cnotka albo piechotka, wtedy zobaczy�am ciebie i zacz�am krzycze�. Nie pami�tasz? Pewnie
nie pami�tasz, bo m�wi�e� takie teksty, �e nie wiedzia�am, czy �mia� si�, czy ucieka�. Gdyby�
nie by� pijany, to my�la�abym, �e zwariowa�e�.
� Pami�tasz, co m�wi�em?
� Zupe�ny surrealizm, robi�e� takie wra�enie, jakby to, �e mnie spotykasz p�n� noc�, w
ulewny deszcz, na pustkowiu, by�o dla ciebie zupe�nie oczywiste, powiedzia�e� co� takiego:
twoje oczy mam w domu od miesi�ca. By�am sparali�owana strachem i sz�am za tob� jak automat,
kiedy pr�bowa�am co� powiedzie�, przerywa�e� mi s�owami: �nie majacz, majaku� i macha�e�
r�kami, m�wi�e� te�, �e... nie istniej�, ale skoro ju� si� zjawi�am, to �ebym si� zachowywa�a
po ludzku. Dzisiaj to brzmi �miesznie, ale wczoraj cierp�a mi sk�ra i uciek�abym pewnie,
gdybym mia�a dok�d.
� Dobrze spa�a�?
� Pierwszy raz spa�am w fotelu... Powiedzia�e�, �e do tej pory jako� sobie tam radzi�am.
�ledzi�em zielonkawe refleksy w jej oczach, kt�re zna�em tak dobrze. By�y teraz troch� rozbawione
i troch� niepewne.
� ...i �ebym nie �azi�a i nie �wieci�a oczami, bo sko�czysz ze mn�. Hej, �le si� czujesz?
� Nie. W porz�dku. Co jeszcze...
� Nic, zasn��e� jak kamie�. Dopiero nad ranem odwa�y�am si� zej�� z fotela.
11
Jej wersja, wprawdzie ma�o prawdopodobna, by�a jednak lepiej umotywowana. W korytarzu
znalaz�em sw�j p�aszcz ze �ladami wilgoci, buty pokryte by�y warstw� zaschni�tego b�ota.
Patrzy�em jej w oczy. Zna�em dobrze ten kontur, zielonkawy po�ysk t�cz�wki.
W pokoju sta�a niedu�a walizka, kt�rej przedtem nie zauwa�y�em.
Siedzia�a przy biurku zwr�cona twarz� w stron� pokoju.
� Mieszkasz tu stale? � rozgl�da�a si� po rega�ach.
� Tymczasem.
� Co robisz?
� �yj� z przek�ad�w.
� Jeste� sam?
� Tak.
� S�uchaj... � podesz�a do mnie tak blisko, �e czu�em na sk�rze ciep�o oddechu � Ty... ty zna�e�
kogo� podobnego do mnie...?
Nada�em twarzy wyraz odpowiedni do tego melodramatycznego dialogu. Wysz�o to chyba
do�� udatnie, bo spyta�a p�g�osem:
� Ona nie �yje?...
� �yje w mojej wyobra�ni � wychrypia�em cynicznie. Musia�em jednak przeholowa�.
� Nie wyg�upiaj si� � powiedzia�a. � Wiem na pewno, �e co� by�o.
Jej cia�o wytwarza�o ciep�o, w�osy ros�y najzupe�niej normalnie. Wydycha�a nosem powietrze.
Pod lewym okiem niewielka, dwumilimetrowa blizna. Sk�ra ugina si� pod dotkni�ciem, pod palcami
mo�na wyczu� ciep�e t�tnienie. Ko�ci stawiaj� realny op�r.
� Chcesz, to ju� p�jd�?
� P�jdziesz, kiedy zechcesz.
� Chcesz, �ebym jeszcze zosta�a?
� Je�li zechcesz, to zostaniesz.
Odpowiada�em machinalnie. Opar�a g�ow� o moje rami�, a ja bada�em dyskretnie prawdopodobie�stwo
tej konstrukcji fizycznej. Drobne u�omno�ci �wiadczy�y na jej korzy��. Coraz g��biej
poddawa�em si� iluzji. Mia�a paznokcie, w�osy, sk�r�. Nie ulega�a �adnym metamorfozom, jej
realno�� utrzymywa�a si� wci�� na poziomie normalnym.
Jest od tygodnia. Ma dziesi�tki drobnych i niepodwa�alnych dowod�w na w�asne istnienie.
Gromadz� je skrz�tnie. Nie mog� natrafi� na �aden �lad, kt�rym dalej mog�aby p�j�� moja podejrzliwo��.
Czuje b�l, przyjemno��, reaguje na przykro�ci. Po raz pierwszy od kilkunastu miesi�cy
�pi� z kobiet�.
Zacz��em wierzy�, �e wszystkie moje obsesje narodzi�y si� w ci�gu jednej nocy, �e nie znanym
mi sposobem sen na�o�y� si� na przesz�o��, a moja pami�� dosta�a si� w pu�apk� i bezsilnie
roi fantazje, �eby znale�� z niej jakie� wyj�cie.
Zwyczajny �yciorys dziewczyny urodzonej w drugiej po�owie naszego wieku. Studentka
WSR, drugi rok weterynarii. Ojciec, Stefan, nie �yje od roku. Matka, Janina, pracownica toru�skiej
�Elany�. Wakacje przerwa�a z powodu dokuczliwego zimna. Dow�d osobisty. Sta�e miejsce
zamieszkania. Pierwszy stosunek w wieku lat osiemnastu, w domku kempingowym nad Neckiem,
ze starszym o dwa lata studentem biologii. Egzamin z chemii w sesji poprawkowej. Zdj�cie
w dowodzie osobistym, w legitymacji studenckiej, w indeksie (brak dw�ch zalicze�). List adresowany
do niej zaczynaj�cy si� od s��w: �Droga Lu. Od tamtego razu nie my�l� o niczym innym...�
Ksi��ki, kt�re wzi�a ze sob� na wakacje: Roman Bratny �Lot ku ziemi�, Grzegorz Walczak
�Pami�tnik ma��e�ski�.
12
Czuwa�em nocami nas�uchuj�c jej oddechu, nie zaobserwowa�em jednak �adnych podejrzanych
zmian. Pisz�c czu�em jej obecno�� za plecami. Sprawdza�em cz�sto, czy jest tam rzeczywi�cie.
By�a.
Trzy dni temu wyjecha�a � ostatni termin egzaminu poprawkowego. Wr�ci�em do swoich codziennych
zaj��, ale zamiast t�umaczy�, ko�czy�em ten tekst. U�wiadomi�em sobie, �e jej obecno��
nie pozostawi�a najmniejszego �ladu, nie znalaz�em nawet w�osa na poduszce. Tylko czasami
wydaje mi si�, �e czuj� na sobie czyj� wzrok, ale to pewnie z�udzenie.
13
SP�ATEK
Obracali ten papier w r�kach, ogl�dali go pod �wiat�o, nicowali na wszystkie mo�liwe strony.
Wychodzi�o na jedno: �e jest to przydzia� mieszkania. Papier by� dobry i oznacza�, �e w bliskim
terminie mieli�my si� podzieli� na dwie osobno mieszkaj�ce rodziny. Mimo �e wszystko ju� by�o
wiadome, papier nadal kr��y� z r�k do r�k w atmosferze namaszczenia i powagi, bo z faktami
prze�omowymi nale�y si� oswaja� powoli, �eby nadmiarem rado�ci nie sp�oszy� szcz�cia. Ojciec
z g��bokim namys�em wpatrywa� si� w jaki� punkt na �cianie.
� Daliby�my wam pieni�dze... � zacz�� ostro�nie.
� Ale nie mamy � doko�czy�a za niego matka. � To, co by�o, to posz�o na �ycie.
Pokiwali�my z �on� g�owami ze zrozumieniem. Pami�ta�em z dzieci�stwa, �e �ycie jest potworem
poch�aniaj�cym wszystkie przyjemno�ci, kosztownym i nienasyconym. ��ycie� wymaga�o
ci�g�ych ofiar i wyrzecze�, rezygnacji z lod�w i s�odyczy, z p�j�cia do kina czy zaproszenia
dziewczyny do kawiarni. Nie dziwi�o mnie, �e rodzice nie mieli �adnych oszcz�dno�ci, chocia�
zarabiali teraz o wiele lepiej. ��ycie� szybko zwietrzy�o nowe mo�liwo�ci i domaga�o si� dalszych
kosztownych wyrzecze�.
� Mam taki pomys� � ojciec u�miechn�� si� przebiegle, patrz�c na matk�, a ta zmarszczy�a
czo�o podejrzewaj�c, �e co� mog�o sta� si� bez jej udzia�u. Wymienili�my z �on� szybkie spojrzenia.
� Pami�tasz, Zo�ka, ten d�ug u Sewerka?
Wida� by�o, �e ju� si� ta pami�� zaz�bi�a, bo matka pokiwa�a g�ow�, przytakn�a, ale w bok
jako�, bez entuzjazmu.
� Mia� odda� pi�� lat temu, jak wzi�� po Sta�ku gospodarstwo. By�oby jak raz na meble do
waszego mieszkania.
� Nie odda � twarz matki, grymas ust, wyra�a�a pow�tpiewanie.
� Nam by pewnie nie odda�, ale im mo�e odda�.
� Spr�bowa� nie zaszkodzi, ale musieliby�cie pojecha� tam jak najszybciej, p�ki jeszcze ma
pieni�dze.
� A nie mo�na by napisa�? � zapyta�a naiwnie moja �ona. Matka wzruszy�a na to ramionami.
� Napisa� do nich? Nie odpisz� nawet. Tam trzeba samemu pojecha� i przycisn��, inaczej to
mo�na do s�dnego dnia czeka�.
� A co to za pieni�dze? Po�yczyli�cie im kiedy�? � �ona nie zd��y�a jeszcze pozna� tej rodzinnej
historii.
Ojciec ju� otwiera� usta, ale matka powstrzyma�a go ruchem r�ki:
� Matka da�a mi ja��wk� jako wiano, jak wychodzi�am za m�� za ojca, ale krow� wzi�a Ma�ka,
bo mnie w mie�cie co po niej. Teraz tak: Ma�ka mia�a mnie sp�aci�, ale jak raz umar� Heniek,
brat znaczy, i te pieni�dze dosta�a najpierw jego �ona, a m�j d�ug przeszed� na Sta�ka, drugiego
brata. Po �mierci babki gospodark� wzi�� Sewer z �on�, bo Stasiek poszed� do fabryki...
� A tam, poszed� � �achn�� si� ojciec � braciszek go wyrzuci� z gospodarki � to co mia� robi�.
� Tak by�o � przyzna�a matka. � Nie do��, �e go wyrzuci� z domu, to jeszcze nie sp�aci� ani jego,
ani mnie.
� I nie sp�aci, jego w rodzinie Hitler nazywaj�.
� Im mo�e odda � wskaza�a g�ow� w nasz� stron�. � Wstyd mu b�dzie.
� Mo�e � bez przekonania przyzna� ojciec. � To jest rodzinka!
14
� Twoja te� niewiele lepsza � odci�a si� matka. � O, rok temu J�ziek wzi�� telewizor za dwa i
p�, pi��set ci zap�aci�, a reszty do tej pory nie ma.
� My�lisz, �e ja nie pami�tam? Teraz jest okazja. Jak raz si� przyda par� z�otych, �eby dzieciaki
na pusto nie jecha�y. Wpadniecie do Niedowoli, to sobie odbierzecie. Nie wiadomo, czy od
tych twoich grosz jaki� wyci�gn�, to przynajmniej tyle b�d� mieli.
Pogubi�em si� nieco w tym labiryncie rodzinnych powinno�ci i scedowa�.
� Czy te pieni�dze to sp�ata za gospodark�? � zapyta�em.
� Moja cz�� � wyja�ni�a matka.
� Wysz�y nowe przepisy. Zdaje si�, �e wuj nie ma obowi�zku sp�aca�.
� Nie ma obowi�zku? � zdziwi�a si� matka. � A kto stodo�� postawi�?
� Chyba nie wy? � tym razem zdziwi�a si� �ona.
� A kto? � obruszy� si� ojciec dzwoni�c �y�k� po �ciankach szklanki. � Stodo�� im postawi�em
i chlew naprawi�em.
� Babka zawsze m�wi�a � wtr�ci�a si� matka zbieraj�c ze sto�u rozsypany cukier � najpierw
Zo�k� sp�aci�, bo �eby nie jej m��, to wszystko by si� zawali�o.
� A jednak nie sp�acili?
� Przecie� m�wi�: wiana nie dosta�am, posagu �adnego, w jednej sukience z domu wysz�am,
bo Ma�ka bardziej potrzebowa�a. Ju� mia� nas Sewerek sp�aci�, to jak raz Heniek umar� i te pieni�dze
dali jego �onie na pogrzeb. Sama m�wi�am: ja poczekam, jej dajcie, bo jest w potrzebie.
Stan�o na tym, �e jedziemy oboje, bo rodzice wymy�lili, �e jak ich synowa przyjedzie, to rodzinie
nijak b�dzie przy obcej b�d� co b�d� osobie d�ugu nie zwr�ci�.
Le��c w ��ku dodawali�my sumy, kt�re istnia�y w sferze mo�liwo�ci r�wnie niepewnej jak
meteorologiczne prognozy. Po d�ugiej dyskusji ustalili�my, �e �ona wyliczy maksimum, a ja,
jako pesymista, minimum. Dodali�my to do siebie i podzielili�my na p�. Wysz�o nieca�e dwadzie�cia.
� Ma�o � orzek�a �ona. � Musimy wzi�� jeszcze jedn� po�yczk�.
� Jeszcze jedna? � podnios�em protest. � Czym j� sp�acimy?
� Jak to? Przecie� s� pensje...
� A na �ycie? Nic nie zostanie.
� Wystarczy to, co zarobisz. B�d� gotowa�a tanie obiadki i mleczne �niadania.
Pr�bowa�em czyta� do poduszki Kierkegaarda �Boja�� i dr�enie�, ale ju� inne mn� dr�enie
ow�adn�o� reisefieber. �ona chichota�a nad �Konopielk��, ta lektura mia�a j� wprowadzi� w
odpowiedni nastr�j przed wyjazdem b�d� co b�d� na wie�. Przewraca�em si� z boku na bok nie
mog�c zasn��. Sen dopad� mnie dopiero nad ranem. Prze�kn�wszy w po�piechu jakie� napr�dce
uszykowane kanapki pop�dzili�my na dworzec, wpadli�my tam na pi�� minut przed odjazdem
autobusu. Na przystanku k��bi� si� t�um. Najcia�niej by�o przy kraw�niku, skupili si� tam najmniej
cierpliwi. Stali przest�puj�c z nogi na nog�. Z bok�w cisn�li si� ludzie o nerwowych, niespokojnych
twarzach, pewnie bez bilet�w, na ostatni� chwil�, z nadziej�, �e mo�e co� si� znajdzie.
Ju� podje�d�a. Wi�c r�ce na baga�, r�ka za r�k�, �eby razem, �eby nie oddzielili r�k od
baga�u, r�k od r�k i od bilet�w. ,,Najpierw z biletami� � kierowca g�ruje nad t�umem spokojem
stoj�c ma stopniu jak na bramce. S� dwie mo�liwo�ci: pcha� si� albo si� nie pcha�. Mam w�asn�
taktyk�: wciskam si� w t�um i daj� si� popycha�, wynosi mnie powszechna fala t�umu. To, �e na
ko�cu mo�na bez t�oku, jest urojeniem naiwnych. Na ko�cu ci bez bilet�w blokuj� dost�p do
kierowcy, trzymaj� si� kurczowo, i racjonalizm w �adnej formie do nich nie trafia. Ta druga fala
t�oku jest znacznie bardziej oporna, wol� wi�c forsowa� pierwsz�. Nie wolno si� da� zdegradowa�
do grupy hien podr�nych. Torba tylko z pozoru przeszkadza przy wsiadaniu, mo�na j� wykorzysta�
jako maszyn� prost�, kotwic� lub balast. Po burcie �atwiej, nacisk jest tam jednostron-
15
ny, autobus si� nie pcha, bo i tak pojedzie. Wk�adam wi�c klin mi�dzy t�um a burt� i popycham.
Idzie opornie, bo co� si� zatka�o ju� w pierwszej fazie wchodzenia. Zaszpuntowali si� zabiletowani,
ci z miejsc�wkami, z gwarancjami. Trzy osoby sklinczowane w progu. Kto� b�dzie musia�
ust�pi� albo mo�e wbrew fizycznej niemo�liwo�ci przepchn� si� wszyscy troje. Kierowca z zainteresowaniem
obserwuje ich wysi�ki, on si� nie denerwuje, bo to nie jego broszka, jemu za
nerwy nie p�ac�, tylko za kilometry, czyli mo�e poczeka�. Ale ludzie nie mog�, bo si� spiesz�,
�eby usi���, wi�c popychaj�, ugniataj�, a� s�ycha�, jak organizm trzeszczy. No i posz�o. Noga za
nog� w miejsce po nodze. Przerzucamy g�r� jakie� dziecko, bo matka rozs�dnie wzi�a najpierw
baga�. Obok mnie jaki� facet pcha si� bez g�owy, destrukcyjnie, brzuchem, si�owo. Po chwili
widz�, jak za�lepiony wysi�kiem chybia i wpada za drzwi, b�dzie musia� od pocz�tku. A ja, cho�
to bez sensu, pcham si� te�. Technik� mam niez��, ju� nieraz w �yciu si� pcha�em. Jeste�my w
pierwszej dziesi�tce.
W �rodku rozsiadamy si�. Teraz ju� powoli, bez po�piechu. Stoimy z biletami i w skupieniu
szukamy swoich miejsc. A znale�� nie jest �atwo, g�ow� trzeba za oparcie wsadzi�, a jak numerek
oberwany, trzeba doliczy� do najbli�szego bior�c pod uwag� kierunek narastania i analogi� rozmieszczenia.
W ko�cu siedzimy, ale zauwa�am, �e moje miejsce jest przede mn�. Siedzi na nim
jaki� m�ody cz�owiek. Na szcz�cie okazuje si�, �e ja siedz� na jego miejscu, a �ona na swoim,
czyli w porz�dku. Pertraktuj� jeszcze w sprawie torby; pod jego miejscem mo�na j� zmie�ci�, a
pod moim nie, bo ko�o. P�ki co stawiamy torb� na nogach, stopy na ko�ach i czekamy.
� Niech wujo da bilet, zobaczymy, jakie miejsce.
Wujo trzyma w r�ku bukiet krepinowych kwiat�w przetykany drewnianymi ptaszkami na
drutach, odziany jest w tenisowe spodnie, pami�taj�ce czasy, gdy tenis by� jeszcze ekskluzywn�
zabaw� elity, i koronkow� koszul� w kolorze bordo, na g�owie ma czarny niewielki beret uformowany
dwoma bocznymi wkl�ni�ciami. Nogi stawia z godno�ci� na uwolnionych miejscach.
� Wujo siada � siada wi�c, r�ce opieraj� si� jak �by zm�czonych koni, g�owa opada na piersi.
Silnik ju� gra, tranzystory warcz�. Festiwal opolski kontra wiadomo�ci sportowe.
� Panowie, nie wszyscy chc� s�ucha�.
Wyciszaj� niech�tnie, przyciszone odbiorniki warcz� z�owrogo. Radio mu si� nie podoba. Zaczyna
si� podr�, rozsiadamy si� wygodnie, otwieramy okna, zamykamy okna, uchylamy i dociskamy.
Co� tam sobie my�l� dyskursywnie na temat podr�y, zostaje mi z tego tylko ko�c�wka:
ka�demu wieje lub grzeje w zale�no�ci od pozycji. Przerywam my�lenie, bo w�a�nie mi powia�o.
Nagle wybucha co� na kszta�t paniki. Tylne drzwi si� zaci�y, trzeba przechodzi� �rodkiem
przez ca�y autobus � im dalej, tym mniej ludzi wie o popsutych drzwiach. Nale�y wyja�nia�, wys�uchiwa�
rad w kwestii otwierania zacinaj�cych si� drzwi, przekonywa� o niemo�no�ci i dopiero
wtedy ewentualnie przeskakiwa� siedzenia. Na nast�pnym przystanku tylne drzwi otworzyli bez
trudu wsiadaj�cy, zaci�y si� natomiast przednie. Ci, co stoj� w �rodku, przestaj� cokolwiek rozumie�.
� To przodem nie mo�na? � pytaj� z pretensj� przepychaj�cych si� do ty�u.
� Z przodu popsute.
� Przecie� z ty�u by�y popsute.
� By�y, ale teraz s� z przodu.
Ci z zamiarem wysiadania na nast�pnym przechodz� ponownie depcz�c �rodkowym siedzenia
i spok�j. �rodkowi w�a�� na bocznych, �eby przedni mogli przej�� do ty�u, ale ty�em nalaz�o ju�
�wie�ych tylnych i ci te� maj� swoje pretensje.
� To nie mo�na by�o wysi��� przodem?
� Z przodu popsute � odpowiadaj� cierpliwie, bo musz� jako� wysi���.
� Z ty�u by�y popsute � m�wi kto� z tylnych siedz�cych.
16
� Trzeba si� by�o wcze�niej decydowa� � m�wi� tylni ze �wie�ego zaci�gu, bo jeszcze nie
orientuj� si� w sytuacji.
� Wcze�niej si� tylne nie otwiera�y.
� Jak to nie otwiera�y, kochany, kiedy przed chwil� wsiad�em.
� A ja chc� wysi���.
� By� pan z przodu, trzeba by�o si� nie rusza�.
� Przecie� m�wi�, �e z przodu popsute.
Na nast�pnym przystanku sytuacja si� skomplikowa�a jeszcze bardziej, bo przednie drzwi
nadal nie funkcjonowa�y, pojawili si� natomiast nowi tylni w takiej ilo�ci, �e drzwi nie dawa�y
si� zamkn��.
� Pa�stwo przejdzie, z przodu jest lu�no � usi�owali wpu�ci� w maliny stoj�cych tylni siedz�cy,
bo im by�o niewygodnie, ale czo��wka tylnych pomna by�a poprzednich do�wiadcze� i obstawa�a
przy swoim.
� Nam tu dobrze � odpowiadali wykr�tnie.
� Ale my chcemy wej�� � siedz�cy znale�li sojusznik�w w nie u�wiadomionych jeszcze tylnych
z ostatniego przystanku.
� Trzeba by�o wsiada� przodem � awangarda tylnych opanowa�a ju� zasad� dialogu.
� Z przodu popsute.
� Tak, tak, z przodu popsute, z ty�u popsute, tylko ludzi w�azi coraz wi�cej � odci�li si� stoj�cy.
Autobus przyspieszy� gwa�townie i stoj�cy zwalili si� na siedz�cych, co zak��ci�o dotychczasowy
�ad i wyra�ny podzia� na tych, co siedz�, i tych, co stoj�. Siedz�cy zacz�li insynuowa�, �e
stoj�cy jad� na gap�.
� Siedzisz pan, to sied� pan cicho, na swoich nogach stoimy � odpowiedzia� na podejrzenia
kto� z wierzchu.
� Ale siedzicie na moich.
� Siedzimy, bo nie mo�emy usta�.
Od po�owy drogi zrobi�o si� lu�no. P�dzili�my w ciszy do celu podr�y, w �abi� perspektyw�
wyci�t� we mgle przez �wiat�a reflektor�w.
Od przystanku do cha�upy krewnych by�o ze trzy kilometry. Zabra�oby nam to dodatkowe p�
godziny, a przecie� tego samego dnia mieli�my wraca�. Zacz��em pertraktowa� z kierowc�. Parskn��
tylko pogardliwie na moj� propozycj�.
� Panie, jakby ka�dy chcia� zatrzyma�, gdzie mu wygodnie, to ja bym dzie� i noc t� tras� robi�.
Pr�bowa�em go przekona�, �e tylko my wysiadamy, a ma�o prawdopodobne, �eby kto� chcia�
si� zabra� z przystanku, bo to po�pieszny.
� Pan wie swoje, a ja mam przepisy � odpowiedzia� twardo. Zdecydowa�em si� przem�wi� do
�apy. Pogrzeba�em w kieszeni. Nawet mi�sie� nie drgn�� mu w twarzy, ale uszy jakby si� nieco
poruszy�y. Przyj�� monet� zr�cznym nachwytem.
� Powiesz pan, gdzie � rzuci� k�tem warg w moj� stron�. Wysiedli�my wi�c komfortowo o
dwa kroki od krytej strzech� cha�upy, kt�rej okna niewiele ju� wystawa�y ponad ziemi�. Min�li�my
drewnian� furtk� i zatrzymali�my si� pod drzwiami. Zapuka�em i nie czekaj�c na odpowied�
nacisn��em skobel. Kuchnia, kt�r� pami�ta�em jasn� i czyst� za �ycia babki, wyda�a mi si� teraz
ciemna i ponura. Po�rodku siedzia� wuj Sewer z no�em w r�ku. Jab�ko wysun�o mu si� spomi�dzy
palc�w. Patrzy� na nas nieprzyja�nie, ale wida� by�o, �e nie pozna�. A potem jaki� b�ysk
przypomnienia i zobaczy�em, jak opada mu szcz�ka. U�miechn�� si� krzywo i z trudem wycisn��
z siebie jakie� stosowne pozdrowienie. Nie zaprasza� ani nie wyprasza�. Wyczekiwa� w obronnej
pozie. Skrzypn�y drzwi i stan�a w nich ciotka z ba�k� mleka w r�ku. Szybkim spojrzeniem
17
oceni�a sytuacj� i podj�a decyzj�. Przypad�a do nas ha�asuj�c go�cinnie. Wuj wycofa� si� w cie�,
pod szczoteczk� w�s�w, kt�rym po cz�ci zawdzi�cza� paskudne przezwisko, tli� mu si� krzywy,
nieprzychylny u�miech. Na stole stan�a oran�ad�wka porzeczkowego wina domowej roboty.
Zapad�a chwila k�opotliwej ciszy.
� Ojciec zdrowy? � rzuci� wuj w moj� stron�.
� Chory.
� Ja te� chory.
� Na zmian� chorujemy. Co jedno wyzdrowieje, to drugie zapada � dorzuci�a do puli nieszcz��
ciotka.
� A matka zdrowa?
� Czeka na operacj�.
� A ja na sanatorium � przebi�a b�yskawicznie ciotka.
� A wy zdrowi? � wuj zdryfowa� ostro�nie w stron� celu naszej wizyty.
� Mieszkanie dostali�my � zmieni�em temat, �eby nie traci� czasu na dalsz� licytacj�. Tamci
wymienili szybkie porozumiewawcze spojrzenia.
� A u nas, o, cha�upa si� wali.
� Kary p�acimy, bo strzecha � dorzuci� wuj.
Zauwa�y�em, �e mojej �onie rzednie mina. Siedzia�a cichutko na skraju krzes�a i nawet si� nie
u�miecha�a.
� No w�a�nie, skoro mowa o p�aceniu... � postanowi�em by� bezwzgl�dny.
� Mo�e jeszcze wina? Przynios� � ciotka pop�dzi�a do spi�arni nie czekaj�c na odpowied�.
Wiedzia�a, �e bez niej nie zaczn�. Wuj u�miecha� si� krzywo w milczeniu. Ciotka wr�ci�a po
chwili i hojnie chlapn�a do kubk�w.
� Mam tu list od ojca do was.
Trzymali razem kartk� papieru i czytali poruszaj�c przy tym bezg�o�nie wargami.
� A to mieszkanie, to ju� w�asne? � zapyta�a nieufnie, kiedy sko�czy�a.
� Mam nawet przydzia� przy sobie.
Przeczytali wi�c i przydzia�.
� A po co wam meble? � wuj udawa� zdziwienie. � To nie mo�ecie starych zabra�?
� Nie mo�emy, bo nie mamy. Mieszkali�my w wynaj�tych mieszkaniach, przewa�nie umeblowanych
� �ona po raz pierwszy w��czy�a si� do rozmowy. Popatrzyli na ni� z zainteresowaniem,
troch� skonsternowani. Naraz wuj zerwa� si� na r�wne nogi, pochyli� do przodu i szeroko
rozstawiwszy stopy m��ci� r�k� w powietrzu pokrzykuj�c:
� Dawa�em! Mam �wiadk�w, �e dawa�em! I co? Nie wzi�li! Tamtej da�, m�wi�! A to przecie�
obca, nie nasza krew!
� Przecie� to na pogrzeb twojego brata!
� Gadanie, trumna by�a, zanim my pieni�dze przys�ali. Rozesz�o si� po obcych. A teraz co?
Nie mam!
� Nie mamy � ciotka bezradnie rozk�ada r�ce. � Kto by tam mia� tyle pieni�dzy.
� Dawa�em! Nie wzi�li.
� Jakby�my mieli, toby�my oddali.
� Nie musi by� ca�a suma... Mo�e przynajmniej cz��... � wbrew umowie, kt�r� zawarli�my
przed wizyt� tutaj, �ona wtr�ca si� do targ�w, czuj�, �e tracimy najwa�niejszy atut w tym rytuale
� up�r, obstawanie przy swoim. Teraz pozostaje tylko liczy� na �ywio� i �ut szcz�cia. Tamci
dwoje poczuli si� pewniej. Ciotka labidzi, przewraca szuflady na znak, �e puste. Wuj szuka jakich�
papier�w, maj�cych stanowi� dow�d jego ub�stwa. Nie by�o ju� na co liczy�. Zacz�li�my
si� �egna� �ycz�c sobie wzajem zdrowia. Ale na drog� wybieg�a za nami ciotka.
18
� Z nim to nie ma co gada� � m�wi. � Na stare lata zwariowa� zupe�nie, ca�� rodzin� zrazi� do
siebie, ale ja wam obiecuj�, jak tu stoj�, �e oddam. Wszystko oddam, jak tylko dostaniemy po�yczk�,
ca�e dziesi�� tysi�cy.
� Dwana�cie � poprawiam, ale udaje, �e nie s�yszy. Jeszcze podbiega za nami kawa�ek. � Jak
tylko dostan�! � krzyczy. � Najpierw po�ow� wy�l�! Cztery tysi�ce! � w miar� jak si� oddalamy,
suma zmniejsza si�, po roku dotrze do nas przekaz na dwa tysi�ce. Tymczasem skre�lamy dwana�cie
z rejestru spodziewanych wp�yw�w i jedziemy do stryjny po zaleg�� cz�� za telewizor,
�eby przynajmniej koszty wyjazdu pokry� i nie wraca� z pustymi r�kami.
Rozklekotany autobus sun�� po�r�d g�stej jak mleko mg�y. �ona pogodzi�a si� ju� z od�o�eniem
zakupu rega�u na lepsze czasy. Jeszcze mamy szans� na st� i krzes�o. Tymczasem mg�a na
drodze g�stnieje, �wiat�a reflektor�w grz�zn� w niej, to ju� nie jest widoczno��, a jazda po omacku.
Patrz� na kierowc�, ale ten spokojny, papierosa sobie pali, od czasu do czasu paproch wypluje.
Szybko�� nie spada poni�ej sze��dziesi�ciu. Sykn��em, bo poczu�em na r�ce ostre paznokcie
mojej ma��onki. W p�mroku dostrzeg�em na jej twarzy grymas strachu. Pomy�la�em, �e
m�g�bym odwr�ci� jej uwag� od drogi przygotowaniem do mocnych wra�e� we wsi rodzinnej
ojca.
Niedowola, ciekawa by� mo�e dla etnografa, mniej by�a interesuj�ca jako obiekt turystyczny,
ze wzgl�du na brak tradycji higienicznych, a stryjna Malinowska by�a bab� niespo�yt� w pracy
na polu, niewielkie natomiast znaczenie przywi�zywa�a do czysto�ci w cha�upie. �y�a sobie spokojnie
bez wody i myd�a, by� mo�e dlatego, �e uzna�a kiedy�, i� jest wyj�tkowo szpetn� kobiet�,
co podkre�la�a przy ka�dej okazji, nie bez racji zreszt�, a s�siedzi uprzejmie ten fakt potwierdzali,
bo nar�d tam mieszka szczery:
� Ty, Malinowska, rzeczywi�cie paskudna jeste� jak rzadko � mawiali.
� Ano, a� patrze� hadko � stwierdza�a z jak�� dziwn� satysfakcj� stryjna.
Spojrza�em na �on� i odezwa�em si� ni w pi��, ni w dziesi��:
� W jednej wsi to jako tako, a w innej to istne �redniowiecze.
� Co� ty, bywa�am na wsi. Natura zmienia ludzi, s� jakby inni, powolniejsi, pe�ni przyja�ni dla
�wiata.
� Co do tego zgoda, ale nie o to chodzi�o. Zdarza si�, �e jest brudno. Nie wsz�dzie, ale bywa i
wyj�tkowo.
� No, wiesz... Kury, kaczki, �winie nakarmi� i utrzyma� porz�dek to nie takie proste... Ale
mo�na, pami�tam tak� wie� � po raz chyba dziesi�ty opowiedzia�a histori� o jakim� farmerze
kurzym z Suwalszczyzny, kt�ry �y� tam sobie w pe�nym komforcie. Zrezygnowa�em wi�c z
przedmowy i zda�em si� ponownie na �ywio�.
Kierowca nie robi� tym razem trudno�ci, sam zatrzyma� si� p� kilometra za przystankiem. Z
trudem odszukali�my drog� w siwiej�cej ciemno�ci, rozrzucone domy kolonii nie mog�y nam
s�u�y� za drogowskazy. Gdy niespodziewany powiew wiatru zdmuchn�� na chwil� g�sty ko�uch,
zda�o mi si�, �e dojrza�em dom rodzinny ojca. Ruszyli�my po omacku na skr�ty po jakim� r�ysku.
Po paru minutach drog� zagrodzi� nam pochylony p�ot. Us�yszeli�my skowyt psa, znak, �e
znale�li�my si� w pobli�u jakiego� ludzkiego siedliska. Pies nie szczeka�, a jedynie zaskomla� i
szarpi�c w panice kr�tki �a�cuch umkn�� do budy. Warcza� stamt�d, ale wi�cej by�o w tym strachu
ni� gro�by.
By�o co� zamierzch�ego w tej niesamowitej mgle. �on